sobota, 21 września 2024

Z wielkim podziwem napawaliśmy się ciszą w tej przepięknej świątyni, która dzięki troskliwej opiece Wielkiego Przywódcy Kim Ir Sena promienieje blaskiem jak nowa

 Korea Północna do 2011 roku była jedynym krajem na świecie, którym oficjalnie kierował zmarły. Panujący Kim Ir Sen po swojej śmierci w 1994 roku otrzymał miano Wiecznego Prezydenta. Jego syn Kim Dzong Il po – zgodnie z obrządkiem konfucjańskim – trzyletnim okresie żałoby przejął kontrolę nad państwem. Gdy Kim Dzong Il zmarł pod koniec 2011 roku, niedługo przyznano mu tytuł Wiecznego Sekretarza Generalnego Partii Pracy Korei i Wiecznego Przewodniczącego Narodowej Komisji Obrony. Tym samym Korea Północna stała się jedynym krajem na ziemi oficjalnie rządzonym przez dwóch nieboszczyków.

Ponieważ ci zgodnie z prawami natury mogli sprawować swój urząd jedynie biernie, od 29 grudnia 2011 roku o sprawy państwa troszczy się Kim w trzecim pokoleniu:

najmłodszy syn Kim Dzong Ila – Kim Dzong Un. Urodził się 8 stycznia 1983 lub 1984 roku. Aby uzyskać pełną harmonię ze spłodzonym w 1911 roku i urodzonym w 1912 roku dziadkiem i przywódcą państwa Kim Ir Senem, moment narodzin Kim Dzong Una ustalono na rok 1982. Dzięki temu w roku setnego jubileuszu urodzin czcigodnego założyciela państwa, w którym to roku krajowi został przepowiedziany nowy okres rozkwitu, oficjalnie skończył trzydzieści lat. Najpierw mianowano Kim Dzong Una naczelnym dowódcą Armii Ludowej, kilka miesięcy później marszałkiem oraz pierwszym sekretarzem Partii Pracy Korei Północnej. W międzyczasie polecił mianować się Wielkim Następcą, na co jego ojciec nie zdobył się przez całe swoje życie. Aby zyskać właściwe przygotowanie do kierowania dyktaturą, Kim Dzong Un przez wiele lat uczęszczał do międzynarodowej szkoły w szwajcarskim Bernie.

(...)

– Posunie się pan troszeczkę? Teraz wszyscy mamy miejsce! – ze śmiechem zauważył nasz niemiecki gość. Thanh i ja wymieniliśmy spojrzenia i przysunęliśmy się do siebie.

– A zatem jeszcze raz oficjalnie: serdecznie witamy w KDVR (KRLD).

To był enerdowski żargon. W krajach niemieckojęzycznych Koreę Północną nazywa się dzisiaj DVRK – Demokratische Volksrepublik Korea, a na arenie międzynarodowej DPRK – Democratic People’s Republic of Korea.

– Mieli państwo przyjemną podróż?

– Jesteśmy strasznie zmęczeni.

To, że Thanh zrezygnowała z uprzejmości, bardzo mi się spodobało.

– No tak, wcześniej były loty bezpośrednie z Berlina. – Zapewne miał na myśli Berlin Wschodni. – Ale ten kraj na pewno państwa zachwyci, proszę mi wierzyć!

Jedno jest bardzo ważne: proszę zapomnieć o wszystkim, co przeczytaliście w domu.

Muszą państwo całkowicie wyczyścić płytę główną w mózgu. Te wszystkie przejmujące grozą historie o głodujących dzieciach na ulicach.

Z oburzenia przeciągał sylaby.

– Kompletny nonsens.

Większość północnych Koreańczyków jest zależna od państwowych przydziałów żywności. Wielkość racji jest uzależniona od tego, do jakiej klasy się należy. Istnieją trzy główne klasy i ponad pięćdziesiąt podkategorii. Najlepiej zaopatrywane są kadry przywódcze, armia i inni obywatele absolutnie lojalni wobec państwa. Druga klasa obejmowała „elementy wahające się”. Za chwiejnych uważano ludzi ideologicznie niepewnych, na przykład rodziny, w których dziadek przed 1945 rokiem pracował jako handlarz podczas okupacji japońskiej, albo ludzi, którzy oferowali na sprzedaż prywatne towary na cotygodniowych targach, na które niedawno wydano pozwolenie.

