Spojrzenie na rozgwieżdżone niebo objawia człowiekowi granice jego wiedzy i władzy. (Ernst Jünger)
* * *
Od czasu do czasu dostaję elektroniczną pocztą powiadomienia od kierowanej przez Wojciecha Jóźwiaka AstroAkademii (zob.taraka.pl) zapraszające mnie do wzięcia udziału w kursie astrologii dla początkujących, na których poznam znaczenie takich pojęć jak: osie horoskopu, czyli ascendent i descendent, Medium Coeli i Imum Coeli, punkty kardynalne ekliptyki, synastrie i punkty harmoniczne pięciokrotne i siedmiokrotne. Poznam też cykle planet i ich zastosowanie w astro-prognozach. Nauczę się badać własne urodzeniowe kosmogramy, określać swój typ planetarny, zodiakalny, osiowy, poznam własne życie nawleczone na cykle Saturna, Jowisza, Urana. Taka auto-astrobiografia, gdy się ją pamięta, staje się podręczną, noszoną w głowie „Wielką Księgą Cykli i Tranzytów”,
Mimo iż opłata za kurs nie jest zbyt wygórowana, raczej się nie zapiszę, „Wielkiej Księgi” w głowie dźwigał nie będę, uważam bowiem, że astrologia wyrażająca odczucie kosmiczno-metafizycznego determinizmu ma sens tylko wówczas , jeśli rozpatrywać ją w kontekście dawnych systemów metafizyczno-kosomologicznych, zakładających „boską naturę ciał niebieskich”. Gwiazdy i planety są siedzibami boskich istot wpływających na los człowieka – tak należy rozumieć zdanie – „ los człowieka jest zapisany w gwiazdach”. Chyba żadnemu astrologowi dawnych epok nie powstała w głowie myśl, że materialne ciała niebieskie poruszające się w odległych częściach uniwersum w jakikolwiek sposób wpływają na świadomość i los człowieka.
* * *
Analizując symbolikę gwiazdy u Nietzschego niemiecki autor Joachim Köhler przypomina:
„Swych uczniów Pitagoras nauczał o »nieśmiertelności duszy«, z którą wiązała się »boska natura ciał niebieskich«. Także jego uczeń Alkmajon »uznaje gwiazdy za bóstwa, gdyż mają dusze«. Owe »boskie« istoty, twierdzi Arystoteles, charakteryzując wiarę pitagorejską, »znajdują się w ciągłym ruchu: Księżyc, Słońce, gwiazdy i całe niebo«. A nad wszystkim, co ziemskie i niebiańskie tronuje harmonia, piękno, dające się wyrazić liczbami”. (Köhler, Tajemnica Zaratustry. Fryderyk Nietzsche i jego zaszyfrowane przesłanie. Biografia , przeł. Wojciech Kunicki, Wrocław 1996, s.349)
Można powiedzieć, że współczesna materialistyczna astrologia jest zeświecczoną wersją astrologii metafizyczno-duchowej: po opuszczeniu gwiazd przez bogów, taktuje ona je tak, jakby nadal tam byli.
* * *
Na parareligijną funkcję astrologii zwracał uwagę Mircea Eliade, który pisał, że gdy człowiek odkrywa, iż jego życie jest związane ze zjawiskami na niebie, jego egzystencja nabiera nowego znaczenia. Nie jest on już po prostu zwykłą, bezimienną jednostką, wrzuconą w absurdalny i pozbawiony sensu świat:
Horoskop przydaje mu nowej godności, pokazuje, jak mocno i głęboko związany jest on z całym Wszechświatem. To prawda, że jego życie jest zdeterminowane przez ruchy gwiazd, jest to wszakże rodzaj determinacji niezrównanie wielkiej i wzniosłej. Jakkolwiek w ostatecznym rachunku jesteśmy marionetkami pociąganymi za niewidzialne sznurki i sznureczki, to przecież stanowimy część gwiezdnego świata. Ponadto kosmiczna predeterminacja naszego istnienia jest tajemnicą; oznacza to, że Wszechświat kręci się według ustalonego z góry planu, że ludzki żywot i sama historia dzieją się wedle jakiegoś schematu i stopniowo zdążają do jakiegoś celu. Jego sens pozostaje ukryty bądź też przekracza zdolność ludzkiego rozumienia, ale przynajmniej nadaje on jakieś znaczenie Kosmosowi, uznawanemu przez większość uczonych za wynik ślepego trafu, człowiecza zaś egzystencja […] uzyskuje jakiś sens. […] Stosując się do wskazówek swojego horoskopu człowiek czuje się w harmonii z Wszechświatem. […] Jednocześnie – świadomie bądź nie – przyjmuje za oczywiste, że, jakkolwiek całkowicie niezrozumiały, w każdej chwili rozgrywa się wielki kosmiczny dramat, w którym on, człowiek, ma jednak jakiś swój udział. A więc — nie jest czymś niepotrzebnym.
