W okresie powojennym naczelnicy obozu pracy przymusowej zmieniali się często, przeciętnie co 1-3 lat. Od roku 1945 do 1948 funkcję tę pełnił kpt. Stanisław Kwiatkowski, po nim, w roku 1948 obowiązki przejął por. Teofil Hazermajer – jednak to nie on sam, a jego zastępca zyskał we wspomnieniach więźniów wyjątkowo złą sławę. Mowa o kapitanie NKWD, Iwanie Mordasowie, który w upojeniu alkoholowym lubił ćwiczyć swoje umiejętności strzeleckie, wyłącznie do ruchomego celu, mierzył więc często do biegających ma jego rozkaz ludzi. Na sumieniu miał również gwałty na więźniach. W roku 1949 wymienionych wcześniej godnie zastąpił znany już wówczas ze swoich „metod” Salomon (Szlom) Morel. Wszyscy którzy mieli z nim do czynienia bez wyjątków uznali go za barbarzyńsko, nieludzko okrutnego – nigdy nie doliczono się dokładnie jaką liczbę istnień ma na sumieniu, ogólnie mówi się o własnoręcznie przez niego zakatowanych kilku setkach osób.
Szczególną nienawiścią pałał do więźniów pochodzenia niemieckiego, z przeszłością związaną z NSDAP. Pretekstem do znęcania się nad ludźmi mogło być wszystko, począwszy od urodzin Adolfa Hitlera. Tadeusz Wolsza w książce „Więzienia stalinowskie w Polsce”, następująco opisuje stosowane przez Morela sadystyczne praktyki:
„Niekiedy zapędzał ludzi do pustego baraku: więźniowie podają, że był to barak nr. 2, w którym zgromadzono przyrządy do torturowania, takie jak: szubienica, specjalnie skonstruowana prycza do bicia, metalowe pręty, wiaderka z miałem węglowym, rurki stalowe obciągnięte gumą, woda do cucenia), gdzie bez świadków dokonywał bestialskich pobić pejczem, nogą od taboretu, metalową rurką lub rękojeścią pistoletu. Za wręcz wyjątkowe i bezprecedensowe należy uznać bicie łomem […]. W trakcie torturowania zmuszał ofiary do liczenia zadawanych ciosów.”
Wśród sadystycznych praktyk pojawiały się również inne, bezpośrednio niezwiązane z biciem, np. rozsypywanie na podłodze baraku miału węglowego i zmuszanie ofiar do zlizywania go, wynoszenie w zębach kubłów z fekaliami, co było niemożliwe do wykonania – zawartość lądowała na podłodze a więzień za niewykonanie zadania był katowany. Wyjątkowe upodobanie znajdował Morel w nocnych nalotach na baraki, podczas których wymyślał absurdalne rozkazy, których nikt nie był w stanie zrealizować – schowanie się pod prycze w 8 osób jednocześnie przekraczało ludzkie możliwości – Ci, którzy się nie zmieścili, natychmiast byli kopani i bici. Innym razem nakazywał ustawić się w dwuszeregu, twarzami do siebie. Ten, który nie uderzył współwięźnia wystarczająco mocno, był bity pałkami przez strażników.
Dlatego też kierowany przez Morela ośrodek uważany był za jeden z najcięższych. Ponadto, wyróżniał się największą śmiertelnością wśród więźniów, zarówno z powodu sadystycznych skłonności personelu jak i częstych epidemii tyfusu i czerwonki, spowodowanymi fatalnymi warunkami bytowymi i sanitarnymi.
„Do latryny wchodziliśmy po 10 osób, karmiono nas gorzej niż króliki, nie mieliśmy talerzy, jedliśmy rękami ze starych puszek. Starsi nie mieli szans przeżycia. Tyfus bardzo szybko ich zabijał, o żadnej pomocy medycznej nie było mowy.” Z powyższych powodów codziennie umierało około 100 osób. Salomon Morel szczycił się swymi dokonaniami, zwykł chwalić się, że „To, co Niemcom w Oświęcimiu nie udało się w sześć lat, jemu udało się w sześć miesięcy.”