Do klasy trzeciej należały wszystkie „wrogo nastawione osoby”, jak chrześcijanie i buddyści lub wnukowie północnych Koreańczyków, którzy służyli japońskim okupantom jako urzędnicy. By zostać uznanym za wrogo usposobionego, wystarczy porozmawiać bez zezwolenia z obcokrajowcem. Albo po prostu arbitralnie jest się uznawanym za wrogo nastawionego.

W ostatnich latach tradycyjny, umotywowany politycznie system klasowy został podporządkowany określonym interesom gospodarczym. Tak więc Armii Ludowej podlegają rozliczne wielkie fabryki, które jako miejsca z tanią siłą roboczą produkują dla zagranicy i przynoszą dewizy. Nie tylko dla kraju, także generałom.

W latach 1994–1999 wskutek powodzi, nieurodzaju i błędnych planów doszło do katastrofy głodu, która dotknęła wszystkie klasy, w tym warstwę przywódczą.

Według najnowszych szacunków z głodu zmarło około miliona północnych Koreańczyków. Biorąc pod uwagę powierzchnię kraju, skala tego zjawiska wyraźnie przewyższa nawet liczbę zmarłych z głodu w Afryce. Po tym, jak w 2005 roku Kim Dzong Il wyrzucił z kraju wszystkich przedstawicieli zagranicznych organizacji pomocowych, po kolejnych nieudanych zbiorach w 2011 roku znów musiał prosić o pomoc żywnościową. Według danych ONZ obecnie głodem jest zagrożonych około pięciu milionów północnych Koreańczyków, głównie z klasy trzeciej. Znacznie więcej ludzi cierpi z powodu niedożywienia. Zwłaszcza zimą w jadłospisie przeważają trawa, żołędzie i kora. Według Amnesty International północnokoreańska młodzież jest przeciętnie o około trzynaście centymetrów niższa i jedenaście kilogramów lżejsza od swoich rówieśników z Korei Południowej.

– Mieszkam tutaj od dwudziestu lat i nigdy nie widziałem głodującego człowieka.

To wyłącznie propaganda. Życzą sobie państwo jeszcze jedną kawę? Hotelowa jest całkiem smaczna.

Widocznie chodziło o to, byśmy nie zasnęli w trakcie rozmowy.

– Proszę zamówić dla państwa.

Pan Chung zerwał się, zanim zdążyłem mu przypomnieć, że nie pijam kawy.

Nasz tajemniczy gość mówił dalej.

– Niestety przyjechali państwo nieco za późno. Dwa tygodnie temu kwitły migdałowce, przepiękny widok. Obfite opady deszczu spowodowały jednak znaczne szkody. Być może uda się państwu jeszcze znaleźć gdzieś kwitnący migdałowiec.

A ludzie – niezwykle przyjaźni i otwarci. Tego nie doświadczycie w żadnym innym kraju na świecie.

Thanh zrobiła się niespokojna.

– Rzuciło nam się dzisiaj w oczy wielu pieszych – powiedziałem szybko.

– W piątki nie kursuje publiczna komunikacja. Dla wzmocnienia zdrowia narodu.

Oczywiście pozwala to także zaoszczędzić benzynę. Ludzie przemierzają tutaj przeciętnie trzydzieści kilometrów dziennie. Dlatego w Korei Północnej nie ma problemów z nadwagą i cukrzycą. Z pewnością widzieli państwo wysokie budynki mieszkalne. Do czterdziestu pięter. Większość bez wind i bieżącej wody. Trzeba ją wnosić w wiadrach lub transportować za pomocą wielokrążków. Smutne, gdy się pomyśli, że pod względem gospodarczym północ Korei była niegdyś lepiej rozwinięta niż południe.

– Co? – Thanh nie mogła w to uwierzyć. Chociaż rozmaite fakty poprzeinaczane przez rozmówcę budziły nasz opór, byliśmy zbyt zmęczeni i uprzejmi, by mu się przeciwstawiać, a ostatnie stwierdzenie akurat odpowiadało prawdzie historycznej.

