poniedziałek, 16 stycznia 2017

Rozmowa z dobrym i dzielnym wojakiem z Waffen SS

DR: Witaj Mart! Walczył pan w Waffen SS?

M: Tylko za Ojczyznę. Moją Ojczyzną jest Estonia.

DR: Jak pan wspomina wkroczenie Sowietów do Estonii w czerwcu 1940 r.?

M: Piekło, moi rodzice, dobrze sytuowani mieszczanie z miejscowości Paida, trafili na Sybir- już nie powrócili. Ja wtedy ukrywałem się z bratem. Jakoś daliśmy radę.

DR: Dużo było kapusiów wśród Estończyków?

M: W swej masie są zbyt małomówni, jak bracia- Finowie, by być kapusiami. Ale szmat trochę było. Takie czasy. Kurewstwo znosi narodowość. Inna sprawa, że podobnie jest z bohaterstwem.

DR: Jest lato 1941, wkraczają Niemcy, co pan wtedy czuł, jak zachowywała się ulica?

M: Trudno zapomnieć, kwiaty na czołgach, to byli rycerze z wyśnionej bajki, ładnie wyglądali, odpowiadali estońskiemu poczuciu porządku. Niemieccy pancerniacy mówili nam, że teraz mamy wolność. Byłem sceptyczny, ale to było wytchnienie. Azja poszła precz. Zresztą w czasie odbijania Estonii z rąk sowieckich- Niemców wspierało 12-15 tysięcy moich rodaków.

DR: Mówi pan o „leśnej braci”

M: W rzeczy samej.

DR: Czy podczas wkraczania wojsk niemieckich do Estonii pana rodacy, wzorem Litwy i Łotwy, dopuścili się gwałtów lub morderstw na Żydach?

M: W Estonii Żydów praktycznie nie było- najwyżej 4 tysiące ( podczas rządów niemieckich zginęło ok. 900-DR). To jest w ogóle wielkie nieporozumienie. Nas, Estończyków, wtłacza się w formułę „narody bałtyckie” tudzież „Bałtowie”. Tymczasem my jesteśmy Ugrofinami, taką południową flanką Skandynawii. W gruncie rzeczy nawet dzisiejszy Sankt Petersburg to nasza ziemia, konkretnie braci Ingrelów, których pozostało pewnie z 1.000 ( słownie: tysiąc-DR). Podkreślam to, bo moja mama była Ingrelką ( polski termin: Inżorka-DR).

Nie wiem, jak tam było w Litwie i Łotwie, gdzie społeczność żydowska była o niebo liczniejsza, jednak wiem i to, że Łotysze są świetnymi żołnierzami. Koledze odstrzelono prawą rękę, to pruł do „iwanów” z lewej. Potem go Sowieci zarąbali saperkami. To był mój kolega, Łotysz. Strasznie dzielny naród. Kolega… Przyjaciel. Już nie poznam jego grobu. Zawsze się za niego modlę. Biblię miał w jednym palcu i powtarzał, że walcząc teraz-zmazuje hańbę zbyt wielu swoich rodaków angażujących się w 1917 r. w rewolucję bolszewicką.

DR; Walczył pan nad Narwą, historycy wojskowości ( zresztą nieliczni) piszą, że to było piekło. Jak pan wspomina tamte czasy?

M: Nie piekło, ale piekło piekieł. Szatański koncert. Broniliśmy Ojczyzny. Proszę sobie wyobrazić, że pod koniec 1944 r. 100 tysięcy Estończyków aktywnie broniło Ojczyzny przed Sowietami. 100 tysięcy rozsianych w różnych formacjach, w tym 10 tysięcy w estońskiej dywizji SS.

Generalnie „iwany” dostały straszliwie w dupę. Wczesną wiosną 1944 siedem dywizji naszych i niemieckich wybiło 120 tysięcy „krasnoarmiejców”, przy stratach własnych: 20 tysięcy. Po twardych walkach ewakuowałem się z Estonii dopiero wczesną jesienią tego samego roku, czyli wtedy, gdy Rosjanie już byli nad Wisłą, jak mi pan podpowiada. Nie mieliśmy szans, dysproporcje sił były tragiczne: 10:1. Widzi pan, to jest tak: grzejesz lufę, nawet na ramieniu kolegi, robisz co możesz, a Sowieci idą i idą. Istna szarańcza. Tamci Rosjanie to dzisiejsi Chińczycy. Strasznie cierpieliśmy, ale to słodkie cierpienie, zwłaszcza za Ojczyznę, która jest taka mała, że się zna niemal każdą mieścinę.

DR: Cierpiały narody Europy… Przez was…

M: Szczerze mówiąc, miałem wtedy i mam teraz w dupie narody Europy, szczególnie za ich wcześniejszą postawę wobec sowieckiej agresji na Estonię z 1940 r. Czy ktoś wtedy pomógł mojemu Krajowi? Ja tylko myślałem o Estonii, no i o tym, aby zachować tyłek w całości. Nie byłem nigdy agresorem, lecz ofiarą. Ofiara ma prawo do obrony.

DR: Braliście jeńców?

M: Garściami, poza tym było wielu dezerterów, nawet po przełamaniu frontu. Jeden taki trafił do mojego plutonu. Gnojek przeżył wojnę, podobno mieszka w Kanadzie i robi za ukraińskiego patriotę. Sowieci jeńców nie brali, przynajmniej u wrót Estonii.

DR: Jakie były stosunki między wami, Estończykami , Łotyszami et cetera a Niemcami?

M: Różnie bywało. Ideologicznie to był gnój, pamiętam taką pogadankę o narodowo-socjalistycznej kobiecie. Debilizm, rechotaliśmy przez dwa dni. Z wojskowego punktu widzenia Niemcy byli bardzo profesjonalni.

DR: Ale jednak traktowali was inaczej?

M: No w końcu jestem Estończykiem, a nie Niemcem. Ale poważnie… Ten hitlerowski chłam to zawsze miałem w czterech literach. A na froncie, jak na froncie… U Niemców zawsze uderzało mnie to, że nie pozostawiają kolegów w potrzebie. Sam tego doświadczyłem. Przez gapiostwo, tak to teraz oceniam, znalazłem się w strefie niczyjej, takim „no man’s land”. Walą Sowieci, walą Niemcy. Myślę- koniec. Aż tu nagle pełznie do mnie Berlińczyk w takich komicznych okularach a’ la butelka i wyciąga mnie z tego „szajsu”. I częstuje herbatą. Herbatą! W Sowietach- nie do pomyślenia. Kolega z Wehrmachtu, Heinz, opowiadał mi taką historię… Otóż w lipcu 1944 r. bronił Wilna przed Sowietami . Teraz, od pana wiem, że miasto atakowali również polscy patrioci, bo to w końcu wasze miasto ( czasowo litewskie:DR). No więc Heinz siedzi w tym Wilnie, a z nieba ( zrzuty- DR) dostaje żarcie na co najmniej tydzień. Ja myślę, że to była taka zwykła niemiecka solidność, już bez względu na to, czy ktoś jest hitlerowcem, czy też chłopem od pługa.

DR: A propos Polaków: czy miał pan „przyjemność” na froncie z moimi rodakami?

M: Nie, w żadnym przypadku. Wiem tylko z opowiadań kolegów, że to byli dobrzy żołnierze, brali jeńców i palili papierosy w takich dziwnych ”lufkach”. Już nawet nie pamiętam, kto mi to powiedział. Ogólnie, Polacy są w porządku. Dla mnie Polska to w zestawieniu z Estonią niemal kontynent. No i chyba wspólnie mamy coś do powiedzenia „iwanom”.

DR: Rosjanom, znaczy się?

M: „Iwanom”!

DR: A, dajmy na to, co pan sądzi o Francuzach?

M: Mówię po żołniersku, opierając się na przekazach kolegów: gnojki i tchórze. Nawet ta ich operetkowa Legia Cudzoziemska. Byle facet z Wehrmachtu dałby sobie radę z tymi „Rambo”, czyli kmiotami z odzysku. Ja już nie wspominam o Waffen-SS.

