sobota, 21 maja 2016

My, Zatraceński, izolujemy się od zjawisk czasu bieżącego w miarę naszych skromnych możliwości

Tak – potwierdza Ainstein. – Bohaterowie epoki są tacy jak epoka. Umierają spokojnie, jak postanowiłeś.

– A ja mam zastrzeżenia, jeśli chodzi o własnowolną śmierć Zatraceńskiego – odzywa się niekonsekwentnie Pleton. – Zgadzam się z uzasadnieniem takiej decyzji, ale uważam, że nie ma ona podstaw prawnych. Mówię o prawie moralnym wynikającym z zasad, na jakich działa przyroda. Po pierwsze: śmierć indywiduum nie może być przez nie oznaczona w czasie. Po drugie: wyrok musi zapaść poza świadomością delikwenta. Uprawnieni do jego wydawania są albo inni ludzie nakazem sądu, impulsem zbrodni czy wywoływaniem wojny, albo spełniające funkcje kata mikroorganizmy w rodzaju bakterii, wirusów czy zwyrodniałych komórek. Taka jest tradycja od czterdziestu tysięcy lat, to znaczy od momentu, kiedy powstał homo sapiens. Tradycja stanowi najważniejsze prawo moralne.

– No, wiesz – oburza się Ainstein. – Nie możesz zabrać Zatraceńskiemu tej jedynej, samodzielnej decyzji, jaką dysponuje współczesny człowiek, decyzji o skończeniu z sobą, kiedy ten wesołek zechce.

– Mogę! – nieustępliwie twierdzi Pleton. – Facet chce się wymknąć społeczeństwu, a nawet naturze. Nie dość, że cała kwestia traktowana jest przez niego niepoważnie, czego dowodem chociażby rozpatrywanie jej przez nas, krasnoludków, to szczególnie wkurza mnie egoizm, indywidualizm oraz chytrość Zatraceńskiego polegająca na wymiganiu się od odpowiedzialności za los człowieczego gatunku.

– Przecież gatunek, o którym mówisz, i tak jest spisany na straty – dziwi się Zhinga z Matumby. – My przejmujemy cały bałagan.

– Zgoda – mówi Pleton. – Ale oni umierać powinni razem, solidarnie, z godnością, z przyczyn obiektywnych, a nie na własny rachunek. Właśnie beznadziejność walki przeciwko przeznaczeniu wyzwala wielkość człowieka.

Jego, Andrzeja, niewiele obchodzi, co tam sobie gadają kurduple. Nie ma w tej rozmowie żadnych odkrywczych stwierdzeń i w pierwszej lepszej książce, których setki leżą wokół na miękkim podłożu trocin, łatwo odnaleźć hasła szumniejsze, niż formułuje Pleton. My, Zatraceński, izolujemy się od zjawisk czasu bieżącego w miarę naszych skromnych możliwości. Najpierw pogrążeniem się w pracy konserwatorskiej przy białej, dawnej broni, co stanowi ucieczkę od problemów egzystencjalnych, jak każde zajęcie. Potem odcinamy się od świata protestem przeciwko stalowym narzędziom mordu, jakby nie było obojętne, czym zabijany bywa człowiek i w jakiej, dostosowanej do aktualnej populacji skali. W końcu najskuteczniejszą metodą odosobnienia wydaje nam się własna śmierć, gdyż umieszczanie się na jakichkolwiek antypodach współczesnego życia powoduje jednak uleganie jego burzliwej pianie, docierającej przez najdoskonalszy pancerz świadomości. Dzięki gnomom my, Zatraceński, w ciągu letnich miesięcy poznaliśmy absolutną płaskość pozorów, z których ludzie czynią zasadniczy sens życia, więc nielogiczne twierdzenia Pletona w tej chwili on, Andrzej, uznaje za jeden z przejawów niewątpliwego cynizmu, karzełków. Zaskakujące stają się również nagłe uwagi Yoriko Hiroshi, która próbuje właśnie podkreślić inny aspekt całego problemu.

– Jeśli nawet ten skołowany Zatraceński nie jest potrzebny sobie, należy zdecydowanie rozstrzygnąć, czy korkując samowolnie nie skrzywdzi innych ludzi przez swą wieczną nieobecność? Czy nie zada niepotrzebnego ciosu pannie Nu-Nu, przyjaciołom, jeśli już nie ludzkości?

– Tak – kiwa główką Pleton. – Ten łobuz chce osierocić cztery i pół miliarda swoich bliskich. W tym kilka osób najbliższych. Bezsprzecznie złamie serce pannie Nu-Nu. On wie, że się umiera i że się odchodzi w inny sposób, ale wie również, iż panna Nu-Nu o tym nie wie, a może nawet teoretycznie nie przypuszcza tej możliwości, młodość bowiem nie wdaje się w rozważania o końcu zdarzeń.

Powinien więc poczekać na koniec naturalny, ewentualnie jakieś przejechanie przez samochód czy coś podobnego. Żal pozostałych jest wówczas krótszy, gdyż wina zmarłego żadna. Jeśli więc bezczelnie będzie się upierał przy swoich planach, to musimy, dla ogólnego dobra, zrobić z tego zgon wynikający z przypadków życia.

