czwartek, 16 stycznia 2014

Santo silenzio


Pogrążyliśmy się na pewien czas w - jak to określają Włosi - santo silenzio, świętej ciszy. Odmawialiśmy wraz z innymi modlitwy Liturgii Godzin, spożywaliśmy w milczeniu posiłki, a potem odpoczywaliśmy.
Wcześniej, w czasie moich rozmów z ojcem Johnem, stale zwracał moją uwagę fakt, że mnich, próbując wyjaśnić jakieś zagadnienia życia duchowego, nie wykonywał zazwyczaj żadnych gestów czy ruchów dłonią, a co najwyżej kładł rękę na poręczy swego krzesła. Wyglądał wówczas bardzo młodo. Często siedział niemal w całkowitym bezruchu, patrząc przez okno lub skupiając wzrok na jakimś niedostrzegalnym dla mnie punkcie w pomieszczeniu, tak jakby potrafił samym tylko wysiłkiem ducha przywołać z niewidzialnej głębi odpowiedzi.

Nigdy nie zdarzało się, by zaprzeczył czemuś, co mówi druga osoba, choćby uważał jej słowa za niedelikatne i raniące innych.

Być może była to tylko zasada o charakterze profilaktycznym, mająca na celu zapobieganie niepotrzebnym kłótniom i bezużytecznym dyskusjom. Jeżeli uważał, że roztropnie będzie wyrazić swą odmienną opinię w jakiejś kwestii, to czynił to w sposób bardzo uprzejmy. Nigdy nie miało się poczucia, że chce coś komuś narzucić. Nie dodawał też nigdy niczego od siebie, chyba że uznawał to za konieczne. Trzeba było samemu zadawać mu pytania. Odniosłem wrażenie, że i to stanowiło element szkoły mnichów. Tam bowiem, gdzie nie ma pytań, nie ma też - jak się mówi - odpowiedzi.

Cisza i milczenie mogą pomóc ludziom wrócić do równowagi zaburzonej przez krzykliwość i pęd naszej epoki oraz odnaleźć własne centrum. Stanowią one jednak również drogę do doświadczenia innej rzeczywistości, której treścią - dzięki głębi związanych z nią duchowych doświadczeń - jest w ostatecznym rozrachunku znacznie więcej niż tylko nieobecność dźwięków.

Za: Peter Seewald, Szkoła mnichów. Inspiracje dla naszego życia, przekład; Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.