sobota, 22 marca 2014

Handlarze słów


Abba Teodor z Ferme 1
Posiadamy o nim nieliczne wiadomości. Żył na przełomie IV/V w. Był uczniem Antoniego i Makarego. Był diakonem, choć nie pełnił tej funkcji. Odznaczał się wielkim umiłowaniem pustyni i samotności (248).
słowo zbawcze
Pewien brat odwiedził kiedyś abba Teodora i przez trzy dni prosił go o słowo, ale on mu nic nie powiedział; aż wreszcie odszedł smutny. Uczeń zapytał starca: „Abba, czemu to nic mu nie powiedziałeś i odszedł smutny?". Odrzekł mu starzec: „Zaiste dlatego z nim nie mówiłem, bo to handlarz: chce się potem popisywać cudzymi słowami". Teodor z Ferme 3, 249

Był IV wiek. Nie było jeszcze reguł zakonnych ani tradycji życia zakonnego, nie było teorii ascezy i mistyki, teologia dopiero się rozwijała. Równocześnie setki, o ile nie tysiące, mnichów wychodziły na pustynię, szukając swojej drogi. Czym dysponowali? Mieli tylko Pismo Św.; szczególnie popularne były Psalmy, których uczono się na pamięć. Ale Pismo św. nie wystarczyło, potrzeba było pomocy w trudzie codziennego życia i codziennej walki, trzeba było rady i pomocy, jak postępować w sytuacjach trudnych. Jak to uczynić?

Adepci życia pustynnego szli do starców i prosili ich o słowo. Pod ich kierunkiem zaprawiali się w trudnym życiu pustelniczym, by następnie móc podjąć samodzielne życie. Starcy zaś ostrzegali młodych mnichów, by zbyt wcześnie nie wyruszali sami na Pustynię, nie osiągnąwszy uprzednio doświadczenia. Słowo „starzec" zresztą — jak już mówiliśmy — nie musiało oznaczać wieku: byli to doświadczeni w życiu na Pustyni, czasami nawet młodzi, którzy mogli udzielać rady i pomocy. Do starców szli wszyscy, nie tylko młodzi, często szli nawet i inni starcy; i tak następowała wymiana myśli o Bogu, człowieku i ascezie. Ojcowie niechętnie dzielili się swymi doświadczeniami, ale zawsze gotowi byli udzielić pomocy tym, którzy jej naprawdę potrzebowali. Tak rodziły się apoftegmaty Ojców Pustyni, każdy z nich był skierowany do konkretnego człowieka z konkretnym problemem. Tak rodziła się tradycja Pustyni, która obiektywizowała te indywidualne doświadczenia, uogólniała je, układała apoftegmaty w zbiory uszeregowane wedle różnych kryteriów.

Ale obok ludzi naprawdę poszukujących przychodzili do starców i inni. Byli to, wędrujący od jednego sławnego mnicha do drugiego, zbieracze słów, ich kolekcjonerzy. Zbierali je zaś dla samego zbierania, a nie dla rozwiązywania własnych problemów. Tych mnichów Ojcowie niemiłosiernie przepędzali, nazywając ich „handlarzami słów". Tym, tak potępianym „handlarzom słów" musimy jednak wyrazić głęboką wdzięczność: im bowiem prawdopodobnie zawdzięczamy to, że apoftegmaty w ogóle się zachowały i że powstały, istniejące do dzisiaj, ich zbiory.

Czytając dziś słowa Ojców Pustyni, przychodźmy do nich nie jak owi „handlarze słów", dla zaspokojenia swojej ciekawości, ale ze swoimi problemami i szukajmy ich rozwiązania u tych, którzy tak głęboko doświadczyli spotkania z Bogiem. Wtedy słowa te staną się prawdziwie słowami zbawczymi, niosącymi zbawienie.

Za: Marek Starowieyski, Czego mogą nas nauczyć Ojcowie Pustyni, Wydawca Stowarzyszenie LIST, Listowa biblioteka tom 18, Kraków 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.