Kim Ir Sen tak bardzo pchał naprzód industrializację, że Korea Północna pod koniec lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku miała najwyższą stopę wzrostu na całym świecie.

Otrzymywał przy tym wsparcie ze strony państw bloku wschodniego, przede wszystkim Związku Radzieckiego i NRD, które dostarczały know-how, przysyłały architektów i inżynierów. Po niedługim czasie dochód na jednego mieszkańca na Północy wielokrotnie przewyższał ten na Południu, gdzie pod wodzą rządzącego autorytarnie Li Syng Mana królowały korupcja i niegospodarność. Odbudowę na Północy przyspieszyły, także zdaniem zagranicznych historyków, energia i zapał Koreańczyków.

Wkrótce w Korei Północnej ogromne zniszczenia wojenne zostały usunięte i wzniesiono nowoczesne miasta, podczas gdy na Południu miliony ludzi wciąż pozostawały bez dachu nad głową lub żyły w slumsach rozrzuconych wokół Seulu.

Wtedy Korea Północna rzeczywiście była kwitnącym krajem, którym chciałaby być także dzisiaj.

Dopiero w 1975 roku Korea Południowa pod względem dochodu narodowego na jednego mieszkańca zrównała się z Koreą Północną. A następnie ją przegoniła.

Fundament dla szybkiego rozwoju Południa położył generał Park Chung-hee. W 1961 roku dokonał zamachu stanu i przejął władzę. W czasach okupacji japońskiej Park służył w japońskiej armii, był zatem także ideologicznym przeciwnikiem Kim Ir Sena.

Zainspirowany prężnością struktur przywódczych na Północy, Park obsadził wszystkie ważne stanowiska, zwłaszcza w gospodarce, wojskowymi. Dodatkowo w 1965 roku nawiązał stosunki dyplomatyczne z arcywrogiem – Japonią – i tak przyciągnął do Korei Południowej pieniądze, a przede wszystkim inżynierów. Skuszonych ponadprzeciętnie wysokimi wynagrodzeniami – i seksem. Korea Południowa oficjalnie wspierała prostytucję. Takie przynajmniej krążyły pogłoski. W weekendy do Korei Południowej przylatywały samoloty pełne japońskich turystów, którzy w pakiecie rezerwowali lot, hotel i prostytutkę. To także spowodowało napływ pieniędzy do kraju, co zakrawa na ironię losu, kiedy się pomyśli o losie koreańskich „pocieszycielek” w czasie II wojny światowej.

Korea Południowa zaczęła kopiować postęp gospodarczy Japonii. Oraz jej produkty.

Na koszt harujących w fabrykach za minimalne pensje robotników oferowała niższe ceny na wszystkie produkty z rynku globalnego. W 1972 roku Park rozwiązał parlament, wygrane przez niego nieco później wybory prezydenckie były farsą. Od tej pory rządził Koreą Południową jako dyktator. Jego wzorem był Kim Ir Sen. W 1974 roku, w przeciwieństwie do swojej żony, przeżył próbę zamachu dokonanego przez Koreańczyka mieszkającego w Japonii. Jeden z ochroniarzy Parka – na wzór samobójczego rytuału japońskich samurajów, dokonał seppuku: rozciął sobie brzuch, aż wylały się z niego wnętrzności.

Park zginął w październiku 1979 roku w zamachu stanu zorganizowanym przez szefa własnych tajnych służb. Po krótkim okresie demokratyzacji w grudniu rządy w kraju znów objęli wojskowi. Tym razem w osobie generała Chun Doo-hwana. Doszło do protestów, przede wszystkim studentów, którzy domagali się demokratycznych reform. W 1980 roku w czasie masowych demonstracji w Kwangju generał Chun rozkazał zrzucić nad miastem spadochroniarzy. Pod koniec dnia na ulicach zalegały setki ciał zabitych. Podobnie jak poprzednicy, Chun obezwładnił opozycję za pomocą prześladowań, tortur i okrutnych mordów. Wraz z igrzyskami olimpijskimi, które odbyły się w Seulu w 1988 roku, tempa nabrały reformy. Dziś Korea Południowa jest demokracją. Mniej więcej równie długo jak Niemcy Wschodnie.

