piątek, 13 maja 2016

Jest to oczywiście wielka uprzejmość, że w ogóle dostrzegli mnie wyrafinowani intelektualiści ...


...Co pewien czas doznaję wstrząsu widząc siebie cudzymi oczami. W ostatnim numerze „Partisan Review” autor omawiając „Naszego wspólnego przyjaciela” pisze: „Być może kwestia zgodności z rzeczywistością w ogóle nie powstała i współcześni Dickensowi nie kwestionowali czarnego obrazu Londynu i Anglii, tak samo jak i my dzisiaj bez sprzeciwu akceptujemy Kalifornię Raymonda Chandlera z jej patologicznie brutalną bandą morderców i detektywów prywatnych...”. Inny autor w tym samym awangardowym piśmie nazywa mnie „Katonem okrucieństwa”. Jest to oczywiście wielka uprzejmość, że w ogóle dostrzegli mnie wyrafinowani intelektualiści, którzy piszą do takich pism (a powinienem ich dobrze rozumieć, bo przez długie lata byłem jednym z nich), nie mogę jednak pojąć, co się stało z ich poczuciem humoru. Ujmę to inaczej: dlaczego Amerykanie, którzy ze wszystkich ludzi najłatwiej i najprędzej ulegają zmianom nastroju, nie dostrzegają w moim pisaniu wyraźnego elementu burleski...


Mówi Chandler
tłumaczenie: Ewa Budrewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.