Pokochanie innej osoby dowodzi zmęczenia samotnością: jest więc tchórzostwem i zdradą wobec samego siebie (jest rzeczą najwyższej wagi, abyśmy nikogo nie kochali). Fernando Pessoa
▼
czwartek, 31 stycznia 2013
Postanowienie
Postanowiłem: nigdy więcej się nie urodzę.
Przyjście na świat to bolesne doświadczenie
Wracające niekiedy w powtarzalnych snach.
Decyzja natury, która jest częścią nas. Wszystko potem
Jest przykrą niespodzianką: trudne wschody
I zachody słońca, obmierzłe zimy i paraliżujące wiosny,
Słony pot lata i nieodwołalność jesieni.
I jeszcze ślepy wybór ciała: dlaczego ona,
Dlaczego ja? Kogo powtarzamy, kto nas
I po co powtarza? Dlaczego od ideału
Ważniejsza jest niedoskonałość, to
Co nas wyróżnia wśród innych niedoskonałości?
Słowo między pytajnikami. Dźwięk
Między milczącymi znakami. Dźwięk cichnie,
Umiera. Znak zostaje, ale nie znaczy.
Aż tyle, czy tylko tyle?
Marek Wawrzkiewicz
sobota, 26 stycznia 2013
Jacek Kleyff: Bruno Schulz ...
Bruno Schulz |
Bruno Schulz
czyli podwórkowa ballada o dwóch dobrodziejach
Dwóch skłóconych
gestapowców żyło w centrum Drohobycza,
pierwszy miał swojego
Loewa, drugi miał swojego Schulza.
Loew prowadził w
mieście zakład i dentystą się nazywał,
nocą burdel był tam, w
którym pierwszy gestapowiec bywał.
Za to Bruno Schulz
malował i potrafił wieść dyskusje,
miał go drugi
gestapowiec, ot stosunki międzyludzkie.
W noce złe, w noce złe
udostępniał władzom Loew dziewczyny swe.
W morzu łez, w morzu
łez Bruno Schulz Petrarkę streszczał dla SS.
To był wstęp dotyczył
życia, które zawsze jakoś leci
i pozwala nie
dostrzegać zmierzchu, schyłku, klęski, śmierci.
To był wstęp dotyczył
życia, które zawsze jakoś leci
i pozwala nie
dostrzegać zmierzchu, schyłku, klęski, śmierci.
Szła wiadomość od
Truskawca, że się ponoć coś zaczęło
a w pobliskim
Drohobyczu póki co grodzili getto.
I niebawem znów się
trochę posprzeczali dwaj tajniacy
no i drugi, ten od
Schulza, zarżnął Loewa w ramach pracy.
Kiedy pierwszy się
dowiedział, że zabili Loewa jemu
wnet dogonił w mieście
Schulza i zastrzelił go drugiemu.
I na bruk, i na bruk z
resztek złudzeń się otrząsnął Bruno Schulz.
Hałas ten, w teatrze
gong, jakaś czerń i ojca wzrok i może koń...
No i już, no i już jak
w balecie najlepszym na świecie tańczy Schulz...
Dawne czasy, dawny
teatr, dawna strata,
w czasie wojny każdy
dźwiga własny ciężar.
W końcu sztuka jest
ważniejsza niż biografia.
Zbieg przypadków? Ale
jednak...
Jeśli Twój dobrodziej
ma jakiegoś wroga
i mu zniszczy ulubieńca
wiedz, że nadszedł czas
by zacząć się pakować
i nowego szukać
miejsca.
Jak Bruno Schulz za
tamtych lat,
jak Bruno Schulz,
choćby nawet miał by to być tylko tamten świat,
wciąż w drodze być, z
walizką żyć...
Jacek Kleyff
Ścieżka sotapanny - 17
Doświadczenie głębokiego samadhi
Jeżeli zamierzamy osiągnąć stan
eksperta w dociekaniu, musimy to robić często. Rzeczywiście włożyć
wysiłek w medytację, wiele wysiłku i wiele czasu.
Na początku prawdopodobnie
doświadczymy zmęczenia, wyczerpania i trudności, ponieważ
stanęliśmy na drodze naszych nastrojów, uczuć i myśli,
manifestacji upodobań i awersji. Ale musimy trzymać się tego
dociekania, być konsekwentnymi, tak że umysł nie będzie gonił za
tymi emocjonalnymi nastrojami.
Kiedy zaczniemy radzić sobie z
podążaniem za i ochranianiem umysłu, jesteśmy obecni w teraz i
nasze samadhi zaczyna
postępować bardziej swobodnie. Te początkowe etapy samadhi, jeżeli praktykujemy
chodzoną i siedzącą medytację, będą się pogłębiać. Trzymając się
naszego obiektu medytacyjnego możemy przejść do upacāra
samādhi.
Czy siedzimy, czy chodzimy, w
zależności od naszych preferencji, wejście w upacāra samādhi
będzie szybkie i łatwe, ponieważ mamy już pewne doświadczenie. Ale
na tym poziomie samadhi, jeżeli umysł zetknie się z
różnymi uczuciami i nastrojami, wciąż będzie się w nie angażował.
Zatem musimy ochraniać się naszą
sati.
Jeżeli stale badamy ciało, uczucia i
umysł i obiekty mentalne, nasza sati
stanie się stabilniejsza i nasze samadhi silniejsze. Bycie zdolnym do przejścia
do głębszych stanów samadhi, będzie zależało od naszych zasług.
Niektórzy mnisi nie mają tego doświadczenia przez wiele lat, pewni
doświadczają je po pięciu sześciu latach, a pewni tylko po roku.
Appanā
samādhi... oto gdzie samadhi
staje się najspokojniejsze i chłodne. Vitakka, vicāra, pīti
sukha i ekaggatā wszystkie te czynniki stają się
jednym. W tym punkcie, nawet jeżeli chcemy myśleć, nie potrafimy.
Umysł jest niewzruszony i nie ma żadnego ruchu myśli, żadnego
rozróżniania. jest tylko poznawanie. Po tym jak umysł pozostawał
cichym i nieruchomym na okres zależny od jego własnej siły,
wychodzi on z tego stanu. Wtedy musimy przejść do dociekania.
Bierzemy fizyczną formę naszego ciała i badamy je z totalną
klarownością w świetle anicca,
dukkha, anatta.
Z tego miejsca nasze badanie będzie
się przemieszczało samo z siebie, jakby automatycznie. Ma swe
własne momentum. Badamy
ciało jako ledwie komponent elementów. Możemy kontemplować włosy.
Przypuśćmy, że nasze włosy wypadły, wtedy realizujemy, że nie były
właściwie nasze, ani że nie są naszym "ja". To da podstawy pod
zrozumienie, że nie ma trwałego bytu czy "ja". Powstaje mądrość.
Umysł i ciało ulegają separacji, są widziane jako odmienne od
siebie. Umysł i uczucia także się odseparują. Będziemy widzieć
jasno ... z prawdziwym zrozumieniem.
Ale jeżeli nie posiadamy umiejętności
wejścia w tak głębokie samadhi
i nasze badanie nie jest na tyle jasne by zobaczyć tą separację,
wtedy musimy polegać na dostępnym nam poziomie samadhi i trwać w jego
utrzymywaniu. Ten cały proces doprowadzi do dojrzenia praktyki i
zrozumienia Dhammy. Wykonując nasze codzienne czynności w
normalnym stanie i wkraczając w samadhi podczas siedzącej
medytacji, z czasem będziemy potrafili utrzymać ten poziom samadhi
we wszystkich postawach ciała. Kiedy umysł wchodzi głębiej w
badanie ciała, uczuć umysłu i mentalnych obiektów, będzie
inklinował ku appanā samādhi.
Teraz umysł będzie zdolny widzieć
ostro i jasno. Przed tym zanim wejdziemy w takie stany samadhi, na niższych
poziomach samadhi umysł
może utrzymywać się przez cały miesiąc. Ciało i umysł będą lekkie
i swobodne. Zewnętrzne bodźce będą obecne, ale nie będą w stanie
zaniepokoić serca, ponieważ samadhi
dzięki swej mocy, odseparowało je od serca. Wysiłek i
pilność w praktyce nabrały własnego momentum. Serce będzie
zawsze czujne i baczne, zaopatrzone w siedem czynników
przebudzenia. Będą tam pīti, sati. Jeżeli wysilimy się by
utrzymać stale sati,
uważnie obserwując wszelkie nastroje i emocje, których
doświadczamy, widząc ciało takim jakim naprawdę jest, nasze samadhi zyska stabilność i
będzie szło sprawnie i równo. Nie musimy nic robić, nic
kontrolować, medytacja dzieje się sama. Umysł pozostaje w stanie
upacāra samādhi. To rezultat wytrwałości i systematyczności
naszej praktyki, dociekania aż do zrozumienia i jasnego zobaczenia
Dhammy, do czasu aż znikną wszelkie wątpliwości. To samādhi jest
stabilnie ustanowione w nas. Nie musimy go kontrolować ani być
zbytnio ostrożni. To dobry poziom, ale jeszcze nie w pełni
rozwinięty. Musimy kontynuować podążanie tą ścieżką, badając tak
jak badaliśmy, kontynuować tą samą praktykę. Krok za krokiem,
uzyskamy siłę umysłu i wejdziemy na nowy poziom.
Pewni mnisi są obeznani z metodą
uspokajania umysłu za pomocą "buddho", "dhammo", "sangho",
czy obserwacji oddechu, aż do czasu aż ich umysł osiągnie
niewzruszoność. Musimy kontynuować praktykę z wybranym przez nas
obiektem, aż będziemy zdolni wyjść poza nasze nastroje i emocje,
pokonując wszystkie przeszkody. Kiedy doświadczamy różnych stanów
mentalnych, pożądania, awersji, senności, niepokoju, irytacji i
wątpliwości, musimy trenować i zaadoptować nasze samadhi do tego by wyjść poza
te stany mentalne. To nazywa się skupieniem umysłu. To medytacja.
To samadhi. Da nam ono
podstawę wspierającą naszą praktykę - praktykę pańńa.
Ośmioraka Szlachetna Ścieżka: to
ścieżka praktyki, której spełnienie wiedzie do przebudzenia.
Ścieżka składa się z ośmiu aspektów, dalej podzielonych na trzy
treningi, sīla, samādhi i paññā. Czynniki Właściwej Mowy, Właściwego Działania i
Właściwego Utrzymania reprezentują trening w cnocie i moralnej
dyscyplinie; Właściwy Wysiłek, Właściwa Uważność, i Właściwe Samadhi reprezentują
trening umysłu; i ostatecznie Właściwy Pogląd i Właściwa
Intencja to trening pańńa.
Gdy nasze samadhi jest stabilne, dociekanie przychodzi
łatwo. Jeżeli ukierunkujemy naszą kontemplację na ciało, uczucia,
umysł czy mentalne obiekty, to w tym stanie bardzo szybko będziemy
potrafili dojrzeć Dhammę, w całej jej jasności.
