środa, 30 lipca 2025

O pysze, próżności i ambicji


Praeludium I. Zastanowić się nad słowami Proroka: Dzień Pana za­stępów na każdego pysznego i wysokiego i na każdego hardego: i zniżon będzie1.
Praeludium II. Daj mi, Panie, poznać, jak brzydką i szkodliwą jest pycha i jej potomstwo.
Punkt I. Jak brzydką i szkodliwą jest pycha.

   Pycha jest to nieporządne upodobanie w sobie samym i we własnej wyższości (inordinatus propriae excellentiae appetitus) [Nieposkromiona żądza własnej wyższości]. Jakże się ona objawia? Oto człowiek pyszny wysoko o sobie sądzi i pełen jest uwielbienia dla siebie, swoich zdolno­ści i swoich czynów. O tym tylko myśli, by zwrócić na siebie uwagę i zy­skać poklask ludzi, lub podobać się ludziom. Jeżeli ma jakie zalety, wy­stawia je na jaw - jeżeli ich nie ma, tedy je udaje i nieraz samą nawet cnotę, pobożność i świętość zmyśla, podczas gdy wady i niedostatki skrzęt­nie ukrywa. Pełen zaufania w sobie, porywa się często na rzeczy, którym nie dorósł. Pełen wiary w swoją mądrość i siłę, nie chce przyjmować cu­dzego zdania, albo się przyznać do swojej niewiadomości i niemocy. Pe­łen uroszczeń i względów dla siebie, szuka wszędzie pierwszeństwa, za­szczytu i panowania, pomiata wyższymi, równymi i niższymi, zazdrości tym, którzy nad nim stoją, i oburza się, gdy kogoś nad niego przenoszą, lub komu innemu przyznają słuszność; tak przy tym jest drażliwy, że go lada uraza jątrzy, lada upomnienie drażni, lada upokorzenie gniewa. Pełen samowoli nie chce ulegać starszym, a nieraz i samemu Bogu wy­powiada posłuszeństwo, przeciw Kościołowi bunt podnosi i do jawnego niedowiarstwa dochodzi.

     Jakże tedy brzydką i straszną jest pycha! Zaiste, ona nie tylko jest kłamstwem, iż chlubi się z tego, czego nie ma - i kradzieżą, iż przywłasz­cza sobie to, co do niej nie należy - lecz nadto jest bezbożnością i bał­wochwalstwem, iż nie uznaje Boga Stwórcą i Panem wszystkiego, a tym samym strąca go niejako z tronu królewskiego, na który samego czło­wieka wynosi. Nie dziw zatem, że Pan brzydzi się pychą i straszne klątwy na nią rzuca: Pycha jest początkiem grzechu każdego: kto się jej trzymać będzie, pełen będzie przeklęctwa, a na koniec go wywróci2.

     I nie tylko Panu Bogu obmierzłą jest pycha, ale i ludziom3, tak, że ona jedna wystarczy, by udaremnić prace kapłana, choćby zresztą miał świetne zalety.

    Nic też szkodliwszego nad pychę. Pycha nadyma - pycha zaślepia -pycha mnóstwo grzechów rodzi - pycha wszelkie zasługi niweczy - py­cha wszelkie cnoty rujnuje - pycha wszelkie łaski wstrzymuje - pycha wszelkie kary sprowadza (Nabuchodonozor, Aman) - pycha nawet z nie­ba ściąga i do piekła wtrąca - pycha, według słów św. Grzegorza Wiel­kiego, jest najpewniejszym znakiem potępienia. Jak straszną w skutkach jest pycha, może zaświadczyć Lucyfer; jeżeli zaś tak Bóg postąpił z Anio­łem - mówi św. Bernard - cóż się stanie ze mną, który jestem prochem tylko i popiołem? Ille in coelo intumuit, ego in sterquilinio [Ów w niebie uniósł się pychą, ja w stercie gnoju]4.

      Otóż tej pychy lękać się mają przede wszystkim kapłani, a to dlate­go, że postawieni wysoko i otoczeni czcią ludzką, łatwiej mogą dopuścić grzeszne upodobanie w sobie i zapragnąć własnej wyższości, tym więcej, że szatan na nich zdradliwsze zakłada sidła. Toż dzieje Kościoła świad­czą, że w ten sposób niejeden kapłan dał się ułowić, a nawet pociągnąć do utraty wiary; wszakże pycha to wtrąciła Montana, Tertuliana, Ariu­sza, Hussa, Lutra, Dóllingera i innych w przepaść herezji, a słynnego X. Lamennais z obrońcy religii uczyniła apostatą i panteistą.

   O Panie, zachowaj mnie od podobnego upadku, a stąd utrzymuj mnie w pokorze i przymnóż mi wiary!

Punkt II. Jak brzydką i szkodliwą jest próżność.

     Córką pychy jest próżność, czyli nieumiarkowane pragnienie czci i chwały ludzkiej. Wprawdzie wolno starać się o dobre imię u ludzi, a dla kapłana jest to nawet rzeczą potrzebną, iżby mógł działać korzyst­nie; lecz nie godzi się brać czci ludzkiej za cel swoich dążności i czynów, ani pragnąć jej nieporządnie lub do jej osiągnięcia nienależytych uży­wać środków. Tak czyni próżność; dlatego też jest obrzydliwą i karygod­ną przed Bogiem.

    Pan Bóg stworzył wszystko dla chwały swojej, aby wszelkie stworze­nie śpiewało Bogu nieustający hymn uwielbienia, z ludźmi zaś zawarł niejako ugodę, iż mają oni wszelką chwałę z dobrych uczynków odnosić do Boga, jako winną daninę, a za to otrzymać na ziemi wszelki pożytek, w niebie zaś pożytek i chwałę. Jeżeli więc człowiek przywłaszcza sobie chwałę z dobrych uczynków, wywraca Boży porządek i staje się niejako buntownikiem, złodziejem, przeniewiercą i bałwochwalcą. Bóg powie­dział: Chwały mojej nie dam inszemu5, a człowiek sprzeciwia się Bogu i wykrada chwałę dla siebie. Bóg chce być jedynym Oblubieńcem duszy, a dusza stroi się w szaty piękne, to jest w dobre uczynki, aby się przypo­dobać komu innemu. Bóg chce być sam Bogiem człowieka, a człowiek czyni bogiem siebie i każe sobie palić kadzidło. Stąd nie dziw, ze próż­ność tak wstrętną jest Bogu. Czy i ja się nią brzydzę?

    Niewypowiedziane są szkody, jakie ta wada zrządza w duszy. Ona odbiera wartość dobrym uczynkom i czyni je złymi; stąd słusznie Ojcowie św. nazywają ją przymilającą się złodziejką dóbr duchownych i tru­cizną słodką, ale zabójczą. Ona sprowadza karę Bożą; stąd Zbawiciel nie tylko mówi o faryzeuszach, że odebrali zapłatę swoją, ale grozi im strasznym biada. Ona ściąga zawstydzenie, a nieraz pośmiewisko i szy­derstwo ludzkie, tym więcej, że człowiek próżny, ubiegając się chciwie o chwałę i poklask, staje się zbyt często nierozsądnym lub śmiesznym.

Jakże tedy winien czuwać każdy, by się nie dał usidlić próżności, zwłaszcza że wróg to podstępny i zdradliwy. Bo najpierw, próżna chwała jakby cień jaki ściga cnotę7 i z dobrych uczynków się rodzi, podczas gdy inne występki pochodzą z grzechów. Po wtóre, nieznacznie i chytrze wkra­da się do duszy, tak że nawet człowiek doskonały musi się mieć przed nią na baczności. Wreszcie, trudno się jej pozbyć, bo wszędzie się wci­ska, wszędzie nurtuje, nie da się wyrwać do szczętu, nawet zwyciężona korzysta z klęski i często zwycięzców zwycięża. Jest to ostatnia suknia, którą dusza zdejmuje8, ostatnia walka, którą musi staczać ; często bo­wiem i na łożu śmiertelnym pozbyć się jej nie może, czy nie chce, a życie niejednej duszy jest od początku do końca - komedią10.

      Próżność czyha nie tylko na zwykłych chrześcijan, ale także na do­skonałych; wszakże opowiada o sobie św. Grzegorz Wielki, ze pisząc zna­komitą księgę Liber Moralium, zamierzył sobie wyłącznie chwałę Bożą i pożytek dusz, a jednak wśród pisania wkradła się tajemna chęć podo­bania się ludziom. Nagabuje ona zbyt często i kapłanów, zwłaszcza mło­dych i zdolnych; toż niejednemu z nich szepce miłość własna: Pokaz się wżdy przed światem, zajaśnij nauką, talentem, wymową, popisz się świet­nym kazaniem lub znakomitym jakim dziełem, to znowu każe mu od­grywać w towarzystwie rolę trefnisia, podbijać kobiety gładką twarzą, miłym ułożeniem, grzecznymi słowy, zbierać oklaski z muzyki, śpiewu, dowcipu i zręczności w zabawie. Trafiają się i tacy, co swej chwały szuka­ją z gospodarstwa, ze stajni, z piwnicy, z mebli, z gry w karty, z pełnego mieszka itp. Wina tu tym większa, że kapłan ma innych uczyć pokory -że lepiej od innych poznaje marność rzeczy ziemskich - że ściślej niż inni obowiązany jest do szukania we wszystkim chwały Bożej.

     O jakże często i ja uganiam się za dymem próżnej chwały. Jak czę­sto pragnę błyszczeć przed ludźmi i to nieraz z rzeczy bardzo błahych, zapominając na przestrogę bł. Jakopone: Czemu się nadymasz przyszła strawo robactwa? Jak często w czynnościach nawet świętych dbam o to przede wszystkim, by podobać się ludziom, albo przynajmniej mam po­budkę mniej czystą i według słów św. Alfonsa Liguori, podobnym jestem do człowieka zezowatego, iż jednym okiem na Boga, drugim na ludzi i na siebie patrzę. Ale też za to lękać mi się trzeba, by Pan nie rzekł i do mnie:

Ten zyski swe kładł w dziurawy mieszek i odebrał swoją zapłatę.

    O Panie, nie dopuść, by życie moje poszło na marne, dlatego strzeż mnie od próżności!

Punkt III. Jak brzydką i szkodliwą jest ambicja.

    Inną córką pychy jest ambicja, czyli nieporządne pragnienie zaszczy­tów i godności. Wolno wprawdzie starać się o stanowisko, urząd, god­ność, byle kierować się dobrą pobudką, mieć potrzebne uzdolnienie, uży­wać środków godziwych i iść raczej za wolą starszych lub inną wskazów­ką Bożą, niż za własnym zachceniem, trzymając się tej zasady: Virtutibus pollens coactus ad regimen veniat; virtutibus vacuus nec coactus accedat [Najwyższą władzę niech obejmuje silny przez cnoty człowiek, z koniecz­ności; niech nie podejmuje jej ktoś pozbawiony cnót, nawet pod przy­musem]12. Ale człowiek, opanowany przez ambicję, nie krępuje się tymi szrankami; on widzi w zaszczytach i godnościach wielkość i szczęście, co jest smutnym bardzo urojeniem; pożąda ich dla wywyższenia swego, a nie dla chwały Bożej; ubiega się o nie bez względu na swoje uzdolnie­nie i nie przebierając w środkach; stąd nieraz ucieka się do obłudy, podło­ści, intrygi itp. Ambicja ta jest płodną matką wielu grzechów, bo ambitiosus nulliparcit, ut regnet [Żądny zaszczytów zniszczy każdego, aby mieć władzę]13. Ambicja upadla; honor servos efficit emptitiis seivis deteriores [Zaszczyt czyni sługi gorszymi od nabytych przez kupno niewolników]14. Ambicja dręczy; o ambitio, ambientium crwc, quomodo omnes torąuens, omnibus places [O żądzo zaszczytów, udręko goniących za karierą, jak­kolwiek przysparzasz cierpienia wszystkim, wszyscy znajdują w tobie upodobanie]13. Ambicja gubi; quam multis honor occasio exitii fuit [Dla jakże wielu ludzi zaszczyt stał się powodem zagłady]16.

     Toż nic dziwnego, że Zbawiciel nie tylko potępił ambicję w faryze­uszach, ale nauczył nas przykładem, jak mamy jej unikać, bo ukrył się przed rzeszą, gdy Go chciała obwołać królem. Nie dziw też, że Święci i sami uciekali przed honorami i innych ostrzegali: Ambitio subtile malum, secretum virus, pestis occulta, doli artifex, mater hipocrisis, livoris parens, vitiorum origo, tinea sanctitatis, cordis excoecatrix [Żądza zaszczy­tów przebiegłym złem, tajemnym zarazkiem, ukrytą chorobą, mistrzem podstępu, matką oszustwa, rodzicielką zawiści, źródłem występków, molem dla świętości, oślepiającą serce]17.

    Ambicja należała po wszystkie czasy do ciężkich plag, trapiących Oblubienicę Chrystusową. Już w szóstym wieku skarży się św. Grzegorz Wielki: Honoris nomen non virtutis tenemus... humanam gloriam intenta mente captamus [Zyskujemy sławę z powodu zaszczytu, nie zaś cnoty... wysilając wielce umysł, gonimy za ludzką chwałą]18. Sześćset lat później św. Bernard nie waha się twierdzić: Plena est ambitionis Ecclesia [Ko­ściół pełen jest gonitwy za zaszczytami]. I w naszych czasach nie wygasła ta wada do szczętu, a także i wiek XIX musiał patrzeć ze wstrętem na biskupów dworaków, sprzeniewierzających się swoim obowiązkom dla dogodzenia swojej ambicji, takiego np. Maury'ego, Siestrzeńcewicza, Spiegela itp. A ileż ona wywołała zgorszeń, upodleń i rozdwojeń; wszak­że Focjusz dla utrzymania się przy godności patriarchy, oderwał Kościół wschodni od jedności ze Stolicą św. Toż słusznie ubolewa św. Jan Chry­zostom: Nihil est, quod Ecclesiam ita divellere queat, quam ambitio praesidendi [Nic nie potrafi tak podzielić Kościoła jak żądza przewodzenia]19 Jakże tedy kapłani strzec się winni ambicji, ci zwłaszcza, których Bóg hojniej obdarzył; bo, jak pięknie mówi św. Ambroży: Saepe quos vitia nulla delectant, ąuos nulla potuit vincere luxuria, nulla avaritia subruere, facit ambitio criminosos, eo perniciosior, quo blandior [Często żądza sła­wy, tym bardziej zgubna im pełniejsza powabu, czyni przestępcami lu­dzi, których nie nęcą żadne występki, których nie jest w stanie pokonać rozpusta, ani zniszczyć zachłanność]20. Mocniej napastuje ona lepszych i trafia nawet za furtę klasztorną!

