Niektórzy ludzie, nie wiadomo za jaką
sprawą i przyczyną, próbują się rozeznać w świecie, próbują
znaleźć jakiś sens, czemu służy dola człowiecza, błądzą i
szukają, miotają się i tak dalej, bez końca aż do śmierci. Do
takich ludzi należę. Czy to moja wina, czy to nasza wina, że tacy
jesteśmy? Kto zasiał w nas ziarno niepokoju i szukania, przyjaciele
mili, bracia i siostry w niewytłumaczalnym cierpieniu, w prawości,
uwadze i bezradności? Jakże wielkie ponosimy koszta za to, że tacy
jesteśmy. Czy to nasza wina, że mamy oczy i uszy otwarte, i że
widzimy i słyszymy, że jest tak, jak jest, niewesoło jest, chaos
jest, smutno jest, i że mogłoby być nie tak smutno, gdyby trochę
pohamować samolubne zapędy.
Czy to nasza wina, że jakoś tacy się
wyrodziliśmy? Że trochę inni jesteśmy niż większość ludzi?
Nie to, że lepsi, lecz inni, nieprzystosowani, z większym garbem na
plecach, z większym kamieniem na sercu, z ostrzejszą szpilką w
głowie. Czy to moja wina, że pasąc krowę, zacząłem patrzeć w
niebo dzienne, potem nocne, i zasiało się we mnie pojęcie
nieskończoności, wieczności, Nieznanego. Czy to moja wina, że
chciałem być sierotą z wyboru. Czy to moja wina, że chciałem
unieść wszystkie nieszczęścia, które nie chodzą po ziemi, lecz
po ludziach. Czy to moja wina, że w te dni ostatnie chciałem wręcz
zbawić wszystkich ludzi. Czy to jest nienormalne, chorobliwie
pragnąc szczęścia ludzi, oczywiście szczęścia bezwyjątkowo
wszystkich ludzi, bo czy „wszyscy” ludzie mogliby być
szczęśliwi, wiedząc, mając świadomość, że jest na świecie
chociażby jeden człowiek nieszczęśliwy. Czy w tym kierunku jest
możliwe nie iść do końca, tylko zatrzymać się w pół drogi.
Czy w tym kierunku jest możliwy umiar i przestrzeganie tej złotej
normy. Czy można kogokolwiek ramieniem miłości nie objąć, czy
można jednego choćby człowieka pominąć. Czy mogą być wybrańcy
i niewybrańcy w ładzie świata. Jeżeli tak, to nie da się mówić
o ładzie.
Edward Stachura
Dzienniki, Zeszyty podróżne 2 s. 370-371
Czytając końcówkę wywodów
Stachury, przychodzi mi na myśl zwrot Montaigne o jednym ze swych
rumaków: „niewczesne rżenia”. W życiu mamy jak najbardziej do
czynienia z ładem, istoty dokonując etycznych wyborów, determinują
swój los. Co z żuczkiem gnojarzem pchającym swą śmierdzącą
kulkę pod górę, pyta Stachura. Jak uczynić go szczęśliwym? Ale
ten żuczek nie jest żuczkiem bez powodu, stał się tym kim jest za
sprawą własnych wyborów. I ani nie odczuwa, iżby mu czego
brakowało, ani nie oczekuje od poety żadnej pomocy. No chyba, żeby
mu pomóc potoczyć jego kulkę. Zatem czemu się zbytnio o niego
martwić? Przyjdzie taki czas i może odczuje potrzebę przekroczenia
swego stanu, zacznie sobie zadawać pytania oraz szukać na nie
odpowiedzi … A może zresztą taki czas nigdy nie przyjdzie …
Czyż sam Stachura swego czasu nie cytował: „Powierzam moje
tajemnice tym którzy są godni moich tajemnic?”
Można by raczej zadać pytanie: Czy
jest możliwe nie gardzić tymi co wyglądają jak ludzie, a którzy
dokonali wyboru, zawężając swe życie do jedzenia, kopulacji i
dążenia do dominacji, do zajęcia jak najwyższego miejsca w
„kolejności dziobania”? Wydaje się, że Pessoa miał bardziej
trzeźwe spojrzenie od naszego poety:
Tylko
jedna rzecz olśniewa mnie bardziej niż głupota z jaką większość
ludzi przeżywa swe życie: to inteligencja, która zawiera się w
tej głupocie.
Mdli
mnie pospolita ludzkość, która jest, skądinąd, jedyną
ludzkością, jaka istnieje. I czasami z rozmysłem potęguję w
sobie te mdłości, tak jak czasem ktoś zmusza się do wymiotów,
aby położyć kres mdłościom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.