Jednakże, jeżeli podążamy ścieżką pańńa
rozwijając samadhi,
musimy kontynuować dociekania i puszczanie kiles, jedna za
drugą, kawałek po kawałku, trochę po trochu. Ponieważ nasze samadhi nie jest jeszcze
ustabilizowane, musimy polegać na pańńa, ażeby rozwinąć te stany samadhi. To samadhi może nie być tak
głębokie jak przy używaniu samadhi do rozwoju pańńa, ale
ciągle jest nam potrzebne by wspierać naszą kontemplację.
Ktokolwiek podąża ścieżką mądrości i
kontemplacji, musi badać z pańńa, aż do czasu stopniowego
wzmocnienia samadhi.
Wtedy z pełną klarownością pojawi się zrozumienie Dhammy.
Ktokolwiek rozwija samadhi, musi osiągnąć
poziom appana. Jeżeli samadhi
nie osiągnęło dojrzałości, nie będzie możliwe jasne
zobaczenie Dhammy. Tu paññā i samādhi powinny operować
zrównoważone, w harmonii jedno z drugim. Możemy użyć jednej z tych
dwóch metod praktyki, paññā rozwijająca samādhi lub
samādhi rozwijające paññā. Jakakolwiek z tych metod
się u nas sprawdza, tej powinniśmy się oddać.
Jeżeli mamy dużo pracy i obowiązków,
praktykowanie samadhi i
uczynienie serca skupionym, przez używanie "buddho" czy
obserwowanie oddechu, może być trudne. Wiedząc o tej trudności,
powinniśmy pewnie ustanowić sati
na zadaniu chronienia serca i sprowadzeniu nań spokoju. Jeżeli
zamierzamy praktykować samadhi
w ten sposób, musimy trzymać się stale "buddho". Stojąc,
siedząc, chodząc, leżąc, czy cokolwiek byśmy nie robili, musimy
zawsze trzymać "buddho" w sercu.
Jeżeli jemy, musimy myśleć "buddho",
tak, że serce będzie z tym zjednoczone. Jeżeli serce jest zawsze z
"buddho", aż stanie się to jedynym obiektem, możemy
zapobiec wszelkim bodźcom z zewnątrz by wdzierały się do serca i
wprowadzały zamieszanie.
Ścieżka sotapanny - 16
Różne miejsca, odmienne metody, te
same nauki.
Chociaż mogliśmy być mnichami w
poprzednich życiach, ciągle nie doświadczyliśmy wglądu w Dhammę.
To zależy od poziomu naszych zasług. Ale jakakolwiek by nie była
nasza sytuacja, teraz mamy okazję praktykować Dhammę zgodnie z
radami naszych nauczycieli, Kruba Ajahnów. Musimy przylgnąć do
tych zasad. Nie odchodźcie od nich, nie rezygnujcie z nich. Jeżeli
to zrobicie, zejdziecie z właściwej ścieżki. Rezygnując z nich,
rezygnujemy z dokładnie tej rzeczy, która wspiera nasz postęp. W
wielu klasztorach uczy się tej poprawnej ścieżki, drogi
kontemplacji. Pewne centra medytacji dla mniszek, również tego
uczą: trzymać się sati,
obserwować ciało, obserwować uczucia, umysł, i mentalne obiekty,
zgodnie z czterema podstawami uważności. Jeżeli obserwujemy
właśnie teraz, badamy doświadczenie, możemy zrozumieć i zobaczyć
Dhammę. Praktykuj zgodnie z regułami Vinayi. Te zasady dają nam
środki do poprawnego działania, nakierowane są na rozwój. To
sposób by uczynić naszą sila piękną. To droga do dalszego
postępu.
Nauczyciele pewnych linii będą uczyć
super-naturalnych mocy. Są one rzeczywiste, ale mogą być
niebezpieczne. Ci Starsi używają tych mocy by przyciągnąć ludzi do
Nauki Buddy, sprawić by się zainteresowali, ponieważ lubimy takie
moce, specjalny rodzaj mentalnych sztuczek. Rzeczywiście
przyciągają nas i zwracamy na nie uwagę.
Wpierw zwracają uwagę ludzi na
psychiczne moce. Potem wyjaśniają, że jeżeli będziemy praktykować,
zgodnie z ich naukami, także możemy je rozwinąć. To haczyk! "Chcę
praktykować w ten sposób!" I tak, wyjaśniają, że jeżeli chcemy
osiągnąć te moce, wpierw musimy praktykować moralność, inaczej ich
nie zobaczymy. Moce nie przychodzą. I tak nauczyciel mówi, że to
dlatego, iż nie praktykujemy vipassany. Musimy praktykować
vipassanę. Dalej mówimy: "Hej, ciągle nie mam żadnych
mocy". Wtedy nauczyciel mówi, że to dlatego, że nie rozwinęliśmy samadhi. Jeżeli osiągniemy
jakiś poziom samadhi, i
wciąż ich nie mamy, to dlatego, że nasza sila nie jest
jeszcze w pełni oczyszczona, i tak zaczyna się od początku.
Wszystko wraca do podstawowych pryncypiów sīla, samādhi i paññā. Tak to jest. Sposób przyciągnięcia
ludzi za pomocą psychicznych mocy jest tylko odmiennym sposobem
nauczania tych samych zasad, przez używanie metod sprawiających,
że ludzie zaczynają okazywać zainteresowanie i wiarę.
Pewni mnisi, choć dysponują takimi
mocami, nie mówią o tym, ponieważ odczuwają inklinację do
nauczania za pomocą dociekania, z użyciem pańńa.
Przykładem może być Luang Pu Chah, nauczający i radzący w oparciu
o swe własne doświadczenie, znający drogi postępu jak i drogi
upadku.
Był mnich, który wpatrywał się w
słońce używając jego tarczy jako kasiny i uzyskał przez to
nadnaturalne moce, takie jak umiejętność czytania czyichś umysłów.
Ale później wpadł w złudzenia. Zatracił drogę. Złożył szaty i
zwariował. Luang Pu Chah nie zezwalał mnichom na bawienie się z kasiną.
Chociaż wciąż było paru mnichów używających słońca jako kasiny,
mimo obiekcji Luang Pu Chah, generalnie nie akceptował on takich
praktyk. Ponieważ znał odpowiednią drogę praktyki, starał się
sprowadzić ich znów na odpowiednią ścieżkę. Wiedział, że większość
mnichów używających kasiny wpada w pułapkę. Odchodzi od
właściwej ścieżki. Podczas treningu umysłu, czasami napotykamy na
olbrzymie trudności, wydaje się, że nie potrafimy sobie dać z nimi
rady. To przeważnie zależy od zasobu naszych zasług, jeżeli jest
on niewielki, to faktycznie możemy mieć trudności. Jakkolwiek się
sprawy mają, musimy być cierpliwi i trzymać się ścieżki
wyznaczonej nam przez Starszych, takich jak Luang Pu Mun i Luang
Pu Chah. Ci wielcy mistrzowie i wielu innych przeszli tą drogą,
wiodącą na końcu do poziomu arahata. Ścieżka ta bazuje na
uspokojeniu serca, i użyciu go dalej do badania ciała; albo
odwrotnie użyciu badania ciała, do uspokojenia serca.
Pewni mnisi idą wprost do obserwacji
umysłu. Trzymają się tego i zupełnie nie zwracają uwagi na
ciało. Obserwują tylko myśli i uczucia. Jeżeli rzeczywiście
obserwujemy umysł z sati,
myślenie musi się zatrzymać. Musimy być zdolni je zatrzymać.
Jeżeli jesteśmy rzeczywiście skupieni na umyśle, myślenie musi się
zatrzymać. Obserwując z nieumniejszającą się uwagą, skupieni na
umyśle, widzimy pojawianie się i zanik myśli. W końcu ten proces
się zatrzymuje.
To sati,
która obserwuje umysł. Widzimy, że umysł to tylko umysł. Myślenie
znika. Musimy podążać za tym doświadczeniem, podążać z wiedzą.
Jeżeli próbujemy tego i myślenie się nie zatrzymuje, to znaczy że
nasza sati jest słaba.
Jeżeli będziemy próbować używać tej słabej sati do badań w ten sposób,
prędzej czy później wyczerpiemy naszą energię. Odejdzie od nas
cała nasza siła i zatracimy się w myśleniu. Jest tak wielu
mnichów, którzy zetknęli się z tym problemem i doświadczyli go.
Nie wkroczyli na ścieżkę zgodnie z zasadami w ich esencji.
Poprawna droga rozwoju umysłu w
medytacji to nie danie się pochwycić w upodobania i awersje. A do
tego celu Luanag Pu Chah rekomendował kontemplację ciała. To
ważne, ponieważ jest to sposób na uspokojenie umysłu. Kiedy mówimy
o skupieni się na oddechu, to oznacza bycie uważnym ciała w ciele.
Umysł raz odnalazłszy spokój, staje się promienisty i świetlisty,
i w naszej kontemplacji będziemy mogli oddzielić ciało od umysłu.
"Poznawanie" i "Poznający" będą dominować naszą przytomność w tym
miejscu. "Poznający" rozpozna każdą przeszkodę która powstaje w
umyśle. Będzie także znał poziom świetlistości i promieniowania
umysłu. To coś co możemy obserwować.
Gdy raz ten stan promieniującej
przytomności pojawił się jasno w "umyśle, który wie", wtedy
poznamy, że jesteśmy na właściwej ścieżce praktyki. Nasze własne
doświadczenie potwierdzi to co mówili nam nauczyciele.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 15
Sposób praktyki: idź przeciwko
pragnieniom serca
Kiedy przebywałem z Luang Pu Chah,
ucząc się od niego, wszystkie jego sposoby instruowania i treningu
miały na celu usunięcie skalań, kierowanie się na przekór naszym
zachciankom. To rzeczywiście ważny aspekt praktyki, nie podążanie
za swymi pragnieniami. W przeszłości w Wat Nong Pah Pong, podczas
sezonu deszczowego, czasami mnisi chcieli udać się do
zaprzyjaźnionych klasztorów, ale czasami nikt nie chciał odejść.
Zatem Luang Pu Chah sam musiał odsyłać na ten czas mnichów.
Czasami im to pasowało, czasami nie. Pewni mnisi po byciu
odesłanymi, wracali potem i mówili: "Och, dlaczego wysłał mnie w
takie miejsce? To było straszne! Dlaczego skazał mnie na takie
coś?"
Powinniśmy polegać na używaniu khanti,
cierpliwej wytrwałości, jako fundacji naszej praktyki. Posiadając
cierpliwą wytrwałość, rozważamy i dociekamy aż do czasu gdy
potrafimy sobie poradzić z powstałymi negatywnymi uczuciami. To
ważna cecha w treningu i praktyce, wraz z posiadaniem szacunku dla
siebie wzajemnie. W sposobie nauczania i instrukcji, Luang Pu Chah
często podkreślał wstrzemięźliwość i ochronę organów zmysłowych,
czujność wolną od snu, umiarkowanie w jedzeniu, i zadowalanie się
czterema rekwizytami. To fundacja praktyki. trzymajcie się jej.
