Tej książki Francuz nie mógłby
napisać z powodów oczywistych, więc napisał ją Tony Judt, młody
Amerykanin. Książka jest wspaniała i nosi tytuł: Un passę
imparfait. Les mtellectuels en France 1944 — 1956. W tytule
kryje się miła sercu pułapka. Można go tłumaczyć jako
Nieświetlana przeszłość, albo jako Czas przeszły
niedo(s)konany, to znaczy taki, który jeszcze gdzieś w
antyszambrach podryguje.
O tym, jak francuscy intelektualiści
flirtowali sobie najpierw z faszyzmem, a później z komunizmem,
wiedziało się to i owo. Ale dopiero lektura książki młodego
Amerykanina powoduje, że nawet łysemu stają z przerażenia włosy
na głowie. Nasze rodzime „hańby domowe” i różni „oni”
nawet do pięt nie dorastają bywalcom „Cafe de Flore”. Wobec
Sartre'a — Ważyk to liberał, który mógłby uchodzić za szefa
obywatelskiego ruchu opozycji demokratycznej na rzecz umiarkowanego
postępu w granicach prawa.
A poza tym Tony Judt dowodzi, że tak
zwanych intelektualistów nadsekwańskich cechowała ogólna
nonszalancja umysłowa i całkowity brak odpowiedzialności za słowo:
„Lata 1944 — 1956 nie wejdą [we Francji] do złotej księgi
rekordów odpowiedzialności za słowo. Wręcz przeciwnie: nigdy
francuscy intelektualiści nie pokazali się z tak złej strony,
nigdy w historii umysłowej Francji nie rzucono tak wielu słów na
wiatr, nie zapisano tylu stron papieru najzupełniej
nieodpowiedzialnymi i nieprzemyślanymi zdaniami. Co więcej — te
dowody braku odpowiedzialności w żaden sposób nie wpłynęły na
reputację autorów”. Ani na ich apetyt na ostrygi i czereśnie.
Tony Judt sobie samemu nic zarzucić
nie może, bo kiedy Merleau -Ponty i Sartre, o Aragonie nie
wspominając, usprawiedliwiali stalinowski terror, to go jeszcze na
świecie nie było. Więc Tony Judt spogląda łagodnym okiem błękitu
na hołubce wycinane onego czasu po bulwarze Saint—Germain.
Tony Judt przeczytał wszystkie
książki, wspomnienia, artykuły, dokumenty i doszedł do wniosku,
że najbardziej zawinił Raskolnikow. Nazwisko bohatera pewnej
powieści o zabijaniu staruszek siekierą nie pada co prawda w jego
książce, ale za to duch bladego studenta unosi się w niej stale
jak cygański romans w „La Coupole”.
Wszelkie alibi, które dorabiali sobie
francuscy intelektualiści, kiedy nieco przetrzeźwieli po igraszkach
z towarzyszką Historią, a to, że lęk przed faszyzmem pchnął ich
w opętane tany, a to, że kontekst międzynarodowy, a to, że etos
lewicy zapachniał, Tony Judt między bajki kładzie. Dowodzi
natomiast, że uwielbienie Stalina i rewolucji zrodziło się w
głowach francuskich mędrców ze strachu przed utratą sensu życia
i z czystej nienawiści.
Z nienawiści do III Republiki,
przeżartej korupcją i bezbronnej, z obrzydzenia do rozmamłanego
parlamentu i do zwiędłej demokracji. Sartre doszedł do wniosku, że
kapitalizm nie może już niczego ofiarować ludzkości. Jedyną
rozsądną propozycją jest komunizm. Jak zaczniemy krytykować
komunizm, to stracimy sens życia. Jak się straci sens życia — to
koniec.
Skoro system sowiecki wszystkim
przyniesie sprawiedliwość, to nie sposób mówić o jakichś
niesprawiedliwościach popełnianych w stosunku do jednostek, bo
takie niesprawiedliwości to przecież sprawiedliwości, tylko
wyższego rzędu. W imię wyższych celów można ganiać staruszki z
siekierą.
Z książki Tony Judta wypływa jeszcze
jedna nauczka. W owym czasie francuscy intelektualiści —
niezależnie od odcieni w zapatrywaniach oraz od stopnia
nieodpowiedzialności za słowo — wierzyli święcie, że świat
Zachodu jest skazany na śmierć, odwołania nie ma, kat smaruje
stryczek. Że to już koniec.
Spore grono paryskich intelektualistów
nienawidziło świata Zachodu, szczególnie Ameryki, przede wszystkim
dlatego, że nie potrafiło ścierpieć własnego towarzystwa.
Pociechę przynosiła myśl o Raskolnikowie i siekierce.
Na szczęście Albert Camus napisał,
że „każda fałszywa idea zaczyna w końcu broczyć krwią. Krwią
innych. To tłumaczy, dlaczego niektórzy nasi filozofowie z taką
łatwością wygadują głupstwa”.
Krzysztof Rutkowski
Paryskie Pasaże
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.