czwartek, 13 lutego 2014

Metafizyka totalitaryzmu


Wiersz Zbigniewa Herberta „Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi” pochodzi z tomu „Raport z oblężonego Miasta”, który ukazał się po raz pierwszy w bibliotece „Kultury” paryskiej, w 1983 roku. W tamtym czasie, wiersz ten był czytany w kontekście stanu wojennego, tytułowy Damastes przez większość czytelników kojarzony był z komunistyczną dyktaturą i gen. Wojciechem Jaruzelskim. Totalitaryzm, kojarzony z faszyzmem i komunizmem, oznacza zawsze rządy despotyczne, czy będą to rządy jedynie słusznej Partii, czy rządy dyktatora, w konsekwencji jednostka jest tu jest zerem, człowiek jest tylko „nawozem historii”, jak uczył Marks i jego uczniowie. Mówiąc inaczej, rządy totalitarne w każdym czasie, dzisiaj również (przykład Chin, Korei Półn. czy Kuby), oznaczają skrajne i bezlitosne uprzedmiotowienie człowieka. Autor „Struny światła” stał zawsze po stronie pojedynczego, skrzywdzonego człowieka czy małych narodów poddanych różnym represjom, czy będzie to los Kurdów czy Czeczenów, zawsze przesłanie moralne jest jasne: każdy naród ma niezłomne prawo do wolności, do suwerenności i samostanowienia o swoim losie. 

Dzisiaj utwór Herberta nabiera szerszego kontekstu, bo Damastes, któremu poeta oddaje głos (liryka roli), objawia się jako „uczony reformator społeczny”, ma on wszelkie cechy dwudziestowiecznego totalitarysty. Pragnienie odnalezienia „miary doskonałego człowieka”, które jest najważniejszą motywacją antycznego ideologa-oprawcy prowadzi zawsze do zniewolenia czy zniszczenia człowieka – takiego jakim jest… A jaki jest człowiek? Złożony, wielowymiarowy, nieobliczalny, pozostaje wciąż tajemnicą, bo żadna filozofia nie daje przecież ostatecznej odpowiedzi na pytanie o istotę człowieczeństwa. Z jednej strony pragnienie doskonałości, ale z drugiej zdolność do pomnażania zła i zadawania bliźniemu cierpienia.

Damastes jest tu przykładem uczonego, który pragnie zrównać wszystkich ludzi według własnej miary, a tą miarą jest „łoże”, na którym kładzie „podwładnych” swojego „ruchomego imperium”. Przyrównuje każdego złapanego do owego „łoża” i – jak sam przyznaje – „trudno było uniknąć (…) rozciągania członków obcinania kończyn”. Idea równości, która często była elementem społecznych utopii, pojawia się w okresie Wielkiej Rewolucji Francuskiej czy też rewolucji bolszewickiej, w imię tej idei jednak mordowano się nawzajem, rewolucja pożerała zarówno swoich „ojców”, jak i „dzieci”. Orwell zauważył, że w komunizmie byli też „równi i równiejsi”. Można wręcz mówić, że w okresie PRL-u powstała swoista „czerwona burżuazja”, która miała dostęp do różnych przywilejów i żyła według ustalanych przez siebie praw. 
 
Damastes to uczony, który dba jedynie o poznawczy efekt, bez pytania o koszty eksperymentu na swoich „podwładnych”, uznający śmierć pacjentów za wskaźnik słuszności badań: „cel był wzniosły postęp wymaga ofiar”. Ustrój komunistyczny miał być postępem w stosunku do systemu kapitalistycznego, do dziś są tacy, którzy twierdzą, że założenia były dobre, tylko wykonanie złe. Drobiazg, miliony ofiar za cenę rzekomego postępu. Na etykę Herberta można popatrzeć w kontekście chrześcijańskiego personalizmu (E. Mounier, G. Marcel, Jan Paweł II) czy też poglądów Charles`a Taylora, filozofa, który w „Etyce autentyczności” podkreśla, że „jesteśmy podmiotami cielesnymi, żyjemy w warunkach dialogicznych, przeżywamy czas w specyficznie ludzki sposób, tzn. pojmujemy nasze życie jako opowieść łączącą przeszłość, skąd przybyliśmy, z naszymi przyszłymi projektami”. Podmiotowość, dialog, idea powrotu do źródeł filozoficznych i moralnych to istotne składniki światopoglądu Pana Cogito.

Punktem wyjścia i punktem dojścia całego porządku świata, także porządku dobra i zła, jest u poety cierpiący człowiek – cierpiący, ale też zadający cierpienie. Z tego rozpięcia między okrucieństwem Damastesa (tyrana, totalitarysty) a chrześcijańskim współczuciem Herbert buduje swoją etykę. Jest to etyka pozbawiona relatywizmu (względności), bo u jej podstaw leży szacunek dla godności człowieka jako osoby. Każda najszlachetniejsza w swych założeniach ideologia, jeśli odrzuca podmiotowość człowieka i kwestionuje elementarne prawo do wolności i godności osoby, prowadzi do ofiar, prowadzi do zbrodni.

Po roku 1989 wielu intelektualistów mówiło o końcu wszelkich ideologii, Fukuyama ogłaszał „koniec historii”, młodzi poeci z pokolenia „brulionu” pisali brutalnie: „Ni chuja idei za oknem”; cynizm stał się zjawiskiem powszechnym w życiu publicznym, w tym kontekście poezja Herberta wydawała się anachroniczna, bo stała na straży niezmiennych, wiecznych wartości: wolności, prawdy, piękna, dobra i dzisiaj może być ostrzeżeniem przed kolejnymi utopiami jedynie słusznego porządku, ale też objawia się w niej sens życia, które bez idei marnieje, zostaje sprowadzone do bezmyślnej konsumpcji, nie dziwi więc, że za 20 lat jak głoszą specjaliści, depresja będzie najbardziej rozpowszechnioną chorobą na świecie, lekarstwem może być tylko próba (rozpaczliwa?) budowania  „cywilizacji miłości” opartej na tradycji, przez którą przemawiają nasi wielcy przodkowie: Sokrates, Chrystus, Hektor, Gilgamesz, Orfeusz.
 Stanisław Dłuski

PS.
Jest to skrócona i zmieniona wersja referatu, który wygłosiłem na sesji naukowej 27 października na Uniwersytecie Rzeszowskim, w ramach Festiwalu Poezji Z. Herberta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.