DR: Ale wojnę wygrali…

M: Francuzi przegrali I wojnę światową, bo się do cna pozbyli młodych mężczyzn. A potem nastąpiła kompromitacja: II wojna światowa. To społeczność dekadentów. Wino, marskość wątroby i armia kolorowych piłkarzy.

DR: Nie mogę nie zadać tego pytania: dlaczego właśnie estońskie Waffen-SS.? 
Przecież nawet nad Narwą mógł pan wybrać „Schutzmannschaft”, policję polową…, no, co tam pan chce…?

M: Kompletny przypadek. Równie dobrze mogłem być w Wehrmachcie lub jakiejś estońskiej samoobronie. Nie myślałem wtedy o takich sprawach.

DR: Z wojskowego punktu widzenia, jakby pan ocenił „bitność” poszczególnych armii podczas II wojny światowej?

M: „Iwany” były niezłe, ale to dzicz i hołota, Azja. Żołnierz-niewolnik. Oczywiście najlepsza była armia niemiecka. No ale siła „dobrego na złego”. Tak, Szkopi są dobrzy…, to znaczy byli, bo to teraz, jak wszędzie, fajtłapy. Oni chyba dopiero teraz przegrywają ostatecznie swoją wojnę. Ja tylko czekam, jak Turek zostanie kanclerzem Niemiec.

DR: Czy w pana oddziale była posługa kapłańska?

M: Tak, był pastor, ale Sowieci odstrzelili mu pół głowy. Bez względu na narodowość i rasę każdy żołnierz, wierzący lub niewierzący, i w każdym czasie, modli się. Tak było i będzie, bo Bóg istnieje. Inna sprawa, że w obliczu śmierci nawet niepalący zaciągnie się skrętem. Iluż takich gości widziałem.

DR: Wygrał pan swoje życie?

M: Moje życie po 1945 r. to cholerna, jałowa amerykańska emigracja. Długa jak reformy damskie z XIX wieku. A jednak wróciłem. Estonia jest wolna. I tylko o to chodzi.

DR: Jak Pan ocenia przyszłość Estonii?

M: Myślę, że za 20 lat poziom życia Estończyków będzie wyższy niż w Finlandii.

DR: Ambitny plan.

M: Realny, zawsze byliśmy lepiej zorganizowani i bardziej pracowici od naszych braci z północy. Poza tym, na mój gust, oni za dużo piją wódki i stali się wygodniccy.
DR: Dziękuję za rozmowę.

Dariusz Ratajczak

http://www.nacjonalista.pl/2010/07/09/dr-dariusz-ratajczak-wywiad-z-zolnierzem-waffen-ss.html

czwartek, 5 stycznia 2017

Fatalny błąd Hitlera w walce z żydowskimi barbarzyńcami

W czasie wojny ludność pięciu zachodnich regionów Rosji praktycznie zlikwidowana za współpracę z okupantem. Kilka milionów ludzi zostało dodatkowo wsadzonych do obozów w charakterze siły roboczej dla przemysłu zbrojeniowego, a po wojnie – zlikwidowanych.

Nawet teraz, w 1960 roku, pozostaje tajemnicą, ile dziesiątków milionów Gojów zlikwidował Żydowski Rząd ZSRR.

Schemat rządzenia w ZSRR: Trójka Prezydium Rady Najwyższej (tylko Żydzi) i dalej w dół, na każdym poziomie oficjalnej władzy odpowiada totalnie żydowska Trójka i tylko żydowska Specjalna Narada.

Armia radziecka

Natychmiast po rewolucji w ZSRR został zniesiony Sztab Generalny. Wszystkim zarządzał Żydowski Komitet Wojskowo-Rewolucyjny. Obecnie armią sowiecką również kieruje tajna Wojskowa Rada Najwyższa, składająca się z żydowskich członków. Dopiero niedawno w 1953 roku zmarł jej niezmienny przewodniczący Lew Mehlis. Gojowscy generałowie i marszałkowie nie powinni znać prawdziwych planów wojennych ZSRR. Podczas II Wojny Światowej został wydany rozkaz do armii, w którym powiedziano, że instytut wojskowych komisarzy politycznych jest duszą armii. Praktycznie wszyscy oficerowie polityczni Armii Sowieckiej, z wyjątkiem tych, którzy brali udział w walkach, są Żydami.

Armia Sowiecka składa się z dwóch części: czynnej armii i oddziałów zaporowych (ros.- заградительных отрядов). Oddziały zaporowe składają się z oddziałów, wzmocnionych przez Żydów. Jednostki te stoją za armią z tyłu i strzelają przy najmniejszej próbie odwrotu. Ale jeśli wróg przechodził do ofensywy, to oddziały zaporowe jako pierwsze się wycofywały.

Armię mieszano Gojami różnych narodowości w celu pozbawienia ludzi wzajemnego zaufania. W 1941 roku, kiedy wojna się dopiero zaczęła, ludzie poddawali się do niewoli plutonami, kompaniami, batalionami, pułkami, dywizjami, a nawet armiami. W niewoli jeńcy prosili Niemców o zgodę na walkę z komunistami, ale Niemcy im odmówili. Hitler nie chciał pomocy od Rosjan. W swoim testamencie politycznym Hitler przyznał, że był to jego fatalny błąd.

Hitler zaatakował ZSRR, gdyż znał prawdziwy stan rzeczy. Hitler wiedział, że ZSRR – to przenośnik taśmowy do likwidacji nie-Żydów. Hitler wiedział, że ZSRR – to siedziba sztabowa światowego Syjonizmu. W 1919 roku Żydzi chcieli zrobić to samo w Niemczech, co zrobili w Rosji, ale próba nie powiodła się. W 1933 roku Żydzi znów próbowali przejąć władzę w Niemczech i urządzić tam rzeźnię jak w Rosji, ale i ta próba im się nie powiodła. Wówczas Żydowski Rząd sowiecki poprosił o pomoc Żydowskie Rządy Anglii i Ameryki, aby pomogły one materialnie w razie wojny z Hitlerem. Ameryka i Anglia dały zielone światło i ZSRR rozpoczął przygotowania do wojny z Hitlerem. Dlatego też Hitler wiedział, że ZSRR zaatakuje go i dlatego nie miał wyboru, musiał zaatakować pierwszy. Podobnie maleńka Japonia pierwsza wymierzyła cios w Stany Zjednoczone, ponieważ Japonia nie miała szans, a wojna była nieunikniona.

Hitlerowcy nie rozstrzeliwali żołnierzy, rozstrzeliwali oni komisarzy żydowskich. Jednak duża liczba rosyjskich jeńców zmarła z głodu i chorób zakaźnych, kiedy Armia Sowiecka przeszła do ofensywy i zaopatrzenie stało się niemożliwe.

Liczba rosyjskich jeńców, którzy poddali się Niemcom wynosiła ponad 4 miliony osób. W ciągu pierwszych 6 miesięcy wojny pozwolono jeńcom wracać do Sowieckiej Armii, dlatego jeńcy zaczęli uciekać z obozów niemieckich. Zostali oni wykorzystani w celach propagandowych, aby wymyślać historie o okropnościach niemieckiej niewoli. Ale po 6 miesiącach wszystkich uciekinierów zaczęto wysyłać do likwidacji, ponieważ zapotrzebowanie na historie propagandowe skończyło się.

Teraz żołnierz sowiecki stanął w obliczu trudnego zadania: z jednej strony – znienawidzony żydowski reżim komunistyczny, a z drugiej strony można było umrzeć z głodu i w niemieckiej niewoli. Jednocześnie Rząd Żydowski rozpoczął mądrą propagandę, że po wojnie już nie będzie żadnego niewolnictwa, a całkowicie nowe wolne państwo.

