wtorek, 19 sierpnia 2025

Béla Ha­mvas

Béla Ha­mvas był nie­zwy­kłym czło­wie­kiem. Wy­bit­nym. Do­świad­czył nie­mal wszyst­kie­go co naj­gor­sze w na­szym stu­le­ciu. Dwóch świa­to­wych wo­jen i to nie na za­ple­czu, lecz na fron­tach. Wy­sie­dle­nia, zbom­bar­do­wa­nia domu, utra­ty tego, co było dla nie­go naj­waż­niej­sze – księ­go­zbio­ru i rę­ko­pi­sów. Wresz­cie wy­rzu­ce­nia z pra­cy, wy­gna­nia i za­ka­zu pu­bli­ka­cji. Nie prze­żył dyk­ta­tu­ry, któ­ra za­kne­blo­wa­ła mu usta. Nie do­cze­kał opu­bli­ko­wa­nia im­po­nu­ją­ce­go do­rob­ku, li­czą­ce­go po­wy­żej dzie­się­ciu ty­się­cy stron ma­szy­no­pi­su. Nic dziw­ne­go, że go­rycz prze­żyć skło­ni­ła go do prze­ko­na­nia, że kry­zys obej­mu­je wszyst­kie ob­sza­ry bytu – re­li­gię, kul­tu­rę, tra­dy­cję i pro­wa­dzi do za­ła­ma­nia ety­ki, co nie­sie za sobą nie­obli­czal­ne kon­se­kwen­cje. Jego dzie­ła – za­rów­no pro­za be­le­try­stycz­na, jak i ese­je – za­czę­ły się uka­zy­wać do­pie­ro kil­ka­na­ście lat po śmier­ci, w przeded­niu upad­ku ko­mu­ni­zmu. Naj­pierw na Wę­grzech, a na­stęp­nie w ca­łej Eu­ro­pie i Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Zy­skał mia­no jed­ne­go z naj­więk­szych my­śli­cie­li na­sze­go wie­ku nie tyl­ko w swo­jej oj­czyź­nie.

Uro­dził się w ro­dzi­nie ewan­ge­lic­kie­go pa­sto­ra, któ­ry stu­dio­wał teo­lo­gię na uni­wer­sy­te­cie w So­pro­nié i Je­nie. Pro­sto z ławy szkol­nej Béla Ha­mvas po­szedł w au­stro-wę­gier­skich sze­re­gach na ga­li­cyj­ski front. Dwu­krot­nie ran­ny, wró­cił z cięż­ką kon­tu­zją w mo­men­cie wy­sie­dla­nia Wę­grów z Gór­nej Sło­wa­cji w re­zul­ta­cie wy­ty­cza­nia w Eu­ro­pie no­wych gra­nic. W okre­sie dwu­dzie­stu lat mię­dzy woj­na­mi ukoń­czył hun­ga­ry­sty­kę i ger­ma­ni­sty­kę. Stu­dio­wał też na Aka­de­mii Mu­zycz­nej. Krót­ko był dzien­ni­ka­rzem, by wresz­cie tra­fić do bi­blio­te­ki, do ksią­żek. Czy­ta­nie, zwłasz­cza dzieł fi­lo­zo­ficz­nych i ka­no­nu świę­tych ksiąg wszyst­kich re­li­gii świa­ta, sta­ło się jego ży­cio­wą pa­sją. Na­uczył się ła­ci­ny, gre­ki, wie­lu eu­ro­pej­skich ję­zy­ków, he­braj­skie­go i san­skry­tu, aby czy­tać i prze­kła­dać z ory­gi­na­łów.

Dru­gą woj­nę świa­to­wą prze­żył jako kosz­mar, w do­dat­ku po nie­wła­ści­wej stro­nie, z cze­go od po­cząt­ku zda­wał so­bie spra­wę. Dla­te­go zde­zer­te­ro­wał, ukry­wał się. Po 1945 roku, gdy na­stał czas wiel­kich na­dziei, ener­gicz­nie włą­czył się w od­no­wę in­te­lek­tu­al­ne­go ży­cia de­mo­kra­tycz­nych po­cząt­ko­wo Wę­gier. Nie­dłu­go. Po sfał­szo­wa­niu przez ko­mu­ni­stów wy­bo­rów w 1947 roku roz­po­czy­na się czas prze­śla­do­wań. Pod po­zo­rem po­le­mi­ki z tek­sta­mi Béli Ha­mva­sa oraz jego żony Ka­ta­lin Ke­mény na te­mat re­wo­lu­cji w sztu­ce, ów­cze­sny czo­ło­wy ide­olog par­tii ko­mu­ni­stycz­nej Gy­ör­gy Lu­kács do­pro­wa­dził do wy­rzu­ce­nia go z pra­cy, wy­sie­dle­nia z Bu­da­pesz­tu i za­ka­zu pu­bli­ka­cji. Kła­dzie to kres wy­da­wa­niu dzieł Ha­mva­sa na dłu­gie lata. Pra­cu­je więc fi­zycz­nie, naj­pierw jako ro­bot­nik rol­ny w Szen­ten­dre pod Bu­da­pesz­tem. Jak­by tego było mało, zo­sta­je ze­sła­ny, jako nie­bez­piecz­ny, re­ak­cyj­ny ele­ment, na wiel­ką, so­cja­li­stycz­ną bu­do­wę za­po­ry i elek­trow­ni wod­nej na Ci­sie. Miesz­ka w ro­bot­ni­czych ba­ra­kach, pra­cu­je jako ma­ga­zy­nier i nie­ustan­nie czy­ta „swo­je” książ­ki. Kro­ni­ka­rze od­no­tu­ją kil­ka­dzie­siąt upo­mnień i na­gan, ja­kie otrzy­mał za opusz­cza­nie się w obo­wiąz­kach, to zna­czy za czy­ta­nie ksią­żek w cza­sie pra­cy! Żyje w ubó­stwie, ale nie­ustan­nie, do koń­ca ży­cia, czy­ta i pi­sze. Prze­kła­da na ję­zyk wę­gier­ski pod­sta­wo­we dzie­ła fi­lo­zo­ficz­ne, od sta­ro­żyt­nych po współ­cze­sne, m.in. Pi­ta­go­ra­sa i Pla­to­na, Era­zma z Rot­ter­da­mu i Le­onar­da da Vin­ci, Go­ethe­go, Kier­ke­ga­ar­da i Nie­tz­sche­go, Pro­usta i Gide’a, wresz­cie chiń­skie­go fi­lo­zo­fa Lao-Tse. W cy­klach wła­snych ese­jów i roz­praw przed­sta­wia swo­je wi­dze­nie świa­ta. Umie­ra w peł­ni sił twór­czych. Do­pie­ro po śmier­ci, w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych, jego dzie­ła za­czy­na­ją się po­ja­wiać za gra­ni­cą, a tak­że w kra­ju, w dru­gim obie­gu, w sa­miz­da­tach. Od tego mo­men­tu już nie­prze­rwa­nie wzra­sta za­in­te­re­so­wa­nie jego twór­czo­ścią i zna­jo­mość po­glą­dów Ha­mva­sa sta­je się co­raz więk­sza.

