Żydowsko-austriacki komunista Willi Schlamm, który przeszedł na konserwatywną prawicę (okazjonalnie publikował niegdyś w „Criticónie”), zwykł mawiać, że w centrum to może co najwyżej stać znak drogowy, który wskazuje albo na prawo, albo na lewo. Trzeba tu jednak uwzględniać fakt, że wszystkie partie polityczne idą ku centrum (w konsekwencji upodobniając się do siebie), co wynika z elementarnej zasady ich funkcjonowania, czyli zasady maksymalizacji głosów. Bycie w centrum oznacza brak poglądów, a ponieważ większość obywateli nie ma żadnych poglądów, więc w sposób naturalny zajmują miejsce w centrum. Dlatego wszystkie partie dążą do centrum, bo tam jest największy rezerwuar głosów. To się zgadza z obserwacją Schrenck-Noztinga, że u chadecji nastąpiła hipertrofia organów wyczulonych na procenty poparcia i równoległa atrofia innych narządów ideowo-politycznych. W miejsce ideologii wstawiono demoskopię. Rzecz jasna, nie tylko chadecja tak postąpiła.
*
W nekrologu Arnolda Gehlena zacytował [Schrenck-Nozting] jego autocharakterystykę: „Za reakcjonistę uchodzi ten, kogo argumentów nie można obalić, ponieważ daje on rzeczywistości prawo głosu”. Zapewne nie protestowałby, gdyby zaliczono go do tej kategorii „reakcjonistów”. Swoje intelektualne powołanie widział w „oddzielaniu pozoru od rzeczywistości”, procedury tak istotnej w czasach, kiedy „opinia publiczna” znaczy tyle co „opinia opublikowana”, kiedy „głos opinii publicznej” i „propaganda” są nieodróżnialne od siebie, zaś media, które, zgodnie z ideologią Oświecenia, miały obywatelom ujawniać tajemnice władców i w ten sposób korygować ich działania, po prostu afirmują panujące stosunki władzy. Proces wzrastającej manipulacji sferą publiczną i polityczną uważał za nieodwracalny, zaś za konieczny – proces rozumienia metod manipulacji i reguł funkcjonowania mechanizmów medialnej i politycznej psychotechnologii.
Tomasz Gabiś
Pokochanie innej osoby dowodzi zmęczenia samotnością: jest więc tchórzostwem i zdradą wobec samego siebie (jest rzeczą najwyższej wagi, abyśmy nikogo nie kochali). Fernando Pessoa
▼
czwartek, 30 listopada 2017
Pranie charakteru. Amerykańska okupacja w Niemczech i jej skutki
Najsłynniejszą książką Schrenck-Notzinga jest, opublikowana po raz pierwszy w 1965 roku, Charakterwäsche. Amerikanische Besatzung in Deutschland und ihre Folgen (Pranie charakteru. Amerykańska okupacja w Niemczech i jej skutki). Wywołała ona duże poruszenie wśród demokratyczno-liberalnej inteligencji niemieckiej, gdyż podjęła temat stabuizowany i niewygodny w sensie politycznym i psychologicznym. Nic dziwnego, że jej aprobatywne cytowanie rychło zaczęło graniczyć z akademickim samobójstwem. Nie mogło być inaczej, boleśnie raniła ona bowiem dobre samopoczucie demokratyczno-liberalnej inteligencji, co dobrze oddaje anegdota o pewnym profesorze politologii, który skarżył się, że po jej przeczytaniu zmuszony był przyznać, iż fundamenty jego światopoglądu, wypracowane – o czym był szczerze i głęboko przekonany – z mozołem i samodzielnie, są niczym więcej niż intelektualnym trybutem spłaconym władzy okupacyjnej.
Przemilczane przez demokratyczno-liberalne media (ale polecane pocztą pantoflową) miało Pranie charakteru w ciągu 35 lat kilkanaście wydań. Należy do kluczowych książek pozwalających zrozumieć duchową, ideologiczną i polityczną sytuację powojennych Niemiec Zachodnich. Schrenck-Notzing dowodził, że tzw. reedukacja Niemców była zarówno kontynuacją wojny psychologicznej z okresu wojny światowej, jak i – co ważniejsze – wielkim eksperymentem socjopsychologicznym, właśnie owym „praniem charakteru”, koniecznym ponieważ charakter narodowy Niemców uznano za „autorytarny” czy wręcz „paranoidalny”; istotną rolę odegrała tutaj koncepcja „osobowości autorytarnej” lansowana przez Theodora Adorno i jego kolegów. Warunkiem powodzenia eksperymentu był stan ducha narodu po totalnej klęsce, charakteryzujący się zmniejszoną odpornością na ideologiczno-psychologiczny nacisk z zewnątrz.