Rosjanie myśleli, że zachodnie rządy rozumieją niebezpieczeństwo komunizmu i wykorzystają wojnę, aby skończyć z rządem ZSRR. Ale Rosjanie pomylili się, nie wiedzieli, że zachodnie rządy również są kontrolowane przez Żydów. Zachodnie rządy zaczęły pomagać nie Niemcom, aby obalić Żydowski Rząd ZSRR, a sowieckiemu Rządowi Żydowskiemu. Dlatego w 1942 roku, gdy Armia Sowiecka rozpoczęła ofensywę, Niemcy zdali sobie sprawę z popełnionego przez nich błędu, nie przyjmując pomocy sowieckich ludzi (jeńców).

Wiele uciekinierów z niewoli niemieckiej, zorganizowało oddziały partyzanckie, które walczyły zarówno przeciwko Niemcom jak i przeciwko Armii Sowieckiej. Ludzie byli w beznadziejnej sytuacji.

Pomoc sowieckim jeńcom wojennym, która mogła być okazana zgodnie z Konwencją Genewską, nie została okazana dlatego, ponieważ żydowscy przywódcy odrzucili pomoc dla jeńców sowieckich. Żydowscy przywódcy wiedzieli, że jeśli się będzie normalnie traktować jeńców sowieckich, to oni nie będą mieli żadnego powodu, aby walczyć za Rząd Żydowski. Natomiast rząd niemiecki nie był w stanie, znajdując się w warunkach blokady gospodarczej Zachodu, wykarmić jeszcze sowiecką ludność okupowanych terenów, plus 4 mln. jeńców wojennych oraz kraje Europy Wschodniej.

Zatem, oficerowie i żołnierze Armii Sowieckiej byli zmuszeni do walki z Niemcami. Kiedy w 1942 roku Niemcy zaczęli tworzyć armię z sowieckich jeńców wojennych, było już za późno.

Podczas wojny z Finlandią w latach 1939-40 oficerowie polityczni (politrucy), starający się zdobyć przychylność żydowskiego dowództwa, w czasie walk nie żyli dłużej niż jeden dzień. Ludzie nienawidzili ich. Przypomina się, że w czasach carskich pułk miał tylko jednego kapłana, natomiast sowiecki pułk miał 75 oficerów politycznych. Na wojnie fińskiej politrucy przebierali się w odzież żołnierską, starając się uniknąć śmierci, ale to im mało pomagało. Wówczas wyznaczali oni na swych zastępców w walce zwykłych żołnierzy. To właśnie z tego powodu ogromny Związek Sowiecki nie zdołał zwyciężyć małej Finlandii.

Wybijanie oficerów politycznych (politruków) zaczęło się również z chwilą wybuchu wojny z Niemcami. Właśnie to było przyczyną klęsk Armii Sowieckiej na początku. Ludzie nienawidzili żydowskiego reżimu sowieckiego. Żydowskiemu Rządowi sowieckiemu udało się zorganizować grupy dywersyjne, działające za linią frontu. Niemcy rozstrzeliwali tych przebranych dywersantów, ponieważ nawet na podstawie Konwencji Genewskiej, cywil z bronią w ręku jest uważany za dywersanta i może być rozstrzelany na miejscu. Korzystając z tych przypadków, Żydowski Rząd rozpowszechniał propagandę, że niby to wojska niemieckie zabijają cywilów i chcą zniewolić ludność rosyjską i zagarnąć jej ziemię. Sowieckiej maszynie propagandowej pod kierownictwem Żyda Ilji Erenburga udało się uruchomić ogromną histerię oszustwa propagandowego i dezinformacji na temat okrucieństw okupantów na rosyjskiej ziemi, które zostały zebrane przez nich w tak zwanej „Czarnej Księdze” kłamstw i dezinformacji. W rzeczywistości, nieludzkie zbrodnie na rosyjskiej ziemi przez 25 lat dokonywał Rząd Żydowski i ich poplecznicy. W „Czarnej Księdze” twierdzono, że najbardziej ze wszystkich cierpi ludność żydowska. Natomiast na początku wojny, cała ludność żydowska, zwłaszcza z Moskwy, Leningradu i zachodnich regionów, natychmiast została wywieziona do Azji Środkowej, a o Rosjanach nikt nawet nie pomyślał.

Oddziały zaporowe

Żeby znów się nie powtórzyła historia fińskiej wojny, gdy politrukom strzelano w plecy, Żydzi wymyślili sposób, jak zmusić sowieckiego żołnierza do walki. To oni sami zaczęli strzelać w plecy. Tworzyli oddziały zaporowe poza linią frontu. Drugim zadaniem oddziałów zaporowych było tłumienie ruchu partyzanckiego, walczącego przeciwko władzy żydowskiej. Przywódcy żydowscy wiedzieli, że nie mogą powierzyć tłumienia narodowego oburzenia regularnej armii.

Kiedy natomiast rozpoczynał się odwrót, to oddziały zaporowe uciekały w pierwszej kolejności. Następowało to dlatego, ponieważ oni wiedzieli, że jeśli uciekający (wycofujący się) ich dopędzą, to trzeba będzie podjąć walkę. W wyniku tego sowieckiemu dowództwu było bardzo trudno odtwarzać przednią linię frontu. Stało się to właśnie w czerwcu 1941 roku. Żydowskie dowództwo nie zdołało przywrócić linii frontu, ale silne mrozy zrobiły to za nich w listopadzie.

W tym czasie byłem w czynnej armii w Wołogdzie i w grudniu 1941 roku zostaliśmy przerzuceni pod Moskwę w wagonach towarowych, jak bydło, bez broni, bez jedzenia. Tylko oddział zaporowy, który nam towarzyszył, miał wszystko. W Moskwie widzieliśmy porzuconą na pastwę losu ludność, plądrującą magazyny i sklepy. Ludność podpalała budynki przedstawicieli władzy, zawierające akta spraw na obywateli, a także atakowała przedstawicieli władz żydowskich, którzy nie zdążyli uciec. Jednak armia niemiecka w swoim letnim umundurowaniu już się cofała od stolicy, pędzona przez zimno.

Niektóre rozkazy Armii Sowieckiej

Podczas wojny Rząd Żydowski był szczególnie zaniepokojony utratą kontroli nad ludnością gojowską, więc zostały wydane specjalne rozkazy dla wojska.

1). Jeśli powołany do wojska Goj jest nieobecny więcej niż dwie godziny w swojej jednostce, to powinien być rozstrzelany na miejscu lub przekazany pod sąd Trybunału Wojennego.

2). Oficerowie i żołnierze, którzy poddali się do niewoli i powrócili do jednostki, powinni być rozstrzelani lub przekazani pod sąd Trybunału Wojskowego.

3). Goj- żołnierz czy oficer, który podniósł ulotkę wroga, powinien być zastrzelony przez swego dowódcę lub oddany pod sąd Trybunału.

4). Jeśli kilku żołnierzy lub oficerów zauważono kilka razy razem, a przedstawiciele dowództwa żydowskiego nie wiedzą, o czym oni rozmawiali, to tych żołnierzy i oficerów ma zlikwidować „Smiersz”* ze względów bezpieczeństwa.

5). Oprócz oddziałów zaporowych utworzono specjalny organ „Smiersz” – śmierć szpiegom. Przedstawiciele tego organu byli w każdej jednostce. Zadanie tego organu obejmowało likwidację żołnierzy i oficerów zgodnie z powyższymi rozkazami. Jedynie osoby pochodzenia żydowskiego tworzyły „Smiersz”.

W rezultacie nienawiść ludności rosyjskiej do swego reżimu była tak wielka, że gdy Niemcy zorganizowali Armię Rosyjską, to miała ona lepszą dyscyplinę i walczyła lepiej niż armia niemiecka.

*/ Smiersz (ros. Смерш – Główny Zarząd Kontrwywiadu „Смерш” Ludowego Komisariatu Obrony ZSRR; skrót od Spiecjalnyje Mietody Rozobłaczenija Szpionow – Specjalne Metody Wykrywania Szpiegów, smiert’ szpionam – śmierć szpiegom – A.L.)

