środa, 8 stycznia 2025

O niewzruszoności arahata


Czcigodny panie, kiedy mnich jest o tak doskonale wyzwolonym umyśle, nawet jeżeli potężne materialne formy poznawane przez oko wejdą w zasięg oka, nie wprawiają jego umysłu w obsesję; jego umysł jest zupełnie nie dotknięty. Pozostaje stabilny, osiągnąwszy niewzruszoność, obserwując ich zanikanie. Nawet jeżeli potężne dźwięki poznawane przez ucho wejdą w zasięg ucha … Nawet jeżeli potężne smaki poznawane przez język wejdą w zasięg języka … Nawet jeżeli potężne zapachy poznawane przez nos wejdą w zasięg nosa… Nawet jeżeli potężne dotyki poznawane przez ciało wejdą w zasięg ciała … Nawet jeżeli potężne idee poznawane przez umysł wejdą w zasięg umysłu, nie wprawiają jego umysłu w obsesję; jego umysł jest zupełnie nie dotknięty. Pozostaje stabilny, osiągnąwszy niewzruszoność, obserwując ich zanikanie.

Załóżmy, czcigodny panie, że jest kamienna góra, bez szczelin czy pęknięć, jedna solidna masa skalna. Jeżeli gwałtowna burza nadejdzie ze wschodu, nie zachwieje nią, nie poruszy, nie zatrzęsie; jeżeli gwałtowna burza nadejdzie z zachodu, nie zachwieje nią, nie poruszy, nie zatrzęsie; jeżeli gwałtowna burza nadejdzie z północy, nie zachwieje nią, nie poruszy, nie zatrzęsie; jeżeli gwałtowna burza nadejdzie z południa, nie zachwieje nią, nie poruszy, nie zatrzęsie. Tak też kiedy mnich jest o tak doskonale wyzwolonym umyśle, nawet jeżeli potężne materialne formy poznawane przez oko wejdą w zasięg oka, nie wprawiają jego umysłu w obsesję; jego umysł jest zupełnie nie dotknięty. ...

 

AN VI, 55 Sona →

Nanavira, sotapanna i mistycy


Według Nanaviry Thery, mistyk jest kimś kto świadomie podważa tak zwane prawa myśli, z premedytacją twierdząc, że białe to czarne. Z tym akurat się nie zgadzam, jak ktoś przeczytał zaledwie parę książek o mistycyzmie, to raczej trudno oczekiwać by miał wyważone zdanie na jego temat. Przykładowo Mistrza Eckharta uznaje się za mistyka, i pewnie tu i ówdzie w swych kazaniach wpada w tą czy inną sprzeczność, ale w końcu te kazania miały na celu zainspirowanie słuchaczy do podjęcia właściwej lini działania, były mowami na żywo, a nie precyzyjnymi traktatami filozoficznymi. I jak Mistrz Eckhart powiada, to że niektórzy widzą laskę zanurzoną w wodzie jako krzywą, wynika z pewnych praw fizycznych, a w rzeczywistości laska ta jest prosta. Nasza niewiedza sprawia że rzeczy widzimi zniekształcone, a nie takimi jakimi są. Zatem co się nam wydaje logiczną sprzecznością, albo wewnętrzną sprzecznością w samych Suttach, może takim być tylko dlatego, że widziane przez pryzmat naszej ignorancji.

Jednakże co ciekawe, pod definicję mistyków, tak jak to widział angielski mnich ze Sri Lanki, wpadają jego ... No cóż, raczej uczniowie nie jest zbyt dobrym terminem, być może "entuzjaści", albo "dawni entuzjaści" jest lepszym określeniem. "Dawni", gdyż jak zauważyłem obecnie wśród tych entuzjastów ma miejsce to co po angielsku nazywam patronising the patron, ot choćby jeżeli chodzi o samādhi, ci dobrzy ludzie twierdzą, że Nanavira nie rozumiał tego terminu, błędnie tłumacząc go jako koncentrację i oprócz tego wierzył w niepoprawną i bezowocną technikę obserwowania oddechu. Co prawda widzę tu pewną logiczną sprzeczność, gdyż w końcu skoro wierzą oni iż został sotapanną, to chyba jednak ta technika nie była aż tak bezowocną? Należy dodać, że Nanavira stosował ją nie tylko przy siedzeniu w medytacji, ale także podczas chodzenia i właśnie podczas jednej z takich medytacji pojawiło się u niego oko Dhammy.

Sam nie patronizuję mojego patrona, ani też nie uważam, że temu kto na pierwszym miejscu stawia Sutty, potrzebny jest jakiś mistrz, oprócz Buddy. Zatem nawet Nanaviry nie uważam za nauczyciela. Oczywiście z drugiej strony, moja ignorancja ma wiele aspektów i można ją pomniejszyć na wiele sposobów. I w tym sensie mam wielu nauczycieli. Biorąc przykład z szachów, pewien gracz może być zwykłym arcymistrzem, i wiele może mu brakować do mistrza świata, ale pewne typowe pozycje rozgrywa bardzo dobrze i oryginalnie, i tu właśnie mogę się od niego sporo nauczyć, być może nawet więcej niż od mistrza świata, który raczej takich pozycji unika, a przynajmniej rzadko pojawiają się one w jego grach. Lub też jak Nieżmiedinow, który nie był nawet oficjalnie arcymistrzem (o ile dobrze pamiętam) jednakże był geniuszem ataku i na przykład z Talem, drugim geniuszem ataku i mistrzem świata miał rezultat +4 cztery wygrane! Bez porażki czy remisu. Z pewnością można się wiele od niego nauczyć, jeżeli chodzi o prowadzenie ataku.

Zatem uczyć można się od wielu, ale prawdziwym nauczycielem są Sutty i to one dają mi standard, poprzez który dobieram sobie ewentualnie innych nauczycieli. Np cała psychologia samo-oszukiwania się (self-deception) jest fascynującym zagadnieniem, a w dodatku bardzo blisko związanym z praktyką, nie na darmo Budda mówi, że prawdziwym zwycięzcą jest ten, kto pokonał samego siebie (i oprócz innych rzeczy, porzucił samo-oszukiwanie siebie, które jest jednyą z poważniejszych barier do przekroczenia na drodze ku pełnemu wyzwoleniu.   Okłamywanie innych jest niemoralne i z pewnością będzie miało negatywne konsekwencje, jednakże okłamywanie siebie, przez kogoś kto uważa się za poszukiwacza Prawdy, to prawdziwa śmierć duchowa.

Sutty jako Mistrz? Na czym to polega? Otóż przede wszystkim trzeba się zdobyć na wysiłek i je wszystkie przeczytać. Skoro Budda jest moim mistrzem, zanim zacznę czytać Ajhana Sumedho, czy Ajhana Nyanamoli czy kogokolwiek innego, wypadałoby wpierw dać pierwszeństwo Buddzie. Po powiedzmy dwukrotnym przeczytaniu Sutt, można skoncentrować się na poszczególnych tematach, na przykład interesuje nas animitta samādhi, no i zaczynamy wertować Sutty, skakać od Nikayi do Nikayi, aż wynotujemy sobie wszystko na ten temat i wyrobimy sobie jakieś zdanie na ten temat. Prawdopodobnie będziemy dalej mieli jakieś wątpliwości, i tu faktycznie jest czas by skonsultować się z innymi i przedyskutować temat.

Teraz o naszych nanavirystycznych mistykach. Do napisania tego artykułu skłonił mnie podarunek książki napisanej przez mnicha należącego właśnie do tego mistycznego odgałęzienia zwolenników Nanaviry. Sam o nią poprosiłem i uprzejmie i szczodrobliwie zostałem nią obdarzony. Niestety miało miejsce pewne nieporozumienie, otóż ten mnich obecnie mieszka na Sri Lance i myślałem, że nie należy on do grupy mistycznej, zatem kierowałem się intelektualną ciekawością, cóż ta książka zawiera, i choć obecnie czytam z dziedziny Dhammy tylko Sutty jak też powracam od czasu do czasu do pism Nanaviry, skoro mnich ten należy do kręgu tych na których pisma Nanaviry miały wpływ, zdecydowałem zrobić wyjątek.

