piątek, 31 stycznia 2014

Jedna wielka zgroza


Nocuję w hotelu „Bristol, p 401 i reż Tadeusz K. Jestem sam, bo filmowcy pojechali na zdjęcia nocne. Pracowałem do północy. Potem, po długiej przerwie, gimnastykowałem ciało przez całą godz. Nie jestem głodny. Jadłem w „Barze Zamkowym” kolację za 17 zł. Nie piszę co się dzieje na pewnej street. Jedna wielka zgroza. A czego chcą ci ludzie ode mnie? Nie poznaję nikogo. Co się porobiło z tych pięknych dawniej ludzi? A może nigdy nie byli piękni i dzielni, i wierni? Może tak sobie wyobrażałem tylko ich. Nie wiem nic i nie chcę wiedzieć. Z takimi ludźmi – jakimi oni się teraz stali (albo zawsze byli) – to ja całe życie walczyłem i będę walczył. Straszliwie jest teraz spojrzeć prawdzie w oczy. TO SĄ WROGOWIE. Jak faszyści. Zakłamanie i niedelikatność ich, i udawanie, że są czymś innym niż są, i te miliony ażurowych, koronkowych dżinsowych, pustych i brudnych słów, jak miliony damskich majtek.

Edward Stachura
Dzienniki, Zeszyty podróżne 2 s. 283

Wizyta w domu publicznym





Kipling, LIST 8
O szczęśliwości Kate i jej podobnych. – Wykazuje jak człowiek może się wyprawić na obejrzenie 'życia', a spotkać się może ze 'śmiercią'.– O kobietach i o cholerze

