Nie sądzę, by ci mężczyźni
wysiadywali dniem i nocą nad morzem po to, by, jak
sami twierdzą,
nie przegapić chwili, gdy nadciągają
merlany, podpływają flądry
albo dorsz zbliża się
do brzegu - chcą po prostu przebywać w
miejscu,
w
którym świat mają za sobą, przed sobą zaś tylko
pustkę. Faktycznie dziś u brzegu właściwie nic się
nie złowi.
Łodzie, którymi rybacy niegdyś wypływali
w morze, znikły, odkąd
interes przestał się opłacać,
a sami rybacy wymarli. Nikt się
nie pali do przejęcia
schedy. Tu i ówdzie można się natknąć na
cmentarzysko statków, gdzie rozpadają się bezpańskie
czółna, a
stalowe liny, służące kiedyś do wyciągania
ich na ląd,
rdzewieją w słonym powietrzu. Daleko,
na pełnym morzu, nadal
uprawia się rybołówstwo,
choć i tam coraz trudniej o zdobycz,
niezależnie od
tego, że złowione ryby często nadają się tylko
do
przerobienia na mączkę. Rzeki i strumienie co roku
spłukują
do ,,niemieckiego oceanu'' tysiące ton rtęci, kadmu i ołowiu, góry
nawozów sztucznych i pestycydów. Większość metali ciężkich i
innych substancji toksycznych osadza się w płytkich wodach
Dogger
Bank, gdzie jedna trzecia ryb przychodzi na
świat z dziwnymi
naroślami i ułomnościami. Wciąż
można z wybrzeża dostrzec
ciągnące się przez wiele
mil kwadratowych, sięgające w głąb
na trzydzieści
stóp pola trujących alg, w których masowo giną
morskie zwierzęta. Pewne rzadkie gatunki płastug,
karpiowatych i
prażmowatych, u których coraz więcej samic ulega dziwnej mutacji i
wykształca męskie narządy rozrodcze, odbywają rytuały godowe
już tylko w postaci tańca śmierci, co jest odwrotnością
wyobrażeń o zdumiewającej zdolności życia
organicznego do
mnożenia się i zwielokrotniania,
jakie panowały jeszcze za
naszego dzieciństwa.
Sebald, Pierścienie Saturna
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.