Wreszcie, po wielomiesięcznych
przygotowaniach, dziesiątkach zmian obsadowych i
koncepcyjnych, po
niezliczonych załamaniach nerwowych i desperackich zrywach, gdzieś
pod
koniec kwietnia - spektakl przybrał ostateczną formę. Był to
montaż wybranych scen i
monologów z najsłynniejszych dramatów od
Ajschylosa do Becketta. Zatytułowany Cały świat
to scena,
trwał niecałą godzinę i tchnął najczarniejszym pesymizmem.
Zaczynało się to od
monologu Prometeusza przykutego do skały;
później szedł dialog pomiędzy Kreonem i
Hajmonem z Antygony;
dalej kilka gorzkich urywków z Szekspira, w tym monolog Jakuba z
Jak
wam się podoba o siedmiu okresach życia ludzkiego
(zaczynający się od słów wziętych na
tytuł całości);
następnie finał Mizantropa Moliera, początkowy monolog
Fausta i fragment jego
dialogu z Mefistofelesem; a wreszcie, na
zakończenie, kawałek monologu Hamma z
Końcówki.
Scenariusz ten, przedłożony szkolnym
władzom do wglądu, nie został zatwierdzony.
- Dlaczego to takie ponure? -
wybrzydzał wicedyrektor, chudy, wysoki mężczyzna o ziemistej
twarzy i wyglądzie gruźlika, przezywany Soliterem.
- Gdy czyta się to wszystko, to się
żyć odechciewa. Nie możemy tolerować w szkole
defetyzmu.
- To jest klasyka, panie dyrektorze -
broniłem swojego dzieła. - Prawie wszystko lektury
obowiązkowe.
Ja nie układałem programu dla szkół.
- Nie zasłaniaj się programem -
krzywił się wicedyrektor, przerzucając skrypt kartka po kartce.
-
Teksty dobrane są tendencyjnie. Tak
żeby podać w wątpliwość wszelkie wartości i zniechęcić
przez
to do nauki i pracy. O, proszę - zatrzymał się na stronicy z
monologiem Fausta i odczytał
jego pierwsze linijki:
Choć filozofię studiowałem,
medyczny kunszt, arkana prawa
i teologię też, z zapałem godnym,
zaiste, lepszej sprawy,
na nic się zdały moje trudy –
jestem tak mądry jak i wprzódy!
- No? I co to znaczy? Że nie warto się
uczyć, bo i tak się do niczego nie dojdzie, tak? I ty
chcesz,
żebyśmy temu przyklasnęli?!
- Braliśmy to na lekcjach polskiego! -
odparowałem zniecierpliwionym tonem. - Więc jak to
jest? Że gdy
się czyta w domu albo na lekcji, to jest dobrze, a gdy się powie ze
sceny, to źle?
- Na lekcji to co innego - odparł
spokojnie Soliter. - Na lekcji jest nauczyciel, który tłumaczy
wam, co autor miał na myśli.
- Więc o co, według pana, panie
dyrektorze, chodziło tutaj Goethe-mu? - spytałem z ironią w
głosie.
- Jak to o co? - prychnął
wicedyrektor. - O pychę! O zadufanie. O zarozumiałość, właśnie
taką
jak twoja. Że gdy zaczyna się myśleć, że zjadło się
wszystkie rozumy, to musi się to źle
skończyć. Masz, tu jest to
napisane - odczytał kolejne linijki:
Ku magii przeto zwracam wzrok:
czy za nieczystych duchów sprawą
nie pryśnie tajemnicy mrok,
nie stanie się przeczucie jawą?
- Proszę bardzo! Magia, nieczyste
siły, konszachty z diabłem, oto czym kończy zawsze wszelki
zarozumialec. Tylko że o tym twój scenariusz już nie mówi. A poza
tym - zmienił nagle temat -
dlaczego tu w ogóle nie ma literatury
ojczystej? Ostatecznie, jest to szkoła polska.
- To jest wybór z największych
arcydzieł w historii dramatu... - zacząłem z udręką w głosie,
ale
Soliter przerwał mi w pół słowa z przesadnie eksponowanym
sarkazmem:
-A więc literatura ojczysta nie ma,
według ciebie, dramatów godnych zainteresowania.
Mickiewicz,
Słowacki, Krasiński to są dla ciebie płotki, drugorzędne,
trzeciorzędne nazwiska...
-Tego nie twierdzę - z łatwością
odparowałem ten sztych. - Jakkolwiek, z drugiej strony, nie
może
pan dyrektor nie przyznać, iż Ajschylosa, Szekspira, Moliera i
Goethego gra się na całym
świecie, podczas gdy nasi wieszczowie
święcą tryumfy raczej tylko u nas.
- Cudze chwalicie, swego nie znacie,
jak powiada przysłowie... - zakpił wicedyrektor.
- Ściśle rzecz biorąc - pośpieszyłem
ze sprostowaniem - nie jest to przysłowie, lecz wyimek z
wiersza
Stanisława Jachowicza, innego naszego wielkiego poety. Wie pan,
panie dyrektorze,
tego, co napisał „Pan kotek był chory i leżał
w łóżeczku”, na pewno pan czytał...
- No, no! - uciął ten popis erudycji
Soliter. - Nie bądź-no taki mądry! Twoja postawa jest typową
postawą kosmopolityczną. Wiesz, co to jest kosmopolityzm?
- Obywatelstwo świata - odpowiedziałem
krótko.
- Nie - rzekł wicedyrektor. - Jest to
bierny, a nawet pogardliwy stosunek do tradycji i kultury
własnego
narodu. Ty zapatrzony jesteś w Zachód, bałwochwalczo przed nim
klęczysz.
- W Zachód? - udałem zdziwienie. -
Grecja, o ile mi wiadomo, zwłaszcza przed naszą erą...
Soliter
nie pozwolił mi jednak dokończyć.
- Jakoś dziwnym trafem nie ma w twoim
scenariuszu Czechowa, Gogola, Tołstoja, a nie
powiesz mi chyba, że
dzieła tych mistrzów grane są tylko w Rosji... znaczy, w Związku
Radzieckim, chciałem powiedzieć.
- Więc jak? - widziałem, że dalsza
dyskusja do niczego nie prowadzi. - Nie możemy tego
pokazać?
- W tej formie nie. Chyba że dokonasz
zmian, które ci zasugerowałem.
Antoni Libera, Madame
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.