niedziela, 16 września 2012

Bobkowski i yoniso manasikara

 
I właściwie są trzy czasy: teraźniejszość rzeczy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Jadąc cichą drogą, zatopiony w jakiejś przedziwnej pełności, czuję specjalnie tę wielką fikcję czasu, nieuchwytność teraźniejszości. W człowieku wszystko jest albo przeszłością albo przyszłością. Teraz przeżywa się przez tamte dwa czasy. Bywają jednak momenty, gdy jest tylko to, co jest – chwile tak krótkie, że nie dające się wyrazić żadną jednostką, a jednak wspaniałe, bo pełne. Jedynie poczucie zupełnej pełności pozwala na uchwycenie tego teraz. Ale w takich chwilach czas w ogóle znika, nie ma go.
*
Ten cały balast myśli w normalnych warunkach, balast przyszłości, odpadł. Jest wojna, usiłuję wrócić do Paryża, co będzie jutro albo za miesiąc zupełnie nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Ta przyszłość może być taka i owaka, lecz na pewno nie ta, jaką mógłbym sobie wyobrazić. Więc nie myślę o niej – to co jest poza linią wzroku, nie odgrywa roli. Jeżeli ta cała cywilizacja nie jest wiele warta, to jednak dokonała jednej wielkiej rzeczy na większości kontynentów: potrafiła doprowadzić do tego, że w jej obecnym stanie człowiek najtrudniej umiera z głodu. Jeżeli i to diabli wezmą, no to cześć. Tymczasem jednak to nie grozi, więc jem winogrona. Najważniejsze jest TERAZ i trzeba się nie bać wyssać to TERAZ do końca, potem odrzucić i zastanowić się jak by następne TERAZ najlepiej wykorzystać. Zastanawia mnie tylko jedno: nie jest to ani Carpe diem Horacego ani „po nas choćby potop”.

Szkice piórkiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.