piątek, 22 listopada 2024

Ostatnia orgia gestapo czyli o żydowskiej pornografii holocaustycznej

 Holokaust i pornografia

Helga jest funkcjonariuszką SS-Totenkopfverbände. Nosi długie oficerki wypastowane na wysoki połysk. Na ramieniu ma krwistoczerwoną opaskę ze swastyką, a jej kształtne ciało opina obcisły czarny mundur.

Bryczesy uwydatniają jej krągłe pośladki, a kurtka jest do połowy rozpięta. Inaczej być nie może, bo Helga ma wyjątkowo bujny biust, który nie mieści się w mundurze SS. Jej piersi dosłownie wylewają się z dekoltu. Stroju dopełniają skórzane rękawiczki, pejcz i czapka z trupią czaszką, spod której wypływają blond loki.

Helga jest komendantką w obozie jenieckim o zaostrzonym rygorze. Za dnia pilnuje, żeby nikt z niego nie uciekł, a w nocy zaspokaja swój nienasycony temperament seksualny. Każe sprowadzać do swojej kwatery młodych, przystojnych jeńców i dokonuje na nich czynów lubieżnych. Gwałci ich, bije i upokarza.

Pewnej nocy jeden z jeńców, dzielny amerykański pilot – nazwijmy go John – wyłamuje zamek w drzwiach swojego baraku. Obezwładnia strażnika i zdobywa broń. Nie rzuca się jednak do ucieczki. Zamiast w stronę drutów i majaczącej za nimi ciemnej ściany lasu kieruje się do kwatery demonicznej Helgi…

Przerażona Niemka zostaje bezceremonialnie wyrwana z łóżka. Jest w samej bieliźnie. Z lękiem patrzy na mierzącego do niej z parabellum Amerykanina. Teraz John kontroluje sytuację. Kobieta bez munduru, pejcza i pistoletu jest bezradna, bezbronna. Młody mężczyzna może z nią zrobić, co chce. Rzuca Helgę na podłogę, a drugą ręką powoli rozpina rozporek. Nadszedł czas zemsty.

To typowy zarys fabuły „Stalagów”, czyli tanich brukowych powieści pornograficznych osadzonych w stylistyce Trzeciej Rzeszy. Książeczki te, sprzedawane na izraelskich dworcach i w kioskach, na początku lat sześćdziesiątych cieszyły się zawrotnym powodzeniem. Wabiące krzykliwymi, ociekającymi seksem okładkami, były dosłownie rozchwytywane przez młodych Żydów.

Proces Eichmanna

– Konwencja była na ogół taka sama – tłumaczy profesor Hanna Jablonka z Uniwersytetu Ben Guriona. – Narratorem pisanej w pierwszej osobie opowieści był młody amerykański lub brytyjski pilot zestrzelony przez Luftwaffe nad terytorium wroga. Wzięty przez Niemców do niewoli trafiał do obozu jenieckiego.

Tam wpadał w oko wyuzdanej, jurnej teutońskiej strażniczce o niezdrowych skłonnościach. Potem następował ciąg ostrych pornograficznych scen, w których bohater z najdrobniejszymi szczegółami opisywał kolejne perwersyjne praktyki, których padł ofiarą. – Były to praktyki sadomasochistyczne – podkreśla profesor Jablonka.

Wyobraźnia autorów tej „literatury” przekraczała wszelkie granice. Obok klasycznego batożenia, ściskania genitaliów, przeczołgiwania po podłodze i szczucia owczarkami niemieckimi w „Stalagach” można było znaleźć opisy wyrafinowanych tortur. Jedna z esesmanek na przykład wysmarowała jądra swojej ofiary miodem, a następnie wypuściła na niego rój rozwścieczonych os.

Wyobraźnię czytelnika pobudzały liczne fetysze: swastyki, runy SS, wysokie buty na obcasach, pejcze i skórzane pasy, pistolety maszynowe oraz drut kolczasty.

