Aby zawsze mieć pod ręką niezawodny
kompas do orientowania się w życiu, i aby je - nigdy nic tracąc rozeznania - widzieć stale we
właściwym świetle, najstosowniej jest przyzwyczaić się do
uważania tego świata za miejsce pokuty, a więc niejako za zakład
karny, a penal colony - ergasierion, jak zwali go już
najstarsi filozofowie (Klemens Aleksandryjski, Strom., L. III, c. 3,
s. 399), a z godną pochwały odwagą wyraził to wśród Ojców
chrześcijańskich Orygenes (Augustyn, De civitate Dei L. XI, c.
23). To właśnie widzenie świata znajduje też swe teoretyczne
i obiektywne uzasadnienie nie tylko w mej filozofii, lecz i w
mądrości wszystkich epok, mianowicie w braminizmie, buddyzmie, u
Empedoklesa i Pitagorasa; jak to przytacza także Cyceron (Fragnienta
de phlosophia, t. 12, s. 316, red. Bip.), mówiąc iż dawni
mędrcy oraz wtajemniczający w misteria uczyli: nos ob aligua
scelera suscepfa m vita superiore, poenarum iuendamm causa nalos
esse. Najdobitniej wyraża to Vanini, którego łatwiej było
spalić niż obalić jego tezy, głoszące: Tof, tantisque homo
repletus miseriis, ut si Christianae religiom non repugnaret, dicere
auderem: si daemones dantur, ipsi, m hominum corpora transmigrantes,
sceleris poenas luunl (De admirandis nalurae arcanis, dial. L, s.
353). Ale nawet w autentycznym i dobrze rozumianym
chrześcijaństwie ujmuje się nasze istnienie jako następstwo
pewnej winy, jakiegoś błędu. Jeśli przyjmiemy ów zwyczaj,
będziemy formułowali swe oczekiwania wobec życia zgodnie z
rzeczywistym stanem rzeczy, i przeto nie będziemy już uważali
przeciwności losu, cierpień, udręki i nędzy istnienia - w
szczegółach i w całości - za coś anormalnego i nieoczekiwanego,
lecz stwierdzimy, że wszystko to jest regułą, dobrze zarazem
wiedząc, iż tu na ziemi każdy ponosi karę za swe istnienie, i to
każdy na swój sposób. Do utrapień zakładu karnego należy bowiem
także towarzystwo, które się tam zastaje.
Jak to z nim tutaj jest, będzie i beze
mnie wiedział ktoś, kto skądinąd zasługiwałby na lepsze. Otóż
piękna dusza, jak i geniusz, może niekiedy się w nim czuć, niczym
szlachetny więzień stanu na galerze pośród pospolitych
przestępców; stąd ci pierwsi, podobnie jak on, będą się starali
izolować. W ogóle jednak wspomniany pogląd da nam możność
rozważania tak zwanych niedoskonałości, tj. moralnie i
intelektualnie - odpowiednio zaś także fizjonomicznie - podłego
stanu większości ludzi, bez zdziwienia, a tym bardziej oburzenia;
będziemy bowiem stale mieli na uwadze, gdzie jesteśmy, a zatem
uznamy każdego najsamprzód za istotę, która istnieje tylko
wskutek swej grzesznej kondycji i której życie jest odpokutowaniem
winy jej urodzenia. Ta ostatnia stanowi właśnie to, co
chrześcijaństwo zwie grzeszną naturą człowieka: jest ona więc
podstawą istot żyjących, które spotykamy na tym świecie jako
sobie podobne. Dochodzi do tego jeszcze fakt, iż przeważnie
znajdują się one wskutek jakości tego świata mniej lub bardziej w
stanie cierpienia i niezadowolenia - nie najodpowiedniejszym, by
uczynić je bardziej współczującymi i życzliwszymi; wreszcie
-zaś, iż ich intelekt jest w większości wypadków taki, że ledwo
wystarcza na potrzeby służby woli. Musimy więc po temu regulować
nasze wymagania co do towarzystwa w tym świecie. Kto obstaje przy
tym punkcie widzenia, mógłby ów instynkt towarzyskości nazwać
zgubną skłonnością.
