poniedziałek, 13 stycznia 2014

Nieobecność Boga


Myślę o życiu w Bogu. To bardzo prosta, a równocześnie skomplikowana sprawa… nie tak… jak wytłumaczyć nieobecność Boga w moim życiu? Może zacząć od dzieciństwa? Jestem pewien, że Bóg przyszedł do mnie, a potem odszedł, gdyby był we mnie, nie opuściłby mnie nigdy. ponieważ jednak przyszedł do mnie z zewnątrz, więc pewnego dnia odszedł. Ja Go nie opuściłem. On mnie opuścił. Dlaczego Bóg tak często odchodzi, uchodzi, prawie ucieka z naszego życia, z naszych miast, z naszego czasu? Dawniej myślałem, że to jest sprawa “przydatności” Boga. Do czego może być “przydatny” Bóg, powiedzmy, w roku 1960, jeśli “szczęście” na ziemi można osiągnąć łatwiej bez Boga, a szczęście “wiekuiste” jest zbyt trudne dla naszej ubogiej wyobraźni? Gazety, radio, głośniki, kino, reklamy, telewizja, ludzie czynią taki zgiełk, że przez ten zgiełk słowo Boże nie może się przecisnąć. Człowiek współczesny chce być szczęśliwy tutaj i teraz, chce być szczęśliwy zaraz, w tej chwili, a nie jutro. Właściwie nie chce czekać do nocy. W związku z tym pragnieniem “szczęścia” jest niecierpliwy, nerwowy, obojętny i okrutny. Uczucie nieobecności Boga w niewierzącym istnieje ciągle. Nie mogę już sobie przypomnieć, jaki byłem w tych czasach, kiedy Bóg był we mnie obecny. Kiedy wierzyłem, kiedy przestałem. Czy miałem szesnaście, czy osiemnaście lat? Czy Pan Bóg odchodził powoli, zanikał równomiernie, czy opuścił mnie nagle jak światło? Nie pamiętam też, czy przyszedł do mnie nagle, czy spadł na mnie, czy szedł powoli, słowo za słowem. Czy ja go w sobie budowałem, czy też budowali go we mnie inni ludzi? Inni. Z jakiego nasienia zaczął się we mnie rozwijać Bóg? Ze słowa? Z obrazu? Jak wyglądał w początkowym stadium swojego rozwoju ten embrion Boga? We mnie. Jaki miał kształt? Czy tylko karał? Jaki był zakres władzy Wszechmogącego? Czym zajmował się mój mały Bóg w małym państwie mojego ciała, w granicach mojej osoby? Jak Pan Bóg stworzył człowieka, wiemy z legendy, z tradycji, z “objawienia”. Ale jak dziecko, młodzieniec, dorosły człowiek, starzec, lepili, stwarzali Wielkiego Pana Boga, a potem jak ręce młodzieńca potrzaskały ten posąg? Może to jest myśl niegodna człowieka dojrzałego, ale ta myśl prześladuje mnie od dawna. Mnie się zdaje, że Pan Jezus po prostu uciekł z wielkiego miasta. On był człowiekiem wsi. Polnych dróg, źródeł i jezior. Rybackich łodzi i małych warsztatów rzemieślniczych. Uciekł. Kochał ciszę, ptaszki, drzewa, polne kwiaty. Uciekł z Rzymu, Londynu, Moskwy, Pekinu i stu innych metropolii. Może się ukrył gdzieś na wsi? W Afryce albo koło Wielunia.


Tadeusz Różewicz, Śmierć w starych dekoracjach [w:] tenże, Wycieczka do muzeum, Biuro Literackie 2010, s. 202-204

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.