To w Niemczech Zachodnich zabarwiona marksizmem psychoanaliza, połączona z amerykańską antropologią kulturową i ideologią tzw. higieny psychicznej stała się po raz pierwszy polityczną siłą wpływającą na polityczno-społeczną, edukacyjną i kulturalną praktykę. Neopsychoanaliza Fromma, Sullivana i Horney była bardziej przydatna od freudyzmu, ponieważ Freud mówił o niezmiennych popędach biologicznych, co niezbyt nadawało się na legitymizację planu stworzenia „Nowego Człowieka”, a wręcz utwierdzać mogło konserwatywną koncepcję niezmiennej natury ludzkiej. Tymczasem marksizujący neopsychoanalitycy uznawali je za zmienne w zależności od warunków społeczno-kulturalnych, a zatem – zgodnie z marksizmem – postulowali zmianę warunków społecznych, aby zmienić człowieka (w tym przypadku Niemca). Filozoficznymi patronami reedukacji byli Croce, Dewey, Jaspers, Maritain, Russel, zaś jej podwaliną antropologiczną – egalitarystyczne teorie Franza Boasa, Margaret Mead, Ruth Benedict. Ta ostatnia odkryła w Nowym Meksyku plemię Zuni – pacyfistyczne, pozbawione agresji, łagodne i szczęśliwe (oczywiście był to raczej ideologiczny konstrukt wykoncypowany przez antropolożkę). Teraz agresywni i wojowniczy Niemcy mieli zostać przemienieni w takie właśnie „plemię Zuni”.
Powojenna reedukacja Niemców, która wykazuje wiele podobieństw do tzw. Przebudowy (Reconstruction), czyli reedukacji amerykańskiego Południa przeprowadzonej przez postępową, oświeconą i egalitarystyczną Północ po przegranej przez stany południowe wojnie o niepodległość, była, według Schrenck-Notzinga, czymś o wiele więcej niż tylko pewną represją zwycięzców na zwyciężonych i udzieleniem im politycznej lekcji; była, motywowaną pedagogiką społeczną, podbudowaną socjopsychologicznie ingerencją w „podświadome obszary duszy”, w głębokie struktury mentalne, a jej celem było przebudowanie „nikczemnego” charakteru narodowego Niemców, ich mentalności, tradycji, wartości tak, aby „naród nie potrafił się rozpoznać w jestestwie swoim”. W ten sposób chciano – dowodził Schrenck-Notzing – sparaliżować go wewnętrznie, a w konsekwencji unieszkodliwić politycznie.
Reedukacja Niemców stanowiła modelowy przykład społecznej i kulturalnej zmiany dokonanej przez nową elitę intelektualistów – do lewicowych reemigrantów, których ulokowano na uniwersyteckich katedrach dołączyli oczywiście intelektualiści krajowi, którzy kontynuowali dzieło reedukacji tubylców w następnych dziesięcioleciach. Zmiany, które miały raz na zawsze uniemożliwić pojawienie się „potencjalnie faszystowskich jednostek” i oczyścić świat z ludzi o „osobowości autorytarnej”. Z początku menedżerowie od propagandy psychologicznej nazwali odkryty (skonstruowany) przez siebie syndrom „kompleksem sadomasochistycznym”, ale ze względów pijarowskich porzucili ten termin, gdyż zbyt pachniał perwersją, a chodziło o to, żeby każdego „zdrowego” móc zaklasyfikować jako „chorego”.
Schrenck-Notzing nie ograniczył się do opisu ludzi, instytucji i organizacji, których zadaniem było przeprowadzenie lokalnego eksperymentu społecznego z przebudową świadomości (a nawet podświadomości), psychiki i charakteru zwyciężonych Niemców, ale pokazał, że celem tego eksperymentu jest „Nowe Oświecenie”, w tym niezwykle ważne „oświecenie seksualne”, gdyż – jak nas oświecił Wilhelm Reich – ludzie o „osobowości autorytarnej” (jej cechy to m.in. wstrzemięźliwość, uznanie więzi, poczucie odpowiedzialności, zamiłowanie do punktualności, porządku i czystości) mają problemy z życiem seksualnym i dlatego bardzo łatwo „staczają się w bagno faszyzmu”. Dodajmy, że objęcie ludzi dbających o czystość podejrzeniem o ciągoty autorytarne spowodowało, że młodzieżowy proletariat lat 60. nie używał mydła, zapuszczał włosy i hodował wszy, żeby udowadniać wszystkim na około swoją nieskazitelnie „antyautorytarną osobowość”.
„Nowe Oświecenie”, uzupełnijmy analizę Schrenck-Notzinga odnoszącą się do połowy lat 60. XX wieku, oznacza stworzenie nowej kultury politycznej najpierw w Niemczech, a potem w skali całej cywilizacji europejskiej i amerykańskiej. Już wkrótce okaże się bowiem, że reedukacji, przeprowadzonej przez demokratyczno-liberalną awangardę, wymagają wszystkie narody wchodzące w skład tej cywilizacji: wszędzie trzeba stworzyć „Nowego Człowieka” o „osobowości antyautorytarnej” (demokratycznej), pozbawionej mikroskopijnych choćby śladów „faszyzmu”, „nacjonalizmu”, „rasizmu”, antysemityzmu”, „ksenofobii”, „homofobii” etc., etc. Nie tylko Niemcy są „chorzy” (chociaż oni najbardziej), ale prawie cała ludność Europy i USA, z wyjątkiem oczywiście demokratyczno-liberalnej awangardy pełniącej rolę uzdrowiciela. Stąd doświadczenia zebrane przy reedukacji Niemców posłużą potem, od końca lat 60. XX wieku, do reedukacji innych narodów podjętej przez ich własne elity. Takie to bywają paradoksy historii: wielu z tych, którzy cieszyli się z „reedukacji Niemców”, nie przewidziało, że teraz „wszyscy jesteśmy Niemcami”, a zatem „reedukacja” prędzej czy później wszystkich nas obejmie.
