W ostatnich dniach przed walką
wyborczą odwiedziłem moją biedną i ukochaną Tocqueville,
wracałem tu po raz pierwszy od rewolucji i być może po raz
ostatni! Gdy wyjeżdżałem ogarnął mnie smutek tak dotkliwy, że
zachowałem o nim pamięć do dzisiaj, jego wspomnienie rysuje się
ostro pośród odprysków wydarzeń, jakie z tamtego czasu
zapamiętałem. Przybyłem niezapowiedziany. Puste pokoje, obluzowane
okna, meble spiętrzone i zakurzone, zgasłe kominki, zatrzymane
zegary, stęchłe powietrze, wilgotne mury, zewsząd ziało
opuszczeniem i ruiną. Ów cichy zakątek, jakby zgubiony pośród
żywopłotów i pastwisk normandzkiego krajobrazu, który tyle razy
wydał mi się najwdzięczniejszą samotnią, ukazywał się teraz
moim oczom jako niszczejące pustkowie, lecz spod jego obecnego
wyglądu, jakby z głębi grobowca, wyzierały ku mnie słodkie i
uśmiechnięte obrazy mego życia. Podziwiam doprawdy, jak u
człowieka wyobraźnia potrafi być barwniejsza i bardziej
przejmująca od rzeczywistości. Widziałem niedawno jak upadła
monarchia, przyglądałem się krwawym i okropnym scenom. I cóż!
Twierdzę, iż ani jeden z tych wielkich widoków nie wywołał we
mnie uczuć tak głębokich i dojmujących, jak widok starożytnego
domostwa moich ojców i wspomnienie spokojnych dni i szczęśliwych
godzin, jakie w nim spędziłem nieświadom ich ceny. Mogę rzec, że
tam właśnie i tego dnia najlepiej zrozumiałem gorycz rewolucyj.
Mieszkańcy wioski byli mi zawsze życzliwi, lecz tym razem okazywali
mi serdeczność i nigdy nie doznałem od nich takiego szacunku jak
wówczas, gdy równość była brutalnie afiszowana na wszystkich
murach.
Alexis de Tocqueville, Wspomnienia
Aleksander Wit Labuda
Ossolineum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.