    A ja czy jestem zupełnie wolny od tej wady? Ach, podobno nieraz słyszę jej podszept: Manifestu teipsum mundo; - ascende superius [Przed­staw się światu, pnij się w górę].
Rachunek sumienia z pychy, próżności i ambicji. Akt żalu.

Postanowienia: 1. Lecz odtąd będę się brzydził z całej duszy pychą i jej córkami. 2. Starając się zawsze o dobrą i czystą pobudkę, nie uczy­nię nic w tym celu, by mieć stąd chwałę u ludzi; jeżeli zaś pośród czyn­ności zapuka próżność do mego serca, odpowiem jej z św. Bernardem: Nie dla ciebie rozpocząłem, nie dla ciebie przestanę. 3. Nie będę pra­gnął zaszczytów dla zaszczytów, pamiętając, że one jako dym ustaną, i że według trafnych słów św. Augustyna: Honor te debet quaerere, non tu ipsum [Zaszczyt powinien szukać ciebie, a nie ty zaszczytu]21, a co do sta­nowiska, urzędu, beneficjum, zdam się całkowicie na wolę Bożą - niech ona mną kieruje.

Za: Józef Sebastian Pelczar, Rozmyślania o życiu kapłańskim, czyli ascetyka kapłańska, Wydanie piąte, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Teologiczny, Poznań 2003


wtorek, 29 lipca 2025

Święty Augustyn jako pedagog nowoczesny


Jak w każdej umiejętności, tak i w pedagogice, a zwłaszcza w katechetyce, musi być postęp i reformy muszą być przeprowadzone, lecz w postępie i dążeniu za nowością nie należy zapominać dawnego, które już było wypróbowane i pewne dodatnie posiada strony.

   Takim pedagogiem i katechetą, popierającym prawdziwie postępowe i reformatorskie idee, nowoczesnym pedagogiem – jeżeli nowoczesnym zowie się to, co zgodnym jest z duchem czasu – jest wielki biskup z Hippony, św. Augustyn. Prawie wszystkie systemy filozoficzne nowożytne znalazły swoje praktyczne zastosowanie na polu pedagogiki i również tak samo z przed 1500 laty przeszło, filozofia św. Augustyna znalazła się także na praktycznej niwie nauki wychowawczej. To co św. Augustyn napisał o wychowaniu w swoim dziełku katechetycznym pt. De catechizandis rudibus, tchnie nowoczesnością, ponieważ skreśla w nim cel wychowania, jego sposoby i jego trudności z podziwu godną prostotą i jasnością.

I.
   Co jest celem wychowania? Harmonijne ukształcenie człowieka – tak czytamy w nowoczesnych dziejach pedagogicznych i zgadzamy się na to, o ile pod tym, co harmonię w człowieku urabia, co innego rozumiemy, aniżeli nowoczesna niechrześcijańska pedagogika podaje. Ta bowiem zaleca tylko harmonię zdolności i sił, o ile one dla celów ziemskich się nadają, my znowu nie tylko ziemskie ale i nadziemskie zdolności rozumiemy. O tym celu św. Augustyn wyraża się słowy św. Pawła apostoła: Cel jest miłość z czystego serca, i sumienia dobrego, i wiary nieobłudnej (2). Wychowanie powinno rozbudzać w dziecku zapał do wszystkiego co szlachetne i piękne, woła nowoczesna pedagogika. Lecz wszystko co szlachetne i piękne znajduje swój punkt najwyższy w najdoskonalszym dobru – Bogu – a zapał jest tylko objawem owego uczucia duszy, które miłością nazywamy. W teorii wychowawcy pragnęliby usunąć od dziecka wszystko, co by mu jego czystość serca wydarło – lecz w praktyce tegoczesna pedagogika ma pod tym względem luźne sumienie i twierdzi, że niejedno, co szkodliwym być mienimy, bynajmniej dziecku szkody nie przynosi. Kłamstwo i obłuda uchodzi także za wielką wadę w nowoczesnej pedagogice, ponieważ kłamstwo "narusza harmonię". Pedagogika nowoczesna stawia wymagania, lecz ich wypełnić nie może, św. Augustyn stawia także warunki zasadnicze wychowania, lecz wskazuje także, jak je wypełnić można. Umiłowanie tego co szlachetne i piękne, to w najwyższej potędze: "miłość ku Bogu", obyczaje czyste i prawda, to "serce czyste i dobre sumienie" i "nieobłudna, prawdziwa wiara". "Wiara nie zasadza się na zewnętrznej formie, lecz ażeby serce było wierzące" (3), więc nie kłamstwo, lecz prawda, nie powierzchowność, lecz wewnętrzne ukształcenie serca powinno być celem wychowawczej pracy.

   Czego pragnie pedagogika, tego starał się także dopiąć św. Augustyn, tylko św. Augustyn nie przeoczał tego, co nowa pedagogika pomija, że taka monumentalna budowa, jaką jest wychowanie, potrzebuje mocnego fundamentu na skale, to jest chrystianizmu, a nie podmytego, podmulonego gruntu piaszczystego samego tylko humanizmu.

   "Człowiek szlachetny przyciąga ludzi szlachetnych". Słowo to poetyczne jest w pedagogice często powtarzane i ono powinno być jej celem i nasz Augustyn św. pragnie tego samego celu. On idzie jeszcze dalej i mówi: "Miłość – wspaniałomyślność Boża pociąga miłość naszą!". "Miłość Boża powinna nas pobudzać do miłości ku Niemu" (4). Przeglądając dzieła tegoczesnych teologów możemy na to liczyć, że znajdziemy tam wychowanie do "ideału" podniesione; św. Augustyn mówi: "Ta miłość Boża jest celem jedynym! – obierz ją sobie przy wychowaniu, za najwyższy cel, do którego cała twa praca zmierzać powinna" (5). Jakież to wychowanie idealne!

   Jeżeli wychowawca chce wiernie swoje powołanie spełniać, powinien nasamprzód zaopatrzyć się w powagę i zjednać sobie zaufanie swojego ucznia, a przez swą powagę i zaufanie dziecka (dać i brać są to dwa obustronne w wychowaniu stosunki), poprowadzić swojego wychowańca do ideału. "Uczeń powinien dojść przez słuchanie do wiary, przez wiarę do nadziei a przez nadzieję do miłości" (6), mówi św. Augustyn. Miłość jest ideałem, wiara i ufność są sposobami do jego osiągnięcia; wiara wnioskuje z góry o powadze, nadzieja o ufności.

    Wszystko powinno być spożytkowane w nauce i wychowaniu, ażeby wychowańca prowadzić do ideału. Pedagogowie zgadzają się z sobą w teorii, że wychowanie powinno być jednolite, lecz w praktyce psują tę jedność, tłumiąc zdolności dziecka, które zamiast być skupione, są rozproszone i dla samych szczegółów całość przepada; jest to kara, która cięży na realizmie jednostronnie skierowanego ukształcenia! Tak więc teoria i praktyka nowej pedagogiki są z sobą w sprzeczności. Św. Augustyn odzywa się o pedagogice: "Wszystko się odnosi do najwyższego celu, miłości – czyli ideału, ponieważ to modnie brzmi, nie należy go więc ani w mowie, ani w postępowaniu spuszczać z oczu" (7). "Ludzi, całych ludzi trzeba wychowywać". Jeden cel – harmonijne ukształcenie całego człowieka, a nie pewnych jednostronności, pedagogika powinna za cel wytknąć dla siebie.

II.
   Jakich sposobów pedagogika dla dopięcia swoich celów używać ma, pouczają nas o tym pedagogiczne książki naukowe.

   Wszyscy na to się zgadzają, że najlepszymi sposobami są: oddanie się nauczyciela swojej nauce i swojemu uczniowi, pomoc innych, bliskich uczniowi osób, np. rodziców i dobra metoda.
    I pod tym względem św. Augustyn wyrażał się zupełnie jasno. "Słuchają nas tym ochotniej, jeżeli okazujemy miłość ku temu, czym się zajmujemy" (8). Co św. Paweł apostoł powiada, że należy się zniżyć do pojęcia małoletnich duchowo, rozbiera to obszerniej św. Augustyn: "Własne nasze zadowolenie wpływa na potoczystość naszej wymowy, że mówimy łatwiej i lepiej" (9). "Wielka miłość zwierzchnika krzepi podwładnego" (10). Czy mógłby dzisiejszy wychowawca napisać słowa, które by te złote ziarna mądrości pedagogicznej przewyższyły? Bez poświęcenia się nie ma zwycięstwa, bez miłości nie ma wzajemności! Można być biurokratą i nie mieć serca dla tych, z którymi ma się do czynienia; można mieć jakiś zawód w życiu, i nie okazywać szczególniejszej miłości ku tym, z którymi się pracuje, dość jest trzymać się ściśle litery rozporządzeń i wydawać je, a już swój obowiązek się spełniło. Lecz nigdy a nigdy nie może być wychowawcą, kto nie ma miłości ku tym, których wychowuje. Może ktoś znać wszystkie prawidła metodyczne, lecz mimo to nie będzie dobrym wychowawcą, jeżeli mu brak miłości ku swoim. Tej zaś nauczyć się niepodobna, ponieważ zawód nauczycielski jest to powołanie z "łaski Bożej". Niejeden mógłby być prędzej z zawodu "kupcem", "rzemieślnikiem", aniżeli wychowawcą. Jeśliby począł być rzemieślnikiem, wyrobnikiem, musiałby porzucić ten zawód, uciec od niego, bo kto sam nie jest przepełniony tym, co mówi i czyni, innych nie zapali: "Powinniśmy mieć zamiłowanie do tego, co czynimy".

  Jako główny środek zalecają w obecnych czasach ścisły stosunek szkoły z domem rodzicielskim.

   Lubo ten środek nowoczesnym się być zdaje, w rzeczywistości jest on już dawny, bo: "Pożytecznie jest zaciągać wiadomości o wychowańcu, jakiego on jest usposobienia umysłu od tych, którzy go znają" (11) mówi św. Augustyn.

  Więcej zaś od wszystkich powinowatych zna człowieka Ten, który bada serca i nerki ludzkie, wychowawca powinien przeto od Niego się wywiadywać o swoim    wychowańcu, powinien modlić    się. Lecz to jest niemodnie!

     Jednak pedagogika chrześcijańska zaleca: "Powinniśmy modlić się, ażeby Bóg mówił do nas tak, jak tego sobie życzymy" (12), tj. jak to stosownym jest dla naszych dzieci. "Bóg bowiem daje istotną radość" (13). Czemu to niejedna matka, która w swoim życiu żadnej książki pedagogicznej nie widziała, że już nie powiem, nie czytała, a tym mniej naukowo-pedagogicznego wykładu nie słyszała, tyle dokonywa w wychowaniu swoich dziatek, a czemu tak mało osiąga niejeden pedagog, w cały aparat naukowych umiejętności uzbrojony? Kto dał matce mądrość pedagogiczną? a ileż jest takich, które by niejednego profesora w tej umiejętności zawstydziły? Jest to dar od Tego, który stworzył duszę dziecka i matki.

    "Indywidualne postępowanie" jest to od parady koń pedagogiki, który może egzystować tylko w pięknej teorii, i w złudnej praktyce. Ta droga jest trudna, bo potrzeba tu pilnego studiowania charakteru i zdolności jednostki. Na tym polu mało kto pewności nabrał, aby był wolny od pobłądzenia w indywidualnym postępowaniu, ile serc dziecięcych, tyle zagadek dużych i małych, nad rozwiązaniem których całymi latami pracować można, a kiedy się myśli, że się rozwiązało, okazuje się, że rozwiązanie mylne jest. Można tylko do tego przyjść wniosku, że będzie się pracowało, ażeby każde młodociane serce urobić wedle jego indywidualnego usposobienia. Posłuchajmy tu św. Augustyna: "Jeżeli wychowaniec niechętny jest, należy go z pobłażliwą przychylnością traktować" (14), nie powinno się obrażać jego delikatnego uczucia, raczej pozyskać go sobie, dając mu poznać, że z czasem może się wyrobić (15). "Można też wychowańca (16) samego zapytać o jego usposobienie umysłu" (17), "czy będzie rzeczywiście tym, czym być chce: chrześcijaninem, dobrym człowiekiem" (18). "Nauka zastosowaną być powinna do osoby" (19).

(...)

    Wszelka nauka powinna działać na rozum i serce, samo tylko kształcenie umysłu czyni człowieka egoistą, jak znowu kształcenie tylko serca zniewieściałym czyni. Tego chce św. Augustyn, gdy pisze: Wiadomości z Pisma św. powinny być z uzasadnieniem i w swoich przyczynach wykładane; jednak nie należy zapuszczać się w dowodzenia (kształcenie rozumu) tak bardzo, ażeby serce i usta wątek opowiadania utraciły i w trudnych dociekaniach się błąkały, lecz wykład powinien być na podobieństwo obsady, która perły w całości z sobą utrzymuje, ale która nie przeciąża sznurka pereł: kształcenie rozumu nie powinno się odbywać kosztem serca. Lecz i "pamięć nie powinna być przeciążaną" (25).

   Nie należy omawiać wszystkiego, ale tylko "co najważniejsze, co w słuchaczu budzi zajęcie" (26).

   Nawet apologetyczny i polemiczny moment św. Augustyn pociąga do swojej nauki. "O pokusach i zgorszeniach wewnątrz i zewnątrz Kościoła należy oświecać" (27); lecz w tej apologii nie należy za bardzo wchodzić w szczegóły; "nie potrzeba zbijać wszystkich mniemań przewrotnych" (28), przeciw złemu wykazać wielkość i mądrość, a także cierpliwość Pana Boga. Pracować tylko negatywnie, nie ma celu; "zwracając się do tych, którzy tylko ciałem należą do Kościoła (indyferentyści, katolicy z imienia), udzielać należy zarazem prawideł życia chrześcijańskiego" (29).

