środa, 24 lipca 2024

O Sokratesie

 

Sokrates bezpośrednio przed wypiciem cykuty pragnie przekonać przyjaciół, że nie traktuje swego obecnego położenia jako nieszczęścia. Przypomniawszy podanie o łabędziach śpiewających w obliczu śmierci, mówi do płaczących: „Widać, uważacie, że wieszczego daru nie mam tyle, co łabędzie. One kiedy widzą, że im umierać trzeba, śpiewają podobnie jak i przedtem; ale wtedy przede wszystkim i najwięcej śpiewają; z radości, że mogą odejść do boga, któremu przecież służą... Ja uważam, że tak samo jak łabędzie służę temu samemu bogu i nie gorszy od nich dar wieszczy od swojego pana dostałem; więc i z nie mniejszą otuchą niż one z życia odchodzę".

Sokrates przytacza dowody na nieśmiertelność, a po­ wodem jego spokoju wydaje się być pewność co do nieśmiertelności duszy, „która istnieje ponad wszelką wątpliwość". Konieczność nieśmiertelności jest wszak tego rodzaju, że od wątpliwości można się uwolnić, czyniąc dobro i poszukując prawdy w myśleniu — „dowo­dy" wynikają dopiero z nich. Nie istnieje jednak pewność racjonalnie dowiedziona. Sokrates mówi wyraźnie raczej o „ryzyku" życia z założeniem istnienia nieśmiertelności.

Wyobrażenia o niej są bowiem „w pełni uprawnioną wiarą, zasługującą na podjęcie ryzyka oddania się jej. Ryzyko to jest przecież piękne, a duch wymaga dla uspokojenia takich wyobrażeń, które działają niczym magiczne za­ klęcia". Sokrates nie dopuszcza jednak do uzyskania pewności w tej wiedzy i tworzy nastrój pogodnej niepew­ności: „Jeśli to, co mówię, jest prawdą, dobrze jest być o tym przekonanym, jeśli jednak zmarłego nic więcej nie czeka, moje lamenty nie uczynią mnie, przynajmniej w tych ostatnich godzinach przed śmiercią, ciężarem dla obecnych. Ta moja niepewność nie potrwa już jednak długo".

Kriton zapytał Sokratesa, jak chciałby być pochowany. Ten odpowiedział: „Jak się wam tylko podoba, jeżeli mnie tylko dostaniecie i ja wam nie ucieknę". Uśmiechnął się przy tym spokojnie i rzekł: „Nie mogę przekonać Kritona, że to jestem Sokrates, ten, co teraz z wami rozmawia i na swoim miejscu kładzie każde zdanie, ale mu się zdaje, że ja jestem ten, którego za chwilę zobaczy: trup i pyta się jak mnie ma pochować... Więc trzeba być dobrej myśli i mówić, że się moje ciało grzebie, a grzebać je tak, jak by ci to najwięcej od­ powiadało i jak byś tylko uważał, że się godzi".

Nastrój przyjaciół zgromadzonych wokół Sokratesa v jego przedśmiertnych godzinach to przedziwna mieszanina rozpaczy i pogody ducha. Łzy i niepojęte szczęście przenoszą ich w niezrozumiałą rzeczywistość. Nie potrafią pogodzić szczęścia wiary odczuwanego wraz z Sokratesem : bezgranicznym bólem, wynikającym ze straty tej niepowarzalnej osoby.

Sokrates nie odczuwa tragizmu śmierci. „Więc wy, Simmiaszu i Kebesie, i wy reszta innym razem pójdziecie, kiedy tam któremu czas wypadnie; a mnie już teraz, powiedziałby jakiś tragik, los woła i bodajże mi właśnie pora myśleć o kąpieli". Czas śmierci stał się więc obojętny, Sokrates stoi ponad czasem.

Zabrania przyjaciołom lamentowania. „Odejść należy w skupionym milczeniu. Zamilknijcie więc i bądźcie razem". Wspólnota opiera się bowiem, według Sokratesa, na spokojnym trwaniu; rozpacz nie łączy. Ksantypę żegna przyjaźnie, zawodzenie stało mu się obce. Duchowe wzloty możliwe są w myśleniu — dopóki możliwe jest jego spełnienie, nie w bezmyślnym oddaniu się bólowi. To prawda, że jako ludzie jesteśmy w swym empirycznym bycie obezwładniani przez ból i lamentujemy. W przed­ostatniej chwili musi to jednak ustać, aby w ostatnim momencie zmienić się w spokój i aprobatę zrządzeń losu. Wybitnym przykładem jest tutaj Sokrates: niszczącemu bólowi towarzyszy wielki, pełen miłości, otwierający duszę spokój. Śmierć staje się nieistotna; nie zakrywa się jej, ale właściwym celem życia nie jest śmierć, lecz dobro.

