Śmierć zapitego Siergieja Jesienina - w oczach ideologów marksistowskich:
człowieka z marginesu politycznego, społecznego i obyczajowego - była
wielokrotnie zapowiadana, oczekiwana i pożądana (memento: tak kończy
bohema); śmierć Władimira Majakowskiego - w obowiązującej mitologii: człowieka
z marmuru i żelaza - była nieeleganckim dysonansem, towarzyskim nietaktem,
zdradą najszczytniejszych haseł ("Osądzamy bezmyślny, nieuzasadniony postępek
Majakowskiego. Głupia, małoduszna śmierć. Nie możemy zdecydowanie nie
zaprotestować przeciw jego odejściu z życia, jego dziwacznemu końcowi"),
zgrzytem w kampanii promującej nowy produkt / nowy świat (jak nagły zgon
aktora reklamującego margarynę zamieniającą serce w dzwon) i katastrofą
dydaktyczną (nie tak mieli umierać bogowie pionierów i komsomolców). Do
znudzenia więc powtarzano (i brzmiało to wiarygodnie) opinie o zabójczym
przepracowaniu, narastającym przemęczeniu, stresujących utarczkach z
krytykami, co doprowadziło - jak zauważył
Michaił Kolcow - do chwilowego osłabienia "psychiki poety społecznika i
rewolucjonisty". Dzięki temu prostemu zabiegowi (przypisaniu posągowi
słabości zwykłych śmiertelników) za jedynie słuszną uznano teorię
impulsywnego naciśnięcia na spust i - co najważniejsze - uniemożliwiono
oficjalne wysuwanie hipotez alternatywnych oraz głębsze penetrowanie biografii
zmarłego.
Tadeusz Klimowicz
Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach
***
Znany dowcip: ostatnie słowa Majakowskiego przed popełnieniem samobójstwa: "Towarzysze, nie strzelajcie".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.