Czy nasz progres będzie szybki czy
wolny, to zależeć będzie od naszej duchowej dojrzałości i
zgromadzonej zasługi. To nic pewnego! Jacyś medytujący mogą
przyjść później, ale zrobić szybszy postęp. Jak to się dzieje? Czy
ktoś odniesie sukces prędzej, czy później, to będzie zależało od
poziomu parami. Ci którzy osiągają sukces prędzej, włożyli wiele
wysiłku i uzyskali spore zasługi w poprzednich egzystencjach. Może
ktoś miał wystarczające zasługi by zostać mnichem w czasach Buddy,
ale tylko na tyle by uzyskać ordynację na starość co było za późno
by mogli zobaczyć Dhammę. To naprawdę zależy od zgromadzonych
zasług*. Pewni mnisi praktykują odkąd zostali nowicjuszami i nie
osiągnęli żadnych rezultatów. Nawet będąc starcami, ciągle są bez
rezultatów.
*Bez wątpienia, zasługi są ważne, ale
wydaje się, że głównym powodem tego, że ktoś nie uzyskuje
odpowiednich rezultatów, są jednak błędne poglądy, które z kolei
odpowiadają za błędne praktykowanie Dhammy.
Ścieżka sotapanny - 14
Gdy umysł znajduje siłę
Przez moje pierwsze trzy sezony
deszczowe, poziom spokoju umysłu systematycznie się podnosił. Z
każdym końcem roku, byłem w stanie spojrzeć w tył i zauważyć, że
poziom spokoju powiększył się. Mój umysł był swobodny, całkowicie
wychłodzony, jakby miał klimatyzację. Tak chłodny i tak cudowny.
To stopniowo się powiększało, rok za rokiem, i podczas mojego
czwartego sezonu deszczowego umysł rzeczywiście był skupiony.
Czułem chłód w ciele i umyśle, że czasami trząsłem się z zimna.
Pewni ludzie, odwrotnie, odczuwają gorąco wraz ze spokojem. Myślę,
że to zależy od naszych cielesnych uwarunkowań. Doświadczenie
ciszy i spokoju, będzie się manifestowało zgodnie z tym, który
element jest dominującym. Ale ten rodzaj spokoju ciągle może ulec
osłabieniu, stać się podmiotem nietrwałości. Kiedy to się stanie,
nie pozostaje nic innego jak ponowić wysiłek medytacyjny. Po
ponownym uzyskaniu spokoju serca, praktyka zaczyna wyglądać coraz
lepiej. Umysł ma więcej siły i medytacja staje się przyjemniejsza.
Jednakże kiedy w pole wchodzą zmysłowe bodźce, jeżeli nie
potrafimy kontemplować ich jasno, wtedy cierpienie staje się nie
do zniesienia. Chociaż pragniemy pokonać te nastroje, nie
potrafimy. Wątpliwości i niepewność wirują w naszym sercu. Chcemy
powrócić na właściwą ścieżkę, odzyskać klarowność.
Luang Pu Chah podkreślał by się tym
nie zamartwiać. Pozostawić wątpliwości same, są tylko
przeszkodami. Kiedy nie ma spokoju, wszystko wygląda na bardzo
nieuporządkowane. Pojawiają się wątpliwości, czujemy się, że
zeszliśmy ze ścieżki i nie wiemy jak na nią wrócić. Zastanawiamy
się, "Gdzie iść?" Ale każdy kierunek wydaje się ślepą uliczką.
Wszędzie panuje ciemność i nie potrafimy się z niej wydostać.
Jesteśmy sparaliżowani a w umyśle kłębią się myśli, nasze
wątpliwości przygnębiają nas i nie chcą nas opuścić. I znów
upodobania i awersja. Ale jeżeli po prostu będziemy kontynuować
praktykę, progres musi nastąpić. Praktyka skieruje nas naprzód.
Później, kiedy dojdziemy do punktu,
gdzie uzyskamy moc samadhi
i efektywną moc badania, praktyka stanie się łatwą. Cokolwiek
będziemy badali, spokój będzie obecny. Na tym etapie nie będziemy
musieli mówić umysłowi co ma robić, będzie poznawał właściwą
ścieżkę niejako automatycznie. Zatem, jak dojść na ten poziom, jak
praktykować, co robić? Na początku musimy trzymać się fundamentów.
Jeżeli jemy za dużo, to kilesa, jedna z podstawowych.
Dalej, obserwowanie umysłu. Myślenie, mnożenie myśli w umyśle i
niepokój, nie możemy tego zatrzymać, ot tak, natychmiast. Musimy
stale ponawiać wysiłek i próbować uspokoić myśli. Będąc mnichami,
badanie Dhammy jest naszym podstawowym obowiązkiem. Kesā
(włosy głowy), lomā (włosy ciała), nakhā
(paznokcie), dantā (zęby), taco (skóra): to pięć obiektów, które musimy
badać i kontemplować. Luang Pu Chah zwykle nauczał sposobu
porzucenia przywiązania do tego ciała, podczas ceremonii ordynacji
nowych mnichów. Nie mówił o kontemplacji ciała zbyt wiele podczas
swych zwykłych mów, ale wspominając swą własną praktykę, opowiadał
jak wizualizował innych mnichów i nowicjuszy jako trupy i duchy,
gdy szli razem na żebraczy obchód, czy też wizualizował swe ciało
jako trupa.
Praca dociekania jest taka jak to.
Jeżeli umysł jest cichy i spokojny, rozumiemy rzeczy z większą
klarownością. Ale gdy spokój jest nieobecny, będziemy zalewani
przez wątpliwości i niepewność. Musimy wtedy ponawiać nasze
wysiłki, by krok po kroku rozwijać siłę umysłu.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 13
Zmiana linii
W jakim miejscu jest nasze samadhi? Jeżeli pojawia się
coraz większy spokój, prowadzi to do stanu, gdzie umysł jest
rzeczywiście cichy i niewzruszony. Na tym etapie nie musimy
pouczać umysłu, co robić. Ten cichy umysł będzie się wglądał
prosto w to co powstaje i na jakimkolwiek mentalnym obiekcie się
skupi, natychmiast będzie go widział jasno. Będziemy mieli wielką
pewność przy takim poznawaniu.
Na tym etapie skupiamy cichy umysł na
obiekcie na przykład włosach na głowie. Na tym poziomie patrzymy
bezpośrednio na włosy na głowie i, "Bach!" będziemy widzieli jasno
że nie są one nasze. Wiedza powstaje z wielką jasnością, widzimy,
że umysł i ciało to dwie oddzielne rzeczy.
W tym miejscu serce szykuje się do
przekroczenia świata, staje się gotrabhū-citta. Jeżeli
przez nasze dociekania umysł dochodzi do tego stanu, dalsze jego
trenowanie przychodzi łatwiej. To zależy od jego mocy, mocy
umysłu.
Jeżeli będziemy kontynuować postęp,
zobaczymy umysł z jeszcze większą klarownością, wtedy przemieści
się on samoistnie na poziom niewzruszoności, bez żadnego wysiłku z
naszej strony. Nie musimy przymuszać umysłu do dociekań. Będzie
pracował sam z siebie, obserwując mentalne wizerunki, ich
powstanie i zanik. Wizerunki ashuba pojawią się same.
Jeżeli umysł jest cichy, to się stanie.
Nie musimy przymuszać umysłu do
dociekania jakiegokolwiek aspektu Dhammy. Ten spokojny umysł
będzie się naturalnie ukierunkowywał ku odpowiedniemu tematowi.
Będzie to robił sam z siebie.
Na tym etapie pozostajemy po prostu
czujni i baczni. Ale musimy rozpoznać, gdy mimo naszych wysiłków,
stan spokoju nie powstaje. Możemy się nawet zbliżyć do mentalnego
rozróżniania, choćby tematem miała być Dhamma. Jeżeli dociekaliśmy
a mimo to nasze serca nie osiągnęły stanu skupienia i spokoju, to
w większości wypadków z uwagi na zbyt ekscesywne myślenie o
Dhammie. Musimy sobie z tego zdawać sprawę.
Jeżeli to myśli o Dhammie, możemy dać
całonocną mowę Dhammy. Możemy głosić naszą "Dhammę" od wieczora,
aż po świt. Niektórzy mnisi robią w ten sposób. Mogą mówić czy
myśleć o Dhammie przez cztery, pięć, sześć godzin. Ale kiedy
pojawiają się u nich problemy, zupełnie nie potrafią ich
rozwiązać. Nie mogą skorygować swego myślenia, ponieważ ich pańńa
nie jest głęboka. Tkwi ona tylko w pamięci, jest sposobem
myślenia. Gdy pojawiają się negatywne emocje, nie radzą sobie z
nimi i pojawia się cierpienie.
Zatem musimy zrobić krok w tył i
zacząć kontrolować sytuację, sprowadzając umysł na obiekt
medytacji jaki używamy, by go uspokoić. Czasami myślimy, że
powinniśmy ograniczyć się do badania, ale czasami musimy oprzeć
się na spokoju, który osiągamy przez praktykę samadhi. Ānāpānasati jest kamieniem
węgielnym praktyki medytacyjnej. Możemy liczyć oddechy, razem z "buddho",
albo prosto obserwować nasze oddychanie. Musimy używać tych metod,
i zręcznych środków które przyniosą nam spokój i ciszę
Taki sposób praktyki był rekomendowany
przez Kruba Ajahnów, i tak instruowali oni swych uczniów. Uczyli,
że kiedy organy zmysłowe i umysł kontaktują się ze swymi
odpowiednimi obiektami, powinniśmy zauważać to co powstaje.
Powstałe myśli czy nastroje są czasami korzystne, czasami
niekorzystne. Umysł chwyta się tych rzeczy jako będących "moimi" i
"mną" ale Kruba Ajahnowie mówili nam: "Nie, to nie należy do
ciebie, odrzuć taki rodzaj myślenia!" To myślenie, które jest
związane z upadana, to kilesy. Chwytamy się
naszych myśli i poczucia "ja" i to powoduje powstanie skalań.
Ale myślenie samo w sobie nie jest
skalaniem - kiedy się go chwytamy, dopiero wtedy staje się
skalaniem. To jak skóra owocu: jeżeli jej nie potrzebujemy czy nie
możemy użyć, wyrzucamy ją. Jak ości ryby, jaki z nich pożytek?
Jemy tylko mięso, resztę wyrzucamy. Kruba Ajahnowie nauczali, że
te skalane myśli i emocje są czymś do wyrzucenia, czymś bez
znaczenia. Ich nauki są całkowicie nakierowane na puszczenie
takich myśli i emocji.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 12
Gdy pojawia się spokój, badaj ciało
Czasami myślimy, "Och, dlaczego każdy
wokół mnie wydaje się taki pewny i wolny od wątpliwości, a je
jestem nimi przepełniony? To dlatego, że chcemy zobaczyć Dhammę za
pomocą słuchania i studiowania, co jest formą mądrości, co
powoduje, że oczekujemy pewnych efektów. Te stałe zmagania
powodują powstanie niepokoju. Tak wiele chcemy osiągnąć.
Luang Pu Chah powiedziałby, że taką
postawę trzeba odłożyć na bok. Pozostawić to samemu w tym punkcie.
To jak ze szklanką wypełnioną wodą: jeżeli szklanka już jest pełna
wody, woda zdatna do picia się w niej nie mieści, będzie się z
niej wylewała. W ten sam sposób, jeżeli myślimy, że wszystko już
wiemy, to Dhamma nie może wkroczyć w nasze serca.