(Eliade, Okultyzm, czary i mody kulturalne przeł. Ireneusz Kania, Kraków 1992, s.71 )
* * *
W 1959 roku Ernst Jünger opublikował zbiór esejów An der Zeitmauer (Przy murze czasu), w którym – zwłaszcza w części Czas mierzalny i czas losu. Myśli nie-astrologa o astrologii – poświęcił uwagę astrologii, wzrostowi jej popularności, interpretowanemu przezeń jako oznaka budzenia się nowych sił duchowych w epoce Robotnika, epoce postliberalnej, postmieszczańskiej, ba, posthistorycznej, kiedy człowiek historyczny nie jest już miarą wszechrzeczy, ponieważ rozwój i osiągnięcia techniki przezwyciężyły go. Jak pisał Jünger:
„Jeśli teraz w obliczu prób włączenia nowych, kosmicznych elementów do historii ludzkości, wyraża się opinię, że w ten sposób historia jako przedmiot nauki zostaje zniszczona, to jest to słuszne – należałoby jednak rozważyć, czy potrzeba takiego włączenia nie koresponduje z już zaistniałym zniszczeniem, mianowicie zniszczeniem historycznego, w tradycyjnym sensie, świata”.
Jünger przeciwstawia czas mierzalny, którym operują nauki przyrodnicze, astrologicznemu czasowi losu, przeciwko któremu od dawien dawna protestowali teologowie, filozofowie a w końcu naukowcy-przyrodoznawcy. Oczywiście, astrologia nie jest nauką, jej siła polega nie na tym, że ucieleśnia zasady współczesności, ale że im zaprzecza, dlatego astrolog broniący swojej sztuki jako nauki , argumentuje nie na tym polu , gdzie jest najsilniejszy. Jünger podkreśla, że nie ma potrzeby uznawania tego w astrologii, dzięki czemu przyciąga ona tak wielu ludzi, czyli jej twierdzeń i przepowiedni, aby dostrzec głębsze znaczenie faktu, że w XX wieku astrologia wdziera się w życie codzienne.
Astrologia dysponuje kosmicznym cyferblatem podzielonym jakościowo, nie kawałkującym abstrakcyjnego czasu równomiernie i monotonnie, ale na którym godziny następują po sobie, jednak nie są identyczne – i na którym kolejno pojawiają się potężne, ufundowane głębiej, obrazy. W astrologii ludzie i ludzkość pozostają w kosmicznych zależnościach. Ludzka egzystencja odniesiona zostaje do ruchu, który jest niezależny od woli i od innych wielkości typu rasa czy to, co dziedziczne; z ruchem tym łączy się ona wyłącznie poprzez miejsce i godzinę wstąpienia człowieka w świat.
Właśnie to powiązanie ulotnej daty losu z niewzruszalnym chodem zegara kosmicznego, którego odbiciem jest horoskop, nadaje astrologii, zdaniem Jüngera, specyficzny powab. Nie ten świat i jego dobra, ale gwiazdy określają właściwe domostwo człowieka. Ma on jeszcze sklepienie ponad sobą, tam powracają stałe i ruchome, matematycznie obliczalne znaki. Już w samym przypuszczeniu, że los istnieje, leży – niezależnie od szczęścia i nieszczęścia, jakie może przynieść – wielka pociecha.
* * *
Nie dającą się wyrugować i chętnie akceptowaną potrzebą człowieka jest najwyraźniej poczucie, że jego czyny, dzieła i spotkania znaczą coś jeszcze innego, niż się to powszechnie sądzi, że odzwierciedlają się w nich wielkie moce dając im w lenno sens. Im większy obrót, im bardziej gorączkowa dynamika, im bardziej życie staje się wielkomiejskie, techniczno-abstrakcyjne, tym dobitniej uwidoczniać się musi ta potrzeba. Uwidocznia się to zwłaszcza wówczas, gdy dochodzi do kryzysów lub nawet do katastrof, zagrażających technicznemu optymizmowi lub wręcz go niwelujących. (Ernst Jünger, An der Zeitmauer, przeł. Wojciech Kunicki)
* * *
W książce Zwischen Biomacht und Lebensmacht. Biopolitisches Denken bei Michael Foucault und Ernst Jünger (Bielefeld 2021) jej autor Nasser Ahmed zgadza się z Jüngerem, że liberalne abstrakcje typu wolność czy równość nie były niczym innym jak retoryką władzy i stanowiły preludium do niwelacji, które to dopiero umożliwiły powstanie katowni XX wieku. Mieszczańska obietnica postępu poprzez mobilizację w organizmach narodowo-państwowych z materialistyczną dialektyką w tle zwiodły ludzkość na manowce i doprowadziły do wielkich katastrof. Pojawia się jednak pytanie, czy
organiczno-konstruktywny postęp sił prometejskich, który w coraz większym stopniu doznaje niepowodzeń, zakończy tylko obecną wysoką kulturę, czy też zagraża gatunkowi ludzkiemu jako całości?