Czy nowoczesna pedagogika mogłaby postawić inne środki, które by owoc pomyślny zapewniły? Przedstawia ona wprawdzie więcej środków, lecz nie są one lepsze od tych, które św. Augustyn podaje.

III.

    Najlepsza także nauka i najlepsze wychowanie przy zastosowaniu wszelkich możliwych środków nie osiągają często swojego celu, przeszkody rozmaite stają na drodze. Bardzo trafnie św. Augustyn mówi o trudnościach w wychowaniu i nauce, wykazując przeszkody ze strony jak nauczyciela tak i ucznia.

   Naprzód przeszkody do wychowania mogą być po stronie nauczyciela. Posłuchajmy tu św. Augustyna, jak on, jako wielki znawca ludzi, roztrząsa sumienie swojego przyjaciela Deogratias, katechety. Nauczyciel niekiedy idzie za daleko dla pojęcia swojego ucznia, jego nauka jest za "wysoka". Słuchacz nie dościga naszych myśli (30) szczególniej kiedy nauczyciel z uczonością mądrości szkolnej ("akademicką" mądrość szkolną ma na myśli) do ucznia przystępuje. Cóż czynić, ażeby usunąć tę przeszkodę? "Matce jest o wiele przyjemniej dla swojego dziecięcia małe kawałki przeżuwać, aniżeli samej zajadać duże" (31). Przez to proste porównanie uczy św. Augustyn bardzo praktycznie, jak tę przeszkodę usunąć. Nie trzeba również przy pierwszej nauce upatrywać nowych dróg, "lecz iść ubitymi torami" (32) tj. pewną normę przy wszelkiej indywidualności zachować należy.

    Nadto nauczyciel może bez pożytku pouczać, jeśli do pracy szkolnej z niechęcią idzie. Nie wymaga się, żeby nauczyciel był zawsze w dobrym usposobieniu, lecz kiedy się podjął nauczania i wychowania, powinien usunąć wszystko, co go przygniata. Św. Augustyn podobnież nakazuje, że kiedy nauczyciel jakąś troską jest przejęty, powinien jeszcze z tym większym zapałem swoje zadanie wypełniać, "boleść, która nas dręczy, powinna być podnietą do coraz większego ognia" (33).

   Niechaj wychowawca nie utyskuje, że wolałby czym innym się zajmować, aniżeli uczyć (34).

  Niechaj także nauczyciel i znudzeniu nie da się opanować, kiedy musi powtarzać często to, co mu spowszedniało i co mu od dawna jest znane. Św. Augustyn podaje na to przyjacielską radę: "Przystępujmy do dzieci z miłością ojca i matki, a skoro pozyskamy, te przedmioty wydadzą się nam zupełnie jak nowe" (35). Św. Augustyn stara się usunąć główną przeszkodę ze strony nauczyciela. "Ucząc innych, uczymy się sami!". "Kiedy pokazujemy komu dobrze nam znaną okolicę, doznajemy pewnego zadowolenia patrząc na jej piękności, jakkolwiek nie są one dla nas obce, lecz zadowoleni jesteśmy dlatego właśnie, że raduje się nimi ten, dla którego są one nowe". Znajdźmy w nowszej pedagogice zdanie, które by przewyższało tę głęboką myśl św. Augustyna! Odczuwamy wdzięczność pracy naszej, gdy ją dla dobra bliźniego podejmujemy: "Zbłąkanemu ukazujemy drogę, zmordowaną duszę prowadzimy na drogę pokoju" (36).

   Inne przeszkody mają swoje źródło w wychowańcu, jest ich dwa główne rodzaje: Jednych podstawą jest umysł słaby, drugich wola słaba.

   Jeżeli wychowaniec jest tępy, to tylko pomóc może wytrwała cierpliwość i miłość oraz ograniczenie wymagań tylko do rzeczy najkonieczniejszych. Pedagodzy teraźniejsi i św. Augustyn tak nam powiadają: Z ociężałym wychowańcem należy się obchodzić z miłością i wykładać mu rzeczy najważniejsze (37) i posługiwać się metodą poglądową: "Objaśniać za pomocą przypowieści" (38).

   Jeżeli w wychowańcu brak jest dobrej woli lub zainteresowania się nauką, należy obudzić w nim zajęcie: "Starać się powinniśmy go rozruszać i wyrwać go z jego skrytości" (39).

    Z pewnym humorem ten ojciec Kościoła pisze: "Często ktoś otwiera usta nie do mówienia lub do pochwalenia, lecz do ziewania" (40) – obojętność doskonale jest w tych słowach wyrażona. Zdawałoby się, że św. Augustyn miał do czynienia z teraźniejszą naszą młodzieżą. Do tego rodzaju uczniów należałoby stosować to, o czym na innym miejscu pisze: "Trzeba koniecznie takich pobudzać, ażeby swoje zdanie wypowiadali, za pomocą pytań przekonywać się o ich pojmowaniu, ośmielać, ażeby śmiało mówili to, co by chcieli zarzucić" (41). To zdanie przydałoby się przy wychowaniu dorastającej młodzieży. Wielu uczniów już w młodocianym wieku moralnie skażonych, zatruwa niejednemu przewodnikowi przyjemność i ochotę nauczania i wychowania. U większości przyczyną jest okres popędów młodzieńczych a niedelikatny ton, jakim niekiedy odpowiadają, nie zawsze jest złością, wielu nie może inaczej, nie umieją inaczej postępować i mówić, potrzeba tu, powtórzmy słowa św. Augustyna "pozwolić im się wysłowić, pobudzić ich: ażeby śmiało wypowiadali, czego chcą", a zwłaszcza niejeden wypadek w wychowaniu okazuje się w innym zupełnie świetle, kiedy te prawidła ma się na uwadze. Wobec wychowania dojrzalszej młodzieży nowoczesna pedagogika stoi bezradna: jedni chcą wychowywać wpajając ambicję, drudzy głosują za karą cielesną i karnością, jedni uważają tych młodzieńców za dorosłych już mężczyzn, drudzy za dzieci; w każdym razie łączy się tu razem miłość i surowość; ambicja sama niczego nie dokaże, również i sama kara cielesna.

Młodzież ta, która ma najmniej zamiłowania do nauki, jak najwięcej miłości potrzebuje. Czym mniejsze jest zamiłowanie ucznia do nauki, tym większą ma być miłość nauczyciela.

   Ważną rzeczą dla nauki jest zasada, ażeby o ile możności nowszą formę dawnemu wykładowi nadawać, iżby nauka nie była samym tylko powtarzaniem: "Nie zapuszczać się za daleko w rzeczy już znane" (42).

     Św. Augustyn podaje i tutaj sposób obudzenia żywszego zainteresowania się: "Trzeba zachęcić uwagę i zajęcie się, wplatając w swą mowę niewinny jaki żarcik, lub pobudzając do jakiego uczucia szlachetnego przez przykład odpowiednio i żywo stosowany" (43).

    Nawet ową przeszkodę, którą teraz "niedyspozycją ciała" określają, św. Augustyn porusza, zalecając usilnie uprzejmość i względność dla fizycznego usposobienia ucznia: "pozwolić mu raczej siedzieć, aniżeli stać" (44).

   Św. Augustyn jest nieprzyjacielem umysłowego przeciążania dzieci: żąda ciągłego kształcenia ale stopniowo, stosownie do natury.

   Pedagoga zadaniem jest nie tylko uczyć lecz i wychowywać, dlatego więc powinien sam się uczyć i kształcić na wielkich wzorach w "dalszym kształceniu" w umiejętności pedagogicznej się zowie, o co także św. Augustyn potrąca, mówiąc: "Po odbytej pracy odpowiednie czytanie albo słuchanie lepszego wykładu, uczyni nas sposobniejszymi i tym większe zadowolenie odczuwać będziemy".

   Te kilka myśli poczerpniętych ze św. Augustyna niech będą zachętą do głębszych studiów dziełka: De catechizandis rudibus i posłużą do właściwego rozumienia pedagogii chrześcijańskiej.

"Homiletyka". Pismo miesięczne poświęcone kaznodziejstwu i życiu duchownemu, pod kierunkiem literackim Ks. Mariana Nassalskiego Magistra Teologii. Rok siódmy. – Tom XIII. Włocławek. Redakcja i Administracja "Homiletyki". 1904, ss. 439-444; 555-560. 

Za:  Święty Augustyn jako pedagog nowoczesny, "Homiletyka", Kraków 2018

     


Żydzi są wrogami Polski”. Pikieta Korony i BPG w Warszawie


Żydzi w diasporze i w państwie położonym w Palestynie są wrogami Polski. Są wrogami Polski i polskości pojmowanej tradycyjnie…

W Warszawie odbyła się pikieta kłamali i kłamią… Przemówienie wygłosił m.in. Grzegorz Braun

Fragment przemówienia Grzegorza Brauna
Chciałbym jeszcze raz podyktować do protokołu. Tak, Żydzi w diasporze i w państwie położonym w Palestynie są wrogami Polski.

Są wrogami Polski i polskości pojmowanej tradycyjnie wedle cywilizowanych wzorców, wyrosłej i kształtującej się. I nie ma, nie ma takiego scenariusza, w którym byłaby jakaś linia demarkacyjna. Linia demarkacyjna, że dajmy na to, osiągniemy tę linię, to znaczy my, cofając się pod ścianę do rogu, osiągniemy tę linię i wtedy oni powiedzą no to już teraz sobie tu żyjcie po polsku.

Nie, nie ma takiej linii demarkacyjnej. Mamy zniknąć. My, Polacy tradycyjni, mają zostać Polacy eurokołchoźnicy. Polacy zglobalizowani i zjudaizowani. I na to jest promesa i do tego jest szczera zachęta. Otóż ja tej oferty ani nie przyjmuję, ani innym nie rekomenduję.

Praca państwowa, czy mundurowa, czy cywilna, sprowadza się w istocie do rozpoznawania, trafnego rozpoznawania zagrożeń i szans, i szans. Nie zmarnować szans, nie przegapić zagrożeń. I otóż w kontekście notorycznie, permanentnie celebrowanej bredni dialogu polsko-żydowskiego i tysiącletniej mniemanej wspólnoty dziejów, bo naprawdę niektórzy zdążyli w to uwierzyć.

Jeszcze raz powtarzam. Mamy do czynienia z wrogiem i z wrogiem nie zawsze musimy się nieustannie bić. Zwłaszcza, że po naszej stronie jest poważny deficyt sił i środków, organizacji, planów. To nie o to chodzi, żeby być stale w zwarciu, ale żeby rozumieć z kim mamy do czynienia.

I otóż, zauważcie Państwo, chwała Bogu, nikt nie przedstawia Polakom wybitnych działaczy socjalistycznych, bohaterów historii XX wieku, Józefa Stalina i Adolfa Hitlera, jako naszych serdecznych przyjaciół. Nikt nie przedstawia nam ich jako naszych serdecznych przyjaciół i podległych im organizacji, jako organizacji sojuszniczych, armii sojuszniczych. No i chwała Bogu, bo to jest realistyczne rozpoznanie.

A otóż przedstawia się nam państwo żydowskie jako mniemany lotniskowiec cywilizacji europejskiej  tam na Bliskim Wschodzie, z którym my mamy odczuwać solidarność. Ten lotniskowiec dokonuje właśnie ludobójstwa, Szanowni Państwo. Dokonuje eksterminacji ludzi zdefiniowanych przez elity żydowskie jako podludzie. I my mamy być w solidarności z tym działaniem i z tym teoretyzowaniem, które dzieli ludzi na ludzi i podludzi? Nie, nie gódźmy się na to. To jest wróg.

Wróg każdego świadomego, cywilizowanego człowieka.  A z wrogiem trzeba w każdym razie mieć się na baczności. Trzeba, o ile to możliwe, trzymać się z daleka. W związku z tym branie udziału w jakichś festiwalach przyjaźni,  fundowanie kolejnych ośrodków żydowskich i dezinformacji na polskiej ziemi.

O, dzisiaj na Komisji Kultury, słuchałem transmisji, pan minister Gliński wylegitymował się całą listą muzeów, które zafundował Żydom na polskiej ziemi. I to była linia jego ataku na aktualnie rządzących, że oni jeszcze tyle Żydom nie zaoferowali, ile zdążył rząd Zjednoczonej łże Prawicy.

Na to się licytują, który z nich lepiej zrobi Żydom. To jest definicja kariery w polskiej polityce i to jest najwyraźniej plan sięgania po władzę. Kto przelicytuje wyżej, kto da więcej, a zatem kto zlicytuje sprawę polską niżej. Konfederacja Korony Polskiej nigdy nie będzie brała udziału w takich licytacjach.

Z Panem Bogiem.

https://ekspedyt.org/2025/07/24/zydzi-sa-wrogami-polski-pikieta-korony-i-bpg-w-warszawie/, 24 lipca 2025

Fragmenty artykułu z Przekroju


Profesor Moshe Zimmermann, szef Instytutu Historii Niemiec na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, uważa jednak, że problem nie dotyczy wyłącznie zachowania ochroniarzy. Jego zdaniem Izraelczycy zasadniczo uważają, że Polacy nie są dla nich równymi partnerami. I nie chodzi o to, że nie potrafią ich dzieciom zapewnić bezpieczeństwa.

– Nie są równymi partnerami do jakiejkolwiek dyskusji. Dotyczy to także wspólnej i dzisiejszej historii oraz polityki. Efekt jest taki, że młodzież izraelska widzi w Polakach ludzi drugiej kategorii, postrzega ich jako potencjalnych wrogów – wyjaśnia bez ogródek.

O tym, że profesor ma sporo racji, świadczyć może instrukcja postępowania z tubylcami rozdawana jeszcze kilka lat temu młodym Izraelczykom udającym się do Polski. Znalazł się w niej zapis: „Wszędzie będziemy otoczeni przez Polaków. Będziemy nienawidzić ich z powodu udziału w zbrodniach”.