Zatem pierwszą rzeczą jest
zredukowania personalnych opinii. To rzeczywiście ważne w sposobie
praktyki nauczanej przez Luang Pu Chah.
Styl Luang Pu Chah polegał na
kierowaniu się przykładami i robieniu tak jak nauczał. Czasami
mogliśmy być niedbali i myśleć o nim w sposób krytyczny,
dopuszczając nasze poczucie ego do umysłu. Ale wraz z kontynuacją
praktyki, przyznawaliśmy: "Kim jestem, by go krytykować? Nie mogę
się z nim równać".
Może mieliśmy dobre samadhi. Tamtymi czasy moje samadhi było dobre,
powstawała radość. Mój umysł był chłodny i swobodny, bez żadnych
mentalnych zakłóceń. Wkraczanie w stany spokoju było rzeczywiście
łatwe. Myślałem, nie ma potrzeby badać ciała, przejdę bezpośrednio
na umysł. Bezpośrednio do Dhammy. I tak, poszedłem do Ajahn Chah.
A on szybko wskazał mi: "Czy teraz jesteś spokojny?" A byłem wtedy
nerwowy i trząsłem się, z uwagi na obecność nauczyciela. Spokój
serca, który miałem, zniknął całkowicie i nie mogłem nawet się
skupić. Byłem totalnie pogrążony w złudzeniu. I wtedy to złudzenie
odpowiedziało, tak jestem spokojny. Ale wszystko to co robiłem to
używałem uprzednio doświadczanego stanu jako podstawy do
odpowiedzi. Ale Luang Pu Chah wiedział o tym, że jest to mowa pod
wpływem złudzenia. Powiedział, żebym wracał do siebie i
kontynuował ciągłą kontemplację ciała. To rzeczywiście utkwiło mi
w pamięci. Kontynuować kontemplację ciała, dokładnie tutaj w tym
fizycznym skupisku sankhar.
Ciągle jednak myślałem, "Hmm, dlaczego
Luang Pu Chah upiera się bym kontemplował ciało, kiedy mój umysł
jest tak spokojny? Wszystko czego mi trzeba, to zagłębić się w
umyśle". Chciałem szybkiej drogi do nibbany. Ale później, te głębsze poziomy samadhi, których
doświadczałem, zanikły.
I tak to idzie, w dół, w dół, w dół,
aż do czasu, gdy nie dysponujemy żadnym samadhi. Musimy ponownie ustanowić samadhi w sercu.
A to rzeczywiście trudne. To prawdziwe
zmaganie, krok za krokiem, centymetr po centymetrze. Kontemplując
śmierć, spacerując po medytacyjnej ścieżce, siedząc w medytacji,
trzymając jak najdłużej w umyśle obiekt medytacyjny. Powoli, lecz
pewnie, sprawy się polepszają, krok za krokiem. Jest większa siła
sati-pańńa niż uprzednio. Badanie ciała jako asubha,
jako brudne, widząc ciało coraz bardziej jako nieatrakcyjne, serce
doświadcza coraz większych poziomów pīti. Wraz z widzeniem
nieatrakcyjności ciała, serce wchodzi w coraz większe szczęście.
Czym bardziej widzimy ciało jako nieatrakcyjne, tym większy staje
się nasz spokój.
Jeżeli w przeszłości widzieliśmy to
ciało jako atrakcyjne, jego zewnętrzny przejaw jako piękny, wtedy
serce nie było promieniste, było pogrążone w mroku i pokonane
przez kilesy. Ale jeżeli widzimy nasze ciało jako coś co
nie jest piękne, pięknym staje się nasze serce. Staje się jasnym i
świetlistym, ponieważ widzi prawdę. Serce doświadcza prawdziwego
spokoju, staje się ciche i niewzruszone. Badaj włosy na głowie,
włosy na ciele, paznokcie, zęby, skórę. Kiedy niszczeją, możemy
dostrzec je jako elementy. Po prostu elementy, ziemia, woda, ogień
i powietrze. Odseparuj je od siebie i rozpoznaj jako anatta, wtedy serce stanie
się spokojne.
Powtarzaj tą praktykę. Badaj je
dokładnie i spróbuj zobaczyć je takimi jakimi są. Zrozum i poznaj
jaka jest ich natura. Użyj wglądu. Gdzie jest ziemia? Gdzie jest
woda? Gdzie jest ogień? Gdzie jest powietrze? Przyjrzyj się temu
uważnie. Patrz od zewnątrz i wewnątrz, dookoła. Rozszczep, podziel
i przeanalizuj je pod kontem bycia tylko elementami. Tu jest
ziemia, tu jest woda, tu jest ogień, tu jest powietrze.
Dzisiaj skup się tylko na elemencie
wody. Co jest elementem wody w twym ciele? Badaj tylko ten aspekt.
Przeglądaj ciało i rozmyślaj w ten sposób. Woda to tylko woda,
czyż nie? Czy wodę na zewnątrz traktujesz jako siebie? Zatem
dlaczego woda wewnątrz tego ciała maiłaby być tobą? Jak to jest?
Czy to rzeczywiście osoba? Kontempluj to głęboko i jasno. Ślina,
flegma, ropa, krew, tłuszcz, mocz. Badaj je jedno za drugim, z
bliska, uważnie ponawiaj wysiłek dociekań, aż zobaczysz całą masę
cielesną jako anatta.
Nasze serce stanie się swobodne, jakby zdjęto z niego ciężar,
ponieważ zobaczyliśmy prawdę. Kontynuujemy badanie, obserwowanie
ciała wciąż od nowa, aż poczujemy, że intensywność badania
zmalała. Wtedy możemy wybrać jakiś inny element. Zmieniamy obiekt
i zaczynamy od nowa.
Jedzenie, które spożywamy, to również
elementy. W jaki sposób wpierają nas? Spójrz na to - ziemia
wspiera ziemię, woda wodę, ogień wzmacnia ogień wiatr, wspiera
wiatr. Badaj dokładnie tutaj tą masę elementów. Wciąż od nowa, aż
do najdrobniejszych szczegółów. Rób to w celu uzyskania jasnej
wizji i zrozumienia. A zrozumienie, że wszystkie cztery elementy
powinny być widziane tak: "To nie moje, tym nie jestem, to nie
moje ja" przychodzi wraz z ich badaniem.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 11
Błędne uważanie się za sotapannę
Musimy się strzec. Czasami kiedy umysł
jest świetlisty jasny, myślimy, że nasza wizja jest totalnie
czysta. Możemy pomyśleć: " Hej, teraz jestem sotapanną! Obserwowałem umysł
i jestem wolny od zmysłowego pożądania i myśli powstają tylko w
minimalnym stopniu".
Są pewne centra medytacji, gdzie
uczniowie idą do nauczyciela z pytaniami o ich medytację i
nauczyciel wyraża aprobatę, mówiąc: "Umysł w tym stanie osiągnął
poziom sakadāgāmina". Jest wiele takich miejsc.
Był pewien świecki, który praktykował
w leśnej tradycji. Kiedy medytował, nie był w stanie osiągnąć
żadnego spokoju. Zatem udał się do innego nauczyciela, który
pouczył go, poinstruował i pokierował w praktyce. Z początku ten
człowiek nie potrafił usiedzieć nawet godziny w medytacji, ale u
tego drugiego nauczyciela mógł siedzieć sześć czy siedem godzin,
może całą noc.
Po tym, ten świecki stał się
zadowolony z rezultatów i skonsultował się z tym nauczycielem,
który zdeklarował, że świecki zobaczył Dhammę. Od tej pory, myślał
on o sobie jako o ariya-puggala.
Nie mógł się powstrzymać chwalenia się tym. Gdziekolwiek się udał,
głośno się wychwalał, że poznał i zobaczył Dhammę, że trwale
usadowiła się ona w jego sercu. Ale to wszystko było zaledwie na
poziomie sańńa.
Później za pomocą jednego z uczniów
Ajahn Muna, ten świecki był w stanie skorygować swe poglądy i
powrócić do uprzedniej pozycji. Z błędnym poglądem, że jest się ariya,
trudno zrobić jakikolwiek postęp, trudno też się z tego wycofać.
Lecz choć to trudne, pewni nauczyciele potrafią tego dokonać.
To dokładnie jest powód, dlaczego
Luang Pu Chah nigdy nie odpowiadał na takie pytania i nie mówił:
"Ten mnich jest na tym poziomie, ten mnich jest na tym poziomie".
Nigdy nie mówił o poziomach jakie ktoś osiągnął. Nauczał o takich
rzeczach z mądrością. Powiedziałby, że ten kto wie i widzi, wie i
widzi dla siebie.
Czasami Luang Pu Chah uczył używając
przykładów. Pewni mnisi mówili: "Ten mnich jest arahatem, jest
taki a taki, jest wolny od seksualnego pożądania i niczego już nie
chce". Poszli do Ajahn Chah spytać go o to. A on odpowiedział:
"Jeżeli żaba siedzi w jednej dziurze przez wiele miesięcy, czy to
czyni z niej arahata? Czy jest teraz arahatem?" Oto w jaki sposób
odpowiadał, pozwalając nam kontemplować i rozumieć sprawę jaśniej.
Jest błędem uciekać się do konkluzji
gdy podczas praktyki pojawiają się jakieś specjalne doświadczenia
i nazywać je i interpretować jako osiągnięcie tego czy innego
poziomu. W pewnych klasztorach jest wielu “sotāpannów” and
"sakadāgāminów,” ale z czasem wszyscy oni wydają się
znikać. Widzimy takie rzeczy w pewnych miejscach.
Ale w naszej linii Wat Nong Pah Pong,
ci którzy odpowiednio praktykowali, nie będą opowiadać o poziomach
osiągnięć, ponieważ ci co coś osiągnęli, wiedzą to dla siebie.
Rozumieją rozliczne sposoby i metody praktyki. Luang Pu Chah
podkreślał taką postawę.
Ewagruisz o pokoju
Od świętego
Dawida nauczyliśmy się i wiemy, czym jest „miejsce Boga": Miejsce
jego przebywania - mówi — zostało założone w
pokoju, a mieszkanie jego na Syjonie (Ps 76(75],3).
Miejscem przebywania Boga jest więc dusza rozumna, zaś
mieszkaniem umysł oświecony, wyrzekający się pożądliwości
świata, potrafiący uważnie badać istotne cechy duszy.
Nie zobaczy
umysł miejsca Boga w sobie samym, jeśli nie wzniesie się ponad
wszystkie myśli [pozostające] przy rzeczach [zmysłowych]. Nie
wzniesie się zaś ponad nie, jeśli nie pozbędzie się
namiętności, które wiążą go z rzeczami zmysłowymi za pomocą
wyobrażeń. A namiętności usuwa się przez cnoty, natomiast
myśli w czystej postaci - przez duchową kontemplację; tę z
kolei [usuwa się], gdy objawiło mu się owe światło, które
odtwarza w czasie modlitwy „miejsce Boga".
Kiedy umysł,
skoro wyzuł się ze starego człowieka, przyoblecze tego, który
jest z łaski, wtedy ujrzy również swój stan w czasie modlitwy
podobny do szafirowego bądź niebieskiego koloru, który Pismo
nazywa „miejscem Boga" oglądanym przez starców na górze Synaj.
