Dyskurs współczesny w zabobonny sposób unika słowa „niewolnictwo” i różnych słów pochodnych. Zamiast tego dużo mówi się w nim o paniach, parytetach, osobach specjalnej troski, prawach człowieka i godności pracy. Uwijające się pod jej ciężarem spotniałe masy biorą udrękę wynikającą ze znoju za sens istnienia. A jednak katorga milionów zaspokaja jedynie instynkt życia za wszelką cenę, bez względu na koszty, dzięki którym „skarlała roślinność może puścić korzenie w twardej skale”. Świat, w którym praca uchodzi za cnotę, a człowieczeństwo określa się na mocy przynależności gatunkowej, zdawałby się dawnym Grekom jakimś barbarzyństwem, może nawet przywidzeniem, halucynacją, sennym koszmarem. Walka „człowieka” o przetrwanie nie może być tytułem do chwały, tak jak praca czymś więcej niż tylko hańbą i ułomnością wynikającą z ograniczeń kondycji ludzkiej.
Sens istnienia – wierzyli Grecy – trzeba dobywać siłą, co już samo w sobie stwarza niemałe ryzyko. Wyraźnie pisze o tym Plutarch w jednym z Żywotów równoległych: (...)
Widziana w takim świetle rzeczywistość, w której żyjemy, gdy łączy się ze światem greckim, rodzi anomalie i centaury, „ludzi” pod każdym względem szpetnych, „równych” i nijakich, urządzających się w warunkach urągających sztuce życia. Albowiem człowiek został powołany do zadań wyższych niż troska o własny grajdół i zadowolenie: ma stać się artystą, atletą istnienia, ponieważ piękno – piękne życie i życie w pięknie – stanowi jego ostateczne i najważniejsze usprawiedliwienie. Nie ma innych ważniejszych.
Piotr Nowak
Ze wstępu do książki
Starożytni i my - Wystan Hugh Auden
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.