Tomasz Gabiś →
Przemilczane przez demokratyczno-liberalne media (ale polecane pocztą pantoflową) miało Pranie charakteru w ciągu 35 lat kilkanaście wydań. Należy do kluczowych książek pozwalających zrozumieć duchową, ideologiczną i polityczną sytuację powojennych Niemiec Zachodnich. Schrenck-Notzing dowodził, że tzw. reedukacja Niemców była zarówno kontynuacją wojny psychologicznej z okresu wojny światowej, jak i – co ważniejsze – wielkim eksperymentem socjopsychologicznym, właśnie owym „praniem charakteru”, koniecznym ponieważ charakter narodowy Niemców uznano za „autorytarny” czy wręcz „paranoidalny”; istotną rolę odegrała tutaj koncepcja „osobowości autorytarnej” lansowana przez Theodora Adorno i jego kolegów. Warunkiem powodzenia eksperymentu był stan ducha narodu po totalnej klęsce, charakteryzujący się zmniejszoną odpornością na ideologiczno-psychologiczny nacisk z zewnątrz.
To w Niemczech Zachodnich zabarwiona marksizmem psychoanaliza, połączona z amerykańską antropologią kulturową i ideologią tzw. higieny psychicznej stała się po raz pierwszy polityczną siłą wpływającą na polityczno-społeczną, edukacyjną i kulturalną praktykę. Neopsychoanaliza Fromma, Sullivana i Horney była bardziej przydatna od freudyzmu, ponieważ Freud mówił o niezmiennych popędach biologicznych, co niezbyt nadawało się na legitymizację planu stworzenia „Nowego Człowieka”, a wręcz utwierdzać mogło konserwatywną koncepcję niezmiennej natury ludzkiej. Tymczasem marksizujący neopsychoanalitycy uznawali je za zmienne w zależności od warunków społeczno-kulturalnych, a zatem – zgodnie z marksizmem – postulowali zmianę warunków społecznych, aby zmienić człowieka (w tym przypadku Niemca). Filozoficznymi patronami reedukacji byli Croce, Dewey, Jaspers, Maritain, Russel, zaś jej podwaliną antropologiczną – egalitarystyczne teorie Franza Boasa, Margaret Mead, Ruth Benedict. Ta ostatnia odkryła w Nowym Meksyku plemię Zuni – pacyfistyczne, pozbawione agresji, łagodne i szczęśliwe (oczywiście był to raczej ideologiczny konstrukt wykoncypowany przez antropolożkę). Teraz agresywni i wojowniczy Niemcy mieli zostać przemienieni w takie właśnie „plemię Zuni”.
Powojenna reedukacja Niemców, która wykazuje wiele podobieństw do tzw. Przebudowy (Reconstruction), czyli reedukacji amerykańskiego Południa przeprowadzonej przez postępową, oświeconą i egalitarystyczną Północ po przegranej przez stany południowe wojnie o niepodległość, była, według Schrenck-Notzinga, czymś o wiele więcej niż tylko pewną represją zwycięzców na zwyciężonych i udzieleniem im politycznej lekcji; była, motywowaną pedagogiką społeczną, podbudowaną socjopsychologicznie ingerencją w „podświadome obszary duszy”, w głębokie struktury mentalne, a jej celem było przebudowanie „nikczemnego” charakteru narodowego Niemców, ich mentalności, tradycji, wartości tak, aby „naród nie potrafił się rozpoznać w jestestwie swoim”. W ten sposób chciano – dowodził Schrenck-Notzing – sparaliżować go wewnętrznie, a w konsekwencji unieszkodliwić politycznie.
Reedukacja Niemców stanowiła modelowy przykład społecznej i kulturalnej zmiany dokonanej przez nową elitę intelektualistów – do lewicowych reemigrantów, których ulokowano na uniwersyteckich katedrach dołączyli oczywiście intelektualiści krajowi, którzy kontynuowali dzieło reedukacji tubylców w następnych dziesięcioleciach. Zmiany, które miały raz na zawsze uniemożliwić pojawienie się „potencjalnie faszystowskich jednostek” i oczyścić świat z ludzi o „osobowości autorytarnej”. Z początku menedżerowie od propagandy psychologicznej nazwali odkryty (skonstruowany) przez siebie syndrom „kompleksem sadomasochistycznym”, ale ze względów pijarowskich porzucili ten termin, gdyż zbyt pachniał perwersją, a chodziło o to, żeby każdego „zdrowego” móc zaklasyfikować jako „chorego”.
Schrenck-Notzing nie ograniczył się do opisu ludzi, instytucji i organizacji, których zadaniem było przeprowadzenie lokalnego eksperymentu społecznego z przebudową świadomości (a nawet podświadomości), psychiki i charakteru zwyciężonych Niemców, ale pokazał, że celem tego eksperymentu jest „Nowe Oświecenie”, w tym niezwykle ważne „oświecenie seksualne”, gdyż – jak nas oświecił Wilhelm Reich – ludzie o „osobowości autorytarnej” (jej cechy to m.in. wstrzemięźliwość, uznanie więzi, poczucie odpowiedzialności, zamiłowanie do punktualności, porządku i czystości) mają problemy z życiem seksualnym i dlatego bardzo łatwo „staczają się w bagno faszyzmu”. Dodajmy, że objęcie ludzi dbających o czystość podejrzeniem o ciągoty autorytarne spowodowało, że młodzieżowy proletariat lat 60. nie używał mydła, zapuszczał włosy i hodował wszy, żeby udowadniać wszystkim na około swoją nieskazitelnie „antyautorytarną osobowość”.