To „miejsce"
nazywa ono także „widzeniem pokoju" (Ps 76[75],3). W nim widzi
się w sobie ów pokój, który przewyższa wszelki umysł i
strzeże naszych serc (Flp 4,7). W czystym bowiem sercu
kształtuje się inne niebo, którego widzenie jest światłem i
którego miejsce jest duchowe, a w nim ogląda się, jakże
cudownie, racje bytów. A również święci aniołowie gromadzą się
u tych, którzy są godni. To widzenie zaciemniają jednak urazy,
natomiast wybuch popędliwości gasi je całkowicie wskutek
furii.
Stachura - Życie to nie teatr
Życie to jest teatr,
mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja - teatry to są dwa!
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty!
Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieję się, to w krąg się śmieje świat!
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja - teatry to są dwa!
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty!
Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieję się, to w krąg się śmieje świat!
Edward Stachura
Underground
Co narusza raz ustalony szyk,
Zgrabnym słowem nazywać człowiek zwykł,
Co ucieka w bok lub wyłazi z ram,
O tym mówi się: to UNDERGROUND
Kto nie myśli jak pozostali w krąg,
Nie jest "z prądem" lub nie-daj-boże "pod"
Kto nie rzuca nut, barw, czy słów na wiatr,
Ten skazany jest na UNDERGROUND
Czasem myślisz, że może słowo to
Znaczy "metro", "piwnica" albo "schron"
Ale to jest błąd i wiesz dobrze sam,
Czym dla ludzi jest ten UNDERGROUND
Kiedyś Mozart mistrz, dziś Wysocki bard,
Każdy z nas paru takich ludzi zna,
Jeszcze słynny Sted, jeszcze Ezra Pound,
W życiu domem ich był UNDERGROUND
Człowiek chce jak ptak, człowiek szczęścia chce,
Wszyscy mówią to głośno, każdy wie,
O co chodzi tu, czyżby cały świat
Musiał zejść tam, gdzie jest UNDERGROUND?
Nieszkolony głos, mało znana twarz,
Repertuar „ambitny”, „nie dla mas”,
Podejrzany tekst, akustyczny sound,
Tak wygląda dziś nasz UNDERGROUND
Niby pływasz wciąż na powierzchni wód,
Niby chodzisz po ziemi mocą nóg,
Lecz najczęściej w tym wietrzysz jakiś kant,
Bo naprawdę toś jest UNDERGROUND
I pociesza mnie tylko głupia myśl,
Co niestety proroctwem może być,
Że gdy trafi świat atomowy szlag,
Ocaleje... no, kto? UNDERGROUND!
Zgrabnym słowem nazywać człowiek zwykł,
Co ucieka w bok lub wyłazi z ram,
O tym mówi się: to UNDERGROUND
Kto nie myśli jak pozostali w krąg,
Nie jest "z prądem" lub nie-daj-boże "pod"
Kto nie rzuca nut, barw, czy słów na wiatr,
Ten skazany jest na UNDERGROUND
Czasem myślisz, że może słowo to
Znaczy "metro", "piwnica" albo "schron"
Ale to jest błąd i wiesz dobrze sam,
Czym dla ludzi jest ten UNDERGROUND
Kiedyś Mozart mistrz, dziś Wysocki bard,
Każdy z nas paru takich ludzi zna,
Jeszcze słynny Sted, jeszcze Ezra Pound,
W życiu domem ich był UNDERGROUND
Człowiek chce jak ptak, człowiek szczęścia chce,
Wszyscy mówią to głośno, każdy wie,
O co chodzi tu, czyżby cały świat
Musiał zejść tam, gdzie jest UNDERGROUND?
Nieszkolony głos, mało znana twarz,
Repertuar „ambitny”, „nie dla mas”,
Podejrzany tekst, akustyczny sound,
Tak wygląda dziś nasz UNDERGROUND
Niby pływasz wciąż na powierzchni wód,
Niby chodzisz po ziemi mocą nóg,
Lecz najczęściej w tym wietrzysz jakiś kant,
Bo naprawdę toś jest UNDERGROUND
I pociesza mnie tylko głupia myśl,
Co niestety proroctwem może być,
Że gdy trafi świat atomowy szlag,
Ocaleje... no, kto? UNDERGROUND!
Charles Bukowski - Choroba
Charles Bukowski |
owszem, romantyk ze mnie, przesadnie sentymentalny,
uprawiam coś w rodzaju kultu bohaterów
i nie będę się za to
kajał.
ale wielbię Hemingwaya
gdy u kresu wytrzymałości
wtyka sobie
lufę strzelby w drżące
usta;
i myślę,
jak Van Gogh odciął sobie kawałek ucha
dla kurwy
a potem wykończył się
w szczerym polu;
a znów Chatterton wypił truciznę
na szczury (nadzwyczaj bolesna śmierć
nawet dla
plagiatora);
Ezrę Pounda wleczono
zakurzonymi ulicami Włoch w klatce
a później zamknięto w
domu wariatów;
Celine'a okradali, wygwizdywali, dręczyli
Francuzi;
albo Fitzgerald: kiedy wreszcie przestał pić, zaraz
padł martwy;
Mozart skończył w zbiorowej mogile;
Beethoven ogłuchł;
Bierce znikł wśród meksykańskich pustkowi;
Hart Crane skoczył przez reling prosto w
śrubę napędową;
Tołstoj uznał Chrystusa i rozdał
majątek
biedakom;
T. Lautrec
z tym swoim niekształtnym ciałem
karła
i doskonale rozwiniętym
duchem
rysował wszystko, co
widział
i jeszcze dużo więcej;
D.H. Lawrence
umarł na gruźlicę
i sam sobie zbudował Statek Śmierci
pisząc swoje
ostatnie
wspaniale wiersze;
Li Po
swoje wiersze
podpalał
i puszczał z prądem
rzeki
Sherwood Anderson umarł
na zapalenie otrzewnej
połknąwszy
wykałaczkę
(na przyjęciu
pił
martini
kiedy nagle
wpadła mu w gardło oliwka
razem z wykałaczką);
Wilfred Owen zginął
na pierwszej Wielkiej Wojnie
próbując
ocalić świat dla Demokracji;
Sokrates z uśmiechem
wypił
cykutę;
Nietzsche oszalał;
De Quincey wciągnął się w opium;
Dostojewski stanął z zawiązanymi oczami przed
plutonem egzekucyjnym;
Hamsun zjadł kawałek własnego
ciała;
Harry Crosby i jego kurwa
popełnili samobójstwo
trzymając się za ręce
Czajkowski próbował
uciec przed własnym homoseksualizmem
żeniąc się z primadonną;
Henry Miller na starość
opętany był
młodymi
Azjatkami;
John Dos Passos z
zajadłego lewicowca
stał się ultrakonserwatywnym
republikaninem;
Aldous Huxley po
narkotykach miewał
wizje i
zgarniał
urojone bogactwa;
Brahms za młodu
pracował nad swoim ciałem
żeby było
potężne
bo uważał
że sam umysł
to nie
dość;
Villonowi zakazano wstępu do Paryża
nie za to, co myślał
tylko za to, że był
złodziejem;
Thomas Wolfe uważał, że nie może
wrócić do domu
póki nie
zdobędzie
sławy;
albo Faulkner:
kiedy rano odbierał pocztę
oglądał kopertę pod
światło
i jeżeli nie widział
czeku
to ją
wyrzucał;
William Burroughs
zastrzelił
własną
żonę
(nie trafił w
jabłko
na jej
głowie);
Norman Mailer swoją
dźgnął nożem; obeszło
się bez jabłka;
Salinger nie wierzył
że dla świata warto
pisać;
Jean Julius Christian Sibelius
dumny i piękny Człowiek
kompozytor potężnej muzyki
po czterdziestych urodzinach
ukrył się i odtąd
rzadko go
widywano;
nikt nie wie na pewno
kim był
Szekspir;
życie nocne zabiło Trumana
Capote;
Allen Ginsberg
poszedł w profesor;
William Saroyan ożenił się 2 razy
z tą samą kobietą
(ale wtedy już i tak
zmierzał
donikąd);
z Johna Fante nóż
chirurga odkrawał
plasterki
na moich
oczach;
Robinson Jeffers
(najnudniejszy z poetów)
pisał
błagalne listy do wpływowych osobistości.
oczywiście można by tak dalej
wyliczać
mógłbym mnożyć
przykłady
lecz nawet ja
(chociaż romantyk)
pomału zaczynam się
męczyć.
ale wszyscy ci ludzie
- dawniej i teraz – tworzyli i tworzą
nowe światy dla
reszty z nas
mimo ognia i mimo lodu
mimo
wrogości rządów
mimo wrodzonej nieufności mas
tylko po to, żeby umierać
pojedynczo
i zazwyczaj
w osamotnieniu.
należy ich podziwiać
za odwagę
za cały ten trud
za to, co w nich najlepsze i
najgorsze.
niezła banda!
to z nich bije światło!
to z nich bije radość!
wszystko to są
bohaterowie
za których możesz dziękować losowi
i podziwiać ich z daleka
budząc się co rano
ze swoich zwyczajnych snów.
przekład Michał Kłobukowski
Zimowy wichrze, wiej
(Piosenka z Jak wam się podoba)Zimowy wichrze, wiej
W gęstwinie mrocznych kniej
Tchem zimnym niby śmierć:
Nie kąsa tak twój ząb,
Nie mrozi tak twój ziąb
Jak podłość ludzkich serc.
Hej-ho, wszyscy społem zasiądźmy więc kołem,
Bo przyjaźń pozorem, a miłość mozołem.
Śpiewajmy, hej-ho, z jasnym czołem
O życiu, o życiu wesołem.
Pochmurne niebo, pruj
Piorunem szałas mój
Lub śniegiem na mnie prósz:
Nie chłoszcze tak twój bat,
Nie rani tak twój grad
Jak pustka ludzkich dusz.
Hej-ho, wszyscy społem zasiądźmy więc kołem,
Bo przyjaźń pozorem, a miłość mozołem.
Śpiewajmy, hej-ho, z jasnym czołem
O życiu, o życiu wesołem.
William Szekspir
przełożył Stanisław Barańczak
John Keats - O śmierci
Czyż śmierć jest snem - gdy życie jest jak sen,
Którego każda scena to widziadło
Ulatujące sprzed oczu, a cień
Nieprzeniknionej śmierci pada grozą nagłą?
Dziwne, że błądząc ziemską ścieżką snu,
Wśród klęsk i nieszczęść ostrych jak kamienie,
Nie śmiemy myśleć, chociaż brak już tchu,
Że ten cień, który kresem jest - to przebudzenie
przeł. Juliusz Żuławski
Ścieżka sotapanny - 10
Sakkayaditthi
Luang Pu Chah powiedziałby, że sakkayaditthi
jest jak opróżniona kula i nasze serca są w niej zawarte.