Niektóre rozkazy dotyczące wojska w czasie pokoju.

W Sowieckiej Armii kontrola ewidencji broni odbywa się co tydzień. Dzieje się to dlatego, że żydowscy przywódcy są zaniepokojeni ewentualnym ubytkiem amunicji. Oni doskonale wiedzą, że wszyscy ich nienawidzą i podejmują środki bezpieczeństwa. Żołnierze nie mogą opuszczać granic jednostki, aby nie było komunikacji z ludnością cywilną. Zadanie politruków – wiedzieć wszystko o każdym żołnierzu. Politrucy prowadzą informację polityczną w celu „prania mózgów” prawie codziennie. Żołnierze, których się podejrzewa, ze są niepewni, przekazuje się w ręce „Specjalnych Wydziałów”. Wydziały Specjalne – to są organa, również znajdujące się w każdej jednostce i składające się wyłącznie z Żydów. Wydziały Specjalne – to są organa dochodzeniowe, prowadzące śledztwo i przekazujące sprawy do Trybunału Wojskowego.

Oddziały tyłowe (Robocza Armia); (ros.- Тыловое ополчение (РабочаяАрмия)

Oddziały tyłowe składają się z ludzi, których krewni byli prześladowani przez organa bezpieki żydowskiej. Zabiera się ich na jakieś ciężkie prace i po wykonaniu których Gojów się likwiduje.

fragment całości
ZSSR POD ŻYDOWSKIM JARZMEM

O niewolniku niewiedzącym o swoim zniewoleniu

Rozmówca: „Pamiętam, że przeczytałem gdzieś o tym, że to kombinacja przestrzeni i czasu jest przyczyną naszej niewoli, od tego czasu zastanawiałem się jak to możliwe by przestrzeń i czas powodowały zniewolenie.

Maharaj: Wyjaśnijmy sobie o czym właściwie mówimy. Co masz na myśli przez „niewolę” i niewolę kogo? Jeżeli jesteś zadowolony z tego świata który uważasz za realny i ze sposobu w jaki cię traktuje, gdzie w tym dla ciebie jest zniewolenie?

Rozmówca: Przyznam, że świat wydaje mi się dość realny, ale faktycznie to nie jestem zadowolony z mojej w nim roli. Odczuwam głębokie przekonanie, że musi być coś znacznie więcej w życiu, niż ot tak je przechodzić, jak to robi większość z nas, bez żadnego określonego celu, ledwie rutynowo. Z tego punktu widzenia myślę, że życie samo w sobie jest zniewoleniem.

Maharaj: Kiedy używasz słowa „ja" jakie dokładnie masz o sobie wyobrażenie? Kiedy byłeś dzieckiem, uważałeś się za nic innego niż dziecko i do szczęścia wystarczyły ci zabawki. Później, byłeś młodym mężczyzną, z siłą w swych ramionach wystarczającą by ruszyć z miejsca parę słoni, myślałeś, że możesz zmierzyć się ze wszystkim i z każdym na tym świecie. Teraz jesteś w średnim wieku, nieco osłabiony, jednakże cieszysz się życiem i jego przyjemnościami i myślisz, że jesteś szczęśliwym człowiekiem sukcesu obdarzonym miłą rodziną. Obecnie masz o sobie wyobrażenie, które jest całkiem odmienne od wyobrażeń które miałeś uprzednio. Przypomnij sobie siebie dziesięć lat temu i jeszcze dalej dwadzieścia lat temu, które z tych wyobrażeń jest prawdziwym „tobą”? Czy kiedyś o tym myślałeś? Czy jest jakaś szczególna tożsamość którą możesz nazwać swoją własną i która pozostaje na zawsze z tobą, niezmienna i trwała?

Rozmówca: Teraz gdy o tym wspomniałeś, przyznaję, że kiedy używam słowa „Ja” nie mam konkretnej idei o sobie samym i zgadzam się, że jakąkolwiek ideę miałem o sobie samym, zmieniała się ona z latami.

Maharaj: Cóż, jest coś co pozostało niezmienne przez te wszystkie lata, podczas gdy wszystko inne się zmieniało. A jest to stałe poczucie obecności, poczucie że jesteś. Te poczucie, czy odczucie „jestem” nigdy się nie zmieniło. To twoje stałe wyobrażenie. Cała rozmowa ~>

Nibbana jest wstrzymaniem istnienia*,i jest to najwyższa przyjemność.

„Przyjacielu, choć jasno zobaczyłem, jakim to rzeczywiście jest, z odpowiednią wiedzą, że 'Wygaszenie jest wstrzymaniem istnienia', nie jestem arahatem, z wyczerpanymi skazami. Przypuśćmy przyjacielu, że jest studnia przy pustynnej drodze, ale nie ma ani sznura ani wiadra. Wtedy nadszedłby człowiek, znużony i zmęczony gorącem, umęczony, osłabiony i spragniony. Zajrzałby do studni i pojawiłaby się u niego wiedza: 'jest woda', ale nie byłby zdolny wejść z nią w cielesny kontakt. Tak też, choć jasno zobaczyłem jakim rzeczywiście to jest, z odpowiednim zrozumieniem, że 'Wygaszenie jest wstrzymaniem istnienia', nie jestem arahatem z wyczerpanymi skazami”. Cała Sutta ~>

Arahat jest człowiekiem Nikt, posługując się terminologią Stachury, a inaczej, to jednostka, (puggala), której osobowość (sakkaya) została wstrzymana. Stan arahata to Trzecia Szlachetna Prawda. Szlachetną Prawdą jest też prawda o tym, że stan zwykłego człowieka jest synonimem Cierpienia. Ale jest to specyficzne cierpienie, o którym zwykły człowiek nic nie wie, a to z uwagi na fakt, iż jego stan jest cierpieniem w relacji do nibbany, czy wygaszenia. Cóż zatem widzi czcigodny Narada, który co prawda nie jest jeszcze arahatem, ale też przestał być już zwykłym człowiekiem? Otóż widzi on Cztery Szlachetne Prawdy, rozumie stan zwykłego człowieka, z jego stałym wyobrażeniem "jestem" i widzi też nibbanę wstrzymanie istnienia. Innymi słowy rozumie on współzależne powstawanie, jako strukturę  zależną od ignorancji, która obejmuje istnienie -bhava-. Bardziej precyzyjnie widzi on, że stan istnienia jest nietrwały, determinowany i powstały współzależnie od ignorancji, a konkretniej widzi relację: z utrzymywaniem - upadana - jako warunek, istnienie -bhava-.

Tą relacją zajmuje się prawdopodobnie najważniejszy fragment w pismach Nanaviry Thera, z tego powodu też często go cytuję:

Z utrzymywaniem jako warunek, istnienie, z istnieniem jako warunek, narodziny, z narodzinami jako warunek starość i śmierć...

Fundamentalne upadana czy „utrzymywanie” to attavada co jest utrzymywaniem wiary w „ja”.(patrz Majjhima ii,1 <M.i,67>) Puthujjana bierze to co pojawia się jako jego „ja” za pewnik i tak długo jak to trwa, kontynuuje on bycie „ja”, przynajmniej w swym własnym widzeniu (i w oczach tych innych jak on sam). To bhava czy istnienie. Puthujjana wie, że ludzie się rodzą i umierają a skoro myśli „moje ja istnieje” to również myśli „moje ja się urodziło” i „moje ja umrze”. Puthujjana widzi „ja”do którego odnoszą się słowa „narodziny i śmierć”. (...)W kontraście do puthujjana arahat całkowicie pozbył się asmimana (wyobrażenia „jestem” już nic nie mówiąc o attavada) i nawet nie myśli „ja jestem”. To bhavanirodha – wstrzymanie istnienia. A skoro nie myśli on „ja jestem”, nie myśli on również „ja się urodziłem” czy „ja umrę”. Innymi słowy nie widzi on „osoby" czy nawet „ja” do którego odnosiłyby się słowa narodziny i śmierć.
Jak widzimy, w rzeczywistości ignorancja choć jest nietrwała - czytaj: może ulec wstrzymaniu, nie ma w sobie nic chwilowego, przeciwnie jest niezwykle stabilna. Wszelkie "wyjaśniania" współzależnego powstawania jako procesu, czy to chwilowego, słowami nawiedzonego przez Marę ajahna Buddhadasy: "tak szybkie jest współzależne powstawanie", czy dotyczącego jednego życia, dwóch, trzech kolejnych istnień, są tylko rozpaczliwymi próbami puthujjany wyjaśniania tego czego nie rozumie, innymi słowy są dokonywane w obecności relacji: z utrzymywaniem - upadana- jako warunek, istnienie.