Jestem przesycony miastem, ale wyraz 'przesyt' niedostatecznie maluje moje odczucia. Rozpoczęło się to od niebacznego słówka w restauracji, a skończyło…nie wiadomo gdzie. Że na świecie znajduje się sporo dam; Francuzek, Niemek i Włoszek zajmujących się odmiennym procederem, wiadomo wszystkim, ale dla człowieka, który przebywał czas jakiś w Indiach , przykro jest zobaczyć Angielki, kolegujące z tamtymi na tym samym polu. Czy zamożny papa wyprawiający syna i dziedzica w podróż naokoło świata dla uzupełnienia jego edukacji, zastanawia się nad tym, w jakich miejscach będzie ją uzupełniał młodzieniec, pod przewodnictwem równie jak on sam niedoświadczonych towarzyszy? Przypuszczam, że nie myśli o tym wcale. W interesie więc tych zamożnych ojców i z naiwnej ciekawości, co w Hong- Kongu nazywają 'życiem', włóczyłem się przez jedną noc po jego ulicach. Cieszę się, że nie jestem ojcem dorosłego syna. Występek jest mniej więcej taki sam wszędzie, ale jeżeli człowiek chce go sobie obrzydzić na zawsze, niech jedzie do Hong-Kongu. - Rozumie się, że to wszystko lepiej idzie we Frisco[San Francisco] – powiedział mi przewodnik. – Ale trzeba przyznać, że i na Hong- Kong to wcale nieźle. I dopiero gdy otyła dama w czarnych szatach zaczęła piszczeć, domagając się ohydnego płynu, noszącego nazwę' butelki wina', zacząłem pojmować na czym polega wspaniałość sytuacji. Widziałem przed sobą 'życie'. 'Życie' to wielkie słowo. Polega ono na spijaniu przesłodzonego szampana i wymianie cynicznych słów z bladolicymi istotami, które się śmieją bez wysiłku, ale i bez wesołości. Żargon 'szykowca' ( ma to oznaczać człowieka światowego, na pół pijanego młodzieńca, w kapeluszu zsuniętym na tył głowy) nie łatwo mi zrozumieć. Trzeba się go nauczyć w Ameryce. Przysłuchiwałem się ze zdumieniem głębokości i bogactwu amerykańskich wyrażeń, stanowiących dla mnie zupełnie odrębne narzecze. W naszym towarzystwie były damy, które znały Anglię; były inne z Zachodu, które występowały przedtem w pomniejszych trupach aktorskich, a wszystkie zdołały zaszargać się na rozmaite sposoby. Wszystkie krakały jak wrony i zalewały się trującym napojem, od którego dostawało się zawrotu głowy. Dopóki mówiły przytomnie, były dość zabawne, ale pod wpływem trunku zrzuciły maskę i zaczęły sypać klątwy, ale jakie? Wielu ludziom zdarzyło się słyszeć kobiety białej rasy klnące, ale niewielkiej liczbie, do której ja należałem, losy oszczędziły tej przyjemności. Było to dla mnie zupełną nowością. Damy klęły i piły i gadały bezustannie, siedząc kołem, dopóki nie zrozumiałem, że to naprawdę jest 'życie' i że jeżeli nie mam go znienawidzić, powinienem usunąć się co prędzej z tego koła. Krzyki i wycia wzmagały się, a wspaniałomyślna publiczność przyjmowała to jako oznaki niezmiernego rozweselenia i zadowolenia, ja zaś poszedłem na drugie zebranie, gdzie pani domu miała już tylko połowę lewego płuca, co można było poznać po jej kaszlu, ale mimo to była równie wesoła na ów smutny sposób, dopóki i ona nie zrzuciła maski i dopóki nie rozpoczęły się żarty. Wszystkie dowcipy, słyszane poprzednio, powtórzyły się i tu. Biedne to 'życie', które nie może się zdobyć na jeden świeży dowcip dziennie! Tu młody 'szykowiec' zsunął jeszcze dalej na tył głowy kapelusz i wykładał nam, że jest naprawdę szykowny ; bez blagi. Ale każdy kto nie ma żelaznej głowy, pozbyłby się wszelkiej blagi następnego rana, po wypiciu jednego kieliszka tego syropowego szampana. Zrozumiałem teraz dopiero, dlaczego mężczyźni oburzają się, gdy ich częstować słodkimi płynami. Drugie to posiedzenie zakończyło się, gdy pani domu wykaszlała nas uprzejmie do samych drzwi wchodowych, a stamtąd już prosto na cichą, chłodną ulicę. Była ona naprawdę chora i powtarzała, że nie pożyje dłużej jak cztery miesiące. - Czy mamy całą noc przesiedzieć na takich grobowych posiedzeniach? – zapytałem w czwartym miejscu, lękając się powtórzenia tych samych, po trzykroć słyszanych żarcików i rozmów. - We Frisco lepiej idą rzeczy. Trzeba przecież zabawiać trochę te damy, rozumiesz pan? Chodzę od jednych do drugich i bawię je, żeby nie zasnęły. Takie to życie…Nigdy pan tego nie widziałeś