Widzę, tak jak Lovercraft, przewalanie się ogromnych gnijących mas, które poruszają się falami bez końca, zatapiając ostatnie pozostałe krystaliczne struktury oporu duchowych elit; w ekstatycznej bezsilności mojego halucynacyjnego przebudzenia wlepiam wzrok w połyskującą czarną pianę, pianę czarnej dezintegracji, obrzydlistwo demokratycznego fetoru, i w przerażające organy tych skręcających się w konwulsjach ciał, które – z fałszywym uśmiechem wyszminkowanych brudnych kurew, z plażowo-kalifornijskim uśmiechem europejskich antyfaszystów, z uśmiechem manekinowatych dziwek w migoczących wystawowych oknach – przygotowują naszą ostatnią klęskę prowadzącą nas ku celowi, którego one same nie znają, albo, dokładniej mówiąc, znają go aż nazbyt dobrze, i na drodze ku niemu z lubością wysysają nam szpik z kości; to jest ten deliryczny ołowiany płaszcz praw człowieka, ten ekskrementalno-rzygowinowy pomiot piekielny, choć piekło mogłoby poczuć się tym porównaniem urażone. (z Jeana Parvulesco)
Pokochanie innej osoby dowodzi zmęczenia samotnością: jest więc tchórzostwem i zdradą wobec samego siebie (jest rzeczą najwyższej wagi, abyśmy nikogo nie kochali). Fernando Pessoa
▼
czwartek, 29 grudnia 2016
wtorek, 27 grudnia 2016
W niewzruszonej pasywności ...
W klasztorach, czarni mnisi, niewielu, w nigdy nie wygasającym milczeniu, w niewzruszonej pasywności, przy nich trapiści byliby jak derwisze. Tam przeżywają oni koniec, północ. Tam sprawują urząd więzi i przekazywania z cyklu na cykl zarzewi, które noszą w sobie żywi. Dzięki nim tradycja mimo wszystko trwa, płomień płonie. Oni są tymi, którzy czuwają, i gdy przyjdzie czas, pokierują siłami odrodzenia.
Gottfried Benn
Gottfried Benn
Obojętny wobec zabobonu i "wyprzedaży samego siebie"
Dzisiaj liczy się wyłącznie i jedynie dzieło tego, kto potrafi utrzymać się na linii szczytów grani: niezłomny w zasadach, niedostępny dla jakichkolwiek ustępstw, obojętny wobec gorączki i konwulsji, obojętny wobec zabobonu i wobec „wyprzedaży samego siebie”, w rytm których tańczyły ostatnie generacje. Liczy się tylko milczące wytrwanie niewielu, których nieporuszona obecność (…) służy temu, aby tworzyć nowe miary, nowe więzi i nowe wartości, nowy biegun, który nawet jeśli na pewno nie przeszkodzi temu światu zbłąkanych i niespokojnych być tym, czym jest, to jednak da temu lub owemu przeżycie prawdy, przeżycie, które być może będzie początkiem wyzwalającego kryzysu.
Julius Evola
Julius Evola
Vilfredo Pareto - kilka myśli
Niezliczone są przykłady na to, kiedy klasa rządząca, działając wyłącznie dla swojej korzyści ,sprzyjała dobrobytowi klasy rządzonej.
Partia opozycyjna nie robi czegoś złego nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że nie może.
Higieniści to współcześni święci broniący śmiertelnych nieszczęśników przed podstępnymi knowaniami demonów, które dziś zamieniły się w mikroby.
Przez cały czas afery Dreyfussa we Francji francuscy spekulanci byli dreyfussardami i nie kierowali się miłością do Żydów, ale instynktem, który mówił im o korzyści, jaką odniosą walcząc po stronie Dreyfussa.
Kłótnie, które szalały we Francji na tle afery Drefussa były maskami i pretekstami skrywającymi namiętności i interesy. Mogły one być skuteczne jako maski i preteksty, ponieważ nie zostały jako takie rozpoznane przez wielu ludzi, którzy sądzili, że są wyrazem autentycznych zapatrywań.
We wszystkich epokach historii ludzkości było mnóstwo lisów wyzyskujących ufność innych ludzi.
W polityce wszystkie klasy rządzące zawsze utożsamiają swój interes z „interesem kraju”.
W wielu przypadkach korupcja funkcjonariuszy publicznych służy jako skuteczne remedium przeciw opresywnemu ustawodawstwu, które w innym przypadku byłoby nie do zniesienia.
Higieniści to współcześni święci broniący śmiertelnych nieszczęśników przed podstępnymi knowaniami demonów, które dziś zamieniły się w mikroby.
Przez cały czas afery Dreyfussa we Francji francuscy spekulanci byli dreyfussardami i nie kierowali się miłością do Żydów, ale instynktem, który mówił im o korzyści, jaką odniosą walcząc po stronie Dreyfussa.
Kłótnie, które szalały we Francji na tle afery Drefussa były maskami i pretekstami skrywającymi namiętności i interesy. Mogły one być skuteczne jako maski i preteksty, ponieważ nie zostały jako takie rozpoznane przez wielu ludzi, którzy sądzili, że są wyrazem autentycznych zapatrywań.
We wszystkich epokach historii ludzkości było mnóstwo lisów wyzyskujących ufność innych ludzi.
W polityce wszystkie klasy rządzące zawsze utożsamiają swój interes z „interesem kraju”.
W wielu przypadkach korupcja funkcjonariuszy publicznych służy jako skuteczne remedium przeciw opresywnemu ustawodawstwu, które w innym przypadku byłoby nie do zniesienia.
Są ludzie, którzy nie wstydzą się, że przyznano im Nagrodę Nobla
Kto dziś czyni nieprawość, może być pewny, że przyszła nieprawość go usprawiedliwi.
"Potępienie" wojny zastępuje atawizm wojny atawizmem "potępienia".
Uciekajcie zawczasu na bezpieczną pozycję oskarżyciela.
Dzisiejszy humanizm: nie padać na kolana przed tym bezlitosnym Bogiem globalnej blagi.
Definicja elity: elitę stanowią ci, których socjologii nikt nie odważy się napisać.
Tak więc dla Barbey'a d'Aurevvilly wielkiego nauczyciela Leona Bloy Kościół Katolicki był (nie tylko, ale również) wysokim balkonem, z którego mógł pluć na głowy współczesnego mu motłochu.
Strzeż się głośników; strzeż się mikrofonów niosących twój głos ku fałszywej publiczności. Każdy wzmacniacz głosu jest narzędziem fałszowania sensu. Światowa opinia publiczna jest oszustwem świata.
Homo homini homo - no, dziękuję; lepiej już mieć do czynienia z prawdziwymi wilkami, niż z tymi bękartami lisa i kuny.
Są ludzie, którzy nie wstydzą się, że przyznano im Nagrodę Nobla.
Brzydzi mnie świat stworzony dla człowieka przez człowieka.
Jeśli władca uderzy cię w lewy policzek, to nadstaw mu także prawy; ale butów nie musisz mu z tego powodu lizać; mimo wszystko.
A więc co pozostanie? Pozostaną wróg i przyjaciel. Pozostanie możliwość ich rozróżniania. Distinguo ergo sum.
Carl Schmitt z Glossarium
tłumaczenie: Wojciech Kunicki
materiał ze strony Pana Tomasza Gabisia
"Potępienie" wojny zastępuje atawizm wojny atawizmem "potępienia".
Uciekajcie zawczasu na bezpieczną pozycję oskarżyciela.
Dzisiejszy humanizm: nie padać na kolana przed tym bezlitosnym Bogiem globalnej blagi.
Definicja elity: elitę stanowią ci, których socjologii nikt nie odważy się napisać.
Tak więc dla Barbey'a d'Aurevvilly wielkiego nauczyciela Leona Bloy Kościół Katolicki był (nie tylko, ale również) wysokim balkonem, z którego mógł pluć na głowy współczesnego mu motłochu.
Strzeż się głośników; strzeż się mikrofonów niosących twój głos ku fałszywej publiczności. Każdy wzmacniacz głosu jest narzędziem fałszowania sensu. Światowa opinia publiczna jest oszustwem świata.
Homo homini homo - no, dziękuję; lepiej już mieć do czynienia z prawdziwymi wilkami, niż z tymi bękartami lisa i kuny.
Są ludzie, którzy nie wstydzą się, że przyznano im Nagrodę Nobla.
Brzydzi mnie świat stworzony dla człowieka przez człowieka.
Jeśli władca uderzy cię w lewy policzek, to nadstaw mu także prawy; ale butów nie musisz mu z tego powodu lizać; mimo wszystko.
A więc co pozostanie? Pozostaną wróg i przyjaciel. Pozostanie możliwość ich rozróżniania. Distinguo ergo sum.
Carl Schmitt z Glossarium
tłumaczenie: Wojciech Kunicki
materiał ze strony Pana Tomasza Gabisia
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Zbyt mroczne
... ludzie nie chcą wiedzieć, kim naprawdę są i jak działają. Odsłonięcie prawdy o nas samych jest zbyt mrocznym lekarstwem abyśmy chcieli je przyjąć.
J. Burnham
J. Burnham
By odczuwać pogardę wobec życia...
By odczuwać pogardę wobec życia i przeciwności losu, nie wystarczy być nieszczęśliwym, do tego potrzeba jeszcze wielkości ducha, głębi uczuć i siły charakteru (cech nieznanych zwykłym ludziom), inaczej zwycięży naturalna, ślepa potrzeba instynktu samozachowawczego.
Leopardi
Zibaldone
Leopardi
Zibaldone
Na czym polega ignorancja
Jezeli ktoś nie wie, to bardzo popularny pogląd Mahajany jest taki, że arahat co prawda jest porządnym gościem, zachowuje się moralnie i ma nawet wgląd w naturę anatta wszystkich rzeczy, ale jest u niego obecna subtelna ignorancja, wierzy on w istnienie rzeczy, co jest błędem i blokuje mu drogę do pełnej doskonałości.
Początkującego ucznia Buddy to może martwić, w końcu każdy by jednak chciał osiągnąć pełną doskonałość, a tu się okazuje, że arahat, zostanie którym jest celem Nauki Buddy, taką jaką jest zawarta w Kanonie Pali jeszcze czegoś istotnego nie rozumie.
Zaznajomiony z Suttami jednak, choć może nie rozumieć Dhammy, całkiem dobrze powinien sobie zdawać sprawę, że Budda zupełnie jednoznacznie określił tą prostą prawdę, z którą zgadza się większość ludzi, mianowicie, rzeczy są i istnieją i nie skrywają w sobie żadnej większej tajemnicy. No dobrze, może i skrywają w sobie nie jedną tajemnicę, ale nie taką od której zależałoby rozwiązanie egzystencjalnego problemu i uwolnienie się od cierpienia.
I teraz możemy sprawdzić na ile jesteśmy już obeznani z dialektyką puggala jednostka, a sakkaya osoba. Puthujjana - pewna jednostka puggala- jest ofiarą sakkayaditthi, wierzy w to, że jest osobą, czy też, oprócz ignorancji na poziomie pre-refleksyjnym manifestującej się jako koncept "jestem", ucieleśnia to jestem w jakimś konkretnym agregacie, bądź w ich całokształcie. Na przykład pewna jednostka - puggala- ariya w treningu, gdy pojawia się u niej smutek, stara się wziąć go jako obiekt obserwacji, widząc jasno: "jest smutek". Puthujjana jednak, będąc ofiarą sakkayaditthi interpretuje to doświadczenie jako: "jestem smutny".
Puthujjana bierze swe istnienie, istnienie swego ja za pewnik. Każdy puthujjana jest attavadinem, wierzącym w istnienie ja. I to ja jest zawsze wynikiem samo-identyfikacji z jakimś z agregatów albo z ich całością, pewną jednostką, puggala.
I teraz zaczynają się ciekawe rzeczy. Puthujana buddysta dowiaduje się od Buddy, że "ani ja ani nic co należałoby do ja jest nie do odnalezienia". To absolutne zaprzeczenie bezpośredniego doświadczenia puthujjany, który może mieć problemy z wieloma rzeczami, ale nie ze znalezieniem siebie samego! Jestem! Kim jestem? No, buddystą, oczywiście! Oczywiście wizerunek samego siebie składa się ze znacznie większej ilości samo-identyfikacji, co do paradoksu samo-identyfikacji jako buddysta, nie jest to takie trudne, to jasne że jednostka powinna być uczniem Buddy, tyle, że fundamentalną postawą ucznia Buddy w treningu jest postawa: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". Uczeń Buddy robi to co mu Budda zalecił, i raczej nie myśli o sobie "jstem buddystą". Oczywiście jak zostaniemy zaczepieni wieczorem na opuszczonym cmentarzu w Colombo przez paru bardzo podejrzanych typów, i jeden z nich odezwie się do nas mniej więcej tak: "Ja jestem buddystą, on jest buddystą i on też jest buddystą (wskazując na swoich kolegów), po czym padnie kluczowe pytanie: ""czy ty też jesteś buddystą?" - myślę że nie należy się specjalnie przywiązywać do dezidentyfikowania się ze swym statusem społecznym jako buddysty, i rozsądniej jest potwierdzić, ostatecznie w świecie jednostka która wierzy Buddzie, czyta Sutty i medytuje, jest uważana za "buddystę". Ale wróćmy do naszej jednostki puggala, u której obecna jest ignorancja. Doktryna nie-ja, stoi w całkowitej sprzeczności, z jej doświadczeniem. Ale jednak to słowa Buddy, nie można ich od tak sobie ignorować. To sprzeczność i musi być rozwiązana. A co jeżeli udowodnimy, że taka rzecz jak jednostka - puggala nie istnieje? I tu już łatwo możemy zrozumieć skąd w Mahajanie ta nauka o tym, że w Absolutnym sensie, tak naprawdę puggala - jednostka nie istnieje. Nie rozumiejąc że podstawową pracą do wykonania by porzucić attavadę jest dezidentyfikacja z jednostką - puggala- attavadin buddysta, będący ofiarą tej identyfikacji, stwarza ideę Prawdy Absolutnej i skoro tak naprawdę puggala nie istnieje, musi też być nie-ja. Proszę sobie poszukać gdzie w Mahajanie omawa się postawę: " to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". Prawdopodobnie będzie to dość trudne do znalezienia, i nic dziwnego, skoro za pomocą wynalazku prawdy absolutnej już wszystko rozumiem, nie ma potrzeby kłopotać się ze żmudnym procesem dezidentyfikacji.
Warto zauważyć, że Budda potwierdzając istnienie rzeczy podkreśla jednak, że są one nietrwałe. Atta to poczucie trwałości, czy nawet wieczności, coś co jest jasno widziane jako nietrwałe, nie może być brane za "ja". Tyle, że puthujjany percepcja jest zniekształcona, nie widzi on nietrwałości*, co pozwala mu się identyfikować z agregatami. Podkreślając nietrwałość rzeczy, Budda wyraźnie sugeruje attavadinowi, że jest ofiarą błędnej identyfikacji.
Na zakończenie dwa fragmenty z listów czcigodnego Nanaviry, jeden omawia problem wiecznego ja, drugi idee Prawdy absolutnej.
* Gdyby zwykli ludzie posiadali percepcję nietrwałości, nie cieszyli by się tak przy narodzinach, jasno widząc czym one się kończą.
Początkującego ucznia Buddy to może martwić, w końcu każdy by jednak chciał osiągnąć pełną doskonałość, a tu się okazuje, że arahat, zostanie którym jest celem Nauki Buddy, taką jaką jest zawarta w Kanonie Pali jeszcze czegoś istotnego nie rozumie.
Zaznajomiony z Suttami jednak, choć może nie rozumieć Dhammy, całkiem dobrze powinien sobie zdawać sprawę, że Budda zupełnie jednoznacznie określił tą prostą prawdę, z którą zgadza się większość ludzi, mianowicie, rzeczy są i istnieją i nie skrywają w sobie żadnej większej tajemnicy. No dobrze, może i skrywają w sobie nie jedną tajemnicę, ale nie taką od której zależałoby rozwiązanie egzystencjalnego problemu i uwolnienie się od cierpienia.
A co to jest, mnisi, na co mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest istniejące, i ja również mówię, że jest istniejące? Materia, uczucie, percepcja, determinacje, świadomość co nietrwałe, cierpieniem i podmiotem zmiany; na to mądrzy ludzie w świecie zgadzają się, że jest istniejące, ja również mówię, że jest istniejące. SN 22: 94Pamiętajmy o jednym, to nie chodzi o spory religijne o naturę Świętej Trójcy, ale o jedyną naprawdę ważną i istotną sprawę w naszym życiu, zrozumienie Dhammy. I tak jak w szachach, po prostu uczymy się na błędach innych, co obejmuje wiedzę nie tylko o tym dlaczego dany pogląd jest błędny, ale nawet dlaczego on powstał.
I teraz możemy sprawdzić na ile jesteśmy już obeznani z dialektyką puggala jednostka, a sakkaya osoba. Puthujjana - pewna jednostka puggala- jest ofiarą sakkayaditthi, wierzy w to, że jest osobą, czy też, oprócz ignorancji na poziomie pre-refleksyjnym manifestującej się jako koncept "jestem", ucieleśnia to jestem w jakimś konkretnym agregacie, bądź w ich całokształcie. Na przykład pewna jednostka - puggala- ariya w treningu, gdy pojawia się u niej smutek, stara się wziąć go jako obiekt obserwacji, widząc jasno: "jest smutek". Puthujjana jednak, będąc ofiarą sakkayaditthi interpretuje to doświadczenie jako: "jestem smutny".
Puthujjana bierze swe istnienie, istnienie swego ja za pewnik. Każdy puthujjana jest attavadinem, wierzącym w istnienie ja. I to ja jest zawsze wynikiem samo-identyfikacji z jakimś z agregatów albo z ich całością, pewną jednostką, puggala.
I teraz zaczynają się ciekawe rzeczy. Puthujana buddysta dowiaduje się od Buddy, że "ani ja ani nic co należałoby do ja jest nie do odnalezienia". To absolutne zaprzeczenie bezpośredniego doświadczenia puthujjany, który może mieć problemy z wieloma rzeczami, ale nie ze znalezieniem siebie samego! Jestem! Kim jestem? No, buddystą, oczywiście! Oczywiście wizerunek samego siebie składa się ze znacznie większej ilości samo-identyfikacji, co do paradoksu samo-identyfikacji jako buddysta, nie jest to takie trudne, to jasne że jednostka powinna być uczniem Buddy, tyle, że fundamentalną postawą ucznia Buddy w treningu jest postawa: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". Uczeń Buddy robi to co mu Budda zalecił, i raczej nie myśli o sobie "jstem buddystą". Oczywiście jak zostaniemy zaczepieni wieczorem na opuszczonym cmentarzu w Colombo przez paru bardzo podejrzanych typów, i jeden z nich odezwie się do nas mniej więcej tak: "Ja jestem buddystą, on jest buddystą i on też jest buddystą (wskazując na swoich kolegów), po czym padnie kluczowe pytanie: ""czy ty też jesteś buddystą?" - myślę że nie należy się specjalnie przywiązywać do dezidentyfikowania się ze swym statusem społecznym jako buddysty, i rozsądniej jest potwierdzić, ostatecznie w świecie jednostka która wierzy Buddzie, czyta Sutty i medytuje, jest uważana za "buddystę". Ale wróćmy do naszej jednostki puggala, u której obecna jest ignorancja. Doktryna nie-ja, stoi w całkowitej sprzeczności, z jej doświadczeniem. Ale jednak to słowa Buddy, nie można ich od tak sobie ignorować. To sprzeczność i musi być rozwiązana. A co jeżeli udowodnimy, że taka rzecz jak jednostka - puggala nie istnieje? I tu już łatwo możemy zrozumieć skąd w Mahajanie ta nauka o tym, że w Absolutnym sensie, tak naprawdę puggala - jednostka nie istnieje. Nie rozumiejąc że podstawową pracą do wykonania by porzucić attavadę jest dezidentyfikacja z jednostką - puggala- attavadin buddysta, będący ofiarą tej identyfikacji, stwarza ideę Prawdy Absolutnej i skoro tak naprawdę puggala nie istnieje, musi też być nie-ja. Proszę sobie poszukać gdzie w Mahajanie omawa się postawę: " to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". Prawdopodobnie będzie to dość trudne do znalezienia, i nic dziwnego, skoro za pomocą wynalazku prawdy absolutnej już wszystko rozumiem, nie ma potrzeby kłopotać się ze żmudnym procesem dezidentyfikacji.
Warto zauważyć, że Budda potwierdzając istnienie rzeczy podkreśla jednak, że są one nietrwałe. Atta to poczucie trwałości, czy nawet wieczności, coś co jest jasno widziane jako nietrwałe, nie może być brane za "ja". Tyle, że puthujjany percepcja jest zniekształcona, nie widzi on nietrwałości*, co pozwala mu się identyfikować z agregatami. Podkreślając nietrwałość rzeczy, Budda wyraźnie sugeruje attavadinowi, że jest ofiarą błędnej identyfikacji.
Na zakończenie dwa fragmenty z listów czcigodnego Nanaviry, jeden omawia problem wiecznego ja, drugi idee Prawdy absolutnej.