Podczas gdy Sokrates w obliczu śmierci wydaje się już bardzo oddalony od życia, on jednak z miłością przybliża się do każdej drobnej ludzkiej rzeczywistości, także dob­ roci i troski strażnika więziennego. Myśli o tym, co należy uczynić: „Wydaje się przecież rzeczą lepszą naprzód się wykąpać, a potem wypić truciznę i nie robić zachodu kobietom, żeby trupa myły".

Patos ustępuje miejsca rzeczowości i żartom, które są emanacją spokoju. Spokój wewnętrzny Demokryta sytuuje się w bardziej beztroskiej płaszczyźnie, dzielnego, samo-ograniczającego się i samoświadomego człowieczeństwa. Nie doświadczył on takich wstrząsów, jakie zrodziły w Sokratesie inny, głębszy i bardziej świadomy spokój. Sokrates jest wolny wolnością wynikającą z pewności w swej niewiedzy, odnośnie do tego, w imię czego zaryzykował całe życie, a następnie śmierć.

Fedon wraz z Obroną i Kritonem należy do niewielu niezastąpionych dokumentów ludzkości. Ludzie parający się filozofią w starożytności czytali go do późnych stuleci i uczyli się z niego umierać w spokoju i zgodzie ze swoim losem, nawet jeśli niósł on nieszczęście.

Nie sposób nie dostrzec chłodu tego rodzaju postawy. Niemożliwa jest jednak lektura tych pism bez intelektual­nego wzruszenia. Znajdujemy tutaj wymaganie pozbawio­ne fanatyzmu, największe możliwości niezakorzenione w moralności, otwartość na jedyny element konieczności [das Unbedingte]. Przed jego osiągnięciem człowiek nie powinien poddawać się rezygnacji, w nim bowiem może spokojnie żyć i umrzeć.

Sokrates to postać tajemnicza u Platona, pomimo klarownego obrazu, również w swej cielesności. Nie­ spożyte zdrowie umożliwia mu życie skromne, a głowę czyni mocną. Spędziwszy całą noc na biesiadzie, Sokrates prowadzi głęboko filozoficzną debatę z Arystofanesem i Agatonem. Gdy i oni zasypiają, wstaje i wychodzi.

„Poszedł Sokrates do Lykeyonu, wykąpał się, potem cały dzień tak spędził, jak to zazwyczaj był czynił, a wieczorem poszedł do domu odpocząć" — Sokrates może zachować się również bardzo nietypowo, w drodze zatrzymuje się, rozmyślając patrzy gdzieś przed siebie. Może tak stać całą noc. Gdy nadszedł świt „pomodlił się do słońca i poszedł". Jest brzydki niczym Sylen, choć jednocześnie ma magicz­ ną siłę przyciągania. — Nie daje się ująć w żadnej normie, jest dziwny (atopos) i niezrozumiały. Wydaje się, iż to, kim jest, co mówi i czyni, zawsze może znaczyć także coś innego.

Platon opisuje w Uczcie, kim jest Sokrates, ustami Alcybiadesa — mówiącego bez zahamowań młodego arystokraty. Porwany przez niezrozumiałą miłość mówi o nim i do niego:

Otóż powiadam, że jest on najpodobniejszy do sylenów siedzących w kapliczkach, których snycerze robią z pozytyw­ ką albo fletem w ręku; sylen się otwiera, a w środku posążki bogów...

Gdybyście myśleli, żem już całkiem pijany, to bym wam przysiągł na to, jak na mnie jego słowa działały i jeszcze działają. Bo kiedy go słucham, serce mi się tłuc zaczyna silniej niż Korybantom w tańcu i łzy mi się cisną do oczu, a widzę, że wielu innym tak samo. A przecież ja i Peryklesa słyszałem i tęgich mówców, a nigdym czegoś takiego nie doznawał, choć uważałem, że dobrze mówili; nigdy mi się dusza nie szarpała i nie rwała tak, jak się niewolnik z kajdan rwie... Bo on na mnie wymusza to przeświadczenie, że ja tyle braków mając, zamiast dbać o swoje niedostatki, sprawami Aten się zajmuję. Tedy sobie uszy gwałtem zatykam, jak przed Syrenami, i uciekam, żebym się tam przy nim nie zasiedział i nie zestarzał na miejscu. I ja wobec tego jednego człowieka doznałem uczucia, o które by mnie nikt nie posądził, uczucia wstydu. Ja się jego jednego wstydzę... I nieraz mu już śmierci życzę, a wiem, że gdyby to się stało, byłoby jeszcze gorzej; tak że już całkiem nie wiem, co mam właściwie począć z tym człowiekiem...

