O
innej wybitnej postaci chrześcijaństwa, świętej Teresie z Avili,
założycielce siedemnastu klasztorów żeńskich i piętnastu
męskich, mówi się wręcz, że dzięki intensywności i głębi
swej wiary była w stanie pobudzić wszystkie siły duchowe, które
zazwyczaj tkwią niewykorzystane w ludzkiej podświadomości. Dzięki
temu podczas wizji wpadała w ekstazę i unosiła się w powietrzu, a
jej twarz jaśniała. Pewnego razu - jak mówią źródła - Teresie
ukazał się anioł ze złotą, ognistą włócznią, którą przebił
jej serce. Rzeczywiście, odwiedzający klasztor jej zakonu w Albie
jeszcze dziś mogą oglądać ślady tej rany na sercu świętej,
które nie uległo rozkładowi. Takie współdziałanie sił boskich
i ludzkich benedyktynka, siostra Caecilia Bonn, porównała do
procesu fotosyntezy u roślin, których chlorofil posiada twórczą
zdolność wytwarzania związków organicznych pod wpływem energii
słonecznej. Bez tego zjawiska nie mógłby istnieć żaden organizm
żywy. U ludzi, którzy znajdują się szczególnie blisko Boga - jak
podkreśla siostra Caecilia - analogiczny proces przebiega po prostu
w sposób o wiele bardziej intensywny niż u innych.
Jako
młoda dziewczyna Teresa była znana ze swej urody, ale z wiadrem do
mycia podłogi potrafiła obchodzić się nie gorzej niż z
modlitewnikiem. Pewnemu śmiałemu młodzieńcowi, który podziwiał
piękno jej stóp, odpowiedziała z błyskiem w oku: „Proszę
przyjrzeć się uważnie, panie, bo oglądasz je ostatni raz".
Święta zakonnica rozróżniała kilka form modlitwy, z których
każda prowadziła z kolei do osiągnięcia różnych stanów
-„dotyku", „porwania" czy wręcz „lotu duszy"
kiedy to dzięki głębokiemu mistycznemu zjednoczeniu z Bogiem duszę
wypełnia „głęboki pokój". Celem tej mistrzyni życia
duchowego nie było jednak samo doświadczanie wzniosłych uczuć.
Głosiła, że Bóg zawsze czegoś od nas żąda. Nie istnieje zatem
mistyka, która nie prowadziłaby do czynu, bo tylko w nim znajduje
potwierdzenie swojej autentyczności. I na odwrót, nie ma również
prawdziwie wielkiego czynu, który mógłby zaistnieć bez
mistycznego podłoża. Bez tego fundamentu wszystko bowiem, co
robimy, staje się jedynie pozbawionym refleksji aktywizmem. Teresa
nie interpretowała swych wizji. „Co to znaczy, tego nie rozumiem -
pisała - i niewymownie cieszę się z tego, że nie rozumiem. Bo w
istocie, córki, dusza ma nie tyle upatrywać (...) te rzeczy, które
tu sami możemy objąć samym rozumem, ile raczej te, których żadną
miarą pojąć nie zdołamy". W swym dziele Twierdza wewnętrzna
dodała później: „Mam to przekonanie, że w każdym najmniejszym
stworzeniu Bożym, choćby to była tylko drobna mrówka, więcej
ukrywa się dziwów, niż rozum pojąć zdoła". Całą mądrość
i doświadczenie swego życia święta podsumowała w następujących
słowach: „Todo se pasa, Dios solo basta" - „Tu
wszystko mija, Bóg sam wystarcza". Udziałem każdego bowiem,
kto „zaczął kochać Chrystusa, staje się osobliwe doświadczenie.
Im bardziej pragnie dawać, tym bardziej sam czuje się obdarowany".
Teresa
zmarła 4 października 1582 roku. W dzień później w dziejach
świata rozpoczęła się nowa era - w życie weszła przygotowana
przez papieża Grzegorza XIII reforma kalendarza. Ponieważ w
chwili przejścia z kalendarza juliańskiego na gregoriański
pominięto dziesięć kolejnych dni, dzień śmierci tej wielkiej,
ukierunkowanej na wieczność kobiety zawisł niejako, pozbawiony
daty, w nieskończonym bezkresie wszechświata.
Peter
Seewald, Szkoła mnichów. Inspiracje dla naszego życia,
przekład; Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.