(...)

Nastoletni skandaliści

Jednak zdaniem sporej części Izraelczyków instrukcję dla młodzieży ostatecznie wprawdzie zmieniono, ale podejścia do Polaków nie.

– Ktoś kiedyś w Izraelu zdecydował, że nasze dzieci, jadąc do Polski, muszą być szczelnie otoczone ochroną – mówi Lili Haber, przewodnicząca Związku Krakowian w Izraelu. – Ktoś zdecydował, że młodzi Izraelczycy nie mogą spotykać się z polskimi rówieśnikami, spacerować po ulicach. W rzeczywistości te wizyty nie są niczym więcej niż kilkunastodniowym, dobrowolnym pobytem młodzieży w więzieniu.

Dobrowolnym, ale też niezwykle kosztownym – 1400 dolarów od osoby. Na przyjazdy do Polski nie stać wszystkich rodziców młodych Izraelczyków.

– W dodatku, jak się okazuje, zbyt młodych na to, by oglądać miejsca kaźni – dodaje doktor Ilona Dworak-Cousin. – Traumatyczne przeżycia, jakie towarzyszą wizytom w kolejnych obozach śmierci, mają swoje konsekwencje. Dzieciaki stają się agresywne. I zamiast poznawać kraj przodków, kraj, w którym Żydzi w symbiozie z Polakami żyli prawie tysiąc lat, nastolatki z Izraela wywołują w nim kolejne skandale.

Zdarza się, że gdzieś między wizytą w Treblince a Majdankiem młodzi Izraelczycy spędzają czas na zamówionym przez hotelowy telefon striptizie. Zdarza się, że obsługa hotelowa musi zbierać ludzkie odchody z łóżek i umywalek. Zdarza się, że musi oddawać pieniądze za nocleg innym turystom, którzy nie mogą spać, bo Izraelczycy postanowili zagrać w hotelowym holu w piłkę nożną. O drugiej w nocy.

Sześcioletni Krzyś z Kazimierza też grał w piłkę. 15 kwietnia, w niedzielny wieczór, po tym jak strzelił dwa gole, chciał normalnie wrócić do domu. Domu położonego blisko synagogi, przed którą zgromadziły się na uroczystościach poprzedzających Marsz Żywych setki młodych Izraelczyków. Tuż przed ulicą Szeroką Krzysia zatrzymało kilku zdecydowanie niemiłych panów. – Dziś jest to teren półprywatny. Przejścia nie ma – usłyszał. Nie pomogły prośby chłopca, że jak nie wróci na czas do domu, jego mama będzie się denerwować.

„Bramkarze”, co ciekawe, tym razem polscy, i co jeszcze ciekawsze, w towarzystwie krakowskich policjantów, okazali się również głusi na prośby wycieczki Holendrów, którzy pół roku wcześniej zarezerwowali sobie kolację w restauracji przy ulicy Szerokiej. – To wolny kraj? – próbował upewnić się jeden z turystów.

W zwykły dzień na Szeroką można się dostać z kilku stron. W ten wieczór – z żadnej. Sama bezskutecznie próbowałam przedrzeć się przez bramki. Pomogli mi dopiero policjanci.

– Tu nie ma żadnych zakazów – przekonywali mnie chwilę później, choć stan faktyczny wskazywał na coś zupełnie innego.

– Wprowadziliśmy jedynie pewne ograniczenia w ruchu – wyjaśnia mi kilka dni później Sylwia Bober-Jasnoch z biura prasowego małopolskiej policji.

Policjanci nie mogą mówić inaczej. Oficjalnie polskie prawo nie daje możliwości odcięcia obywateli od ulic, przy których mieszkają. Nawet podczas imprez masowych, a uroczystości na Szerokiej taką nie były, mieszkańcy mają prawo wrócić do swoich domów, a turyści mają prawo zjeść obiad w restauracji. Także oficjalnie ochroniarze izraelscy nie mogą zatrzymywać i rewidować przechodniów.

Próbowałam się dowiedzieć więcej na temat praw agentów ochrony izraelskiej w Polsce. Najpierw w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, skąd odesłano moje pytania do… Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wysłałam też pytania do ministra spraw wewnętrznych. Mimo wcześniejszych obietnic nie dostałam żadnej odpowiedzi. Chętny do rozmowy okazał się jedynie Maciej Kozłowski, były ambasador w Izraelu, obecnie pełnomocnik ministra spraw zagranicznych do spraw stosunków polsko-izraelskich

– Przepisy są nieprecyzyjne – przyznaje Kozłowski. – W zasadzie ochroniarze z obcego kraju nie powinni poruszać się po Polsce uzbrojeni, ale dla władz Izraela kwestie bezpieczeństwa są priorytetem. Próby przekonania izraelskiego rządu, że ich obywatele powinni korzystać z polskiej ochrony, na razie zakończyły się fiaskiem.

Samolot jak pole bitwy

(...)

– Samolot po wylądowaniu w Polsce młodzieży izraelskiej wygląda jak pole bitwy – przyznaje pracownik LOT proszący o anonimowość. – Najgorszy jest jednak stosunek tych dzieciaków do polskiej obsługi. Niedawno jedna ze stewardes dostała od młodego Izraelczyka w twarz. Tylko dlatego, że zbyt długo czekał na coca-colę.

(...)

Polaków młodzi Izraelczycy widują jeszcze tam, gdzie nocują – w polskich hotelach. O ile polskie hotele chcą ich jeszcze przyjmować. Spora część krakowskich zdecydowanie już nie chce.

– Raz na zawsze zrezygnowaliśmy z przyjmowania młodzieży izraelskiej – przyznaje Agnieszka Tomczyk, asystentka szefa sieci hoteli System w Krakowie. – Nie stać nas już było na wyrównywanie strat po jej wizytach.

Te straty to zdemolowane pokoje, połamane krzesła i stoły, ludzkie odchody w umywalkach lub koszach na śmieci albo jak w Astorii, innym krakowskim hotelu, wypalony dywan. Astoria także wycofuje się z grup izraelskich. Między innymi dlatego, że ochroniarze żydowskiej młodzieży wypraszali z hotelu gości, którzy po prostu im się nie podobali.

– Ja rozumiem, że izraelscy ochroniarze są wyczuleni na wszelkie niepokojące sygnały. Przyjechali z kraju, gdzie nieustająco wybuchają bomby, a młodzi ludzie giną w zamachach terrorystycznych – zapewnia Mike Urbaniak. – Tyle tylko, że Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie. Tu, poza nielicznymi przypadkami, nie atakuje się Żydów, a żydowskie instytucje, co jest ewenementem na światową skalę, nie potrzebują żadnej ochrony.

Wielki biznes

(...)

– Jego wyniki mają średnie znaczenie – uważa Ilona Dworak-Cousin. – Znaczenie ma jedynie to, czy młodzież, która odwiedza Polskę, nadal będzie ją traktować jak wrogi i zupełnie obcy kraj.

Zarówno Stowarzyszenie Przyjaźni Izrael–Polska, jak i Związek Krakowian w Izraelu próbują dziś przekonać władze swojego kraju, by nie wysyłały więcej nastolatków do obozów zagłady w Polsce. Szanse na to są niewielkie.

– Te wycieczki to przede wszystkim wielki biznes dla ich organizatorów – przyznaje Lili Haber. – W tym również dla izraelskich ochroniarzy.

[Komentować mi się tego nie chce. Fakt, iż żydowscy ochroniarze bezkarnie panoszą się w Polsce, iż polska policja bezczelnie łamie prawo, aby zadowolić Żydów – jasno dowodzi, czyje interesy reprezentuje nasz „patriotyczno-prawicowo-katolicki” rząd. MD]

https://dakowski.pl/to-napisano-w-przekroju-a-nie-w-poradniku-antysemity/


Opowieści o ascetycznych dokonaniach


  Palladiusz bardzo starał się opisać w szczegółach ascetyczną dyscyplinę, jakiej przestrzegały najważniejsze postacie - to, co jadły i piły i czego sobie odmawiały. Na przykład Doroteusz, asceta, który żył w jaskini nie­daleko Aleksandrii, zjadał tylko sześć uncji chleba oraz nieco warzyw; Ewagriusz, nauczyciel Palladiusza, jadał tylko chleb z odrobiną oliwy i twierdził, że przez szesnaście lat, „odkąd udał się na pustynię, nie tknął sałaty ani żadnej zielonej jarzyny, owoców, winogron i mięsa, a także się nie kąpał". Z jednej strony Palladiusz wiedział, że to nie takie sprawy były sensem życia duchowego -jak przekazał Lausosowi: „W istocie rze­czy bowiem nieważne jest to, co sieje, albo to, co się pije; ważna jest wia­ra, która działa poprzez miłość". Z drugiej strony, pomimo tej deklaracji, kwestie jedzenia i picia interesowały Palladiusza.
  W istocie wydaje się, że Palladiusz z przyjemnością opowiadał historie ukazujące ascetyczne wyczyny, jak gdyby wstrzemięźliwość była celem samym w sobie. Szczególnym przykładem jest Makary Aleksandryjski, który służył jako kapłan- przełożony Cel w ciągu pierwszych trzech lat po­bytu Palladiusza w osadzie. Palladiusz przedstawia Makarego jako asce­tycznego ekstremistę, wciąż pragnącego prześcignąć wszystkich rywali. Kiedy Palladiusz dowiedział się, że pachomiańscy mnisi nie jedzą żadnych gotowanych posiłków w czasie Wielkiego Postu, przestrzegał takiej samej diety, ale nie przez czterdzieści dni tylko przez siedem lat. Mniejszy sukces odniósł w walce ze snem. Pewnego razu postanowił nie spać przez dwa­dzieścia dni, ale w końcu zrezygnował, przyznając: „mózg by mi wysechł, bo już prawie traciłem przytomność". Jego umartwienie przyjmowało za­równo skrajne, jak i ekstrawaganckie formy. Pewnego razu półprzytomnie pacnął i zabił komara, który go ugryzł. Uznał, że popełnił w ten sposób grzech mściwości i powędrował na mokradła Sketis, gdzie komary znane były z kąśliwości i mogły przebić nawet skórę dzika. Przez następne sześć miesięcy pozwalał komarom gryźć się do woli. Skutek był wręcz karyka­turalny: Makary spuchnął tak bardzo, że „przypuszczano, iż zachorował na elefantiasis"; bracia rozpoznali go, całego opuchniętego, tylko po głosie.

  Upodobanie Makarego do ascetycznej rywalizacji zaprowadziło go na południe, gdzie w przebraniu robotnika wstąpił do pachomiańskiego klasztoru w Tabennesi. Pachomiusz próbował odwieść go od zamiaru przy­łączenia się do wspólnoty mnichów, ostrzegając, że jako stary człowiek nie będzie w stanie dotrzymać kroku innym mnichom ani pod względem ascezy, ani obowiązków związanych z pracą. Pomimo początkowej od­mowy, Makary trwał przy swoim postanowieniu i w końcu, po siedmiu dniach został przyjęty. Był Wielki Post i Makary zauważył, że różni mnisi przestrzegali różnych ascetycznych praktyk. A zatem aby ich przewyższyć, Makary przyjął najsurowsze praktyki każdego rodzaju i przestrzegał ich wszystkich w tym samym czasie: stał przez czterdzieści dni, nie odzywał się do nikogo, tylko w milczeniu splatał liny; nie jadł ani chleba, ani nie pił wody, zjadał jedynie kilka liści kapusty w niedzielę. Jego towarzysze skarżyli się Pachomiuszowi: „Skąd nam sprowadziłeś tego człowieka bez ciała na nasze potępienie? Albo go wygnaj, albo wiedz, że my sobie stąd pójdziemy". Wówczas Pachomiusz otrzymał boskie objawienie i zdał so­bie sprawę, kim był przebrany asceta. Podczas nabożeństwa wezwał Makarego, aby wystąpił do przodu, po czym wyraził radość, że w końcu dane mu było go spotkać, i oficjalnie przedstawił go wspólnocie: „Dziękuję ci, że surowo potraktowałeś moich mnichów, aby się nie chełpili swoimi asce­tycznymi praktykami".

   Pod względem literackim opowieści te są niezapomniane, a nawet za­bawne: obraz spuchniętego od ukąszeń komarów Makarego jest komiczny, a historia o Makarym pośród mnichów pachomiańskich bawi się słabością czytelników do opowieści o przebieraniu się i demaskowaniu. Lecz bez względu na to, z jaką literacką wprawą zostały one napisane, czytelnik musi zastanowić się, jaki charakter ma duchowość, do której promowania dążą te historie - a oczywiście Palladiusz twierdził, że chodzi mu przede wszystkim o propagowanie duchowości. Wydaje się, że w jakimś stopniu odnoszą się do nierzadkiego przekonania, że wczesny monastycyzm był zawoalowanym manicheizmem, odrzuceniem cielesności i zaprzeczeniem, iż stworzenie jest czymś dobrym. Przecież w powyższej opowieści pacho-miańscy mnisi skarżą się, że konkurują z „człowiekiem bez ciała". Jed­nak prawdziwą puentą według Palladiusza jest ostatnia linijka - Makary nauczył pachomiańskich mnichów, aby nie byli wyniośli. Podobnie jest z opowieścią o komarach: jeśli patrzymy na nią powierzchownie, wydaje się historią mówiącą o ataku na własne ciało. Jednak dla Palladiusza jej sednem jest to, że Makary wyczuł, iż zabicie komara stanowi wyraz ukry­tej, na wpół uświadomionej skłonności do mszczenia się; pobyt na mokrad­łach nie wynikał z nienawiści do ciała, ale z pragnienia, by oczyścić się z „grzechu mściwości". Dyscyplina ciała jest tak naprawdę sposobem na zdyscyplinowanie ducha.

Powiedziawszy to, nie da się zaprzeczyć, że siła opowieści i ich obrazowania może przesłonić ten moralny przekaz i spra­wić wrażenie, że ciało, a nie niezrównoważona dusza, było winowajcą. To wrażenie zostaje wszakże wyraźnie przedstawione w często cytowanej opowieści.