środa, 4 stycznia 2017

wtorek, 3 stycznia 2017

"Ja" - istniejący fenomenologicznie negatyw

I kręcą się maski w szybkim szalonym tańcu wokół mnie - wokół mnie, który nazywam się człowiekiem - a ja zataczam się w ich kręgu, od ich widoku kręci mi się w głowie i nadaremnie trudzę się, by pochwycić jedną z nich i zerwać maskę z prawdziwego oblicza; ale one tańczą i tańczą - a ja - cóż mogę począć w tym kręgu? Kim byłbym, gdyby maski miały zniknąć? Dajcie mi zwierciadło, aktorzy karnawałowych widowisk, bym ujrzał sam siebie - mam dość oglądania zawsze tylko waszych mieniących się twarzy. Potrząsacie głową - jak? Czy żadne ja nie pojawia się w zwierciadle, kiedy ja przed nim staję? - czy jestem tylko myślą myśli, snem snu - czy nie możecie mi pomóc w powrocie do ciała, i potrząsacie zawsze tylko waszymi dzwoneczkami, kiedy ja myślę, że to moje? Hu! Straszliwa samotność panuje tu, w Ja, gdy was, maski, zamykam i chcę oglądać siebie samego - wszystko to jest wybrzmiewającym dźwiękiem pozbawionym znikłego tonu, nigdzie przedmiotu i widzę oto - wszak to przecież nicość, co widzę! - Precz jak najdalej od "Ja", tańczcie znów, o maski!

Straże nocne, Bonawentura (August Klingemann) tłum. K.Krzemieniowa

fragment pochodzi z: Labirynt z liści

Czy żadne ja nie pojawia się w zwierciadle, kiedy ja przed nim staję?

Dla puthujjana słowo „ja” jest z konieczności dwuznaczne, gdyż nie może on wyobrazić sobie żadnej refleksji bez jednoczesnej obecności refleksyjnego doświadczenia podmiotu – tj nie pociągającej za sobą manifestacji duszy. Skoro ja z samo-identyczności jest włączone w strukturę podmiotu pojawiającego się w refleksji (moje ja = „ja” samo w sobie) jest czasami brane jako podstawowe pryncypium wszelkiej subiektywności. Podmiot jest zatem wyobrażany jako hipostazowana gra refleksji tego czy innego rodzaju, hipostaza sama w sobie wyprowadzona (lub będąca motywowaną) przez grę refleksji.

Puthujjana jednakże, nie widzi, że osiągnięcie arahatta usuwa wszelki ślad pożądania czy wyobrażenia "jestem”, pozostawiając całą refleksyjną strukturę nienaruszoną – innymi słowy, tego że subiektywność jest pasożytem na doświadczeniu. W rzeczy samej, to przez zbłądzenie w dostrzeżeniu tego, pozostaje on puthujjaną.

Kwestia samo-identyczności powstaje zarówno gdy rzecz jest widziana z dwóch punktów widzenia od razu (jak w np w refleksji lub gdy ta sama rzecz jest obiektem dwóch różnych zmysłów - teraz zarówno patrzę na mój długopis i dotykam go moimi palcami i mógłbym się zastanowić czy to ten sam długopis w dwóch symultanicznych doświadczeniach, lub gdy rzecz jest widziana jako trwająca w czasie, gdzie pytanie może być zadane czy rzecz ta kontynuuje bycie tą samą rzeczą (a odpowiedź jest taka, że rzecz na każdym danym poziomie generalności jest niezmienna podczas transformacji i „pozostawać tą samą rzeczą” znaczy właśnie to. Z kwestią o samo-identyczności rzeczy (która nie reprezentuje szczególnej trudności) Nauka Buddy o anatta nie ma nic wspólnego: anatta zajmuje się tylko „ja” jako podmiotem. „Ja” jako podmiot może być krótko omówione tak. Jak wykazano w Phassa, puthujjana myśli „rzeczy są moje” (tj są moją troską) ponieważ ja jestem, ponieważ istnieję. Bierze on podmiot (ja) za pewnik; i jeżeli rzeczy są zawłaszczone, to dlatego, że on, podmiot istnieje. Sotapanna widzi jednakże, że to całkowicie błędne. Widzi on, że pojęcie „jestem” powstaje ponieważ rzeczy (tak długo jak jest jakikolwiek ślad niewiedzy) prezentują się jako „moje”. To znaczenie (intencja czy determinacja) „moje” lub „dla mnie” jest w pewnym sensie -pustką- negatywnym aspektem obecnej rzeczy (czy istniejącego fenomenu) skoro wskazuje to prosto na podmiot i puthujjana, (nie widząc nietrwałości tej wszechobecnej determinacji) zwodzi się zakładając, że w rzeczywistości istnieje podmiot - „ja” - niezależny od obiektu. W ten sposób może być widziane, że doświadczenie puthujjana, pańc'upadanakhandha ma negatywny aspekt (podmiot) i pozytywny aspekt (obiekt). Ale trzeba tu uważać, gdyż faktycznie podział podmiot/obiekt nie jest prostym podziałem na negatywne/pozytywne. Gdyby był takim, tylko pozytywne byłoby obecne (jako istniejący fenomen) a negatywne (podmiot) w ogóle nie byłby obecny, po prostu by nie istniał. Ale podmiot jest w pewnym sensie fenomenologiczny, jest on istniejącym fenomenologicznie negatywem, negatywem, który się pojawia, gdyż puthujjana zakłada obecną rzeczywistość swego „ja” (postawa, że ja jestem). Faktycznie, intencja czy determinacja „moje” wskazująca na podmiot, jest kompleksową strukturą włączającą niewiedzę. Podmiot nie jest prosto negatywny w relacji do pozytywnego obiektu; jest on mistrzem nad obiektem, i tak, rodzajem pozytywno-negatywnego; mistrzem, który nie pojawia się bezpośrednio, ale który w ten czy inny sposób istnieje*. To ten mistrz, którego poszukuje puthujjana gdy jest zaangażowany w refleksję, by się z nim zidentyfikować, nadaremnie!**. To złudne mistrzostwo podmiotu nad obiektem musi być rygorystycznie rozróżnione od refleksyjnej zdolności do kontrolowania czy wyboru, które to dokonuje się w wolicjonalnym działaniu tak samo u arahata jak i puthujjana.


*Z wyjątkiem świadomości, (która nie może być bezpośrednio zaklasyfikowana, każda determinacja ma pozytywny jak i negatywny aspekt: jest pozytywna gdyż sama w sobie jest czymś a negatywna gdyż nie jest tym co determinuje. Jest to wystarczająco ewidentne w przypadku potencjalności rzeczy, które są dane jako obrazy (czy absencje) razem z rzeczywistą (czy obecną) rzeczą. Ale pozytywna negatywność podmiotu, która nas tu interesuje w żadnym razie nie jest tak prostą sprawą, podmiot prezentuje się (czy siebie) w tym samym czasie, jako z pewnością bardziej nieuchwytny a jednak nie mniej realny niż obiekt.
Obrazy (wyobrażenia) są obecne jako absencje (czy negatywne) rzeczywistości, ale jako wyobrażenia (czy wyobrażenia wyobrażeń) są one obecne, czy rzeczywiste. Również jako pluralne są one bardziej nieuchwytne indywidualnie niż rzeczywistość, która jest pojedyncza. Wyobraźnia, w jakiejkolwiek jej części miesza rzeczywistość z nieuchwytnością i tak zatem łatwo można założyć, że co jest wyobrażeniowe jest subiektywne a co rzeczywiste jest obiektywne. Ale wyobraźnia przetrwa zanik subiektywności (asmimana).