– Utopmy go w wannie – proponuje Yoriko. – Uniknie się przy tym kłopotliwego mycia ciał po fakcie.

– Ja mu wyszoruję najważniejszy męski element – zgłasza się dobrowolnie Madame Jeanne Antoinette de Pampadour.

– A ja uplotę wieniec z chryzantem, świerku i tui – smutno uśmiecha się Sefona.
Dwuznaczne żarciki gnomów nie wzruszają jego, Andrzeja. On, Jakub, również ma w nosie rozważania Andrzeja na ten temat. Ale odzywa się nieoczekiwanie Lao-Tan i to, co twierdzi, powoduje w nas przerażenie. Obrzydliwy staruch najpierw złazi ze stosu książek, na których bez przerwy medytuje, podchodzi do otaczających nas gnomów, staje i wywodzi swe straszne racje odbierające wszelką nadzieję na spokój, jeśli je przyjąć. Karzełki milkną i w ich postawie on, Andrzej, dostrzega prawdziwą lub udaną aurę szacunku.

– Człowieku – mówi Lao-Tan. – Cała idea przyczynowości jest tylko sposobem myślenia i mówienia. Nie potrafisz wyobrazić sobie zjawiska, które nie byłoby niczym spowodowane.

Ale to nie dowodzi istnieniu przyczynowości. Sądzisz, że gdy zabijesz ciało, ostatecznie ukrócisz także świadomość. Musiałbyś zabić jednocześnie wszelki byt, ocean świadomości, wszechświat wszystkiego, co jest, ponieważ nie stanowisz oddzielnego bytu, który trwa poza czasem i przestrzenią. Jesteś wszystkim i wszystkim na zawsze. Pozbywając się ciała z własnej woli, nie stracisz ciągłości pamięci i poczucia swego: jestem. Oddalisz jedynie moment osiągnięcia upragnionego spokoju. Zniszczysz szansę.

– Szansę – powtarza bezmyślnie on, Andrzej.

– Szansę poznania siebie i wzniesienia się na poziom, na którym problemy umysłu i ciała tracą znaczenie.

– Daj spokój, staruszku – odpowiada karzełkowi on, Andrzej. – My, Jakub Andrzej Zatraceński, po prostu nie chcemy być!

– Być to stan pozaczasowy.

Właśnie wtedy dopada nas przerażenie i dławi zarówno jego, emocjonalnego Europejczyka Andrzeja, jak i racjonalnego Europejczyka Jakuba. Przez moment bowiem przyjmujemy to popularne dziedzictwo przeszłości, w którego koncepcji świadomość istnieje także poza biologicznym życiem. Nie może być nic bardziej strasznego niż ciągłe działanie pamięci o świecie zbrodni, cierpienia i bezsensu. Wieczna pamięć to osobliwa droga ku zbawieniu.

Nieskończone rozpatrywanie idiotycznych przypadków naszego życia, oto co oferuje nam Lao-Tan, gdy pragniemy skutecznie oderwać się od wszystkiego. Na szczęście jest w nas on, Jakub, czerpiący z wieków racjonalizmu pewność absolutnego końca świadomości, kiedy przestanie ją żywić rozkładające się ciało.

– Z tych krasnoludków – mówi on, Jakub – których wymyśliłeś, najbardziej okrutny i cyniczny jest Lao-Tan. Wolę już te jedenaście z Madame Jeanne Antoinette de Pampadour na czele.

Gnom Lao-Tan wycofuje się z koła zebranych wokół nas skrzatów i powoli wspina na miejsce swej samotniczej medytacji. Stanowi je zbiór książek, u których podstawy leży wśród wiórów Prawdziwa księga południowego kwiatu mistrza Czuang–Cy. Wyżej Radhakrishnana Filozofia indyjska i mnóstwo teologicznych rozpraw objaśniających i gmatwających myśl chrześcijańską.

Lao-Tan sadowi się w ulubionej pozie lotosu i wypowiada ostatnie w tej historii pytanie:

– Wierzysz jednym, odrzucasz drugich, wierzysz drugim, odrzucasz pierwszych.
Dlaczego?

Pytanie niegodne mędrca, jeśli karzełek nim jest.

– Tresura – śmieje się Mechiavelli.

– A ten bez przerwy wszystko zapisuje – zauważa Hrabina Zofia Potocka, patrząc na nas ironicznie. – Mnoży sztuczne, papierowe byty.

Zapisana właśnie kartka maszynopisu spływa na podłogę i łączy się z tysiącami stron leżących tam książek. Krasnoludki i rusałki biegną ku niej i po raz pierwszy udają zainteresowanie tekstem, którego są bohaterami.

– Nie dbasz o język – mówi z nie udaną grozą Pleton. – Nie starasz się. Styl jest bogiem literatury. A ty tak chropowato, nieładnie.

– Nie robię literatury – odzywa się on, Andrzej. – Zapisuję tylko irracjonalny świat rzeczywistości oraz rzeczywisty świat krasnoludków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.