piątek, 14 lutego 2014

Spirala


Po wspomnianej awanturze wokół moich „Barw ochronnych” nakręciłem film pod tytułem „Spirala”, którego scenariusz wydawał mi się najbardziej neutralny spośród wszystkich tematów, jakie miałem wtedy w szufladzie. „Spirala” jest opowieścią o człowieku, który choruje na raka i chce zadać sobie śmierć, idąc samotnie w góry. Wbrew własnej woli zostaje odratowany tylko po to, by przeżyć długotrwałą agonię w szpitalu. Sam pomysł zasadzał się na jakiejś historii zasłyszanej w czasach, kiedy trochę chodziłem po górach. Temat wydawał mi się zupełnie bezkonfliktowy. Jak się okazało, byłem w błędzie.

Liczyłem, że przeprowadzę coś na kształt dowodu, który w matematyce nazywa się reduc tio ad absurdum, czyli sprowadzeniem do niedorzeczności. Chciałem udowodnić, że laicka postawa wobec śmierci może być heroiczna – tak zapamiętałem bohaterów Camusa – ale zawsze niesie ze sobą tragizm, jakim jest brak nadziei. Myślę, że to właśnie wyraziłem w filmie. Mój protektor, czyli minister, który pozwolił na realizację, nie żył, kinematografią zajmował się pan Loranc. Inteligentny, wykształcony i, jak to się wtedy nazywało, ze wszech miar „sprawdzony” towarzysz, który dostrzegł, że moja „Spirala” może nie być tak niewinnie przyjęta, jak to sobie wyobrażał jego poprzednik w ministerstwie; stąd sugestia, aby przed premierą film otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli czy też ich pisma „Argumenty”. Zostałem wezwany na rozmowę i szczegółowo poinformowany, że taką nagrodę otrzymam i że dla dobra filmu i mojej własnej przyszłości będzie lepiej, jeśli ją przyjmę bez komentarzy. Tak się też stało.

„Spirala” została potraktowana jak kiedyś „Śmierć prowincjała”; pokazana w Cannes, zyskała wyróżnienie ekumenicznego jury złożonego z katolików i protestantów. Gdy w Moskwie jeździłem z tym filmem na spotkania autorskie, zostałem otwarcie zaatakowany za ideologiczne odchylenie. Kiedy próbowałem protestować, twierdząc, że film jest zupełnie nie wyznaniowy, rozmawiający ze mną przenikliwy partyjny krytyk wyraził myśl, która mocno zapadła mi w pamięć. Była ona następująca: „Temat śmierci jest tematem niewłaściwym, u nas, w Rosji, myśląc o śmierci, wraca się do religii. Może na Zachodzie laickość zaszła tak daleko, że śmierć nie wywołuje w ludziach takich skojarzeń, ale w Rosji, gdy się mówi o śmierci, to się przywołuje myśl o Bogu”.

Sam komentarz wydał mi się bardzo interesujący i twórczy, ale praktyczne konsekwencje były przykre; przerwano moje spotkania, a ostatnie, w moskiewskim WGlK-u, nie zostało wprawdzie odwołane, ale usunięto studentów i film oglądała tylko kadra starych wykładowców, od których uzyskałem wiele ideologicznych pouczeń. Przez następne dziesięć lat nie miałem już możliwości kontaktów z radziecką publicznością. Kiedy mi się to wreszcie udało, gorbaczowowska Rosja była już zupełnie innym krajem.

Zanussi, Pora umierać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.