   Kiedyś Palladiusz zapytał Doroteusza, ascetę, który żył nieda­leko Aleksandrii, dlaczego w upale dnia zajmował się zbieraniem kamie­ni: „Cóż czynisz ojcze? Jesteś stary i w tym upale zabijasz swoje ciało". Doroteusz odpowiedział: „Ono mnie zabija, a ja je zabijam". Niektóre opracowania cytują to powiedzenie Doroteusza, przyjmując, że chodzi tu o podejście typowe dla Ojców Pustyni, lecz nie było to nawet stanowisko samego Palladiusza, który porzucił sposób życia Doroteusza jako „niezwy­kle ciężki i surowy" i który pisał, że zerwał zobowiązanie do trzyletniej praktyki pod kierownictwem Doroteusza.

Za: William Harmless SJ, Chrześcijanie pustyni. Wprowadzenie do literatury wczesnego monastycyzmu. Tytuł oryginału: Desert Christians - An Introduction to the Literature of Early Monasticism. Przekład: Marta Höffner. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydanie I, Kraków 2009. Seria MYSTERION"

Jak piękną i cenną jest czystość kapłańska


    Piękną i cenną jest czystość dobrowolna i dozgonna, bo to ulubiona cnota Chrystusowa. Chrystus virgo, Virginis Filius, virginum Sponsus [dzie­wica, Syn Dziewicy, Oblubieniec dziewic]17, nie tylko sam, jako Bóg-czło­wiek, jest najczystszym, bo wolnym od wszelkiej złej żądzy, ale nadto miłuje tę cnotę w ludziach, bo wszakże na Matkę swoją wybrał Dziewicę Niepokalaną, która według Ojców św. virginitate placuit [Upodobała so­bie dziewictwo]'8 et tantae extitit puritatis, ut Mater Domini esse mereretur [Wyróżniała się tak wielką czystością, że zasłużyła, aby zostać Matką Pana]19; po wtóre, ukochał wielce dziewiczego ucznia Jana i jemu to sy­nowską pieczę nad Matką swoją powierzył; wreszcie dziewictwo jako radę i środek do doskonałości zalecił (Kto może pojąć, niech pojmuje)10. On też tym wszystkim, którzy dochowują dziewictwa, obfite wymierza na­grody; ci bowiem chodzą za Barankiem, gdziekolwiek idzie i śpiewają ja­koby nową pieśń, której żaden nie może śpiewać. I któżby nie chciał śpie­wać tej pieśni?

     Piękną i cenną jest czystość, jako cnotaper eminentiam [przede wszyst­kim] anielska. Ona ludzi aniołami czyni22, a nawet nad aniołów wynosi; bo iż Anioł jest czystym - mówi św. Jan Chryzostom23 - nic w tym dziwnego, wszakże Anioła ani zła żądza pali, ani powabna postać lub śpiew miły uwo­dzi; lecz iż człowiek w ciele kruchym i pożądliwym zachowuje czystość, jest to cud łaski i zjawisko godne Boga. Co więcej, według św. Bazylego24, czystość czyni kapłana podobnym do Boga, który jest Duchem wszelkiej nieskazitelności, a zarazem źródłem dziewictwa i płodności [Prima virgo Trias est) [Trójca jest pierwszą dziewicą]25. Toż słusznie Mędrzec Pański mówi: Nie masz wagi, która by godna była duszy wstrzemięźliwej16 i pełen zachwytu woła: O jak piękny jest rodzaj czysty! itd.

   Cenną jest czystość i błogosławione są jej owoce. Ona to czyni ka­płana miłym Bogu, bo kto miłuje czystość serdeczną, będzie miał przyja­cielem Króla21. Ona toruje drogę miłości i pomaga do zjednoczenia z Bo­giem; toż błogosławieni czystego serca, bo oni Boga oglądają. Ona wyswobadza ducha z więżących go pęt ciała i pozwala mu wznosić się w górę na skrzydłach modlitwy; bo któż wstąpi na górą Pańską, albo kto będzie stał na światem miejscu Jego? Niewinnych rąk a czystego serca29. Toż słusznie powiedział autor księgi O naśladowaniu Jezusa Chrystusa: Duabus alis anima volat in coelum et sublevatur a tetra: simplicitate scili­cet et puritate... Corpurum coelum penetrat [Na dwóch skrzydłach dusza leci ku niebu i odrywa się od ziemi, a mianowicie skromności i czystości ... Serce czyste zdobywa niebo]30. Ona daje sercu wyższy polot, poezję Bożą i wesele święte, tak iż rzec można, nie masz człowieka szczęśliw­szego nad kapłana czystego i kochającego Boga, a w Bogu bliźnich. Ona wreszcie jedna mu cześć u ludzi i użyźnia jego prace, bo ludzie, choćby zepsuci i niereligijni, nie mogą odmówić uznania i podziwu temu, kto mężnie zwalcza saevam libidinem [gwałtowną pożądliwość], podczas gdy dla pobożnych ma dziewictwo kapłańskie nadzwyczajny urok.

     Nic też dziwnego, że Ojcowie Kościoła tak wysoko cenią czystość dobrowolną i nazywają ją cnotą przyniesioną z nieba, wspanialszą nad słońce31, i królową cnót32, najpiękniejszym kwiatem w ogrodzie Kościo­ła33, przybytkiem Ducha Świętego, koroną Świętych34 i chwałą kapłanów35.

      Mimo to siła namiętności tak jest wielką, że czasem nawet pośród kleru zjawiają się przeciwnicy celibatu i dziewictwa. Jedni z nich tylko życiem rozpustnym, inni życiem, słowem i piórem szturmują do tej nie­zdobytej dotąd twierdzy Kościoła, jak np. w XIX w. Chatel, Ronge, Loyson, Herzog itp. Lecz z drugiej strony jakże wspaniałym i niezliczonym jest zastęp kapłanów, którzy po wszystkie wieki składają hołd bezżeń-stwu, a zwalczając mężnie zmysłowość, do końca życia dochowują czy­stości. Ci są najpiękniejszą ozdobą i chlubą Kościoła. Czy i ja do nich należę?

Postanowienia: 1. Często, a szczególnie w rocznicę święcenia na subdiakona, będę dziękował Panu Bogu za powołanie mnie do dziewi­czych szeregów i odnowię obietnicę wtenczas uczynioną. 2. Dla utwier­dzenia się w tych usposobieniach, przeczytam jakieś dobre dzieło o celi­bacie, np. Bezżeństwo kapłańskie w Kościele katolickim przez X. Jana Chryzostoma Janiszewskiego.

Za: Józef Sebastian Pelczar, Rozmyślania o życiu kapłańskim, czyli ascetyka kapłańska, Wydanie piąte, Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Teologiczny, Poznań 2003

niedziela, 27 lipca 2025

Modlitwa jest odłożeniem wyobrażeń, zniesieniem wszystkich myśli

 

Rola modlitwy czystej

Należy wreszcie podkreślić fundamentalną więź istniejącą pomiędzy poznaniem/widzeniem Boga i modlitwą.

  Modlitwa, jak to widzieliśmy, jest warunkiem całego życia duchowego. Poprzez nią człowiek zwraca się do Boga, bez którego nie może nic zrobić (J 15,5); poprzez nią przywołuje on Jego pomoc, otwiera się na Jego łaskę i z Nim się jednoczy. Modlitwa jawi się jako nieodzowny warunek praktykowania przykazań, wyeliminowania namiętności i praktykowania wszelkiej cnoty, którą zakłada to zjednoczenie, a przede wszystkim miłości.

Już ze wszystkich tych powodów, a zwłaszcza tego, który wiąże ją z miłością, modlitwa kieruje człowieka ku poznaniu/widzeniu Boga i stanowi jego warunek.

  Ale istnieje między tymi dwiema więź bardziej bezpośrednia. Święty Maksym twierdzi, że „stan modlitwy ustanawia [umysł] w samym Bogu". A święty Grzegorz Palamas wyjaśnia: „Efektem uczestnictwa w cnotach, poprzez podobieństwo [do Boga], które ono ustanawia, jest przygotowanie człowieka cnotliwego do przyjęcia Boga. To siła modlitwy powinna dokonać tego przyjęcia". Mówi on jeszcze, że modlitwa jest kluczem do poznania Boga, że „modlitwa dostarcza tej błogosławionej kontemplacji" Boga. Są one ze sobą tak ściśle powiązane, że Ojcowie przewidują dar poznania/widzenia Boga tylko w kontekście modlitwy spełnionej, modlitwy doskonałej, nazywanej też „modlitwą czystą", w której, jak pisze to święty Izaak Syryjczyk, „dokonują się" i „mają swój kres wszystkie sposoby i wszystkie formy, w których ludzie modlą się do Boga". Ewagriusz posuwa się aż do ich utożsamienia [Por. Podstawowe zagadnienia gnostyckie, Pseudosuplement, 30; O modlitwie, 86. Patrz: komentarz I. Hausherra do jego wydania O modlitwie, s. 121-122. Patrz też: J. Lemaitre (= I. Hausherr), „Contemplation", Dictionnaire de spiritualite, t. 2, 1953, kol. 1783-1784. Maksym Wyznawca, Centurie o miłości, IV, 64, cytuje równolegle „poznanie Boga" i „modlitwę". Święty Izaak Syryjczyk pisze w swej Mowie ascetycznej, 32, „O modlitwie czystej": „Niektórzy pośród Ojców nazywają sposób tej modlitwy duchowym. Inni nazywają ją poznaniem. Jeszcze inni widzeniem umysłu".], a szczególnie w swej słynnej formule: „Jeśli jesteś teologiem, modlisz się prawdziwie; a jeśli prawdziwie się modlisz, jesteś teologiem", przy czym słowo „teolog" oznacza tu tego, kto osiągnął teologię w starożytnym sensie tego słowa, to znaczy poznania/widzenia Boga. Święty Izaak podkreśla, że w każdym razie łaska tego poznania, dokonującego się poprzez Ducha Świętego, „dawana jest tym, którzy są jej godni, w czasie modlitwy. Ma ono swoje źródło w modlitwie i dochodzi do niego tylko w tym czasie, aby w nas zamieszkała cała jego chwała, zgodnie ze świadectwem Ojców. Dlatego nadaje się jej nazwę modlitwy, ponieważ duch jest prowadzony do tego błogosławieństwa poprzez modlitwę, ponieważ modlitwa jest źródłem i dlatego że taka łaska nie zdarza się w innym czasie, jak wskazują na to dzieła Ojców".

  Dlatego uważają oni, że całe życie ascetyczne powinno dążyć do osiągnięcia takiej modlitwy (albowiem jest ona charyzmatem). Tak właśnie modlitwa przyczynia się w znacznej mierze do doprowadzenia człowieka do beznamiętności i posiadania wszelkich cnót, a beznamiętność i cnoty (a zwłaszcza miłość), skoro już zostaną ustanowione w człowieku, pomagają mu dostąpić czystej modlitwy.

  Modlitwę czystą definiuje się przede wszystkim jako modlitwę człowieka oczyszczonego z wszelkiej namiętności i wszelkiego wyobrażenia (obrazu lub myśli) złego. O tym właśnie wspomina Apostoł, kiedy namawia do modlenia się „na każdym miejscu: wznosząc czyste ręce, bez gniewu i złej myśli" (1 Tm 2,8). Oczyszczenia z namiętności dokonuje się dzięki wszelkiej ascezie, a oczyszczenia myśli dokonuje się szczególnie poprzez „walkę wewnętrzną", w której, jak to widzieliśmy, czujność i uwaga odgrywają - wraz z modlitwą - zasadniczą rolę, a mianowicie „strzeżenia serca". Oczyszczenie serca stanowi w ten sposób pierwszy i nieodzowny warunek dostąpienia przez człowieka poznania/widzenia Boga, które stanowi jego ostateczny cel. To właśnie podkreśla święty Filoteusz Synaita, kiedy pisze: „Otrzymaliśmy prawo oczyszczenia serca nie z jakiegokolwiek innego powodu, jak tylko z tego: kiedy chmury złości opuszczą przestrzeń serca i zostaną rozproszone ciągłością uwagi, będziemy mogli we wszelkiej czystości, jak na spokojnym niebie, widzieć Jezusa- Słońce Sprawiedliwości". Święty Hezychiusz z Batos pisze podobnie, że czujność, która „całkowicie wybawia człowieka od namiętnych myśli, jak i od złych uczynków, jeśli się ją kontynuuje długo i gorliwie, (...) daje, na ile to możliwe, pewne poznanie Niepoznawalnego, i (...) odkrywa boskie i ukryte tajemnice".

Ten pierwszy warunek, którego szczególną istotność podkreślają Ojcowie, nie jest jednak wystarczający: oczyszczenie serca z wszelkiej namiętnej myśli nie przeszkadza umysłowi być rozpraszanym przez „myśli proste", to znaczy myśli pozbawione namiętności. Jak zauważa to Ewagriusz: „Fakt, że ktoś osiągnął beznamiętność, nie oznacza, że będzie się on prawdziwie modlił. Albowiem można pozostać przy myślach prostych i rozpraszać się ich medytowaniem, a więc być dalekim od Boga".

  Człowiek, skoro już zostanie wybawiony od namiętności i oczyszczony, i zachowany od myśli i złych wyobrażeń, aby zjednoczyć się z Bogiem w czystej modlitwie - i jest to drugie znaczenie tego wyrażenia - powinien unikać nawet myśli prostych, uczynić swój umysł pustym (albo, jak mówią to często Ojcowie: obnażonym) od wszelkiego przedstawienia, wyobrażenia lub myśli obojętnej albo nawet dobrej. I tak święty Grzegorz Synaita radzi: „Z pomocą modlitwy, wzgardź wszelkim wyobrażeniem sensualnym lub umysłowym, które wyrośnie z twego serca"; podobnie „jeśli pojawiają ci się dobre pojęcia rzeczy, nie zwracaj na nie uwagi". I święty Hezychiusz z Batos podobnie: „Czuwaj, aby nie mieć w swym sercu żadnej myśli - ani nierozumnej, ani rozumnej", by „strzec [twoje] serce od wszelkiej myśli, bez względu na to, jak dobra by się wydawała".