Prawdziwa i brutalnie szczera opowieść o życiu jeńców dręczonych przez sadystyczne dziewczęta – głosiła notka reklamowa na odwrocie jednego ze „Stalagów”. – Esencją ich działań jest przepełnione pożądaniem czerpanie perwersyjnej przyjemności z bólu. Bezwzględne wykorzystywanie męskości jeńców, którzy znajdują się na ich łasce.

Największym wrogiem pornografii jest monotonia, wszystko więc rozgrywało się w rozmaitych konfiguracjach. Dwie panie z jednym panem, dwóch panów z jedną panią. Czasami opisywane były całe orgie, a niekiedy strony zamieniały się rolami. W części książek to sadystyczni niemieccy strażnicy znęcali się nad niewinnymi anglosaskimi dziewczętami.

Niezależnie od pomniejszych różnic „fabuły” finał „Stalagów” zawsze był taki sam: ofiary krwawo mściły się na swoich dręczycielach. Gwałciły ich, upokarzały, a następnie brutalnie uśmiercały.

Choć wydawcy informowali, że „Stalagi” są hebrajskimi tłumaczeniami autentycznych wspomnień byłych anglosaskich jeńców – było to kłamstwo. A raczej chwyt marketingowy. W rzeczywistości książki były taśmowo produkowane na miejscu, w Izraelu.

Pod pseudonimami pisali je żydowscy literaci. To oni wymyślali imiona rzekomych jeńców – Mike Longshot, Ralph Butcher czy Mike Bader – i ich niesamowite, pełne seksu i przemocy przygody. Czasy dla ludzi pióra były wówczas w Izraelu trudne, a pisanie „Stalagów” uznawano za nieźle płatną chałturę.

Książki te pojawiły się w sprzedaży na początku lat sześćdziesiątych. Był to w historii Izraela okres szczególny. W Jerozolimie w kwietniu 1961 roku ruszył bowiem proces Obersturmbannführera SS Adolfa Eichmanna, uprowadzonego z Argentyny narodowosocjalistycznego zbrodniarza, jednego z organizatorów masowej eksterminacji Żydów podczas II wojny światowej.

To właśnie na fali zainteresowania procesem Eichmanna i Holokaustem wydawcy „Stalagów” odnieśli największy komercyjny sukces. Izraelscy czytelnicy dosłownie rzucili się na książki o gwałtach i bezeceństwach dokonywanych w hitlerowskich obozach.

W tych samych gazetach, które ze szczegółami informowały o przebiegu jerozolimskiego procesu, drukowane były reklamy „Stalagów” z kiczowatymi rysunkami półnagich esesmanek wymachujących batami. Bohaterem jednej z pornograficznych książeczek był zresztą sam Eichmann.

Najpopularniejsza pozycja tej serii, Stalag 13, sprzedała się w 25 tysiącach egzemplarzy. Biorąc pod uwagę, że w Izraelu mieszkały wówczas zaledwie 2 miliony ludzi, był to zawrotny sukces. Wydawcy „Stalagów” zarabiali krocie.

Trauma Zagłady

Kto czytał „Stalagi”? Głównie młodzi mężczyźni (choć nie tylko), w przeważającej części synowie ocalałych z Holokaustu. Dlaczego izraelskie nastolatki sięgały po ten rodzaj literatury? Dziś, po latach, część z nich odpowiada na to pytanie bez ogródek:

– Byliśmy młodzi, nasze hormony szalały – mówi mój znajomy Izraelczyk, który do Palestyny przyjechał po wojnie jako mały chłopczyk – „Stalagi” były zaś jedyną pornografią dostępną wówczas w państwie żydowskim. Służyły nam do bardzo prozaicznej rzeczy. Do czego? Do pobudzenia się w trakcie masturbacji. Ot i całe wytłumaczenie. Nie ma sensu dorabiać do tego jakiejś wielkiej historii.

Zdaniem badaczy tego fenomenu przyczyny popularności „Stalagów” były jednak znacznie głębsze.

