579
Głód mnie dręczył przez tyle lat -
Aż czas nadszedł - obiadową godziną
Z drżeniem przysunęłam stół -
Sięgnęłam po niezwykłe wino -
Ten posiłek widywałam na stołach -
Gdy wracając do domu głodna -
Zaglądałam w okna, bez nadziei -
Że mogą być moje te dobra -
Nie zaznałam do syta chleba -
Jakże inne były okruchy,
Które dzieliłam z ptakami -
W jadalnej sali natury -
Ta obfitość raniła - zbyt świeża -
Czułam się chora - nieswoja -
Niby - z górskiego krzewu -
Przesadzona na drogę jagoda -
I nie byłam głodna - odkryłam -
Że głód może tylko spotkać
Tych, którzy stoją za oknem -
Znika - gdy wejść do środka -
* * * * *
Cierpiałam głód od tylu lat,
nadeszła obiednia godzina:
drżąc przysunęłam sobie stół
i osobliwe wino.
Wypatrując w oknach bogaczy
obfitości mnie wzbronionej,
widywałam ją na tych stołach,
samotnik wygłodzony.
Nie znany był mi szczodry chleb,
niepodobny do okruchów wcale,
co je ze mną dotąd dzielił ptak
w przyrody zasobnej sali.
Bolał mnie ów dostatek niezwykły,
dziwaczna się czułam, niezdrowa
jak przesadzony nad drogę
krzew jagód z dzikiego parowu.
Gdzież był głód mój? I odkryłam,
że głód bywa tylko nastrojem
tych, co stoją za oknem.
On wewnątrz nie niepokoi.
Głód mnie dręczył przez tyle lat -
Aż czas nadszedł - obiadową godziną
Z drżeniem przysunęłam stół -
Sięgnęłam po niezwykłe wino -
Ten posiłek widywałam na stołach -
Gdy wracając do domu głodna -
Zaglądałam w okna, bez nadziei -
Że mogą być moje te dobra -
Nie zaznałam do syta chleba -
Jakże inne były okruchy,
Które dzieliłam z ptakami -
W jadalnej sali natury -
Ta obfitość raniła - zbyt świeża -
Czułam się chora - nieswoja -
Niby - z górskiego krzewu -
Przesadzona na drogę jagoda -
I nie byłam głodna - odkryłam -
Że głód może tylko spotkać
Tych, którzy stoją za oknem -
Znika - gdy wejść do środka -
* * * * *
Cierpiałam głód od tylu lat,
nadeszła obiednia godzina:
drżąc przysunęłam sobie stół
i osobliwe wino.
Wypatrując w oknach bogaczy
obfitości mnie wzbronionej,
widywałam ją na tych stołach,
samotnik wygłodzony.
Nie znany był mi szczodry chleb,
niepodobny do okruchów wcale,
co je ze mną dotąd dzielił ptak
w przyrody zasobnej sali.
Bolał mnie ów dostatek niezwykły,
dziwaczna się czułam, niezdrowa
jak przesadzony nad drogę
krzew jagód z dzikiego parowu.
Gdzież był głód mój? I odkryłam,
że głód bywa tylko nastrojem
tych, co stoją za oknem.
On wewnątrz nie niepokoi.
Dickinson
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.