„Podobnie jak ciało, kiedy umiera, oddziela się całkowicie od rzeczy świata, podobnie i umysł, który osiąga stan doskonałej modlitwy [umiera] dla świata, czyli wyzwala się ze wszystkich myśli doczesnych - pisze święty Maksym. Ewagriusz radzi podobnie: „Staraj się uczynić twój umysł w czasie modlitwy głuchym i niemym i będziesz mógł się modlić". Muszą zostać wykluczone nawet wyobrażenia sensualne lub inteligibilne właściwe dla kontemplacji naturalnej. Ewagriusz pisze na ten temat: „Nawet jeśli umysł nie zatrzymuje się w prostych myślach, nie osiągnął on jeszcze przez to samo miejsca modlitwy; albowiem może kontemplować przedmioty i zajmować się ich rozumami, które - choć są wyrażeniami prostymi - tym niemniej, ponieważ są rozważaniem przedmiotów, pozostawiają ślad w umyśle i oddalają go od Boga". Krótko mówiąc, „modlitwa jest odłożeniem wyobrażeń”, zniesieniem wszystkich myśli. Bóg daje się poznać człowiekowi, tylko jeśli ten modli się w tym stanie, albowiem „kontemplacja Boga nie prowadzi ku niczemu, co wyciska na umyśle piętno jakiejś formy" - pisze Ewagriusz, który przypomina, że Bóg jest ponad wszelką postacią. „Oświecenie jawi się czystemu umysłowi w takiej mierze, w jakiej uwolnił się on od wszelkich wyobrażeń i wszelkiej formy" - pisze ze swej strony święty Grzegorz Palamas, który nie przestaje twierdzić, zgodnie z duchem całej Tradycji, że Bóg jest radykalnie transcendentny wobec wszelkiej istoty i niedostępny dla wszystkich zdolności poznawczych człowieka. Święty Nikodem Hagioryta zaleca w tymże duchu przykładać uwagę do modlitwy, „pozostając bez obrazów czy postaci, nie wyobrażając ani nie myśląc o niczym innym, sensualnym czy intelektualnym, zewnętrznym czy wewnętrznym, nawet gdyby było to coś dobrego. Albowiem Bóg jest poza wszelkim sensualnym i inteligibilnym, ponad tym wszystkim. A zatem umysł, pragnący zjednoczyć się z Bogiem przez modlitwę, musi wyjść jednocześnie z sensualnego i inteligibilnego, pokonać to wszysko aby osiągnąć boskie zjednoczenie". Jasne jest, że z tego powodu wszelkie przedstawienie realiów duchowych powinno zostać wykluczone, a żeby modlący się uniknął ryzyka złudzenia grożącego mu na tym poziomie, święty Grzegorz Synaita radzi: „Jeśli pragniemy odkryć i poznać prawdę bez ryzyka popełnienia błędu, dążmy tylko do działania serca absolutnie bez formy czy postaci, do nieodzwierciedlania w wyobraźni ani formy, ani odcisku rzekomych rzeczy świętych, niekontemplowania żadnego światła, albowiem błąd, zwłaszcza na początku, ma zwyczaj oszukiwania umysłu mniej doświadczonych poprzez te kłamliwe urojenia". Dlatego zaleca on jeszcze: „Jeśli praktykujesz hezychię jak należy, w oczekiwaniu na zjednoczenie się z Bogiem, nie pozwól nigdy, aby przedmiot sensualny albo inteligibilny, zewnętrzny lub wewnętrzny, nawet gdyby to był obraz Chrystusa albo rzekoma postać anioła, albo świętych, albo jeszcze światło, zapisało się albo zarysowało w twoim umyśle". W czasie modlitwy mogą być postrzegane rozmaite nadzwyczajne formy, które wzbudzane są przez demony, jak i rozmaite świetliste zjawy zupełnie innej natury niż światło niestworzonej łaski, w którym objawia się Bóg, a które modlący się może z nim pomylić. Odrzucenie wszelkiej objawiającej się formy, powstrzymanie się od wszelkiego wyobrażenia jakiejkolwiek natury, stanowi najlepszą ochronę przed tego rodzaju złudzeniem.

  Właśnie na realizowaniu tego radykalnego „wyeliminowania myśli", na całkowitym braku wyobrażenia, polega drugi aspekt roli czujności. O nim to wspomina apostoł Piotr, kiedy radzi: „czuwajcie i módlcie się" (1 P 4,7). Czujność przybiera tu z jednej strony formę „chronienia zmysłów", wykluczając wszelkie doznanie, zasadę wielu wyobrażeń „materialnych i próżnych", które są dla umysłu w równej mierze „złodziejami", a które nawet jeśli są bez namiętności, czynią człowieka obecnym wobec tego świata i przeszkadzają mu być w pełni dla Boga. Z drugiej strony przybiera ona formę „strzeżenia umysłu", wykluczając wszelkie wyobrażenie, wspomnienie, ideę, intuicję intelektualną, krótko mówiąc wszelkie przedstawienie jakiejkolwiek natury. To strzeżenie umysłu dokonuje się w taki sam sposób, jak i analizowane wcześniej chronienie serca, to znaczy poprzez odrzucanie wyobrażenia od samej chwili jego pojawienia, niepozostawianie mu żadnej możliwości zatrzymania się i rozwinięcia, ponieważ jakakolwiek z nim tutaj dyskusja jest wykluczona. Jeśli zaś chodzi o chronienie zmysłów, można się nim zajmować tylko w odosobnieniu, ciemności i ciszy - warunkach wspomnianych przez nas podczas przedstawiania modlitwy Jezusowej.

  Ten drugi aspekt roli czujności uzupełnia ten pierwszy, ale sam z siebie byłby on niewystarczający i koniecznie zakłada wcześniej ten poprzedni. Dzięki czysto myślowej technice człowiek może osiągnąć pustkę umysłu poprzez zniesienie wszelkiego przedstawienia. To oczyszczenie umysłu jest nawet rzeczą względnie łatwą i osiągalną dla początkujących, jak zauważa to święty Grzegorz Palamas. Ale samo z siebie nie służy niczemu i nie pomaga dojść do poznania Boga ani do zjednoczenia z Nim. Może ono do tego doprowadzić, dzięki Bożej łasce, tylko jeśli poprzedziło ją oczyszczenie serca, „wszystkich zdolności i mocy duszy i ciała". Święty Grzegorz Palamas wyjaśnia, że jeśli „działalność umysłu jest łatwo ustalana i oczyszczana", kiedy ktoś powstrzymuje się od wszelkiej myśli, „siła, która dokonuje tego działania, zostaje oczyszczona tylko wtedy, kiedy zostaną oczyszczone również pozostałe moce. Albowiem dusza jest istotą o wielu siłach; jeśli z którejś z tych mocy wynika zło, ona cała zostaje zbrukana: wszystkie one łączą się w tej samej jedności. Ze względu na fakt, iż każda moc ma swoje działanie, możliwe jest, przy pewnym staraniu, oczyścić na jakiś czas którekolwiek działanie. Jednakże z tego powodu nie zostanie oczyszczona moc, albowiem komunikuje się ona z innymi i jest przez to bardziej nieczysta niż czysta". Innymi słowy, kiedy duch jest czysty od wszelkiego przedstawienia, jeśli inne zdolności serca nie są same oczyszczone z namiętności, uczestniczy on w ich nieczystości, jest sam splamiony namiętnościami, które nań wpływają. Tak więc, podkreśla święty Grzegorz Palamas, „umysł przywiązany do namiętności nie mógłby pretendować do boskiego zjednoczenia. Dopóki umysł modli się w tym rodzaju dyspozycji, nie uzyskuje on miłosierdzia". Innymi słowy, nieodzownym warunkiem zjednoczenia z Bogiem jest beznamiętność, która wypływa, jak to widzieliśmy, z praktykowania boskich przykazań i implikuje wszelkie życie cnotliwe, którego konieczność podkreśla również święty Grzegorz Palamas, dla „przygotowania człowieka do przyjęcia Boga". Święty Symeon Nowy Teolog obszernie podkreśla konieczność przestrzegania tej kolejności i wspinania się po drabinie, wchodząc sukcesywnie na każdy stopień, rozpoczynania budowania duchowego domu od fundamentów, a nie od dachu, który - bez względu na to, jak dobrze zostałby wykonany - nie utrzyma się, jeśli tamte nie zostaną najpierw solidnie ustanowione.

  Eliminując z serca i umysłu wszelkie wyobrażenie, czujność ustanawia wówczas w człowieku doskonałe milczenie myśli i zdolności, które Ojcowie oznaczają terminem hezychia, w jego najwyższym znaczeniu, a mianowicie ciszy, która przygotowuje do przyjęcia poznania.

  Widzieliśmy, że poznanie/widzenie Boga dokonuje się ponad wszelkim sposobem ludzkiego poznania, że polega ono na widzeniu ponad wszelkim doznaniem i na poznaniu ponad wszelkim rozumieniem, które dokonuje sam Duch Święty, posługując się zdolnościami człowieka, przekształciwszy je, aby uczynić je zdolnymi do Jego w nich działania. Zakłada to więc, że człowiek wyrzeknie się wszelkiego odczucia, wszelkiego sposobu właściwego pojmowania.

Święci, pisze święty Grzegorz Palamas, „wznoszą się ponad wszelkie poznanie nieprzerwaną i niematerialną modlitwą: zaczynają oni wówczas widzieć Boga". Święty Maksym zauważa podobnie: „Łaska modlitwy jednoczy umysł z Bogiem, a przez to samo odciąga go od wszelkiej innej modlitwy. Umysł, rozmawiający wówczas z Bogiem, w swej nagości, staje się bogopodobny". A święty Izaak Syryjczyk zauważa dokładniej: „Kiedy dusza jest prowadzona energią Ducha ku rzeczom boskim, zmysły i ich własne energie są dla nas bezużyteczne, podobnie jak są dla nas bezużyteczne moce duchowej duszy, kiedy dzięki niepojętemu zjednoczeniu, staje się ona podobna do Boskości i zostaje oświecona w swych poruszeniach promieniem najwyższego światła". Z kolei święty Hezychiusz z Batos podkreśla rolę czujności w tym dojściu człowieka w modlitwie do doświadczenia widzenia boskiego światła: „Niechaj chronienie umysłu zostanie nazwane jego własnymi nazwami, które nadają mu całe jego znaczenie: źródło światła, źródło błyskawic, rozpraszanie się światła, nosiciel ognia (...). Ze względu na te płomieniste światła, które się z niej rodzą, powinno się (...) tę cnotę nazywać cennymi nazwami (...). Ci, którzy je kochają, mogą (...) kontemplować tajemnice i stać się teologami. Stawszy się kontemplacyjnymi, pływają oni w tym przeczystym i nieskończonym świetle, dotykają go niewysłowionymi muśnięciami, przebywają i żyją z nią, albowiem wreszcie skosztowali, jak dobry jest Pan". Święty Filoteusz Synaita tak samo podkreśla moc czujności i uważności dołączonych do modlitwy: „Jeśli sobie towarzyszą przez wiele dni, uwaga i modlitwa są podobne do ognistego rydwanu Eliasza: wynoszą one na wysokość nieba tego, kogo niosą (...). Jeśli szczęśliwym sercem doprowadza do doskonałości albo stara się doprowadzić do doskonałości czujność, (...) w porządku mistycznej kontemplacji i uniesienia, staje się przestrzenią Boga, którego nic nie może w sobie pomieścić".

Należy jednak przypomnieć, że jeśli człowiek może doświadczyć poznania/ widzenia Boga tylko pod wcześniej wymienionymi warunkami, a zwłaszcza pod warunkiem doskonałej czujności i uwagi, to jednak to doświadczenie nie jest skutkiem automatycznym i jakby determinowanym przez technikę, ale pozostaje dobrowolnym darem Bożym dla tego, kto dokonuje potrzebnych wysiłków, aby stać się tego godnym. Dlatego święty Hezychiusz z Batos precyzuje: „Kiedy umysł zostanie zupełnie ogołocony ze wszystkich myśli i wszelkich form, które mu one narzucają, wówczas oświeca go błogosławione światło Boskości; wszelako, dzięki pustce od wszelkich myśli, ten splendor objawia się nagle czystemu umysłowi". Nauczając w innym miejscu, że „cnota uwagi powoduje obfitość wszelkiego dobra w sercu", aż do umożliwienia w końcu człowiekowi widzenia „jasno w duchu Chrystusa (...) wraz z Jego współistotnym Ojcem i godnym uwielbienia Duchem Świętym", precyzuje on: „albo raczej to nasz Pan Jezus Chrystus, bez którego nie możemy nic czynić, da ci te rzeczy". Ojcowie zauważają ponadto, że moment, kiedy łaska widzenia Boga zostaje dana człowiekowi, jest całkowicie nieprzewidywalny, podkreślając tu także jego dobrowolność. Święty Grzegorz Synaita przytacza to słowo świętego Izaaka Syryjczyka: „Boskie rzeczy przychodzą same, nie znasz ich godziny".

  Wszystko, co powiedzieliśmy wcześniej na temat odarcia umysłu z myśli dzięki czujności i uważności, nie powinno spowodować, że zapomnimy, iż funkcją tych postaw jest współzależnie pomoc człowiekowi w skupieniu całej jego mocy myśli na jednej myśli modlitwy i realizowanie modlitwy czystej od wszelkiej myśli obcej Bogu. W tym właśnie sensie modlitwa czysta jest również nazywana przez Ojców „modlitwą bez rozproszenia. Święty Izaak Syryjczyk pisze: „Modlitwa jest czysta albo nie jest czysta. Oto jak można to rozróżnić. Kiedy w czasie, gdy umysł [się modli], (...) łączy się z nim obca myśl albo nieuwaga, mówi się, że wówczas modlitwa nie jest czysta". I pytając się, dlaczego właśnie w czasie modlitwy człowiek otrzymuje łaskę poznania/widzenia Boga, odpowiada on: „Ponieważ w tym czasie, bardziej niż w jakimkolwiek innym, człowiek jest przygotowany i skłonny zwrócić ku Bogu całą swą uwagę, pragnąc i otrzymując jego miłosierdzie (...). W czasie modlitwy umysł kontemplacyjny jest uważny tylko wobec Boga, ku Niemu kieruje wszystkie swoje poruszenia i nie przestaje Mu przynosić z gorliwością i żarem błagań serca. W tym więc właśnie czasie, kiedy dusza zajmuje się jedyną potrzebną rzeczą, powinna wytrysnąć Boża przychylność". Dlatego Ojcowie zalecają stale uważać na modlitwę, albowiem czysta modlitwa wypływa również z uważności. Tutaj uwaga przybiera postać doskonałej uwagi wobec Boga, a czujność polega na czuwaniu, aby być zawsze całkowicie obecnym dla Niego. Celem, do którego one dążą, jest doskonałe skupienie umysłu, a jeszcze bardziej koncentracja wszystkich zdolności człowieka na Bogu w modlitwie. Widzieliśmy, że jednym z efektów, do których ma doprowadzić „metoda modlitwy hezychastycznej", jest zjednoczenie umysłu z sercem w modlitwie w taki sposób, aby cały człowiek (ze wszystkimi zdolnościami swojej duszy i ciała) modlił się czysto i cały stał się modlitwą czystą.

