Z wargami zaciśniętymi na bursztynowym cybuchu fajki, z brodą rozpłaszczoną o ametystowy naszyjnik, z wielkimi palcami wygiętymi nerwowo w jedwabnych pantoflach, Kubłaj-chan wysłuchiwał relacji Marka Polo, nie unosząc powiek. Były to wieczory, kiedy ciążyły mu na sercu opary melancholii.
– Twoje miasta nie istnieją. Może nigdy nie istniały. Z całą pewnością nie będą już istnieć. Po co pocieszasz się złudnymi bajkami? Dobrze wiem, że moje imperium rozkłada się jak trup w grzęzawisku, który zaraża zarówno dziobiące go kruki, jak i bambusy nawożone jego jadem. Czemu o tym mi nie mówisz? Czemu okłamujesz, cudzoziemcze, cesarza Tatarów?
Polo umiał wtórować czarnym nastrojom władcy.
– Tak, imperium jest chore, a co gorsza usiłuje się przyzwyczaić do nękających je boleści. Moje wyprawy mają taki cel: badając dostrzegalne jeszcze ślady szczęścia, mierzę jego niedostatek. Jeśli chcesz wiedzieć, ile mroku cię otacza, musisz wytężyć wzrok w stronę nikłych świateł w oddali.
Italo Calvino, Niewidzialne miasta
tłumaczenie: Alina Kreisberg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.