Ewangelicki biskup Horst Hirschler zrelacjonował niegdyś pewne wydarzenie, które w pierwszej chwili brzmi bardzo zabawnie. Jak opowiadał, pewnego dnia zadzwoniła do niego młoda dziennikarka pewnej prywatnej stacji telewizyjnej.
-
Czy mogę rozmawiać z przedstawicielem Kościoła? -zapytała. -
Tak, witam, tu biskup Hirschler. - Super - powiedziała dziennikarka,
wołając do kogoś w tle: „Słuchaj, mam na linii prawdziwego
biskupa!" po czym kontynuowała: - Panie biskupie, proszę nam
powiedzieć, Kościół katolicki ma swoje przykazania czy jak to się
nazywa. Zna je pan biskup? - Tak, oczywiście, są one takie same,
jak w Kościele ewangelickim. - O, to bardzo ciekawe! A co takiego w
nich jest? Dużo ich jest? - Cóż, mamy Dziesięć Przykazań... -
O! - zdziwiła się dziennikarka - Dziesięć? - Tak - wyjaśnił
biskup - jest w nich wiele naprawdę mądrych rzeczy. Na przykład
piąte przykazanie to „nie zabijaj" szóste - „nie cudzołóż"
a ósme - „nie nadawaj nieprawdziwych wiadomości". - Ach, to
szalenie ciekawe! Super! A czy mógłby je nam pan biskup
przefaksować?
Młoda
dziennikarka nie miała złych intencji, ale jej słowa rzucają dużo
światła na sytuację wiary we współczesnym świecie. Tym, co
utraciliśmy, jest nie tylko „religijne abecadło". Na myśl
przychodzi słynna karykatura polityczna z okresu wilhelmińskiego,
ukazująca kanclerza Bismarcka, który ze zmęczeniem na twarzy
opuszcza wielki parowiec. Kapitan schodzi z pokładu, a pozostali na
statku, nieznający sygnałów nawigacyjnych pasażerowie po omacku
płyną dalej.
Dziś
ma się wrażenie, że niegdysiejsi strażnicy przykazań i cnót po
cichu opuścili kołyszący się okręt, którym jest nasze
społeczeństwo. Być może sprzykrzyła im się sytuacja, w której
na każde ostrzeżenie słyszeli w odpowiedzi wyłącznie drwiny i
szyderstwa, a być może po prostu zmęczyli się swą rolą. Wiadomo
jednak, że życie nie znosi próżni. Niepisanym prawem jest, że
gdy znika cierpliwość, rodzi się niecierpliwość. Miejsce pokory
zajmuje pycha, miejsce nadziei - lęk, miejsce wdzięczności
-niewdzięczność, a miejsce rozmów - programy talk show. Tak jak
próżnię powstałą po utraconych cnotach wypełniały przywary,
tak nie trzeba było też długo czekać na ich strażników. Na
okładkach tych samych zaś czasopism, które przy każdej okazji
bezwzględnie piętnowały kiedyś kościelnych „apostołów
moralności" lać zaczęto krokodyle łzy z powodu upadku
obyczajów i zachwiania się hierarchii wartości. Z dnia na dzień
cnota, którą nikt się przedtem nie interesował, stała się
towarem pożądanym niczym woda na pustyni. Ale czym tak w ogóle
jest cnota?
Peter
Seewald, Szkoła mnichów. Inspiracje dla naszego życia,
przekład; Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.