Jednak jak się okazało, mnich ten wierzy w mistyczną moc sylogizmu logicznego, który przedkłada nad fenomenologiczny opis tego czym jest zła wola i awersja. Brzmi niezrozumiale? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Otóż podczas pewnej -zarejestrowanej- rozmowy Dhammy, nastąpiła sytuacja patowa pomiędzy mnichem z Niemiec i głównym nauczycielem odłamu mistycznego. Powodem kontrowersji  był przykład z dwoma strzałami opisujący jak po trafieniu jedną strzałą (bolesne uczucie cielesne) w przypadku zwykłego człowieka, puthujjany następuje wbicie się drugiej strzały, mianowicie bolesnego mentalnego uczucia. (Smutek, awersja, czytelnik może wpisać tu sobie wszystkie negatywne reakcje mentalne jakie u niego kiedyś nastąpiły w wyniku choroby czy fizycznego bólu, lub które zaobserwował, że występują u innych.) W opozycji do zwykłego człowieka Sutta wymienia ariya savakę,  który gdy trafiony  pierwszą strzałą cielesnego bólu, zostaje na tym etapie, i w jego doświadczeniu bólowi ciała nie towarzyszy żadne mentalne negatywne uczucie smutku, niezadowolenia itp, lista może być bardzo długa.

Bazując na tym przykładzie, główny nauczyciel odłamu mistycznego stworzył sylogizm który brzmiał następująco:

1 Zgodnie z definicją jaką można znaleźć w innych Suttach, sotapanna jest ariya savaką,

2  Zatem sotapanna gdy dotknięty cielesnym bólem nie cierpi.

Podaję tak jak to było podczas tej rozmowy Dhammy, przez dłuższy czas wymieniano argumenty, lecz żaden z mnichów nie potrafił przekonać drugiego.

Gdyby mnich z Niemiec był nieco zręczniejeszym dialektykiem, mógłby łatwo zmusić naszego mistyka do zmodyfikowania swej pozycji. To co prawda tylko na poziomie werbalnym, niemniej to chyba trochę dziwne, że ktoś kto przywiązuje tak wielką wagę do definicji ariya savaki, całkowicie ignoruje to że cierpienie -dhukka - w Dhammie jest bardzo głębokim pojęciem i nie można go ograniczać li tylko do bycia poruszonym przez chorobę czy fizyczny ból. Wystarczyło zapytać: "Czy chciwość, nienawiść i złudzenie są bolesne?" Na co jedyną poprawną odpowiedzią jest "tak". Następnie: "Czy sotapanna jest całkowicie wolny od chciwości, nienawiści i złudzenia?" To już koniec tego co w zenie nazywa się "walką Dharmy". Przeciwnik został zapędzony w kozi róg i jeżeli chce dalej bronić swojej pozycji, musi się wycofać i ją zmodyfikować do tej, którą zapewne od początku miał na myśli, a co niestety niezbyt fortunnie zwerbalizował. Zatem po modyfikacji, sylogizm kończy się tak:

"W zetknięciu z fizycznym bólem, sotapanna pozostaje całkowicie niewzruszony, fizyczny ból w żaden sposób nie prowadzi u niego do jakichkolwiek negatywnych mentalnych stanów, takich jak awersja wobec bólu, smutek, zniechęcenie itd, itp."

Czcigodna 2500 tradycja Theravady, tak mi się przynajmniej wydaje, od zawsze brała za pewnik, że przykład z dwoma strzałami opisuje różnicę pomiędzy zwykłym człowiekiem a arahatem. Kto zatem w tym sporze dialektycznym ma rację? Jak wyrobić sobie własne zdanie?

Przede wszystkim, skoro Sutty są naszym Mistrzem, trzeba starać wyrobić sobie własne zdanie, w oparciu o zrozumienie Suttr. W tym wypadku, tylko dlatego że czcigodna tradycja skłania się do tego by uważać iż Sutta ta mówi o arahacie a nie sotapannie, kierowanie się wiarą w czcigodną tradycję, to trochę za mało, zwłaszcza że studiowanie Sutt już nas przekonało że tradycjne komentarze całkiem często podają błędne ich interpretacje.

Z drugiej strony ta nowa interpretacja jest tak odmienna od tego co do tej pory wszyscy myśleli, że możemy zakładać, że coś jest bardzo nie w porządku albo z nami, którzy nigdy nawet by nie pomyśleli, że przykład ze strzałami obejmuje sotapannę, albo z twórcą i tymi, którzy uznają ważność sylogizmu.

Czemu sam określam wiarę w prawdziwość tego sylogizmu jako mistyczną? Otóż sprawa w sumie jest prosta, to że czcigodna tradycja akurat w tym wypadku się nie myli, właśnie wynika z prostoty problemu. Sylogizm moglibyśmy uważać za ważny, gdybyśmy już nic więcej nie wiedzieli o sotapannie. Jednak dysponujemy całkiem sporą "bazą danych" o doświadczeniu sotapanny, i jedną z takich informacji jest ta, iż sotapanna nie jest wolny od pożądania i złej woli. Zatem powód dla którego większości (czy może nawet nikomu) w miarę inteligentnemu znającemu dobrze Sutty nigdy nawet nie przyszło do głowy by taki sylogizm stworzyć, jest fakt, że umysł, o ile refleksyjnie zaakceptował dane otrzymane z Sutt, automatycznie daje pierwszeństwo fenomenologii, a nie definicji pewnych terminów jakie znajdują się w Suttach. Definicja klasyfikująca jest arbitralna, znaczenie tego kto jest ariya savaką może zależeć od kontekstu, przykładowo może po prostu określać zwykłą szlachetność charakteru, natomiast zła wola, jest zawsze złą wolą.

Czyli sylogizm wyprowadzony od strony egzystencjalnej brzmi:

1 Sotapanna nie jest wolny od złej woli, wobec tego awersja wobec fizycznego bólu jest w jego wypadku jak najbardziej możliwa.

2 A zatem w kontekście przykładu z dwoma strzałami, sotapanna powinien być wyłączony z definicji ariya savaki.

Tak to mniej więcej opisałem mojemu mistycznemu bratu. Co prawda bezpośrednio się nie ustosunkował do tej obiekcji, ale z tego co pisał wynikało że tak długo jak człowiek nie jest sotapanną, tak długo tak naprawdę nie rozumie tego co to znaczy być sotapanną. Brzmi całkiem logicznie i prawdopodobnie miało oznaczać, że o ile moje obiekcje mogą mi się wydawać słuszne, to tylko dlatego, że jeszcze nie jestem sotapanną, jak tylko nim zostanę, sprawa sama się wyjaśni. Nie wiem czy to miał na myśli, ale jako że niczego innego w tym temacie jego odpowiedź nie zawierała, prawdopodobnie miał na myśli właśnie to. Jest to pewien argument.

Jednak ta argumentacja jest błędna, gdyż tak naprawdę to Sutty są przebogatym źródłem informacji, i nawet jak się jest zwykłym człowiekiem, o ile się jest inteligentnym, można na wiele tematów wypowiadać się autorytatywnie i z dużą pewnością.

Weźmy prosty przykład. Otóż mamy naszego inteligentnego puthujjanę, który zostaje poinformowany, iż pewien człowiek osiągnął stan nie-powracającego. Podchodzi on do tegoż człowieka i pyta go o to czy jest absolutnie wolny od zmysłowych myśli, na co otrzymuje odpowiedź, że bardzo rzadko, ale jednak czasami doświadcza on pewnej mentalnej przyjemności związanej ze zmysłowością. Ten człowiek może być bardzo znanym i szanowanym mnichem, nasz puthujjana może wiedzieć iż większość czasu faktycznie mnich ten spędza na medytacji, nie mniej to nie powinno robić na nim wrażenia i wpłynąć na właściwą ocenę: jakikolwiek jest stan tego dobrego mnicha, nie jest on nie-powracającem.