W istocie rzeczy przekonanie, że
świat, a więc i człowiek, jest czymś, co właściwie nic powinno
być, jest wymarzone do tego, by napełnić nas pobłażliwością
względem siebie; czegóż bowiem można oczekiwać od istot o takim
predykamencie? - Ba, z tego punktu widzenia można by wpaść na
pomysł, iż najodpowiedniejszym sposobem zwracania się do siebie -
zamiast monsieur, sir, pan etc. - byłby zwrot „towarzysz niedoli,
soci malorum, compagnon dc misćrcs, my fellow-sufferer".
Jakkolwiek dziwnie może to brzmieć, odpowiada przecież faktycznemu
stanowi rzeczy, rzuca na innego najwłaściwsze światło, i
przypomina o tym, co najniezbędniejsze: o tolerancji, cierpliwości,
wyrozumiałości i miłości bliźniego, których to cnót każdy
potrzebuje i które przeto jest innym dłużny.
Cechą rzeczy tego świata, zwłaszcza
zaś świata ludzkiego, jest nie tyle - jak się często powiada - niedoskonałość, co raczej
wypaczenie: w sferze moralnej, intelektualnej, fizycznej, we
wszystkim. Przynależne często do wielu występków
usprawiedliwienie: „to przecież dla człowieka naturalne",
żadną miarą nie wystarcza; winno się na to odrzec: „właśnie
dlatego, że złe, jest to naturalne, i właśnie dlatego, że
naturalne, jest to złe". Aby to właśnie pojąć, trzeba
rozpoznać sens nauki o grzechu pierworodnym. Przy ocenie jakiegoś
ludzkiego indywiduum należałoby się stale trzymać punktu
widzenia, że podstawą jego jest coś, co wcale nie powinno być,
coś grzesznego, wypaczonego, to co rozumiano pod nazwa grzechu
pierworodnego, przez co człowiek stał się pastwa śmierci; ten
właśnie zły stan podstawowy charakteryzuje się nawet tym, iż
nikt nie znosi, gdy się go uważnie obserwuje. Czegóż można od
takiej istoty oczekiwać? Jeśli więc od tego wyjdziemy, będziemy
go osadzać pobłażliwiej; nie będziemy się dziwić, gdy tkwiące
w nim diabły kiedyś się ockną i ujawnią, i zdołamy lepiej
ocenić dobro, które przecież - czy to mocą intelektu czy też
skądinąd - w nim się uobecnia.
Po drugie zaś trzeba także przemyśleć
swą sytuację i gruntownie rozważyć, iż życie jest w istocie
stanem nędznym i często żałosnym, gdzie każdy musi zmagać się
i walczyć o swój byt, i stąd nie zawsze może stroić miłe miny.
Gdyby, wręcz przeciwnie, człowiek był tym, do czego chcą go
upodobnić wszystkie optymistyczne religie i filozofie: dziełem czy
nawet wcieleniem Boga, ogólnie biorąc istotą, która powinna w
każdym sensie być, i to być taką, jaka jest; jakże inaczej
musiałby wtedy oddziaływać pierwszy widok, bliższa znajomość
oraz dalsze obcowanie każdego człowieka z nami - całkiem inaczej
niż dzieje się to obecnie".
Pardon is the word to all (ostatnia
scena Cymbelina). Powinniśmy być pobłażliwi dla wszelkiej
ludzkiej głupoty, błędów, występków, żywiąc w pamięci, że
wszystko co mamy przed sobą, to tylko nasze własne głupstwa, błędy
i występki; są to bowiem błędy rodzaju ludzkiego, do którego
także my należymy, a zatem nosimy w sobie jego wszystkie błędy -
również i te, na które się właśnie oburzamy, po prostu dlatego,
że akurat w tej chwili w nas nie występują. Nie ukazują się
mianowicie na powierzchni, lecz kryją się w głębi, i przy
pierwszej okazji wypływają na wierzch i się ujawniają, podobnie
jak widzimy je teraz u innych; jakkolwiek u jednego ten, u owego inny
błąd góruje, i chociaż nie da się zaprzeczyć, że pełna miara
wszystkich złych własności jest u jednego o wiele większa niż u
drugiego. Różnorodność bowiem indywidualności jest nieprzebrana.
Schopenhauer, Metafizyka życia i
śmierci,
tłumaczenie Józef Marzęcki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.