Okoliczność,
że nie możemy
widzieć ani pojąć tego, co nas porusza, również dla Thomasa
Browne'a, który traktował
nasz świat tylko jako cień innego
świata, stanowiła
niezgłębioną zagadkę. Dlatego ciągle,
myśląc i pisząc, próbował patrzeć na ziemski byt, na
najbliższe
mu rzeczy tak samo jak na sfery uniwersum, z perspektywy
outsidera, ba, można wręcz powiedzieć -
okiem stwórcy. Aby
wznieść się na niezbędne po
temu wyżyny, dysponował tylko
jednym środkiem,
niebezpieczną lotnością języka. Podobnie jak
inni
angielscy pisarze XVII wieku Browne stale ma na
podorędziu
całą swoją uczoność, bezmierny zasób
cytatów i imiona
wszystkich poprzedzających go autorytetów, operuje rozbuchanymi
metaforami i analogiami oraz buduje labiryntowe, czasem ciągnące
się przez dwie strony konstrukcje zdaniowe, które
wystawnością
przypominają procesje albo orszaki
żałobne. Wprawdzie nie zawsze,
między innymi
z powodu tego kolosalnego obciążenia, udaje mu
się
oderwać od ziemi, ale gdy już wraz z ładunkiem
wzbija się
obrotami prozy coraz wyżej i wyżej, jak
szybownik niesiony
ciepłymi prądami powietrza,
wtedy nawet dzisiejszego czytelnika
ogarnia uczucie
lewitacji. Im bardziej rośnie oddalenie, tym
jaśniej
widać. Z największą dokładnością dostrzega się
najdrobniejsze detale. Tak jakby się patrzyło przez odwróconą
lunetę i przez mikroskop jednocześnie.
A przecież, powiada Browne, wszelkie
poznanie tonie w nieprzeniknionym mroku. To, co widzimy, to
tylko
odosobnione światełka w otchłani niewiedzy,
w spowitej głębokimi
cieniami budowli świata. Studiujemy porządek rzeczy, ale co jest w
nim założone, tego nie pojmujemy. Dlatego wolno nam pisać naszą
filozofię jedynie małymi
literami, skrótami
i stenogramami przemijalnej natury, na które
pada ledwie odblask wieczności.
Sebald, Pierścienie Saturna
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.