Zrealizowany przyjacielu, posiada umysł, (mano). Zrealizowany poznaje obrazy (idee) umysłem. Pragnienie i pożądanie u Zrealizowanego są nieobecne, Zrealizowany jest w pełni wolny sercem (citta). (Salāyatana Samy. xviii,5 <S.iv.164>)

Nieuchwytność wyobrażeń nie jest tym samym co nieuchwytność podmiotu. (To w tym sensie nauka ogłasza się jako mająca do czynienia tylko z rzeczywistością i nazywa się obiektywną.)

**Proponuję następujący dylemat. Jeżeli twoje Ego nie ma zawartości, jest niczym a zatem jest niedoświadczane, ale z drugiej strony, jeżeli jest czymś to jest fenomenem w czasie. (Bradley)

Nanavira Thera, z notatki ATTA

poniedziałek, 2 stycznia 2017

By być wyznawcą Buddy ...

By być wyznawcą Buddy bez wątpienia jest koniecznym zaakceptowanie na zaufanie, że tego kto nie jest wolny od avijja, przy końcu życia czekają odrodziny, ale w żadnym razie nie jest to wystarczające. To co wystarczające to widzenie w/p.

Ten kto widzi Dhammę, widzi współzależne powstanie, ten kto widzi współzależne powstanie widzi Dhammę. (Majjhima iii,8 <M.i,191>)

Dla tych, którzy nie mogą teraz zobaczyć odrodzin, oczekujących w każdym momencie istoty z niewiedzą, zależność odrodzin od niewiedzy musi być zaakceptowana na zaufanie. Nie mogą oni wyjść poza temporalną sukcesję w tej sprawie i muszą przyjąć na zaufanie, że to sprawa zależności (a nie przyczyny i skutku) tj, że to wcale nie jest hipoteza ale (dla Buddy - sprawa pewności). Jednak zaakceptowanie na zaufanie nie jest tym samym co widzenie w/p. (Przeszłość i przyszłość pojawiają się tylko z anvaye ńanam, nie z dhamme ńanam: Tak jak to jest, tak było i tak będzie). W/P jest tylko „tak jak to jest”, teraźniejszą strukturą zależności. Nanavira Thera


***
Musimy znów zadać pytanie z paragrafu 17, co z pierwszym ogniwem formuły w/p - skoro nie ma ogniwa go poprzedzającego, jest zatem trwały? Pierwszym ogniwem jest niewiedza i Budda sam odpowiada w Sutrze z Angutara Nikaya (X,vii,1 <A.v,113>) na to pytanie. Odpowiedź jest taka, że niewiedza zależny od nie słyszenia Dhammy i nie praktykowania Dhammy. Nie jest to jednakże jedyny sposób odpowiedzi na to pytanie, jak możemy zobaczyć z M 9. Tu znajdujemy, że niewiedza zależy od skaz -asava- a skazy zależą od niewiedzy. Ale jedną ze skaz jest dokładnie avijja'asava skaza niewiedzy, co wydaje się wskazywać, że niewiedza zależny od niewiedzy.

(Niewiedza jest jedną rzeczą u mnicha, z eliminacją której niewiedza jest wyeliminowana i prawdziwa wiedza powstaje. Salāyatana Samy. viii,7 <S.iv,50>).

Zobaczmy czy tak rzeczywiście jest. Wiemy, że determinacje zależą od niewiedzy –avijjapaccaya sankhara. Ale skoro coś od czego coś innego zależy jest determinacją, jest oczywiste, że niewiedza jest determinacją. I tak jak uprzednio determinacje zależą od niewiedzy. I tak niewiedza zależy od niewiedzy. Daleko temu do bycia logicznym trikiem, ten wynik odzwierciedla strukturalną cechę o pierwszorzędnej ważności. Przed jej omówieniem jednakże, musimy zauważyć, że ten rezultat prowadzi nas ku oczekiwaniu, że jakikolwiek warunek od którego avijja – niewiedza zależy, będzie sam w sobie zawierał niewiedzę, pośrednio czy bezpośrednio. (W terminach paragrafu 23 argumentacja przebiega tak. Avijjapaccaya sankhara może być wzięte za „z nie-widzeniem w/p jako warunek – w/p”. Ale to samo w sobie jest widziane tylko gdy w/p jest widziane, gdyż w/p nie może być widziane jako w/p przed tym zanim w/p jest widziane. By zobaczyć niewiedzę lub nie-widzenie, niewiedza czy niewidzenie musi być wstrzymane. Niewiedza zatem idzie pierwsza gdyż będąc swoim własnym warunkiem, nie ma poprzedzającego ją terminu, który by nie zawierał niewiedzy.

25 Zdolność do samo-obserwacji czy refleksji jest nierozłącznie związana ze strukturą naszego doświadczenia. Pewien stopień refleksji jest prawie zawsze obecny w naszym życiu (po przebudzeniu się ze snu). A i w praktyce uważności jest celowo kultywowany. By opisać to prosto, musimy powiedzieć, że jedna strona naszego doświadczenia jest bezpośrednio zajęta światem jako obiektem, podczas gdy w tym samym czasie inna część naszego doświadczenia jest zajęta bezpośrednim doświadczeniem jako obiektem. Tą drugą część możemy nazwać doświadczeniem refleksyjnym. Jest jasne, że gdy obecna jest niewiedza, jest ona obecna w obu częściach doświadczenia, bezpośrednim i refleksyjnym bo chociaż w refleksji doświadczenie jest podzielone w swoim obrębie, ciągle jest ono pojedynczą, nawet jeżeli kompleksową strukturą. Efekt tego może być widziany wSabbasavasutta -M 2- gdzie pewne błędne poglądy są przedstawiane.

Z ja postrzegam ja
Z ja postrzegam nie-ja
Z nie-ja postrzegam ja.
(Sabbásavasutta (Majjhima i,2 <M.i,8>)


Człowiek z niewiedzą, praktykujący refleksję, może identyfikować „ja” z zarówno refleksyjnym jak i bezpośrednim doświadczeniem, lub tylko z refleksyjnym doświadczeniem, albo tylko z bezpośrednim doświadczeniem. Nie uznaje on, że oba nie są „ja” i powód tego jest oczywisty. Nie ma możliwości wydostania się poza niewiedzę przy pomocy samej refleksji, gdyż jakkolwiek daleko człowiek może się wydostać od siebie samego by się obserwować, nie da rady, musi zabrać ze sobą niewiedzę. Jest tak dużo niewiedzy w samo-obserwatorze jak samo-obserwowanym. I to jest właśnie powodem dla którego niewiedza jest stabilna na przekór tego, że jest determinowana.