Podczas gdy Korea Południowa przeżywała szybki rozwój gospodarczy, w tym samym czasie spadło tempo rozwoju Korei Północnej. Pod koniec lat siedemdziesiątych doszło w końcu do stagnacji. Zagraniczne kredyty nie mogły być już dłużej obsługiwane. Okazało się, że model własności ludowej posiada jednak swoje słabe strony. Rozpad bloku wschodniego jako partnera handlowego strącił kraj w gospodarczą otchłań. Nieurodzaje i bojkot gospodarczy Narodów Zjednoczonych spowodowany polityką jądrową Korei Północnej sprawiły, że z czasem sytuacja kraju stała się beznadziejna.

Nasz gość próbował zaprezentować pozytywne aspekty warunków życiowych w dzisiejszej Korei Północnej.

– W wielu mieszkaniach nie ma ogrzewania. I to w sytuacji, gdy zimą temperatury spadają do trzydziestu stopni poniżej zera. To czyni północnych Koreańczyków niewyobrażalnie wytrzymałymi. Nawet w trudnościach zachowują przyjazne usposobienie. Proszę zwrócić na to uwagę!

(..)

Klasztor zaginionych mnichów 

Wszyscy poza Thanh pochylali się nad udkiem kurczaka. Nad głowami rozbrzmiewało nam staccato deszczu dudniącego w dach busa. Porywy wiatru szarpały wierzchołkami jałowców. Specjalny piknik Chunga okazał się być lunchem w busie na pustym parkingu buddyjskiej świątyni.

Za naszą wyraźną zgodą Chung i Rym pozwolili sobie na zdjęcie marynarek i powieszenie ich na zagłówkach, by wyschły. Na ramionach i plecach Chunga zarysowała się ciemna plama. I grube szwy jego podkoszulka.

– Smaczne, prawda? – Rym przeżuwał za nami z otwartymi ustami.

– Bardzo dobre.

Każdy balansował umieszczonym na kolanach plastikowym pojemnikiem, który poza nóżką kurczaka zawierał doprawiony octem ryż, listek zielonej sałaty i jabłko. Chociaż wszystko było zimne, smakowało wyśmienicie, więc nie było poświęceniem z mojej strony zjedzenie także udka kurczaka Thanh.

Chung rozmawiał przez telefon. Rym wydłubywał za nami resztki kurczaka spomiędzy zębów.

Nasyciwszy się, wytarłem usta serwetką, zmiąłem ją i wrzuciłem do pudełka między plastikowe sztućce i resztki sałaty oraz ryżu.

– Och, zajączku, doprawdy!

– O co chodzi?

Sztućce i serwetka Thanh leżały na pudełku, w którym tak jak u mnie pozostały resztki ryżu i sałaty.

– Moje kierowca może jeszcze zabrać do domu.

O tym w ogóle nie pomyślałem. A z drugiej strony...

– Ale przecież on nie nocuje w domu.

– Skąd wiesz?

Przewodniczka oprowadzająca nas po świątyni w gruncie rzeczy była fioletowa – zasługa jej ściąganego w talii wełnianego płaszcza, którego fiolet odpowiadał odcieniowi znajdującej się pod spodem jedwabnej sukni. Pod względem wieku i przede wszystkim fryzury przypominała żółtą gajdin. Północnokoreańskie kobiety, według informacji naszego niemieckiego gościa, mają do wyboru osiemnaście różnych fryzur kobiecych. Mężczyźni tylko dziesięć. Tablice obrazkowe wiszące we wszystkich salonach fryzjerskich pokazują stosowne warianty. Obie płcie obowiązuje wymóg:

żadnych kolorów, żadnych pasemek. W przypadku mężczyzn dodatkowo: czoło i uszy odsłonięte. Fryzura Kim Dzong Una – boki przystrzyżone maszynką, u góry kogutek – nie należy jednak do repertuaru standardowych fryzur dla mężczyzn w Korei Północnej, pasuje raczej do ikony piłki nożnej, Davida Beckhama.

Stroju fioletowej przewodniczki dopełniał rozłożony fioletowy parasol, pod którym nas powitała.

– Serdecznie witamy w świątyni Pohyon. Należy ona do narodowych sanktuariów Korei – przetłumaczył Rym. Najwyraźniej teraz on miał tłumaczyć. Zawsze kiedy wywód fioletowej dobiegał końca, żwawo unosiła i opuszczała parasol, niczym tamburmajor orkiestry dętej swoją buławę.

