Niektórzy radykalni uczniowie Tacjana
przypisywali wręcz aktowi seksualnemu fakt pierwotnej utraty Ducha
przez Adama i Ewę. Utrzymywali, że Ewa napotkała węża,
reprezentanta świata zwierzęcego, a on nauczył ją robić to, co
robią zwierzęta — mianowicie kopulacji. Tak zatem Adam i Ewa,
przyłączywszy się — poprzez „useksualnienie” — do
królestwa zwierząt, znaleźli się na śliskim stoku, który przez
seksualność powiódł ich ku dziedzinie zwierzęcej, a stąd ku
grobowi.
W obu tych perspektywach utratę przez człowieka wyższości nad zwierzętami z brutalną jasnością ukazuje fakt, że ludzie, stając się śmiertelni, zaczęli ze światem zwierząt dzielić sprawy płci.
Była to ponura wizja. Zgodnie z nią dawna ciągłość między człowiekiem i światem przyrody uległa zerwaniu, a wraz z nią — założenie, iż społeczność ludzka organicznie wyrosła z naturalnych konieczności. Poprzez złączenie płciowe Adam i Ewa nie ufundowali ani nie kontynuowali społeczeństwa, lecz upadli w fałszywe społeczeństwo. Teraz ludzka społeczność, ukonstytuowana i utrzymywana w istnieniu przez małżeństwo, już nie rozwijała się naturalnie; tworzył ją raczej milczący „seksualny kontrakt społeczny”. Aby ją podtrzymywać, ludzie musieli się zrzec — i czynić to ciągle w przyszłości — owych niezbywalnych, początkowych cech, jakie pierwotnie różniły ich od zwierząt, kiedy to byli istotami nieśmiertelnymi za sprawą Ducha Bożego. Nieprzerwanie rozwijając strukturę społeczną poprzez układy małżeńskie połączone ze stosunkami cielesnymi, ludzie skazywali się na uczestnictwo w jeszcze innym aspekcie życia zwierząt: pozostawali istotami śmiertelnymi, nieznającymi życiodajnego dotknięcia Ducha Boga. Początek życia płciowego poprzez małżeństwo oznaczał więc czynne włączenie się w cykl śmiertelności: „A małżeństwo poszło w ślad za niewiastą, za małżeństwem poszło płodzenie, za płodzeniem zaś poszła śmierć”.
Była to wizja mająca spłaszczyć społeczny pejzaż świata rzymskiego. Społeczeństwo, które współcześni o pogodniejszym usposobieniu lubili portretować jako rozkwitające z pokolenia na pokolenie dzięki naturalnemu prokreacyjnemu popędowi młodych mężczyzn i kobiet, teraz przedstawiano jako nieodwołalnie osuwające się w grób: „Świat jest stworzony, miasta są przyozdobione, a umarłych ciągle wynosi się na zewnątrz”. Seksualność za jednym zamachem oderwano od społeczeństwa. Społeczności pogańskie i żydowskie żywiły silną wiarę w zdolność człowieka do uspołecznienia fizycznych popędów, które ludzie dzielili ze światem zwierząt. Uważali, że płciowość można wcisnąć w zaczarowany krąg społeczeństwa. Choć nieuporządkowane impulsy seksualne mogły nawet bardzo silnie niepokoić ludzi pobożnych, to przecież ów niepokój trzymała w ryzach pewność, że istnieje coś takiego jak „dobry” seks, to znaczy seks społecznie użyteczny; wyrzec się należało tylko antyspołecznych aspektów płciowości. Taki optymizm enkratyci zdyskwalifikowali jako selektywne i arbitralne szufladkowanie. Seks był seksem — gdziekolwiek, kiedykolwiek i z kimkolwiek uprawiany; każdy, dozwolony czy niedozwolony, ukazywał jasno obecny rozbrat ludzkości z Duchem Boga.
W obu tych perspektywach utratę przez człowieka wyższości nad zwierzętami z brutalną jasnością ukazuje fakt, że ludzie, stając się śmiertelni, zaczęli ze światem zwierząt dzielić sprawy płci.
Była to ponura wizja. Zgodnie z nią dawna ciągłość między człowiekiem i światem przyrody uległa zerwaniu, a wraz z nią — założenie, iż społeczność ludzka organicznie wyrosła z naturalnych konieczności. Poprzez złączenie płciowe Adam i Ewa nie ufundowali ani nie kontynuowali społeczeństwa, lecz upadli w fałszywe społeczeństwo. Teraz ludzka społeczność, ukonstytuowana i utrzymywana w istnieniu przez małżeństwo, już nie rozwijała się naturalnie; tworzył ją raczej milczący „seksualny kontrakt społeczny”. Aby ją podtrzymywać, ludzie musieli się zrzec — i czynić to ciągle w przyszłości — owych niezbywalnych, początkowych cech, jakie pierwotnie różniły ich od zwierząt, kiedy to byli istotami nieśmiertelnymi za sprawą Ducha Bożego. Nieprzerwanie rozwijając strukturę społeczną poprzez układy małżeńskie połączone ze stosunkami cielesnymi, ludzie skazywali się na uczestnictwo w jeszcze innym aspekcie życia zwierząt: pozostawali istotami śmiertelnymi, nieznającymi życiodajnego dotknięcia Ducha Boga. Początek życia płciowego poprzez małżeństwo oznaczał więc czynne włączenie się w cykl śmiertelności: „A małżeństwo poszło w ślad za niewiastą, za małżeństwem poszło płodzenie, za płodzeniem zaś poszła śmierć”.
Była to wizja mająca spłaszczyć społeczny pejzaż świata rzymskiego. Społeczeństwo, które współcześni o pogodniejszym usposobieniu lubili portretować jako rozkwitające z pokolenia na pokolenie dzięki naturalnemu prokreacyjnemu popędowi młodych mężczyzn i kobiet, teraz przedstawiano jako nieodwołalnie osuwające się w grób: „Świat jest stworzony, miasta są przyozdobione, a umarłych ciągle wynosi się na zewnątrz”. Seksualność za jednym zamachem oderwano od społeczeństwa. Społeczności pogańskie i żydowskie żywiły silną wiarę w zdolność człowieka do uspołecznienia fizycznych popędów, które ludzie dzielili ze światem zwierząt. Uważali, że płciowość można wcisnąć w zaczarowany krąg społeczeństwa. Choć nieuporządkowane impulsy seksualne mogły nawet bardzo silnie niepokoić ludzi pobożnych, to przecież ów niepokój trzymała w ryzach pewność, że istnieje coś takiego jak „dobry” seks, to znaczy seks społecznie użyteczny; wyrzec się należało tylko antyspołecznych aspektów płciowości. Taki optymizm enkratyci zdyskwalifikowali jako selektywne i arbitralne szufladkowanie. Seks był seksem — gdziekolwiek, kiedykolwiek i z kimkolwiek uprawiany; każdy, dozwolony czy niedozwolony, ukazywał jasno obecny rozbrat ludzkości z Duchem Boga.
Peter Brown
Ciało i społeczeństwo. Mężczyźni
i kobiety we wczesnym
-->
chrześcijaństwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.