'To co nazywamy „ja” jest pewną charakterystyką wszelkiego doświadczenia, które wydaje się być wiecznym. Jest całkiem oczywiste, że dla wszystkich ludzi rzeczywistość i trwałość ich 'ja' jest brana za absolutnie pewną i rozbieżność o której mówi K jest prosto tą pomiędzy moim 'ja' (które automatycznie biorę za trwałe) i aż nadto jawnie nietrwałymi 'rzeczami' w świecie, które 'ja' usiłuje posiąść. Wieczny 'podmiot' dąży do posiadania temporalnego 'obiektu' i sytuacja jest od razu zarówno komiczna jak i tragiczna – komiczna, ponieważ coś temporalnego nie może być posiadane na wieczność, i tragiczna, ponieważ wieczne nie może się powstrzymać od czynienia daremnych prób by posiąść temporalne na wieczność. Ta tragi-komedia jest cierpieniem (dukkha) w jego najgłębszym sensie. I to uwolnienie się od tego jest tym co naucza Budda. Jak? Przez wskazanie, że odwrotnie do naszych naturalnych założeń (które przyjmują, że podmiot 'ja', dalej by kontynuował istnienie nawet gdyby w ogóle nie było obiektów) egzystencja podmiotu zależy od egzystencji obiektu; a skoro obiekt jest jawnie nietrwały, podmiot musi być takiż sam. I od razu gdy domniemany podmiot jest widziany jako będący nie mniej temporalnym niż obiekt, rozbieżność pomiędzy wiecznym i temporalnym zanika (na czterech etapach – sotapatti, sakadagamita, anagamita i arahatta); i z zanikiem rozbieżności dwie kategorie 'tragiczna' i 'komiczna' również zanikają. Arahat ani się nie śmieje ani nie płacze, i to jest koniec cierpienia (z wyjątkiem oczywiście fizycznego bólu, który znika wraz z rozpadem ciała)".
*
Jest całkiem możliwe, że pojęcie paramattha sacca, „prawda w najwyższym sensie”, czy „absolutna prawda”, było w użyciu przed Milindapanha; ale jego użycie tam jest tak jasne i niedwuznaczne, że ta książka jest punktem odniesienia do wszelkich dyskusji o tym pojęciu. Fragment cytuje dwie linie (5i6) zawierające przykład z wozem. Są użyte do usprawiedliwienia następującego argumentu. Wyraz „wóz” jest konwencjonalną nazwą daną zbiorowisku części; ale jeżeli każdą część przeegzaminujemy indywidualnie, nie będzie można powiedzieć o żadnej z nich, że jest wozem, ani też nie znajdziemy żadnego wozu w częściach kolektywnie zebranych. Zatem, „w najwyższym sensie” wóz nie istnieje. Podobnie „jednostka” (słowo puggala jest użyte) jest zaledwie konwencjonalną nazwą daną zbiorowisku części (części ciała jak również części agregatów), i w „najwyższym sensie” jednostka nie istnieje. To wszystko.
Rozważmy wpierw wagę argumentu. Jeżeli wóz jest rozebrany na części, i pokaże się te części człowiekowi, jedna za drugą, z pytaniem „czy to wóz?” jest oczywiste, że zawsze powie nie. A jeżeli te części zbierzemy razem w kupę, i pokaże mu się tą kupę części, również powie, że to nie jest wóz. Jeżeli ostatecznie zapyta się go czy poza tymi częściami widzi gdzieś wóz, wtedy również powie nie. Ale załóżmy, że pokaże mu się teraz te części tak ułożone, że mogą one przewozić ludzi, i gdy go spytamy, teraz bez wątpienia powie, że wóz jest, że istnieje. Zgodnie z argumentem, człowiek ten mówił zwykłym języku gdy potwierdzał istnienie wozu i w wyższym sensie, gdy temu zaprzeczał. Ale jest wystarczająco jasne, że człowiek (który nie trenował się w takich subtelnościach) cały czas używa zwykłego języka i powód różnicy między jego dwoma wypowiedziami jest taki, że za pierwszym razem pokazano mu wóz, a za drugim razem nie. Jeżeli wóz jest rozebrany na części (nawet w wyobraźni) to przestaje być wozem, gdyż wóz jest dokładnie pojazdem a kupa części nie jest pojazdem, jest kupą części. Innymi słowy wóz jest z pewnością zbiorowiskiem części, ale jest zbiorowiskiem części złożonych w pewien szczególny sposób, i zmienić to ułożenie to zniszczyć wóz. Bez wątpienia nie da się odnaleźć wozu jeżeli zadamy sobie trud rozebrania go na części, przedtem zanim na niego spojrzymy. Jeżeli człowiek patrzy na wóz i mówi „w najwyższym sensie nie ma wozu; gdyż jest to tylko zbiorowisko części”, wszystko to co mówi to: „Jest możliwe by rozebrać ten wóz na części i zebrać je na kupę, i gdy to się zrobi nie będzie już wozu”. Nie dowodzi to nie-istnienia wozu, w najlepszym razie, wskazuje na to, że istniejący wóz może być zniszczony. A kiedy zastosujemy ten sam argument do agregatów (zestawupańcakhandha) jest on jeszcze mniej ważny; gdyż nie tylko nie pokazuje nie-istnienia jednostki, ale również skoro ułożenie pięciu agregatów nie może być zmienione, nawet w wyobraźni, zakłada on niemożliwość zniszczenia jednostki. Gdy odniesiony do jednostki (czy stworzenia) argument zachodzi w sprzeczność; i powiedzieć o jednostce, że w wyższym sensie nie ma jednostki, gdyż jest ona ledwie zbiorem khandh to wyrażać się niezrozumiale.
A jaki jest powód tego argumentu? Dlaczego pojęcie „prawdy w najwyższym sensie” zostało wymyślone? Klucz do odpowiedzi znajdujemy w Visuddhimagga. Ta praca cytuje ostatnie cztery linie (5,6,7,8) i powtarza w esencji argument Milindapanha, używając słowasatta jak również puggala. Idzie jednakże dalej i to co było zaledwie implikowane wMilindapanha, staje się tu jasne, mianowicie, że powodem argumentu jest usunięcie wyobrażenia "jestem” (asmi-mana) jeżeli dostrzeże się, że w najwyższym sensieparamatthato, żadne stworzenie nie istnieje, nie będzie podstaw pod wyobrażenie, że ja istnieję. To pozwala nam zrozumieć, dlaczego potrzeba argumentu była odczuwana.Asutava puthujjana identyfikuje siebie z jednostką czy stworzeniem, które to uważa za „ja”. Dowiaduje się jednakże od Buddy, że właściwie i zgodnie z prawdą ja ani to co należy do ja nie jest do znalezienia. A ponieważ nie może on pojmować jednostki inaczej jak „ja”, odkrywa on, że aby obalić „ja” musi obalić jednostkę; i czyni to w wyżej omówiony sposób. Ale ten sposób, jak zauważyliśmy, niczego nie obala. Jest godne uwagi, że fragment wMilindapanha, nie wspomina w ogóle „ja”, identyfikacja „ja” z jednostką jest wzięta za pewną, że po ustaleniu, iż „w najwyższym sensie nie ma jednostki”, żadna dalsza dyskusja nie wydaje się konieczna. Nie najmniejszym niebezpieczeństwem, powierzchownego i zwodniczego pojęcia „prawdy w najwyższym sensie” jest moc usypiająca nierefleksyjny umysł w fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Nieroztropny myśliciel dochodzi do przekonania, że rozumie to czego faktycznie nie rozumie i przez to skutecznie blokuje swój własny progres.
* Gdyby zwykli ludzie posiadali percepcję nietrwałości, nie cieszyli by się tak przy narodzinach, jasno widząc czym one się kończą.
niedziela, 25 grudnia 2016
Brzemię istnienia
Mnisi, pouczę was o brzemieniu, niosącym brzemię, podejmowaniu brzemienia i odkładaniu brzemienia. Słuchajcie i bacznie uważajcie na to co powiem. - „Tak panie”. Zrealizowany rzekł: A co jest brzemieniem? Pięć agregatów utrzymywania, powinno się rzec. Jakie pięć? Agregat materii objęty utrzymywaniem, agregat uczucia objęty utrzymywaniem, agregat percepcji objęty utrzymywaniem, agregat determinacji objęty utrzymywaniem, agregat świadomości objęty utrzymywaniem. To, mnisi, jest nazywane brzemieniem.
A co, mnisi, jest nosicielem brzemienia? Jednostka – powinno się rzec. Ten czcigodny o takim a takim imieniu z takiego a takiego klanu. To jest nazywane nosicielem brzemienia.
A co, mnisi, jest podejmowaniem brzemienia? To te pragnienie co prowadzi do odnowienia istnienia, stowarzyszone z rozmiłowaniem i pożądaniem, szukaniem rozmiłowania to tutaj, to tam, to jest pragnienie zmysłowych przyjemności, pragnienie istnienia i pragnienie nieistnienia. To jest nazywane podejmowaniem brzemienia.
A co, mnisi, jest odkładaniem brzemienia? Jest to zanik bez pozostałości i wstrzymanie tego samego pragnienia, rezygnacja i uwolnienie się od niego, nie opieranie się na nim. To jest nazwane odkładaniem brzemienia. Oto co powiedział Zrealizowany. To powiedziawszy, Pomyślny, Nauczyciel dodał jeszcze to:
Pięć agregatów jest prawdziwym brzemieniem.
Nosicielem jest jednostka.
Podejmowanie brzemienia jest cierpieniem w świecie.
Odłożenie brzemienia jest błogosławieństwem.
Odłożywszy ciężkie brzemię
Bez podejmowania następnego brzemienia,
Wyrwawszy pragnienie z jego korzeniami
Jest wolny od głodu, w pełni wygaszony.
To rozróżnienie można przedstawić za pomocą słowa być czy istnieć. Rzeczy są i istnieją i ich istnienie nie zależy od ignorancji. Agregaty, takie jak ciało są. Ale puthujjany istnienie jest zależne od ignorancji, a precyzyjniej, oddaje to relacja współzależnego powstawania z utrzymywaniem (upadana) jako warunek, istnienie (bhava). W tym wypadku agregaty nie tylko są same sobie, ale są objęte utrzymywaniem czyli są brane za "ja" i "moje". Ciało już nie tylko jest - tu termin bhava - nie ma zastosowania, ale ja jestem tym ciałem, to moje ciało i ten stan jest już opisywany terminem bhava, istnienie. "Rzeczy są" i "ja jestem", to twierdzenia na różnych poziomach i tylko w tym drugim mamy do czynienia z ignorancją.
Pisałem o tym pewno już parę razy, ale ponieważ to rzeczywiście sprawa o pierwszorzędnej ważności, powtórzenie nie zaszkodzi. Na koniec mała dygresja o znaczeniu słów. Kiedy ktoś oświadczy, że jest nikim; w zwykłym gronie będzie podejrzewany być może o depresję. Na spotkaniu pustelników takie słowa z kolei mogą prowokować albo podejrzenia o arogancję i przecenianie swych duchowych osiągnięć, albo ewentualnie szacunek.
A co, mnisi, jest nosicielem brzemienia? Jednostka – powinno się rzec. Ten czcigodny o takim a takim imieniu z takiego a takiego klanu. To jest nazywane nosicielem brzemienia.
A co, mnisi, jest podejmowaniem brzemienia? To te pragnienie co prowadzi do odnowienia istnienia, stowarzyszone z rozmiłowaniem i pożądaniem, szukaniem rozmiłowania to tutaj, to tam, to jest pragnienie zmysłowych przyjemności, pragnienie istnienia i pragnienie nieistnienia. To jest nazywane podejmowaniem brzemienia.
A co, mnisi, jest odkładaniem brzemienia? Jest to zanik bez pozostałości i wstrzymanie tego samego pragnienia, rezygnacja i uwolnienie się od niego, nie opieranie się na nim. To jest nazwane odkładaniem brzemienia. Oto co powiedział Zrealizowany. To powiedziawszy, Pomyślny, Nauczyciel dodał jeszcze to:
Pięć agregatów jest prawdziwym brzemieniem.
Nosicielem jest jednostka.
Podejmowanie brzemienia jest cierpieniem w świecie.
Odłożenie brzemienia jest błogosławieństwem.
Odłożywszy ciężkie brzemię
Bez podejmowania następnego brzemienia,
Wyrwawszy pragnienie z jego korzeniami
Jest wolny od głodu, w pełni wygaszony.
SN 22: 22
To jedna z Sutr-kluczy do zrozumienia Nauki Buddy. Pojawiają się w niej terminy czy słowa, których dokładne zrozumienie czyni Dhammę mniej tajemniczą. Oczywiście tak naprawdę Dhammę rozumie tylko ariya, jednak puthujjana nie zostaje ariya przypadkowo. W toku studiów nad Suttami, stopniowo oczyszczamy się z błędnych poglądów i przekonań, konfrontując nasze idee z Suttami i porzucając je gdy są z nimi niezgodne. I transformacja, przejście od stanu puthujjany do stanu ariya, wydaje się, że może mieć miejsce, dopiero gdy zwykły człowiek utrzymuje poglądy będące w zgodzie z Dhammą.
I tak, zaglądając do Sutty MN 44, dowiadujemy się, że to co jest tutaj określane jako brzemię, jest w niej określone jako osoba (sakkaya).
Pani, 'osobowość, osobowość' jest powiedziane. Co jest nazwane osobowością przez Zrealizowanego?” „Przyjacielu Visakha, te pięć agregatów objętych utrzymywaniem jest nazywanych przez Zrealizowanego osobowością,Nosiciel brzmienia, to puggala. Często ten termin jest tłumaczony jako osoba. Jeżeli nie mamy jasnego rozróżnienia, powodować to będzie jedynie konfuzję. Jeżeli jednak potrafimy jasno rozróżnić pomiędzy puggala jednostką, jako zbiorem nietrwałych determinacji, co obejmuje każdego puthujjanę jak każdego ariya, po prostu wszyscy są indywidualnymi jednostkami, a osobą sakkaya, co jest złudzeniem bycia podmiotem, kimś co ewidentnie zależy od ignorancji, sprawy powinny się nieco rozjaśnić. Człowiek Nikt, tak jak go przedstawiał Stachura, to właśnie jednostka - puggala - która uwolniła się od brzmienia osobowości, jest nikim.
To rozróżnienie można przedstawić za pomocą słowa być czy istnieć. Rzeczy są i istnieją i ich istnienie nie zależy od ignorancji. Agregaty, takie jak ciało są. Ale puthujjany istnienie jest zależne od ignorancji, a precyzyjniej, oddaje to relacja współzależnego powstawania z utrzymywaniem (upadana) jako warunek, istnienie (bhava). W tym wypadku agregaty nie tylko są same sobie, ale są objęte utrzymywaniem czyli są brane za "ja" i "moje". Ciało już nie tylko jest - tu termin bhava - nie ma zastosowania, ale ja jestem tym ciałem, to moje ciało i ten stan jest już opisywany terminem bhava, istnienie. "Rzeczy są" i "ja jestem", to twierdzenia na różnych poziomach i tylko w tym drugim mamy do czynienia z ignorancją.
Pisałem o tym pewno już parę razy, ale ponieważ to rzeczywiście sprawa o pierwszorzędnej ważności, powtórzenie nie zaszkodzi. Na koniec mała dygresja o znaczeniu słów. Kiedy ktoś oświadczy, że jest nikim; w zwykłym gronie będzie podejrzewany być może o depresję. Na spotkaniu pustelników takie słowa z kolei mogą prowokować albo podejrzenia o arogancję i przecenianie swych duchowych osiągnięć, albo ewentualnie szacunek.
sobota, 24 grudnia 2016
Sekha jako świadek i obserwator
Praktyka Dhammy polega na stopniowym usuwaniu ignorancji z własnego doświadczenia, transformując nasze doświadczenie zwykłego człowieka w doświadczenie arahata. Zaczynamy praktykę z przekonaniem, iż jesteśmy osobą, która się urodziła w konkretnym miejscu i czasie, szukając ucieczki z mentalnego cierpienia, z jakim nierozłącznie jest związane bycie - bhava -. Po zrozumieniu instrukcji otrzymanych przez Buddę, najpierw porzucamy to przekonanie, to jest porzucamy attavadę, która jest nierozerwalnie związana z sakkayaditthi, i następnie w stosownym czasie, w zależności od nakładu pracy jaki wkładamy w praktykę, jak i poziomu naszego zrozumienia, wraz ze wstrzymaniem koncepcji "jestem" realizujemy nie-zrodzone i nieśmiertelne, osoba (sakkaya) zniknęła, i pozostał tylko element nie-determinowany. Zajmijmy się tu stanem pośrednim, pomiędzy arahatem a zwykłym człowiekiem. Sekha, ariya w treningu, to co ma on wspólnego ze zwykłym człowiekiem, puthujjaną, to wyobrażenie "jestem", to co ma on wspólnego z arahatem, to wiedza o stanie zwykłego człowieka, jak i wiedza o elemencie nie-determinowanym. Nie należy mieć co do tego żadnych wątpliwości, puthujjana nie rozumie własnego stanu tak samo jak nie rozumie arahata, gdyby zrozumiał co to znaczy być puthujjaną, zrozumiałby tym samym stan arahata. Zatem to co jest u sekha obecne, to wyobrażenie "jestem", które jednak nie ucieleśnia się (sakkayaditthi) w "jestem tym, to moje ja". Chociaż implicite jest to oczywistość wynikająca z wielu Sutr, explicite jest to wyraźnie określone prawdopodobnie tylko w Suttcie z Khemaką.
Dla lepszego zrozumienia stanu sekha, [patrz także tu] pracy jaką powinien wykonać, proponuję zapoznanie się z wpisami z nauczania Nisargadatty Maharaj. Operuje on takim terminami jak osoba, świadek i przytomność. Osoba w pełni pokrywa się z terminem sakkaya w Pali, świadek to nic innego jak nasz sekha, a terminu awareness, tu tłumaczonego jako przytomność NM używa do opisania doświadczenia arahata, termin ten pokrywa się z vinniana anidassana, świadomością nie wskazującą już dłużej na żaden podmiot czy osobę, gdzie wszelka subiektywność podmiotowa została wstrzymana i tym samym, świadomość nie znajduje już samsarycznego wsparcia. [patrz M22 &36]Ponieważ te trzy stany są ze sobą związane tak jak Szlachetne Prawdy, jeżeli opis sekha / świadka ma być pełny, zarówno osoba jaki i przytomność będą się pojawiać, niemniej główny nacisk położymy jest na doświadczenie sekha / świadka. Pojawiający się czasami "obserwator" to synonim świadka. O obserwatorze i obserwowanym polu, patrz także tutaj.
NM: Człowiek staje się tym, w co wierzy, że tym jest. Porzuć wszelkie idee na temat siebie, a odnajdziesz się jako czysty świadek, ponad wszystkim co może się przytrafić ciału czy umysłowi.
NM: Musisz urzeczywistnić siebie jako niewzruszonego, za i ponad mobilnym, milczącego świadka wszystkiego co się wydarza.
P: Czy świadek może być bez jakiejkolwiek rzeczy, której byłby świadkiem?
NM: Zawsze jest się świadkiem czegoś, jeżeli nie rzeczy, to jej absencji, bycie świadkiem jest naturalne i nie stanowi problemu. Problemem jest ekscesywne zainteresowanie wiodące do samo-identyfikacji. W cokolwiek się angażujesz, bierzesz to za rzeczywiste [w terminologii NM realne jest synonimem trwałości czy lepiej niezmienności, tym samym dla niego, w tym sensie wszelkie doświadczenie, jako temporalne jest nierzeczywiste. Nie żeby było jakąś złudą, bynajmniej, po prostu jest temporalne, ma początek i koniec].
P: Czy "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste? Czy "jestem" to synonim świadka? Czy bycie świadkiem jest rzeczywiste czy nierzeczywiste?
NM: To co czyste, niesplamione, bez przywiązania, jest rzeczywiste. To co skażone, zmieszane, zależne i nietrwałe jest nierzeczywiste. Nie daj się zwieść słowom - jedno słowo może nieść ze sobą wiele, nawet wzajemnie sprzecznych znaczeń. "Jestem" które poszukuje przyjemności i wzdraga się przed nieprzyjemnym jest fałszywe, "jestem" widzące przyjemność i ból jako nierozerwalnie ze sobą związane widzi właściwie. Świadek, który angażuje się w to co postrzega jest osobą. Świadek który trwa odosobniony, niewzruszony, i niedotknięty, jest stanowiskiem rzeczywistego, punktem w którym przytomność, jako aspect nie-manifestującego się jest w kontakcie z manifestującym się. Nie może być świata bez świata ani świata bez świadka.
P: Czas pożera świat. Kto jest świadkiem czasu?
MN: Ten kto jest ponad czasem, nienazywalne.
NM: Stan oderwanej świadomości to świadomość świadka, "lustrzany umysł". Powstaje i znika wraz z obiektem i nie jest w pełni realny. Jakikolwiek jest jego obiekt, pozostaje niezmiennym, stąd jest również rzeczywistym. Ma udział w obu, rzeczywistym i nierzeczywistym a przez to jest pomostem pomiędzy nimi.
P: Czy poczucie "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste?
NM: Tym i tym. Jest nierzeczywiste, kiedy mówimy: "jestem tym", " jestem tamtym". Jest rzeczywiste, kiedy mamy na myśli: "Nie jestem tym ani tamtym".
NM: Powiedzieć "nie ja, nie moje" jest zadaniem świadka.
P: Czy świadomość świadka jest trwała czy nietrwała?
NM: Nie jest trwała. Znający powstaje i ginie wraz znanym.To w czym zarówno poznający jak i poznawanie się pojawiają, jest ponad czasem. Słowa trwałe czy wieczne, nie mają tam zastosowania.
P: Bycie świadkiem - czyż nie jest to moja rzeczywista natura?
NM: Musi coś być, by być tego świadkiem. Wciąż jesteśmy w obrębie dualności! (...) Wgłąb się i odkryj czym nie jesteś. Nic innego nie ma znaczenia.
NM: Źródło świadomości nie może być obiektem świadomości. Znać źródło to być źródłem. Kiedy urzeczywistnisz to, że nie jesteś osobą, ale czystym i spokojnym świadkiem, oraz że nieustraszona przytomność jest właśnie twoim bytem, jesteś tym bytem.
P: Jako świadek, pracujesz czy spoczywasz?
M: Bycie świadkiem jest doświadczeniem a stan spoczynku to wolność od doświadczenia.
P: Czy nie może to współistnieć, tak jak tumult fal i cisza głębi oceanu?
MN: Poza umysłem nie ma takiej rzeczy jak doświadczenie. Doświadczenie jest stanem dualności. Nie możesz mówić o rzeczywistym jako o doświadczeniu.
P: Jaki nowy czynnik chcesz, bym wniósł do swej praktyki?
NM: Postawę czystego świadka, obserwowania wydarzeń bez brania w nich udziału.