„Nowe Oświecenie”, uzupełnijmy analizę Schrenck-Notzinga odnoszącą się do połowy lat 60. XX wieku, oznacza stworzenie nowej kultury politycznej najpierw w Niemczech, a potem w skali całej cywilizacji europejskiej i amerykańskiej. Już wkrótce okaże się bowiem, że reedukacji, przeprowadzonej przez demokratyczno-liberalną awangardę, wymagają wszystkie narody wchodzące w skład tej cywilizacji: wszędzie trzeba stworzyć „Nowego Człowieka” o „osobowości antyautorytarnej” (demokratycznej), pozbawionej mikroskopijnych choćby śladów „faszyzmu”, „nacjonalizmu”, „rasizmu”, antysemityzmu”, „ksenofobii”, „homofobii” etc., etc. Nie tylko Niemcy są „chorzy” (chociaż oni najbardziej), ale prawie cała ludność Europy i USA, z wyjątkiem oczywiście demokratyczno-liberalnej awangardy pełniącej rolę uzdrowiciela. Stąd doświadczenia zebrane przy reedukacji Niemców posłużą potem, od końca lat 60. XX wieku, do reedukacji innych narodów podjętej przez ich własne elity. Takie to bywają paradoksy historii: wielu z tych, którzy cieszyli się z „reedukacji Niemców”, nie przewidziało, że teraz „wszyscy jesteśmy Niemcami”, a zatem „reedukacja” prędzej czy później wszystkich nas obejmie.
Tomasz Gabiś →
Demoralizujące skutki systemu „fiat money”
Baader zwraca również uwagę na demoralizujące skutki
systemu „fiat money”. Kiedy człowiek żyje zanurzony we wszechobecnym
żywiole „łatwego pieniądza” – takiego jak dowolnie multiplikowalny
pieniądz papierowy – wtedy zanika u niego moralna samodyscyplina i rwą
się nici wiążące go z rzeczywistością. Zaczynają nim rządzić złudzenia
natury psychologicznej, materialnej, finansowej, ideologicznej,
politycznej, wojskowej, quasi-religijnej. Staje się bezczelny,
roszczeniowy, wiecznie rozdrażniony, cwaniakowaty, chciwy, zawistny,
kłótliwy, rozrzutny; pogrąża się w apatii albo bezcelowej, gorączkowej
aktywności. Kiedy różnica pomiędzy prawdziwym pieniądzem (opartym na
kruszcu) a fałszywym (papierowym) zaczyna się zacierać, tak jak dzieje
się to w inflacyjnym systemie „fiat money”, wówczas tracimy
najważniejszy miernik i kryterium oceny pracy, gospodarowania,
kwalifikacji, umiejętności, wszelkich form działalności ekonomicznej.
Ludzie żyjący w takim systemie łatwo dają się przekonać do najbardziej
absurdalnych tez np., że „oszczędzanie to głupota”, a „zaciąganie
kredytu to rzecz opłacalna”. W ślad za inflacją pieniądza podąża
inflacja aksjologiczna, to znaczy w sferze wartości zaczyna panować
coraz większa dowolność, zamazują się coraz bardziej granice pomiędzy
tym, co słuszne a co nie, co wartościowe a co liche; ludzie wyrzucają za
burtę dotychczas obowiązujące tabu, przestają przestrzegać norm, zasad i
reguł zachowania. Ważne staje się wyłącznie „tu i teraz”, a przyszłość
niech sobie idzie do diabła, bo zawsze ktoś – najlepiej państwo –
przeniesie nas przez głęboką wodę. Ciężka praca, także praca dla
rodziny, dla dzieci i wnuków uważana jest za coś głupiego i śmiesznego,
zaś robienie długów i wyjadanie z państwowego koryta – za przejaw sprytu
i życiowej zaradności. Oszczędzanie i przezorne myślenie o przyszłości
powoli stają się przywarami, zaś konsumpcja, rozrywka i nieustanna pogoń
za przyjemnościami – cnotami. Ludzie ulegają infantylizacji i popadają w
stan permanentnej niedojrzałości. Życie zamienia się w grę wideo,
napędzaną przez „easy money” i pieniądze z kart kredytowych.
Tomasz Gabiś →
Tomasz Gabiś →
Wiatr wieje tam gdzie chce
Jak obliczył jeden z niemieckich ekonomistów, urządzenia do wytwarzania energii wiatrowej są rentowne (czyli przynoszą najmniejsze straty) wtedy, kiedy wiatr nie wieje.