– Przede wszystkim był to protest przeciwko rodzicom i ich wartościom – tłumaczy profesor Hanna Jablonka. – Izraelskie społeczeństwo w tamtych czasach było bardzo konserwatywne, zachowawcze. Ówczesne nastolatki buntowały się przeciwko temu. A jednym z przejawów było czytanie pod kołdrą z wypiekami na twarzy kolejnych „Stalagów”. To był ówczesny owoc zakazany.

Nie przypadkiem jednak szczyt popularności „Stalagów” przypada na proces Adolfa Eichmanna. Do tego czasu w Izraelu niewiele bowiem mówiło się i pisało o Holokauście.

– Lata czterdzieste i pięćdziesiąte to w dziejach Izraela okres niezwykle trudny – mówi profesor Jablonka. – Żydzi z mozołem budowali swoje państwo, borykając się przy tym z poważnymi problemami ekonomicznymi. Musieli przyjąć i zintegrować olbrzymie masy imigrantów. I toczyć walkę z otaczającymi ich Arabami. Wszystko to sprawiało, że Holokaust nie był wówczas tematem z pierwszych stron gazet. Izraelczycy mieli inne, bardziej palące problemy. Zajmowała ich teraźniejszość, a nie przeszłość.

Jest jeszcze jeden powód milczenia na temat Zagłady. Część bliskowschodnich Żydów wstydziła się za swoich krewniaków z Europy, którzy poszli do komór gazowych jak „owce prowadzone na rzeź”. Ocalałych z Holokaustu – którzy dzisiaj w Izraelu mają status świętych – w latach czterdziestych i pięćdziesiątych część współobywateli traktowała z niechęcią i pogardą. Ich traumatyczne przeżycia nikogo nie interesowały.

Mało tego, według niezwykle rozpowszechnionego, krzywdzącego stereotypu, Żydzi, którym udało się przeżyć niemieckie obozy, musieli mieć coś na sumieniu. Kobiety zapewne oddawały się esesmanom, a mężczyźni sprawowali funkcje obozowych kapo. Aby ratować życie – uważano – musieli się dopuścić jakichś niegodnych czynów.

Była to oczywiście fałszywa generalizacja. Opinie te docierały jednak do dzieci ocalałych z Holokaustu i wywoływały w nich wstyd i frustrację. Wstyd za rodziców, którzy nie walczyli z nazistami, więc byli bezwolnymi tchórzami. Frustrację z powodu tego, że oprawcy ich bliskich nie ponieśli kary za swe potworne czyny.

Według części badaczy lektura „Stalagów” pozwalała to wszystko odreagować. Młodzi czytelnicy książek identyfikowali się z dręczonymi i gwałconymi jeńcami – a na koniec mogli poznać słodki smak zemsty. Z wypiekami na twarzy czytali, jak role się odwracają i teraz hitlerowskie strażniczki wiją się i pełzają u stóp swoich ofiar.

– Nie jestem zwolenniczką tej teorii – mówi profesor Hanna Jablonka. – Choć rzeczywiście w ówczesnej kulturze masowej skierowanej do młodzieży pojawiały się podobne wątki. Weźmy choćby niezwykle popularne komiksy z cyklu „Dan-Tarzan”, czyli izraelską wersję przygód Tarzana. Główny bohater tych opowieści był żydowskim mścicielem, który łapał i przykładnie karał ukrywających się na całym świecie niemieckich zbrodniarzy.

Według części badaczy uczynienie głównymi postaciami „Stalagów” amerykańskich pilotów było kamuflażem. Czytelnicy doskonale zdawali sobie sprawę, że te książki tak naprawdę dotyczą Holokaustu. To żydowskie ofiary Zagłady miały być prawdziwymi bohaterami „Stalagów”.

Duchowym ojcem „Stalagów” był popularny izraelski pisarz Jechiel De-Nur. Był to polski Żyd z Sosnowca, który dwa lata przesiedział w Auschwitz. Po wojnie wyjechał do Palestyny, gdzie zrobił zawrotną karierę literacką. Napisał tam szereg wspomnieniowych książek pod pseudonimem Kacetnik 135633, łączącym popularne określenie więźnia niemieckiego kacetu z numerem obozowym autora.

