piątek, 13 maja 2016

Kłopoty to moja specjalność


Detektyw prywatny stanowił więc swoistą projekcję romantycznego „ego” autora i, podobnie jak on, zawiódł się na świecie, który był niezgodny z jego wrażliwością. Marlowe w gruncie rzeczy najbliższy był zasad purytańskich: lojalny w stosunku do klientów, ciężko harujący, bardziej interesował się sprawiedliwością niż własnym bezpieczeństwem i zarobkiem. Był nieprzekupny i czuł w sobie rodzaj powołania. Skazany na siebie odnajdywał w świecie sprzeczność i dwuznaczności, ale nie tylko tolerował je z godnością, ale jeszcze jakby czuł z. tego powodu nieszkodliwą przyjemność.

Sprzeczność należy do świata, więc trzeba zachować wobec niej dystans. Marlowe jest od początku do końca świadomy, iż działa w świecie racji problematycznych, a ostoi w sądzeniu musi szukać w samym sobie. Ma bowiem poczucie wartości i niezależności, współpracuje z policją na tyle, na ile mu to wygodne; wie, iż może gwizdać na prawo i przepisy, ale tylko dopóty, dopóki okazuje się inteligentniejszy od policji i potrafi wskazać przestępcę. Wie, jak brutalna potrafi być policja, swoiste państwo w państwie, żyjące poza prawem. Obowiązuje go więc dyskrecja wobec klientów, która jest dlań - świętością, jak dla adwokata czy księdza. Licencja prywatnego detektywa, przynależność do kasty „ciężkiego fachu”, w którym stale jest się na służbie, stale ryzykuje śmiercią buszując w okolicach zbrodni, zobowiązuje do zawodowej odpowiedzialności i solidarności. I Marlowe słowa dotrzymuje.

Na pierwszy rzut oka bowiem zbiera on cięgi od wszystkich: od gangsterów, klientów i policji. Ma tego pełną świadomość: „kłopoty — powiada — to moja specjalność” i jeszcze: „moim światem jest zbrodnia” (tak zresztą brzmią tytuły dwóch opowiadań Chandlera). Ten węszyciel publiczny, łapacz spraw ciemnych i sprawek podejrzanych, jest zależny od innych: „robię, co mi każą”, i skazany na wścibstwo. A przy tym uciążliwe i mało efektywne zajęcie nie zapewnia mu odpowiedniego statusu. Marlowe jest więc po trosze półpolicjantem, antybohaterem, półgangsterem. Ma w społeczeństwie miejsce niezależne, ale zdany jest wyłącznie na własne siły; działa więc w pewnym sensie poza instytucjami społecznymi, gdyż wobec nich musi się mieć stale na baczności. Pracując pośród nie przez siebie stworzonych reguł gry, reprezentuje tylko własne interesy; fakt ten określa rodzaj jego nieprzystosowania. Przebiegły gracz, wiedzący dużo o naturze ludzkiej, nie daje się nigdy wyprowadzić z równowagi. Twardy, ironiczny, oschły — swoje sentymenty wyjawia w szczególny, obojętny sposób; nie odwzajemnia stanów emocjonalnych, gdyż wie, jak się je wykorzystuje. Jest tedy zawsze czujny i napięty. 


Ze wstępu do Mówi Chandler
Krzysztof Mętrak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.