Zauważ jak irytującym jest
proste bycie zdolnym do widzenia, słyszenia, smakowania, wąchania i
dotykania. Jest w tym zawsze coś nie do końca w porządku. To albo
za zimne, albo za gorące; mamy ból głowy czy pleców; niechciane
hałasy, zapachy i tym podobne wchodzą w kontakt z tą formą –
jako rezultat tego doświadczamy piękna i brzydoty, przyjemności i
bólu. Ale nawet przyjemność jest irytująca, kiedy o tym
pomyślisz. Lubimy przyjemność, ale sporo przyjemności również
jest wyczerpujące i irytujące. To nie krytycyzm. To tylko
zauważenie, że mając ludzkie ciało, tak to jest; oddychanie jest
jak to; świadomość jest jak to.
Rozważ jak wrażliwymi
jesteśmy w relacji ze słowami i myślami. Można coś powiedzieć i
obrazić każdego po prostu przez pewną intonację głosu. Używanie
pewnych słów może być bardzo stresujące. Pamiętamy rzeczy
przeszłe, przyjemne bądź nieprzyjemne. Nasze umysły mogą ulec
obsesji na temat rzeczy, które nie powinny się były wydarzyć w
przeszłości. Mamy spore poczucie winy i wyrzuty sumienia albo
awersję do samego siebie z powodu błędów, omyłek czy
nieodpowiednich działań, które pamiętamy. Możemy stać się
rzeczywiście neurotyczni ponieważ w obecnym momencie ulegamy
totalnej obsesji na temat tego czego nie powinniśmy byli zrobić
dwadzieścia lat temu. Możemy wprowadzić się w rzeczywiste stany
depresji i rozpaczy.
Bycie urodzonym jako ludzka
istota jest prawdziwym wyzwaniem w odniesieniu do tego jak użyć
doświadczenia narodzin, tego ludzkiego doświadczenia, tego
wrażliwego stanu tak jak go przeżywamy. Pewni ludzie myślą o
popełnieniu samobójstwa: „Po prostu skończyć z tym” - takie
to trudne do zniesienia, zbyt wiele trzeba wytrzymać, całe życie
tego stałego poirytowania i winy, wyrzutów i lęku przed nieznanym.
To może być tak całkowicie przygnębiające, że myślimy iż
lepiej jest się zabić. Budda zachęca nas byśmy się przebudzili
na to, nauczyli się z tego doświadczenia, dostrzegli w nim
sposobność, wyzwanie. Możemy rozwinąć mądrość przez
kontemplację uwarunkowań i doświadczenia które mamy w życiu –
a na które nie ma gwarancji, że będą najlepsze. Wielu z nas
doświadczyło wszelkich rodzajów frustracji, rozczarowań,
deziluzji, porażek. Oczywiście, jeżeli bierzemy to wszystko to
osobiście, chcemy skończyć z tym jak najszybciej. Ale jeżeli
włożymy to w kontekst poznawania świata jako świata, możemy
przyjąć każde doświadczenie. Mamy nadzwyczajną zdolność do
uczenia się z nawet najbardziej niesprawiedliwych i żałosnych,
bolesnych i nieprzyjemnych warunków.
Niektórzy ludzie myślą,
że dobra kamma to mieć przyjemną przejażdżkę przez
życie, urodzić się w bogatej rodzinie o wysokim statusie, z
pięknym wyglądem, inteligencją. Łatwe życie pełne
dobrodziejstw, błogosławieństw z wszelkimi dobrymi rzeczami. To
dojrzenie zasług, dobra parami (cnota). Ale kiedy patrzę na
moje życie, wielkie wyzwania z którymi się zetknąłem i które
mną wstrząsnęły, wzburzyły, rozczarowały mnie aż do punktu
gdzie rozważałem samobójstwo - „Po prostu chcę z tym skończyć.
Nie chcę spędzać coraz to nowych lat w tym na tym świecie. Nie
daję rady” - przebudzając się na to, zrozumiałem, że całkiem
chętnie jestem gotowy przyjąć to co niesie ze sobą życie oraz
uczyć się z tego. Jest to wyzwanie: zobaczenie tego jako okazji
jako mamy jak ludzkie istoty, świadome istoty.
Nauki Buddy są naukami
wskazującymi na to. Są tu by przebudzić cię raczej niż
uwarunkować. To nie sprawa próbowania uchwycenia się ich, zajęcia
doktrynalnej pozycji ale potraktowanie ich jako środków dla
wypracowania i zachęcenia do przebudzonej przytomności, uważności,
intuicji. Zamiast obawy przed wrażliwością, rzeczywiste otwarcie
się na nią: bycie w pełni wrażliwym raczej niż nie mające końca
próby chronienia samego siebie przed bólem i niepowodzeniem.
Znanie świata jako świata
nie jest rezygnacją na sposób negatywny - „Och, wiesz jaki jest
ten świat” - jak gdyby był on zły, jakby było z nim coś nie
tak. To nie znanie świata. „Znanie” jest sprawą studiowania,
zainteresowania, dociekania, egzaminowania doświadczenia, i
rzeczywiście bycia chcącym dostrzec i poczuć jego negatywną
stronę. To nie sprawa szukania zmysłowych przyjemności,
przyjemnych doświadczeń, ale sprawa dostrzeżenia twoich
najbardziej rozczarowujących, największych porażek jako
okoliczności do nauki, jako szansy na przebudzenie: można
powiedzieć, że są one devadutami czy „niebiańskimi
posłańcami” które potrząsają naszym ramieniem i mówią:
„Obudź się!” Dlatego też w Nauce Buddy, starość, choroba,
ułomności i strata są widziane jako devaduty. Słowo
devaduta jest słowem Pali, duta oznacza „posłańca”
jakiegoś rodzaju, deva to „anielski” czy „niebiański”
zatem są one niebiańskimi posłańcami przysłanymi by nas ostrzec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.