Tomasz Gabiś
Tomasz Gabiś
środa, 29 listopada 2017
Realizowanie wielkich projektów ideologicznych w rodzaju społeczeństwa wielokulturowego kryje wiele pułapek i nieprzewidzianych konsekwencji
Znana również w naszym kraju autorka Gabriele Kuby w artykule Kury domowe do broni! streszczając poglądy laureatki pochwaliła ją za to, że tępi bezlitośnie „genderyzm”, ów bagienny kwiat feminizmu. Co pozostało z mężczyzny, który nie jest już potrzebny nawet do płodzenia dzieci od czasu, kiedy pary lesbijskie mogą w internecie zamówić sobie spermę dla swojego „designerbaby”? Kositza uważa, że po demontażu mężczyzny dominują trzy typy: na wpół cywilizowany brutal (macho, pasza), metroseksualny modniś stanowiący gogusiowate ucieleśnienie idealnego androgyna oraz profeministyczny softie, płaczliwy pantoflarz, który dał sobie wmówić winę za wieki patriarchatu, więc ma „wyrzuty sumienia” i kolaboruje ze „zgenderyzowanymi” dominami, powtarza w kółko, że „rozumie kobiety”, że jest ich najlepszym przyjacielem i tym podobne ckliwe kawałki, jednym słowem, masochista w sadomasochistycznej relacji z feministkami.
*
Efektem genderyzmu, uważa Ellen Kositza, jest emocjonalne zdziczenie, seksualna dezorientacja i obyczajowe wynaturzenia, niemożność budowania i utrzymania więzi, klęski w szkole, w zawodzie, w małżeństwie. Tryumfuje androgyniczna człowieczyca, która nie znosi swojej macicy i nie ma zamiaru rodzić dzieci. Mamy zatem w osobie tegorocznej laureatki nagrody Löwenthala piękny przykład nowoczesnej kobiety: żona mężczyzny (jakoś udało mu się przetrwać), matka sześciorga dzieci, dziennikarka, publicystka, współredaktorka konserwatywnego czasopisma, autorka książek, która na dodatek w swojej wiejskiej posiadłości – Achtung, Achtung! – hoduje kury! Jak widać, różne mogą być drogi kobiecej samorealizacji.
*
Realizowanie wielkich projektów ideologicznych w rodzaju społeczeństwa wielokulturowego kryje wiele pułapek i nieprzewidzianych konsekwencji. Zdarza się w szkołach berlińskich, gdzie Niemcy etniczni są w mniejszości, że zamiast słuchać o Auschwitz, mułzumańscy uczniowie zadają nauczycielom podchwytliwe pytania o „ludobójstwo w Strefie Gazy”. Są wśród nich także i tacy, którym trudno „uwierzyć w Auschwitz”, bo uważają że Niemcy – w ich mniemaniu sentymentalne, tchórzliwe mięczaki – nie byliby zdolni do prowadzenia tak zdecydowanej i – ich zdaniem – jak najbardziej słusznej polityki wobec Żydów. W rezultacie utopijna idea wielokulturowego społeczeństwa połączona z fanatycznym imigracjonizmem może przynieść dość zaskakujące rezultaty: w Niemczech będą żyły kultury zafascynowane narodowym socjalizmem i podziwiające jego politykę wobec Żydów! Być może dojdą one do wniosku, że narodowy socjalizm nie powinien być w szkołach traktowany po macoszemu („temat jeden z wielu”) i zaproponują rozszerzenie programu nauczania o następujące punkty: szczegółowe omawianie programu NSDAP, wprowadzenie Mein Kampf do kanonu lektur obowiązkowych, studiowanie propagandy, np. Protokołów Mędrców Syjonu, szkolne wycieczki na seanse Tryumfu woli itp. Tak, tak, wielokulturowe społeczeństwo zgotuje swoim ambitnym budowniczym jeszcze niejedną niespodziankę.
Z artykułu Tomasza Gabisia →
*
Efektem genderyzmu, uważa Ellen Kositza, jest emocjonalne zdziczenie, seksualna dezorientacja i obyczajowe wynaturzenia, niemożność budowania i utrzymania więzi, klęski w szkole, w zawodzie, w małżeństwie. Tryumfuje androgyniczna człowieczyca, która nie znosi swojej macicy i nie ma zamiaru rodzić dzieci. Mamy zatem w osobie tegorocznej laureatki nagrody Löwenthala piękny przykład nowoczesnej kobiety: żona mężczyzny (jakoś udało mu się przetrwać), matka sześciorga dzieci, dziennikarka, publicystka, współredaktorka konserwatywnego czasopisma, autorka książek, która na dodatek w swojej wiejskiej posiadłości – Achtung, Achtung! – hoduje kury! Jak widać, różne mogą być drogi kobiecej samorealizacji.
*
Realizowanie wielkich projektów ideologicznych w rodzaju społeczeństwa wielokulturowego kryje wiele pułapek i nieprzewidzianych konsekwencji. Zdarza się w szkołach berlińskich, gdzie Niemcy etniczni są w mniejszości, że zamiast słuchać o Auschwitz, mułzumańscy uczniowie zadają nauczycielom podchwytliwe pytania o „ludobójstwo w Strefie Gazy”. Są wśród nich także i tacy, którym trudno „uwierzyć w Auschwitz”, bo uważają że Niemcy – w ich mniemaniu sentymentalne, tchórzliwe mięczaki – nie byliby zdolni do prowadzenia tak zdecydowanej i – ich zdaniem – jak najbardziej słusznej polityki wobec Żydów. W rezultacie utopijna idea wielokulturowego społeczeństwa połączona z fanatycznym imigracjonizmem może przynieść dość zaskakujące rezultaty: w Niemczech będą żyły kultury zafascynowane narodowym socjalizmem i podziwiające jego politykę wobec Żydów! Być może dojdą one do wniosku, że narodowy socjalizm nie powinien być w szkołach traktowany po macoszemu („temat jeden z wielu”) i zaproponują rozszerzenie programu nauczania o następujące punkty: szczegółowe omawianie programu NSDAP, wprowadzenie Mein Kampf do kanonu lektur obowiązkowych, studiowanie propagandy, np. Protokołów Mędrców Syjonu, szkolne wycieczki na seanse Tryumfu woli itp. Tak, tak, wielokulturowe społeczeństwo zgotuje swoim ambitnym budowniczym jeszcze niejedną niespodziankę.