Ta kula nie jest jednorodna, wewnątrz niej znajduje się wiele
poziomów. Kiedy badamy Dhammę, pojawia się jasność i czystość. Ale
jak tylko moc naszej uważności i wglądu osłabia się, opanowują nas
przeszkody i ogarnia nas ciemność. Upādāna powraca z całą
siłą. Choć, jeżeli dociekamy ponownie, jasność powraca. Kiedy
wglądamy się w jasność serca, nie jest to jeszcze pełna i
wszechogarniająca jasność. Jest ona ciągle częściowa,
prawdopodobnie to tylko mały promień światła we wnętrzu serca,
chwilowo się pojawiający. Ale musimy się go trzymać, podążać tą
ścieżką, która oczyszcza nasze serca.
Kiedy badamy, praktykujemy i myślimy w
ten sposób, takie dociekanie zacznie przynosić pewne rezultaty, i
krok za krokiem umysł stopniowo będzie się stawał coraz
jaśniejszy. Kawałek po kawałku. Nie jest całkowicie jasny,
ponieważ moc naszego samadhi
nie jest pełna, zatem krok za krokiem trwamy w wysiłku praktyki. Z
czasem umysł doświadczy radiacji i jasności, z jakimi do tej pory
nigdy się nie zetknął. Ciemność i przeszkody powstałe z kontaktu z
zewnętrznymi rzeczami zmniejszą się. Wszelkie zewnętrzne bodźce
odpadną i pozostaniemy z wewnętrznym doświadczeniem umysłu.
Skupiwszy się w stanie spokoju i dociekając prawdę, umysł jest
zdolny do zniszczenia kiles.
To ścieżka czyniąca umysł spokojnym.
Nie należy zapominać o badaniu ciała. Ajahn Chah podkreślał wagę
tej praktyki. Kiedy umysł osiągnął stan spokoju, badajcie ciało z
tego poziomu spokoju na jakim jesteście. Róbcie w ten sposób.
Badajcie wszystkie sankhary tego fizycznego ciała pod
kątem anicca, dukkha, anatta, stale trzymajcie się tej
praktyki. Badajcie właśnie w taki sposób. Luang Pu Chah
zainicjował tą fundację praktyki i podkreślał jej wagę. Wszyscy
mamy wielką wiarę i respekt dla Luang Pu Chah, pewność, że był ona
arahatem. A jakiej ścieżki nauczał? Właśnie tej. Pouczał nas byśmy
nią szli.
Rezultaty jakie osiągniemy będą
zależeć od kumulacji naszych zasług; czy nasz postęp będzie szybki
czy wolny, to zależy od naszej paramī. To coś, czego w
rzeczywistości nie możemy kontrolować. To jak zasadzenie drzewa:
podlewamy je, użyźniamy glebę i chronimy przed insektami. To nasza
odpowiedzialność. Owoce, które się pojawią, to odpowiedzialność
drzewa. Kiedy odpowiedni czas nadejdzie, drzewo wyda kwiaty czy
owoce. Luang Pu Chah mówił w ten sposób bardzo często.
Musimy strzec się przed pędem i
chęciom osiągnięcia szybkich rezultatów, pragnienia zobaczenia
Dhammy już teraz, osiągnięcia tego szybko. To normalne u
większości medytujących, ale musimy zrobić wszystko by uniknąć
takiej niecierpliwości.
Na początku, ja także pragnąłem
szybkich rezultatów. Chciałem wiedzieć w jaki sposób praktykować,
bym mógł osiągnąć szybkie rezultaty. Luang Pu Cah nigdy nie mówił
o szybszej drodze niż ta. Mówił by iść tą ścieżką, i obserwować
serce z uważnością. Obserwuj swe uczucia, właśnie w tym miejscu,
porzuć myśli upodobania i awersji. Jak to zrobić? Nie stawaj się
radosnym, nie smuć się. Rób tylko tyle.
Jeżeli mamy upodobania i awersje, co
mamy z tym zrobić? Oto gdzie leży w rzeczywistości praktyka.
Jeżeli powstają upodobania i awersje, i im ulegamy, wtedy musimy
wrócić do książek, które wyjaśniają ten sposób praktyki. Musimy
słuchać mów Dhammy czy rozmawiać o Dhammie z naszymi kolegami w
świętym życiu, aby znaleźć jakieś nowe sposoby i środki na
radzenie sobie z tymi problemami.
Ale to rzeczy są tylko naszymi
zewnętrznymi schronieniami, ponieważ wciąż jeszcze nie widzimy
jasno jak kontemplować, by uleczyć się z mentalnej ciemności i
skalanych emocji. Skalania są rzeczywiście uparte. To jak
posiadanie szklanki wypełnionej wodą, ale o zanieczyszczonych
krawędziach. Na początku woda jest czysta i widzimy dno szklanki,
ale później staje się pokryta brudem. W ten sam sposób, jeżeli nie
rozwijamy pańńa, bród i ciemność nieczystych emocji opanuje
umysł, otaczając nas.
Kiedy byłem z moim Kruba Ajahnem,
słuchaliśmy mowy Dhammy tylko raz na dwa tygodnie. Przez chwilę po
takiej mowie, serce było świetliste, ale po dziesięciu dniach
wszystkie skalania i ciemność powracały. To jakbyśmy nawet nie
widzieli ścieżki, tak wszystko wydaje się pogrążone w mroku.
Zatem co robimy gdy nie widzimy
ścieżki? Możemy czuć, że czasami widzimy ją jasno, ale później
stopniowo ta wizja zanika, ponieważ wciąż jesteśmy słabi. Zależymy
od słuchania Dhammy, co zachęca nas i stymuluje naszą praktykę, aż
do czasu kiedy sami zrozumiemy esencję Dhammy i będziemy
niezależni od innych. Musimy przylgnąć do praktyki którą
wybraliśmy i całkowicie się jej poświęcić. Sporo dociekać,
pracować dokładnie w tym miejscu - dokładnie w miejscu gdzie
powstają upodobania i awersja.
Pewni ludzie mówią, że odnajdują
praktykę samadhi bardzo
trudną. Musimy wejrzeć w metodę praktyki, którą używamy. Może
powinniśmy kontemplować ciało czy używać refleksji nad zwłokami.
Musimy obserwować umysł. Obserwować powstawanie i zanik
rozlicznych emocji. Patrzeć na nasze uczucia z sati. Musimy mieć sati
pilnującą umysł. To punkt, na którym koniecznie musimy się skupić
aby oczyścić naszą wizję.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 9
Pamięć czy bezpośredni wgląd?
Czasami pańńa może powstać
przez zaledwie słuchanie Dhammy. To zrozumienie może być głęboką
penetracją, aż do punktu przejrzenia przez wszystkie konwencje i
doświadczania wglądu w wyzwolenie. Jeżeli mamy dość zasługi i siły
umysłu, takie zrozumienie może u nas powstać. Ale później ciągle
musimy praktykować, kontynuując ponowne sprowadzanie umysłu do
ciszy. Z tego nie możemy zrezygnować.
Musimy użyć mocy sati, by utrzymać
umysł skupionym na różnych aspektach namarupa. Jednakże,
jeśli będziemy zbyt spięci, może spowodować to pojawienie się
stresu i agitacji. Będzie to odczuwane jakby nasza sati została rozproszona i
umysł nie mógł się skupić osiągając spokoju. Zatem musimy się
zrelaksować nieco i powrócić do obecnego momentu.
Czasami przeceniamy siebie i myślimy,
że rozwinęliśmy pańńa wystarczająco i że już widzimy z
jasnością. Ale to tylko widzenie namarupa z wglądem, który
został nam objaśniony, zatem w rzeczywistości to tylko nasza
percepcja. Jest to tylko nasza pamięć. "Nama jest jak to, rupa
jest jak to". Choć myślimy, że to prawdziwa vipassana,
mylimy się. Podobnie jak dziecko, musimy się wpierw tego nauczyć.
Później, kiedy będziemy dysponować niewzruszonością i spokojem samadhi, będzie to
wystarczające do pojawienia się pańńa, za pomocą medytacji.
Po raz pierwszy zobaczymy jasno serce.
Może doświadczymy zarówno rupa
jak i nama ze zrozumieniem, że "to rzeczywiście nie jest
moje". Ale to tylko początkowy krok; siła samadhi jest ciągle nieduża.
Wgląd powstaje jak przebłysk i po chwili znika. Po takim
doświadczeniu jest tak jakbyśmy to totalnie zapomnieli. Ponieważ
siła samadhi nie jest
jeszcze odpowiednia do jasnego zobaczenia, wgląd i jasność nie
powstają i pańńa powstała z naszej vipassaany ciągle
będzie niestabilna i zamglona. Tą chwilową jasność możemy
sklasyfikować jako pańńa, ale bazuje ona na naszej pamięci
i refleksji nad Dhammą. Bierzemy te nauki, badamy je i
kontemplujemy i doświadczamy pewnego poziomu zrozumienia. W ten
sposób pańńa rozwija umysł, który zaczyna się skupiać w samadhi.
Gdy tak rozwijamy moc naszego samadhi, wraz z jej
wzrostem, pojawia się znów zrozumienie. To już prawdziwa pańńa,
pańńa pochodząca z medytacji.*
W tej metodzie pańńa rozwija samadhi, na początku ciągle
jesteśmy na poziomie myślenia, aktywności vitakka i vicāra. Wpierw
polegamy na tej funkcji myślenia i z tego miejsca, pojawiają się
różne poziomy samadhi.
Jeżeli nasze parami nie jest głębokie,
jasność zrozumienia, które osiągnęliśmy z naszej praktyki ulegnie
zaćmieniu, i jeżeli nie usłyszymy Dhammy, zaniknie całkowicie. Ale
jeżeli usłyszymy Dhammę, wtedy znów pojawi się ta jasność. To pańńa
wspomagana przez słuchanie Dhammy.
Jeżeli rozważymy i przemyślimy te
nauki na poziomie percepcji, nasza jasność się zwiększy i nasze
umysły znajdą więcej spokoju bezruchu. Jaka to niewzruszoność?
Jest ona tylko czasowa, jest w tym jasność, ale to doświadczenie
jest nietrwałe. Nie można go utrzymać i z czasem znika. Jeżeli
ponownie badamy Dhammę, to doświadczenie ponownie się pojawi.
Jednak takie doświadczenie, wspierane samym myśleniem, nie równa
się dalszym poziomom pańńa. Wraz z takim dociekaniem,
nasze samadhi będzie
się wzmacniać. Przez nasze wgłębianie się intelektualne w Dhammę,
pojawia się spokój którego natura nie jest trwała. Nie pozostaje
na długo i często przegrywa z różnymi nastrojami i stanami
emocjonalnymi, które opanowują umysł.
*Ajahn Anan daje mowę Dhammy na żywo,
w takiej sytuacji mnisi leśnej tradycji rzadko troszczą się o
odpowiedni dobór słów, co daje wrażenie, ze to co mówią jest
niezgodne z Dhammą. Bardzo ważne jest zatem być obdarzony pewną
wyrozumiałością i mimo to wierzyć, że mnich który spędził
większość swego życia w lesie, może nas czegoś nauczyć. W tym
konkretnym wypadku, jeżeli pańńa
jest zrozumieniem ariya,
to jest prawdziwą tak czy tak, niezależnie w jaki sposób została
osiągnięta. Jeżeli jednak mówimy o puthujjanie, to jakkolwiek mało odbiegałyby jego
poglądy od Dhammy, jego zrozumienie nie jest pańńą, nie jest to
bezpośrednia wiedza o Czterech Szlachetnych Prawdach.Ścieżka sotapanny - 8
Sposób praktyki co nigdy nie jest
błędny.