Nasz dylemat tak naprawdę jest na tym samym poziome, albo albo. Egzystencjalny opis obecności pożądania automatycznie wyłącza kogoś z definicji nie-powracającgo. Egzystencjalny opis obecności złej woli i awersji automatycznie czyni niemożliwym by ta zła wola nie mogła się zaktywizować, gdy sprowokowana przez ból fizyczny. Odpowiedni trening może dać bardzo dobre rezultaty, ale dopóki awersja nie została całkowicie wykorzeniona, nie ma absolutnie rzadnej gwarancji, że się nie zaktywizuje. Jak mówi dowcip, nie ma ludzi których nie da się zdenerwować, ale w pewnych przypadkach potrzeba na to więcej czasu. Oczywiście to tylko dowcip i akurat arahata nie da się zdenerwować, ale twierdzenie że sotapanna, nie będąc wolnym od awersji będzie w stanie zachować całkowitą neutralność podczas gdy będzie go torturował chinski mistrz tej sztuki, jest tak absurdalne, że samo sobie wydaje świadectwo i nie wymaga dalszego komentarza.

Na ale powiedzmy, że skoro jestem już 22 lata mnichem, i rozmaite twierdzenia moich kolegów, jakkolwiek autorytatywnie by się nie wypowiadali, nie robią na mnie specjalnego wrażenia, o ile są niezgodne z Suttami, to świecki wyznawca, nawet dobrze obeznany z Suttami, może czuć zaniepokojenie pewnością i zdecydowaniem w jakim jest nauczany iż sotapanna ma zdolność zachowania równowagi duchowej, bez jakiejkolwiek obniżki nastroju, gdy spotyka się z bolesnym fizycznym uczuciem. "No cóż, może i ten Varapanyo ma rację, ale może... W końcu nie jestem sotapanną, to pewności nie mam".

Tak jak już powiedziałem, wiele problemów da się łatwo obejść znając Sutty i umiejąc odnaleźć ich znaczenie we własnym doświadczeniu. Zilustruję to na przykładzie Nanaviry Thery. Inaczej niż nasi mistycy sylogizmu, którzy czynią naprawdę trudnym odróżnienie arahata od sotapanny,  uważał on że w sotapannie jest ¼ arahata i ¾ puthujjany. I dalej na kolejnych szczeblach przebudzenia te proporcje stopniowo się zmieniają gdzie nie-powracającgo wycenia on na już ¾ arahata i tylko ¼ puthujjany.

Nie używam tu imienia Nanaviry Thery jako autorytetu, podważającego absurdalne założenia naszych mistyków na temat sotapanny, skoro nasi mistycy nie uważają go już za nieomylny autorytet, to czemu czytający te słowa miałby to zrobić?

Chodzi mi o co innego. W zenie mówi się żeby nie odchodzić od własnej natury. Czytelnik powinien znać siebie i nie mieć na temat pewnych spraw żadnych wątpliwości. I teraz pytanie, czy czytelnik nie jest wolny od awersji i złej woli, okazując czasami negatywne emocjonalne reakcje wobec choroby czy bólu? Czy rozumie i widzi działanie tejże awersji? Z pewnością tak.

Otóż o ile sotapanna może się puthujjanie czytelnikowi tych słów wydawać tajemniczą istotą i faktycznie taką jest, to akurat w wypadku awersji dzieli te doświadczenie ze zwykłym człowiekiem. Innymi słowy, inteligentny puthujjana znający dobrze Sutty, może nie wiedzieć na czym polega i jak się objawia porzucenie attavady, ale Sutty dostarczają mu bardzo precyzyjnej informacji: czymkolwiek jest doświadczenie wyjścia poza sakkayaditthi nie zapewnia ono ucieczki przed pożądaniem i złą wolą. Zła wola to zła wola, i jest tym co wspólne dla sotapanny i puthujjany. Jeżeli się tego nie rozumie, być może warto zastanowić się nad przejściem na Islam, nie wymagający zbytniego wysiłku intelektualnego.

Napisałem ten artykuł, bynajmniej nie by podważać autorytet czcigodnego nauczyciela, zresztą jak uczy nas doświadczenie, takie rozważania przeważnie nie mają wpływu na większość uczniów, ani też bynajmniej nie wykluczam, że czcigodny nauczyciel osiągnął takąż niewzruszoność wobec fizycznego bólu, tak jak nie wykluczam, że Ajhan Brahmavamso jest zdolny osiągnąć stany medytacyjne całkowicie wolne od sensorycznego doświadczenia. Przeciwnie, jeżeli tak, to pierwszy spieszę z gratulacjami. 

Tylko wtedy gdy Ajhan Brahmavamso nazywa te stany jhanami, a drugi twierdzi że taka niewzruszoność jest charakterystyczna dla sotapanny, to zwracam uwagę że obaj ci nauczyciele, jakkolwiek wielkie byłyby ich zasługi, wprowadzają informacyjny chaos, i tym samym utrudniają zrozumienie Sutt, które i tak, bez takiej dezinformacji są trudne do zrozumienia.

Dodatkowo, jak to zrobiłem pod koniec, przypomniałem o przesłaniu Nanaviry: szukaj znaczenia Sutt we własnym doświadczeniu. Kto wie czym jest awersja z swego własnego doświadczenia i wie z Suttr że sotapanna nie jest wolny od złej woli, potrafił też jasno i wyraźnie zobaczyć intelektualną wartość tego mistycznego sylogizmu, obdarzajacego sotapannę właściwościami charakterystycznymi dla pełnego wyzwolenia, a nie dla tego kto dopiero co bezpośrednio znalazł ścieżkę do wyzwolenia i zaczął nią podążać.

Kwestia niewzruszoności sotapanny nie jest bynajmniej jedyną gdzie nasi, nazwijmy to neonanaviryści wprowadzają elementy mistycyzmu, tak jak go rozumiał Nanavira, choćby gdy  oznajmiają nam, prostodusznie usuwającym wszelkie niekorzystne stany z umysłu tak jak Bóg, przepraszam, tak jak Sutty przykazują, mianowicie jak najszybciej, że taki pociech o ile nie towarzyszy mu odpowiednia refleksja, to nic innego jak awersja wobec... między innymi awersji. A jak logika mówi (znów ta mistyczna wiara w logikę ignorująca rzeczywistość egzystencjalną) awersji w ten sposób nie da się pokonać.

Dokładnie taką obiekcję znajdujemy w Suttach, gdzie pewien logik oświadcza czcigodnemu Anandzie, że pożądanie by zakończyć pożądanie zawiera w sobie samo-sprzeczność, i czyni je tym samym niemożliwym do realizacji. To czego logik nie rozumie to fakt iż logika i egzystencja to dwie różne rzeczy, egzystencja jest zbyt bogata, by pewne logiczne wnioski były uniwersalnie ważne. W tym wypadku, gdy pożądaniu by zakończyć pożądanie towarzyszy właściwa linia działania, kierująca pożądanie na tor samodestrukcji, faktycznie to co wydaje się niemożliwe na poziomie logicznym, może mieć miejsce na poziomie egzystencjalnym.

Czemu zatem w Suttach nie sposób znaleźć jakichkolwiek ostrzeżeń wobec tak "wielkiego niebezpieczeństwa" jakim według naszych mistyków jest awersja wobec awersji, i oczywiście innych negatywnych stanów? Otóż są to pewne mentalne nawyki, które choć z jednej strony mogą sprawiać ból, jednak są nawykowo kultywowane przez umysł, który po prostu nie zna nic przyjemniejszego, co stanowiłoby ucieczkę z tych negatywnych stanów. A co jest przyjemniejsze, nawet od seksu? Po pierwsze skoro już zdecydowaliśmy się na celibat, natarczywość myśli seksualnych jest nieprzyjemna, bezpośrednio daje ona nam do zrozumienia, że nie jesteśmy wolni, nie chcemy tych myśli, a jednak one pojawiają się wbrew naszej woli. Czyli jak na razie opis ten wydaje się zgodny z opisem naszych mistyków, możemy odczuwać pewną awersję wobec pożądliwych myśli.