P: Jak to na mnie wpłynie?
NM: Umysłowa słabość wynika z braku inteligencji, braku zrozumienia. Co znowuż jest wynikiem braku uważności. Wysilając się by pozostać czujnym i przytomnym jednoczysz umysł i wzmacniasz go.
NM: Ponad świadkiem znajduje się nieskończona intensywność pustki i milczenia.
... różnica pomiędzy osobą a świadkiem jest jak pomiędzy nieznajomością a znaniem siebie. To nie osoba, która wykonuje praktykę. Osoba tkwi w niepokoju i oporze do samego końca. To świadek pracuje nad osobą, nad totalnością jej złudzeń, przeszłych, obecnych i przyszłych.
P: Osoba odchodzi, i pozostaje tylko świadek.
NM: Kto pozostaje, by powiedzieć: "jestem tylko świadkiem?"
Kedy nie ma "jestem", gdzie jest świadek? W bezczasowym stanie nie ma "ja" by przyjąć w nim schronienie.
P: Jaki jest cel pamiętania cały czas, że jest się obserwatorem?
NM: Umysł musi się nauczyć, że ponad poruszającym się umysłem jest tło przytomności, które nie podlega zmianie.
NM: Kiedy siedzisz spokojnie i obserwujesz siebie, wszelkiego rodzaju rzeczy mogą wyjść na wierzch. Nic z nimi nie rób, nie reaguj na nie, tak jak przyszły, tak i odejdą, same z siebie. Wszystko co się liczy to uwaga, totalna świadomość siebie samego, czy raczej swego umysłu.
P: Czy przez "samego siebie" rozumiesz nasze codzienne ja?
NM: Tak, osobę, tylko ona poddaje się obiektywnej obserwacji. Obserwator jest poza obserwacją. Co podlega obserwacji, nie jest rzeczywiście tobą.
P: Zawsze mogę obserwować obserwatora w nieskończonej regresji.
NM: Możesz obserwować obserwację, ale nie obserwatora. Wiesz, że jesteś ostatecznie obserwatorem przez bezpośredni wgląd, a nie poprzez logiczny proces bazujący na obserwacji. Jesteś tym czym jesteś, ale znasz tylko to czym nie jesteś.
NM: Uczucia, myśli i działania przebiegają przed obserwatorem w nieskończonym następstwie, pozostawiając ślady w umyśle i tworząc iluzję kontynuacji. Refleksja w umyśle obserwatora tworzy poczucie "ja" i osoba uzyskuje pozornie niezależną egzystencję. W rzeczywistości, osoba to złudzenie, to tylko obserwator identyfikuje się z "ja i moje". Nauczyciel mówi obserwatorowi: nie jesteś tym, nie ma w tym nic twojego, poza małym punktem "jestem", który jest pomostem pomiędzy obserwatorem i jego snem. "Jestem tym, jestem tamtym, to sen, podczas gdy czyste "jestem" posiada pieczęć rzeczywistego.
P: A co ze świadkiem? Jest rzeczywisty czy też nierzeczywisty?
NM: Tym i tym. To ostatni bastion iluzji, i pierwszy dotyk rzeczywistości.
Powiedzieć: "Jestem tylko świadkiem" jest zarówno prawdą jak i fałszem. To fałsz z uwagi na "jestem" i prawda z uwagi na świadka. Lepiej powiedzieć: "jest (bycie) świadkiem" [there is witnessing]. Z chwilą gdy powiesz "jestem" cały świat dochodzi do istnienia, wraz z jego Twórcą. [Bycie świadkiem nie określa tu statusu ontologicznego, a tylko funkcjonowanie, gdyby zastąpić tu słowo świadek słowem obserwator, "jest obserwowanie" wyjaśniałoby sprawę. Nie znam się na tyle na języku polskim by wiedzieć jak świadka można zamienić na czyste niepersonalne funkcjonowanie, "świadczenie" ewidentnie brzmi niedobrze:)].
NM: Przytomność z obiektem nazywamy bycie świadkiem. Kiedy do tego dochodzi samo-identyfikacja z obiektem, powodowana pożądaniem i lękiem, taki stan nazywamy osobą. W rzeczywistości mamy tylko jeden stan: gdy zniekształcony przez samo-identyfikację nazywa się osobą, gdy zabarwiony poczuciem istnienia (jestem), jest to bycie świadkiem, gdy wolny od zabarwienia i bezgraniczny, jest nazywany Najwyższym.
... praktyka polega na przeniesieniu nacisku ze sztucznej i zmiennej osoby, na niezmiennego i zawsze obecnego świadka.
Dla lepszego zrozumienia stanu sekha, [patrz także tu] pracy jaką powinien wykonać, proponuję zapoznanie się z wpisami z nauczania Nisargadatty Maharaj. Operuje on takim terminami jak osoba, świadek i przytomność. Osoba w pełni pokrywa się z terminem sakkaya w Pali, świadek to nic innego jak nasz sekha, a terminu awareness, tu tłumaczonego jako przytomność NM używa do opisania doświadczenia arahata, termin ten pokrywa się z vinniana anidassana, świadomością nie wskazującą już dłużej na żaden podmiot czy osobę, gdzie wszelka subiektywność podmiotowa została wstrzymana i tym samym, świadomość nie znajduje już samsarycznego wsparcia. [patrz M22 &36]Ponieważ te trzy stany są ze sobą związane tak jak Szlachetne Prawdy, jeżeli opis sekha / świadka ma być pełny, zarówno osoba jaki i przytomność będą się pojawiać, niemniej główny nacisk położymy jest na doświadczenie sekha / świadka. Pojawiający się czasami "obserwator" to synonim świadka. O obserwatorze i obserwowanym polu, patrz także tutaj.
NM: Człowiek staje się tym, w co wierzy, że tym jest. Porzuć wszelkie idee na temat siebie, a odnajdziesz się jako czysty świadek, ponad wszystkim co może się przytrafić ciału czy umysłowi.
NM: Musisz urzeczywistnić siebie jako niewzruszonego, za i ponad mobilnym, milczącego świadka wszystkiego co się wydarza.
P: Czy świadek może być bez jakiejkolwiek rzeczy, której byłby świadkiem?
NM: Zawsze jest się świadkiem czegoś, jeżeli nie rzeczy, to jej absencji, bycie świadkiem jest naturalne i nie stanowi problemu. Problemem jest ekscesywne zainteresowanie wiodące do samo-identyfikacji. W cokolwiek się angażujesz, bierzesz to za rzeczywiste [w terminologii NM realne jest synonimem trwałości czy lepiej niezmienności, tym samym dla niego, w tym sensie wszelkie doświadczenie, jako temporalne jest nierzeczywiste. Nie żeby było jakąś złudą, bynajmniej, po prostu jest temporalne, ma początek i koniec].
P: Czy "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste? Czy "jestem" to synonim świadka? Czy bycie świadkiem jest rzeczywiste czy nierzeczywiste?
NM: To co czyste, niesplamione, bez przywiązania, jest rzeczywiste. To co skażone, zmieszane, zależne i nietrwałe jest nierzeczywiste. Nie daj się zwieść słowom - jedno słowo może nieść ze sobą wiele, nawet wzajemnie sprzecznych znaczeń. "Jestem" które poszukuje przyjemności i wzdraga się przed nieprzyjemnym jest fałszywe, "jestem" widzące przyjemność i ból jako nierozerwalnie ze sobą związane widzi właściwie. Świadek, który angażuje się w to co postrzega jest osobą. Świadek który trwa odosobniony, niewzruszony, i niedotknięty, jest stanowiskiem rzeczywistego, punktem w którym przytomność, jako aspect nie-manifestującego się jest w kontakcie z manifestującym się. Nie może być świata bez świata ani świata bez świadka.
P: Czas pożera świat. Kto jest świadkiem czasu?
MN: Ten kto jest ponad czasem, nienazywalne.
NM: Stan oderwanej świadomości to świadomość świadka, "lustrzany umysł". Powstaje i znika wraz z obiektem i nie jest w pełni realny. Jakikolwiek jest jego obiekt, pozostaje niezmiennym, stąd jest również rzeczywistym. Ma udział w obu, rzeczywistym i nierzeczywistym a przez to jest pomostem pomiędzy nimi.
P: Czy poczucie "jestem" jest rzeczywiste, czy nierzeczywiste?
NM: Tym i tym. Jest nierzeczywiste, kiedy mówimy: "jestem tym", " jestem tamtym". Jest rzeczywiste, kiedy mamy na myśli: "Nie jestem tym ani tamtym".
NM: Powiedzieć "nie ja, nie moje" jest zadaniem świadka.
P: Czy świadomość świadka jest trwała czy nietrwała?
NM: Nie jest trwała. Znający powstaje i ginie wraz znanym.To w czym zarówno poznający jak i poznawanie się pojawiają, jest ponad czasem. Słowa trwałe czy wieczne, nie mają tam zastosowania.
P: Bycie świadkiem - czyż nie jest to moja rzeczywista natura?
NM: Musi coś być, by być tego świadkiem. Wciąż jesteśmy w obrębie dualności! (...) Wgłąb się i odkryj czym nie jesteś. Nic innego nie ma znaczenia.
NM: Źródło świadomości nie może być obiektem świadomości. Znać źródło to być źródłem. Kiedy urzeczywistnisz to, że nie jesteś osobą, ale czystym i spokojnym świadkiem, oraz że nieustraszona przytomność jest właśnie twoim bytem, jesteś tym bytem.
P: Jako świadek, pracujesz czy spoczywasz?
M: Bycie świadkiem jest doświadczeniem a stan spoczynku to wolność od doświadczenia.
P: Czy nie może to współistnieć, tak jak tumult fal i cisza głębi oceanu?
MN: Poza umysłem nie ma takiej rzeczy jak doświadczenie. Doświadczenie jest stanem dualności. Nie możesz mówić o rzeczywistym jako o doświadczeniu.
P: Jaki nowy czynnik chcesz, bym wniósł do swej praktyki?
NM: Postawę czystego świadka, obserwowania wydarzeń bez brania w nich udziału.
P: Jak to na mnie wpłynie?
NM: Umysłowa słabość wynika z braku inteligencji, braku zrozumienia. Co znowuż jest wynikiem braku uważności. Wysilając się by pozostać czujnym i przytomnym jednoczysz umysł i wzmacniasz go.
NM: Ponad świadkiem znajduje się nieskończona intensywność pustki i milczenia.
... różnica pomiędzy osobą a świadkiem jest jak pomiędzy nieznajomością a znaniem siebie. To nie osoba, która wykonuje praktykę. Osoba tkwi w niepokoju i oporze do samego końca. To świadek pracuje nad osobą, nad totalnością jej złudzeń, przeszłych, obecnych i przyszłych.
P: Osoba odchodzi, i pozostaje tylko świadek.
NM: Kto pozostaje, by powiedzieć: "jestem tylko świadkiem?"
Kedy nie ma "jestem", gdzie jest świadek? W bezczasowym stanie nie ma "ja" by przyjąć w nim schronienie.
P: Jaki jest cel pamiętania cały czas, że jest się obserwatorem?
NM: Umysł musi się nauczyć, że ponad poruszającym się umysłem jest tło przytomności, które nie podlega zmianie.
NM: Kiedy siedzisz spokojnie i obserwujesz siebie, wszelkiego rodzaju rzeczy mogą wyjść na wierzch. Nic z nimi nie rób, nie reaguj na nie, tak jak przyszły, tak i odejdą, same z siebie. Wszystko co się liczy to uwaga, totalna świadomość siebie samego, czy raczej swego umysłu.
P: Czy przez "samego siebie" rozumiesz nasze codzienne ja?
NM: Tak, osobę, tylko ona poddaje się obiektywnej obserwacji. Obserwator jest poza obserwacją. Co podlega obserwacji, nie jest rzeczywiście tobą.
P: Zawsze mogę obserwować obserwatora w nieskończonej regresji.
NM: Możesz obserwować obserwację, ale nie obserwatora. Wiesz, że jesteś ostatecznie obserwatorem przez bezpośredni wgląd, a nie poprzez logiczny proces bazujący na obserwacji. Jesteś tym czym jesteś, ale znasz tylko to czym nie jesteś.
NM: Uczucia, myśli i działania przebiegają przed obserwatorem w nieskończonym następstwie, pozostawiając ślady w umyśle i tworząc iluzję kontynuacji. Refleksja w umyśle obserwatora tworzy poczucie "ja" i osoba uzyskuje pozornie niezależną egzystencję. W rzeczywistości, osoba to złudzenie, to tylko obserwator identyfikuje się z "ja i moje". Nauczyciel mówi obserwatorowi: nie jesteś tym, nie ma w tym nic twojego, poza małym punktem "jestem", który jest pomostem pomiędzy obserwatorem i jego snem. "Jestem tym, jestem tamtym, to sen, podczas gdy czyste "jestem" posiada pieczęć rzeczywistego.
P: A co ze świadkiem? Jest rzeczywisty czy też nierzeczywisty?
NM: Tym i tym. To ostatni bastion iluzji, i pierwszy dotyk rzeczywistości.
Powiedzieć: "Jestem tylko świadkiem" jest zarówno prawdą jak i fałszem. To fałsz z uwagi na "jestem" i prawda z uwagi na świadka. Lepiej powiedzieć: "jest (bycie) świadkiem" [there is witnessing]. Z chwilą gdy powiesz "jestem" cały świat dochodzi do istnienia, wraz z jego Twórcą. [Bycie świadkiem nie określa tu statusu ontologicznego, a tylko funkcjonowanie, gdyby zastąpić tu słowo świadek słowem obserwator, "jest obserwowanie" wyjaśniałoby sprawę. Nie znam się na tyle na języku polskim by wiedzieć jak świadka można zamienić na czyste niepersonalne funkcjonowanie, "świadczenie" ewidentnie brzmi niedobrze:)].
NM: Przytomność z obiektem nazywamy bycie świadkiem. Kiedy do tego dochodzi samo-identyfikacja z obiektem, powodowana pożądaniem i lękiem, taki stan nazywamy osobą. W rzeczywistości mamy tylko jeden stan: gdy zniekształcony przez samo-identyfikację nazywa się osobą, gdy zabarwiony poczuciem istnienia (jestem), jest to bycie świadkiem, gdy wolny od zabarwienia i bezgraniczny, jest nazywany Najwyższym.
... praktyka polega na przeniesieniu nacisku ze sztucznej i zmiennej osoby, na niezmiennego i zawsze obecnego świadka.
piątek, 23 grudnia 2016
Zdezorientowane stado
Amerykański intelektualista, Walter Lippman, pisarz i dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera, opublikował jedną z pierwszych prac dotyczących wykorzystania środków masowego przekazu w Ameryce. W „Opinii Publicznej” (1922r.) Lippman porównuje masy ludzi do „wielkiej bestii” i „zdezorientowanego stada”, które potrzebuje być prowadzone przez klasę rządzącą. Rządzącą elitę opisał jako „wyspecjalizowaną klasę, której interesy wykraczają poza jeden rejon”. Klasa ta składała się z ekspertów, specjalistów i biurokratów. Według Lippmana ci eksperci, którzy często określani byli jako „elity”, mieli być machiną wiedzy, która omijałaby podstawową wadę demokracji – niemożliwość istnienia idealnego „omnikompetentnego obywatela”. Drepczące i ryczące „zdezorientowane stado” ma swoją funkcję: bycia „zainteresowanymi widzami akcji”, tj. nie uczestnikami. Uczestnictwo jest obowiązkiem „odpowiedzialnych ludzi”, którzy nie są regularnymi obywatelami.
Massmedia i propaganda są zatem narzędziami i mają być wykorzystane przez elity do rządzenia społeczeństwem bez przymusu fizycznego. Jedną z ważnych koncepcji przedstawionych przez Lippmana jest „wytwarzanie zgody”, które to po krótce można określić – manipulowaniem opinią publiczną w celu ogólnej akceptacji przedsięwzięć elit. Opinią Lippmana było, iż opinia publiczna nie jest odpowiednio wykwalifikowana i uprawniona do rozumowania i decydowania w istotnych kwestiach. Dlatego ważnym jest, by to elity podejmowały decyzje „dla ich własnego dobra”, a potem „sprzedawały” je masom jako ich własny wybór.
Walter Lippman „Opinia Publiczna”
Interesującym może być, że Lippman był jednym z założycieli Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR – Council on Foreign Relations), najbardziej wpływowego ośrodka myśli stosunków zagranicznych na świecie. Ten fakt może dać wam małą podpowiedź o stanie umysłu elit zainteresowanych użyciem mediów.
Massmedia i propaganda są zatem narzędziami i mają być wykorzystane przez elity do rządzenia społeczeństwem bez przymusu fizycznego. Jedną z ważnych koncepcji przedstawionych przez Lippmana jest „wytwarzanie zgody”, które to po krótce można określić – manipulowaniem opinią publiczną w celu ogólnej akceptacji przedsięwzięć elit. Opinią Lippmana było, iż opinia publiczna nie jest odpowiednio wykwalifikowana i uprawniona do rozumowania i decydowania w istotnych kwestiach. Dlatego ważnym jest, by to elity podejmowały decyzje „dla ich własnego dobra”, a potem „sprzedawały” je masom jako ich własny wybór.
„Tego, że wytwarzanie zgody jest zdolne do wielkich udoskonaleń, myślę, że nikt nie będzie kwestionował. Proces, w którym powstają opinie publiczne, jest nie mniej skomplikowany, niż zostało przedstawione na tych stronach, a możliwości manipulacji otwarte są dla każdego, kto wystarczająco doskonale rozumie ten proces…. w wyniku badań psychologicznych, w połączeniu z nowoczesnymi środkami komunikacji, praktyka demokracji zawróciła bieg. Rewolucja odbywa się w nieskończenie większym znaczeniu, niż jakiekolwiek inne przesunięcie władzy ekonomicznej…. Pod wpływem propagandy, nie koniecznie w złowieszczym znaczeniu tego słowa, stare stałe naszego myślenia stają się zmiennymi. Nie jest już możliwa, na przykład, wiara w oryginalne dogmaty demokracji, że wiedza potrzebna zarządzaniu ludzkimi sprawami pochodzi spontanicznie z ludzkich serc. Gdy działamy w oparciu o tę teorię narażamy się na samooszukiwanie i na formy perswazji, których nie możemy zweryfikować. Wykazano, że nie możemy polegać na intuicji, sumieniu lub wypadkach powszechnej opinii, jeżeli mamy do czynienia ze światem spoza naszego zasięgu.”
Walter Lippman „Opinia Publiczna”
Interesującym może być, że Lippman był jednym z założycieli Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR – Council on Foreign Relations), najbardziej wpływowego ośrodka myśli stosunków zagranicznych na świecie. Ten fakt może dać wam małą podpowiedź o stanie umysłu elit zainteresowanych użyciem mediów.
„Siła polityczna i gospodarcza w Stanach Zjednoczonych jest skoncentrowana w rękach ‘rządzącej elity’, która kontroluje większość międzynarodowych korporacji bazujących na USA – głównych mediów komunikacyjnych, najbardziej wpływowych fundacji, głównych prywatnych uniwersytetów i obiektów użyteczności publicznej. Założona w 1921r. Rada Stosunków Międzynarodowych jest kluczowym ogniwem pomiędzy wielkimi korporacjami a rządem federalnym. Nazywana jest ‘szkołą polityków’ i zaczyna być organem, który C. Wright Mills nazywa Elitą Władzy – grupą ludzi o zbliżonych interesach i poglądach na kreowanie wydarzeń z niezniszczalną pozycją spoza sceny. Powstanie Organizacji Narodów Zjednoczonych było projektem Rady, tak samo jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.”
Steve Jackobson, „Kontrola Umysłów w Stanach Zjednoczonych”
Do aktualnych członków CFR włącza się: Davida Rockefellera, Dicka Cheney’a, Baracka Obamę, Hilary Clinton, pastora mega-kościoła Ricka Warrena i prezesów dużych korporacji takich jak: CBS, Nike, Coca-Cola i Visa.
Fragment artykułu Teorie kontroli umysłu i techniki używane przez massmediaDo aktualnych członków CFR włącza się: Davida Rockefellera, Dicka Cheney’a, Baracka Obamę, Hilary Clinton, pastora mega-kościoła Ricka Warrena i prezesów dużych korporacji takich jak: CBS, Nike, Coca-Cola i Visa.
Idea bycia zdezorientowanym jest jak najbardziej trafna i dobrze oddaje sytuację zwykłego człowieka. Tyle, że w rzeczywistości, ci którzy starają się kontrolować społeczeństwo są jeszcze bardziej zdezorientowani niż niezbyt rozgarnięci członkowie "stada". Intuicja Snerga o nadistotach, zakładająca że wykorzystwani i kontrolowani nie zdają sobie sprawy z istnienia nadistot które na nich pasożytują wydaje się trafną, zwłaszcza założenie o wielu poziomach takich relacji. W tej wizji potężna rodzina Rodszyldów jest tylko gromadką sprytniejszych orangutanów, potrafiących większość bananów zagarnąć dla siebie.