Posiadając wstrzemięźliwość i używając
ostrożności odnośnie oka, ucha, nosa, języka, ciała, i umysłu:
Luang Pu Chah podkreślał, że to sposób praktyki który nigdy nie
jest błędny. To ścieżka która doprowadzi nas do widzenia Dhammy.
Musimy mieć sati, by dociekać w tym miejscu i obserwować
powstałe uczucia. Nie pozwolić sobie na wędrowanie umysłu, ale
obserwować doświadczenie dokładnie teraz - Luang Pu Chah wskazywał
na to bardzo jasno. Pewnego dnia praktykowałem chodzoną medytację,
wieczorową porą i zastanawiałem się: "Jaki jest rzeczywiście
właściwy sposób praktyki? Naprawdę chcę znać jasno tą ścieżkę
praktyki, tak że będę zdolny do podążania nią z pełnym wysiłkiem,
uważnie i z mądrością".
Wkrótce potem Luang Por Chah dał mowę
Dhammy, wyjaśniającą sposób praktyki, który nigdy nie jest błędny.
Mówił o ochranianiu i wstrzemięźliwości odnośnie sześciu indriya:
oka widzącego formy, ucha słyszanego dźwięki, nosa wąchającego
zapachy, języka doświadczającego smaków i umysłu doświadczającego
mentalnych obiektów. Metoda by nie dać się pochwycić w upodobanie
i awersję jest drogą środkową. To bezpośrednia ścieżka która
doprowadzi nas do zrozumienia Dhammy. Praktykujcie w ten sposób.
Czasami, podczas praktyki, nasze umysły nie mają odpowiedniej
siły. Doświadczamy tylko niewielkiego spokoju i wciąż mamy
rozliczne wątpliwości. Ale musimy kontynuować utrzymywanie wysiłku
na tej ścieżce, dzięki któremu w przeszłości zaznaliśmy spokoju
umysłu, używając metod które okazały się dla nas skuteczne. Możemy
używać kontemplacji śmierci, obserwować oddech, wykonywać praktykę
ashuba, uprawiać rekolekcję Buddy, czy rozwijać metta i
brahmavihary. To jest to czego potrzebujemy. Podążajmy za
jakąkolwiek z tych praktyk, w której czujemy się silni i które
przynosi rezultaty.
Rzeczy w których nie jesteśmy mocni,
czasami je także musimy robić. Przypuśćmy, że znajdujemy
upodobanie w formie. Cóż, co mamy w takim wypadku robić? Musimy
dążyć do bezpośredniej konfrontacji i skontrować te odczucie za
pomocą opozycyjnego uczucia. Zobaczyć formę jako ashuba.
Utrzymywać uważność percepcji ashuba cały czas. jeżeli ta
uważność jest nieprzerwana, będzie strażnikiem serca, chroniącym
je przed popadnięciem w upodobanie formy.
Zachowywanie naszego ciała w dobrym
stanie jest rzeczywiście ważne - musimy stale obserwować nasze
serca. Luang Pu Chah często to podkreślał, że ten kto pilnuje
swego serca, ucieknie z pułapki Mary.
Zatem jak zobaczyć Dhammę?
Powiedziałby: "Nie musimy robić wiele. Jest to jak sprawienie by
ludzie weszli do tej sali: gdy raz odkryjemy technikę ścigającą
ich tutaj, sami będą przychodzić".
Mówił by robić co tylko się da aby
skupić umysł na ciele. Kiedy to osiągniesz, umysł sam zobaczy: jak
to jest, na zewnątrz i wewnątrz. Zatem znajdźcie metodę
utrzymywania sati właśnie
teraz w tym miejscu, albo prosto obserwujecie wdech i wydech.
Dokładnie tutaj jest ścieżka która doprowadzi cię do zrozumienia i
zobaczenia Dhammy. Idź nią, praktykuj w ten sposób - trenuj sila,
trenuj samadhi, trenuj pańńa. Dokładnie tutaj, oto
jak jasno to zobaczymy.
Ścieżka sotapanny - 7
Stopniowe dostrzeganie prawdy
W planie minimum, musimy przynajmniej
praktykować sila, czynić
zasługi i rozwijać korzystne cechy i zawsze pamiętać o tym, że ta
okazja jaką teraz mamy jako ludzie jest tak cenna i rzadka. Już
pojawiwszy się w tym życiu mieliśmy całkiem sporo zasług, że
uzyskaliśmy tą ludzką formę. Jest ona doskonałym wehikułem do
rozwoju medytacji, zdolnym by pomóc poznać i zobaczyć Dhammę.
Jeżeli już zobaczyliśmy Dhammę - to jest zobaczyliśmy nietrwałość,
cierpienie i nie-ja, to znaczy, że widzimy nibbanę. Widzimy
pustkę i wiemy, że jest ona rzeczywista.
W przeszłości braliśmy tą formę za
siebie - to było atta ale kiedy widzimy ciało jako anatta, widzimy że wszystkie
sankhary są nietrwałe, cierpieniem i anatta, doświadczamy tym
samym pustki. Z wglądem w nietrwałość zrealizujemy, że wszystko w
świecie jest esencjonalnie puste. Nie ma żadnego trwałego bytu,
tylko połączenie sankhar, powstałych współzależnie ...
wszystko to anatta. Cały
wszechświat jest totalnie pusty od "ja".
Jeżeli nasza kontemplacja doprowadzi
nas do punktu, gdzie będziemy mieć wgląd w tą pustkę, to na tym
poziomie zrozumiemy prawdziwą naturę egzystencji.
Chociaż czasami będzie pojawiało się
szczęście i cierpienie, będzie przy tym obecna nasza uważność -
sati. Pani Visakhā doświadczyła tego stanu (bycia sotapanną)
jak też zrozumiała nietrwałą naturę wszystkich sankhar,
ale nie zrealizowała tego w pełni. Upadana choć widziana i
rozpoznawana, zalegała u niej jeszcze na poziomie
pre-refleksyjnym. Wciąż było tam jakieś emocjonalne zaangażowanie
w ciało, jak i w nama. Ale co toporniejsze skazy zostały
porzucone. Gniew, złudzenie i formy upodobania i chciwość na
toporniejszym poziomie zostały znacznie zmniejszone. Ale na
bardziej subtelnym poziomie, kilesa nie zostały jeszcze
całkowicie porzucone, ciągle były obecne. W takim wypadku musimy
kontynuować praktykę, stale wglądać się w nietrwałość, cierpienie
i nie-ja, aż do czasu gdy porzucimy te kilesy całkowicie.
Musimy wysilać się by rozwinąć nasze samadhi i badać anicca,
dukkha, anatta aż do finałowego poziomu, by porzucić
wszystkie kilesy raz na zawsze. Gdy toporniejsze kilesy
zostały porzucone, z zakończeniem tego życia, jesteśmy
zabezpieczeni przed odrodzinami w niższych światach, strasznymi
stanami piekła czy świata zwierząt. Nie upadniemy. Możemy się
tylko odrodzić jako ludzie bądź w niebiańskich światach. To stan
gdzie toporniejsze kilesy zostały porzucone, ale wciąż upadana
nie zostało całkowicie wstrzymane. Musimy kontynuować zmagania.
Czasami doświadczamy wzniosłych stanów, czasami odczuwamy
przygnębienie, po prostu spójrzcie na to jako coś naturalnego, co
się wydarza. Kiedy urodziliśmy się jako ludzie i zetknęliśmy się z
buddhasāsana, jesteśmy wystarczająco szczęśliwi by mieć te
nauki, które prowadzą nas poza samsaryczny krąg narodzin i
śmierci. Podążając tą ścieżką Dhammy wraz z pojawieniem się
percepcji nietrwałości, doprowadzi nas to do nibbany.
Musimy stale rozwijać dobroć, szczodrobliwość, moralność,
koncentrację i zrozumienie, do czasu aż poznamy Dhammę, zobaczymy
Dhammę i zrozumiemy Dhammę całkowicie.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 6
Spokojne serce odkrywa prawdę
Budda odkrył prawdę; rozpoznał, że to
co uwarzmy za rzeczywistość jest złudzeniem. Jest puste. Powstaje,
trwa i zanika. Taka jest natura wszystkich uwarunkowanych rzeczy.
Ten wgląd w nietrwałość przyniósł mu wyzwolenie. Trwając w
błogości wyzwolenia, czuł, że prawdopodobnie będzie niemożliwe by
inni podążyli jego ścieżką i posmakowali owoców praktyki. A skoro
nie ma nic bardziej subtelnego niż nibbana, pomyślał że
łatwiej będzie pozostawić sprawy samym sobie ciesząc się spokojem.
Jednak pewien Brahma przekonał go by
nauczał prawdy innych. Wpierw Budda pomyślał o swoich dawnych
nauczycielach, Udace Ramaputtcie i Alara Kalamie, jednak obaj
wtedy już nie żyli. Wtedy pomyślał o pięciu ascetach, którzy
pomagali mu w jego ascetycznych wysiłkach. Rozpoznał, że są oni
zdolni do zobaczenia Dhammy. Czcigodny Ańńa Kondańńa był pierwszym
u którego pojawiło się oko Dhammy, za nim podążyła reszta grupy.
Byli zdolni do zrealizowania nibbany, ponieważ zobaczyli,
że namarupa a także vińńana powstała na jej bazie,
są nietrwałe, cierpieniem i nie-ja, że wszystkie te fenomeny są
bez posiadacza.
Jeżeli rozwinęliśmy samadhi i używamy jego mocy
do dociekań, krok za krokiem będziemy zdolni zobaczyć, zobaczyć,
że ciało nie jest ani piękne ani atrakcyjne. To tylko elementy.
Widzieliście liść? Wyobraźcie sobie jakiś. Rodzi się jako zielony,
staje się coraz większy. Dalej starzeje się, blednie i w końcu
opada na ziemię. Cała zieleń odeszła, teraz jest brązowy. Ten
brązowy liść stopniowo ulega dekompozycji. W końcu wraca do ziemi.
Nasze ciało jest takie samo jak ten liść; jak to drzewo, kora i
rdzeń drzewa. Są one wszystkie nietrwale - i kiedy opuszcza je
życiowa siła, rozpadają się i zanikają. Na końcu, czy to włosy na
głowie, włosy ciała, paznokcie, zęby, skóra, wszystko to podąża
swym naturalnym biegiem zmiany. Kolory ulegają zmianie i bledną.
Tak samo z kośćmi, z białych stają się brązowe. W końcu powracają
do elementu ziemi, do tego czym pierwotnie były.
Dalej percepcja "kości" i "ciała"
zanika i tylko element ziemi pozostaje. Wszystkie te sankhary,
zależne od odpowiednich warunków, powstają, trwają przez jakiś
czas po czym zanikają. Jeżeli serce jest spokojne, pogrążone w samadhi, gdy dociekamy naturę
rzeczy, będziemy zdolni do jej jasnego spenetrowania. Możemy
puścić konwencje, "osoby", "mnie - innych". Ale gdy serce nie ma
tego samadhi, wtedy
będziemy widzieli w terminach "mnie" i jaźni.
