środa, 15 stycznia 2014

Uczyńcie ciszę!


W klasztorze panuje wielkie milczenie i stwierdzenie to nie ma wydźwięku negatywnego. Na każdym kroku znajdują się specjalnie urządzone zakątki, w których można napełnić się dobroczynną atmosferą ciszy. Nowicjuszy napomina się, by nie biegali po korytarzach i nie prowadzili tam rozmów. Bez pośpiechu i w ciszy zasiada się do stołu, by w milczeniu spożywać posiłek. Zakaz rozmów po komplecie jest zaś czymś świętym. Noc to noc - nie ma innego miejsca na świecie, w którym do pojęcia ciszy nocnej przywiązywano by dziś jeszcze taką wagę. Odpowiada to w pełni staremu, lapidarnemu benedyktyńskiemu hasłu - pax, czyli pokój.

Święty Franciszek i święty Dominik, którzy niemal w tym samym czasie powołali do życia dwa zakony o całkowicie odmiennych charyzmatach, widzieli się tylko raz. Jak głosi przekaz, na początku uściskali się, ale przez cały czas trwania spotkania żaden z nich nie wypowiedział ani jednego słowa. Zanim się jednak pożegnali - mówi legenda - każdy z nich zdążył poznać historię życia drugiego.
Być może ojcu Johnowi przypomniała się właśnie ta historia.

Hasło „zrozumieć bogactwo ciszy" - od tego zaczął naszą rozmowę - brzmi czasem dość nieszczerze, a nawet pusto. „Głosy w ciszy" słyszą przecież zazwyczaj tylko osoby chore psychicznie. Mimo to - jak mówił dalej mnich - pochwała milczenia stanowi bardzo stare ćwiczenie, a jednym wielkim wołaniem ciszy był sam święty Benedykt. Już kaptur mnichów służyć miał w pierwotnym założeniu niczemu innemu, jak tylko zakrywaniu głowy na znak skupienia. U kartuzów pragnienie zachowania milczenia jest tak radykalne, że nie wnioskują oni nawet o rozpoczęcie procesów beatyfikacyjnych swych zmarłych braci, wierząc, że milczenie i miłość są w ostatecznym rozrachunku jedyną drogą do poznania i współistnienia, jedyną drogą do Boga w zgodzie z duchem stworzenia.

Do tego, aby możliwy był całościowy rozwój ludzkich predyspozycji, niezbędna jest, zdaniem mnichów, atmosfera ciszy i spokoju. Hałas powoduje bowiem zmiany w psychiczno-duchowej strukturze człowieka, sprawiając, że wykazuje on skłonności do nerwowych zachowań. Nie chodzi tu tylko o liczbę decybeli. Nieprzypadkowo bowiem zwrot „nie móc zaznać spokoju" odnosi się do niebezpiecznego już, niepokojącego stanu ciała i duszy. Związek ten uświadamia - niczym poradnik medyczny - sam nasz język. Niespokojny oddech i niespokojny puls nie zwiastują niczego dobrego. Niespokojnie pracujące serce domaga się już pomocy lekarskiej. Ktoś, kto nie potrafi zaznać spokoju, jest podenerwowany, rozgorączkowany, zdezorientowany, niestabilny i pozbawiony energii, co czyni go nieznośnym dla siebie samego, a także z pewnością dla innych. „Przynajmniej w nocy pozwól swemu sercu odpocząć - apelował biskup Hélder Cámara - przynajmniej w nocy przestań biec, poskramiaj pragnienia, które wpędzają cię w szaleństwo".

Mnisi chcą, by klasztor był przestrzenią, w której jak najskuteczniej oddziałuje lecznicza siła spokoju i milczenia oraz w której to, co uległo „poplątaniu", znów może zostać uporządkowane. Ojciec John powiedział mi pewnego razu, że nie wolno nigdy czynić niczego w pośpiechu i niepokoju, w przeciwnym bowiem razie przestaje się trzeźwo spoglądać na daną sprawę i samemu sobie utrudnia życie. „Niech pan spojrzy na szerokie rzeki, które spokojnie płyną po równinach. Mogą się na nich unosić wielkie, wyładowane towarem statki. Rwące potoki i ulewy tylko zaś niszczą pola i łąki".

Cisza umożliwia niekiedy zmianę postrzegania świata, rozkwit zmysłów. W egzystencjalnej konfrontacji z samym sobą i własnym otoczeniem można odnaleźć ważne punkty odniesienia i nowe źródła siły. Podczas chwili ciszy, stanowiącej nieodłączny element liturgii braci z Taize, usłyszałem kiedyś, jak pewna kobieta, siedząca ze skrzyżowanymi na piersiach rękami na miękkiej wykładzinie, zaczęła nagle szlochać - najpierw nieśmiało i cicho, a potem już nieprzerwanie, niczym wezbrana rzeka, która zdołała przerwać wszystkie tamy. Cisza przemówiła do jej ducha i dziewczyna prawdopodobnie wypłakiwała z siebie wszystkie przygniatające ją problemy, od których wcześniej nie była się w stanie uwolnić.

Rzeczywiście, to w zwykle lekceważonej „próżni czasowej" często dzieje się więcej niż we wcześniejszych okresach, które były na pozór pełne wydarzeń. Niekiedy sam nasz organizm chorobą najzwyczajniej w świecie wymusza na nas przerwę w codziennym wyścigu, aby móc na takim „postoju" odpocząć i zaczerpnąć nowej energii. Ten pozorny okres bezczynności okazuje się dla nas niespodziewanie czasem bogatych doświadczeń wewnętrznych. To dziwne, ale właśnie gdy wpadamy w taką „czarną dziurę", której się boimy, bo kojarzy się nam ze stratą czasu i pieniędzy, mamy szanse owocnie wykorzystać dane nam chwile.

W głosie ojca Johna pojawił się patos.

- Proszę przeznaczyć kiedyś trochę czasu, by pobyć sam na sam ze sobą. Proszę poczytać wtedy książki, które bardziej służą refleksji nad światem niż zabijaniu czasu. Proszę zrezygnować z przemieszczania się z miejsca na miejsce i czytania gazet. To będzie pierwszy krok. Od razu zyska pan czas konieczny do tego, aby odnaleźć spokój. Spokój to jedno. Ale jak zapewnić sobie ciszę? To bardzo proste. Soren Kierkegaard powiedział kiedyś: „Cały dzisiejszy świat, całe nasze życie trawi choroba. Gdybym był lekarzem i poproszono by mnie o radę, odpowiedziałbym: uczyńcie ciszę!"

Za: Peter Seewald, Szkoła mnichów. Inspiracje dla naszego życia, przekład; Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.