Przypominają
się w tym kontekście słowa E. Voegelina, który definiował
gnostycyzm polityczny (czyt. każdą rewolucyjną doktrynę) jako
"immanentyzację chrześcijańskiego eschatonu". W podobny
sposób kwestię tę ujmował Molnar, który zauważał; że o
atrakcyjności rewolucyjnej doktryny decydowały także inne
czynniki: „Przede wszystkim zaspokajała ona jednostkowy
apetyt na samouwielbienie, przy jednoczesnym zapewnianiu jednostki,
że pracuje ona dla nieodległego celu zbudowania Idealnego
Społeczeństwa. Po drugie, doktryna ta lekką ręką obchodzi się z
ludzką naturą, którą postrzega jako okajdanienie; ludzki materiał
jest postrzegany jako podatny na nieustanne kształtowanie, mogący
być ciągle udoskonalany. Po trzecie więc, skoro wszystko jest
w ruchu, nic nie może być zakazane jako „niemoralne",
„absurdalne", „sprzeczne z ludzką naturą", „szkodliwe
dla stabilności społeczeństwa" lub po prostu jako
„nieprawdziwe", ponieważ każda chwila jest brzemienna w
„nowy świat", w którym stare zasady tracą swoją ważność;
brzemienna w nowy, idealny stan społeczeństwa, w bardziej
„ludzkiego" człowieka"*.
Rewolucjonista żyje więc w „permanentnym stanie metafizycznego
nieusatysfakcjonowania"*. Rewolucjonista jest zawsze
niespokojny. Odrzuca istniejący stan jako nieodpowiadający
swojej „istocie" (rozumianej na sposób rewolucyjny), potępia
indywidualnych ludzi za to, że „nie są wystarczająco społeczni",
a całe społeczeństwo za to, że nie zyskało właściwej dla
siebie „samoświadomości moralnej"*. W tej
sytuacji metafizyczne ustysfakcjonowanie rewolucjonista znajduje
w polityce terroru. „Gdy akt terroru pojawia się, nagle wszystko
staje się możliwe, pojawia się pęknięcie w zwartej strukturze
bytów"* - zauważał Molnar.
*T.
Molnar, The counter-revolution, New York 1969
Grzegorz
Kucharczyk, Christianitas. Od rozkwitu do kryzysu, Wydawnictwo
PROHIBITA, Warszawa 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.