Pierwsza zapalona na niebie gwiazda odbija się już
w szybie chaty. Podróżny udający się w zbyt długą drogę,
gdzie nie będzie kamienia, na którym mógłby usiąść, ani
drzewa, pod którym mógłby się schronić przed zbyt rozległą
nocą i dobiegającym z dala hałasem, uciekał gnany niejasnymi
groźbami strachu.
Nigdy nie znajdował innego schronienia, niż przestrzeń.
Światło przesuwało się powoli coraz niżej, po ramionach
krzyża, po szczycie kalwarii i po zniszczonych schodach
osuwających się w rów na zakręcie, skąd prowadzi w górę
droga. Widział świetlisty ślad kroków innego, który długo
tu przebywał. Tego, który zawsze odchodzi, gdy się na
niego czeka.
Pierre Reverdy
przełożyła Julia Hartwig
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.