Choć De-Nur utrzymywał, że jego książki są w stu procentach prawdziwe, w rzeczywistości były fikcją literacką. Autor mocno popuszczał wodze wyobraźni, a jego dzieła roiły się od wymyślonych, ale niezwykle naturalistycznych opisów seksu i przemocy.

Jego najsłynniejszą książką był wydany w 1955 roku Dom lalek. De-Nur przedstawił w niej losy swojej siostry, która trafiła do Auschwitz, gdzie została zmuszona do pracy jako prostytutka w słynnym burdelu w bloku 24. Gdy zamieniła się w strzęp człowieka – została przez Niemców zgładzona.

Wszystko to było konfabulacją. Jechiel De-Nur nie miał siostry, a do bloku 24 nie przyjmowano Żydówek. W Izraelu Dom lalek cieszył się jednak wielkim powodzeniem. Nieco mniej pikantne fragmenty powieści trafiły nawet do kanonu lektur szkolnych. Uczniowie czytali je jako autentyczną, wstrząsającą opowieść o Holokauście.

Sześć lat później De-Nur poszedł za ciosem i napisał książkę Piepel. Tym razem jej bohaterem był jego rzekomy brat, który miał być w obozie gwałcony przez homoseksualnych esesmanów. Choć proza De-Nura stała na nieco wyższym poziomie niż „Stalagi”, to właśnie on wyznaczył kierunek tego nurtu.

Warto dodać, że De-Nur wystąpił na procesie Eichmanna i był to najbardziej dramatyczny moment całego spektaklu. Pisarz miał zeznawać jako świadek. Zamiast tego wygłosił płomienne oświadczenie o horrorze Auschwitz. A potem spojrzał w oczy Eichmannowi i teatralnie zemdlał. Policjanci musieli wynieść go z sali rozpraw.

– Bez wątpienia twórczość Kacetnika wywarła duży wpływ na autorów „Stalagów” – mówi profesor Jablonka. – W jego książkach i zeznaniach ocalałych składanych na procesie Eichmanna pojawiły się niezwykle drastyczne opisy prześladowań, których ofiarą padli Żydzi. Między innymi przemocy seksualnej. To wtedy izraelskie społeczeństwo po raz pierwszy zetknęło się z relacjami o Szoah mówionymi w pierwszej osobie. Holokaust, który do tej pory był abstrakcją, nagle zyskał ludzkie, namacalne oblicze. Był to przełomowy moment w procesie kształtowania się świadomości narodu izraelskiego.

Tajne archiwum

Wydawcy i autorzy „Stalagów” ukrywali, że prawdziwymi bohaterami książek z tego cyklu są Żydzi, nie tylko dlatego, że „amerykańskie powieści” lepiej się sprzedawały. Chodziło również o to, by zbytnio nie przeciągnąć struny i nie prowokować władz.

Rozmaite izraelskie urzędy i tak były zasypywane skargami oburzonych obywateli i obywatelek. Według nich „Stalagi” „wypaczały młode pokolenie” i „siały zgorszenie”, przyczyniały się do epidemii onanizmu wśród nastolatków i wzrostu przestępczości na ulicach izraelskich miast.

Wydawcy „Stalagów” stąpali więc po kruchym lodzie. O tym, że ich obawy były uzasadnione, świadczy historia najgłośniejszej książki tego nurtu. Mowa o wydanej w 1963 roku powieści Byłam prywatną suką pułkownika Schultza. Po raz pierwszy autor odważył się wówczas uczynić głównym bohaterem Żyda. A konkretnie Żydówkę.

Była to kobieta, która znalazła się w obozie koncentracyjnym – i napotkała tam tytułowego pułkownika Schultza. Ten zdeprawowany do szpiku kości, zboczony oficer SS uczynił z nieszczęsnej dziewczyny swoją seksualną niewolnicę. Zrobił to w sposób osobliwy, bo… kazał jej udawać psa.