Przeszliśmy przez środkową z trzech bram. Zewnętrzna tworzyła granicę od strony parkingu, przejście zamykał kuty żelazny płot. Weszliśmy na teren świątyni przez boczne drzwi. Kolejne budowle były rozmieszczone z rozmachem na wznoszącym się terenie, wszystkie z czerwonawymi belkami podporowymi i barwnie malowanymi belkami szczytowymi, których końce wystawały poza pokryte dachówkami łukowate dachy jako dziko wysuwające język głowy smoków. Można było odnieść wrażenie, że mamy tutaj do czynienia z architektonicznymi pierwowzorami budynków prowadzących do bunkrów na skarby Kimów.

– Rym, ile jest w sumie klasztorów w Korei Północnej?

Thanh odwijała swoją opaskę na włosy.

– Bardzo dużo.

– Ach, i każdy może być tutaj buddystą?

– Tak, mamy wolność religijną. W Pjongjangu są także kościoły dla... – Chung musiał mu podpowiedzieć:

– Katolików.

– Naprawdę? – Thanh wydawało się to niewiarygodne.

– A jednak to prawda – powiedziałem.

Chung i Rym spieszyli się z powodu deszczu. Założyłem na głowę tweedowy kaszkiet.

– Natomiast nie ma tutaj ani jednego wyświęconego kapłana. Amnesty International przypuszcza, że członkowie gmin wyznaniowych, pokazywani obcokrajowcom, są aktorami.

– Chyba żartujesz? – Thanh rozpuściła kok i schowała włosy pod niebieską bejsbolówkę.

– Nasi gospodarze w Światowym Indeksie Prześladowań Chrześcijan zajmują pierwsze miejsce. Przed wszystkimi państwami islamskimi. Od ponad dziesięciu lat.

– Skoro wszystkiego tak dokładnie się wyuczyłeś, to powiedz coś w końcu.

– Żeby co konkretnie osiągnąć?

Odpowiedź Thanh pozostała kwestią otwartą, bowiem oczekiwano już na nas w największej i ostatniej z trzech bram, gdzie po obu stronach środkowego przejścia stały monstrualnych wymiarów, pomalowane na jaskrawe kolory posągi postaci siedzących w kucki. Zniekształcone twarze mogłyby przyprawić bardziej wrażliwe duszyczki o koszmary nocne.

– Och, a kim oni są?

– Strażnikami!

Rym otworzył szeroko oczy. Po raz pierwszy dało się zobaczyć jego źrenice.

– A jak oni się nazywają?

Rym spytał Chunga, Chung zapytał fioletowej, jej odpowiedź Chung przekazał Rymowi, a ten nam.

– Oni wszyscy mają to samo imię.

– Jakie?

– Zaraz powiem. Ale najpierw historia. W Korei funkcjonowały trzy wielkie państwa w tym samym czasie. Królestwa istniały od około pięćdziesiątego bissi do około siedemsetnego roku naszej ery, a jedno nawet do dziewięćsetnego roku naszej ery.

Około.

– Bissi?

Dziesiąte pytanie Thanh w ciągu pięciu minut.

– On ma na myśli początek naszej rachuby czasu. BC – before Christ.

– Ach, to dozwolone?

Nikt nie pospieszył z odpowiedzią. Fioletowa przewodniczka kontynuowała. Tak samo jak Rym.

– Były to państwa Goguryeo, Baekje i istniejące najdłużej ze wszystkich Silla.

Najpierw buddyzm wprowadzono w królestwie Goguryeo, w roku trzysta siedemdziesiątym drugim naszej ery. Następnie w Baekje, a potem w...? Królowo?

– Silva? – Odpowiedź Thanh padła po pełnej wahania chwili.

– Silla!

– No tak, mam problem z zapamiętywaniem nazw. A skąd przyszedł buddyzm?

Rym bez pośrednictwa Chunga uzgodnił odpowiedź z przewodniczką.

– Został sprowadzony przez chińskiego mnicha. Wszystkie trzy królestwa wykorzystywały buddyzm do podtrzymywania władzy.

– Przy tym to wielce pokojowa religia.

– Ale nie przerywaj mu może za każdym razem.