A. Huxley porównuje swój "Nowy Wspaniały Świat" z książką Orwella "Rok 1984"
I tu chciałbym krótko porównać powieść „Nowy Wspaniały Świat” do innej powieści, która jest młodsza, z książką George’a Orwella „Rok 1984”. Orwell napisał swoją książkę, wydaje mi się pomiędzy rokiem 1945 a 1948, kiedy stalinowski reżim był ciągle w pełnym rozmachu. I krótko po upadku reżimu terroru Hitlera. I jego książka, którą bardzo podziwiam. Jest to książka utalentowanego autora i napisana z niesamowitą pomysłowością. I ta książka pokazuje wizję przyszłości na podstawie teraźniejszości oraz niedalekiej przeszłości, czy to co dla niego [Orwella] było najbliższą przeszłością. To była projekcja w przyszłość społeczeństwa, gdzie kontrola była sprawowana jedynie przez terror oraz poprzez brutalne bezpośrednie ataki na ciało i umysł jednostki. Natomiast moja książka, która została napisana w 1932 roku – w czasie gdy istniała tylko łagodna dyktatura Mussolini’ego, nie została przesłonięta pomysłem terroru. I w związku z tym, byłem wolny od tego od czego Orwell nie był wolny. Mogłem myśleć o innych metodach kontroli, o metodach nie wymagających użycia brutalnej siły. Jestem skłonny stwierdzić, że naukowe dyktatury przyszłości, a myślę że takie będą miały miejsce w wielu częściach świata, będą bliższe wizji „Nowego Wspaniałego Świata”, niż do wizji „Roku 1984”. Będą bliższe wizji„Nowego Wspaniałego Świata” nie ze względu na humanitarne skrupuły naukowych dyktatorów, ale po prostu dlatego, że ten wzorzec jest bardziej efektywny. Jeżeli jesteś w stanie skłonić ludzi do zaakceptowania sytuacji w jakiej żyją, żeby zaakceptowali to, że żyją w państwie poddanych, w państwie gdzie wymazano różnice, w państwie w którym ludzie zaakceptowali metody masowej produkcji na poziomie społecznym. Jeżeli potrafisz to zrobić, to zapewne twoje państwo będzie znacznie bardziej stabilne, będzie trwało znacznie dłużej oraz dużo łatwiej będzie się nim sterowało, niż jakbyś miał tylko polegać na maczugach, plutonach egzekucyjnych czy obozach koncentracyjnych. Tak więc, w moim odczuciu wizja z „Roku 1984” była absolutnie zabarwiona przeszłością oraz najbliższą teraźniejszością, w których Orwell żył. Jednakże przeszłość oraz teraźniejszość tamtych lat nie odzwierciedlają, w moim przekonaniu, prawdopodobnego kierunku rozwoju sytuacji. Nie trzeba dodawać tego, że nigdy nie pozbędziemy się terroru, który zawsze znajdzie drogę ku powierzchni.
Myślę, że kiedy dyktatorzy staną się coraz bardziej naukowi, staną się coraz bardziej zainteresowani technologiczną perfekcją prowadzenia społeczeństwa, wtedy będą coraz bardziej zainteresowani rodzajami technik, które wyobraziłem sobie i opisałem z istniejących realiów w „Nowym Wspaniałym Świecie”. Tak więc wydaje mi się, że Ostateczna Rewolucja nie jest tak bardzo odległa. Już teraz mamy pewną liczbę technik umożliwiających wprowadzenie tego rodzaju kontroli. Pozostaje tylko patrzeć kiedy, gdzie i przez kogo będą pierwszy raz zastosowane na większą skalę.
Myślę, że kiedy dyktatorzy staną się coraz bardziej naukowi, staną się coraz bardziej zainteresowani technologiczną perfekcją prowadzenia społeczeństwa, wtedy będą coraz bardziej zainteresowani rodzajami technik, które wyobraziłem sobie i opisałem z istniejących realiów w „Nowym Wspaniałym Świecie”. Tak więc wydaje mi się, że Ostateczna Rewolucja nie jest tak bardzo odległa. Już teraz mamy pewną liczbę technik umożliwiających wprowadzenie tego rodzaju kontroli. Pozostaje tylko patrzeć kiedy, gdzie i przez kogo będą pierwszy raz zastosowane na większą skalę.
Cały wykład Huxleya tutaj
Czaszka Yoricka - nieme świadectwo dla głupców co uchwycili się życia
PIERWSZY GRABARZ
Oto czaszka, która od dwudziestu trzech lat leży w ziemi.
HAMLET
Czyjąż ona była?
PIERWSZY GRABARZ
Sławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie?
HAMLET
Nie domyślam się wcale.
PIERWSZY GRABARZ
Zaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego Ta czaszka, proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna.
HAMLET
podnosząc czaszkę
Jego?
PIERWSZY GRABARZ
Jego samego.
HAMLET
Pozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek niewyczerpany w żartach, niezrównanej fantazji, mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz — jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska!
Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jak często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepty, przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydzenie swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz.
HORACY
Co, mój książę?
HAMLET
Czy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wygląda?
HORACY
Zupełnie tak.
HAMLET
I tak samo pachniał? Brr!
odrzuca czaszkę
HORACY
Zupełnie tak, mości książę.
HAMLET
Jak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop za szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce?
HORACY
Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle.
HAMLET
Bynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopodobieństwem, przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony, Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tym kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa?
Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę,
Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę.
Zatrząsłszy światem pójść na polep chaty,
Toż kres wielkości, toż los potentaty?!
Oto czaszka, która od dwudziestu trzech lat leży w ziemi.
HAMLET
Czyjąż ona była?
PIERWSZY GRABARZ
Sławnego wartogłowa. Czyją, na przykład, jak myślicie?
HAMLET
Nie domyślam się wcale.
PIERWSZY GRABARZ
Zaraza na niego! Przypominam sobie, jak mi wylał na głowę całą butlę reńskiego Ta czaszka, proszę pana, była własnością Yoryka, królewskiego błazna.
HAMLET
podnosząc czaszkę
Jego?
PIERWSZY GRABARZ
Jego samego.
HAMLET
Pozwól, niech się jej przyjrzę. Biedny Yoryku! Znałem go, mój Horacy; był to człowiek niewyczerpany w żartach, niezrównanej fantazji, mało tysiąc razy piastował mię na ręku, a teraz — jakże mię jego widok odraża i aż w gardle ściska!
Tu wisiały owe wargi, które nie wiem jak często całowałem. Gdzież są teraz twoje drwinki, twoje wyskoki, twoje śpiewki, twoje koncepty, przy których cały stół trząsł się od śmiechu? Nicże z nich nie pozostało na wyszydzenie swych własnych, tak teraz wyszczerzonych zębów? Idźże teraz do gotowalni modnej damy i powiedz jej, że chociażby się na cal grubo malowała, przecież się takiej fizjognomii doczeka. Pobudź ją przez to do śmiechu. Proszę cię, mój Horacy, powiedz mi jedną rzecz.
HORACY
Co, mój książę?
HAMLET
Czy myślisz, że Aleksander Wielki tak samo w ziemi wygląda?
HORACY
Zupełnie tak.
HAMLET
I tak samo pachniał? Brr!
odrzuca czaszkę
HORACY
Zupełnie tak, mości książę.
HAMLET
Jak nikczemna dola może się stać naszym udziałem! Nie mogłażby wyobraźnia, idąc w trop za szlachetnym prochem Aleksandra, znaleźć go na ostatku zatykającego dziurę w beczce?
HORACY
Tak brać rzeczy, byłoby to brać je za ściśle.
HAMLET
Bynajmniej; można by go tam przeprowadzić, rozumując z umiarem i z wszelkim prawdopodobieństwem, przykład w taki sposób: Aleksander umarł, Aleksander został pogrzebiony, Aleksander w proch się obrócił, proch jest ziemią, z ziemi robimy kit i dlaczegóż byśmy tym kitem, w który on się zamienił, nie mogli zalepić beczki piwa?
Potężny Cezar przedzierzgnął się w glinę,
Którą przed wiatrem chłop zatkał szczelinę.
Zatrząsłszy światem pójść na polep chaty,
Toż kres wielkości, toż los potentaty?!
Historia uczy nas o konieczności odżydzenia ...
"Cud nad Wisłą” jest wielką szkolą dla Narodu i Państwa Polskiego. Wymownie nas uczy, że Polska może się opierać tylko na Polakach zjednoczonych umiłowaniem swojej Ojczyzny i złączonych silnymi węzłami narodowymi. Jest tu zarazem wielkie ostrzeżenie przed żydami, którzy bezprzykładnie, jak w żadnym państwie, łączyli się z naszym wrogiem i działali na szkodę zagrożonego naszego bytu państwowego. Dezercja, zdrada, sianie defetyzmu wśród ludności cywilnej, w wojsku, łączenie się wprost z wrogiem przez przyłączanie się do niego z bronią na froncie lub tworzenie oddziałów wojskowych z ludności cywilnej i przechodzenie na pomoc do wroga, by walczyć przeciw wojskom naszym — oto obraz zachowania się żydów w Polsce, dźwigającej się z okowów niewoli, która miała przed sobą postawioną kwestię „być albo nie być”. Małe tylko były wyjątki. Tu znów niech przemówią fakty i suche komunikaty Naczelnego Dowództwa: „Komunikat z dnia 18 kwietnia 1919 r. Front litewsko-białoruski: Wczorajsze walki o Lidę były uporczywe. Nieprzyjaciel zgromadził wielkie siły, starannie przygotował się do obrony i umocnił ważniejsze obiekty. Piechota nasza musiała kilkakrotnie łamać bagnetem opór wroga, zwłaszcza suwalski pułk piechoty, który wśród ciężkich walk ulicznych, biorąc dom za domem, oczyszczał miasto od nieprzyjaciela. Miejscowa ludność żydowska wspomagała bolszewików, strzelając do naszych żołnierzy”. Dodać tu należy, że kiedy wymieniony 41 pp. opuścił ze względów taktycznych czasowo Lidę, to żydzi z okien i z dachów strzelali do żołnierzy naszych, lali wrzątkiem na nich i rzucali kamieniami. Kiedy zaś później wymieniony pułk ponownie zajął miasteczko, ludność polska wskazała na kloaki, do których żydzi wrzucili siedmiu oficerów naszych, których jako ostatnio wycofujących się postrzelili, pojmali, w okrutny sposób zmasakrowali i rzucili do kloaki.
Komunikat z 19 sierpnia 1920 r:
„W Siedlcach wzięto do niewoli ochotniczy oddział żydowski, rekrutujący się z miejscowych żydów komunistów”.
Komunikat z dnia 21 sierpnia 1920 r.:
„Front środkowy… W walkach pod Dubienką, gdzie odrzuciliśmy nieprzyjaciela za Bug, odznaczył się porucznik Danielak z 11 pp., który samorzutnie, nie czekając na nadejście swej kompanii, z 8 żołnierzami zaatakował linię nieprzyjacielską, biorąc 20 jeńców do niewoli. Stwierdzono w tym okręgu, że walczy po stronie bolszewickiej oddział ochotniczy z Włodawy”. Widzimy tu zatem niezwykłe bohaterstwo naszych żołnierzy, którzy oprócz wroga zewnętrznego musieli jeszcze pokonywać wewnętrznego wroga, żydów. Podobną sytuację mamy również w walkach zaciekłych w Białymstoku, jak stwierdza Komunikat z 24 sierpnia 1920 r.: „Front północny… Przy zdobyciu Łomży wzięto 2.000 jeńców, 9 dział, 22 karabiny maszynowe i bardzo duży materiał wojenny. Po zajęciu przez 1-szą dywizję Legionów w dniu 22 bm. rano Białegostoku trwały w samym mieście jeszcze przez 20 godzin zaciekłe walki uliczne z przybyłą na pomoc z Grodna 55-ą dywizją sowiecką i miejscową ludnością żydowską, która wydatnie zasilała szeregi bolszewickie”. Jeśli z powyższych Komunikatów Naczelnego Dowództwa przekonujemy się, że ludność cywilna żydowska w czasie wojny uderza sztyletem w plecy naszego żołnierza, zmagającego się z wrogiem lub łączy się z wrogiem do otwartej walki przeciw naszej Armii, to inne Komunikaty charakteryzują żydów w Armii na froncie jako dezerterów i zdrajców najpodlejszego gatunku.
Raport Dowódcy 5p. Ułanów do Szefa Sztabu Generalnego:
„Dnia 21 czerwca 1920 na odcinku IV Batalionu 106 pp. na Słuczy 3 żołnierze, żydzi przyłapani zostali na rozmowie z bolszewikami, którzy proponowali zdradzić nas i wspólnie przełamać front. Batalion ten miał w swym składzie 130 żołnierzy żydów. Dwóch żydów z wyroku Sądu Doraźnego, zostało rozstrzelanych, trzeci ułaskawiony”. „Dnia 26 czerwca również silnie zażydzony I Batalion 106 pp. bronił przyczółka mostowego w Hulsku. Trzykrotnie odważni semici uciekali z okopów i trzykrotnie ułani 5 pułku zapędzali ich płazem szabli na miejsce. W trakcie tego żyd, sierżant 106 pp. zabił dwoma kulami wachmistrza 3 szwadronu Pilcha, który zapędzał go na miejsce. Wynikiem tego boju było nowe przełamanie naszego frontu (na Słuczy i Horyni). Dnia 3 sierpnia 1920 r. Budionnyj skoncentrował się naprzeciwko Ostroga, bronionego przez oddziały 106 pp., do którego powróciła tymczasem większość żydów — dezerterów. Dnia czwartego o świcie garnizon Ostroga bez strzału, nie napierany przez bolszewików, panicznie wycofał się z miasta. Bolszewicy mimo trudnej przeprawy, przeszli Horyń i wyruszyli na Zdołbunowo”. „Z faktów przytoczonych wypływa, że przepełniony żydami 106 pp. służył ulubionym punktem ataku dla Budionnego i dwukrotnie odegrał fatalną rolę bezpośredniej przyczyny przełamania naszego frontu (na Słuczy i Horyni). Dane powyższe są w Armii naszej powszechnie znane i szeroko omawiane wśród żołnierzy. Oburzenie ich jest tak wielkie, że dalsze pozostawienie żydów w składzie Armii jest wykluczone. Nasuwa się konieczność niezwłocznego wydzielenia ich z pułków na froncie, inaczej mogą zajść krwawe ekscesy. Wartość bojowa na takim odżydzeniu może tylko zyskać”.
O tych wypadkach mówi również Wacław Sobieski:
„Niezapomnianym będzie również stanowisko tych żydów, którzy witali armię Bronsztaina-Trockiego manifestacyjnie. W czasie cofania się Gen. Szeptycki trzykrotnie przysyłał do Naczelnego Dowództwa W.P. raporty o zdradzie oficerów żydów, zaś pod Radzyminem batalion wartowniczy, składający się z żydów, przeszedł na stronę bolszewików”624. Jeżeli się zważy, że wtedy nawała bolszewicka zbliżała się już prawie do przedmieść Warszawy, to się zrozumie nadzwyczaj ciężkie położenie naszej Armii i naszego Narodu i musi się przyznać, że jedynym ratunkiem przed żydami, jako wrogiem wewnętrznym, był nadzwyczaj doniosły rozkaz ówczesnego Ministra Spraw Wojsk. Gen. Sosnkowskiego, by żydów wydzielić z armii i osadzić w obozie koncentracyjnym w Jabłonnie.
Rozkaz ten opiewa:
„Ministerstwo Spraw Wojskowych — Oddział I Sztabu Licz. 13679 mob. Usunięcie żydów z D.O. Gen. Warszawy i formacji podległych wprost M. S. Wojsk. W związku z mnożącymi się ciągle wypadkami, świadczącymi o szkodliwej działalności elementu żydowskiego, zarządza M. S. Wojsk, co następuje: 1. Dla D. O. Gen. Warszawa. 2. Dla wszystkich Oddziałów szt. M. S. Wojsk, i Dep. M.S.W. z poszczególnymi, w drodze tych Oddz. szt. i Dow. wprost M. S. Wojsk., podlegającymi formacjami, zakładami, instytucjami itd. ad 1. D. O. Gen. Warszawa usunie ze wszystkich mu podległych formacji, stacjonowanych w Warszawie, Modlinie, Jabłonnie i Zegrzu, żydów szeregowych, pozostawiając w tych formacjach tylko 5% tego żywiołu. D. O. Gen. Warszawa wyznaczy punkt zborny, dla tych wyeliminowanych żydów, tworząc z takowych po wydzieleniu rzemieślników, oddziały robotnicze. Oddziały te powinny być formowane na sposób kompanii robotniczych o maksymalnej sile 250 szeregowych na kompanię. Na każdą taką kompanię robotniczą wyznaczy:; D.O. Gen. Warszawa 1 oficera, 5 podoficerów, 10 szeregowych wyznań chrześcijańskich. W razie zapotrzebowania oficerów niezdolnych do służby frontowej zwróci się D. O. Gen. Warszawa z zapotrzebowaniem takowych do Oddz. I Sztabu M. S. Wojsk. Po sformowaniu wymienionych kompanii robotniczych, wyda M. S. Wojsk, dalsze zarządzenia, co do numeracji i gdzie wymienione kompanie zużytkowane zostaną. Przeprowadzenie tego rozkazu należy niezwłocznie wykonać, licząc się z obecną sytuacją. O wycofaniu z formacji żydów zamelduje D. O. Gen. Warszawa do M. S. Wojsk. Oddz. I Sztabu do dnia 12. VIII. 1920 r. ad 2. Wszystkie oddziały szt. M. S. Wojsk., jak również i Departamenty usuną do 5% z podległych im (wprost M. S. Wojsk.) formacji, zakładów, instytucji itd. szeregowych żydów, oddając takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa, które ich wcieli do tworzących się robotniczych komp. Zaznacza się przy tym, że w samych biurach i kancelariach poszczególnych oddz. szt. i Departamentów, należy wszystkich żydów szeregowych usunąć. Zatrzymanie żydów w biurach lub innych instytucjach pod pretekstem, że takowi są niezbędni lub politycznie pewni, tym samym zakazuje się. Wyeliminowanie żydów i oddanie takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa winno być bezwarunkowo z dniem 12. VIII. 1920 r. skończone. Wykonanie tego rozkazu zamelduje D. O. K. Gen. Warszawa Oddziałowi I Dep. M. S. Wojsk., zawiadamiając o wykonaniu Oddz. X. Sztabu M. S. Wojsk. Otrzymują: Woj. Gub. Warszawy, D.O. Gen. Warszawa, Biuro Prezydialne, Kancelaria Wiceministra, Wszystkie Oddz. Sztabu M. S. Wojsk., Wszystkie Dep. M. S. Wojsk., Dep. dla spraw Morskich, Dow. m. Warszawy, N. Dow. W. P. Prich Płk. Szt. Gen. Szef Oddziału I.”
Jeżeli Minister Spraw Wojsk, zmuszony był do przeprowadzenia oczyszczenia Armii z żywiołu żydowskiego w najkrytyczniejszej dla Państwa chwili, bo w chwili, kiedy wróg był prawie pod murami stolicy, to czyż nie jest rzeczą niezbędną i konieczną dla Państwa oczyścić w zupełności Armię od żydów w czasie pokoju na podstawie ustawodawstwa, wyznaczającego żydów do batalionów robotniczych i nakładającego na nich progresywny podatek stosownie do zamożności? Jeżeli służba w Armii Polskiej jest zaszczytem i chlubą dla Polaka, to nie może być w niej miejsca dla tych, którzy łapownictwem od niej się wymykają, dezerterują, szpiegostwo i zdradę uprawiają, a takimi są żydzi, bo jak mówi Wacław Sobieski w r. 1920 „wśród zbiegłych do Śląska Górnego, a następnie wydanych Władzom Polskim, było: dezerterów 202, a w tym żydów 193, uchylających się od poboru wojskowego 411, a w tym żydów 398, działających na szkodę Państwa Polskiego 328, w tym żydów 325″. Taką rolę odegrali żydzi w chwili powstania Państwa Polskiego. Czyż więc się godzi tych, którzy zdradzali Polskę i łączyli się z jej wrogami, stawiać na równi z tymi, którzy krwią i życiem jej bronili i dla niej wszystko poświęcili, i jednym i drugim dawać równe, jedne i te same prawa? Czy też przeciwnie? — Czyż sprawiedliwość i instynkt samozachowawczy nie przemawia za tym, by żydom odjąć równouprawnienie i by ich wykluczając z Armii, nie dopuścić do dostaw wojskowych, żołnierzom zakazać wszelkiego stykania się z nimi, a żydom zabronić nawet blisko koszar mieszkać?
ks. dr Stanisław Trzeciak
Fragment z „Talmud o gojach a kwestia żydowska w Polsce”, Warszawa 1939. Reedycję książki wydało m.in. Wydawnictwo Ostoja.
Komunikat z 19 sierpnia 1920 r:
„W Siedlcach wzięto do niewoli ochotniczy oddział żydowski, rekrutujący się z miejscowych żydów komunistów”.
Komunikat z dnia 21 sierpnia 1920 r.:
„Front środkowy… W walkach pod Dubienką, gdzie odrzuciliśmy nieprzyjaciela za Bug, odznaczył się porucznik Danielak z 11 pp., który samorzutnie, nie czekając na nadejście swej kompanii, z 8 żołnierzami zaatakował linię nieprzyjacielską, biorąc 20 jeńców do niewoli. Stwierdzono w tym okręgu, że walczy po stronie bolszewickiej oddział ochotniczy z Włodawy”. Widzimy tu zatem niezwykłe bohaterstwo naszych żołnierzy, którzy oprócz wroga zewnętrznego musieli jeszcze pokonywać wewnętrznego wroga, żydów. Podobną sytuację mamy również w walkach zaciekłych w Białymstoku, jak stwierdza Komunikat z 24 sierpnia 1920 r.: „Front północny… Przy zdobyciu Łomży wzięto 2.000 jeńców, 9 dział, 22 karabiny maszynowe i bardzo duży materiał wojenny. Po zajęciu przez 1-szą dywizję Legionów w dniu 22 bm. rano Białegostoku trwały w samym mieście jeszcze przez 20 godzin zaciekłe walki uliczne z przybyłą na pomoc z Grodna 55-ą dywizją sowiecką i miejscową ludnością żydowską, która wydatnie zasilała szeregi bolszewickie”. Jeśli z powyższych Komunikatów Naczelnego Dowództwa przekonujemy się, że ludność cywilna żydowska w czasie wojny uderza sztyletem w plecy naszego żołnierza, zmagającego się z wrogiem lub łączy się z wrogiem do otwartej walki przeciw naszej Armii, to inne Komunikaty charakteryzują żydów w Armii na froncie jako dezerterów i zdrajców najpodlejszego gatunku.