To czego nie rozumieją nasi mistycy, to fakt że umysł na poziomie emocjonalnym jest jak małe dziecko, i samo racjonalne tłumaczenie: nie powinieneś mieć takich myśli, niewiele pomaga. Dziecko chce przyjemności i już! Zatem albo mu postaramy się uświadomić że to co wydaje się mu przyjemne, wcale takim nie jest, np poprzez kontemplację odpychających aspektów ciała, albo pokażemy temuż dziecku coś znacznie przyjemniejszego. Oprócz stanów medytacyjnych, takim tłem przyjemności może być po prostu doświadczenie spokojnego umysłu, wolnego od wszelkiej zmysłowej ekscytacji. I temu właśnie służy jak najszybsze usuwanie takich myśli. Nie wspieramy nawyku, i staje się on coraz słabszy, i z czasem pojawiają się coraz dłuższe przerwy, wolne od takich myśli. Zaczynamy odczuwać zadowolenie. Umysł,a przynajmniej umysł inteligentnego człowieka zaczyna doceniać przyjemność spokoju wolnego od wszelkiej ekscytacji, gdyż ta przyjemność, choć bardziej subtelna, jest znacznie stabilniejsza. I to właściwie wszystko na temat. Po prostu na pierwszym etapie, najbardziej nieprzyjemnym, musimy zmniejszyć siłę nałogu i nawyku. Pierwotnie witaliśmy takie myśli i czerpaliśmy z nich przyjemność, obecnie musimy wyrobić sobie odwrotny nawyk, usuwania tych myśli jak najszybciej. I z czasem, gdy staną się one mniej natarczywe, umysł może zobaczyć i docenić inną, spokojniejszą przyjemność. Czy usuwając jak najszybciej negatywne myśli, kierujemy się awersją czy też czymś innym, nie ma większego znaczenia, gdyż nawet jeżeli tak, to z osłabieniem nałogu, awersja wobec tegoż nałogu ulega osłabieniu, spokój umysłu jako wyższa, bardziej subtelna przyjemność zostaje rozpoznany, i zaczynamy usuwać takie myśli po prostu kierując się współczuciem wobec samego siebie, w końcu nie jesteśmy masochistami.

Nanavira Thera miał poczucie humoru, podobał mu się opis z Gibbona, o pewnym Grocjuszu, "który tak dobrze wykazał ograniczenia omnipotencji". Jakkolwiek głębokim może się wydawać nauka o wielkimi niebezpieczeństwe awersji wobec awersji, na poziomie egzystencjalnym nauka o Wszechmocnym Bogu, który pewnych rzeczy nie może zrobić ma znacznie większy sens, odwrotnie do poziomu logicznego, gdze faktycznie biedny Grocjusz wpadł w oczywistą werbalną sprzeczność.

Logika bez wątpienia jest cennym narzędziem, ale ma swoje ograniczenia, użyteczna w ręku inteligentnego człowieka, może się okazać szkodliwą gdy brakuje niezbędnego warunku do zrozumienia Dhammy, mianowicie mądrości.

Powróćmy do tego co znaczy być sotapanną, i jak ten stan wpływa na poziom emocjonalny. Siostra Vajjira, swoje przebudzenie opisała jako "stratę wymiaru myśli". Tu oczywiście zaznaczam, że wychodzimy poza to co zawiera materiał Sutt, nie mniej, ponieważ obracamy się cały czas w kręgu Nanaviry i neonanaviryzmu, ta fraza w tychże kręgach jest raczej uważana za autentyczną i właściwie opisującą pojawienie się właściwego poglądu. Przynajmniej tak widział to Nanavira i widzi piszący te słowa, i prawdopodobnie spora część mistycznego odłamu zwolenników Nanaviry. Choć uczciwie trzeba przyznać, że Nanavira mylił się, i to co brał za uwolnienie energii związanej z przebudzeniem, faktycznie było początkiem stanu psychotycznego, innymi słowy Siostra Vajjira faktycznie odleciała i sporo czasu minęło zanim doszła do równowagi umysłowej. Samo to powinno nastawiać nas sceptycznie, nie mniej jak się wydaje, to właśnie sformułowanie "strata wymiaru myśli" pozwoliła Nanavirze na wiarę że jej przebudzenie było autentyczne. W dodatku oprócz tego jej wyznanie zawierało dokładnie to co można oczekiwać od opisu przebudzenia, a czego ewidentnie uprzednio jej pogląd nie zawierał. Mniejsza z tym. Uznajmy ten opis za autentyczny i postarajmy się zrozumieć wynikające z niego konsekwencje.

Po pierwsze porzucenie attavady, czyli zostanie sotapanną jest porzuceniem ignorancji na poziomie refleksyjnym. Zatem możemy mówić, że to co u zwykłego człowieka jest moim "ja" takim jakim siebie widzę, pewnym wizerunkiem siebie samego, przekonaniem o byciu osobą, zostaje u sotapanny zastąpione stratą wymiaru myśli. Self-image, wizerunek samego siebie zniknął. Pewne duchowości mówią o porzuceniu swego małego "ja" by odnaleźć swe prawdziwe ja. Akurat postawa "jestem" w Nauce Buddy jest dalej związana z ignorancją, ale możemy o niej mówić jako o "mniej nieprawdziwym ja", gdyż tylko arahat jest wolny od tej podstawy, ale już nie sekkha, ten w treningu, którego praktyka jest nakierowana właśnie na usunięcie tego wyobrażenia z umysłu.

Nie będąc ariya, zwykły buddysta puthujjana absolutnie nie ma pojęcia o ścieżce prowadzącej do wyzwolenia się od postawy "jestem", choć oczywiście praktykowanie moralnych cnót jest intuicyjnym krokiem w dobrym kierunku. Nie mniej puthujjana nie rozumie czym jest nibbana wstrzymanie istnienia tu i teraz, zatem nie rozumie też drogi prowadzącej do nibbany.

Jedną z zalet znajomości Sutt jest bycie obeznanym z tym, które terminy są synonimami, gdyż co może się wydawać niejasne gdy opisane jednym terminem, może nabrać większego sensu gdy zastąpione jego synonimem. W tym wypadku użyjmy synonimu nibbany określanego jako '"zejście w pustkę" które to możemy znaleźć w MN 121. Sotapanna, w odróżnieniu od puthujjany dokładnie rozumie arahata, i dokładnie wie na czym polega to "zejście w pustkę" i ta jego wiedza jest bezpośrednią wiedzą o nibbanie zakończeniu cierpienia, jak i wiedzą o drodze prowadzącej do zakończenia cierpienia.

To jest to co sotapanna musi zrealizować, prędzej czy później, najbardziej leniwemu i najmniej błyskotliwemu sotapannie może zająć to siedem kolejnych egzystencji. Z tego możemy wyciągnąć słuszny wniosek, że ta "strata wymiaru myśli" jest akurat jedyną rzeczą która całkowicie przetrwa śmierć ciała i będzie już stale obecna w doświadczeniu sekkha. O ile Sutta MN 121 mówi o polu percepcji wolnym od skazy istnienia - doświadczenie pustki zastąpiło u arahata postawę "jestem", strata wymiaru myśli zastępując u byłego puthujjany "self-image", mniej lub bardziej wyraźny i sprecyzowany wizerunek siebie samego, swojej odseparowanej osobowości, daje wgląd w rzeczy takimi jakimi są, wiedza o zejściu w pustkę podważa uprzednią pewność o własnym odseparowanym bycie (bhava) i rozpoznaje go jako nietrwały, determinowany i powstały współzależnie od obecnej ignorancji.

