Głębia
życia duchowego jest jednak dobrze widoczna w jego dziełach,
listach i radach. Jako osoba, która osiągnęła stan
beznamiętności, znał każdy grzech i każdą namiętność od
podszewki, od nasienia, które wróg w postaci myśli wsiewa w umysł
i serce człowieka. Wiemy, że Teofan prowadził ciężką walkę
duchową, ale jej przebiegu i treści możemy się tylko domyślać.
Więcej wiemy natomiast o pokusach zewnętrznych. Po wstąpieniu do
klasztoru prześladowała go myśl o powrocie na katedrę biskupią.
Propozycji takich nie brakowało: w 1872 r. proponowano mu nawet
diecezję moskiewską! W pierwszych latach swego pobytu w klasztorze
Teofan chętnie przyjmował swoich krewnych i dzieci duchowe. Po
pewnym czasie uświadomił sobie jednak, że nie potrafi tego
pogodzić z głównym celem, który przyświecał mu, gdy decydował
się na odejście do klasztoru - z wspinaczką na szczyty duchowe i
wytężoną pracą pisarską. Z tego powodu zaczął poważnie
zastanawiać się nad całkowitym zamknięciem się w celi.
Za
tą przyczyną zewnętrzną może kryć się też inna, bardziej
subtelna i głęboka. Wszyscy asceci chrześcijańscy stwierdzają
zgodnie, że ostatnim wrogiem mnicha, który pnie się ku
beznamiętności, jest subtelna próżność. Jest do namiętność
najtrudniejsza do pokonania, gdyż znajduje pokarm w cnotach.
Najbardziej jednak zasila ją podziw ze strony ludzi, pochlebstwa i
wysoka pozycja społeczna. Nie zapominajmy, że Teofan wstąpił do
klasztoru już jako biskup, osoba zasłużona i szanowana. Będąc
mnichem akademickim, nie przeszedł przez ogień nowicjatu w
prawdziwym monasterze. Mimo że pod względem ascezy i darów
duchowych przewyższał wielu cenobitów, prawdopodobnie jednak
odczuwał swoje braki i nie mógł czuć się bezpieczny wśród
podziwu braci i dzieci duchowych łapczywie chwytających każde jego
słowo.
Po
Wielkanocy 1872 roku Teofan zaprzestał wszelkich kontaktów z
ludźmi, nie przychodził więcej na wspólne nabożeństwa i zamknął
się w oddzielnym skrzydle korpusu opackiego. Odtąd przyjmował
tylko przeora, spowiednika i mnicha, który mu usługiwał.
Teofan
był człowiekiem, który chciał iść i szedł zawsze na całego.
Gotów był teraz nawet „zabić i zamurować wszystkie okna i
drzwi, żeby tylko nie słyszeć i nie widzieć, co się dzieje na
zewnątrz". Niestety, w tłumaczeniach polskich przyjęło się
bardzo ogólne wobec niego określenie „pustelnik". Należałoby
raczej użyć ścisłego określenia „rekluz", by odróżnić
św. Teofa-na od pustelników - anachoretów. Łączą ich wprawdzie
ogólne założenia ascetyczne - praktyka postu, modlitwa umysłu i
serca, oddalenie od świata, ale różni jedna istotna cecha: Teofan
jest jedynym w swoim rodzaju rekluzem - naukowcem. Chociażby dlatego
tylko warto nazwać go inaczej niż pustelnikiem. Sam zresztą
wyraźnie podkreślał, że jego zamknięcie ma charakter przede
wszystkim naukowy: „Zamknąłem się, żeby mi nie przeszkadzano;
nie celem ostrzejszej ascezy, lecz niezakłóconego grzebania w
książkach". Ta nieco ironiczna wypowiedź raczej maskuje
ascetyczną stronę jego odosobnienia, które motywuje głównie
celami naukowymi. Zgodnie z tradycją ascetyzmu wschodniego nie
uważał zasadniczo fizycznego zamknięcia za konieczny warunek do
osiągnięcia doskonałości duchowej. „Kiedy modlitwa twoja umocni
się do tego stopnia, że przez cały czas będzie utrzymywała cię
w sercu przed Bogiem, wtedy będziesz rekluzem i bez zamknięcia".
Odosobnienie rekluza rozumie on w kategoriach hezychazmu: „Na czym
polega zamknięcie rekluza? Na tym, że umysł, zamknąwszy się w
sercu, stoi przed Bogiem w uszanowaniu i nie chce opuszczać serca
ani zajmować się czym innym".
Św.
Teofan Rekluz, Droga do zbawienia, tytuł oryginału: Путь
ко спасеиию, wprowadzenie i przekład Ks. Piotr
Nikolski, TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 2011, wydanie
trzecie, niezmienione, seria: Duchowość Wschodu i Zachodu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.