wtorek, 3 grudnia 2013

Agaton



Bywają tacy ludzie, z którymi nie sposób się pokłócić: nie dlatego, że w każdej sprawie gotowi są każdemu ustąpić, ale dlatego, że najbardziej nawet gruboskórny hipopotam wyczuwa w nich szczerą dla siebie życzliwość. O abba Agatonie zapisano, że potrafił zachować pokój ze wszystkimi, wśród których żył, toteż powszechnie go kochano i starano się go naśladować. Nie był jednak łatwym wzorem! Nie dlatego, jakoby był słupnikiem, co wprawdzie przypisała mu o wiele późniejsza tradycja koptyjska, ale czemu zdecydowanie zaprzeczają dotyczące go apoftegmaty, tylko dlatego, że jego harmonijne duchowe piękno płynęło z wyjątkowo dobrze ustawionej hierarchii wartości, a to jest jedna z cnót najrzadziej spotykanych.

Niewątpliwie był Koptem, zapewne z Górnego Egiptu, gdyż pustelnikiem został w okolicy Teb. Był to juz początek V wieku, Sketis była chwilowo opustoszona, po jakimś czasie jednak miała odżyć i Agaton przeniósł się tam przypuszczalnie około roku 430; koniec życia spędzi jeszcze gdzie indziej — w Troe pod Memfis. Już w Tebaidzie zwrócił na siebie uwagę wyjątkową delikatnością w kontaktach z braćmi. Mieszkał tam z bratem imieniem Makary (nie wiemy, czyimi byli uczniami), który doszedł do wniosku, ze nowicjusz chyba się nie oswaja, skoro mimo upływu czasu jest równie grzeczny i pełen dystansu jak pierwszego dnia. Okazało się, że Agaton zachowuje ten dystans świadomym wysiłkiem woli, żeby trwać w postawie szacunku i nie dopuścić się poufałości czy wręcz bezczelności. Ten ogromny szacunek dla wszystkich był u niego niewątpliwie darem Bożym, ale darem, z którym Agaton współpracował, nie szczędząc żadnych wysiłków. Mówiono o nim na przykład, że przez trzy lata trzymał kamyk w ustach, póki nie nauczył się mówi tylko z prawdziwej potrzeby. Wyćwiczył się też w tym, żeby ilekroć mu przyszła ochota osądzać cudze winy, mówić sobie zamiast tego: Sam tak nie rób; szacunek, któremu towarzyszyłoby osądzanie, nie byłby przecież szacunkiem. Jak więc ta jego hierarchia wartości wyglądała? Na samym jej dole znajdowały się oczywiście dobra ziemskie. Agaton pracował na swoje utrzymanie, starając się o całkowitą samowystarczalność, gdyż nikogo nie umiałby obciążać swymi potrzebami; jednocześnie jednak pilnował usilnie, żeby owoc tej pracy w żaden sposób nad nim nie zapanował. Czasem aplikował sobie ostre lekarstwo: potrafił na przykład porzucić miejsce zamieszkania, gdzie już miał porządnie zbudowaną pustelnię i zapasy w spiżarni, i odejść, zabierając ze sobą tylko nóż, nieodzowne narzędzie pracy. Koszyki, które wyplatał, sprzedawał w najbliższym mieście sam, bez zatrudniania pośredników i bez targowania się, biorąc w milczeniu tyle, ile mu za nie dano; i tak samo bez targowania się nabywał potrzebne sobie towary. Niewątpliwie, licząc w monecie, tracił na tym: nie targować się w Egipcie! Ale dla niego ważniejsze od monety było zachowanie wolności ducha, a brał i to pod uwagę, ze targując się, mógłby sprowokować swego kontrahenta do grzechów języka, takich jak kłamstwo czy nawet krzywoprzysięstwo. Nigdy też ani sam nie wziął, ani uczniom swoim brać nie pozwolił żadnej rzeczy znalezionej, choćby to było jedno ziarnko grochu.

Taki asceta więc... a jednak ascezę uważał za rzecz małą. Miała sens tylko wtedy, gdy pomagała człowiekowi zachowywać przykazania Boże; jeśli natomiast stawała niejako z boku, traktowana jak osobny cel, traciła wszelką wartość. I dotyczyło to nie tylko ascezy, ale nawet zdolności czynienia cudów, tradycyjnie przez pustelników uznawanej za wykwit i nagrodę ascezy: Człowiek, który się gniewa — uczył Agaton — choćby i umarłego wskrzesił, nie jest miły Bogu.

Za: Małgorzata Borkowska OSB, Twarze Ojców Pustyni, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2001

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.