– Kontynuując: król państwa Silla w siódmym wieku naszej ery zwyciężył pozostałych królów i do końca stulecia Korea scaliła się w jeden kraj. Stąd wzięła się dynastia Goryeo. I od nazwy „Goryeo” wywodzi się słowo Korea.

– Goryeo... Korea – mruczałem.

– Nie przerywaj mu za każdym razem! – zaśmiała się szyderczo.

– Ta świątynia powstała we wczesnym okresie dynastii Goryeo. Została założona w tysiąc dwudziestym czwartym roku.

Do następnego budynku, położonego na tej samej osi co bramy, prowadziło kilka stopni. Niwelowały różnicę poziomów. Przeciągnąłem ręką po jednej z brzuchatych kolumn bramy i szturchnąłem Thanh.

– Puknij w to.

Uderzyła kostkami palców w kolumnę.

– Au!

– To jest beton.

– Z tysiąc dwudziestego czwartego roku?

– Jeśli nie jeszcze starszy.

Thanh poprawiła sobie czapkę.

– Rym, powiedz, czy tu mieszkają jeszcze mnisi?

– Tak, mnisi.

– A gdzie oni są?

– W szkole.

– A gdzie jest szkoła?

Ręka Ryma zatoczyła łuk w powietrzu.

– Nie chcemy im przeszkadzać w nauce.

Tym razem wpisu w księdze pamiątkowej dokonała Thanh:

Z wielkim podziwem napawaliśmy się ciszą w tej przepięknej świątyni, która dzięki troskliwej opiece Wielkiego Przywódcy Kim Ir Sena promienieje blaskiem jak nowa.

(...)

Pomimo przez dekady manifestowanej sztywności, w Korei Północnej coś się zmienia. W tym albo innym kierunku. Wydano zgodę na to, by turyści mogli zachować swoje telefony komórkowe. Zaprojektowane samodzielnie tablety PC albo nowe wielkie inwestycje jak luksusowy kurort narciarski w pobliżu Wonsan niedaleko wybrzeża Morza Wschodniego mają sugerować, zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zagranicznym, że jest postęp.

Równocześnie przybierają na sile represje. W sierpniu 2013 roku Kim Dzong Un rozkazał rozstrzelać w obecności rodzin dwanaście tancerek – rzekomo z powodu nakręconej przez nie sekstaśmy oraz za posiadanie Biblii. W listopadzie 2013 roku na stadionie w Wonsan na oczach dziesiątek tysięcy widzów stracono wielu ludzi za to, że oglądali południowokoreańskie seriale. Podczas egzekucji w siedmiu kolejnych miastach zabito w sumie osiemdziesięcioro mężczyzn i kobiet. Podobnie jesienią 2013 roku doszło do, początkowo przegapionej przez światową opinię publiczną, krwawej potyczki między oddziałami Kima i wiernymi zwolennikami wujka Kim Dzong Una, Jang Song Taeka, jak do tej pory drugiego człowieka w państwie. Niedługo później Jang został aresztowany i oskarżony o „potrójną przeklętą zdradę stanu”. Nie jest jasne, czy egzekucja Janga została wykonana przy użyciu przeciwlotniczego karabinu maszynowego, wyrzutnika granatów czy stu dwudziestu wygłodzonych psów.

W Korei Północnej władzę ma ten, kto kontroluje surowce (zwierzęta morskie, węgiel kamienny, metale ziem rzadkich) oraz handel z Chinami. O to spierają się obecnie partia i armia.

I jeszcze jedno: przy całej manii wielkości i nędzy, przy całym strachu i brutalności, ludzie w Korei Północnej żyją, kochają i śmieją się. Przeżyliśmy niezapomniane spotkania, widzieliśmy urzekające krajobrazy. Północnokoreański miód z górskich kwiatów jest, zdaniem wszystkich, którym dałem go spróbować, najlepszym miodem świata. Taniec w pobliżu granicy w Panmundżom należy do trzech najbardziej emocjonujących momentów w moim życiu.

Bolesna jest myśl, że dopóki warunki w Korei Północnej się nie zmienią, nie będziemy mogli jej ponownie zobaczyć.

Christian Eisert, styczeń 2014

Z książki 

Tydzień w Korei Północnej 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.