Wiersz Zbigniewa Herberta „Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi” pochodzi z tomu „Raport z oblężonego Miasta”, który ukazał się po raz pierwszy w bibliotece „Kultury” paryskiej, w 1983 roku. W tamtym czasie, wiersz ten był czytany w kontekście stanu wojennego, tytułowy Damastes przez większość czytelników kojarzony był z komunistyczną dyktaturą i gen. Wojciechem Jaruzelskim. Totalitaryzm, kojarzony z faszyzmem i komunizmem, oznacza zawsze rządy despotyczne, czy będą to rządy jedynie słusznej Partii, czy rządy dyktatora, w konsekwencji jednostka jest tu jest zerem, człowiek jest tylko „nawozem historii”, jak uczył Marks i jego uczniowie. Mówiąc inaczej, rządy totalitarne w każdym czasie, dzisiaj również (przykład Chin, Korei Półn. czy Kuby), oznaczają skrajne i bezlitosne uprzedmiotowienie człowieka. Autor „Struny światła” stał zawsze po stronie pojedynczego, skrzywdzonego człowieka czy małych narodów poddanych różnym represjom, czy będzie to los Kurdów czy Czeczenów, zawsze przesłanie moralne jest jasne: każdy naród ma niezłomne prawo do wolności, do suwerenności i samostanowienia o swoim losie.
Dzisiaj
utwór Herberta nabiera szerszego kontekstu, bo Damastes, któremu
poeta oddaje głos (liryka roli), objawia się jako „uczony
reformator społeczny”, ma on wszelkie cechy dwudziestowiecznego
totalitarysty. Pragnienie odnalezienia „miary doskonałego
człowieka”, które jest najważniejszą motywacją antycznego
ideologa-oprawcy prowadzi zawsze do zniewolenia czy zniszczenia
człowieka – takiego jakim jest… A jaki jest człowiek? Złożony,
wielowymiarowy, nieobliczalny, pozostaje wciąż tajemnicą, bo żadna
filozofia nie daje przecież ostatecznej odpowiedzi na pytanie o
istotę człowieczeństwa. Z jednej strony pragnienie doskonałości,
ale z drugiej zdolność do pomnażania zła i zadawania bliźniemu
cierpienia.
Damastes
jest tu przykładem uczonego, który pragnie zrównać wszystkich
ludzi według własnej miary, a tą miarą jest „łoże”, na
którym kładzie „podwładnych” swojego „ruchomego imperium”.
Przyrównuje każdego złapanego do owego „łoża” i – jak sam
przyznaje – „trudno było uniknąć (…) rozciągania członków
obcinania kończyn”. Idea równości, która często była
elementem społecznych utopii, pojawia się w okresie Wielkiej
Rewolucji Francuskiej czy też rewolucji bolszewickiej, w imię tej
idei jednak mordowano się nawzajem, rewolucja pożerała zarówno
swoich „ojców”, jak i „dzieci”. Orwell zauważył, że w
komunizmie byli też „równi i równiejsi”. Można wręcz mówić,
że w okresie PRL-u powstała swoista „czerwona burżuazja”,
która miała dostęp do różnych przywilejów i żyła według
ustalanych przez siebie praw.
Damastes
to uczony, który dba jedynie o poznawczy efekt, bez pytania o koszty
eksperymentu na swoich „podwładnych”, uznający śmierć
pacjentów za wskaźnik słuszności badań: „cel był wzniosły
postęp wymaga ofiar”. Ustrój komunistyczny miał być postępem w
stosunku do systemu kapitalistycznego, do dziś są tacy, którzy
twierdzą, że założenia były dobre, tylko wykonanie złe.
Drobiazg, miliony ofiar za cenę rzekomego postępu. Na etykę
Herberta można popatrzeć w kontekście chrześcijańskiego
personalizmu (E. Mounier, G. Marcel, Jan Paweł II) czy też poglądów
Charles`a Taylora, filozofa, który w „Etyce autentyczności”
podkreśla, że „jesteśmy podmiotami cielesnymi, żyjemy w
warunkach dialogicznych, przeżywamy czas w specyficznie ludzki
sposób, tzn. pojmujemy nasze życie jako opowieść łączącą
przeszłość, skąd przybyliśmy, z naszymi przyszłymi projektami”.
Podmiotowość, dialog, idea powrotu do źródeł filozoficznych i
moralnych to istotne składniki światopoglądu Pana Cogito.
Punktem
wyjścia i punktem dojścia całego porządku świata, także
porządku dobra i zła, jest u poety cierpiący człowiek –
cierpiący, ale też zadający cierpienie. Z tego rozpięcia między
okrucieństwem Damastesa (tyrana, totalitarysty) a chrześcijańskim
współczuciem Herbert buduje swoją etykę. Jest to etyka pozbawiona
relatywizmu (względności), bo u jej podstaw leży szacunek dla
godności człowieka jako osoby. Każda najszlachetniejsza w swych
założeniach ideologia, jeśli odrzuca podmiotowość człowieka i
kwestionuje elementarne prawo do wolności i godności osoby,
prowadzi do ofiar, prowadzi do zbrodni.
Po
roku 1989 wielu intelektualistów mówiło o końcu wszelkich
ideologii, Fukuyama ogłaszał „koniec historii”, młodzi poeci z
pokolenia „brulionu” pisali brutalnie: „Ni chuja idei za
oknem”; cynizm stał się zjawiskiem powszechnym w życiu
publicznym, w tym kontekście poezja Herberta wydawała się
anachroniczna, bo stała na straży niezmiennych, wiecznych wartości:
wolności, prawdy, piękna, dobra i dzisiaj może być ostrzeżeniem
przed kolejnymi utopiami jedynie słusznego porządku, ale też
objawia się w niej sens życia, które bez idei marnieje, zostaje
sprowadzone do bezmyślnej konsumpcji, nie dziwi więc, że za 20 lat
jak głoszą specjaliści, depresja będzie najbardziej
rozpowszechnioną chorobą na świecie, lekarstwem może być tylko
próba (rozpaczliwa?) budowania „cywilizacji miłości”
opartej na tradycji, przez którą przemawiają nasi wielcy
przodkowie: Sokrates, Chrystus, Hektor, Gilgamesz, Orfeusz.
Stanisław
Dłuski
PS.
Jest
to skrócona i zmieniona wersja referatu, który wygłosiłem na
sesji naukowej 27 października na Uniwersytecie Rzeszowskim, w
ramach Festiwalu Poezji Z. Herberta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.