Z artykułu Tomasza Gabisia →
Nie chcą pamiętać ...
Dopiero przed uroczystościami obchodzonego z wielką pompą dwustulecia Rewolucji Francuskiej (1989), szereg wybitnych uczonych dokonało rozliczenia z jej potwornościami. Chyba najwięcej przerażających faktów zawierała praca Reynalda Sechera Ludobójstwo francusko-francuskie (Paryż 1986, Warszawa 2003). Dlatego przy obchodach zachowano pewną ostrożność, nie wspominając nawet o upadku Bastylii i jego drastycznych szczegółach. Co oczywiste, nikt nie wspomniał również o ciężarnych kobietach z Wandei, które „wyciskano” w prasach do owoców, i o matkach wpychanych wraz z dziećmi do pieców piekarniczych i podpiekanych powoli na śmierć.
Tomasz Gabiś
poniedziałek, 27 listopada 2017
O "Malowanym ptaku" Kosińskiego
„Jest to, wybaczcie mi Państwo grube słowo, zwyczajne komercyjne gówno.
Grube, ale nie za grube, bowiem o książce tej mówić można jedynie w
kategoriach ekskrementalnych. Tylko w Ameryce mogła ona zrobić karierę
bestsellera, żerując na ignorancji, braku kultury i zdziczeniu
psychopatologicznym wychowanej na comicsach szerokiej publiczności
czytelniczej”.
Jerzy Lisowski
ze strony Tomasza Gabisia
Jerzy Lisowski
ze strony Tomasza Gabisia
Żelazne Prawo Oligarchii
Zasadnicza teza książki Michelsa brzmi, że żadna organizacja – jeśli liczba jej członków przekroczy pewną wielkość – nie jest w stanie zapobiec tworzeniu się wewnątrz niej oligarchii, w której rękach spoczywa rzeczywista władza. Jest to tzw. żelazne prawo oligarchii, któremu podlega całe zorganizowane życie społeczne. Im bardziej masowa staje się partia czy inna organizacja, tym szybciej tworzy się oligarchia i tym większa jest jej władza.
Michels udowadnia, że to zawsze mała grupa liderów kontroluje masy, a nie na odwrót. Pojawienie się zawodowych liderów sprawujących niepodzielną władzę nad organizacją jest nieuniknione nie tylko ze względów technicznych, ale również z tego powodu, że posiadanie liderów stanowi psychologiczną potrzebę mas. Jak pisze Michels: „Choć niekiedy wydaje pomruki niezadowolenia, większość jest naprawdę zadowolona ze znalezienia osób, które wezmą na siebie ciężar dbania o jej sprawy”. Masy potrzebują przewodnictwa i chętnie je akceptują. Ich uniwersalna niekompetencja w kwestiach politycznych jest jedną z podstaw władzy liderów dysponujących odpowiednimi zdolnościami i umiejętnościami, których brak szeregowym członkom. Tworzeniu się wewnątrzpartyjnej oligarchii sprzyja też fluktuacja członków. Członkowie odchodzą i przychodzą, a liderzy zostają.
*
Nie ma innej możliwości: każdy, choćby buntowało się przeciw temu jego demokratyczne „ja”, musi uznać obowiązywanie żelaznego prawa oligarchii. Tylko wówczas przestanie tracić czas i energię próbując zrealizować bezpłodne „ideały”; ideały, które przecież nie są w końcu niczym innym jak tylko maską skrywającą walkę o utrzymanie się lub wejście do rządzącej oligarchii. Kwestią nie jest bowiem samo istnienie oligarchii, ale jej jakość moralna i polityczna, zasady, jakimi się kieruje, wartości, jakie wyznaje i cele polityczne, jakie sobie stawia i realizuje. Hasłem nie powinno być więc „Precz z oligarchią!”, lecz „Niech żyje porządna oligarchia!”.
Tomasz Gabiś
cały artykuł
*
Michels udowadnia, że to zawsze mała grupa liderów kontroluje masy, a nie na odwrót. Pojawienie się zawodowych liderów sprawujących niepodzielną władzę nad organizacją jest nieuniknione nie tylko ze względów technicznych, ale również z tego powodu, że posiadanie liderów stanowi psychologiczną potrzebę mas. Jak pisze Michels: „Choć niekiedy wydaje pomruki niezadowolenia, większość jest naprawdę zadowolona ze znalezienia osób, które wezmą na siebie ciężar dbania o jej sprawy”. Masy potrzebują przewodnictwa i chętnie je akceptują. Ich uniwersalna niekompetencja w kwestiach politycznych jest jedną z podstaw władzy liderów dysponujących odpowiednimi zdolnościami i umiejętnościami, których brak szeregowym członkom. Tworzeniu się wewnątrzpartyjnej oligarchii sprzyja też fluktuacja członków. Członkowie odchodzą i przychodzą, a liderzy zostają.
