poniedziałek, 17 lutego 2014

Ach, jakże bezrozumni są ci, którzy żywią w sobie jakieś daleko sięgające nadzieje


Jakże głupio jest układać sobie całe życie nie będąc panem nawet dnia jutrzejszego! Ach, jakże bezrozumni są ci, którzy żywią w sobie jakieś daleko sięgające nadzieje: kupię sobie coś, wybuduję, udzielę komuś pożyczki, ściągnę należność, będę piastował zaszczytne urzędy, a potem wreszcie utrudzoną i zaspokojoną już starość skieruję na spoczynek. Wierzaj mi: wszystko, nawet u ludzi, którym sprzyja szczęście, jest niepewne. Nikt nie powinien sobie niczego przyrzekać na przyszłość. Nawet to, co już mamy, wymyka się nam z rąk, a każdą godzinę, którą właśnie przeżywamy, może przerwać nam jakiś przypadek. Co prawda, czas się toczy wedle ściśle określonych praw, ale w sposób dla nas niezrozumiały. Cóż zaś obchodzi mnie, czy jakaś rzecz jest dla natury pewna, skoro dla mnie pozostaje niepewna? Przyrzekamy sobie oto długie podróże morskie i po zwiedzeniu obcych brzegów nierychly powrót do ojczyzny, myślimy o służbie wojskowej i o późniejszej nagrodzie za wszystkie trudy obozowe, planujemy różne inne zajęcia i posuwanie się poprzez jedne urzędy ku drugim, gdy tymczasem u boku naszego stoi już śmierć. A że zawsze myślimy o niej wyłącznie jako o cudzej, przeto spotykane przez nas niekiedy przykłady zakończenia życia nie zatrzymują się w umyśle naszym dłużej niźli przez czas, gdy im się dziwimy.

A czyż można się zachowywać bardziej nierozsądnie niż dziwić się, że któregoś dnia stało się coś takiego, co przecież może stać się dnia każdego? Stoi wprawdzie przed nami kres tam, gdzie go umieściła nieubłagana konieczność przeznaczenia, atoli nikt z nas nie wie, w jakiej odległości od tego kresu się znajduje. Kształtujmy więc świadomość naszą tak, jakbyśmy odbyli już swoją podróż do końca. Niczego nie odkładajmy na później. Niech codzienne nasze postępki mają na uwadze kres życia. Największym błędem żywota jest to, że zawsze uważa się go za nieokończony, że wciąż odkłada się w nim coś na potem. Kto co dzień kończy swe życie, ten nie odczuwa braku czasu. A właśnie z tego braku czasu rodzi się lęk o przyszłość i jej pożądanie, które przysparza duszy zgryzot. Nie ma nic bardziej żałosnego niż niepewność co do rzeczy przyszłych i obawa, jak też one wypadną. Zaniepokojony umysł zadręczany jest zrozumiałą trwogą o ilość i jakość tego, co mu jeszcze zostaje. W jakiż sposób unikniemy takiego niepokoju? W jeden sposób: jeśli życia swego nie będziemy starali się przeciągać, jeśli niejako zewrze się ono samo w sobie. Bo zależy od przyszłości tylko ten, dla kogo nieważna jest teraźniejszość. Kiedy zaś wyświadczyłem sobie wszystko, com był powinien, gdy mocno utwierdzony umysł zdaje sobie sprawę, iż miedzy dniem a wiekiem nie zachodzi żadna zgoła różnica, wtedy — ile by jeszcze miało nadejść dni i zdarzeń — spogląda na nie z wysoka i z uśmiechem myśli o dalszych czasach. Dlaczego bowiem różnorodność i zmienność wypadków ma cię zmieszać, jeśli wobec niepewnych losów zachowasz całkowitą pewność siebie? Zatem pospieszaj, mój Lucyliuszu, z życiem i każdy dzień miej za osobny żywot. Kto się tak właśnie przygotował, dla kogo każdy dzień stanowił całe życie, ten nie zaznaje żadnych obaw. Inaczej wszelka najbliższa chwila staje się przedmiotem nadziei dla żyjących, a za tym idzie chciwość życia i najgorszy oraz wszystko najgorsze powodujący strach przed śmiercią. Stąd to właśnie wywodzi się owo najohydniejsze życzenie Mecenasa, w którym nie wzbrania się on ani przed kalectwem, ani przed zeszpeceniem, ani wreszcie przed ostrym palem, byleby wśród tych nieszczęść mógł przedłużyć życie.