  Kiedy więc Ojcowie mówią, że poznanie/widzenie Boga otrzymuje człowiek, który osiągnął stan czystej modlitwy, pojmują przez to z jednej strony stan człowieka, który modli się sercem czystym od wszelkiej namiętności i umysłem czystym od wszelkiego przedstawienia, a z drugiej strony stan człowieka doskonale uważnego wobec Boga, którego nie tylko cała moc myślenia jest skupiona na modlitwie, a przez nią na Bogu, ale też którego całe jestestwo, dzięki jego sercu, będącemu jego środkiem, i z którym zjednoczony jest umysł, stało się modlitwą. W ten sposób cały człowiek może otrzymać to widzenie/ poznanie i może cały - duch, dusza i ciało - być dzięki niemu przebóstwiony.

  W tych właśnie warunkach dusza, jak mówi to święty Grzegorz Palamas, „posługując się jak zamkiem modlitwą, przenika dzięki niej do tajemnic, których oko nie widziało (...), objawionych przez jedynego Ducha tym, którzy są tego godni". Na szczycie modlitwy czystej można rozróżnić dwa stany, jak wyjaśnia to święty Maksym: „Oznaki pierwszego stanu: umysł się skupia, odrywa się od wszystkich myśli świata i, w myśli, że Bóg jest obecny - a jest On rzeczywiście - modli się bez rozproszenia czy niepokoju". Kiedy człowiek, który ten stan osiągnął, zostanie przez Boga uznany tego godnym, dostępuje drugiego stanu, który jest darem pojawiającym się nagle i w sposób nieprzewidywalny - widzenia Boga w świetle. „Znaki tego drugiego stanu: umysł jest wprawiony w ekstazę, w samym porywie modlitwy, przez nieskończoną Bożą światłość. Traci on wszelkie poczucie i siebie samego, i innych istot, oprócz Tego, który dzięki miłości dokonuje w nim tego oświecenia".

Za: Jean Claude Larchet, Terapia chorób duchowych. Wstęp do tradycji ascetycznej Kościoła prawosławnego, tytuł oryginału: Therapeutique des maladies spirituelles, przekład: mniszka Nikołaja (Aleksiejuk), konsultacja teologiczna: ks. dr Henryk Paprocki ks. dr Andrzej Kuźma, Wydawnictwo „Bratczyk" Hajnówka 2013"


środa, 23 lipca 2025

Ścieżka z Masirah - fragment Heliopolis Jüngera, plus luźne dywagacje na temat edukacji


"W trakcie naszego kursu doszliśmy do omówienia pewnego zadania, noszącego tytuł «Ścieżka z Masirah». Ten przypadek zaczerpnęliśmy, modyfikując go, z relacji dawnego podróżnika. Znajduje się on w dziennikach kapitana Jamesa Rileya, który ze swą brygantyną «Le Commerce» w roku 1815 rozbił się u wybrzeży Mauretanii. Wzdłuż tego odludnego i groźnego wybrzeża ciągnie się stara ścieżka handlowa, prowadząca to przez fragmenty pustyni, to przez wysokie wydmy i skały.

Niedaleko miejscowości Masirah góry w kształcie półksiężyca zachodzą na morze. U ich stóp załamują się fale przyboju, podczas gdy szczyt sięga chmur. Kamień ma barwę żelaza i jest nadzwyczaj gładki. Tu prowadzi w połowie wysokości ścieżka przy stromej ścianie – krawędź szeroka zaledwie na dwie dłonie, wystarczająca właśnie dla dla stopy człowieka lub kopyta muła, ale tylko przy kroku pewnym i bez zawrotów głowy. Oczu podczas tego przejścia ani nie można spuszczać ku białemu wieńcowi załamujących się fal, ani wznosić do góry, na wysokość, gdzie krąży albatros. Muszą trwać przytwierdzone do gładkiej ściany skalnej, której dotyka dłoń.

W ten oto sposób, na straszliwej wysokości ciągnie się ścieżka wzdłuż ściany skalnej, która mocnym łukiem wybiega ku morzu. Jest widoczna zaledwie do połowy drogi, gdy się na nią wkroczy. Z tego powodu w miejscu, gdzie cięciwa wiąże się z łukiem, podróżni zazwyczaj stają, by upewnić się, że na ścieżkę nikt nie wchodzi z drugiej strony. Dzieje się tak po wydaniu ze skalnej kazalnicy mocnego okrzyku w rodzaju zaśpiewu muezina. Gdy nie nadchodzi odpowiedź, uznaje się szlak za wolny, co pozwala na dalszą wędrówkę. (...)

Opowiadają zatem, że w dawnych czasach wydarzyło się takie nieprawdopodobieństwo. Nadeszły ku tej przepaści dwie karawany, jedna z południa, druga z północy. I obydwie zaniedbały wzniesienia okrzyku ostrzegawczego. Spotkały się w punkcie najwyższego napięcia cięciwy. (...)

"Tyle opowieść Rileya; stanowiła ona podstawę do omówienia naszego przypadku. W ten sposób zyskaliśmy model dla jednej z tych pozornie beznadziejnych sytuacji, z których człowiek wywodzi dla siebie prawo ocalenia siebie kosztem innych.

Spotkanie to zrekonstruowaliśmy jako grę symulacyjną i scharakteryzowaliśmy kilka postaci. Przywódcą mężów, którzy przybywają z Ofiru, jest Abd-al-Salam – jest to «Ojciec Zbawiciel». Jest handlarzem złota, godny i już bogaty w lata, doświadczony w sprawach władzy doczesnej. Jednoczą się w nim rysy kupców i absolutnego panowania. Potrafi zadbać o swoją korzyść, to prawda, jednak właściwie są mu szczodrobliwość i sprawiedliwość, stąd ustawicznie promieniuje autorytetem.(...)

W takim porządku natykają się na handlarzy solą, których prowadzi Tryphon (...)

Zadane gry symulacyjnej brzmiało: Opisać rozwiązanie, na które decyduje się Abd-al-Salam". Ruhland uporządkował stos nagromadzonych przed sobą kartek i kontynuował wykład.

"Przechodzę teraz do omówienia rozwiązań. I pragnę już na wstępie stwierdzić, że nie są one zadowolające. Sens problematyzacji ma charakter moralno-teologiczny, to znaczy, że taktyczne rozwiązania go nie wyczerpują. Taki charakter ma jednak większość rozstrzygnięć, nawet jeśli pominąć prymitywne uwagi w rodzaju «Żydzi muszą ustąpić». (...)

Większość rozwiązań wyraża przekonanie, że matematycznie rzecz biorąc, nie ma możliwości pokojowego kompromisu. Z tego wysnuwa się wniosek, że drogę należy utorować przemocą. Jako przykład podaje pracę pana von Beaumonoira". (...)

W ten sposób licencjat omówił szereg leżących przed nim prac. Najwyraźniej zadanie było zbyt trudne, wykraczające poza intelektualne możliwości uczestników kursu. Większość traktowała je jako wypadek komunikacyjny, niektórzy jako swego rodzaju honorowy pojedynek. Inni z kolei gubili się w refleksjach prawniczych. Jeden z nich wyrażał pogląd, że trzeba było czekać na atak, gdyż wówczas zajdzie sytuacja obrony koniecznej. Ogólnie rzecz biorąc, propozycje ludzi z krainy Grodów zdradzały większą precyzję i pewność.

W końcu Ruhland wziął kartkę z pulpitu i powiedział:

"Jedyny sąd, który różni się zasadniczo od innych i z którym się zgadzam, jest autorstwa pana von Winterfelda".

Spojrzenia skierowały się na wymienionego, który podniósł się z wszelkimi oznakami zażenowania. Był to młody człowiek o bladej, roztargnionej twarzy i czuprynie jasnych włosów, które pochylając się, odrzucił z czoła. Nosił uniform jegrów konnych, z zielonym suknem kontrastowała biała wstęga, podtrzymująca lewą rękę, zapewne na skutek pierwszego upadku.

Lucius znał ten typ - samotnika z jego marzeniami i skłonnościami. Takie natury łatwo i często w awanturniczy sposób zwykły kończyć swoją karierę - możliwe jednak było, że zyskiwały formę, a wtedy oferowano im najwyższe stanowiska. Najczęściej zależało to od tego, czy spotkali przełożonych ignorujących formalizm. Nie nadawali się "do średnich stanowisk".

Ruhland tymczasem odczytał jego opracowanie:

"Opis charakterów pozwala sądzić, że tylko Abd-al-Salam dojrzał do takiej sytuacji. Dlatego on powinien podjąć decyzję. Jest potężny i bogaty, jest panem nadmiaru i łaski; jest człowiekiem królewskim. Od niego zależą pokój i wojna. Jest świadomy odpowiedzialności.

Abd-al-Salam w momencie spotkania zdaje sobie sprawę z całej grozy. Polega ona na tym, że szpice zaczną na siebie nacierać, zamykając w ślepym gniewie bramę pokoju. Dlatego donośnym głosem rozkazuje, by wszyscy pozostali na swoich miejscach. Następnie podejmuje decyzję o dalszych środkach zaradczych.

Przy ocenie sytuacji punktem wyjścia jest dla niego następująca myśl: ścieżka jest na tyle szeroka, że kroczyć po niej może muł. Dlatego można założyć, że człowiek będzie w stanie ostrożnie z niej zawrócić. To jest myśl stanowiąca fundament rokowań, jakie podejmuje z Tryphonem. Pyta go o wartość mułów i o zyski, jakie zamierza osiągnąć ze swojego ładunku. Cena jest wysoka, ale przedstawia jednak ułamek wartości złota, jakie wiezie Abd-al-Salam. Odkupuje zatem muły i ładunek oraz przysięga, że sumę wypłaci po przejściu ścieżki. Następnie wydaje rozkaz, by zwierzętom przewiązać ślepia i stracić je w przepaść. Manewr się udaje. Typhon i jego ludzie mogą teraz się odwrócić i dotrzeć do punktu wyjścia. W ten sposób zwalnia się droga  dla karawany Abd-al-Salama. Szczęśliwie przekracza szlak śmierci. U celu Abd-al-Salam zwraca Typhonowi dług. Dorzuca jeszcze zapłatę. Każe jednocześnie wznieść jako wyraz wdzięczności za ocalenie z niebezpieczeństwa pomnik, który jednocześnie służyć będzie jako przestroga na przyszłość.

Podczas spotkania Abd-al-Salam świadomy był swojej przewagi taktycznej. Wiedział dobrze, że przeciwnika nie można wpędzać w rozpacz. W takich sytuacjach także ten słabszy staje się straszliwy. Abd-al-Salam dysponował wewnętrzną przestrzenią; dlatego był panem w przestrzeni zewnętrznej, również ciasnej. Jednak ani ostrożność, ani wielkoduszność nie były sprężynami napędowymi jego działania. Czuł się współodpowiedzialny za przeciwnika. To pewna oznaka przewagi, wzniesiona pośród ludzi na czymś wznioślejszym.

Abd-al-Salam zdecydował się na ofiarę - w mniejszym stopniu jako kupiec, który ubezpiecza swoje dobra, w większym stopniu jako Książę, który ponad partiami żywi zamysły odnoszące się do całości. Jako, że spotkanie odbywa się w przestrzeni, nie można uniknąć strat. Jednak ludzie się wykupują, jako ofiarę składa się zwierzę".

Po omówieniu pracy Winderfelda licencjat zakończył zajęcia, kłaniając się szefowi i zabierając swoje kartki.Ten ostatni podziękował i powiedział:

"Poproszę jednak komendanta jako odpowiedzialnego o podsumowanie".

Nie uszło uwagi Luciusa, że szef przysłuchiwał się tym rozważaniom z rosnącym poirytowaniem. Poirytowało go zwłaszcza wyróżnienie młodego Winderfelda, który niedawno z powodu nieposłuszeństwa został napomniany. Lucius przewidywał, że będzie zmuszony zająć stanowisko, dlatego przystąpił od razu do rzeczy, co szef lubił.

"Pan Prokonsul", zaczął, zwracając się do kadetów, "zarządził niniejszy kurs na zakończenie selekty jako tymczasową próbę. Chodzi tu o pewne ryzyko, w którym wyraża się zaufanie w panów zdolności pojmowania. Nie powinni panowie opuszczać tej szkoły w przekonaniu, że zadania, jakie zostaną wam postawione, można będzie na pierwszy rzut oka łatwo rozwiązać. Książę pragnie, byście uczestniczyli nie tylko w dziele, ale także w odpowiedzialności. Życzy sobie, byście uświadomili sobie dwa rodzaje napięć, jakie niesie nasz zawód.

Po pierwsze napięcie pomiędzy wolnością a posłuchem, które akurat tam się pojawia, gdzie porządek zaczyna się chwiać. Wiecie, że w każdej armii konieczne jest scisłe posłuszeństwo. Ono jest fundamentem służby. Jednak zawsze istniało pewne ograniczenie, gdyż rozkazy skierowane przeciwko honorowi uznawano za niewiążące. Tego nie znajdziecie w regulaminach służby, gdyż należy do niepisanych wartości. W dobrych czasach wiedzą zarówno przełożeni, jak i podwładni bardzo precyzyjnie, co narusza honor, dlatego rzadko dochodzi do wykroczeń. W takim wypadku posłuszeństwo jest widoczne, wolność niewidoczna, ale wciąż współdziałająca.