Komentowaliśmy już -nieco ironiczne, przyznaję - abstrakcyjność zagrożenia dla rozwoju duchowego awersji wobec awersji. Abstrakcyjność ta, jak wykazaliśmy wynika z ignorowania fundamentalnej zasady obowiązującej świadome istoty, zasady bólu/ przyjemności. Nasze wszelkie działania są nakierowane tylko na jedno, unikanie cierpienia i dążenie do przyjemności. Wspomnieliśmy też że inteligentny człowiek preferuje stabilną przyjemność spokoju nad ekscytacje związane z przyjemnością zmysłową. To że nawet inteligentny puthujjana znajduje się w zamkniętym kręgu i nawet po czasowym wyjściu poza zmysłowość i relaksacji w wyższych krainach -deva loka - zawsze wraca ponownie do ludzkiej postaci, o ile nie gorszej, wynika  właśnie z braku trwałego standardu umożliwiającego uznanie wszelkiego temporalnego doświadczenia za nieprzyjemne.

A to właśnie ma miejsce w przypadku sotapanny. Czy mówiąc o trwałym tle nie wkraczam czasem w obręb błędnego poglądu? Nie, gdyż o ile wszelkie doświadczenie jest temporalne, doświadczenie pustki jest synonimem asankhata dhatu, nie ma tu czegoś takiego jak początek koniec, ani nie da się tu zaobserwować żadnej zmiany. Nasz umysł nawykły do czasu i przestrzeni, może te trzy znaki tego co nie-determinowane widzieć jako linię z trzema osobnymi punktami. Ale przecież choć opis mówi faktycznie o trzech znakach nie-determinowango, skoro nie da się ich zaobserwować, jest jasne że samsaryczny umysł nas oszukuje, i wszystkie te trzy znaki są nie do rozróżnienia, w pustce nie ma przeszłości ani przyszłości, gdyby dało się zauważyć początek, koniec i zmianę, nie byłaby to ta pustka odwiecznie dostępna dla tych którzy uczynili właściwy wysiłek by w nią zejść w przeszłości, którzy uczynią to w przyszłości, i które realizują zejście w pustkę w teraźniejszości. Kiedykolwiek taki wielki duchowy sukces nastąpi, będzie to zawsze realizacja tej samej pustki.

Zatem porzucenie attavady, jest synonimem pojawienia się ścieżki prowadzącej do realizacji zejścia w pustkę. Bez wątpienia jest to pewna bezpośrednia wiedza, a nie zwykły pogląd jaki pojawia się u inteligentnego człowieka na poziomie refleksji, nie mniej mówimy o porzuceniu attavady jako o porzuceniu błędnego poglądu i widzimy z Sutt, że porzuceniu sakkayadithi towarzyszy zanik wątpliwości i wiary że zaledwie ścisłe przestrzeganie norm i reguł etycznych może dać wyzwolenie. Atta, czy self czy spersonalizowane "ja" - jest zawsze stowarzyszone z identyfikacją tegoż "ja" - jest to zasadniczo tylko racjonalizacja bardziej bezpośredniej ignorancji manifestującej się postawą "jestem". Głównym efektem porzucenia attavady, jest zobaczenie bezpośredniej zależności pomiędzy ignorancją i postawą "jestem". To co nasi mistycy neonanaviryści opisują jako efekt porzucenia attavady, całkowity zanik pewnego rodzaju uczuć, jest tym co sotapanna widzi jako pracę do wykonania, a nie jako coś co już zrealizował.

Jak mawiał Nisargadatta Maharaj: emocjonalne reakcje zrodzone z ignorancji i braku uważności nigdy nie są uzasadnione. Bardzo ładnie powiedziane, sotapanna jest pierwszym który podpisałby się pod tym aforyzmem. Problem w tym, że emocjonalne reakcje związane z obecnością postawy "jestem", bynajmniej nie dają się kontrolować li tylko przez wiedzę o tym, że nie są one nigdy uzasadnione. Właściwy pogląd sotapanny zawiera jedynie wiedzę o tym, że faktycznie nie są one nigdy uzasadnione oraz jak te nieuzasadnione reakcje mogą zostać doprowadzone do końca. To już naprawdę dużo. Z pewnością brak takich reakcji to jeszcze więcej,  tyle że przypisywanie sotapannie tak wielkiego oderwania (detachment) i mylenie go z arahatem, jasno pokazuje elementarny brak wiedzy i umiejętności rozróżnienia dwóch poziomów ignorancji, poziomu refleksyjnego od którego sotapanna jest wolny i który w jego doświadczeniu został zastąpiony wiedzą o Czterech Szlachetnych Prawdach, oraz poziomu pre-refleksyjnego, od którego wolny jest tylko arahat, gdzie wiedza o Czterech Szlachetnych Prawdach zostaje zastąpiona pełną realizacją tych Prawd.

Nanavira Thera negatywnie wyrażał się o zakładanych podobieństwach pomiędzy Nauką Buddy i tak zwanym Hinduizmem, co sprawia że prawdopodobnie większość naszych naonavirystycznych mistyków z największą dozą podejrzliwości - a to i tak łagodnie powiedziane - podchodzi do Nisargadatty Maharaja o ile w ogóle okazuje jakiekolwiek nim zainteresowanie. To czego nie podejrzewają nasi neonanaviryści,  to fakt iż wystarczyłoby kilka dobrze dobranych sentencji, by czcigodny Nanavira rozpoznał wielką mądrość Nisargadatty Maharaja, i tylko znajomość sylogizmu o tym że sotapanna "nie cierpi" by pojawił się u niego gruntowny sceptycyzm co do zrozumienia Dhammy myśliciela - twórcy tegoż sylogizmu jak i tych którzy wierzą w jego egzystencjalną ważność.

Dylematy przy studiowaniu Sutt często pojawiają się gdy podchodzimy to pewnych prawd bez umiejętności uporządkowania ich hierarchicznie. Takim problemem jest "moc medytacyjna" sotapanny. Z jednej strony wiemy o tym że pięć przeszkód: zmysłowe pożądanie, zła wola, letarg i ospałość, niepokój i zmartwienia oraz niepewność, uniemożliwiają osiągnięcie jhan, a już z poprzedniej dyskusji wiemy iż sotapanna nie jest wolny od zmysłowego pożądania i złej woli. To wydaje się jasno mówić, że sotapanna nie jest tym kto osiąga jhany na zawołanie.

Z drugiej strony sotapanna jest tym, który podąża ośmioraką szlachetną ścieżką, gdzie jednym z jej aspektów jest właściwa medytacja, definiowana jako cztery jhany. Na poziomie werbalnym zatem stykamy się w Suttach z tym co wydaje się być sprzecznością. Jednakże rozwiązanie tej sprzeczności nie jest takie trudne, jeżeli posiadamy wiarę w Sutty, że Dhamma jest nauczana przez Buddę w sposób perfekcyjny, nie zawiera żadnych rzeczywistych sprzeczności. Skoro tak, to prawdopodobnie to co wydaje się nam sprzecznością wynika li tylko z ograniczeń naszej wizji, i przy dokładniejszym wgłębieniu się w ten dylemat, wszystko powinno się wyjaśnić.

Po pierwsze, jeżeli czytelnik przyswoił sobie podejście proponowane przy problemie dyskutowanego sylogizmu, pierwszy krok powinien być jasny. Priorytetem dla nas powinno być bezpośrednie doświadczenie, a zatem opis pięciu przeszkód ma znacznie większą wagę niż definicja czym jest właściwa medytacja. Jeżeli widzimy w tych dwóch opisach sprzeczność, to raczej dla tego, że coś jest nie tak z naszym podejściem do ośmiorakiej szlachetnej ścieżki, gdyż w przypadku pięciu przeszkód sprawa jest jasna. To sytuacja albo albo. Tylko uwolnienie się od tych przeszkód gwarantuje osiągnięcie jhan, a sotapanna nie jest tym, który się od nich uwolnił. Zatem co jest błędnego w naszym założeniu że skoro właściwe samādhi jest definiowane jako cztery jhany i skoro sotapanna ma właściwy pogląd, to i powinien mieć dostęp do jhan? Przede wszystkim powinniśmy zauważyć, że ośmioraka szlachetna ścieżka jest częścią struktury znanej jako Cztery Szlachetne Prawdy. A  nauka o tych Prawdach, ze swej natury jest dydaktyczna. Zadaniem puthujjany jest zrozumienie swojego doświadczenia - a to zostało opisane przez pierwszą i drugą prawdę, i zrozumienie tego czym jest nibbana czy arahat (w Suttach to synonimy) a to opisują pozostałe prawdy. Tym samym jest absolutnie konieczne by właściwa koncentracja była definiowana jako cztery jhany gdyż pełne wyzwolenie - doświadczenie arahata - jest nie do zrealizowania bez osiągnięcia tego poziomu skupienia medytacyjnego. Zatem o ile arahat już  rozwinął w pełni ścieżkę prowadzącą do wstrzymania cierpienia, zadanie sotapanny wobec tej ścieżki jest bhāvetabba, jest ona do rozwinięcia. Jeżeli zrozumiemy że współzależne powstawanie opisuje doświadczenie puthujjany a współzależnie wstrzymanie doświadczenie arahata, i jest to środek ścisłe dydaktyczny a nie uniwersalny opis obejmujący także sekha, który ma w sobie coś z puthujjany jak i coś z arahata, ta kontrowersja po części traci ważność. Nie mniej pozostaje nadal jedna ważna obiekcja, jeżeli nie obiekcja to sprawa do wyjaśnienia. Niezależnie czy sotapanna osiąga jhany czy nie, powinien on dysponować tym co jest nazwane właściwą koncentracją. Jak podejść do tego zagadnienia?