Co nas czeka za „murem czasu”? Pożyjemy, zobaczymy. Dzisiaj widać wyraźnie, że prognoza Jüngera się sprawdza: dojście do „muru czasu” oznacza ostateczne domknięcie cyklu „demokratyczno-liberalnych” iluzji; poza murem czeka „inny czas”, „inna epoka”, „inny człowiek”. Na tym zasadza się apokaliptyczny, heroiczny optymizm Jüngera. Niechaj udzieli się i nam.
* * *
„Nie ma potrzeby przypominać zainteresowania Hitlera astrologią. W The Last Days of Hitler H.R. Trevor-Roper opowiada, jak Hitler i Goebbels, badając powtórnie swoje horoskopy, w połowie kwietnia 1945 wyczytali z nich zapowiedź wielkiego zwycięstwa na koniec miesiąca; później, w sierpniu, miało nastąpić podpisanie traktatu pokojowego. Jak wiemy, Hitler popełnił samobójstwo 30 kwietnia, armia niemiecka zaś złożyła broń 7 maja”. (Eliade, Okultyzm…, str.70)
Nie wydaje mi się, żeby Hitler był specjalnie zainteresowany astrologią, ponieważ obce mu były wszelkiego rodzaju „irracjonalizmy”, „mistycyzmy” czy pragermańskie fascynacje niektórych towarzyszy partyjnych, które tolerował jako ich „prywatne bziki”. Interesowała go nie astrologia, ale połączenie dwóch wielkich prądów ideowo-politycznych nowoczesności – socjalizmu i nacjonalizmu.
W książce Hitler. Selbstverständnis eines Revolutionärs (I.wyd. Hamburg 1987, 5. rozszerzone wydanie, Reinbek 2017) Rainer Zitelmann obala obraz Hitlera jako „reakcjonisty“ niechętnie akceptującego modernizację, czy wręcz – trudno o bardziej mylną opinię – pragnącego realizować utopię „reagraryzacji“, bo i takie absurdalne koncepcje mu przypisywano. Hitler „miał hopla” na punkcie techniki, był gorącym zwolennikiem nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego, jeśli się czymś fascynował, to nauką i motoryzacją, wzorem do naśladowania była dlań wysoko zindustrializowana gospodarka USA: „pojmował siebie jako świadomego wykonawcę procesu modernizacji, którego cechami wyróżniającymi są uprzemysłowienie, technicyzacja i racjonalizacja”. (Zitelmann, s.378; zob. też Zitelmann, Narodowy socjalizm i moderna. Bilans tymczasowy [w:] Nazizm, Trzecia Rzesza a procesy modernizacji, wybór i opracowanie Hubert Orłowski, przeł. Maria Tomczak, Poznań 2000)
Warto na marginesie nadmienić, że w swoich pismach Hitler nie używał pojęcia „Trzecia Rzesza”; nie występuje też ono w Mein Kampf . Użył go tylko dwukrotnie w przemówieniach wygłoszonych na zjazdach partyjnych. Ponadto w okólniku datowanym na 13.06.1939 r. i podpisanym przez Bormanna kanclerz Hitler zakazał używania określenia „Trzecia Rzesza” (zob. Hans Maier, Hitler und das Reich, „Vierteljahrshefte fur Zeitgeschichte”, 2019 nr 4). Ponieważ zakaz już nie obowiązuje, każdemu wolno się „Trzecią Rzeszą” swobodnie posługiwać.
* *
Łączenie Hitlera z astrologią wpisuje się w okultystyczno-ezoteryczne interpretacje narodowego socjalizmu, które od czasu ukazania się Świtu magów Pauwelsa i Bergiera w 1960 roku, pokutują w pophistoriografii, oferowanej w dworcowych kioskach czy w supermarketach. Przypominam tu sobie Ezoteryczne korzenie nazizmu Marka Tabora, czyli Cezarego Michalskiego, z którym przed laty toczyłem spór na ten temat (zob. Nazizm, czyli germański New Age u władzy. Ezoteryczna wersja historii według Cezarego Michalskiego, „Nowe Państwo” 1998 nr 7 ).
* * *
Oczywiście nie jest wykluczone, że znalazłszy się w połowie kwietnia 1945 r., w doprawdy trudnej sytuacji politycznej, Hitler zapragnął zajrzeć w swoją przyszłość, a ponieważ jego eksperci, analitycy i progności zawiedli, sięgnął po sprawdzone metody astrologiczne. . Jednakże o wiele ciekawsze jest to, co – według obliczeń Wojciecha Jóźwiaka – mówi nam urodzeniowy kosmogram Hitlera i jego horoskop (zob. https://www.taraka.pl/adolf_hitler oraz https://www.astroakademia.pl/n20/chart_show.php?chart=137).