Perfekcja techniki zastąpiła na szeroką skalę w efekcie układów mechanicznych niejedną więź, także tę. Rozkaz i wykonanie trwają w stosunku mechanicznym do siebie i powinny następować po sobie jak przyczyna i skutek w aparaturze. W takich układach sztuka wojenna w dawnym stylu oceniana będzie jako romantyczna, wręcz szkodliwa. W tym sensie odrzucono postanowienia haskie i konwencję z Minnesoty jako utopijne. Zadeklarowali w nich wojskowi szefowie wielkich mocarstw, że karane będzie użycie wszelkich środków skierowanych przeciwko ludności. To postanowienie na zawsze pozostanie powodem żołnierskiej chwały, choć rzeczywistość je prześcignęła.

Drugi rodzaj napięcia zachodzi pomiędzy prawem i bezpieczeństwem. Tu obowiązuje jeszcze dawna sentencja księcia Gothy: «Dobry władca nie uzna za najsprawiedliwsze to, co najbezpieczniejsze, ale za najbezpieczniejsze to, co najsprawiedliwsze». Jest to również fundament prokonsukarnej polityki. Pragnie ona przede wszystkim stworzyć w armii i administracji modele stanowiące wzorzec dla państwa doskonałego i ugruntowanego na zaufaniu.

Z tego powodu technicznemu kształceniu winna dotrzymywać kroku edukacja etyczna i umysłowa. Polityka Księcia zasadza się na maksymie, że jednynie całościowy i zdrowy obraz świata umocni się trwale w trakcie toczących się na nim zmagań. Winno to znaleźć wyraz w wychowaniu, jakie państwu dajemy. Nie możemy oczywiście zwolnić was z odpowiedzialności za podjęte decyzje. Musimy podjąć próbę potęgowania zdolności, w których ma swe źródła decyzja. W takim duchu powinni panowie postrzegać te ćwiczenia. Są manewrami; ich celem jest nie tyle rozwiązanie - ono zawsze  stanowić będzie przedmiot sporu - chodzi raczej o utwierdzenie wewnętrznej pewności i wolności, na które jednostka jest skazana podczas podejmowania decyzji. Książę pozwala wam uczestniczyć w jego suwerenności".

Na zakończenie głos zabrał szef:

"Odniosę się krótko do organizacji ćwiczeń. Są one konstrukcją, w tym sensie, że zakładają istnienie równowagi sił, jaka raczej nie pojawia się w rzeczywistości. Przykład zaczerpnięto ze świata kupców, którego prawa nie są właściwe dla żołnierzy. W tym świecie panuje równość, a gdy dochodzi do sporu, rozstrzyga proces cywilny".

"W rzeczy samej chodzi", przy tych słowach szef zwrócił się do licencjata, "o wypadek komunikacyjny, i to o taki, który wybiega poza normę. Wychowanie żołnierskie natomiast ma przed oczyma świat, w którym panuje widzialna norma. Wśród nas brak wątpliwości, kto winien oddawać honory, kto ustępować z drogi. W dawnych czasach była to godność ustalająca etykietę, a zatem także pierwszeństwo. Oddziaływała hierarchicznie, z góry w dół, pionowo. W naszym zniwelowanym ładzie masy spotykają się na podobieństwo rzek na płaszczyźnie, niemal bez hierarchii wartości, ale i tu jednoznacznie wiadomo, kto ma pierwszeństwo w ruchu".

"Jeżeli o panów chodzi", zwrócił się ponownie do kadetów, "to będziecie służyć całości, wypełniając wyższą misję. Waszym znakiem jest orzeł, który nie ustępuje, łamiąc wszelkie opory. W tym sensie otrzymają panowie swoje zadania. Będą ściśle określone. Waszym zadaniem będzie realizacja, a nie rozmyślanie o ich prawomocności. Nie przeczę, że istnieją sytuacje, w których żołnierz dociera do granic obowiązku i musi czerpać z własnej głębi, jak Yorck von Wertenburg. Nie mogą one stanowić celu wychowania. Genialne indywiduum raczej szkodzi armii. Pola właściwie dla jego wolności i jego uzdolnień odnajduje w polityce, w sztukach, w naukach.

W państwie przypada żołnierzowi rola sługi, nie rola pana. Wykonuje ciężką robotę jak Herkules, nawet gdy mu ją nakazuje taki Eurysteus. Niesie jak Atlas ciężar świata, z jego niedoskonałościami. Tam gdzie sprawy zaczynają przytłaczać swym ciężarem, gdzie zanużają się w ogień, gdzie zawodzą rozum i prawo, powołuje się go, by zasiadł w sądzie rozjemczym ostatecznej instancji. W tym jest wielkość, na tym zasadza się sława. Swoją przysięgą wyrzeka się wolności, która zdobi prywatnego człowieka. Państwo natomiast, legalna władza, zobowiązane jest tak kierować sprawami, żeby żołnierz mógł walczyć z czystym sumieniem. Wszak skazany jest na utrzymanie czystości władzy, która go wspiera.

Możecie być pewni, że Prokonsul pragnie zaoszczędzić wam konfliktu między honorem a posłuszeństwem. Nie zawsze można go uniknąć. Musicie go w sobie rozstrzygnąć. Stajni Augiasza nie czyści się w rękawiczkach. Będzie raczej chronił tego, kto w walce posunie się za daleko, niż tego kto jej unika. Odwrotność byłaby wsparciem nikczemnego ataku.

W czasach gdy prawo i bezprawie współgrają ze sobą, naciera potężnie zwątpienie. Próbuje osłabić akcję, wykorzystując refleksję. W naszym wnętrzu odzwierciedla się skomplikowanie epoki.

Naczelny dowódca zna takie wątpliwości. Atakują go jeszcze w przededniu wielkiego przełomu. To roszczenia przeciwnika, które w nim pobrzmiewa. Nie wygra bitwy, gdy go nie zmoże. Was, panowie, powołano, abyście reprezentowali naczelnego wodza na waszych stanowiskach. Okażcie się godni tego zadania".

Ernst Jünger
Heliopolis
tłumaczenie: Wojciech Kunicki

**
Gdy władzę w państwie przejęły wrogie siły, jak w przypadku Polski, "napięcie pomiędzy wolnością a posłuchem" znacznie się wzmaga. Jakkolwiek ciekawa i dobrze napisana, książka Jüngera nie dorównuje dystopii w jakiej obecnie żyjemy.

Na poziomie wyższej duchowości już samo zostanie żołnierzem to raczej wątpliwy wybór. Zresztą na tymże poziomie, sytuacja przegrana politycznie - a wiele wskazuje, że właśnie taką jest sytuacja Polski- nie jest żadnym problemem, gdyż na tym poziomie gra się o "zbawienie swej duszy". Cudzysłów, bo tę frazę można rozumieć również na wielu poziomach. Choćby zbawienie duszy od bycia ogłupioną przez żydowskie gazety i TV. Kraj całkowicie pod żydowską okupacją, wpuszczono dodatkowo miliony etnicznego wroga mającego predylekcję do mordowania Polaków siekierami, włącznie z kobietami w ciąży i małymi dziećmi; w takim przypadku wierzenie w realne zagrożenie militarne ze strony Rosji, jest pierwszym od czego dusza powinna się uwolnić. Było nie było, jak można marzyć o "przeciśnięciu się przez wąską bramę" skoro na znacznie niższym poziomie nie potrafi się nawet rozpoznać ewidentnie złych ludzi?

Na poziomie metafizycznym być może ten kto uległ covidowej mistyfikacji, nie jest tym, kto nierozważnie dał sobie wstrzyknąć niewiadome substancje promowane przez wiadomych psychopatów, takich jak Bill Gates, ale tym kto przyjął komunię z rąk Szatana. Bardziej prozaiczna teoria: być może szczepionki zaaplikowane Polakom zawierały wirusa syndromu Sztokholmsko-Wołyńskiego, specjalnie spreparowanego w laboratoriach Big Pharmy.

Porzucając ironię i sarkazm, zgodnie z Nauką Buddy, wszelkie problemy biorą się z tego, że większość ludzkiej populacji jest po prostu niezbyt mądra, i podąża za przykładem z góry. A jako że światem rządzą obecnie psychopaci, czegóż możemy od ludzi oczekiwać? Jeżeli więc chodzi o poziom duchowy, wszystko zależy natężenia naszej ignorancji, lub w innej terminologii, od stopnia w jakim jesteśmy pogrążeni w Grzechu Pierworodnym. "Nie każdy nauczyciel jest głupcem, ale każdy głupiec jest nauczycielem", twierdzi Gomez Davila. Tak definiowana głupota jest praktycznie nieuleczalna, jednakże aforyzmy nawet te najcelniejsze, nie są uniwersalnie ważne. Ten kto potrafi wytrzymać presję by nauczać tego czego nie rozumie, i martwi się raczej o własną niewiedzę niż edukowanie innych, faktycznie jest na dobrej drodze ku polepszeniu własnej sytuacji egzystencjalnej. Problem jednakże polegana tym, że mimo dobrych chęci, jakość edukacji będzie determinowana przez jego ignorancję, co nie wróży najlepiej...

Pascal:

Tak jak można spaczyć sobie umysł, można spaczyć i uczucie.

Kształtuje się umysł i uczucie przez rozmowy, paczy się umysł i uczucie przez rozmowy.* To też dobre lub złe rozmowy kształcą je lub paczą. Ważnym jest tedy niezmiernie umieć dobrze wybierać, aby je kształtować, a nie paczyć; nie można zaś dokonać tego wyboru, o ile już się nie jest ukształtowanym, a niespaczonym. Tak więc tworzy się błędne koło: szczęśliwi, którzy się zeń wydostaną.

* Montaigne:

Et quo quemque modo fugiatque feratque laborem;

[„Jakim cudem zło minąć lub mężnie je przenieść” (Vergilius, Aeneida III, 459]

jakie sprężyny poruszają nami i wywołują tyle rozmaitych w nas wstrząśnień. Zdaje mi się, iż pierwsze nauki, jakimi trzeba mu napoić umysł, winny być z rzędu tych, które kształtują obyczaje i sąd; które go nauczą znać siebie i umieć dobrze umrzeć i dobrze żyć. Pośród sztuk wyzwolonych zacznijmy od tej, która czyni wyzwolonymi nas samych. Wszystkie one poniekąd służą nauce życia i jego korzyści, jako i wszystkie inne rzeczy zmierzają do pewnego stopnia k’temu: ale wybierzmy tę, która służy tu wprost i ze swej przyrody. Gdybyśmy umieli potrzeby naszego życia ściągnąć do ich słusznych i naturalnych granic, ujrzelibyśmy, że największa część nauk będących w użytku jest poza naszym użytkiem; w tych nawet, które nam się zdadzą na co, są całe obszary i czeluści bardzo jałowe, których lepiej by nam poniechać; ograniczając, zgodnie z radą Sokratesa, zakres nauk do tych które są ku naszemu pożytkowi:

...Sapere aude,
Incipe: Vivendi qui recti prorogat horam,
Rusticus expectat dum defluat amnis, at ille
Labitur, et labetur in omne volubilis aevum.

[„Odważ się mądrym być,/ Raz pocznij mądrze żyć!/ Kto przewleka godzinę poprawy,/ Czyni jak ten cham niemrawy,/ Co nad brzegiem siadł i czeka,/ Aż spłynie rzeka.../ A fale płyną i płyną,/ I płynąć będą, choć wieki miną!” (Horatius, Epistulae, II, 1, 40]

wielka to jest głupota wykładać dzieciom,

Quid moveant Pisces, animosaque signa Leonis
Lotus et Hesperia quid Capricornus aqua,

[„Jaki wpływ mają Ryby lub Lwa znak sierdzisty,/ I Kozioróg, co kąpie łeb w Hesperii falach” (Propertius, Elegiae, IV, 1, 89]

obroty gwiazd i ruchy ósmej sfery, nim poznają swoje własne:

Τί Πλειάδεστι κᾴμοιτί
δ’ᾴστράσιν Βοώτεω

[Ani mnie trapią Plejady,/ Ani Bojotesa gwiazda...” (Anacreon, Odae, XVIII, 10]

Anaksymenes pisał do Pitagorasa: „W jakim celu miałbym się zabawiać tajemnicami gwiazd, mając śmierć albo niewolę bezustannie przed oczami?”. Wówczas bowiem królowie Perscy gotowali wojnę przeciw jego krajowi. Każdy powinien rzec tak: „Będąc smagany ambicją, chciwością, płochością, przesądami i nosząc wewnątrz siebie tylu nieprzyjaciół życia, mam li się troszczyć o tumult spraw tej ziemi?”.

Skoro zaszczepi uczniowi to, co służy, aby uczynić człeka rozumniejszym i lepszym, zacznie go pouczać, co jest logika, fizyka, geometria, retoryka. Wówczas jakąkolwiek chłopiec obierze sobie wiedzę, mając już ukształcony sąd i rozum, wnet sobie da z nią rady. Nauka odbywać się winna częścią przez rozmowy, częścią przez książki. Nauczyciel poda mu raz samego autora, sposobnego do takiej nauki, to znów da mu szpik jego i substancję pożute już i przerobione. Jeśli sam z siebie nie jest dość poufały z książkami, aby znaleźć wszystkie piękne ustępy, jakie w nich się mieszczą, można dla tej potrzeby przydać mu jakiegoś oczytanego skrybę, który na zawołanie dostarczy zapasów, jakich ów zapotrzebuje, aby nimi obdzielać i karmić swego wychowanka. Kto może wątpić, że taka nauka będzie łatwiejsza i naturalniejsza niż gramatyka Gazy? Tam znajdziesz jeno same cierniste i nudne przepisy, czcze i wyschnięte słowa, w których nie ma żadnego soku, nic, co by budziło umysł; tu dusza znajdzie snadno, gdzie ugryźć albo raczej gdzie by się mogła wypasać. Nasz owoc jest bez porównania obfitszy i łacniej stanie się źrały.