Wybornie tedy, moim zdaniem, wyraził
się Metrodor w liście swoim, w którym siostrę po stracie wielce
obiecującego syna pociesza tak: «Wszelkie dobra śmiertelników są
też śmiertelne». Mówi zaś o tych dobrach, o które pospolicie
się zabiega. Jako że tamto prawdziwe dobro, mądrość i cnota,
wcale nie umiera, jest pewne i wieczno-trwałe. Tylko ono dostaje się
śmiertelnikom jako nieśmiertelne. Ale ludzie są tak występni i
tak łatwo zapominają, dokąd idą, dokąd ich zbliża każdy dzień,
że dziwią się, gdy cokolwiek tracą, choć czeka ich utrata w
jednym dniu wszystkiego naraz. Co tylko jest takiego, czego panem cię
nazywają, znajduje się wprawdzie u ciebie, ale do ciebie nie
należy: słaby nie może rozporządzać niczym mocnym, znikomy nie
może mieć nic wiecznego i niespożytego. Zginąć jest taką samą
nieuchronną koniecznością, jak coś stracić; i to właśnie,
jeśli je uznajemy, stanowi pocieszenie dla nas. Ponoś stratę
spokojnie: i tak przyjdzie ci z życia odejść. Jakiż więc środek
znajdujemy na te straty?
Ten, byśmy rzeczy utracone zachowali w
pamięci i nie dopuścili, by wraz z nimi uszedł nam i pożytek,
jakiśmy z nich osiągnęli. To, co mamy, może być nam odjęte, ale
okoliczność, żeśmy je mieli, nie podlega rabunkowi nigdy.
Ostatnim niewdzięcznikiem jest ten, kto utraciwszy coś nie poczuwa
się do żadnego długu z tytułu otrzymania owej rzeczy. Samą rzecz
przypadek nam odbiera, lecz korzyść, jaką odnieśliśmy z niej,
pozostawia; my wszelako tracimy także i ją przez nadmierny żal po
samej rzeczy. Mów sobie, że wśród tego, co wydaje się takie
straszne, nie ma nic niepokonalnego.
Zwycięstwa nad różnymi postrachami
odniosło już wielu ludzi. Tak tedy Mucjusz zniósł ogień, Regulus
— krzyż, Sokrates — truciznę, Rutyliusz — wygnanie, Kato —
śmierć zadaną żelazem. Trzebaż i nam cokolwiek zwyciężyć. To
znów, co jako wspaniałe i będące przejawem szczęścia pociąga
zwykły tłum, często i przez wielu było wzgardzone. Fabrycjusz
jako wódz odrzucił bogactwa, a jako cenzor piętnował je. Tubero
uznał ubóstwo za godne i siebie, i Kapitolu, gdy używając na
uczcie publicznej glinianych naczyń dał do poznania, że człowiek
powinien zadowalać się tym, czym wciąż jeszcze posługiwali się
bogowie. Ojciec Sekscjusz, który urodził się do tego, by zająć
się sprawami publicznymi, odrzucił zaszczytne godności i nie
przyjął szerokiego purpurowego obramowania tuniki, ofiarowanego mu
przez boskiego Juliusza. Rozumiał bowiem, że wszystko, co może być
dane, może być też odebrane. Uczyńmyż i my coś równie
śmiałego, abyśmy się znaleźli między tymi przykładami. Czemuż
upadamy na duchu? Czemuż rozpaczamy? Czego można było dokazać
dawniej, można i dziś. Oczyśćmy tylko dusze nasze i podążajmy
za naturą, bo kto się od niej oddali, musi pożądać, bać się i
zostawać w niewoli u rzeczy przypadkowych. Możemy jeszcze powrócić
na prostą drogę, możemy jeszcze odzyskać dawną nieskazitelność.
Odzyskajmy ją, byśmy mogli znosić wszystkie boleści niezależnie
od tego, w jaki sposób opadną one nasze ciało; byśmy mogli
powiedzieć losowi: «Z mężem masz do czynienia. Szukaj sobie kogoś
innego, jeżeli chcesz odnieść zwycięstwo». ... Tymi oraz tym
podobnymi przemowami uśmierza się ów rozjątrzony wrzód, który
rad bym, na Herkulesa, uspokoić i albo zaleczyć, albo sprawić, by
się nie rozszerzał i starzał się razem z nim. Lecz o niego samego
się nie boję: chodzi raczej o naszą szkodę: tracimy tak
niezwykłego starca. Bo on sam ma już dosyć życia i pragnie
jakiegoś przedłużenia jego nie ze względu na siebie, lecz ze
względu na tych, którym jest pożyteczny. Daje dowód swej
szczodrobliwości przez to, że żyje. Kto inny zakończyłby już te
męczarnie. Ten zaś unikanie śmierci ma za hańbę taką samą, jak
i uciekanie się do niej. «Jakże więc? Czy nie ustąpi z życia,
jeśli nawet będą wymagały tego okoliczności?» Dlaczegoż by
nie, jeśli nikomu już nie potrafi być pożyteczny, jeśli nie
będzie się zajmował niczym, tylko swym bólem? Na tym polega, mój
Lucyliuszu, uczenie się filozofii w oparciu o czyjeś postępki i
przysposabianie się do znoszenia rzeczywistości: przyglądanie się,
ile odwagi wykazuje człowiek rozsądny wobec śmierci, gdy ta się
zbliża, a ile wobec cierpienia, gdy go zadręcza. Co podówczas
należy czynić, najlepiej uczyć się od czyniącego. Dotychczas
przy pomocy wyrozumowanych dowodów starano się dociec, czy ktoś
może się oprzeć boleści, czy bliska śmierć może ugiąć także
wspaniałe dusze. Lecz na cóż przydadzą się tutaj słowa?
Wniknijmy w sprawę, którą mamy właśnie przed sobą. Ani śmierć
nie czyni go mężniejszym przeciw boleści, ani boleść nie dodaje
odwagi przeciw śmierci. Wobec jednego i drugiego polega tylko na
sobie i ani nadzieja śmierci nic czyni go cierpliwszym na ból, ani
odraza do cierpienia nie dodaje ochoty do śmierci: po prostu boleść
znosi, a na śmierć czeka.
Seneka,
Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie:
Wiktor Kornatowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.