Kobieta musiała chodzić na czworakach na smyczy, jeść z miski, szczekać i spełniać wszystkie lubieżne zachcianki swojego niemieckiego „pana”. W finale powieści doszło jednak do nieoczekiwanego zwrotu akcji. Tak, nietrudno się domyślić – bohaterowie zamienili się rolami. Pułkownik Schultz został psem Żydówki.

Powieść wywołała eksplozję oburzenia Izraelczyków. Władze nie miały wyjścia – musiały wkroczyć do akcji. Na nic zdały się zapewnienia wydawcy, że Byłam prywatną suką pułkownika Schultza ma „cenne walory edukacyjne”. Sąd uznał, że zawiera ona antysemicką pornografię, i wydał bezwzględny zakaz jej sprzedaży. Mało tego, nakazał konfiskatę wszystkich wydrukowanych egzemplarzy.

Zaczęło się od policyjnego rajdu na kioski przy dworcu autobusowym w Tel Awiwie. W miejscu tym przecinały się wszystkie drogi ówczesnego Izraela i było to jednocześnie prawdziwe zagłębie „Stalagów”. Cały teren dworca został otoczony przez policję, a następnie metodycznie przeszukany. Wszystkie egzemplarze zakazanej powieści trafiły do radiowozów. To samo powtórzyło się w innych miastach.

Był to początek wojny, którą państwo Izrael wypowiedziało „Stalagom”. Wkrótce wszystkie pornograficzne książki musiały zniknąć z kiosków i cały przemysł zszedł do podziemia. „Stalagi” od tej pory sprzedawano spod lady. Było to jednak nieopłacalne, bo nakłady siłą rzeczy były znacznie niższe, a za dystrybucję pornopowieści groziły wysokie grzywny.

W efekcie fenomen „Stalagów” przeminął. Egzemplarze skonfiskowane przez władze zostały zniszczone. A te, które się zachowały, trafiły do prywatnych kolekcjonerów. Do dzisiaj w Izraelu prężnie działa niewielkie środowisko fanów i zbieraczy pornograficznych książek sprzed sześćdziesięciu lat. Interesuje się też nimi kilku badaczy izraelskiej kultury popularnej.

Konwencja „Stalagów” jednak miała się dobrze. Zainspirowały one filmowców z kilku innych krajów do nakręcenia szeregu filmów klasy B. Najsłynniejszym z nich była bez wątpienia kultowa Ilsa – wilczyca z SS. Ten powstały w 1974 roku w Kanadzie film wyreżyserował Amerykanin żydowskiego pochodzenia David F. Friedman.

W główną rolę wcieliła się obdarzona nadzwyczaj obfitym biustem Dyanne Thorne, była striptizerka z Las Vegas. Grała ona esesmankę, która na zmianę gwałciła więźniów i poddawała ich dziwacznym, okrutnym eksperymentom medycznym.

Podobnych filmów powstało więcej, głównie we Włoszech i Francji. Aby wyrobić sobie o nich zdanie, wystarczy kilka tytułów: Nazistowski obóz miłości 7, SS Girls, Fräulein Diablica, Piekielny pociąg miłości SS, Ostatnia orgia Gestapo. Miejscem akcji tych „dzieł” był albo obóz, albo burdel.

Wróćmy jednak do „Stalagów”. W całym Izraelu zachowała się tylko jedna pełna kolekcja tych książek. Znajduje się ona w Bibliotece Narodowej w Jerozolimie. Instytucja ta ma obowiązek przechowywać wszystkie druki, które kiedykolwiek zostały wydane na terenie państwa żydowskiego.

„Stalagi” zostały tam jednak potraktowane w sposób szczególny – trafiły do prohibitów. Znajdują się w zamkniętym na klucz pomieszczeniu, do którego wpuszczani są tylko nieliczni naukowcy zaopatrzeni w odpowiednie zezwolenie. Zakaz wydany przez izraelski sąd w 1963 roku wciąż bowiem obowiązuje. „Stalagi” są zakazane.

Piotr Zychowicz 

Żydzi 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.