Bądźcie przekonani, że go żaden z was nie zna; ale ja go już odsłonię całego, skórom zaczął. Widzi z was każdy, jak to się Sokrates za pięknościami ugania, jak za nimi przepada, jak on nigdy nic nie wie, jak wszystko „pierwszy raz słyszy". On też i wygląda na to, zupełnie jak sylen. [No nie?] Ale to wszystko jest tylko na wierzchu, tak jak w tym wydrążonym sylenie; kiedy go otworzyć, to, jak wam się zdaje, towarzysze kielicha, ile tam w środku panowania nad sobą? Otóż musicie wiedzieć, że jemu na pięknościach nie zależy nic, ani troszkę; nikt by nie uwierzył, jak on tym pogardza, a tak samo majątkiem i wszystkim tym, co hołota za wielkie szczęście zwykła uważać. On to wszystko ma za nic, powiadam wam, on całe życie z ludzi podrwiwa i żartuje z nich sobie. A nie wiem, czy kto kiedykolwiek, gdy on był poważny i otwarty, popatrzył w niego i czy widział skarby, które w nim są. Ja je już raz widziałem i takie mi się boskie wydały i złote, i przecudowne, żem się po prostu jego niewolnikiem poczuł od tej chwili.

Rzeczowy opis Ksenofonta różni się zasadniczo od idealistycznego wizerunku nakreślonego przez Platona, ale mu nie przeczy. Ksenofont postrzega powierzchowność, Platon spogląda w głąb. Ksenofont prezentuje człowieka moralnego, pozbawionego — jak wyrozumiały znawca ludzkich cech — rygoryzmu. Platon dostrzega ludzki wymiar w niewyczerpanej naturze, a więc coś więcej niż naturę. Ksenofont widzi bardzo wiele szczegółów i poje­dynczych myśli, dzielność, zdrowie i mądrość; jest gotów z taką samą wyrozumiałością oceniać błędy Sokratesa, lecz ich nie znajduje. Platon dociera do samego sedna sokratejskiej istoty, namacalnej w porównaniach, jedynie sym­bolicznej w swych przejawach i zatrzymuje się w miejscu, w którym niemożliwe staje się wydanie osądu w obliczu jej niezwykłości. Ksenofont wie, że zbierając i opowiadając wszystko, dociera do samego Sokratesa. Platon zachwyca się Sokratesem, a poruszenie, jakie ten w nim wywołuje, wydobywa w życiu samego Platona to, co stanowiło rzeczywistość i prawdę Sokratesa. Ksenofont ukazuje nieco pedantycznego racjonalistę, mającego na względzie osiągnięcie korzyści. Platon przedstawia Sokratesa wie­dzionego w myśleniu przez Erosa, sięgającego światłem intelektu dobra absolutnego. Obaj skupiają się na Sokratesie jako człowieku, żaden go nie ubóstwia; lecz ten sam człowiek wraz ze swą możliwą prawdą jest u Ksenofonta istotą racjonalno-moralną, istotą wyrazistą, posiadającą swe granice, u Platona zaś bytem przemawiającym z nie­ przebranej głębi, żyjącym wzlotami z jednego obszaru bezgranicznej tajemniczości do drugiego.

Oddziaływanie myśli sokratejskiej

Śmierć Sokratesa pociągnęła za sobą gwałtowny rozwój jego filozoficznego oddziaływania. Krąg jego przyjaciół w obliczu tego strasz­nego wydarzenia podjął się przekazywania wiedzy o Sok­ratesie, świadczenia o nim i filozofowania w duchu sokratejskim. Powstała literatura sokratejska, a jej naj­wybitniejszym przedstawicielem jest Platon. Przepowied­nia Sokratesa, iż jego przyjaciele nie będą spokojni, sprawdziła się. Choć on sam nie pozostawił po sobie żadnego dzieła, nauki, a tym bardziej systemu, rozpoczął się najsilniejszy ruch w dziejach filozofii greckiej — ruch trwający do dzisiaj.

Warto jednak pamiętać: Sokrates nie znajduje jedno­ znacznego odbicia w swych uczniach. Nie powstaje jedna szkoła, lecz rodzi się wiele szkół. Wszystkie upatrują swych źródeł w Sokratesie. Urzeczywistnia się świat możliwości myślowych wzajemnie sobie przeczących. Sama postać Sokratesa staje się różnorodna. Wspólne dla wszystkich jest jedynie doświadczenie własnej przemiany w spotkaniu z Sokratesem. To, co rozpoczęło się wraz z jego śmiercią, co zaś nigdy nie ustało, to nieusuwalna różnorodność jego oddziaływania, do dziś uniemożliwiają­ ca jednomyślność w kwestii sokratejskiej rzeczywistości.