Najwcześniejszy punkt niewiedzy, mnisi się nie manifestuje:”Przed tym, niewiedzy nie było, po tym doszła do istnienia. Mimo, że to zostało powiedziane, mnisi, to manifestuje się: „Z tym jako warunek, niewiedza”. Powiadam mnisi, że niewiedza również ma wspomaganie, nie jest bez wspomagania. Anguttara Sutta (X,vii,1)

Prosto przez refleksję puthujjana nigdy nie jest w stanie zaobserwować niewiedzy i w tym samym czasie rozpoznać ją jako niewiedzę, gdyż w refleksji niewiedza jest Sędzią jak i Oskarżonym i werdykt jest zawsze: niewinny. Aby położyć kres niewiedzy, co jest sprawą rozpoznania niewiedzy jako niewiedzy, jest konieczne zaakceptowanie na zaufanie Nauki Buddy, która stoi w sprzeczności z oczywistością refleksji puthujjana. To dlatego Dhamma jest patisotagami, czy idąca pod prąd strumienia. Dhamma daje zwykłemu człowiekowi zewnętrzny pogląd na niewiedzę, który jest zupełnie dla niego nieosiągalny na drodze refleksji. I tak może zostać dostrzeżone, że niewiedza w doświadczeniu refleksyjnym (aktualnym czy potencjalnym) jest warunkiem dla niewiedzy w bezpośrednim doświadczeniu. Jest możliwe, również wycofać się krok do tyłu i mieć refleksję nad refleksją, ale ciągle jest obecna niewiedza i w tej samo-obserwacji samo-obserwacji. I mamy trzeci poziom niewiedzy broniący dwa pierwsze. I teoretycznie nie ma powodu dla którego mielibyśmy zatrzymać się tutaj, ale jakkolwiek daleko byśmy się nie wycofali, nie wycofamy się poza avijja. Nanavira Thera

***
Zobaczyć współzależne powstawanie to inaczej zobaczyć, że moja osoba, za jaką się brałem gdy byłem pod wpływem ignorancji, jest determinowana, czy zależy od obecnej tutaj i teraz ignorancji. Nie ma to nic wspólnego ani z "momentarnym" widzeniem w/p - gdyż w ignorancji nie ma nic chwilowego, ona zawsze jest obecna w doświadczeniu zwykłego człowieka- ani też z przechodzeniem z jednej temporalnej egzystencji do następnej. To raczej opis tego czym ta temporalna egzystencja jest, tutaj i teraz. Kto tego nie zobaczy sam dla siebie, oczywiście będzie musiał się odrodzić, ale to jest już poza bezpośrednią wiedzą "zwykłego" sotapanny. Naprawdę trzeba być mało inteligentnym by wierzyć, że coś takiego jak odrodziny można logicznie udowodnić, a już uczyć o tym innych ludzi świadczy o bardzo sprawnie funkcjonującej zdolności do oszukiwania siebie samego. Poniżej tego poziomu jest już tylko ajahn Buddhadasa.

niedziela, 1 stycznia 2017

Cnoty monastyczne

Obok cnót ogólnych dotyczących każdego życia chrześcijańskiego, stanowiących też strukturę i podstawę duchowości Hyperechiosa, jest mnóstwo praktyk i cnót w sposób szczególny właściwych życiu monastycznemu, mniej przez ich zawartość, a bardziej przez bezwzględną troskę i nacisk, którymi mnich stara się je praktykować. One wszystkie znajdują swoje źródło w Ewangelii, ale w Ewangelii czytanej dosłownie.

Wyrzeczenie i ubóstwo. Początkiem wyrzeczenia się mnicha jest bojaźń Boża (1). Od pierwszej sentencji ży­cie mnicha jest scharakteryzowane przez wyrzeczenie, a jedna z ostatnich sentencji zbioru, w sposób cudowny streszcza przedmiot i cel wyrzeczenia się: Dusza mnicha, która wyrzekła się świata i poślubiła Chrystusa, pogardza tym, co jest ziemskie (155).

Dobrowolne ubóstwo przyjęte bez sprzeciwu stanowi pierwsze wyrzeczenie. Ono jest bowiem skarbem mnicha (49), siłą, która sprawia, że on może nieść krzyż (14); ona też czyni go heroldem królestwa niebieskiego. Chciwość i miłość pieniądza jest przeciwnie korzeniem wszelkiego zła (143), ona zamyka bramę do królestwa niebieskiego, bo przeszkadza przejść przez ciasną drogę, która do niego prowadzi (110).

Dziewictwo. Dziewictwo jest wielokrotnie chwalone przez Hyperechiosa. Uważa je on za cenny dar dla mni­cha, który sprawi, że on wstąpi do nieba (16). Ona sta­nowi ową szatę bez plamy, która daje wstęp do komnaty godowej (24, 126). Jeśli jednak jej aspekt negatywny sta­nowi panowanie nad pożądaniami cielesnymi (150), to aspektem pozytywnym jest wielkie pożądanie Chrystusa (150). Ona przywołuje obraz światła o nieskalanym bla­sku (7), ale także i pięknym zapachu (156). Jest ona strze­żona przez powściągliwość (19) albo, bardziej umiarko­wanie, przez umiarkowanie (58, 129); przez czuwanie przeciw myślom nieczystym (12) i przez ucieczkę do Chrystusa, źródła czystości (109).

Są jednak podstawowe środki ostrożności, których Hyperechios nie waha się przywołać: unikanie kobiet złego prowadzenia (7), a szczególnie obrzydliwego zwy­czaju zamieszkiwania z siostrą duchową (55).

Posłuszeństwo. Posłuszeństwo nie odgrywa znaczącej roli w sentencjach, ale sprawy podstawowe zostały po­wiedziane: „Skarbem mnicha jest posłuszeństwo", bo ono gwarantuje że modlitwa zostanie wysłuchana, dostoso­wując swoją wolę do woli Boga (59).

Do Boga i do Chrystusa odnosi się posłuszeństwo wedle pięknego określenia, które przypomina J 4,34: „Pokarmem mnicha jest czynić wolę Bożą1, napojem zaś - wypełniać przykazania Chrystusa" (5).

Wola Boża objawia się nam za pośrednictwem czło­wieka i sentencja 127 ustala w tym względzie pouczający paralelizm: „Zachowaj, mnichu, przykazania Najwyż­szego; strzeż i przestrzegaj pilnie, asceto, nauk Ojców". Ale to ostatnie określenie przywołuje nam nie tyle przeło­żonego jakiejś wspólnoty, ile ojców duchowych, starszych semianachoretów. Hyperechios kładzie nacisk na posłu­szeństwo także w niewielkich sprawach (131).

W końcu piękna formuła daje nam głębszą motywa­cję i wzorzec posłuszeństwa: „Posłuszny mnich z wielką ufnością stanie obok Ukrzyżowanego; Pan bowiem stał się posłuszny aż do śmierci".

Asceza. W starożytnym monastycyzmie ascezę można określić jako walkę przeciw namiętnościom, ale zawsze mając na uwadze theoria (52) albo prawdziwą gnozę (2). To ostatnie doprecyzowanie jest istotne i pokazuje aspekt pozytywny ascezy, którą stanowi wyzwolenie dla prowa­dzenia wyższej działalności duchowej. Jest to asceza po­dwójna: ciała i duszy.

Asceza ciała dokonuje się szczególnie przez praktykę postu, tak drogą Ojcom Pustyni. Post bowiem hamuje namiętności (149, 80) albo wedle - obrazu bardziej ekspresywnego - wysusza akwedukt przyjemności (90). Ona wyciąga duszę z niskości i podnosi ją, upokarza­jąc ciało (89, 62). Ponadto oddala nieczyste sny (129), umacnia dziewictwo (19) i - najwyższa pochwała — czyni równym aniołom (53). Tak więc powinien o trwać całe życie.

A przeciwnie, otyłość i bogactwo przeszkadzają mni­chowi wejść na wąską drogę, która prowadzi do życia (106, 110, 44). Przypomina nam to bajkę o łasicy po­czciwego La Fontaine'a.

Do postu należy dorzucić inny jeszcze środek ascezy, bardzo tradycjonalny u mnichów, a mianowicie „czuwa­nie": „Czuwanie mnicha wyostrzone modlitwą jest mie­czem przeciw namiętnościom" (91). Później te czuwa­nia zostaną zinstytucjonalizowane w oficjum wigilii na końcu nocy; do nich zachęcał św. Antoni.

Praca cieszyła się wielkim szacunkiem u mnichów egipskich, zarówno eremitów, jak i cenobitów; jest ona jednak wzmiankowana tylko w jednej sentencji prze­ciwko lenistwu (100).