Raport Dowódcy 5p. Ułanów do Szefa Sztabu Generalnego:
„Dnia 21 czerwca 1920 na odcinku IV Batalionu 106 pp. na Słuczy 3 żołnierze, żydzi przyłapani zostali na rozmowie z bolszewikami, którzy proponowali zdradzić nas i wspólnie przełamać front. Batalion ten miał w swym składzie 130 żołnierzy żydów. Dwóch żydów z wyroku Sądu Doraźnego, zostało rozstrzelanych, trzeci ułaskawiony”. „Dnia 26 czerwca również silnie zażydzony I Batalion 106 pp. bronił przyczółka mostowego w Hulsku. Trzykrotnie odważni semici uciekali z okopów i trzykrotnie ułani 5 pułku zapędzali ich płazem szabli na miejsce. W trakcie tego żyd, sierżant 106 pp. zabił dwoma kulami wachmistrza 3 szwadronu Pilcha, który zapędzał go na miejsce. Wynikiem tego boju było nowe przełamanie naszego frontu (na Słuczy i Horyni). Dnia 3 sierpnia 1920 r. Budionnyj skoncentrował się naprzeciwko Ostroga, bronionego przez oddziały 106 pp., do którego powróciła tymczasem większość żydów — dezerterów. Dnia czwartego o świcie garnizon Ostroga bez strzału, nie napierany przez bolszewików, panicznie wycofał się z miasta. Bolszewicy mimo trudnej przeprawy, przeszli Horyń i wyruszyli na Zdołbunowo”. „Z faktów przytoczonych wypływa, że przepełniony żydami 106 pp. służył ulubionym punktem ataku dla Budionnego i dwukrotnie odegrał fatalną rolę bezpośredniej przyczyny przełamania naszego frontu (na Słuczy i Horyni). Dane powyższe są w Armii naszej powszechnie znane i szeroko omawiane wśród żołnierzy. Oburzenie ich jest tak wielkie, że dalsze pozostawienie żydów w składzie Armii jest wykluczone. Nasuwa się konieczność niezwłocznego wydzielenia ich z pułków na froncie, inaczej mogą zajść krwawe ekscesy. Wartość bojowa na takim odżydzeniu może tylko zyskać”.
O tych wypadkach mówi również Wacław Sobieski:
„Niezapomnianym będzie również stanowisko tych żydów, którzy witali armię Bronsztaina-Trockiego manifestacyjnie. W czasie cofania się Gen. Szeptycki trzykrotnie przysyłał do Naczelnego Dowództwa W.P. raporty o zdradzie oficerów żydów, zaś pod Radzyminem batalion wartowniczy, składający się z żydów, przeszedł na stronę bolszewików”624. Jeżeli się zważy, że wtedy nawała bolszewicka zbliżała się już prawie do przedmieść Warszawy, to się zrozumie nadzwyczaj ciężkie położenie naszej Armii i naszego Narodu i musi się przyznać, że jedynym ratunkiem przed żydami, jako wrogiem wewnętrznym, był nadzwyczaj doniosły rozkaz ówczesnego Ministra Spraw Wojsk. Gen. Sosnkowskiego, by żydów wydzielić z armii i osadzić w obozie koncentracyjnym w Jabłonnie.
Rozkaz ten opiewa:
„Ministerstwo Spraw Wojskowych — Oddział I Sztabu Licz. 13679 mob. Usunięcie żydów z D.O. Gen. Warszawy i formacji podległych wprost M. S. Wojsk. W związku z mnożącymi się ciągle wypadkami, świadczącymi o szkodliwej działalności elementu żydowskiego, zarządza M. S. Wojsk, co następuje: 1. Dla D. O. Gen. Warszawa. 2. Dla wszystkich Oddziałów szt. M. S. Wojsk, i Dep. M.S.W. z poszczególnymi, w drodze tych Oddz. szt. i Dow. wprost M. S. Wojsk., podlegającymi formacjami, zakładami, instytucjami itd. ad 1. D. O. Gen. Warszawa usunie ze wszystkich mu podległych formacji, stacjonowanych w Warszawie, Modlinie, Jabłonnie i Zegrzu, żydów szeregowych, pozostawiając w tych formacjach tylko 5% tego żywiołu. D. O. Gen. Warszawa wyznaczy punkt zborny, dla tych wyeliminowanych żydów, tworząc z takowych po wydzieleniu rzemieślników, oddziały robotnicze. Oddziały te powinny być formowane na sposób kompanii robotniczych o maksymalnej sile 250 szeregowych na kompanię. Na każdą taką kompanię robotniczą wyznaczy:; D.O. Gen. Warszawa 1 oficera, 5 podoficerów, 10 szeregowych wyznań chrześcijańskich. W razie zapotrzebowania oficerów niezdolnych do służby frontowej zwróci się D. O. Gen. Warszawa z zapotrzebowaniem takowych do Oddz. I Sztabu M. S. Wojsk. Po sformowaniu wymienionych kompanii robotniczych, wyda M. S. Wojsk, dalsze zarządzenia, co do numeracji i gdzie wymienione kompanie zużytkowane zostaną. Przeprowadzenie tego rozkazu należy niezwłocznie wykonać, licząc się z obecną sytuacją. O wycofaniu z formacji żydów zamelduje D. O. Gen. Warszawa do M. S. Wojsk. Oddz. I Sztabu do dnia 12. VIII. 1920 r. ad 2. Wszystkie oddziały szt. M. S. Wojsk., jak również i Departamenty usuną do 5% z podległych im (wprost M. S. Wojsk.) formacji, zakładów, instytucji itd. szeregowych żydów, oddając takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa, które ich wcieli do tworzących się robotniczych komp. Zaznacza się przy tym, że w samych biurach i kancelariach poszczególnych oddz. szt. i Departamentów, należy wszystkich żydów szeregowych usunąć. Zatrzymanie żydów w biurach lub innych instytucjach pod pretekstem, że takowi są niezbędni lub politycznie pewni, tym samym zakazuje się. Wyeliminowanie żydów i oddanie takowych do dyspozycji D. O. Gen. Warszawa winno być bezwarunkowo z dniem 12. VIII. 1920 r. skończone. Wykonanie tego rozkazu zamelduje D. O. K. Gen. Warszawa Oddziałowi I Dep. M. S. Wojsk., zawiadamiając o wykonaniu Oddz. X. Sztabu M. S. Wojsk. Otrzymują: Woj. Gub. Warszawy, D.O. Gen. Warszawa, Biuro Prezydialne, Kancelaria Wiceministra, Wszystkie Oddz. Sztabu M. S. Wojsk., Wszystkie Dep. M. S. Wojsk., Dep. dla spraw Morskich, Dow. m. Warszawy, N. Dow. W. P. Prich Płk. Szt. Gen. Szef Oddziału I.”
Jeżeli Minister Spraw Wojsk, zmuszony był do przeprowadzenia oczyszczenia Armii z żywiołu żydowskiego w najkrytyczniejszej dla Państwa chwili, bo w chwili, kiedy wróg był prawie pod murami stolicy, to czyż nie jest rzeczą niezbędną i konieczną dla Państwa oczyścić w zupełności Armię od żydów w czasie pokoju na podstawie ustawodawstwa, wyznaczającego żydów do batalionów robotniczych i nakładającego na nich progresywny podatek stosownie do zamożności? Jeżeli służba w Armii Polskiej jest zaszczytem i chlubą dla Polaka, to nie może być w niej miejsca dla tych, którzy łapownictwem od niej się wymykają, dezerterują, szpiegostwo i zdradę uprawiają, a takimi są żydzi, bo jak mówi Wacław Sobieski w r. 1920 „wśród zbiegłych do Śląska Górnego, a następnie wydanych Władzom Polskim, było: dezerterów 202, a w tym żydów 193, uchylających się od poboru wojskowego 411, a w tym żydów 398, działających na szkodę Państwa Polskiego 328, w tym żydów 325″. Taką rolę odegrali żydzi w chwili powstania Państwa Polskiego. Czyż więc się godzi tych, którzy zdradzali Polskę i łączyli się z jej wrogami, stawiać na równi z tymi, którzy krwią i życiem jej bronili i dla niej wszystko poświęcili, i jednym i drugim dawać równe, jedne i te same prawa? Czy też przeciwnie? — Czyż sprawiedliwość i instynkt samozachowawczy nie przemawia za tym, by żydom odjąć równouprawnienie i by ich wykluczając z Armii, nie dopuścić do dostaw wojskowych, żołnierzom zakazać wszelkiego stykania się z nimi, a żydom zabronić nawet blisko koszar mieszkać?
ks. dr Stanisław Trzeciak
Fragment z „Talmud o gojach a kwestia żydowska w Polsce”, Warszawa 1939. Reedycję książki wydało m.in. Wydawnictwo Ostoja.
czwartek, 22 grudnia 2016
Drogą licytacji, subhastacji, komplanacji, transakcji i cesji ...
PIERWSZY GRABARZ
wyrzuca czaszkęŁoże w ziemi i wór zgrzebnyNa pokrycie kości;Oto cały sprzęt potrzebnyDla tutejszych gości.
HAMLET
3174
Masz i drugą. Nie jestże to czasem czerep adwokata? Gdzież się podziały jego kruczki i wykręty, jego ewentualności, jego kazualności i matactwa? Jak może znieść, aby go ten grubianin bił w ciemię swoją plugawą motyką, i nie wystąpić przeciw niemu z akcją o czynną obelgę? Hm! hm! A może też to był swojego czasu jaki wielki posesjonat[1] który skupował dobra drogą licytacji, subhastacji [2], komplanacji[3], transakcji i cesji[4]? Na toż mu się zdała czysta masa nieruchomości, aby sam, stawszy się nieruchomością, obróci się w masę błota? Nie zdołaliż ci, co mu pisali ewicje[5], ewinkować[6] mu większej przestrzeni, tylko taką jaką wzdłuż i wszerz pokryje para fascykułów[7]? Kontrakty kupna jego majątków zaledwie by się w takim obrębie zmieściły; a samże ich dziedzic nie ma mieć więcej miejsca? Hę?
HORACY
3175
Ani o włos więcej, mości książę.HAMLET
3176
Nie jestże pergamin ze skór baranich!
HORACY
Nie inaczej, i z cielęcych także.
HAMLET
Barany i cielęta z tych, co w nim bezpieczeństwa szukają!
1 posesjonat — właściciel dużej posiadłości miejskiej lub wiejskiej.
2 subhastacja (z łac.) — przymusowe wywłaszczenie na mocy wyroku.
3 komplanacja (z łac.) — układ pojednawczy załatwiający spór między dwiema stronami.
4 cesja (z łac.) — odstąpienie komuś praw do czegoś.
5 ewicja (z łac.) — wyzucie z dóbr, pozbawienie posiadanego mienia.
6 ewinkować — tu: przywłaszczyć.
7 fascykuł (z łac.) — zwój dokumentów.
Esther Vilar o kobietach
W rzeczywistości kobiety to stworzenia gruboskórne - głównie z uwagi na to, że posiadanie głębszych uczuć nie jest dla nich korzystne. Uczucia mogłyby je nakłonić do wybrania mężczyzny z którego nie mają pożytku, to jest, mężczyzny którym nie potrafiłyby manipulować na zawołanie. Przysłuchajcie się konwersacjom młodych i zakochanych w parku. To ZAWSZE jest schemat kobiety próbującej nakłonić mężczyznę by coś zrobił albo czegoś nie zrobił. Pierwszą rzeczą jakiej kobieta chce się dowiedzieć jest to czy może manipulować danym mężczyzną. To początek związku, początek "kocham cię".
Ale w tym samym czasie ona wie, że jest absolutnie koniecznym dla "kobiety", by odgrywała rolę wrażliwej istoty, inaczej mężczyzna mógłby uprzytomnić sobie jej esencjonalnie chłodną, wyrachowaną naturę.
Jakąż przewagę posiadłby mężczyzna, gdyby tylko uświadomił sobie chłodne i jasne myśli przebiegające przez umysł kobiety, podczas gdy jej oczy zalewane są łzami.
Pytania o sens życia kobiety nie interesują. Skoro nie myśli ona abstrakcyjnie, problemy egzystencjalnego niepokoju jej nie dotykają. Wszystko czego potrzebuje, to powód by jeden konkretny mężczyzna pracował na nią na długo po tym, jak przestał chcieć chodzić z nią do łóżka. Ten powód zapewnia jej urodzenie mu dzieci.
Dla kobiety miłość oznacza władzę, dla mężczyzny zniewolenie. "Dla miłości" kobieta zrobi rzeczy które są tylko na jej korzyść, podczas gdy mężczyzna robi tylko to, co sprowadza nań cierpienie.
... Tylko kobieta może przełamać zaklęty krąg wyzysku i manipulacji mężczyzną, ale tego nie zrobi. Nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego miałaby to zrobić. Nie ma sensu apelować do jej uczuć ponieważ jest pozbawiona wrażliwości i nie zna litości. I tak świat będzie się kontynuował, podążając się głębiej i głębiej w te bagno kiczu i barbarzyństwa, i bezrozumności zwanej Kobiecością.
***
Zgodnie z Nauką Buddy, kobieta jest największym przyjacielem człowieka, i to co opisuje tu nasza pisarka, w ogóle nie miałoby miejsca w normalnym społeczeństwie, gdzie kobieta spełniałaby swą rolę gospodyni domowej do której natura ją wyznaczyła. To ciężka praca i jest całkiem naturalne, że ma ona prawo oczekiwać wsparcia. Poza tym, jak słusznie zauważył Montaigne, panuje ogólna zgodność wśród filozofów, o niższości natury kobiecej, zatem normalny mężczyzna obeznany jako tako z filozofią nie będzie oczekiwał od kobiety więcej niż może ona dać. Tym sposobem uniknie on nieprzyjemnych rozczarowań, a nie wykluczone, że spotka go miłe zaskoczenie, bo generalna charakterystyka kobiety nie wyklucza wyjątków. Na przykład mimo ciężkiej sytuacji Mandelsztajna, pani Nadjeżdża go nie opuściła i towarzyszyła mu aż do tragicznego końca. W Suttach też mamy przykłady udanych małżeństw. Ale to było ponad 2500 lat temu i małżonkowie byli ariya; posiadając wgląd w Szlachetne Prawdy kobieta traci sporo ze swej "naturalnej kobiecości".
Ale w tym samym czasie ona wie, że jest absolutnie koniecznym dla "kobiety", by odgrywała rolę wrażliwej istoty, inaczej mężczyzna mógłby uprzytomnić sobie jej esencjonalnie chłodną, wyrachowaną naturę.
Jakąż przewagę posiadłby mężczyzna, gdyby tylko uświadomił sobie chłodne i jasne myśli przebiegające przez umysł kobiety, podczas gdy jej oczy zalewane są łzami.
Pytania o sens życia kobiety nie interesują. Skoro nie myśli ona abstrakcyjnie, problemy egzystencjalnego niepokoju jej nie dotykają. Wszystko czego potrzebuje, to powód by jeden konkretny mężczyzna pracował na nią na długo po tym, jak przestał chcieć chodzić z nią do łóżka. Ten powód zapewnia jej urodzenie mu dzieci.
Dla kobiety miłość oznacza władzę, dla mężczyzny zniewolenie. "Dla miłości" kobieta zrobi rzeczy które są tylko na jej korzyść, podczas gdy mężczyzna robi tylko to, co sprowadza nań cierpienie.
... Tylko kobieta może przełamać zaklęty krąg wyzysku i manipulacji mężczyzną, ale tego nie zrobi. Nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego miałaby to zrobić. Nie ma sensu apelować do jej uczuć ponieważ jest pozbawiona wrażliwości i nie zna litości. I tak świat będzie się kontynuował, podążając się głębiej i głębiej w te bagno kiczu i barbarzyństwa, i bezrozumności zwanej Kobiecością.
***
Zgodnie z Nauką Buddy, kobieta jest największym przyjacielem człowieka, i to co opisuje tu nasza pisarka, w ogóle nie miałoby miejsca w normalnym społeczeństwie, gdzie kobieta spełniałaby swą rolę gospodyni domowej do której natura ją wyznaczyła. To ciężka praca i jest całkiem naturalne, że ma ona prawo oczekiwać wsparcia. Poza tym, jak słusznie zauważył Montaigne, panuje ogólna zgodność wśród filozofów, o niższości natury kobiecej, zatem normalny mężczyzna obeznany jako tako z filozofią nie będzie oczekiwał od kobiety więcej niż może ona dać. Tym sposobem uniknie on nieprzyjemnych rozczarowań, a nie wykluczone, że spotka go miłe zaskoczenie, bo generalna charakterystyka kobiety nie wyklucza wyjątków. Na przykład mimo ciężkiej sytuacji Mandelsztajna, pani Nadjeżdża go nie opuściła i towarzyszyła mu aż do tragicznego końca. W Suttach też mamy przykłady udanych małżeństw. Ale to było ponad 2500 lat temu i małżonkowie byli ariya; posiadając wgląd w Szlachetne Prawdy kobieta traci sporo ze swej "naturalnej kobiecości".
środa, 21 grudnia 2016
Samo sedno sprawy
Tylko poniższy podpis brzmi trochę socjaltycznie. To normalne, że ten kto się zajmuje jakimś interesem, nastawiony jest na zysk i nie jest to społecznie szkodliwe. To co istotne, to jasna definicja tego, jakimi metodami można ten zysk osiągnąć. Tego zresztą nie trzeba tłumaczyć wierzącymu biznesmenowi, no bo cóż to za interes, trafić do piekła. Jeżeli jednak idzie on na kompromis etyki ze swą chciwością, to po prostu nie jest zbyt głęboko wierzący.
Teologia apofatyczna a poznanie samego siebie
Cóż teologia negatywna może mieć wspólnego z delfickim nakazem: poznaj siebie? Nie możemy co prawda powiedzieć: "Bóg jaki jest, każdy widzi", ale możemy się przynajmniej zgodzić, że jeżeli Bóg jest, jest on czymś absolutnym. I w tym nasze "ja" wydaje się go dość mocno przypominać. Przede wszystkim Bóg jest władcą absolutnym i posiada kontrolę nad tym czym włada. I tu warto zwrócić uwagę, że Budda odnosi się właśnie po tego poczucia kontroli, by wykazać pewnemu attavadinowi, wierzącemu we własne "ja", że to co bierze za swoje "ja" nie może w rzeczywistości nim być, gdyż nie ma on nad tym pełnej kontroli. (Co prawda jako przykład władcy absolutnego jest użyty przez Buddę król, nie zmienia to jednak w żaden sposób znaczenia tego co tu piszemy). Patrz M 35
Inną cechą "ja" jest poczucie trwałości, czy nawet wieczności - patrz Atta.
Dodatkowo możemy zauważyć, że nie mówimy tu nic nowego, pewne cechy boskości "ja" zauważa psychologia mówiąca o "ego totalitarnym", a sam Lec podsumował to stwierdzeniem, że nie ma na świecie ateistów, bo którz nie wierzy w samego siebie?
I teraz, trzymając się tego, co zauważyliśmy, możemy zastosować metodę poznania Boga poprzez negację do naszego własnego "ja". Dla przypomnienia, metoda ta zakłada, że do poznania absolutu można dojść jedynie przez ogołocenie go z wszelkich pozytywnych atrybutów. Zatem dochodzimy do Boga nie poprzez determinowanie, czym Bóg jest, ale na odwrót, przez zaprzeczenie, zaniechanie wszelkich determinacji wyznaczających poprzez definicje, granice Boga.
Dobry chrześcijanin, zamiast słowa "ja" może poprzez tą metodę rozpocząć poszukiwania swojej nieśmiertelnej duszy, w Dhammie słowa "ja" i "dusza" to synonimy.
Powiedzmy coś na temat egoizmu i egocentryzmu. Te rozróżnienie jest tylko na potrzeby tego artykułu i jest czysto umowne, słowa nie mają innego znaczenia oprócz tego jakie im nadajemy. Otóż większość dobrych ludzi uważa, że bycie egoistą nie jest dobrą rzeczą. Ale tak naprawdę to mają na myśli to co tu definiujemy jako egocentryzm, gdyż jeżeli ja jest czymś absolutnym, to nie mamy wyjścia, musimy kochać przede wszystkim siebie, swoje ja. Ale to my nadajemy znaczenie, determinujemy, czym to nasze "ja" właściwie jest, innymi słowy tworzymy swój własny mentalny wizerunek. I tak, nie mam wyjścia, rodzina dla ego jest ważna, ponieważ to "moja rodzina" i jest ona dla mnie źródłem przyjemności. Mówienie że ktoś kocha bardziej swą rodzinę niż siebie świadczy tylko o tym, że mówiący nie ma głębszego wglądu w naturę "ja".
To zresztą jeszcze nie egocentryzm. Przykładem egocentryzmu było zachowanie pewnych ojców i mężów podczas porwania samolotu. Terroryści ograniczyli racje żywnościowe, a oni, by przetrwać odżywiali się kosztem swych żon i dzieci. Co zresztą zaowocowało pewną liczbą rozwodów po zakończeniu tej niemiłej "przygody". Natomiast, to że kocham najbardziej siebie, a tym jest ego, nie znaczy, że nie mogę oddać życia za rodzinę, przeciwnie, jeżeli posiadam bardzo wyrazisty wizerunek samego siebie jako dobrego człowieka, ojca i męża, to co będę robił to dążenie do zachowania tego wizerunku i jego utrzymanie będzie dla mnie ważniejsze niż fizyczne przetrwanie i zachowanie życia. Zatem na poziomie etyki zwykłych ludzi nie ma nic złego w "ja" czy ego, różnice między dobrem a złem leżą w jakości własnego wizerunku jaki każdy człowiek sobie tworzy.
Na poziomie ariya jednak "ja" jest źródłem cierpienia, gdyż wszelkie szczęście na którym się ono opiera, jest temporalne i musi przeminąć. I tak inteligentny człowiek, zamiast szukania szczęścia w czasie i przestrzeni, powinien je szukać w sobie. Jak? No właśnie poprzez stopniowe ogołocenie się z wszelkich determinacji na temat swego ja, by dojść do sedna tego czym właściwie jest ta tajemnicza subiektywność, najwyraźniej roszcząca sobie boskie prawa a przecież oparta na temporalnych determinacjach. Nie wiem, na ile czytelnik zrozumiał o co chodzi w takim uwalnianiu się od determinowania swago ja. Dobrym testem na to jest pytanie: "gdzie jestem?" To pytanie może się wydać absurdalne, jeżeli nie idiotyczne. Ale czyż nie wydaje się ono takim temu kto determinuje swe "ja" jako ciało, które z pewnością nie nastręcza żadnych problemów ze swą lokalizacją? Skoro jednak porzucam determinowanie swego "ja" jako ciała, pytanie to od razu staje się pytaniem jak najbardziej uzasadnionym, a jeżeli tego się nie widzi, to tylko dlatego, że identyfikacja z ciałem jest tak silna, iż ofiara attavady nie może sobie wyobrazić wolności od tej konkretnej determinacji.
