Trudno, aby rozsądek i nauka,
chociażbyśmy się nawet zaprawiali w nich bardzo gorliwie, były
dość mocne, aby nas doprowadzić do czynu, jeśli poza tym
doświadczalnie nie ćwiczymy i nie kształtujemy duszy do trybu,
jaki jej chcemy nałożyć: inaczej, kiedy przyjdzie do próby, z
pewnością okaże się, iż nam chybi. Oto dlaczego ci filozofowie,
którzy chcieli dojść do jakiejś większej doskonałości, nie
zadowalają się tym, aby czekać w bezpieczeństwie i spokoju
przeciwności losu, z obawy, by ich nie zaskoczyły niezaprawionych i
niezdarnych w walce; jeno wychodzą mu naprzeciw i rzucają się z
umysłu w próby i trudności. Jedni poniechali bogactw, aby się
ćwiczyć w dobrowolnym ubóstwie; drudzy szukali pracy i udręczeń,
aby się zahartować w mozole i niedostatku; inni pozbawiali się co
najdroższych części ciała, jako to wzroku lub członków
rozrodczych, z obawy, aby ich użytek, zbyt luby i rozkoszny, nie
rozluźnił i nie osłabił hartowności ducha[115].
W śmierci wszelako, będącej najważniejszym zadaniem, jakie nam
tu przypadło, ćwiczenie nie może pomóc. Można przez praktykę i
wprawę zahartować się przeciw cierpieniom, hańbie, ubóstwu i
innym takim przygodom: ale co się tyczy śmierci, możemy próbować
jej tylko raz: kiedy na nas przychodzi, jesteśmy wszyscy jako
nieuczone żaki.
Trafili się w starożytności ludzie, tak
wyborni gospodarze czasu, iż w śmierci nawet próbowali smakować
ją i kosztować, i wytężali umysł, by zbadać, jaka jest, w
rzeczy, istota tej przygody; nie wrócili wszelako, aby nam udzielić
nowin:
Nemo
expergitus exstat,
Frigida quem semel
est vitai pausa sequuta
(Lucretius, De
rerum natura, III, 942.)
Kaniusz Juliusz, szlachcic rzymski, człek osobliwego męstwa i
hartu, skazany na śmierć przez tego nicpotem, Kaligulę, prócz
wielu rozmaitych dowodów stałości, okazał i ten: gdy już miał
polec z ręki kata, zasię pewien filozof, przyjaciel jego, spytał
go: „I cóż, Kaniuszu? w jakim usposobieniu znajduje się w tej
chwili twoja dusza? co czyni? jakie myśli cię zaprzątają?” —
„Myślałem — odparł — aby skupić mą świadomość i wytężyć
wszystkie siły, aby się przekonać, czy w tej śmiertelnej chwili,
tak krótkiej i ulotnej, będę mógł spostrzec jakoweś
przemieszczenie duszy i czy będzie miała jakoweś odczucie swego
wyjścia; i jeśli coś spostrzegę, iżbym mógł powrócić potem,
o ile możebna, uprzedzić przyjaciół”. Oto mi filozof, nie tylko
aż do śmierci, ale nawet i w śmierci samej! Cóż to była za
pewność i co za dumna rezolucja, chcieć, aby śmierć służyła
mu za lekcję i mieć swobodę myślenia o czym innym w tak wielkiej
przygodzie!
Ius
hoc animi morientis habebat.
(Lucanus,
Pharsalia, VIII, 636.)
Zda mi się wszelako, że jest jakowyś sposób oswojenia się z
nią i spróbowania jej poniekąd. Możemy się z nią poznać z
doświadczenia, które to doświadczenie, jeśli nie jest zupełne i
doskonałe, nie będzie bodaj bezpożyteczne i uczyni nas snadno
bardziej hartownymi i ubezpieczonymi. Jeśli nie zdołamy jej
osiągnąć, możemy się do niej przybliżyć, możemy jej
posmakować; jeśli nie dotrzemy do samego jej grodu, możemy bodaj
zmacać i przeznać prowadzące doń aleje. Nie bez racji zwracają
nam uwagę bodaj na sen, dla podobieństwa, jakie ma ze śmiercią:
jak łatwo przechodzimy od czuwania do spania! z jak małą troską
tracimy świadomość światła i samych siebie! Mogłaby się snadno
zdawać bez potrzeby i przeciw naturze owa zdolność snu, która nas
zbawia wszelkiej czynności i wszelkiego czucia, gdyby nie to, iż
przez ten sposób natura poucza nas, że stworzyła nas zarówno dla
śmierci co dla życia.
Montaigne, Próby
tłumaczenie: Boy Żeleński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.