sobota, 8 grudnia 2012

Medytacja z Ajahnem Sumedho 19

Zauważ jak irytującym jest proste bycie zdolnym do widzenia, słyszenia, smakowania, wąchania i dotykania. Jest w tym zawsze coś nie do końca w porządku. To albo za zimne, albo za gorące; mamy ból głowy czy pleców; niechciane hałasy, zapachy i tym podobne wchodzą w kontakt z tą formą – jako rezultat tego doświadczamy piękna i brzydoty, przyjemności i bólu. Ale nawet przyjemność jest irytująca, kiedy o tym pomyślisz. Lubimy przyjemność, ale sporo przyjemności również jest wyczerpujące i irytujące. To nie krytycyzm. To tylko zauważenie, że mając ludzkie ciało, tak to jest; oddychanie jest jak to; świadomość jest jak to.

Rozważ jak wrażliwymi jesteśmy w relacji ze słowami i myślami. Można coś powiedzieć i obrazić każdego po prostu przez pewną intonację głosu. Używanie pewnych słów może być bardzo stresujące. Pamiętamy rzeczy przeszłe, przyjemne bądź nieprzyjemne. Nasze umysły mogą ulec obsesji na temat rzeczy, które nie powinny się były wydarzyć w przeszłości. Mamy spore poczucie winy i wyrzuty sumienia albo awersję do samego siebie z powodu błędów, omyłek czy nieodpowiednich działań, które pamiętamy. Możemy stać się rzeczywiście neurotyczni ponieważ w obecnym momencie ulegamy totalnej obsesji na temat tego czego nie powinniśmy byli zrobić dwadzieścia lat temu. Możemy wprowadzić się w rzeczywiste stany depresji i rozpaczy.

Bycie urodzonym jako ludzka istota jest prawdziwym wyzwaniem w odniesieniu do tego jak użyć doświadczenia narodzin, tego ludzkiego doświadczenia, tego wrażliwego stanu tak jak go przeżywamy. Pewni ludzie myślą o popełnieniu samobójstwa: „Po prostu skończyć z tym” - takie to trudne do zniesienia, zbyt wiele trzeba wytrzymać, całe życie tego stałego poirytowania i winy, wyrzutów i lęku przed nieznanym. To może być tak całkowicie przygnębiające, że myślimy iż lepiej jest się zabić. Budda zachęca nas byśmy się przebudzili na to, nauczyli się z tego doświadczenia, dostrzegli w nim sposobność, wyzwanie. Możemy rozwinąć mądrość przez kontemplację uwarunkowań i doświadczenia które mamy w życiu – a na które nie ma gwarancji, że będą najlepsze. Wielu z nas doświadczyło wszelkich rodzajów frustracji, rozczarowań, deziluzji, porażek. Oczywiście, jeżeli bierzemy to wszystko to osobiście, chcemy skończyć z tym jak najszybciej. Ale jeżeli włożymy to w kontekst poznawania świata jako świata, możemy przyjąć każde doświadczenie. Mamy nadzwyczajną zdolność do uczenia się z nawet najbardziej niesprawiedliwych i żałosnych, bolesnych i nieprzyjemnych warunków.

Niektórzy ludzie myślą, że dobra kamma to mieć przyjemną przejażdżkę przez życie, urodzić się w bogatej rodzinie o wysokim statusie, z pięknym wyglądem, inteligencją. Łatwe życie pełne dobrodziejstw, błogosławieństw z wszelkimi dobrymi rzeczami. To dojrzenie zasług, dobra parami (cnota). Ale kiedy patrzę na moje życie, wielkie wyzwania z którymi się zetknąłem i które mną wstrząsnęły, wzburzyły, rozczarowały mnie aż do punktu gdzie rozważałem samobójstwo - „Po prostu chcę z tym skończyć. Nie chcę spędzać coraz to nowych lat w tym na tym świecie. Nie daję rady” - przebudzając się na to, zrozumiałem, że całkiem chętnie jestem gotowy przyjąć to co niesie ze sobą życie oraz uczyć się z tego. Jest to wyzwanie: zobaczenie tego jako okazji jako mamy jak ludzkie istoty, świadome istoty.

Nauki Buddy są naukami wskazującymi na to. Są tu by przebudzić cię raczej niż uwarunkować. To nie sprawa próbowania uchwycenia się ich, zajęcia doktrynalnej pozycji ale potraktowanie ich jako środków dla wypracowania i zachęcenia do przebudzonej przytomności, uważności, intuicji. Zamiast obawy przed wrażliwością, rzeczywiste otwarcie się na nią: bycie w pełni wrażliwym raczej niż nie mające końca próby chronienia samego siebie przed bólem i niepowodzeniem.

Znanie świata jako świata nie jest rezygnacją na sposób negatywny - „Och, wiesz jaki jest ten świat” - jak gdyby był on zły, jakby było z nim coś nie tak. To nie znanie świata. „Znanie” jest sprawą studiowania, zainteresowania, dociekania, egzaminowania doświadczenia, i rzeczywiście bycia chcącym dostrzec i poczuć jego negatywną stronę. To nie sprawa szukania zmysłowych przyjemności, przyjemnych doświadczeń, ale sprawa dostrzeżenia twoich najbardziej rozczarowujących, największych porażek jako okoliczności do nauki, jako szansy na przebudzenie: można powiedzieć, że są one devadutami czy „niebiańskimi posłańcami” które potrząsają naszym ramieniem i mówią: „Obudź się!” Dlatego też w Nauce Buddy, starość, choroba, ułomności i strata są widziane jako devaduty. Słowo devaduta jest słowem Pali, duta oznacza „posłańca” jakiegoś rodzaju, deva to „anielski” czy „niebiański” zatem są one niebiańskimi posłańcami przysłanymi by nas ostrzec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.