czwartek, 24 kwietnia 2014

O Cioranie






(…) Jeśli chodzi o żywot tego człowieka, no to oczywiście zasadniczą sprawą, którą trzeba podkreślić jest fakt, że jest on z pochodzenia Rumunem. Że się urodził w tym właśnie punkcie Europy a nie w innym. Ten fakt działał w dużej mierze, oprócz czynników organicznych, które on podkreślał jako istotne, na jego światopogląd czy światoodczucie. To znaczy na to co nazywamy pesymizmem Ciorana, na to co niektórzy nazywają nihilizmem Ciorana. Notabene on się nie godził na te epitety: ani na jeden, ani na drugi. To że był Rumunem, czyli że należał – jak sam mówił – do kultury marginesowej, być może leżało u podstaw faktu, że zdobył tak wielką sławę, tak wielką renomę. Nie tylko jako myśliciel o określonej orientacji, skądinąd niezwykle samodzielny i jakiś taki osobny, ale również jako, o czym się może mniej mówi, jako jeden z największych stylistów języka francuskiego. Otóż on, z jakiejś takiej przekory tych podziwianych przez całą środkową ówczesną Europę Francuzów, intelektualistów, posługujących się tym wspaniałym językiem, postanowił, że tak powiem, pobić ich na ich własnym gruncie. Dążył do tego przez wiele lat, konsekwentnie opanowując francuski literacki wysoki w takim stopniu, że sami Francuzi uznali go za jednego z największych mistrzów stylu francuskiego. Co jest po prostu rzeczą bez precedensu. Zwłaszcza, że to był człowiek, który się nauczył po francusku późno, już jako właściwie dorosły człowiek. Cioran od dziecka obcował z przedstawicielami kultury rumuńskiej, węgierskiej i niemieckiej zwłaszcza. Znał te języki i to również w bardzo dużej mierze określiło go jako na przykład intelektualistę. On bardzo lubił na przykład właśnie społeczności wielonarodowe. Dobrze się czuł w miastach, w których się mówi wieloma językami. W związku z tym na przykład w Paryżu, z tego również powodu, dobrze się czuł. Żył bardzo skromnie. Cioran żył w mansardzie o powierzchni paru metrów kwadratowych, która była cała zawalona książkami. Nie przyjmował nagród, nie przyjmował wyróżnień. A bardzo dużo do niego spływało takich rzeczy. Wybrał rozmyślnie życie właściwie pustelnika. Pomijając oczywiście kontakty z przyjaciółmi, niezbyt licznymi. Był zapalonym cyklistą. Cioran na rowerze przemierzył pół Europy i to bardzo dokładnie. Anglię, Hiszpanię, Niemcy, przede wszystkim Francję. Ja jestem również zapalonym rowerzystą, więc to mi jest bardzo bliskie, i to mi się strasznie podoba. Bo Cioran uważał, że jednym z jego największych osiągnięć życiowych – on który się uważał za nieudacznika, to znaczy człowieka, który niczego w życiu nie osiągnął w istocie, zresztą specjalnie, on taki program życiowy przyjął: „nie żyć w żadnym celu” – a więc on uważał, że jego prawdziwym osiągnięciem to jest to, że przejechał rowerem całą Francję tam i z powrotem.
Jest we mnie wiele z wieśniaka. Mój ojciec był wiejskim popem, urodziłem się w górach, w Karpatach, w środowisku bardzo prymitywnym. Była to wieś naprawdę barbarzyńska, gdzie chłopi harowali okropnie przez cały tydzień, żeby potem – w jeden wieczór – przeputać cały zarobek chlejąc na umór. Byłem chłopcem dość krzepkim. To co dziś jest we mnie wątłe, wtedy było bardzo mocne. Niewątpliwie zaciekawi pana, że wtedy największą moją ambicją było stać się najlepszym graczem w kręgle. Mając dwanaście, trzynaście lat grałem z chłopami o pieniądze albo o kufel piwa. Na tej grze spędzałem całe niedziele i często zdarzało mi się ich pobić, choć byli ode mnie silniejsi, ale ja – nie mając nic innego do roboty przez cały tydzień – trenowałem. W dzieciństwie byłem, mówiąc bardzo oględnie, zaciekłym ateuszem. Podczas zmawiania modlitwy przy posiłku natychmiast wstawałem i odchodziłem od stołu. A jednak stwierdzam, że bliska mi jest głęboka wiara rumuńskiego ludu, zgodnie z którą stworzenie i grzech – to jedno i to samo. W znacznej części kultury bałkańskiej stworzenie bezustannie jest obiektem oskarżeń. Czymże jest grecka tragedia, jeśli nie ciągłą skargą chóru – to znaczy ludu – na los? Zresztą Dionizos wywodził się z pracy. Rzecz ciekawa, że lud rumuński jest ludem najbardziej fatalistycznym w świecie. Gdy byłem młody, złościło mnie to. To stosowanie wątpliwych konceptów metafizycznych jak los czy fatum, do objaśniania świata. Tak więc im jestem starszy, tym bliższy się czuje moim korzeniom. Teraz, w tej chwili powinienem czuć się Europejczykiem, człowiekiem zachodu, ale nic z tych rzeczy. U schyłku życia, w trakcie którego poznałem wiele krajów i przeczytałem wiele książek, doszedłem do wniosku, że rację ma rumuński chłop. Ten chłop, który nie wierzy w nic, który myśli, że człowiek jest przegrany, że nic nie można zrobić, że historia go zmiażdży. Ta ideologia ofiary jest też moją moją koncepcją aktualną – moją filozofią historii.