*
Nie ma innej możliwości: każdy, choćby buntowało się przeciw temu jego demokratyczne „ja”, musi uznać obowiązywanie żelaznego prawa oligarchii. Tylko wówczas przestanie tracić czas i energię próbując zrealizować bezpłodne „ideały”; ideały, które przecież nie są w końcu niczym innym jak tylko maską skrywającą walkę o utrzymanie się lub wejście do rządzącej oligarchii. Kwestią nie jest bowiem samo istnienie oligarchii, ale jej jakość moralna i polityczna, zasady, jakimi się kieruje, wartości, jakie wyznaje i cele polityczne, jakie sobie stawia i realizuje. Hasłem nie powinno być więc „Precz z oligarchią!”, lecz „Niech żyje porządna oligarchia!”.
Tomasz Gabiś
cały artykuł
Russell Kirk
Prawdziwy konserwatysta wie, że kwestie gospodarcze są kwestiami politycznymi, kwestie polityczne – etycznymi, kwestie etyczne – duchowymi.
Cały artykuł Tomasza Gabisia tutaj
Cały artykuł Tomasza Gabisia tutaj
Panajotis Kondylis
Dewizą Kondylisa było: „Kto nie chce stać się tubą władzy, temu nie
wolno przyjmować obrazu władzy, jaki tworzy ona o sobie samej i narzuca
innym”.
Artykuł o tym filozofie na stronie Tomasza Gabisia
Artykuł o tym filozofie na stronie Tomasza Gabisia
niedziela, 26 listopada 2017
Zegary mechaniczne, owe przerażające symbole upływającego czasu
Wśród ludów Zachodu to właśnie Niemcy wynaleźli zegary mechaniczne, owe przerażające symbole upływającego czasu, których donośne bicie rozlegające się z niezliczonych wież całej zachodniej Europy jest chyba najjaskrawszym wyrazem, do jakiego zdolne jest historyczne poczucie świata*. Z żadnym analogicznym zjawiskiem nie spotykamy się w bezczasowych krajobrazach i miastach starożytności. Aż do epoki Peryklesa oceniano porę dnia tylko według długości cienia; dopiero od Arystotelesa termin hora otrzymuje (babilońskie) znaczenie „godzina”. Przedtem nie istniał w ogóle żaden ścisły podział dnia. W Babilonie i Egipcie wynaleziono w bardzo wczesnym okresie zegary wodne i słoneczne, w Atenach zaś dopiero Platon wprowadził przydatną do mierzenia czasu formę klepsydry; jeszcze później przejęto tam zegary słoneczne, i to wyłącznie jako nieistotny sprzęt codzienności nie zmieniający w niczym starożytnego poczucia życia. Osobliwym, ale uzasadnionym psychologicznie faktem jest zjawisko polegające na tym, że grecka fizyka - jako statyka w odróżnieniu od dynamiki - nie zna użycia zegara i nie odczuwa jego braku; o ile my operujemy tysiącznymi częściami sekundy, o tyle starożytni fizycy całkiem pomijali element czasu. Entelechia Arystotelesa jest jedyną bezczasową i ahistoryczną ideą rozwoju, jaka w ogóle istnieje.
Tym samym ustaliliśmy nasze zadanie. My, ludzie kultury zachodnioeuropejskiej, jesteśmy z naszym zmysłem historycznym wyjątkiem, nie zaś regułą. „Historia powszechna” to nasz obraz świata, nie zaś obraz świata całej ludzkości. Dla człowieka Indii i człowieka starożytności nie istniał żaden obraz świata w rozwoju, i być może nigdy się już nie pojawi - gdy wygaśnie kiedyś zachodnia cywilizacja - tego rodzaju kultura, a więc i tego rodzaju typ człowieka, dla którego „historia powszechna” będzie tak przemożną formą bytu przytomnego.
* Pierwsze zegary wieżowe powstały w Niemczech z początkiem XIII wieku. Warto odnotować to znaczące powiązanie pomiaru czasu z budynkami kościelnymi.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Tym samym ustaliliśmy nasze zadanie. My, ludzie kultury zachodnioeuropejskiej, jesteśmy z naszym zmysłem historycznym wyjątkiem, nie zaś regułą. „Historia powszechna” to nasz obraz świata, nie zaś obraz świata całej ludzkości. Dla człowieka Indii i człowieka starożytności nie istniał żaden obraz świata w rozwoju, i być może nigdy się już nie pojawi - gdy wygaśnie kiedyś zachodnia cywilizacja - tego rodzaju kultura, a więc i tego rodzaju typ człowieka, dla którego „historia powszechna” będzie tak przemożną formą bytu przytomnego.
