Wspomnienie tego uczucia niepewności
prowadzi
mnie znowu do owego argentyńskiego traktatu, o którym już
napomknąłem, a który głównie zajmuje się
naszymi próbami
wymyślania światów drugiego
albo wręcz trzeciego stopnia.
Narrator donosi, że
pewnego wieczoru 1935 roku w wiejskim domu
przy calle Gaona w Ramos Mejia siedzieli razem z niejakim Bioyem
Casaresem przy kolacji, a następnie
wdali się w przepastną
rozmowę o ułożeniu powieści, która miała zaprzeczać jawnym
faktom i wikłać
się w najrozmaitsze sprzeczności, co nielicznym
-
bardzo nielicznym - czytelnikom pozwoliłoby odgadnąć ukrytą w
opowieści, po części okropną, po
części całkiem błahą
rzeczywistość. Na końcu korytarza, wiodącego do pokoju, gdzie
siedzieliśmy,
ciągnie narrator, wisiało owalne, na wpół ślepe
lustro, z którego bił jakiś niepokój. Czuliśmy, że ten
niemy
świadek nas podsłuchuje, i odkryliśmy wtedy
- głęboką nocą
takie odkrycia są niemal nieuchronne - że lustra mają w sobie coś
przeraźliwego. Bioy
Casares przypomniał, jak to według wyjaśnień
jednego z herezjarchów Uqbaru groza luster, jak zresztą również
groza aktu spółkowania polega na tym,
że zwielokrotniają liczbę
ludzi. Spytałem Casaresa,
pisze autor, o pochodzenie tej moim
zdaniem godnej uwagi sentencji, on zaś odrzekł, że Anglo-American
C
yclopaedia z 1917 roku przytacza ją w artykule poświęconym
Uqbarowi. Artykułu tego jednak,
okazuje się w dalszym ciągu
narracji, nie można
w rzeczonej encyklopedii znaleźć bądź też
znajduje
się on jedynie i wyłącznie w przed laty nabytym
przez
Casaresa egzemplarzu, którego tom dwudziesty szósty zawiera o
cztery strony więcej niż wszystkie inne egzemplarze tego wydania.
Nie jest więc
jasne, czy Uqbar kiedykolwiek istniał, czy też w
opisie tej nieznanej krainy, podobnie jak w encyklopedycznym
projekcie Tlonu, któremu poświęcona jest
główna część
omawianego traktatu, chodzi o to, by
przez czystą irrealność z
biegiem czasu dotrzeć
do nowej rzeczywistości. Labiryntowa
konstrukcja Tlonu, zauważa dopisek z 1947 roku, w każdej
chwili
grozi wymazaniem swojskiego świata. Idiom
Tlonu, przedtem nikomu
nieznany, już wdarł się do
szkół, historia Tlonu już
przesłania wszystko, cośmy
do tej pory wiedzieli albo za wiedzę
uznawali, w historiografii już ujawniają się bezsporne zalety
fikcyjnej przeszłości. Niemal wszystkie gałęzie wiedzy
zreformowano, a nieliczne dyscypliny niezreformowane również czeka
odnowa. Rozproszona dynastia
pustelników, dynastia wynalazców,
encyklopedystów
i dziejopisów Tlonu zmieniła oblicze Ziemi.
Wszystkie języki, nawet hiszpański, francuski i angielski,
znikną
z powierzchni globu. Świat stanie się Tlonem.
Ale ja na to nie
zważam, kończy narrator, w zaciszu
mego wiejskiego domu nadal
cyzeluję próbny, wzorowany na hiszpańszczyźnie Queveda przekład
Urn Burial Thomasa Browne'a (którego nie zamierzam
dać do
druku).
Sebald, Pierścienie Saturna
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.