Uczyńże mnie kaleką, ni rąk, ni nóg nie mającym;
Przypraw mi garb wypukły, wybij też śliskie me zęby.
Byleby życie zostało! Ze wszystkim tym dobrze mi będzie.
Żyć mi dozwól, choćbym w zapłatę na ostrym palu
Cierpieć miał męki.

Co by było największym nieszczęściem, gdyby się komuś przydarzyło, tutaj jest przedmiotem życzenia, a okresu srogich katuszy pożąda się tu tak, jak życia. Uważałbym za najbardziej godnego wzgardy tego, kto by chciał żyć aż do znalezienia śmierci na szubienicy. «Zaiste — prawi — możesz mnie okaleczyć, byle w znękanym i nieużytecznym ciele kołatał jeszcze duch żywotny. Możesz zeszpecić, bylebym — wyglądający jak potwór i ułomny — pozyskał jeszcze nieco czasu.

Możesz mię rozpiąć na krzyżu lub postawić mi ostry pal, bym siedział na nim». Czyż warto zadawać sobie ból wbijając się na pal, czy warto wisieć rozciągniętemu na krzyżu, byle tylko odwlec troszeczkę to, co pośród nieszczęść jest najlepsze, czyli koniec męczarni? Czy warto zatrzymywać duszę po to tylko, by dłużej konać? Czego życzyłbyś takiemu, jeśli nie tego, iżby bogowie byli dlań łaskawi? Co ma na celu cała ta ohyda zupełnie niemęskiego wiersza? Co ma na celu to układanie się z najbardziej bezrozumnym strachem? Co ma na celu to tak wstrętne żebranie o życie? Czy sądzisz, że taki słyszał kiedykolwiek pytanie Wergiliusza:

Czyż tak wielkim nieszczęściem jest z życiem się żegnać?

Życzy sobie najsroższych cierpień i pragnie, by się rozciągnęło i przedłużyło to, co jest najtrudniejsze do wytrzymania. A za jaką cenę? Oczywiście, za cenę dłuższego żywota. Czymże jest jednak takie życie, jeśli nie przedłużonym konaniem? Czyż znajdzie się ktoś taki, kto by wolał topnieć pośród męczarni, gasnąć powoli i tylekroć wypuszczać duszę jakby po kropelce zamiast wyzionąć ją od razu? Czy znajdzie się ktoś taki, kto by przystawiony do owego nieszczęsnego drewna, już okaleczony, już oszpecony i przemieniony w obrzydliwy kadłub, który składa się jedynie z pleców i piersi, kto prócz pala miał już wiele innych sposobności do śmierci, chciał jeszcze przewlekać życie, mające pociągnąć za sobą tyle nowych katuszy? Zaprzeczże teraz, iż nieunikniona konieczność śmierci stanowi wielkie dobrodziejstwo natury! Wielu jest gotowych przystać na jeszcze gorsze rzeczy i nawet zdradzić przyjaciela, by móc żyć dłużej. Skłonni oni są sami przeznaczyć dzieci swoje do nierządu, aby tylko udało im się dłużej oglądać światło dnia będące świadkiem tylu zbrodni. Trzeba otrząsnąć się z takiej pożądliwości życia i zrozumieć, że nie stanowi różnicy, kiedy poniesiesz to, co kiedyś przecież ponieść musisz. Zależy wszak na tym, czy dobrze żyjesz, a nie na tym, czy długo. Często zaś «dobrze» zawiera się właśnie w tym, że «niedługo».


Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Tłumaczenie: Wiktor Kornatowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.