Nazwisko Szloma Morela przeszło do historii z powodu pospolitych przestępstw, jakich dopuścił się w stosunku do więźniów. Próby osądzenia go nie powiodły się, wyjechał bowiem do Izraela i nie został wydany jako zbrodniarz stalinowski. Kolejne prośby o ekstradycje kończą się niepowodzeniem, ponieważ Państwo Izrael „nie widzi podstaw do wydania Morela”.
Na podstawie: Tadeusz Wolsza, „Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje.” Wydawnictwo RM, Warszawa 2013.
Szczególną nienawiścią pałał do więźniów pochodzenia niemieckiego, z przeszłością związaną z NSDAP. Pretekstem do znęcania się nad ludźmi mogło być wszystko, począwszy od urodzin Adolfa Hitlera. Tadeusz Wolsza w książce „Więzienia stalinowskie w Polsce”, następująco opisuje stosowane przez Morela sadystyczne praktyki:
„Niekiedy zapędzał ludzi do pustego baraku: więźniowie podają, że był to barak nr. 2, w którym zgromadzono przyrządy do torturowania, takie jak: szubienica, specjalnie skonstruowana prycza do bicia, metalowe pręty, wiaderka z miałem węglowym, rurki stalowe obciągnięte gumą, woda do cucenia), gdzie bez świadków dokonywał bestialskich pobić pejczem, nogą od taboretu, metalową rurką lub rękojeścią pistoletu. Za wręcz wyjątkowe i bezprecedensowe należy uznać bicie łomem […]. W trakcie torturowania zmuszał ofiary do liczenia zadawanych ciosów.”
Wśród sadystycznych praktyk pojawiały się również inne, bezpośrednio niezwiązane z biciem, np. rozsypywanie na podłodze baraku miału węglowego i zmuszanie ofiar do zlizywania go, wynoszenie w zębach kubłów z fekaliami, co było niemożliwe do wykonania – zawartość lądowała na podłodze a więzień za niewykonanie zadania był katowany. Wyjątkowe upodobanie znajdował Morel w nocnych nalotach na baraki, podczas których wymyślał absurdalne rozkazy, których nikt nie był w stanie zrealizować – schowanie się pod prycze w 8 osób jednocześnie przekraczało ludzkie możliwości – Ci, którzy się nie zmieścili, natychmiast byli kopani i bici. Innym razem nakazywał ustawić się w dwuszeregu, twarzami do siebie. Ten, który nie uderzył współwięźnia wystarczająco mocno, był bity pałkami przez strażników.
Dlatego też kierowany przez Morela ośrodek uważany był za jeden z najcięższych. Ponadto, wyróżniał się największą śmiertelnością wśród więźniów, zarówno z powodu sadystycznych skłonności personelu jak i częstych epidemii tyfusu i czerwonki, spowodowanymi fatalnymi warunkami bytowymi i sanitarnymi.
„Do latryny wchodziliśmy po 10 osób, karmiono nas gorzej niż króliki, nie mieliśmy talerzy, jedliśmy rękami ze starych puszek. Starsi nie mieli szans przeżycia. Tyfus bardzo szybko ich zabijał, o żadnej pomocy medycznej nie było mowy.” Z powyższych powodów codziennie umierało około 100 osób. Salomon Morel szczycił się swymi dokonaniami, zwykł chwalić się, że „To, co Niemcom w Oświęcimiu nie udało się w sześć lat, jemu udało się w sześć miesięcy.”
Nazwisko Szloma Morela przeszło do historii z powodu pospolitych przestępstw, jakich dopuścił się w stosunku do więźniów. Próby osądzenia go nie powiodły się, wyjechał bowiem do Izraela i nie został wydany jako zbrodniarz stalinowski. Kolejne prośby o ekstradycje kończą się niepowodzeniem, ponieważ Państwo Izrael „nie widzi podstaw do wydania Morela”.
Na podstawie: Tadeusz Wolsza, „Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje.” Wydawnictwo RM, Warszawa 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.