Zatem musimy rozwinąć moc samadhi. Badać ciało od
strony elementów, dzieląc je na cztery części. Jak rzeźnik tnący
krowę na cztery części. Kawałek po kawałku badać jego elementy.
Element ziemi to wszystkie twarde części ciała. Części wody mają
charakter roztworu. Element powietrza to oddech, miejsca które są
gorące to element ognia.
Wszystkie cztery elementy razem tworzą
ciało, lecz na końcu ulega ono rozpadowi i dezintegruje się, nie
można w nich znaleźć żadnego "ja", czy osoby.
Zatem skąd pochodzi te poczucie, że to
ciało jest "nasze"? Pochodzi ono z samego umysłu, umysłu
pogrążonego w ignorancji, chwytającej się wszystkiego. Pytamy
siebie, "Jak to możliwe, by to ciało nie było moje? Te powstałe
bolesne uczucia, czuję je tu i tam. Jeżeli będę siedział tu
dłużej, zaczną mnie boleć nogi. Zatem jak to może być, że ciało
nie jest moje?"
Cóż, jeżeli te uczucia są nasze i
nazwaliśmy je naszymi, zanim tu przyszliśmy siedzieć, czy
rzeczywiście je mamy? Oczywiście, że nie. Nie mamy tego bólu ani
dyskomfortu. Pojawiają się one i zanikają zgodnie z warunkami. Nie
mają właściciela.
Możemy spytać, czy te uczucia są
umysłem? Lub jego częścią? Widzimy, że są po prostu czymś co
powstało. Nie są tu cały czas. Umysł pozostaje, ale uczucie, po
powstaniu, trwa jakiś czas i zanika. To natura vedana khandha.
A jednak nasze umysły przywiązują się
do tych uczuć i dają się przez nie wciągnąć w cierpienie. Nie mamy
wystarczającej siły, nasza uważność jest słaba. Zatem musimy
praktykować. Musimy osiągnąć poziom gdzie sati i samadhi są stałe. Musimy
medytować i praktykować aż do czasu gdy nasze serca się uspokoją.
Aż staną się ciche. Wtedy możemy zagłębić się w dociekaniu.
Czasami serce jest ciche, czasami nie,
ale to normalne. Musimy trwać w naszej praktyce, zmóc wysiłek by
rozwinąć medytację.
Ajahn Anan
Ścieżka sotapanny - 5
Nasze ciało powróci do elementów
Kiedy wysilamy się medytując, umysł
skupia się w ciszy. To samadhi.
Używamy go do dociekań nad tym skupiskiem sankhar: rupa i nama. Na początek
patrzymy bezpośrednio na rupa:
od włosów na głowie, na ciele, paznokci, zębów, skóry do całej tej
masy cielesnej. Jaka jest tego prawdziwa esencja?
Esencja ciała pochodzi od elementów.
Pokarm który wspiera ciało to element ziemi. Widzimy to na
przykładzie drzew. Drzewo absorbuje minerały i wilgoć z ziemi.
Dzięki stałemu dostarczaniu pokarmu, ciało utrzymuje się przy
życiu. Jednak jeżeli błędnie zrozumiemy ten naturalny proces i
zaczniemy uważać to zbiorowisko elementów za "mnie" czy "moje",
zbłądzimy w rozpoznaniu, że na końcu to skupisko rozpadnie się,
zacznie się degenerować i ulegnie dekompozycji. Różne rodzaje
bakterii zaczną je zjadać, ciało zmieni kolor, aż te cztery
elementy powrócą do swych macierzy, podążając swym naturalnym
kursem. Element ziemi powróci do ziemi, woda do wody, ogień do
ognia, i wiatr do wiatru. Wszystkie uwarunkowane czynniki
składające się na tą formę dojdą do swego końca. Zatem jeżeli
widzimy, że ciało czeka taki koniec, gdzie w tym jest "ja"? W
przeszłości braliśmy te ciało za siebie, ale teraz gdzie jest ten
byt? Gdzie są wszystkie "moje" rzeczy? Nasi rodzice, których
nazywaliśmy "matką" i "ojcem", kiedy już zatrzymał się oddech,
gdzie "oni" odeszli? Skupisko elementów rozpadło się, ziemia
powróciła do ziemi, woda do wody, ogień do ognia i powietrze do
powietrza.
Ta prawda jest taka jak to. Ale jeżeli
podążamy za wszystkimi światowymi konwencjami, mamy tam dalej
"siebie" i "jego" i "ich". Wciąż są "krewni", "bracia", "siostry",
"mężowie", "żony", "matki i ojcowie", "synowie i córki". Naprawdę
te rzeczy istnieją, ale są wszystkie konwencjami. I jeżeli serce
nie potrafi dojrzeć prawdy, weźmie te konwencje jako do
rzeczywiste - jako aktualne i istniejące same w sobie.
Ajahn Anan
Dekonstrukcja podwalin cywilizacji
Czy możemy w takim razie powiedzieć, że
ideolodzy politycznej poprawności starają się stworzyć „nowego
człowieka”?
Tak, poprzez dekonstrukcję podwalin naszej cywilizacji. Zmiana słów, treści pojęć, prowadzi w konsekwencji do zmiany ontologii. „Język jest domem bytu – powiada Martin Heidegger. Jeżeli nie możemy mówić, że istnieje natura ludzka, wspólna nam wszystkim, to uderzamy w pytanie, kim jest człowiek. Co proponują ideolodzy politycznej poprawności? Nie musimy odpowiadać na to pytanie, człowiek to istota zmienna, płynna, o której nic stałego nie możemy powiedzieć, możemy ciągle konstruować i dekonstruować. To jest kuszące – młody człowiek słyszy, że może być, kim chce. Dziś jesteś kobietą, a jutro możesz być mężczyzną. W taki sposób, bazując na zwykłej ludzkiej ciekawości, oni kupują człowieka, przekonują go do siebie oferując mu coś rzekomo dobrego i wspaniałego. My chrześcijanie, znamy już skądś te słowa. Kiedyś brzmiały one: „będziecie jako bogowie”. Próbują zwolnić człowieka z odpowiedzi na najważniejsze pytania, które go dotyczą. Nie szukając swojej tożsamości i nie odpowiadając na pytanie, kim jestem, traci się tożsamość i korzenie, na których można się ugruntować. Kiedy tego nie ma, można z takim człowiekiem zrobić, co się chce. Osoba, która wie, kim jest, skąd pochodzi, jakie są jej zadania, nie da się skusić na byle co.
Jest to zatem jeszcze groźniejszy „nowy człowiek” od sowieckiego „nowego człowieka”. W modelu komunistycznym konkretną ideologię, która przejawiała się również w kulturze, sztuce i obyczajach, wpajano ludziom do głów. Wizja zgodna z polityczną poprawnością wydaje się być bardziej niebezpieczna, gdyż kompletnie niszczy tożsamość człowieka, który staje się tak plastyczny, że można z nim zrobić wszystko.
Tak, to taki ideologiczny New Age, który pozwala człowiekowi brać co tylko mu się podoba skąd chce. Co do porównania obecnej ideologii z komunistyczną, to ta druga była wyraźnie określona – tam człowiek, który się zreflektował, wiedział gdzie jest dobro a gdzie zło. Tutaj jest to zakamuflowane i podawane z różnych stron, w mediach, szkole itp. Człowiekowi, który nie ma silnej tożsamości, trudno jest wychwycić podstęp. To największe niebezpieczeństwo – trudność w oddzieleniu dobra od zła. Tak jak przy grzechu pierworodnym zło jest podawane pod pozorem dobra, ubrane w ładne szaty. Przy pierwszym kuszeniu szatan podpowiadał – Bóg coś przed wami ukrywa, jeśli weźmiecie owoc to coś dobrego was spotka. I na to ludzie dają się łapać od początku istnienia świata.
Tak, poprzez dekonstrukcję podwalin naszej cywilizacji. Zmiana słów, treści pojęć, prowadzi w konsekwencji do zmiany ontologii. „Język jest domem bytu – powiada Martin Heidegger. Jeżeli nie możemy mówić, że istnieje natura ludzka, wspólna nam wszystkim, to uderzamy w pytanie, kim jest człowiek. Co proponują ideolodzy politycznej poprawności? Nie musimy odpowiadać na to pytanie, człowiek to istota zmienna, płynna, o której nic stałego nie możemy powiedzieć, możemy ciągle konstruować i dekonstruować. To jest kuszące – młody człowiek słyszy, że może być, kim chce. Dziś jesteś kobietą, a jutro możesz być mężczyzną. W taki sposób, bazując na zwykłej ludzkiej ciekawości, oni kupują człowieka, przekonują go do siebie oferując mu coś rzekomo dobrego i wspaniałego. My chrześcijanie, znamy już skądś te słowa. Kiedyś brzmiały one: „będziecie jako bogowie”. Próbują zwolnić człowieka z odpowiedzi na najważniejsze pytania, które go dotyczą. Nie szukając swojej tożsamości i nie odpowiadając na pytanie, kim jestem, traci się tożsamość i korzenie, na których można się ugruntować. Kiedy tego nie ma, można z takim człowiekiem zrobić, co się chce. Osoba, która wie, kim jest, skąd pochodzi, jakie są jej zadania, nie da się skusić na byle co.
Jest to zatem jeszcze groźniejszy „nowy człowiek” od sowieckiego „nowego człowieka”. W modelu komunistycznym konkretną ideologię, która przejawiała się również w kulturze, sztuce i obyczajach, wpajano ludziom do głów. Wizja zgodna z polityczną poprawnością wydaje się być bardziej niebezpieczna, gdyż kompletnie niszczy tożsamość człowieka, który staje się tak plastyczny, że można z nim zrobić wszystko.
Tak, to taki ideologiczny New Age, który pozwala człowiekowi brać co tylko mu się podoba skąd chce. Co do porównania obecnej ideologii z komunistyczną, to ta druga była wyraźnie określona – tam człowiek, który się zreflektował, wiedział gdzie jest dobro a gdzie zło. Tutaj jest to zakamuflowane i podawane z różnych stron, w mediach, szkole itp. Człowiekowi, który nie ma silnej tożsamości, trudno jest wychwycić podstęp. To największe niebezpieczeństwo – trudność w oddzieleniu dobra od zła. Tak jak przy grzechu pierworodnym zło jest podawane pod pozorem dobra, ubrane w ładne szaty. Przy pierwszym kuszeniu szatan podpowiadał – Bóg coś przed wami ukrywa, jeśli weźmiecie owoc to coś dobrego was spotka. I na to ludzie dają się łapać od początku istnienia świata.
Wyjaśniać odrodziny ?
Co próbuje się robić przez wyjaśnianie
odrodzin? To świadomie zorganizowane życie jest jak domowy ogród w
nieskończonej dżungli, kraniec której jest jak śmierć. Wyjaśniać
śmierć i odrodziny to jak próbować wyjaśniać dżunglę w terminach
domu i ogrodu. Lub inaczej, dom jest zbudowany z cegieł i dachówek
wykonanych z gliny, i z belek zrobionych z leśnych drzew.
Wyjaśnianie odrodzin jest jak próbowanie wyjaśniania gliny i drzew
w terminach znajomych cegieł i wyrzeźbionych belek.
Nanamoli Thera