Za­sad­ni­czym ele­men­tem okre­śla­ją­cym dzie­ło jego ży­cia była – jak to uj­mu­je się we współ­cze­snych wę­gier­skich słow­ni­kach bio­gra­ficz­nych oraz en­cy­klo­pe­diach – „uni­wer­sal­na orien­ta­cja i trans­pa­ren­tal­na eg­zy­sten­cja”, czy­li sprzecz­ność mię­dzy rze­czy­wi­stym by­tem a za­cho­dzą­cy­mi w świe­cie zmia­na­mi. Teo­re­tyk sztu­ki Ka­ta­lin Ke­mény dzie­li twór­czość swe­go męża na trzy głów­ne okre­sy. Pierw­szy, opar­ty o grec­kie ide­ały, utrzy­ma­ny w li­rycz­nym to­nie okres hi­per­ioń­ski, otrzy­mał swo­ją na­zwę od na­pi­sa­ne­go w 1936 roku tomu Wę­gier­ski Hi­per­ion. Klu­czem do dru­gie­go okre­su jest tra­dy­cja, hi­sto­ria fi­lo­zo­fii, a wio­dą­cym dzie­łem Scien­tia sa­cra (1943–1944). trak­tu­ją­ca o in­te­lek­tu­al­nym dzie­dzic­twie ludz­ko­ści od za­ra­nia po­czy­na­jąc. Wresz­cie trze­ci okres stoi pod zna­kiem osta­tecz­ne­go pod­su­mo­wa­nia, uję­te­go w trzy­to­mo­wym zbio­rze ese­jów Pat­mos, któ­ry po­wstał w la­tach 1959–1966. Bio­graf i znaw­ca twór­czo­ści Ha­mva­sa – An­tal Dúl – po­rów­nał jego pi­sar­stwo do sę­ka­te­go drze­wa. „Wy­da­je się – kon­sta­tu­je w jed­nej ze swo­ich prac Dúl – że Ha­mvas pi­sze fi­lo­zo­fię. Nie­kie­dy jest to jak­by roz­pra­wa teo­lo­gicz­na. Dzie­je kul­tu­ry, et­no­gra­fia, hi­sto­ria na­uki. W któ­rą­kol­wiek z dzie­dzin hu­ma­ni­stycz­nych nauk wy­ru­szy, za­wsze uj­mu­je te­mat z przy­ku­wa­ją­cym uwa­gę znaw­stwem, uczu­cio­wo­ścią i ogrom­ną in­tu­icją, ale to co po­wie nie jest w ści­słym tego sło­wa zna­cze­niu na­uko­wym ma­te­ria­łem, uży­tecz­nym dla da­nej dzie­dzi­ny czy spe­cja­li­za­cji. Dla Ha­mva­sa nie ist­nie­je bo­wiem ża­den ogra­ni­czo­ny ob­szar wie­dzy i gdy tyl­ko może, wy­ła­mu­je się z cia­sne­go świa­ta dys­cy­pli­nar­nych re­guł”.

– Ofi­cjal­na na­uka, ni­ko­go nie ob­ra­ża­jąc – po­wia­dał Ha­mvas – jest obiek­tyw­nie nud­na. Ni­ko­go też nie ob­ra­ża, z wy­jąt­kiem in­te­lek­tu.

Bo też pi­sał Ha­mvas głów­nie dla lu­dzi, z któ­ry­mi żył i ob­co­wał, a nie dla fi­lo­zo­fów. Był przede wszyst­kim ese­istą – zbli­żał ro­zu­mie­nie świa­ta, ana­li­zo­wał po­glą­dy naj­więk­szych my­śli­cie­li, po­le­mi­zo­wał z nimi.

Twór­czość Béli Ha­mva­sa nie jest w Pol­sce zna­na*. Tyl­ko raz, w 1989 roku w „Li­te­ra­tu­rze na Swie­cie” za­pre­zen­to­wa­no frag­men­ty po­wie­ści Kar­na­wał oraz czte­ry ese­je z prze­pięk­ny­mi Or­fe­uszem i Po­sej­do­nem z li­rycz­ne­go, grec­kie­go okre­su.

* Od czasu ukazania się Filozofia wina, pojawiły się dwie książki Hamvasa:

Księga gaju laurowego oraz Godzina owoców.

Z recenzji książki Filozofia wina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.