Asceza duszy — wedle nieustannego nauczania Oj­ców Pustyni, usystematyzowanego w nauce mnicha-intelektualisty Ewagriusza - stanowi czuwanie nad wszystkimi myślami. To czuwanie jest przeciwko my­ślom nieczystym (12), a bardziej ogólnie, przeciw my­ślom pożądliwym (66). Najlepszym sposobem, aby je oddalić, jest staranie się o to, aby dobre myśli nastę­powały ciągle, jedna po drugiej (12), aby przykładać umysł do dobrych uczynków (11) albo je utrwalać sło­wami Pisma Świętego (125). Ale także: „Asceza mni­cha stanowi rozmyślanie Pisma i wypełnianie przykazań Bożych" (4). Jest to nauka bardzo rozsądna, ponieważ przedkłada metody pozytywne i ogarnia cel ascezy psy­chicznej: medytację Słowa Bożego, pierwszy krok do kontemplacji. Temu czuwaniu przeciwstawia się nie­dbalstwo, którego złe skutki nam przedstawia Hypere-chios (41, 114, 159).

Walka przeciw szatanom. Szatan odgrywa wielką rolę w życiu św. Antoniego i u Ojców Pustyni. W nauczaniu Ewagriusza, który tu idzie za Orygenesem, jak i w póź­niejszej nauce Kasjana, walka przeciwko namiętnościom stanowi równocześnie walkę przeciw szatanom, którzy cieszą się z podburzania duszy. Nie dziwimy się więc, że Hyperechios często o nich wspomina.

Mnich powinien zawsze czuwać nad samym sobą, aby daleko od siebie odpędzić diabła zarówno w myślach, jak i w czynach (15) i unikać jego zasadzek (10). Podaje am również tradycyjne środki tej walki: ucieczka przed okazjami (38), znak krzyża (10, 24), psalmodia (88), dobre uczynki (156), roztropność (123), pokora (128) i w końcu zapał (29). Szczególnie zachęca do cierpliwości w pokorze (28, 105, 132).

Piękna sentencja mówi o stawce tej walki: „Mnich zjed­noczony z Panem niech nie wydaje się na łup szatanowi, aby się nie zawstydził przed komnatą Oblubieńca" (38). I jak Chrystus w pokucie na pustyni, tak zwycięski mnich zostanie otoczony chórem aniołów.

Wszystkie te opisy walk diabelskich nie wynikają by­najmniej z folkloru albo mitu. Mnich na pustyni w sa­motności albo cenobita podziela los Chrystusa. Angażuje się bowiem za jego przykładem w walce przeciwko księ­ciu tego świata. Szczególnie zaś dlatego, że pragnie unik­nąć jego wpływu, wyrzekając się pokus światowych.

Modlitwa i psalmodia. „Piękna pieśń na ustach mni­cha płynie z serca ku Bogu; jak słodko pachnące kadzidło płynie jego modlitwa do Pana" (158). Jest to zupełnie bi­blijna definicja modlitwy: podniesienie serca do Boga, albo - w formie bardziej obrazowej - kadzidło, które wznosi się aż do Boga.

Sentencja mówi o modlitwie ustnej, ale ona może też być całkowicie duchowa, bez poruszania ustami (140). Może ona także być, zwyczajem starożytnych, z podnie­sieniem rąk: „Ręce mnicha zawsze święcie wyciągnięte ku Bogu"11 (147). Odnajdujemy tu dalszy ciąg cytatu biblij­nego: Oby moje ręce podniosły się jak ofiara wieczorna.

„Każda modlitwa ma zawierać dwa elementy: czystość i ciągłość: Wysłucha Pan mnicha modlącego się w sposób czysty" (21), której głos „wstępuje ku Bogu w czystości i w słodkości duszy" (140).

Modlitwa czysta to ta, która wznosi się z serca czystego, to znaczy, wedle określenia Ewagriusza, która nie jest zbrudzona przez gniew ani przez nieczystość, „bo jedno i dru­gie brudzi umysł, a wtedy, w czasie modlitwy, będziesz miał urojenia i nie złożysz już więcej Bogu ofiar". To są właśnie te dwie namiętności, które Hyperechios najczę­ściej potępia, a z nim wszyscy Ojcowie Pustyni.

Drugą cechą modlitwy mnicha jest to, że ma ona być nieustanna: „Modlitwa nie ma określonego kresu" (do­słownie: kres modlitwy jest bez kresu) - „jest bowiem rzeczą piękną w każdej chwili życia chwalić Boga" (95); „hymn duchów niech zawsze będzie na twych ustach jak u anioła" (137).

Skutki modlitwy są wielorakie: ona leczy duszę (46), a w szczególny sposób gasi pożądanie (91, 149). Ona czyni oblicze cudownym (45). Apoftegmaty przynoszą wiele przykładów tego przemienienia mnicha na modlitwie.

Modlitwa żywi się psalmodią i ją wyraża. Hyperechios pochwala psalmodię, jednak czyni wobec niej zastrzeże­nie: „Dźwięki psalmów niech ci będą miłe, mnichu, są to bowiem hymny anielskie" (33), ale „śmiercią zaś mnicha jest nadmierne umiłowanie śpiewu" (39), choć pisze da­lej: „Hymn duchowy niech zawsze będzie na twych us-ach" (137).

Jednakże śpiew psalmów jest nakazany przez Apostoła i sentencja nr 9 w sposób oczywisty odsyła do Ef 5,19 i Kol 3,16, gdy mówi: „Mnich, który czuwa śpiewając psalmy, hymny i pieśni duchowne" (9): trzy te terminy bez wątpienia są synonimami. Sentencje 35, 41 i 131 mówią także o hymnach w sensie psalmów.

Medytacja Pisma Świętego. Psalmodia jednak nie jest jedynym pożywieniem mnicha, bowiem „asceza mni­cha stanowi rozmyślanie Pisma" (4). Ta formuła może nas zdziwić, ale nie zapominajmy, że asceza duszy tak dla ascetyzmu uczonego Ewagriusza, jak i dla ascetyzmu lu­dowego Ojców Pustyni to czuwanie nad myślami. Naj­lepszym jednak środkiem oddalenia złych myśli są dobre myśli, które po sobie następują (12), a to, co żywi dobre uczynki, to słowa Boże medytowane bez rozproszeń.

Zarówno duchowość Hyperechiosa, jak i Ojców Pu­styni jest do głębi oparta na Piśmie Świętym. Nie tylko jego asceza i mistyka, która ją koronuje, to kontemplacja Pisma Świętego (42), a jedna i druga są związane z prak­tyką przykazań (4), aby wola dążyła do Pana (42). Począt­kiem wyrzeczenia się mnicha jest bojaźń Boża; „Począt­kiem życia  mnicha jest dobra wiedza; nieznajomość Boga zaciemnia duszę mnicha" (2). Hyperechios więc daje pry­mat poznaniu, ale poznanie powinno owocować w do­brych uczynkach i w miłości Boga. Dawni mnisi byli rea­listami, wiernymi, tu także, „przykazaniom Pana".

Świętość mnicha. Życie monastyczne jest szkołą świę­tości: „Prawdziwym dziedzictwem mnicha - mówi Hyperechios - jest czystość i świętość" (3) i dalej: „Wień­cem mnicha jest pokój i świętość sprawiedliwość - kto je osiągnął, ujrzy Pana16" (119). Te dwie sentencje cudow­nie streszczają to, co charakteryzuje świętość mnicha. Pierwsza z nich pokazuje typowy środek: umiarkowanie bowiem - jak już powiedzieliśmy - oznacza równie do­brze pokorę, skromność wewnętrzną, umiar w jedzeniu i piciu. Ona stanowi więc, mówiąc inaczej, całe wyrze­czenie monastyczne łagodzone umiarem. Druga jednak sentencja określa raczej owoc: rozkwit świętości mnicha, którym jest pokój, błogosławiona hesychia duszy w pełni pogodzonej z Bogiem i całym stworzeniem.

Apoftegmaty Ojców Pustyni tom 3
Zbiory greckie; ze wstępu
Wydawnictwo Tyniec