Owa różnorodność rodzi się, po pierwsze, z myślenia. Myślenie przemieniało ludzi, którzy spotkali Sokratesa. Myślenie daje niezależność w zjednoczeniu z sensem wszystkiego. W myśleniu my, ludzie, docieramy do na­szych największych możliwości, jednak poprzez nie wpa­damy także w nicość. Myślenie jest prawdą jedynie wtedy, gdy kryje w sobie to, co poprzez myślenie się urzeczywist­nia, a jest czymś więcej niż ono samo. Platon nazywa to dobrem, wiecznością bytu, lecz jest to wspaniała, Platoń­ska interpretacja Sokratesa. Dzięki Sokratesowi myślenie ujawniło najwyższe wymagania i największe niebez­pieczeństwa. Spotkanie z nim uskrzydla tak, jak tego doznali wszyscy sokratycy. Niebawem po śmierci Sok­ratesa doszło do rozłamu w sposobach myślenia. Czyżby wszyscy sądzili, że myślenie sokratejskie jest w ich władaniu, a nikt go nie posiadł? Może należy tutaj upatrywać nieustającej dynamiki ruchu, który do dzisiaj nie osiągnął celu, a może rozwijać się w nieskoń­czoność?

Można wyliczyć szkoły sokratyczne. Podczas gdy Ksenofont je tylko wymienia, różnią się one pomiędzy sobą prezen­towanymi sposobami myślenia. Megaryjczycy (Euklides) rozwinęli logikę i erystykę, wynaleźli ważne antynomie (o kłamcy), między nimi Didoros Kronos — paradoksy zawarte w możliwościach. Szkoła elejska (Fedon) zajmowała się badaniami dialektycznymi. Cynicy (Antystenes) poszli drogą obojętności wobec potrzeb, wewnętrznej niezależności, nega­ cji wiedzy i kultury. Z nich wywodził się Diogenes z Synopy.

Szkoła cyrenejska wyprowadzała etykę z natury i przyjemno­ści, wyznając zasadę „hedonizmu". Platon wbrew wszelkim jednostronnościom, dzięki szerokiemu zakresowi poszukiwań i pogłębieniu problematyki oraz zdolności rozwoju prze­prowadził filozofię sokratejską w przyszłość; nie znalazł się w żadnej z tych ślepych uliczek. Żadna z tych filozofii nie jest filozofią sokratejską. Wszystkie są możliwościami zawartymi w jego sposobie myślenia, które odzwierciedla wielość obrazów.

Inaczej stało się w okresie późniejszym. Wizerunki Sokratesa przesłoniły rzeczywistość, która zza nich jedy­ nie prześwituje. Z tego względu niemal wszyscy antyczni filozofowie, mimo swej wzajemnej wrogości, upatrywali w Sokratesie ucieleśnienia ideału filozofa. Obraz ten pozostał przez stulecia.


Niezafałszowany dostęp do Sokratesa i jak dotąd najgłębsza w nowożytnym świecie interpretacja Sok­ratesa, jego ironii i majeutyki, jego działalności, stanowiły dla niego punkt wyjściowy do poszukiwania prawdy. Nietzsche postrzegał Sokratesa jako najwybitniejszego antagonistę i fatum dla greckiego świata, intelektualistę i twórcę nauki. Przez całe życie walczył z Sokratesem, będąc mu bliski, uważał się za jego najbardziej radykalnego przeciwnika. „Sokrates jest mi tak bliski, że niemal bez przerwy toczę z nim walkę". Co z filozofii sokratejskiej pozostanie dla przyszłości, okaże się także w sposobie jej oddziaływania.

Spoglądając wstecz, można zaryzykować twierdzenie, że Sokratesa, w jego rzeczywistości jednocześnie znanego i nieznanego, każdy wyobrażał sobie go w pewnym sensie dowolnie: jako bogobojnego, pokornego chrześcijanina, pewnego siebie człowieka rozumu, geniusza o demonicz­nej osobowości, głosiciela humanizmu, a czasem wręcz człowieka polityki, ukrywającego pod maską filozofa plany przejęcia władzy. On nie był żadnym z nich.

Autorytety Sokrates, Budda, Konfucjusz, Jezus
Karl Jaspers

Patrz też 

Purificatio mentis albo jeśli nie wiesz, że nie wiesz, to nawet nie chcesz wiedzieć→

Alexandru Dragomir po angielsku →


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.