środa, 1 stycznia 2014

Zazwyczaj nie jest się samotnym w samotności


'Oni' nie byli już moimi bliźnimi, usiłowałem nie rozumieć słów, jakie wypowiadali ludzie w restauracji. Dzięki temu wszystko było tylko gwarem albo dźwiękami obcego języka. Wszystko to formowało się, stanowiło już tylko nietrwałe zjawy, rodzaj iluzji niebytu. Tamci przechodzili ulicą, czymś takim jak ulica, w czymś takim jak przestrzeń, po raz pierwszy i ostatni. I ja jeden już tylko istniałem rzeczywiście. Reszta była magmowata, była 'tym wszystkim'. Znów byłem pod murem niepojętego. Gdzie się znajdujemy? Gdzie się znalazłem? Tak, talerze, noże i widelce, i autobusy, i przechodnie mogą być rzeczami albo mogą być czymś, z czym nie wiadomo już co zrobić, czym nie sposób się już posługiwać! Ja jeden istnieję. W miarę jak inni przechodzili i zacierali się, czułem się jedyny w tym wirze, który rzeczywisty być nie mógł. Rzeczywistość stawała się rodzajem pustej przestrzeni, którą zapełniałem. Euforyczne rozrastanie się własnego ja, im zaś bardziej wydawało mi się, że 'to wszystko' istnieje zaledwie, tym mocniej utwierdzało mnie to w mojej pewności bycia. Ale musiałem pohamować tę euforię, nie zniszczyć, ale naprawdę pohamować. W przeciwnym razie nabrałbym takich wymiarów, że zajmując całą przestrzeń, którą można by nazwać egzystencjalną, znalazłbym się znów przyparty do niewidzialnych murów niepojętego. Nie wiem, czy udaje mi się powiedzieć dokładnie to, co chcę powiedzieć. Nie ma słów dla tego stanu. Chcę powiedzieć może co innego lub również co innego. Swoisty rozum powiadał mi, że nie mogę być sam jeden. Inni są 'ja' zupełnie tak samo jak ja, szeptał mi wciąż rozum, który usiłowałem przytłumić. Bo kiedy czuję się sam, kosmicznie sam, jak gdybym był swoim własnym stwórcą, swoim własnym bogiem, władcą zjawisk, w tym właśnie momencie czuję się wolny od niebezpieczeństwa. Zazwyczaj nie jest się samotnym w samotności. Zabieramy ze sobą resztę. Jesteśmy odizolowani, izolacja nie jest samotnością absolutną, która jest kosmiczna, inna samotność, mała samotność jest tylko socjalna. W samotności absolutnej nie ma już nic prócz niej. Torturę zadają nam właśnie wspomnienia, obrazy, obecność innych. I nudzą. Istnieje samotność nudna i nie do zniesienia, to ta, w której odwołujemy się do innych, wzywamy ich, potrzebujemy ich, uciekamy przed nimi, wierzymy bowiem w ich egzystencję. To innych się boimy, toteż rzucamy się na nich, jakby po to, żeby ich rozbroić. Ale że nie byłem bogiem, nie zmyślałem wszystkich tych przelotnych zjaw i całej tej pozorności, 'ono' ofiarowywało mi je, ono mi je przedstawiało. Owo ono. Ono przecież było ich wynalazcą. Poddawałem się, próbowałem nie poddawać się, próbowałem trzymać się na uboczu, żeby tylko patrzeć nie przystępując do gry, ale byłem zmuszony brać ją pod uwagę".

Eugène Ionesco, "Samotnik", tłum. J. Rogoziński, PIW, Warszawa 1977, s. 47-48.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.