Otóż najprostszym sposobem jest uświadomienie sobie, że same jhany, per se, nie są bynajmniej synonimem właściwej koncentracji. Innymi słowy, jhany są jak najbardziej dostępne dla puthujjany i kiedy puthujjana praktykuje jhany, to z pewnością je praktykuje, ale bynajmniej nie praktykuje właściwej medytacji. Na czym polega zatem różnica? Otóż jhany są tylko kolejnym typem doświadczenia, tyle że oczywiście znacznie bardziej subtelnym niż zwykle sensoryczne doświadczenie. Zatem tak jak i każde inne doświadczenie, będzie ono postrzegane przez puthujjanę przy obecności fundamentalnego założenia, aktywnie funkcjonującego błędnego poglądu na osobowość. Ja osiągnąłem jhany, ja praktykuję jhany. Moc wyzwalającą jhany uzyskują dopiero po porzuceniu sakkayaditthi, a ścisłej mówiąc, nie tyle one same w sobie posiadają taką moc wyzwalającą, co mogą być podstawą, pewnym poziomem w oparciu o który może nastąpić wyzwolenie.

Tym samym jeżeli kładziemy w pierwszej kolejności nacisk na właściwy pogląd, a powinniśmy to zrobić, wszelkie doświadczenie medytacyjne sotapanny gdzie zjednoczenie i skupienie umysłu ma miejsce jest już właściwym samādhi. Jhany zresztą to nie monolity, każda jhana ma kilka czynników które muszą być współobecne by sklasyfikować doświadczenie jako konkretną jhanę, zatem to całkiem naturalne, że zanim medytujący osiągnięcie pełną jhanę, w jego doświadczeniu może udać mu się zrealizować ten czy inny czynnik jhany, podczas gdy reszta będzie dalej nieobecna. I to jest właśnie praca do wykonania.

Nanavira Thera:

Jeżeli chodzi o samādhi, sytuacja jest taka. Jak tylko ktoś osiągnie pierwszą ścieżkę (nie jej owoc, co może nastąpić znacznie później, ma on do dyspozycji właściwy pogląd ariyapuggala (sammaditthi) który jest jego zrozumieniem (pañña). I co charakterystyczne dla pañña, gdy ktoś posiada to zrozumienie, posiada on również samadhi, viriya, saddhā i sati. Ten fakt nie jest rozumiany przez puthujjanę, nie mającego doświadczenia tej rzeczy. Z pewnością może on  osiągnąć jakieś samadhi (na przykład praktykując medytację oddechu, ale nie jest to sammasamadhi ścieżki (której nie posiada). I podobnie z viriya, saddhā, and sati.

Wymienione przez Nanavirę pięć zdolności, to oczywiście ważny temat, ale wykraczający poza problem samej koncentracji. Nie mniej, dalej w tym liście Nanavira Thera omawia interesujący problem, jaki stan samādhi jest potrzebny do zostania sotapanną. Warto się z tym zapoznać, gdyż wystarczy ten jeden list by mieć na ten temat większe zrozumienie niż wieloletni nauczyciele medytacji ze szkoły Ajhana Brahmavamso, którzy niestety zbytnimi intelektualistami nie są i nie dostrzegają ewidentnych sprzeczności w swych poglądach. Przykładowo jeżeli według nich jhana wyklucza wszelki kontakt zmysłowy, w tym słuch, to jest niemożliwe by jakikolwiek mnich został arahatem przy słuchaniu słów Buddy, gdyż by zostać arahatem trzeba być w tym czasie w stanie przynajmniej pierwszej jhany, a skoro jest się w stanie pierwszej jhany, to niczego się nie słyszy. Oczywiście jest bardzo dużo Sutt, które opisują zostanie arahatem właśnie podczas słuchania mowy Dhammy. Nie mniej ta sprzeczność jakoś ich nie niepokoi.

W liście tym także, czcigodny Nanavira cytuje Suttę wspominającą sekwencję gdzie warunkiem koniecznym na pojawienie się właściwego poglądu jest pochwycenie  "znaku umysłu" (cittassa nimittam). Właściwy pogląd jest warunkiem koniecznym na rozwinięcie samādhi, a to z kolei jest niezbędne do pełnego wyzwolenia. AN 6 : 68 Ta sekwencja powinna być już dla nas zrozumiała, z wyjątkiem znaku umysłu. Zauważyłem że nasi mistycy używają tu formy mnogiej. Jako, że temat ten nie jest zbyt obszernie w Suttach omówiony, nie mogę się wypowiadać autorytatywnie, nie mniej z pewnością mogę zaoferować inną interpretację tego czym jest cittassa nimittam, będącą w zgodzie z całą zawartością tego artykułu. Wspomnieliśmy już o stracie wymiaru myśli, która to fraza jest synonimem właściwego poglądu. Otóż czym jest umysł? Tego zwykle się nie wie, gdyż wszystko co "wiemy", wiemy dzięki umysłowi rejestrujacemu doświadczenia zmysłami. Umysł nie zna samego siebie. W efekcie intensywnej praktyki uważności i koncentracji, prędzej czy później powinny zacząć pojawiać się u nas pewne przerwy w myśleniu. Przykładowo, jeżeli intensywnie studiujemy Sutty, po kilkanaście godzin dziennie i dysponujemy tym co w zenie nazywa się "wielkim pytaniem", czyli wiemy że nie wiemy, ale naprawdę chcemy zrozumieć to czego nie wiemy, w pewnym momencie przy czytaniu możemy zaobserwować dziwny fenomen: patrzymy na tekst, ale umysł milczy, stanął i nie rusza się.

Takie wyrwy w myśleniu są przyjemnie i właściwie nawet gdy zaczną się pojawiać u nas po raz pierwszy, nie potrzebujemy Eckharta Tolle, by nas poinstruował, iż należy je kultywować. Będziemy to robić automatycznie, kierowani zasadą przyjemności i bólu. To doświadczenie Sutty nazywają pochwyceniem znaku umysłu, gdyż faktycznie daje ono wiedzę o milczącym tle na którym pojawia się wszelkie inne zmysłowe doświadczenie.