Uważał – to zresztą jest jego cecha wspólna, jedna z wielu, z Schopenhauerem – uważał, że jedyną rzeczą, która nas, w piekle jakim jest świat, nas jako ludzi, którzy jesteśmy istotami no niebywale ułomnymi, nędznymi. Jedyną rzeczą jaką nas ratuje, jakoś daje nam, daje nam zapomnieć na chwilę o tym piekle to jest po prostu wielka sztuka, szczególnie muzyka. Szczególnie muzyka, bo ją stawiał najwyżej. Twierdził że, na przykład koncepcję Boga i istnienie Boga ratuje tylko Bach, że bez Bacha nie byłoby w ogóle sensu mówić o Bogu. Bóg by nie istniał w żaden sposób, nawet jako pojęcie. Ha! Oczywiście to są skrajne i paradoksalne, ale to pokazuje miłość Ciorana do tego kompozytora. A obok tego muzyka ludowa. Muzyka ludowa, zwłaszcza węgierską, która wprawiała go zawsze w ekstazę.
Nigdy nie mogłem pisać inaczej niż tylko gdy gniotła mnie chandra podczas bezsennych nocy. A przez siedem lat prawie nie spałem. Sądzę, że u każdego pisarza można rozpoznać czy zajmujące go myśli są myślami dziennymi czy też nocnymi. Potrzebuję tej chandry. I nawet dziś, nim zacznę pisać, nastawiam sobie płytę z cygańską muzyką węgierską. Z drugiej strony obdarzony jestem dużą witalnością, którą zachowuje nadal, i którą zwracam przeciwko niej samej. Nie chodzi o to by być mniej lub bardziej przygnębionym. Trzeba być melancholikiem aż do przesady, pławić się w smutku. Wtedy właśnie następuje zbawienna rekcja biologiczna. Rozpięty między przerażeniem a ekstazą, uprawiam aktywny smutek. Kafka przez długi czas wydawał mi się zbyt przygnębiający…
Musimy powiedzieć o tym fundamentalnym przeżyciu: bezsenności, która go trapiła przez kilka lat, jako młodego człowieka i które to przeżycie, doświadczenie określił jako jedno z najstraszniejszych jakie można sobie w ogóle wyobrazić. No bo trudno rzeczywiście sobie wyobrazić bezsenność, która trwa kilka lat, prawda? On twierdzi, że ta bezsenność, to doświadczenie bezsenności, które zresztą w pewnym momencie doprowadziło go wręcz na skraj samobójstwa, że było jednym z rozstrzygających czynników o kształtowaniu się jego właśnie takiego a nie innego światopoglądu. On mianowicie twierdził, że człowiek do prawdy o sobie i o świecie zbliża się tylko w tych momentach. W momentach bezsenności i całkowitej samotności. Ponieważ bezsenność to jest sytuacja całkowitej samotności człowieka, takiej samotności gruntownej, egzystencjalnej. I on z tego doświadczenia wysnuł rozmaite wnioski, rozmaite konkluzje dotyczące… w ogóle człowieka jako takiego. Jego tragicznej sytuacji, tego wrzucenia w świat, w życie, które go nie rozumie. Wszystko to objawiło mu się w trakcie tych wielu nocy bezsennych. Wtedy mu się również objawiła ta wielka prawda, o której ciągle mówił, że człowiek jest istotą skazaną, że nie ma przed sobą przyszłości, że tak czy owak wszystkim naszym poczynaniom zawsze musi odpowiadać jakaś katastrofa, że wszystkie nasze poczynania są jałowe, daremne, że muszą się obrócić w nicość. Tutaj uderzał w ton bardzo bliski Koheletowi, zresztą ta księga była mu też bliska z Biblii i do niej często wracał. To odczucie, odczucie tej czczości, tej takiej nicości świata, z czego się również brała jego nuda, bo doświadczenie nudy było drugim wielkim doświadczeniem Ciorana. Nudy jako chandry, nie czegoś przelotnego co znamy wszyscy, natomiast nudy jako pewnego doświadczenia otwierającego nam nagle perspektywę… pustki. Nuda dla niego to była sytuacja w której o – człowiek idzie i nagle widzi, że wszystko co jest koło niego, cały świat, rzeczy, on sam, jest wyzbyty wszelkiego sensu, wszelkiej treści, wszelkiej substancjalności, że wszystko jest czcze, że wszystko jest nicością właściwie. Stąd go pomawiano o nihilizm, ale to jest zupełnie co innego. On w innym miejscu bardzo trafnie dowodzi, że to doświadczenie raczej jest bliskie doświadczeniu pustości buddyjskiej. Pustości, która polega na odzieraniu stopniowym bytu, wszystkiego co istnieje z poszczególnych jego atrybutów, z poszczególnych jego jakości i to co zostaje jest doświadczeniem… pustości tego wszystkiego, ale doświadczeniem bardzo bliskim doświadczeniu pełni właśnie. Tutaj Cioran jest mistykiem, ponieważ jest to doświadczenie bardzo bliskie doświadczeniom mistycznym. Świętej Teresy, świętego Jana od krzyża i tak dalej i tak dalej.
Śmierć nie jest całkiem bezużyteczna. To mimo wszystko dzięki niej dane nam będzie odzyskać przestrzeń sprzed narodzin. Naszą jedyną przestrzeń. Pewność, że nie ma zbawienia – jest formą zbawienia. Jest jedynym zbawieniem… Wychodząc z tego założenia można równie dobrze zorganizować własne życie jak i skonstruować filozofię historii. Nierozwiązywalność jako rozwiązanie. Jako jedyne wyjście.
Zapis fragmentu audycji z cyklu „Alfabet filozofów” (08.01.2003, 22:15) Drugiego Programu Polskiego Radia. Opowiadał Ireneusz Kania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.