Okazuje się, że Hitler był uranikiem: urodził się z Uranem na ascendencie, w jego urodzeniowym kosmogramie widoczna jest potężna struktura pięciokrotna, pierścień kwintyli do którego należało aż pięć planet: Pluton, Neptun, Saturn, Jowisz i Księżyc. Kwintyle i ich pierścienie „grają jak trąbka” – są źródłem napędu i entuzjazmu. Życiorys wodza Rzeszy Niemieckiej idealnie wpisuje się w cykl Saturna. Wkrótce po przejściu Saturna przez następną oś urodzeniową, a dokładnie podczas przejścia przez urodzeniowe Słońce, Hitler dokonał najazdu na Polskę. Decyzja ta była zgodna z ogólnym schematem cyklu Saturna jako „wyruszenie w nieznane na niebezpieczne przygody”. Miał wtedy wsparcie od cyklu Saturn – Pluton, ponieważ planety te były w kwadraturze z idealną ścisłością -1°15′ i obie wpisane w urodzeniowy kosmogram Hitlera: Saturn na Słońcu i descendencie, a Pluton w Medium Coeli. Pluton chodził po urodzeniowym Medium Coeli Hitlera przez cały okres II wojny światowej.
Zatem wkrótce po przejściu Saturna przez następną oś urodzeniową, a dokładnie podczas przejścia przez urodzeniowe Słońce, Hitler dokonał najazdu na Polskę. O tym, co działo się tuż przed najazdem dowiemy się z tekstu Pawła Łepkowskiego „Demon, a nie ludzka istota” ( „Rzecz o Historii”, „Rzeczpospolita” 30 sierpnia 2024):
„Zachowało się kilka interesujących relacji z tamtych dni. Szczególnie ciekawe wydają się wspomnienia szwedzkiego dyplomaty Johana Birgera Dahlerusa. […] Dahlerus pozostał świadkiem negocjacji prowadzonych w kolejnych tygodniach w Kancelarii Rzeszy. Dzięki jego wspomnieniom wiemy, że od 26 sierpnia Hitler zachowywał się, jakby dostał amoku. Nieustannie zmieniał zdanie, mieszając ponure groźby z płaczliwym lamentem o pokój.[…] Jego monologi wykrzykiwane prawie zdartym głosem stawały się już tak bełkotliwe, że Szwed, choć doskonale znał niemiecki, nie był w stanie ich zrozumieć. […] Szwed podkreślał przy tym, że dyktator przeklinał wrogów i wieszczył ich unicestwienie, oczy wychodziły mu z orbit, a żyły nabrzmiewały na szyi. Hitler wpadł w szał. Krzyczał schrypniętym głosem, że wytępi do cna cały ten przeklęty naród polski. […] Szwed wspominał, że miał wrażenie, że stoi przed demonem, a nie ludzką istotą”.
Źródłową wartość relacji Dahlerusa, którego Łepkowski nieco na wyrost nazywa „szwedzkim dyplomatą” – był inżynierem i przemysłowcem – osłabia to, że opublikował ją po wojnie, kiedy Hitler już nie żył, jego polityczno-państwowy projekt legł w gruzach a zwycięska antyhitlerowska koalicja planowała nowy porządek światowy, do którego każdy musiał się jakoś dopasować.
Dahlerus widział w Hitlerze „demona”, Łepkowski do tej oceny się przyłącza, a nawet ją rozszerza interpretując go jako „obłąkanego demona” – tak można wnosić na podstawie redagowanego przezeń kwartalnika „Uważam Rze Historia”, którego tegoroczny czwarty numer ma temat przewodni „Hitler. Studium obłędu”. Należy jednak uwzględniać fakt, że nie wszyscy podzielają pogląd o „irracjonalizmie”, „demonizmie” i „obłędzie ” prezesa NSDAP. Na przykład Stefan Kisielewski w artykule z marca 1938 roku napisał: „Kult realizmu cechuje również w gruncie rzeczy i wodzów ideowych nacjonalizmu. Hitler i Mussolini – to w istocie potentaci trzeźwego rozumu politycznego”. (Kisielewski, Publicystyka przedwojenna, Warszawa 2001, s.126)
Kisielewski swoją ocenę sformułował jeszcze przed klęską Rzeszy Niemieckiej, natomiast brytyjski historyk Alan Bullock w opublikowanej w 1952 r. klasycznej pracy na temat kanclerza Niemiec Hitler. Studium tyranii widzi w nim z jednej strony fanatyka, ale z drugiej polityka „cynicznego i wnikliwego”. (...)
Cały artykuł na stronie Tomasza Gabisia→