Jaka jest relacja pomiędzy pochwyceniem znaku umysłu a właściwym poglądem? Otóż takie wyrwy w myśleniu, choć odbierane jako przyjemne, są nietrwałe, pojawiają się i znikają. Właściwy pogląd, strata wymiaru myśli, to w pewnym sensie transformacja tego co nietrwałe w to co stale dostępne. Nie chodzi tu oczywiście o to, że strata wymiaru myśli oznacza że myśli - tak jak to ma miejsce w tych wyrwach - są całkowicie nieobecne, ale o to iż wiedza o tym niezmiennym milczącm tłe umysłu jest stale dostępna, nawet przy obecności myśli. W przypadku sotapanny gdzie intensywność negatywnych stanów mentalnych może być jeszcze czasami znaczna, te tło choć obecne jakby odsuwało się na dalszy plan, tak jak słońce przysłonięte chmurami, choć wiemy że tam jest, nie jest zbyt dobrze widoczne. Przykład niezbyt fortunny, gdyż faktycznie w przypadku gęstych chmur przestajemy całkowicie widzieć słońce, podczas gdy w przypadku ariya savaki nie tyle chodzi o zanik wizji a raczej o odwrócenie uwagi od milczącego tła umysłu na tymczasowo bardziej absorbujące doświadczenia. Nie mam oczywiście żadnych Sutt na poparcie tego co tu przedstawiłem, zatem jedynie podkreślam różnicę w poglądach. Co nasi mistycy dokładnie mają na myśli mówiąc o znakach umysłu i używając liczby mnogiej, tego nie wiem i nie potrafię wyjaśnić. Natomiast potrafię wyjaśnić czemu uważam, że nie ma czegoś takiego jak liczba mnoga w przypadku znaku umysłu. Sprawa jest prosta, o mnogości umysłu można mówić w oparciu o mnogości jego obiektów gdy je poznaje przez zmysły, albo w oparciu o różne stany emocjonalne, których doznaje. Ale to milczące tło na którym pojawia się wszelkie doświadczenie jest tylko jedno. Milczenie umysłu jest zawsze tylko milczeniem. Ewentualnie możemy mówić o różnicy w intensywności doznawania tego milczenia, ale to inna sprawa. Pochwytując znak umysłu, co poprzedza właściwy pogląd, pochwytuje się zawsze ten sam znak.

Generalnie, by osiągnąć postęp na duchowej ścieżce trzeba bardzo starannie egzaminować swoje poglądy i szukać argumentów które wydają się je podważać. Tego ofiary przywiązania się do poglądów - ditthiupadana- nie widzą, bo też prawda nie jest tym co szukają a bezpieczeństwo (choćby złudne) pewności że stworzony mentalny świat w którym się żyje jest w pełni jasny i zrozumiały, ma sens. Zdawanie sobie sprawy, że jest się ignorantem jest bolesne. To prawda. Ale znacznie bardziej bolesne - w dłuższej perspektywie - jest nie zdawanie sobie sprawy z tego że się jest ignorantem. Jest to jeden z aspektów cierpienia o którym się nie wie, że jest cierpieniem.

Logiczny paradoks? Jak może boleć to co nie jest rozpoznawane jako cierpienie? Na poziomie egzystencjalnym nie ma tu żadnego paradoksu. We współczesnym świecie jak najbardziej można być niewolnikiem, bez zdawania sobie z tego sprawy. I tymże jest także zwykły człowiek uwięziony w Boskiej Sieci, gdy przeniesiemy się  na poziom duchowy. Puthujjana jest niewolnikiem nie zdającym sobie sprawy ze swego zniewolenia, uwięzionym przez Brahmajala, sieć o której nic nie wie i której nie widzi. Dlatego też jednym z warunków na pojawienie się właściwego poglądu, jest informacja z zewnątrz (czyli od kogoś kto zrozumiał i zobaczył tą Sieć, a która, gdy tylko rozpoznana jako taka, od razu go wypuściła. Ale przekonać niewolnika, który nie zdaje sobie sprawy z własnego zniewolenia nie jest bynajmniej rzeczą łatwą.

"My jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakże Ty możesz mówić 'Wolni będziecie '". Odpowiedział im: ... "każdy kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu, a niewolnik nie przebywa w domu na zawsze..."

Oczywiście Jezusowi chodzi o takie trzy fundamentalne grzechy jak chciwość, nienawiść i złudzenie. Na potrzeby tego artykułu definiuję złudzenie jako nauczanie tego czego się nie rozumie, mało chwalebne w jakiejkolwiek dziedzinie, a w tej gdzie chodzi już nawet nie o sprawy życia i śmierci, ale a sprawę wolności i nieśmiertelności wyjątkowo ryzykowne. Pozbawienie  kogoś życia będzie miało negatywne konsekwencje, ale pozbawienie kogoś szansy na poznanie Prawdy która wyzwoliłaby go z odwiecznej wędrówki, efektu grzechu pierworodnego czy jak kto woli ignorancji, gdy ocenić to z pewnego poziomu, jest znacznie gorszym przewinieniem. Ostatecznie śmierć ciała nie ma większego wpływu na świadomość, i po jakimś czasie pojawi się nowe ciało, natomiast nowa okazja zetknięcia się z wyzwolicielem rozumiejącym że esencją cierpienia jest założenie o byciu odseparowaną osobą istniejącą w przestrzeni i czasie, może nie pojawić się tak szybko.

Zakończę wyjaśnieniem, że bynajmniej nie zniechęcam przeciętnego buddysty by porzucił tego nauczyciela, promowanie celibatu to jak najbardziej dobra myśl. Poza tym większość oglądających YouTube prawdopodobnie tak czy tak nie jest zdolna już do czytania książek, a lepszy taki kontakt z Dhammą, niż żadan. Nie mniej, skoro promuję/ promowałem pisma czcigodnego Nanaviry i co ważniejsze, naprawdę wierzę w ich moc wyzwalającą, po prostu wyrażam tu swoje votum separatum (chyba tak to się mówi), i twierdzę że nasi mistycy neonanaviryści to zupełnie inna kategoria intelektualna i znacznie lepiej podchodzić do pism Nanaviry bez takich pośredników. I odwrotnie do Nanaviry specjalnie nie polecam studiowania fenomenologii jako narzędzia ułatwiającego zrozumienie Nauki Buddy. Sam Nanavira twierdził, że takie podejście może być przydatne, gdy brak kogoś z właściwym poglądem. Zatem, skoro się wierzy, że kimś takim był właśnie Nanavira, lepiej skoncentrować się na jego pismach, zwłaszcza tych ściśle związanych z Dhammą, a nie tych artykułach w których omawiane są zagadnienia filozoficzne, nie związane bezpośrednio z Dhammą.

Tu trochę przeczę samemu sobie, gdyż jak wynika z tego artykułu, fenomenologia złej woli powinna być lekturą obowiazkową dla tych, którzy zdecydowali się nauczać nas o tej tajemniczej istocie  jaką jest sotapanna.


piątek, 3 stycznia 2025

W szponach namiętności ... czytania


Ludzkie namiętności stanowią nie lada zagadkę, a dzieci ulegają im w nie mniejszym stopniu niż dorośli. Ci, którymi zawładnęła namiętność, nie potrafią jej wytłumaczyć, a ci, którzy czegoś takiego nigdy nie zaznali, nie potrafią jej pojąć. Bywają ludzie, którzy ryzykują życiem, aby zdobyć górski szczyt. Nikt, nawet oni sami, nie umiałby naprawdę wyjaśnić, dlaczego to robią. Inni doprowadzają się do ruiny, aby pozyskać serce określonej osoby, która nie chce o nich słyszeć. Jeszcze inni pędzą do zguby, ponieważ nie potrafią odmówić sobie rozkoszy jedzenia lub picia. Ten i ów wydaje cały swój majątek, aby wygrać w hazardowej grze, albo składa wszystko w ofierze urojeniu, które nigdy nie stanie się rzeczywistością. Nie brak takich, co sądzą, że mogą być szczęśliwi tylko tam, gdzie ich nie ma, i przez całe życie jeżdżą po świecie. A niekiedy ktoś nie zaznaje spokoju dopóty, dopóki nie obejmie władzy. Krótko mówiąc, tyle jest różnych namiętności, ilu jest różnych ludzi. Dla Bastiana Baltazara Buksa były nią książki. Kto nigdy z płonącymi uszami i potarganym włosem nie przesiadywał nad książką całych popołudni, czytając, czytając i czytając, zapominając oświecie, nie zauważając już, że chce mu się jeść albo że jest mu zimno - Kto nigdy nie czytał ukradkiem pod kołdrą przy blasku latarki, bo ojciec lub matka, a może jeszcze ktoś inny, troskliwy, zgasił mu światło, uważającnie bez racji, że czas już spać, bo jutro rano tak wcześnie trzeba zerwać się z łóżka - Kto nigdy, jawnie czy skrycie, nie wylewał gorzkich łez, bo wspaniała opowieść dobiegła końca i trzeba było się rozstać z postaciami, z którymi przeżyło się razem tyle przygód, które kochało się i podziwiało, śledząc ich losy to z lękiem, to z nadzieją, i bez których towarzystwa życie wydawało się puste i pozbawione sensu. Kto czegoś takiego nie zna zwłasnego doświadczenia, cóż, ten prawdopodobnie nie zdoła pojąć, co teraz zrobił Bastian.