Na koniec tylko przypomnę, że to właśnie ariya, jest tym, który uwolnił się od wszelkich determinacji i w żaden sposób nie określa swego "ja", choć dalej jest obecna u niego postawa "jestem". I choć to "jestem" nie znajduje ucieleśnienia w determinowaniu go jako: "jestem tym, to moje ja", nie jest to jeszcze stan doskonały. Ale jak na potrzeby tego artykułu, myślę że możemy się zatrzymać w tym miejscu, każdy kto osiągnie ten poziom jest już samodzielny i nie potrzebuje dalszych instrukcji, ani od Buddy ani Jezusa, porzuciwszy ideę swej ograniczoności wynikającej z identyfikowania się z narodzinami ciała, jest on nowo narodzonym w duchu i prawdzie. Te ponowne narodziny w duchu i prawdzie jednak nie oznaczają, że coś nowego się zapoczątkowało. Przeciwnie, została odkryta odwieczna prawda, to co nowe to zamiana odwiecznej niewiedzy na odkrycie tego na co odwiecznie pozostawało się ślepym.
Inną cechą "ja" jest poczucie trwałości, czy nawet wieczności - patrz Atta.
Dodatkowo możemy zauważyć, że nie mówimy tu nic nowego, pewne cechy boskości "ja" zauważa psychologia mówiąca o "ego totalitarnym", a sam Lec podsumował to stwierdzeniem, że nie ma na świecie ateistów, bo którz nie wierzy w samego siebie?
I teraz, trzymając się tego, co zauważyliśmy, możemy zastosować metodę poznania Boga poprzez negację do naszego własnego "ja". Dla przypomnienia, metoda ta zakłada, że do poznania absolutu można dojść jedynie przez ogołocenie go z wszelkich pozytywnych atrybutów. Zatem dochodzimy do Boga nie poprzez determinowanie, czym Bóg jest, ale na odwrót, przez zaprzeczenie, zaniechanie wszelkich determinacji wyznaczających poprzez definicje, granice Boga.
Dobry chrześcijanin, zamiast słowa "ja" może poprzez tą metodę rozpocząć poszukiwania swojej nieśmiertelnej duszy, w Dhammie słowa "ja" i "dusza" to synonimy.
Powiedzmy coś na temat egoizmu i egocentryzmu. Te rozróżnienie jest tylko na potrzeby tego artykułu i jest czysto umowne, słowa nie mają innego znaczenia oprócz tego jakie im nadajemy. Otóż większość dobrych ludzi uważa, że bycie egoistą nie jest dobrą rzeczą. Ale tak naprawdę to mają na myśli to co tu definiujemy jako egocentryzm, gdyż jeżeli ja jest czymś absolutnym, to nie mamy wyjścia, musimy kochać przede wszystkim siebie, swoje ja. Ale to my nadajemy znaczenie, determinujemy, czym to nasze "ja" właściwie jest, innymi słowy tworzymy swój własny mentalny wizerunek. I tak, nie mam wyjścia, rodzina dla ego jest ważna, ponieważ to "moja rodzina" i jest ona dla mnie źródłem przyjemności. Mówienie że ktoś kocha bardziej swą rodzinę niż siebie świadczy tylko o tym, że mówiący nie ma głębszego wglądu w naturę "ja".
To zresztą jeszcze nie egocentryzm. Przykładem egocentryzmu było zachowanie pewnych ojców i mężów podczas porwania samolotu. Terroryści ograniczyli racje żywnościowe, a oni, by przetrwać odżywiali się kosztem swych żon i dzieci. Co zresztą zaowocowało pewną liczbą rozwodów po zakończeniu tej niemiłej "przygody". Natomiast, to że kocham najbardziej siebie, a tym jest ego, nie znaczy, że nie mogę oddać życia za rodzinę, przeciwnie, jeżeli posiadam bardzo wyrazisty wizerunek samego siebie jako dobrego człowieka, ojca i męża, to co będę robił to dążenie do zachowania tego wizerunku i jego utrzymanie będzie dla mnie ważniejsze niż fizyczne przetrwanie i zachowanie życia. Zatem na poziomie etyki zwykłych ludzi nie ma nic złego w "ja" czy ego, różnice między dobrem a złem leżą w jakości własnego wizerunku jaki każdy człowiek sobie tworzy.
Na poziomie ariya jednak "ja" jest źródłem cierpienia, gdyż wszelkie szczęście na którym się ono opiera, jest temporalne i musi przeminąć. I tak inteligentny człowiek, zamiast szukania szczęścia w czasie i przestrzeni, powinien je szukać w sobie. Jak? No właśnie poprzez stopniowe ogołocenie się z wszelkich determinacji na temat swego ja, by dojść do sedna tego czym właściwie jest ta tajemnicza subiektywność, najwyraźniej roszcząca sobie boskie prawa a przecież oparta na temporalnych determinacjach. Nie wiem, na ile czytelnik zrozumiał o co chodzi w takim uwalnianiu się od determinowania swago ja. Dobrym testem na to jest pytanie: "gdzie jestem?" To pytanie może się wydać absurdalne, jeżeli nie idiotyczne. Ale czyż nie wydaje się ono takim temu kto determinuje swe "ja" jako ciało, które z pewnością nie nastręcza żadnych problemów ze swą lokalizacją? Skoro jednak porzucam determinowanie swego "ja" jako ciała, pytanie to od razu staje się pytaniem jak najbardziej uzasadnionym, a jeżeli tego się nie widzi, to tylko dlatego, że identyfikacja z ciałem jest tak silna, iż ofiara attavady nie może sobie wyobrazić wolności od tej konkretnej determinacji.
Na koniec tylko przypomnę, że to właśnie ariya, jest tym, który uwolnił się od wszelkich determinacji i w żaden sposób nie określa swego "ja", choć dalej jest obecna u niego postawa "jestem". I choć to "jestem" nie znajduje ucieleśnienia w determinowaniu go jako: "jestem tym, to moje ja", nie jest to jeszcze stan doskonały. Ale jak na potrzeby tego artykułu, myślę że możemy się zatrzymać w tym miejscu, każdy kto osiągnie ten poziom jest już samodzielny i nie potrzebuje dalszych instrukcji, ani od Buddy ani Jezusa, porzuciwszy ideę swej ograniczoności wynikającej z identyfikowania się z narodzinami ciała, jest on nowo narodzonym w duchu i prawdzie. Te ponowne narodziny w duchu i prawdzie jednak nie oznaczają, że coś nowego się zapoczątkowało. Przeciwnie, została odkryta odwieczna prawda, to co nowe to zamiana odwiecznej niewiedzy na odkrycie tego na co odwiecznie pozostawało się ślepym.
13 tajemnic korporacji farmaceutycznych
13 tajemnic korporacji farmaceutycznych …, o których nie chcą byś wiedział! Reklamy boskich specyfików. Są obecne w telewizji, gazecie, Internecie, na bilboardach i w radiu. Mówią o nich specjaliści, gwiazdy, sąsiedzi. Obiecują rewelacyjne skutki, poprawę zdrowia i lepsze życie.
Ślepo wierzymy, że uratują nas przed bólem, cierpieniem i milionami dolegliwości. Łykamy je garściami, bo dostaliśmy je od lekarzy – profesjonalistów w dziedzinie medycyny, często nazywanymi cudotwórcami… A czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad skutkami ubocznymi fenomenalnych leków? Czy na ulotkach są wyłącznie prawdziwe informacje? Czy lekarze naprawdę tak dobrze znają się na wszystkim? Czy myśleliście o tym, że możecie być zdrowi bez łykania tych wszystkich kolorowych pigułek?
Obalamy medyczne mity, które są nam wpajane od lat! Masz prawo wiedzieć.
MIT 1: „Leki są bezpieczne”
Działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku.
Benoksaprofen – preparat przeciw reumatyczny i przeciw zapalny. Miał być światowym bestsellerem. Masowo przepisywany przez lekarzy w Danii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Dopóki nie ujawniono ofiar skutków ubocznych. Poważne uszkodzenia wątroby i śmierć.
Lek został wycofany z rynku amerykańskiego w 1982 roku, gdy bilans wynosił 27 zgonów i 200 niewydolności wątroby i nerek. W 1985r. firma farmaceutyczna Eli Lilly, która wypuściła owy lek na rynek dobrowolnie przyznała się do ukrywania faktów odnośnie zgonów. Kara? 25 000 $.
Nie powstrzymało to jednak firmy Merck do wypuszczenia w 1999r na rynek tego samego leku ze zmodyfikowaną zaledwie jedną cząsteczką i nową nazwą – Vioxx® (rofekoksyb). Trzyletnie badanie APROVE wykazało, iż 25mg rofekoksybu, które miało zapobiegać nawrotom polipów jelita grubego – podwyższało częstotliwość występowania zawałów serca i udarów mózgu wśród badanych. Preparat został ponownie wycofany z rynku 30 września 2004r. Pozostał jednak w organizmach 80mln osób na świecie, którym trwale uszkodził układ krwionośny przyśpieszając twardnienie naczyń krwionośnych, powodując wylewy i wzrost ciśnienia krwi. Firma musiała pożegnać się z 11% dochodów i 2,5mld $ obrotu na rok w skali globalnej. Mimo tego, iż skandalicznie zachowywała się przed wycofaniem leku z rynku chcąc uciszyć jednego z naukowców, grożąc skończeniem jego kariery, firma wypłaciła 4,85 mld $ odszkodowania.
Czy to wyjątek od reguły? Niestety nie.
Według badań, działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku. W Anglii liczba zgonów spowodowanych skutkami ubocznymi leków jest, aż 3 razy większa od liczby ofiar wypadków drogowych.
Najbardziej niepokojąca jest jednak nagminna praktyka koncernów farmaceutycznych, które usuwają z rynku niebezpieczne leki dopiero wtedy, gdy przyniosą odpowiedni zysk i gdy uzbiera się spora liczba pozwów sądowych. Na tym się nie kończy. Substancja chemiczna powraca do obiegu.
Pod inną nazwą, z innym wskazaniem leczniczym i inną grupą docelową.
MIT 2: „Leki są skuteczne”
Na 78 „nowych””zarejestrowanych leków tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.
Prawie każdy z nas spotkał się zapewne z sytuacją gdy lek, który pomógł jednej osobie był całkowicie bezużyteczny dla drugiej. Odpowiedzialne za to są nasze geny. Na szczęście istnieje dziedzina zwana farmakogenetyką, która bada skuteczność działania leku w zależności od genotypu pacjenta. Pozwala ona za pomocą łatwego testu DNA ustalić czy pacjent odniesie jakiekolwiek korzyści z przyjmowania danego leku. Dr Rosses, genetyk i były wiceprezes ds. genetyki międzynarodowego koncernu GSK, uważa, że 90% leków działa w zaledwie 30-50% przypadkach pacjentów.
Obecnie skuteczność poszczególnych grup lekarstw wynosi:
alzheimer – 30%,
astma – 60%,
arytmia – 60%,
depresja (SSRI) – 62%,
cukrzyca – 57%,
nietrzymanie moczu – 40%,
migrena (ostra) – 52%,
migrena (profilaktyka) – 50%,
onkologia – 25%,
reumatoidalne zapalenie stawów – 50%,
schizofrenia – 60%.
Naukowcy z Adelphi University w Gaden City przeprowadzili badanie, które pokazało, że alternatywne metody leczenia mogą mieć większą skuteczność niż współczesna medycyna. Mianowicie, zorganizowali trzy grupy pacjentów cierpiących na depresję. Pierwsza przyjmowała lek przeciwdepresyjny (sertralinę), druga dwa razy w tygodniu przez miesiąc uczęszczała na psychoterapię, natomiast trzecia zażywała placebo (substancję obojętną, nie mającą wpływu na stan zdrowia pacjenta). Gdy po 8 tygodniach sertralina i placebo nie przynosiło efektów zmieniano na inne. Po 16 tygodniach efekty terapeutyczne wszystkich grup były bardzo zbliżone, przez co nie mogły być istotne statystycznie.
Lekarze często przekonują o zwiększonej skuteczności nowych leków. Jednak Raport FDA z 2002r. ujawnił, że na 78 „nowych” zarejestrowanych leków, tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.
MIT 3: „Badania kliniczne są wiarygodne”
Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom.
Gdy firma farmaceutyczna stara się wprowadzić nowy lek na rynek, zawsze musi określić grupę docelową pacjentów oraz potencjalne schorzenie, na które będzie pomagał dany lek. Czasami ludzie chorzy stanowią zbyt mały rynek zbytu, dlatego zmienia się działanie niepożądane na wskazanie terapeutyczne, by zwiększyć zyski i móc przepisywać lek dzieciom i osobom starszym. Nowy hit rynkowy ma zapewnić olbrzymi zbyt, a sama choroba staje się sprawą drugorzędną.
Eli Lilly stworzyła kolejny niebezpieczny lek. Początkowo leki przeciwdepresyjne były stosowane jedynie w szpitalach. Mały rynek zbytu posunął firmę farmaceutyczną do wykorzystania efektu ubocznego – utratę wagi – jako pożądany efekt fluoksetyny. Otyli zawsze stanowili interesującą grupę docelową. Zawsze znajdą się osoby, które uważają się za grube, a innym można to wmówić za pomocą reklam. Jedynym problemem w rejestracji fluoksetyny jako środka do walki z nadwagą był brak udokumentowanych badań klinicznych. Dlatego Eli Lilly postanowiła zarejestrować lek jako środek przeciwdepresyjny, by po dopuszczeniu do obrotu rozszerzyć wskazania o dodatkowe schorzenia. W taki sposób stworzono Prozac, który paradoksalnie odbijał się na zdrowiu pacjentów w postaci myśli i prób samobójczych. Firma skutecznie ukrywała śmiertelne skutki przyjmowania leku. Jak?
Metoda „upiększania” badań klinicznych jest prosta. Polega głównie na zastąpieniu drastycznych faktów innym, delikatniejszym sformułowaniem. Przykład? Jeżeli 5 osób próbuje popełnić samobójstwo, z czego dwóm się to udaje, to w protokole badań może pojawić się określenie, że „5 osób doświadczyło reakcji niespecyficznych”.
Istnieje jeszcze inny sposób – staranny i długotrwały proces doboru osób do badań klinicznych. Eli Lilly w zredagowanej dla lekarzy ulotce na temat leku informowała, iż „11 000 osób brało udział w badaniach, z czego 6 000 było leczonych fluoksetyną”. Tak naprawdę udział w badaniu brało 1730 pacjentów. Należałoby jeszcze sprecyzować, co oznacza stwierdzenie „brało udział”. Osoby, które brały udział w badaniu, to te, które zażywały lek przez co najmniej jeden dzień. Zostawały odsuwane ze względu na działania niepożądane lub brak widocznych efektów.
W sumie z 11 000 osób zaledwie 286 ukończyło 4 tygodniowe badania, a 86 osób przyjmowało lek dłużej niż 3 miesiące. Efekty uboczne dotykały 90% pacjentów, a w 15-20% fluosketyna powodowała depresję. Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom. Oznacza to, iż obecnie jesteśmy bardziej chronieni przed wadliwymi samochodami, niż przed lekami, które bardziej szkodzą, niż leczą.
MIT 4: „Rządowi eksperci są niezależni”
75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.
Branża medyczna jest doskonałym przykładem zależności od autorytetów. Osoby nazywane „liderami opinii” to eksperci z wieloletnim doświadczeniem i ugruntowaną opinią zawodową. Ich zadaniem jest pisanie pozytywnych artykułów na zamówienie, a wynagrodzenie to oficjalnie stała pensja za doradzanie, konsultacje bądź funkcję rzecznika prasowego.
Inni lekarze poprą opinię autorytetów, swoich bardziej doświadczonych kolegów. O osobach krytykujących takie opinie prawie się nie słyszy – dbają o to „liderzy opinii”.
Obecnie uważa się, że 75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.
Udowadnia to przykład rządu z Wielkiej Brytanii, który zasięgał porady u naukowców odnośnie skuteczności szczepionek oraz zagrożeń świńską grypą. Każdy wierzył, że informacje decydujące o wydaniu milionów funtów będą bezstronne. Rok później okazało się, że większość doradców miało silne powiązania finansowe z producentami szczepionek.
MIT 5: „Lekarze są dobrze poinformowani”
Idąc do lekarza wierzymy, że postawi dobrą diagnozę i przepisze skuteczny lek. Jednak to producent leku decyduje, jakie informacje upublicznić a jakie zataić. Mimo szczerych chęci lekarza nie jest on w stanie podać nam w 100% bezpiecznego leku. Potwierdza to Instytut Medycyny, który przeanalizował 175 ulotek skierowanych do lekarzy. Aż 94% zawierało mylące bądź fałszywe informacje o produkcie.
MIT 6: „Nie ma ludzi zdrowych, są tylko ludzie źle zdiagnozowani”
W latach 50-tych istniało 100 różnych postaci depresji, w 1994 roku było ich już ponad 300.
We współczesnym świecie granica miedzy dolegliwością, schorzeniem a chorobą jest mocno rozmyta. Jesteśmy przekonani, że w każdym z nas ukryta jest pewna choroba. I koniecznością jest łykanie magicznych pigułek.
W Diagnostycznym i Statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego przedstawione jest to na przykładzie depresji. W latach 50tych istniało 100 różnych postaci depresji, natomiast w 1994r. było ich już ponad 300. Obecnie ludzie szczęśliwi są mocno podejrzani: „Mówi pan, że nic pana nie trapi, śpi pan spokojnie i ma pan hobby? Hmm, chyba mamy tu do czynienia z mechanizmem wyparcia. Proszę się nie martwić, są specjalne techniki, które wydobędą z Pana ten ukryty smutek. Na razie przepiszę nowy lek przeciwdepresyjny, który z pewnością Panu pomoże. Tylko proszę uważać, bo może Pan się stać agresywny lub popełnić samobójstwo.”
[ tak jak 7go lutego 2004 r. zrobiła to zdrowa 19to letnia studentka w czasie badań klinicznych nad fluoksetyną ]
Z pewnością nie ma osoby, która nigdy nie odczuwałaby przygnębienia. To normalne. Obniżenie nastroju, zmiana samopoczucia to stan fizjologiczny i nie wymaga leczenia. Błędne jest myślenie, że ta „magiczna pigułka” to rozwiązanie wszystkich problemów i potrzebna jest każdemu. To wina przemysłu farmaceutycznego, który reklamuje choroby, a nie leki.
Największym oszustwem jest upowszechnianie nieistniejących schorzeń. Takich jak ADD (zaburzenia koncentracji uwagi), lub ADHD (zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi). Sfrustrowany rodzic okłamany przez reklamy faszeruje dziecko pochodnymi amfetaminy zapakowanymi w małą pigułkę o ładnej nazwie. Żądne zysku firmy wykorzystują naiwność rodziców. Niestety nie są znane konsekwencje stosowania tak silnych związków psychotropowych na mózg rozwijającego się dziecka, ponieważ nie przeprowadzono żadnych długoterminowych badań na nieletnich.
Na nadpobudliwość dzieci wpływ mogą mieć sztuczne barwniki, dodatki smakowe i zapachowe oraz konserwanty. Potwierdza to czasopismo medyczne The Lancet, które w 1985r. opublikowało wyniki badań mówiące o poprawie u 79% nadpobudliwych dzieci. Wystarczyło wyeliminować z diety wyżej wymienione składniki.
Nasza młodzież jest zdegenerowana i brakuje jej dyscypliny. Młodzi ludzie już nie słuchają swoich rodziców, koniec świata jest blisko. – zapis z tabliczek klinowych z miasta Ur – 2000 r. p.n.e.
MIT 7: „Pracujemy dla dobra naszych pacjentów”
Dla firmy farmaceutycznej nazwa potrafi być ważniejsza od samego leku.
Patent – magiczne słowo, które napędza cały przemysł farmaceutyczny. Z finansowego punktu widzenia, rzecz nie dająca się opatentować jest bezużyteczna. Patent zapewnia nieprzerwany zysk przez 20 lat, o ile lek nie zostanie wcześniej wycofany z powodu piętrzących się działań niepożądanych popartych pozwami sądowymi.
Historia wprowadzenia insuliny ludzkiej jest typowym przykładem na to, że dla firmy farmaceutycznej ważniejsza jest nazwa niż lek.
Pierwszy zastrzyk insulinowy podano w 1922 roku 14-letniemu Leonardowi Thomsonowi. Rok później odkrywcy sprzedali patent na insulinę uniwersytetowi w Toronto za przysłowiowego dolara.
Świńska insulina nie miała konkurencji przez ponad 60 lat. Była tania w produkcji i mało kosztowała, co dla osób uzależnionych od jej przyjmowania do końca życia, było dość korzystne.
W 1982 roku pojawiła się na rynku nowa, syntetyczna insulina, która przebadana była jedynie na 17 osobach. Otrzymywana jest za pomocną inżynierii genetycznej i dla odmiany nazwano ją insuliną ludzką.
W ciągu trzech lat Brytyjskie Stowarzyszenie Diabetologiczne nazbierało ok. 3000 listów od skarżących się na skutki uboczne pacjentów. Była tu mowa głównie o alergii i utracie przytomności. Mimo to wycofano insulinę świńską nie pozostawiając diabetykom wyboru. Była ona dobra dla pacjenta i systemu opieki zdrowotnej, ale zła dla zysku firm farmaceutycznych. Każdy mógł ją produkować a wykupienie praw patentowych nie kosztowało dużo, co przekładało się na niski koszt leku.