* Pierwsze zegary wieżowe powstały w Niemczech z początkiem XIII wieku. Warto odnotować to znaczące powiązanie pomiaru czasu z budynkami kościelnymi.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Niedorzeczne próby odszyfrowania tajemnicy formy historycznej
Na samym progu kultury zachodniej pojawia się wielka postać Joachima z Fiore (zm. 1202), pierwszego myśliciela miary Hegla, który burzy dualistyczny obraz świata św. Augustyna i z pełnym poczuciem prawdziwego człowieka gotyku przeciwstawia religii Starego i Nowego Testamentu jako coś trzeciego nowe chrześcijaństwo swej doby; tę wizję określa mianem epok Ojca, Syna i Ducha Świętego. Poruszył on do głębi elitę franciszkanów i dominikanów, Dantego oraz św. Tomasza, rozbudził widzenie świata, które stopniowo zdominowało całe historyczne myślenie naszej kultury. Lessing, który niejednokrotnie określa swe czasy w odniesieniu do starożytności wprost jako późny świat, przejął ideę „wychowania rodzaju ludzkiego” (z fazami dzieciństwa, młodości i dojrzałości) z nauk czternastowiecznych mistyków. Ibsen, który ją gruntownie omówił w dramacie Cesarz i Galilejczyk (gdzie bezpośrednio - w postaci czarownika Maksimusa - wkracza gnostyckie widzenie świata), nie wyszedł poza nią nawet o krok w znanej mowie sztokholmskiej z 1887 roku. Zachodnia Europa ma najwidoczniej poczucie jakby swej finalności.
Ale koncepcja Opata z Fiore była mistycznym wejrzeniem w tajemnice Boskiego porządku świata. Musiała utracić wszelki sens, skoro tylko - ujęta rozumowo - stała się przesłanką naukowego myślenia. Dokonywało się to z coraz większą intensywnością od XVII wieku, ale taka metoda interpretacji historii jest całkowicie nieuzasadniona, jeśli dajemy upust swym przekonaniom politycznym, religijnym czy społecznym, przypisując tym trzem fazom - których nie ośmielamy się podważać - tendencję pokrywającą się z naszym stanowiskiem, i stosownie do tego dominację rozumu, humanitarność, szczęście większości, rozwój gospodarczy, oświecenie, wolność narodów, ujarzmienie przyrody, pokój światowy itd. przykładając jako absolutną miarę do tysiącleci, o których orzekamy, że nie pojmowały ani nie praktykowały tego, co słuszne, podczas gdy w rzeczywistości pragnęły tylko czegoś innego, niż my chcemy. „W życiu najważniejsze jest samo życie, nie zaś jego rezultat” - oto maksyma Goethego, którą warto by przeciwstawić wszelkim niedorzecznym próbom odszyfrowania tajemnicy formy historycznej za pomocą jakiegoś programu.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Ale koncepcja Opata z Fiore była mistycznym wejrzeniem w tajemnice Boskiego porządku świata. Musiała utracić wszelki sens, skoro tylko - ujęta rozumowo - stała się przesłanką naukowego myślenia. Dokonywało się to z coraz większą intensywnością od XVII wieku, ale taka metoda interpretacji historii jest całkowicie nieuzasadniona, jeśli dajemy upust swym przekonaniom politycznym, religijnym czy społecznym, przypisując tym trzem fazom - których nie ośmielamy się podważać - tendencję pokrywającą się z naszym stanowiskiem, i stosownie do tego dominację rozumu, humanitarność, szczęście większości, rozwój gospodarczy, oświecenie, wolność narodów, ujarzmienie przyrody, pokój światowy itd. przykładając jako absolutną miarę do tysiącleci, o których orzekamy, że nie pojmowały ani nie praktykowały tego, co słuszne, podczas gdy w rzeczywistości pragnęły tylko czegoś innego, niż my chcemy. „W życiu najważniejsze jest samo życie, nie zaś jego rezultat” - oto maksyma Goethego, którą warto by przeciwstawić wszelkim niedorzecznym próbom odszyfrowania tajemnicy formy historycznej za pomocą jakiegoś programu.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Gardzący wszelkim historycznym - a więc organicznym - doświadczeniem optymizm
Wiemy w odniesieniu do każdego organizmu, że tempo, kształt i czas
trwania jego życia, jak również każdą z osobna manifestację życia
określają właściwości gatunku, do którego on należy. Nikt, patrząc na
tysiącletni dąb, nie będzie snuł przypuszczeń, że ma on właśnie teraz
rozpocząć prawdziwy proces swego wzrostu. Nikt, patrząc na rosnącą z
dnia na dzień gąsienicę, nie będzie się spodziewał, że być może potrwa
to jeszcze kilka lat. Każdy z bezwarunkową pewnością ma tu poczucie
granicy tożsame z poczuciem formy wewnętrznej, w wypadku natomiast
historii wyższej ludzkości panuje niepohamowany, gardzący wszelkim
historycznym - a więc organicznym - doświadczeniem optymizm co do biegu
przyszłości, toteż każdy w tym, co przypadkowo obecne, odkrywa „zarodki”
jakiegoś frapującego liniowego „dalszego rozwoju”; czyni to nie
dlatego, że jest to naukowo uzasadnione, ale ponieważ tego pragnie.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Amorficzne i wyzbyte duszy rzesze ludzkie
Wysuwam tu tezę, że imperializm, którego skamieliny w rodzaju państwa egipskiego, chińskiego, rzymskiego, indyjskiego czy muzułmańskiego mogą trwać jeszcze całe wieki i tysiąclecia, przechodząc spod władzy jednego zdobywcy pod władzę innego - martwe ciała, amorficzne i wyzbyte duszy rzesze ludzkie, zużyte tworzywo wielkiej historii - należy ujmować jako typowy symbol fazy końcowej. Imperializm to czysta cywilizacja. W tej formie zjawiskowej tkwi nieodwołalnie los Zachodu.
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki
Oswald Spengler
Zmierzch Zachodu
tłumaczenie: Józef Marzęcki