Nie kończąca się opowieść
Michael Ende Michaeli

środa, 1 stycznia 2025

Podstawowe prawa ludzkiej głupoty


Zasadniczo głupi ludzie są niebezpieczni i szkodliwi, ponieważ rozsądni ludzie mają trudności z wyobrażeniem sobie i zrozumieniem nierozsądnego zachowania. Inteligentna osoba może zrozumieć logikę bandyty. Działania bandyty podążają za schematem racjonalności: paskudnej racjonalności, jeśli chcesz, ale nadal racjonalności. Bandyta chce mieć plus na swoim koncie. Ponieważ nie jest wystarczająco inteligentny, aby wymyślić sposoby na uzyskanie plusa, a także zapewnienie ci plusa, wygeneruje swój plus, powodując pojawienie się minusa na twoim koncie. Wszystko to jest złe, ale jest racjonalne i jeśli jesteś racjonalny, możesz to przewidzieć. Możesz przewidzieć działania bandyty, jego paskudne manewry i brzydkie aspiracje i często możesz zbudować swoją obronę.

Z głupią osobą wszystko to jest absolutnie niemożliwe, jak wyjaśnia Trzecie Prawo Podstawowe. Głupie stworzenie będzie cię nękać bez powodu, bez żadnej korzyści, bez żadnego planu lub schematu i w najbardziej nieprawdopodobnych momentach i miejscach. Nie masz racjonalnego sposobu, aby stwierdzić, czy, kiedy, jak i dlaczego głupie stworzenie atakuje. Kiedy stajesz twarzą w twarz z głupim osobnikiem, jesteś całkowicie zdany na jego łaskę.

Ponieważ czyny głupiej osoby nie są zgodne z zasadami racjonalności, wynika z tego, że:

a) atak zazwyczaj zaskakuje człowieka;

b) nawet jeśli ktoś jest świadomy ataku, nie może zorganizować racjonalnej obrony, ponieważ sam atak nie posiada żadnej racjonalnej struktury.

Fakt, że aktywność i ruchy głupiego stworzenia są absolutnie nieprzewidywalne i irracjonalne, nie tylko sprawia, że ​​obrona jest problematyczna, ale także sprawia, że ​​każdy kontratak jest niezwykle trudny – jak próba strzelania do obiektu, który jest zdolny do najbardziej nieprawdopodobnych i niewyobrażalnych ruchów. To właśnie mieli na myśli zarówno Dickens, jak i Schiller, gdy pierwszy stwierdził, że „głupotą i zdrowym trawieniem człowiek może wiele zdziałać”, a drugi napisał, że „przeciwko głupocie sami bogowie walczą na próżno”.

ROZDZIAŁ VIII

CZWARTE PRAWO PODSTAWOWE

To, że bezradni ludzie, a mianowicie ci, którzy w naszym systemie księgowym zaliczają się do obszaru H, zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, jak niebezpieczni są głupi ludzie, wcale nie jest zaskakujące. Ich porażka jest po prostu kolejnym wyrazem ich bezradności. Prawdziwie zadziwiającym faktem jest jednak to, że również inteligentni ludzie i bandyci często nie potrafią rozpoznać mocy wyrządzania szkód tkwiącej w głupocie. Niezwykle trudno jest wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje i można jedynie zauważyć, że w konfrontacji z głupimi jednostkami często inteligentni ludzie, a także bandyci, popełniają błąd, oddając się uczuciom samozadowolenia i pogardy zamiast natychmiastowego wydzielania odpowiednich ilości adrenaliny i budowania obrony.

Można ulec pokusie, by uwierzyć, że głupi człowiek wyrządzi krzywdę tylko sobie, ale to mylenie głupoty z bezradnością. Czasami można mieć pokusę, by związać się z głupim osobnikiem, by wykorzystać go do własnych planów. Taki manewr nie może nie mieć katastrofalnych skutków, ponieważ:

a) opiera się na całkowitym niezrozumieniu istoty głupoty;

b) daje głupiemu człowiekowi dodatkowe pole do wykorzystania jego darów.

Można mieć nadzieję, że przechytrzy się głupca i do pewnego stopnia można to rzeczywiście zrobić. Ale z powodu nieprzewidywalnego zachowania głupca, nie można przewidzieć wszystkich działań i reakcji głupca i wkrótce zostanie się zmiażdżonym przez nieprzewidywalne ruchy głupiego partnera.

Podsumowano to wyraźnie w Czwartej Ustawie Zasadniczej, która stanowi, że:

'Niegłupi ludzie zawsze niedoceniają niszczącej mocy głupich jednostek. W szczególności niegłupi ludzie stale zapominają, że w każdym czasie, miejscu i w każdych okolicznościach zadawanie się z głupimi ludźmi i/lub obcowanie z nimi niechybnie okazuje się kosztownym błędem.'

Przez stulecia i tysiąclecia, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, niezliczona liczba jednostek nie brała pod uwagę Czwartego Prawa Podstawowego, a zaniedbanie to spowodowało niepoliczalne straty dla ludzkości.
***
Pierwsze podstawowe prawo ludzkiej głupoty stwierdza bez dwuznaczności, że

„Zawsze i nieuchronnie wszyscy niedoceniają liczby głupich jednostek w obiegu.” (...)

Pierwsze Prawo Podstawowe uniemożliwia mi przypisanie konkretnej wartości liczbowej frakcji głupich ludzi w całej populacji: każda szacunkowa wartość liczbowa okazałaby się niedoszacowaniem. Dlatego na kolejnych stronach będę oznaczał frakcję głupich ludzi w populacji symbolem σ.

ROZDZIAŁ II

DRUGIE PODSTAWOWE PRAWO

Trendy kulturowe, które są obecnie modne na Zachodzie, sprzyjają egalitarnemu podejściu do życia. Ludzie lubią myśleć o istotach ludzkich jako o produkcie perfekcyjnie zaprojektowanej maszyny do masowej produkcji. Genetycy i socjologowie szczególnie starają się udowodnić, za pomocą imponującego aparatu danych naukowych i sformułowań, że wszyscy ludzie są z natury równi, a jeśli niektórzy są bardziej równi od innych, to jest to zasługą wychowania, a nie natury.

Robię wyjątek od tego ogólnego poglądu. Jestem głęboko przekonany, poparty latami obserwacji i eksperymentów, że mężczyźni nie są równi, że niektórzy są głupi, a inni nie, i że różnica ta jest determinowana przez naturę, a nie przez siły lub czynniki kulturowe. Człowiek jest głupi w ten sam sposób, w jaki jest rudy; należy do głupiego zestawu, tak jak należy do grupy krwi. Głupi człowiek rodzi się głupim człowiekiem z aktu Opatrzności.

Choć jestem przekonany, że ułamek σ ludzi jest głupi i że jest taki z powodu cech genetycznych, nie jestem reakcjonistą próbującym potajemnie wprowadzić na nowo dyskryminację klasową lub rasową. Jestem głęboko przekonany, że głupota jest nieuporządkowanym przywilejem wszystkich grup ludzkich i jest równomiernie rozłożona według stałej proporcji. Ten fakt jest naukowo wyrażony przez Drugie Prawo Podstawowe, które stanowi, że

„Prawdopodobieństwo, że dana osoba jest głupia, jest niezależne od jakichkolwiek innych cech tej osoby”.

Czytaj całość (po angielsku) →