MIT 8: „Jesteśmy o krok od przełomowego odkrycia”
Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko „ludzkim towarem” – nasze dzieci, rodzice, dziadkowie są dla nich tylko „dojnymi krowami” (…)
W 1971 roku rozpoczęto wojnę z rakiem. Okazało się jednak, że 25lat badań i 39mld$ to za mało by wynaleźć pomoc dla chorych. Nadal okres przeżywalności 5 lat dla pacjentów po chemio- i radioterapii oscyluje na poziomie 5%.
Największe zyski firmom farmaceutycznym przynoszą osoby przewlekle chore. Nieprzydatne są osoby zdrowe lub martwe. Stały i wysoki dochód przynoszą osoby cierpiące między innymi na artretyzm, astmę, cukrzycę, raka, nadciśnienie.
W przeciągu 23 lat zaobserwowano wzrost zachorowań na białaczkę (o 17%), nowotwory mózgu (o 26%), raka piersi (o 25%) i raka jąder (o 41%). Dopóki leczenie będzie przynosiło 200mld$ rocznie, skuteczny lek nie zostanie wynaleziony…
Najprawdziwszą opinię o rynku farmaceutycznym wystawiła Gwen Olsen, która przez 15 lat pracowała jako reprezentant dla gigantów farmaceutycznych a w 2007 roku uzyskała nagrodę Human Rights Award za swoją działalność humanitarną:
„Chcę obalić mit, że przemysł farmaceutyczny ma na celu poprawę zdrowia i leczenie. W rzeczywistości jego celem jest utrzymywanie chorób i zarządzanie objawami. Przemysł ten nie jest zainteresowany leczeniem raka, Alzheimera czy chorób serca, ponieważ gdyby tak było, to działali by na własną szkodę – utraty biznesu, a to nie ma sensu. (…)
Musimy się więc oprzeć na naszym zdrowym rozsądku i zrozumieć, że przemysł farmaceutyczny zarabia 5-6 razy więcej niż jakakolwiek inna kompania spośród największych Fortune 500 w USA. I nie dadzą łatwo sobie odebrać tego zarobku. Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko „ludzkim towarem” – nasze dzieci, rodzi- ce, dziadkowie są dla nich tylko „dojnymi krowami”, na których żerują reprezentanci firm farmaceutycznych, jakim i ja byłam. Są oni zainteresowani tylko zdobywaniem rynku, bez uwzględniania konsekwencji jakie to przyniesie pacjentom. Nie interesuje ich to, że sieją dezinformację, że dane z badań klinicznych są ukrywane czy też fałszowane, że skutki uboczne są minimalizowane czy też prezentowane w niewłaściwy sposób.
Pracowałam przez 15 lat w tym biznesie, byłam jedną z najlepszych. Mówię wam, że ten przemysł oszalał.”
MIT 9: „Dodatki spożywcze są bezpieczne”
Sztuczne słodziki mogą powodować m.in.: syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsję, chorobę Parkinsona, Alzheimera, depresje itp.
W 1965 roku chemik pracujący nad nowym lekiem na wrzody żołądka, przez przypadek odkrył sztuczny słodzik – aspartam (E951), substancję 200 razy słodszą od cukru. Trafił on na rynek dopiero po 16 latach. Najpierw był sztucznym słodzikiem, substytutem cukru, później pojawił się w napojach i środkach dietetycznych. W 1983 roku ujawniono, że aspartam zwiększa łaknienie na węglowodany co powoduje zwiększenie masy ciała. W 1991 r. zarejestrowano 167 działań niepożądanych, a w 1994 udokumentowano 88 toksycznych symptomów. Były to między innymi defekty noworodków, syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsja, Parkinson, Alzheimer, depresje…
Obecnie głównym dodatkiem polepszającym smak i zapach większości potraw, włączając w to produkty dla niemowląt jest glutaminian sodu (E621, MSG). Odkryto go w 1908 roku ale dopiero badania z 1950 roku ujawniły, że już jedna dawka glutaminianu powoduje u badanych szczurów uszkodzenia neuronów w wewnętrznej warstwie siatkówki, uszkodzenia podwzgórza oraz zaburzeń układu dokrewnego. Ponadto, tak jak sztuczny słodzik, powoduje wzrost masy ciała co kończy się chorobliwą otyłością.
Zarówno aspartam jak i glutaminian sodu to dodatki spożywcze więc nie muszą być tak dokładnie przebadane jak leki. Są obecne w dietetycznych napojach, gumach do żucia, mrożonkach, przyprawach i zupach w proszku. A nieświadomi klienci spożywają je każdego dnia.
Dr Russel Blaylock uważa, że dodatki spożywcze takie jak aspartam, MSG, cysteina, kwas asparaginowy należą do substancji zwanych ekscytotoksynami. Są to toksyny stymulujące neurony aż do śmierci, powodując różnorakie uszkodzenia mózgu.
Wszyscy powinniśmy wystrzegać się tych substancji, tym bardziej jeśli cierpimy na schorzenia neurologiczne lub nadwagę.
W przypadku MSG (glutaminian sodu) wystrzegaj się rożnych polepszaczy smaku, symbolu E621, hydrolizowanych białek roślinnych. Wybieraj producentów, którzy informują, że ich produkty są wolne od MSG. W celu zmniejszenia wchłaniania MSG możesz używać izoleucyny i lizyny, natomiast kurkumina, sylimaryna i ginko biloba blokują jego działanie.
W przypadku aspartamu wystrzegaj się dietetycznych środków spożywczych, symbolu E951 i napisów ostrzegających, że dany produkt jest źródłem fenyloalaniny (składnik aspartamu) i nie może być spożywany przez chorych na fenyloketonurię.
MIT 10: „Nie potrzebujesz suplementów diety”
Coraz częściej zdarza się, że dobrze się odżywiamy, dbamy o zróżnicowaną dietę, a mimo to nie dostarczamy swojemu organizmowi wszystkich niezbędnych składników.
Dzieje się tak ponieważ produkty jakie spożywamy mają coraz mniejszą wartość odżywczą. Mąka pszenna, biały cukier, biały ryż, żywność puszkowana to wyłącznie puste kalorie bez witamin, soli mineralnych, enzymów i tłuszczów roślinnych.
Dodatkowo zły wpływ na naszą żywność ma jałowość gleby. Obecnie szacuje się, że jałowych jest:
85% obszarów rolnych Ameryki Północnej,
76% Ameryki Południowej i Azji,
74% Afryki – 72% Europy.
Jałowa gleba rodzi słabe i chore rośliny. W przypadków niektórych warzyw spadek zawartości np. witaminy C wynosi prawie 90%.
Nawożenie gleby niestety nie jest rozwiązaniem tej sytuacji, ponieważ spośród 52 różnych minerałów do gleby wracają zaledwie trzy: azot, potas i fosfor. Konieczne jest więc stosowanie suplementów witamin i minerałów.
MIT 11: „Przyczyny większości alergii jest nieznana”
Wszystkie choroby przewlekłe, choroby skóry, alergie, zespół przewlekłego zmęczenia mogą mieć wspólną przyczynę. Są to zakażenia pasożytnicze niekiedy zwane helmintozami. Szacuje się, iż obecnie 95% dorosłych jest zakażonych nawet 5 pasożytami, a w przypadku właścicieli zwierząt nosicielstwo wynosi 99,9%! Pokolenie występujące po zakażonych rodzicach żyje o 10-15 lat krócej, a zachwianie psychiki może występować aż do trzeciego pokolenia.
Skuteczność obecnie dostępnych metod diagnostycznych w wykrywaniu zakażeń pasożytniczych jest dość zachwiana. Analiza kału wynosi zaledwie 12% – 20% skuteczności. Badania serologiczne, czyli wykrywanie specyficznych antygenów powala wykryć 55-60% zakażeń, głównie już w zaawansowanych stadiach.
Najbardziej wiarygodną metodą wykrywania pasożytów we wszystkich stadiach rozwoju jest badanie rezonansowe za pomocą Vega testu, który w ciągu godziny wykrywa pasożyty, grzyby, pleśnie i metale ciężkie. Są one przebiegłe, ponieważ przez długie lata mogą nie powodować żadnych objawów. A jeśli się zdarzają to są to objawy najczęściej występujących dolegliwości: bóle głowy, anemia, alergia, utrata apetytu, spadek wagi, zgrzytanie zębami w nocy, zespół przewlekłego zmęczenia, impotencja, torbiele macicy, bolesne miesiączkowanie itd.
Przewlekłe uszkodzenie wątroby wynikające ze spożywania alkoholu, leków i żywności wysoko przetworzonej również może powodować alergię. Niewydolność wątroby powoduje wzrost stężenia toksyn we krwi, które w normalnych warunkach były przez nią eliminowane. W tej sytuacji organizm stara się zasygnalizować obecność patogenu za pomocą reakcji alergicznej w celu ograniczenia kontaktu z alergenem. Gdy fizjologiczne drogi wydalania są niewystarczająco sprawne, alergen może zostać wydalony przez skórę powodując różnego rodzaju wypryski i liszaje. Najbardziej popularnym testem wątroby jest badanie specyficznych enzymów wątrobowych (ASPAT, ALAT) oraz bilirubiny.
MIT 12: „Mleko to podstawa zdrowych kości i zębów”
Próchnica jest spowodowana brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności.
Wszyscy wiemy, że zdrowie zębów i dziąseł jest odbiciem stanu zdrowia całego organizmu. Ale czy wiemy, że próchnica spowodowana jest brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności?
Gdy w 1936 r. dr Price prowadził systematyczne badania odnośnie próchnicy, zauważył, że rdzenni Aborygeni nie mieli żadnych problemów dentystycznych. Jednak po przejściu na typową dietę współczesnego człowieka, 70% z nich zaczęło cierpieć na próchnicę. Dr Price wyszczególnił wówczas 3 klasy związków, których brakuje nam we współczesnej diecie: witaminy rozpuszczalne w tłuszczach typu A i D (brak ich w chudym mleku podczas gdy Aborygeni spożywają 10 razy więcej witaminy A niż przeciętny Amerykanin), sole mineralne (zwiększone zapotrzebowanie występuje przy spożyciu leków, kawy, narkotyków), enzymy czyli katalizatory reakcji chemicznych ułatwiające trawienie pokarmów (zostają zniszczone podczas gotowania).
Właśnie tych 3 grup składników brakuje w chudym, pasteryzowanym mleku. Podczas procesu pasteryzacji (ogrzaniu go do temperatury 100 °C w ciągu 1 minuty lub do 85 °C w ciągu 30 minut) giną wszystkie enzymy i większość witamin, a jony wapnia organicznego przechodzą w nieprzyswajalną nieorganiczną postać. Chude mleko jest całkowicie pozbawione witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, a to właśnie 2% dodatek tłuszczu jest warunkiem niezbędnym do wchłaniania wapnia w jelicie cienkim.
Dobrą alternatywą może być mleko kozie, lub mleko niskolaktozowe o zawartości tłuszczu min 2%. Wiele osób także zapomina, iż do wchłaniania wapnia potrzebna jest obecność magnezu. Niedobór magnezu powoduje zaburzenie 300 reakcji enzymatycznych oraz procesów wytwarzania energii.
MIT 13: „Pozytywne myślenie nie uchroni Cię przed chorobą”
Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby.
Zapadamy na choroby częściej, gdy jesteśmy pod wpływem negatywnych emocji. Nieprawdopodobne, a jednak to prawda potwierdzona badaniami naukowymi.
Dr Simons w 1998 roku ujawnił zaskakujące wyniki swoich badań. Okazało się, że depresja, częściej niż cholesterol, powodowała wylew krwi do mózgu. Od lat psychiatrzy uważają, że wiele chorób układu immunologicznego może najpierw manifestować się objawami psychicznymi. Jest to związane z zaburzeniami snu, ruchu, procesów myślowych oraz pamięci. Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby niedokrwiennej mięśnia sercowego. Udowodnił to Dean Ornish.
Kolejnym przykładem na to, że pozytywne myślenie pomaga jest grupa pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, którzy podlegali psychoterapii jako uzupełnienie standardowego leczenia i żyli dwa razy dłużej w porównaniu do pacjentów leczonych tylko konwencjonalnymi metodami.
Obecnie głównym czynnikiem napędzającym stres są nasze emocje, a raczej sposób w jaki interpretujemy fizjologicznie neutralne zdarzenia. Zmiana myśli i przekonań na zdrowsze pozwala na zmianę emocji, a co za tym idzie na poprawę jakości życia. Równie ważne jest uwolnienie się od długotrwale skrywanych negatywnych emocji takich jak żal, gniew, nienawiść. Pozwala to na zrzucenie niepotrzebnego balastu emocjonalnego i przyśpiesza powrót do zdrowia.
Podsumowanie
Współczesna medycyna stworzyła mit, że pogorszenie zdrowia jest czymś niepożądanym i szkodliwym. Lepiej byłoby, gdybyśmy patrzyli na to jak na lekcję, informację zwrotną mówiącą, że nasze postępowanie nie jest zgodne z naturą i przynosi to szkodę dla organizmu.
Społeczeństwo jest uzależnione od rozwoju współczesnej medycyny. Skarbem byłyby szpitale wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, zaopatrzone w najbardziej skuteczne leki i obsługiwane przez doskonale wyszkolony i opłacony personel.
Nie każę Państwu wyrzucić wszystkich leków i przestać korzystać z opieki lekarskiej, ale chciałbym zwiększyć Państwa uwagę na efekty uboczne, które posiadają wszystkie medykamenty. Uzmysłowić Państwu, że oszustwa, takie jak zatajanie skutków ubocznych i fałszowanie badań medycznych, jest codziennością. Natomiast wpychanie nieświadomym pacjentom uzależniającej, zabójczej „pigułki szczęścia” ociera się o zabójstwo.
Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości lekarze, farmaceuci, psycholodzy i dietetycy będą skutecznie współpracować, by zapobiegać chorobom a nie tylko je leczyć.
Moim zadaniem jest uświadomienie Państwa i pokazanie, że jesteśmy w stanie sami sobie pomóc w każdej sytuacji. Nawet jeśli mowa jest o tak poważnej sprawie jaką jest nasze zdrowie.
Najważniejsza jest praca zarówno z ciałem jak i umysłem. Bo z takich perspektyw powinien być rozpatrzony każdy problem. Daje to największe szanse na wyzdrowienie bez zażywania garści zbędnych tabletek i wyniszczających ciało kuracji.
Drogi Czytelniku, jeśli pragniesz powrócić do zdrowia, odnaleźć harmonię swojego ciała i umysłu to mogę pomóc Ci to osiągnąć. Więc jeśli chcesz wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i polepszyć jakość życia – jestem do Twojej dyspozycji.
mgr farm. Piotr Orliński
www.coachingzdrowia.pl
Za https://www.nwo.report/nwo/13-tajemnic-korporacji-farmaceutycznych.html
Ślepo wierzymy, że uratują nas przed bólem, cierpieniem i milionami dolegliwości. Łykamy je garściami, bo dostaliśmy je od lekarzy – profesjonalistów w dziedzinie medycyny, często nazywanymi cudotwórcami… A czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad skutkami ubocznymi fenomenalnych leków? Czy na ulotkach są wyłącznie prawdziwe informacje? Czy lekarze naprawdę tak dobrze znają się na wszystkim? Czy myśleliście o tym, że możecie być zdrowi bez łykania tych wszystkich kolorowych pigułek?
Obalamy medyczne mity, które są nam wpajane od lat! Masz prawo wiedzieć.
MIT 1: „Leki są bezpieczne”
Działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku.
Benoksaprofen – preparat przeciw reumatyczny i przeciw zapalny. Miał być światowym bestsellerem. Masowo przepisywany przez lekarzy w Danii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Dopóki nie ujawniono ofiar skutków ubocznych. Poważne uszkodzenia wątroby i śmierć.
Lek został wycofany z rynku amerykańskiego w 1982 roku, gdy bilans wynosił 27 zgonów i 200 niewydolności wątroby i nerek. W 1985r. firma farmaceutyczna Eli Lilly, która wypuściła owy lek na rynek dobrowolnie przyznała się do ukrywania faktów odnośnie zgonów. Kara? 25 000 $.
Nie powstrzymało to jednak firmy Merck do wypuszczenia w 1999r na rynek tego samego leku ze zmodyfikowaną zaledwie jedną cząsteczką i nową nazwą – Vioxx® (rofekoksyb). Trzyletnie badanie APROVE wykazało, iż 25mg rofekoksybu, które miało zapobiegać nawrotom polipów jelita grubego – podwyższało częstotliwość występowania zawałów serca i udarów mózgu wśród badanych. Preparat został ponownie wycofany z rynku 30 września 2004r. Pozostał jednak w organizmach 80mln osób na świecie, którym trwale uszkodził układ krwionośny przyśpieszając twardnienie naczyń krwionośnych, powodując wylewy i wzrost ciśnienia krwi. Firma musiała pożegnać się z 11% dochodów i 2,5mld $ obrotu na rok w skali globalnej. Mimo tego, iż skandalicznie zachowywała się przed wycofaniem leku z rynku chcąc uciszyć jednego z naukowców, grożąc skończeniem jego kariery, firma wypłaciła 4,85 mld $ odszkodowania.
Czy to wyjątek od reguły? Niestety nie.
Według badań, działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku. W Anglii liczba zgonów spowodowanych skutkami ubocznymi leków jest, aż 3 razy większa od liczby ofiar wypadków drogowych.
Najbardziej niepokojąca jest jednak nagminna praktyka koncernów farmaceutycznych, które usuwają z rynku niebezpieczne leki dopiero wtedy, gdy przyniosą odpowiedni zysk i gdy uzbiera się spora liczba pozwów sądowych. Na tym się nie kończy. Substancja chemiczna powraca do obiegu.
Pod inną nazwą, z innym wskazaniem leczniczym i inną grupą docelową.
MIT 2: „Leki są skuteczne”
Na 78 „nowych””zarejestrowanych leków tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.
Prawie każdy z nas spotkał się zapewne z sytuacją gdy lek, który pomógł jednej osobie był całkowicie bezużyteczny dla drugiej. Odpowiedzialne za to są nasze geny. Na szczęście istnieje dziedzina zwana farmakogenetyką, która bada skuteczność działania leku w zależności od genotypu pacjenta. Pozwala ona za pomocą łatwego testu DNA ustalić czy pacjent odniesie jakiekolwiek korzyści z przyjmowania danego leku. Dr Rosses, genetyk i były wiceprezes ds. genetyki międzynarodowego koncernu GSK, uważa, że 90% leków działa w zaledwie 30-50% przypadkach pacjentów.
Obecnie skuteczność poszczególnych grup lekarstw wynosi:
alzheimer – 30%,
astma – 60%,
arytmia – 60%,
depresja (SSRI) – 62%,
cukrzyca – 57%,
nietrzymanie moczu – 40%,
migrena (ostra) – 52%,
migrena (profilaktyka) – 50%,
onkologia – 25%,
reumatoidalne zapalenie stawów – 50%,
schizofrenia – 60%.
Naukowcy z Adelphi University w Gaden City przeprowadzili badanie, które pokazało, że alternatywne metody leczenia mogą mieć większą skuteczność niż współczesna medycyna. Mianowicie, zorganizowali trzy grupy pacjentów cierpiących na depresję. Pierwsza przyjmowała lek przeciwdepresyjny (sertralinę), druga dwa razy w tygodniu przez miesiąc uczęszczała na psychoterapię, natomiast trzecia zażywała placebo (substancję obojętną, nie mającą wpływu na stan zdrowia pacjenta). Gdy po 8 tygodniach sertralina i placebo nie przynosiło efektów zmieniano na inne. Po 16 tygodniach efekty terapeutyczne wszystkich grup były bardzo zbliżone, przez co nie mogły być istotne statystycznie.
Lekarze często przekonują o zwiększonej skuteczności nowych leków. Jednak Raport FDA z 2002r. ujawnił, że na 78 „nowych” zarejestrowanych leków, tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.
MIT 3: „Badania kliniczne są wiarygodne”
Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom.
Gdy firma farmaceutyczna stara się wprowadzić nowy lek na rynek, zawsze musi określić grupę docelową pacjentów oraz potencjalne schorzenie, na które będzie pomagał dany lek. Czasami ludzie chorzy stanowią zbyt mały rynek zbytu, dlatego zmienia się działanie niepożądane na wskazanie terapeutyczne, by zwiększyć zyski i móc przepisywać lek dzieciom i osobom starszym. Nowy hit rynkowy ma zapewnić olbrzymi zbyt, a sama choroba staje się sprawą drugorzędną.
Eli Lilly stworzyła kolejny niebezpieczny lek. Początkowo leki przeciwdepresyjne były stosowane jedynie w szpitalach. Mały rynek zbytu posunął firmę farmaceutyczną do wykorzystania efektu ubocznego – utratę wagi – jako pożądany efekt fluoksetyny. Otyli zawsze stanowili interesującą grupę docelową. Zawsze znajdą się osoby, które uważają się za grube, a innym można to wmówić za pomocą reklam. Jedynym problemem w rejestracji fluoksetyny jako środka do walki z nadwagą był brak udokumentowanych badań klinicznych. Dlatego Eli Lilly postanowiła zarejestrować lek jako środek przeciwdepresyjny, by po dopuszczeniu do obrotu rozszerzyć wskazania o dodatkowe schorzenia. W taki sposób stworzono Prozac, który paradoksalnie odbijał się na zdrowiu pacjentów w postaci myśli i prób samobójczych. Firma skutecznie ukrywała śmiertelne skutki przyjmowania leku. Jak?
Metoda „upiększania” badań klinicznych jest prosta. Polega głównie na zastąpieniu drastycznych faktów innym, delikatniejszym sformułowaniem. Przykład? Jeżeli 5 osób próbuje popełnić samobójstwo, z czego dwóm się to udaje, to w protokole badań może pojawić się określenie, że „5 osób doświadczyło reakcji niespecyficznych”.
Istnieje jeszcze inny sposób – staranny i długotrwały proces doboru osób do badań klinicznych. Eli Lilly w zredagowanej dla lekarzy ulotce na temat leku informowała, iż „11 000 osób brało udział w badaniach, z czego 6 000 było leczonych fluoksetyną”. Tak naprawdę udział w badaniu brało 1730 pacjentów. Należałoby jeszcze sprecyzować, co oznacza stwierdzenie „brało udział”. Osoby, które brały udział w badaniu, to te, które zażywały lek przez co najmniej jeden dzień. Zostawały odsuwane ze względu na działania niepożądane lub brak widocznych efektów.
W sumie z 11 000 osób zaledwie 286 ukończyło 4 tygodniowe badania, a 86 osób przyjmowało lek dłużej niż 3 miesiące. Efekty uboczne dotykały 90% pacjentów, a w 15-20% fluosketyna powodowała depresję. Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom. Oznacza to, iż obecnie jesteśmy bardziej chronieni przed wadliwymi samochodami, niż przed lekami, które bardziej szkodzą, niż leczą.
MIT 4: „Rządowi eksperci są niezależni”
75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.
Branża medyczna jest doskonałym przykładem zależności od autorytetów. Osoby nazywane „liderami opinii” to eksperci z wieloletnim doświadczeniem i ugruntowaną opinią zawodową. Ich zadaniem jest pisanie pozytywnych artykułów na zamówienie, a wynagrodzenie to oficjalnie stała pensja za doradzanie, konsultacje bądź funkcję rzecznika prasowego.
Inni lekarze poprą opinię autorytetów, swoich bardziej doświadczonych kolegów. O osobach krytykujących takie opinie prawie się nie słyszy – dbają o to „liderzy opinii”.
Obecnie uważa się, że 75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.
Udowadnia to przykład rządu z Wielkiej Brytanii, który zasięgał porady u naukowców odnośnie skuteczności szczepionek oraz zagrożeń świńską grypą. Każdy wierzył, że informacje decydujące o wydaniu milionów funtów będą bezstronne. Rok później okazało się, że większość doradców miało silne powiązania finansowe z producentami szczepionek.
MIT 5: „Lekarze są dobrze poinformowani”
Idąc do lekarza wierzymy, że postawi dobrą diagnozę i przepisze skuteczny lek. Jednak to producent leku decyduje, jakie informacje upublicznić a jakie zataić. Mimo szczerych chęci lekarza nie jest on w stanie podać nam w 100% bezpiecznego leku. Potwierdza to Instytut Medycyny, który przeanalizował 175 ulotek skierowanych do lekarzy. Aż 94% zawierało mylące bądź fałszywe informacje o produkcie.
MIT 6: „Nie ma ludzi zdrowych, są tylko ludzie źle zdiagnozowani”
W latach 50-tych istniało 100 różnych postaci depresji, w 1994 roku było ich już ponad 300.
We współczesnym świecie granica miedzy dolegliwością, schorzeniem a chorobą jest mocno rozmyta. Jesteśmy przekonani, że w każdym z nas ukryta jest pewna choroba. I koniecznością jest łykanie magicznych pigułek.
W Diagnostycznym i Statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego przedstawione jest to na przykładzie depresji. W latach 50tych istniało 100 różnych postaci depresji, natomiast w 1994r. było ich już ponad 300. Obecnie ludzie szczęśliwi są mocno podejrzani: „Mówi pan, że nic pana nie trapi, śpi pan spokojnie i ma pan hobby? Hmm, chyba mamy tu do czynienia z mechanizmem wyparcia. Proszę się nie martwić, są specjalne techniki, które wydobędą z Pana ten ukryty smutek. Na razie przepiszę nowy lek przeciwdepresyjny, który z pewnością Panu pomoże. Tylko proszę uważać, bo może Pan się stać agresywny lub popełnić samobójstwo.”
[ tak jak 7go lutego 2004 r. zrobiła to zdrowa 19to letnia studentka w czasie badań klinicznych nad fluoksetyną ]
Z pewnością nie ma osoby, która nigdy nie odczuwałaby przygnębienia. To normalne. Obniżenie nastroju, zmiana samopoczucia to stan fizjologiczny i nie wymaga leczenia. Błędne jest myślenie, że ta „magiczna pigułka” to rozwiązanie wszystkich problemów i potrzebna jest każdemu. To wina przemysłu farmaceutycznego, który reklamuje choroby, a nie leki.
Największym oszustwem jest upowszechnianie nieistniejących schorzeń. Takich jak ADD (zaburzenia koncentracji uwagi), lub ADHD (zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi). Sfrustrowany rodzic okłamany przez reklamy faszeruje dziecko pochodnymi amfetaminy zapakowanymi w małą pigułkę o ładnej nazwie. Żądne zysku firmy wykorzystują naiwność rodziców. Niestety nie są znane konsekwencje stosowania tak silnych związków psychotropowych na mózg rozwijającego się dziecka, ponieważ nie przeprowadzono żadnych długoterminowych badań na nieletnich.
Na nadpobudliwość dzieci wpływ mogą mieć sztuczne barwniki, dodatki smakowe i zapachowe oraz konserwanty. Potwierdza to czasopismo medyczne The Lancet, które w 1985r. opublikowało wyniki badań mówiące o poprawie u 79% nadpobudliwych dzieci. Wystarczyło wyeliminować z diety wyżej wymienione składniki.
Nasza młodzież jest zdegenerowana i brakuje jej dyscypliny. Młodzi ludzie już nie słuchają swoich rodziców, koniec świata jest blisko. – zapis z tabliczek klinowych z miasta Ur – 2000 r. p.n.e.
MIT 7: „Pracujemy dla dobra naszych pacjentów”
Dla firmy farmaceutycznej nazwa potrafi być ważniejsza od samego leku.
Patent – magiczne słowo, które napędza cały przemysł farmaceutyczny. Z finansowego punktu widzenia, rzecz nie dająca się opatentować jest bezużyteczna. Patent zapewnia nieprzerwany zysk przez 20 lat, o ile lek nie zostanie wcześniej wycofany z powodu piętrzących się działań niepożądanych popartych pozwami sądowymi.
Historia wprowadzenia insuliny ludzkiej jest typowym przykładem na to, że dla firmy farmaceutycznej ważniejsza jest nazwa niż lek.
Pierwszy zastrzyk insulinowy podano w 1922 roku 14-letniemu Leonardowi Thomsonowi. Rok później odkrywcy sprzedali patent na insulinę uniwersytetowi w Toronto za przysłowiowego dolara.
Świńska insulina nie miała konkurencji przez ponad 60 lat. Była tania w produkcji i mało kosztowała, co dla osób uzależnionych od jej przyjmowania do końca życia, było dość korzystne.
W 1982 roku pojawiła się na rynku nowa, syntetyczna insulina, która przebadana była jedynie na 17 osobach. Otrzymywana jest za pomocną inżynierii genetycznej i dla odmiany nazwano ją insuliną ludzką.
W ciągu trzech lat Brytyjskie Stowarzyszenie Diabetologiczne nazbierało ok. 3000 listów od skarżących się na skutki uboczne pacjentów. Była tu mowa głównie o alergii i utracie przytomności. Mimo to wycofano insulinę świńską nie pozostawiając diabetykom wyboru. Była ona dobra dla pacjenta i systemu opieki zdrowotnej, ale zła dla zysku firm farmaceutycznych. Każdy mógł ją produkować a wykupienie praw patentowych nie kosztowało dużo, co przekładało się na niski koszt leku.
MIT 8: „Jesteśmy o krok od przełomowego odkrycia”
Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko „ludzkim towarem” – nasze dzieci, rodzice, dziadkowie są dla nich tylko „dojnymi krowami” (…)
W 1971 roku rozpoczęto wojnę z rakiem. Okazało się jednak, że 25lat badań i 39mld$ to za mało by wynaleźć pomoc dla chorych. Nadal okres przeżywalności 5 lat dla pacjentów po chemio- i radioterapii oscyluje na poziomie 5%.
Największe zyski firmom farmaceutycznym przynoszą osoby przewlekle chore. Nieprzydatne są osoby zdrowe lub martwe. Stały i wysoki dochód przynoszą osoby cierpiące między innymi na artretyzm, astmę, cukrzycę, raka, nadciśnienie.
W przeciągu 23 lat zaobserwowano wzrost zachorowań na białaczkę (o 17%), nowotwory mózgu (o 26%), raka piersi (o 25%) i raka jąder (o 41%). Dopóki leczenie będzie przynosiło 200mld$ rocznie, skuteczny lek nie zostanie wynaleziony…
Najprawdziwszą opinię o rynku farmaceutycznym wystawiła Gwen Olsen, która przez 15 lat pracowała jako reprezentant dla gigantów farmaceutycznych a w 2007 roku uzyskała nagrodę Human Rights Award za swoją działalność humanitarną:
„Chcę obalić mit, że przemysł farmaceutyczny ma na celu poprawę zdrowia i leczenie. W rzeczywistości jego celem jest utrzymywanie chorób i zarządzanie objawami. Przemysł ten nie jest zainteresowany leczeniem raka, Alzheimera czy chorób serca, ponieważ gdyby tak było, to działali by na własną szkodę – utraty biznesu, a to nie ma sensu. (…)
Musimy się więc oprzeć na naszym zdrowym rozsądku i zrozumieć, że przemysł farmaceutyczny zarabia 5-6 razy więcej niż jakakolwiek inna kompania spośród największych Fortune 500 w USA. I nie dadzą łatwo sobie odebrać tego zarobku. Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko „ludzkim towarem” – nasze dzieci, rodzi- ce, dziadkowie są dla nich tylko „dojnymi krowami”, na których żerują reprezentanci firm farmaceutycznych, jakim i ja byłam. Są oni zainteresowani tylko zdobywaniem rynku, bez uwzględniania konsekwencji jakie to przyniesie pacjentom. Nie interesuje ich to, że sieją dezinformację, że dane z badań klinicznych są ukrywane czy też fałszowane, że skutki uboczne są minimalizowane czy też prezentowane w niewłaściwy sposób.
Pracowałam przez 15 lat w tym biznesie, byłam jedną z najlepszych. Mówię wam, że ten przemysł oszalał.”
MIT 9: „Dodatki spożywcze są bezpieczne”
Sztuczne słodziki mogą powodować m.in.: syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsję, chorobę Parkinsona, Alzheimera, depresje itp.
W 1965 roku chemik pracujący nad nowym lekiem na wrzody żołądka, przez przypadek odkrył sztuczny słodzik – aspartam (E951), substancję 200 razy słodszą od cukru. Trafił on na rynek dopiero po 16 latach. Najpierw był sztucznym słodzikiem, substytutem cukru, później pojawił się w napojach i środkach dietetycznych. W 1983 roku ujawniono, że aspartam zwiększa łaknienie na węglowodany co powoduje zwiększenie masy ciała. W 1991 r. zarejestrowano 167 działań niepożądanych, a w 1994 udokumentowano 88 toksycznych symptomów. Były to między innymi defekty noworodków, syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsja, Parkinson, Alzheimer, depresje…
Obecnie głównym dodatkiem polepszającym smak i zapach większości potraw, włączając w to produkty dla niemowląt jest glutaminian sodu (E621, MSG). Odkryto go w 1908 roku ale dopiero badania z 1950 roku ujawniły, że już jedna dawka glutaminianu powoduje u badanych szczurów uszkodzenia neuronów w wewnętrznej warstwie siatkówki, uszkodzenia podwzgórza oraz zaburzeń układu dokrewnego. Ponadto, tak jak sztuczny słodzik, powoduje wzrost masy ciała co kończy się chorobliwą otyłością.
Zarówno aspartam jak i glutaminian sodu to dodatki spożywcze więc nie muszą być tak dokładnie przebadane jak leki. Są obecne w dietetycznych napojach, gumach do żucia, mrożonkach, przyprawach i zupach w proszku. A nieświadomi klienci spożywają je każdego dnia.
Dr Russel Blaylock uważa, że dodatki spożywcze takie jak aspartam, MSG, cysteina, kwas asparaginowy należą do substancji zwanych ekscytotoksynami. Są to toksyny stymulujące neurony aż do śmierci, powodując różnorakie uszkodzenia mózgu.
Wszyscy powinniśmy wystrzegać się tych substancji, tym bardziej jeśli cierpimy na schorzenia neurologiczne lub nadwagę.
W przypadku MSG (glutaminian sodu) wystrzegaj się rożnych polepszaczy smaku, symbolu E621, hydrolizowanych białek roślinnych. Wybieraj producentów, którzy informują, że ich produkty są wolne od MSG. W celu zmniejszenia wchłaniania MSG możesz używać izoleucyny i lizyny, natomiast kurkumina, sylimaryna i ginko biloba blokują jego działanie.
W przypadku aspartamu wystrzegaj się dietetycznych środków spożywczych, symbolu E951 i napisów ostrzegających, że dany produkt jest źródłem fenyloalaniny (składnik aspartamu) i nie może być spożywany przez chorych na fenyloketonurię.
MIT 10: „Nie potrzebujesz suplementów diety”
Coraz częściej zdarza się, że dobrze się odżywiamy, dbamy o zróżnicowaną dietę, a mimo to nie dostarczamy swojemu organizmowi wszystkich niezbędnych składników.
Dzieje się tak ponieważ produkty jakie spożywamy mają coraz mniejszą wartość odżywczą. Mąka pszenna, biały cukier, biały ryż, żywność puszkowana to wyłącznie puste kalorie bez witamin, soli mineralnych, enzymów i tłuszczów roślinnych.
Dodatkowo zły wpływ na naszą żywność ma jałowość gleby. Obecnie szacuje się, że jałowych jest:
85% obszarów rolnych Ameryki Północnej,
76% Ameryki Południowej i Azji,
74% Afryki – 72% Europy.
Jałowa gleba rodzi słabe i chore rośliny. W przypadków niektórych warzyw spadek zawartości np. witaminy C wynosi prawie 90%.
Nawożenie gleby niestety nie jest rozwiązaniem tej sytuacji, ponieważ spośród 52 różnych minerałów do gleby wracają zaledwie trzy: azot, potas i fosfor. Konieczne jest więc stosowanie suplementów witamin i minerałów.
MIT 11: „Przyczyny większości alergii jest nieznana”
Wszystkie choroby przewlekłe, choroby skóry, alergie, zespół przewlekłego zmęczenia mogą mieć wspólną przyczynę. Są to zakażenia pasożytnicze niekiedy zwane helmintozami. Szacuje się, iż obecnie 95% dorosłych jest zakażonych nawet 5 pasożytami, a w przypadku właścicieli zwierząt nosicielstwo wynosi 99,9%! Pokolenie występujące po zakażonych rodzicach żyje o 10-15 lat krócej, a zachwianie psychiki może występować aż do trzeciego pokolenia.
Skuteczność obecnie dostępnych metod diagnostycznych w wykrywaniu zakażeń pasożytniczych jest dość zachwiana. Analiza kału wynosi zaledwie 12% – 20% skuteczności. Badania serologiczne, czyli wykrywanie specyficznych antygenów powala wykryć 55-60% zakażeń, głównie już w zaawansowanych stadiach.
Najbardziej wiarygodną metodą wykrywania pasożytów we wszystkich stadiach rozwoju jest badanie rezonansowe za pomocą Vega testu, który w ciągu godziny wykrywa pasożyty, grzyby, pleśnie i metale ciężkie. Są one przebiegłe, ponieważ przez długie lata mogą nie powodować żadnych objawów. A jeśli się zdarzają to są to objawy najczęściej występujących dolegliwości: bóle głowy, anemia, alergia, utrata apetytu, spadek wagi, zgrzytanie zębami w nocy, zespół przewlekłego zmęczenia, impotencja, torbiele macicy, bolesne miesiączkowanie itd.
Przewlekłe uszkodzenie wątroby wynikające ze spożywania alkoholu, leków i żywności wysoko przetworzonej również może powodować alergię. Niewydolność wątroby powoduje wzrost stężenia toksyn we krwi, które w normalnych warunkach były przez nią eliminowane. W tej sytuacji organizm stara się zasygnalizować obecność patogenu za pomocą reakcji alergicznej w celu ograniczenia kontaktu z alergenem. Gdy fizjologiczne drogi wydalania są niewystarczająco sprawne, alergen może zostać wydalony przez skórę powodując różnego rodzaju wypryski i liszaje. Najbardziej popularnym testem wątroby jest badanie specyficznych enzymów wątrobowych (ASPAT, ALAT) oraz bilirubiny.
MIT 12: „Mleko to podstawa zdrowych kości i zębów”
Próchnica jest spowodowana brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności.
Wszyscy wiemy, że zdrowie zębów i dziąseł jest odbiciem stanu zdrowia całego organizmu. Ale czy wiemy, że próchnica spowodowana jest brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności?
Gdy w 1936 r. dr Price prowadził systematyczne badania odnośnie próchnicy, zauważył, że rdzenni Aborygeni nie mieli żadnych problemów dentystycznych. Jednak po przejściu na typową dietę współczesnego człowieka, 70% z nich zaczęło cierpieć na próchnicę. Dr Price wyszczególnił wówczas 3 klasy związków, których brakuje nam we współczesnej diecie: witaminy rozpuszczalne w tłuszczach typu A i D (brak ich w chudym mleku podczas gdy Aborygeni spożywają 10 razy więcej witaminy A niż przeciętny Amerykanin), sole mineralne (zwiększone zapotrzebowanie występuje przy spożyciu leków, kawy, narkotyków), enzymy czyli katalizatory reakcji chemicznych ułatwiające trawienie pokarmów (zostają zniszczone podczas gotowania).
Właśnie tych 3 grup składników brakuje w chudym, pasteryzowanym mleku. Podczas procesu pasteryzacji (ogrzaniu go do temperatury 100 °C w ciągu 1 minuty lub do 85 °C w ciągu 30 minut) giną wszystkie enzymy i większość witamin, a jony wapnia organicznego przechodzą w nieprzyswajalną nieorganiczną postać. Chude mleko jest całkowicie pozbawione witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, a to właśnie 2% dodatek tłuszczu jest warunkiem niezbędnym do wchłaniania wapnia w jelicie cienkim.
Dobrą alternatywą może być mleko kozie, lub mleko niskolaktozowe o zawartości tłuszczu min 2%. Wiele osób także zapomina, iż do wchłaniania wapnia potrzebna jest obecność magnezu. Niedobór magnezu powoduje zaburzenie 300 reakcji enzymatycznych oraz procesów wytwarzania energii.
MIT 13: „Pozytywne myślenie nie uchroni Cię przed chorobą”
Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby.
Zapadamy na choroby częściej, gdy jesteśmy pod wpływem negatywnych emocji. Nieprawdopodobne, a jednak to prawda potwierdzona badaniami naukowymi.
Dr Simons w 1998 roku ujawnił zaskakujące wyniki swoich badań. Okazało się, że depresja, częściej niż cholesterol, powodowała wylew krwi do mózgu. Od lat psychiatrzy uważają, że wiele chorób układu immunologicznego może najpierw manifestować się objawami psychicznymi. Jest to związane z zaburzeniami snu, ruchu, procesów myślowych oraz pamięci. Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby niedokrwiennej mięśnia sercowego. Udowodnił to Dean Ornish.
Kolejnym przykładem na to, że pozytywne myślenie pomaga jest grupa pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, którzy podlegali psychoterapii jako uzupełnienie standardowego leczenia i żyli dwa razy dłużej w porównaniu do pacjentów leczonych tylko konwencjonalnymi metodami.
Obecnie głównym czynnikiem napędzającym stres są nasze emocje, a raczej sposób w jaki interpretujemy fizjologicznie neutralne zdarzenia. Zmiana myśli i przekonań na zdrowsze pozwala na zmianę emocji, a co za tym idzie na poprawę jakości życia. Równie ważne jest uwolnienie się od długotrwale skrywanych negatywnych emocji takich jak żal, gniew, nienawiść. Pozwala to na zrzucenie niepotrzebnego balastu emocjonalnego i przyśpiesza powrót do zdrowia.
Podsumowanie
Współczesna medycyna stworzyła mit, że pogorszenie zdrowia jest czymś niepożądanym i szkodliwym. Lepiej byłoby, gdybyśmy patrzyli na to jak na lekcję, informację zwrotną mówiącą, że nasze postępowanie nie jest zgodne z naturą i przynosi to szkodę dla organizmu.
Społeczeństwo jest uzależnione od rozwoju współczesnej medycyny. Skarbem byłyby szpitale wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, zaopatrzone w najbardziej skuteczne leki i obsługiwane przez doskonale wyszkolony i opłacony personel.
Nie każę Państwu wyrzucić wszystkich leków i przestać korzystać z opieki lekarskiej, ale chciałbym zwiększyć Państwa uwagę na efekty uboczne, które posiadają wszystkie medykamenty. Uzmysłowić Państwu, że oszustwa, takie jak zatajanie skutków ubocznych i fałszowanie badań medycznych, jest codziennością. Natomiast wpychanie nieświadomym pacjentom uzależniającej, zabójczej „pigułki szczęścia” ociera się o zabójstwo.
Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości lekarze, farmaceuci, psycholodzy i dietetycy będą skutecznie współpracować, by zapobiegać chorobom a nie tylko je leczyć.
Moim zadaniem jest uświadomienie Państwa i pokazanie, że jesteśmy w stanie sami sobie pomóc w każdej sytuacji. Nawet jeśli mowa jest o tak poważnej sprawie jaką jest nasze zdrowie.
Najważniejsza jest praca zarówno z ciałem jak i umysłem. Bo z takich perspektyw powinien być rozpatrzony każdy problem. Daje to największe szanse na wyzdrowienie bez zażywania garści zbędnych tabletek i wyniszczających ciało kuracji.
Drogi Czytelniku, jeśli pragniesz powrócić do zdrowia, odnaleźć harmonię swojego ciała i umysłu to mogę pomóc Ci to osiągnąć. Więc jeśli chcesz wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i polepszyć jakość życia – jestem do Twojej dyspozycji.
mgr farm. Piotr Orliński
www.coachingzdrowia.pl
Za https://www.nwo.report/nwo/13-tajemnic-korporacji-farmaceutycznych.html