w Indiach? – usłyszałem w odpowiedzi. - Nigdy! Dzięki Bogu, nigdy! Po tygodniu takiego 'życia' powiesiłbym się niezawodnie – odrzekłem, opierając się znużony o odrzwia. Dochodziły do nas wrzaskliwe odgłosy zabawy, dowodzące, że mieszkańcy tego miejsca nie potrzebują budzenia. Jeden osobnik ocknął się właśnie po trzech dniach hulanki, inne rozpoczynały trzydniówkę. Opatrzność dopomogła mi przetrwać to wszystko. Pewien odcień surowej powagi, cechujący moje czarujące obejście, sprawił, że wszędzie brano mnie za lekarza, lub…pastora. Dzięki temu oszczędzono mi słuchania najjaskrawszych dowcipów i pozwolono usiąść i przypatrywać się wdzięcznym objawom tego słodkiego 'życia'. Najgorsze było to, że kobiety były rzeczywistymi kobietami, i ładnymi kobietami, podobnymi do osób, które znałem, a gdy przerwały na chwilę niedorzeczne wrzaski, zachowywały się przyzwoicie. - Mogłyby wszędzie ujść za prawdziwe damy – powiedział mój towarzysz. – Prawda, że to wszystko dobrze się przedstawia? Raptem piękna Kate zaczęła ryczeć, żądając więcej napitku. Była godzina trzecia rano i rozpoczęły się znów ohydne rozmowy. Mówiły o sobie, że są 'wesołe' . Nic to nie znaczy na papierze. Żeby móc osądzić całą przerażającą posępność tego szyderstwa, trzeba słyszeć te słowa z ich ust i w ich własnym otoczeniu. Mrugnąłem porozumiewająco, chcąc pokazać, że i ja jestem 'szykowiec' i że i ja nie blaguję. Jest w takich towarzystwach pewien jad, który zatruwa ludzi i popycha ich do nadmiernej wesołości; ale gdy się siedzi we czworo, pijąc i klnąc, zapada się grunt zabawy, a występuje obrzydzenie i nuda. Po całonocnych rozmyślaniach zdobyłem przeświadczenie, że dla tego rodzaju kobiet nie istnieje piekło na tamtym świecie. Mają one piekło na tej ziemi, a ja zobaczyłem je w przelocie. Wierny dyplomowi doktorskiemu, którym mnie przyozdobiono na domysł, siedziałem do samego świtu, obserwując wesołe, ciągle wesołe zebranie. Towarzyszka Kate, wynurzająca się z głębokiego upicia, była dla mnie widokiem niemożliwym do zniesienia. Było to coś przerażającego, dopóki litość nie stłumiła we mnie obrzydzenia. Obawa śmierci dręczyła ją, a o powodach dowiecie się zaraz. Na Kate przyjdzie kolej potem. - Mówię tedy, że pan, jak mówisz, jedziesz z Indii. Czy pan wie coś o cholerze? - Trochę – odpowiedziałem. Głos był drżący i urywany. Nastąpiła długa przerwa. - Mówię tedy, doktorze, jakie są objawy cholery? Jedna kobieta umarła tu w zeszłym tygodniu na ulicy. To wesołe – pomyślałem. Ale nie trzeba zapominać, że to jest właśnie 'życie'. - Umarła w zeszłym tygodniu na cholerę. Mój Boże, mówię tedy, że umarła w sześć godzin! Zdaje mi się, że i ja dostanę także cholery…Ale ja nie mogę dostać. Nieprawda? Zdaje mi się, że i ja mam cholerę. Bolało mnie okropnie. Ale ja nie dostanę cholery, prawda, że nie? Cholery nie można mieć dwa razy, prawda? O! Powiedz pan, że nie można, i … i niech cię diabli! Doktorze, jakie są objawy cholery? Słuchałem, gdy mi opowiadała o swojej chorobie i zapewniłem ją, że takie właśnie, a nie inne są choleryczne objawy, i…niech mi to będzie policzone za zasługę, zaręczyłem, że cholery nie można mieć dwa razy. Uspokoiło to ją na dziesięć minut. A potem zerwała się z klątwą na ustach i zaczęła krzyczeć; - Nie chcę być pochowana w Hong- Kongu! Boję się tego! Jak umrę na cholerę, zanieście mnie do Frisco i pochowajcie tam! We Frisco, w górzystym Frisco, słyszysz pan, panie doktorze? Słyszałem i przyrzekłem. Na dworze ptaszki zaczynały świergotać i brzask zaglądał przez szpary okiennic. Przypatrywałem się jej i zastanawiałem, czy będzie tak ciągle i bez końca chodzić w kółko po pokoju, z oczyma wzniesionymi w sufit, załamując i rozkładając ręce. - Młody Duval zastrzelił się – zaczęła po chwili szeptem. – Naprawdę zastrzelił się. Pełno było krwi. Czy masz pan pistolet, doktorze? Savile miał. Ale ty nie znasz Savile. To był mój mąż w Stanach. Ale ja jestem rodowita Angielka. Naprawdę! Napijmy się jeszcze wina; jestem taka zdenerwowana. Niedobre dla mnie już wino? Co u dia…No, pan przecież doktór! Pan wiesz, co pomaga na cholerę… Powiedz mi, powiedz! Podeszła do okna i wyjrzała, otworzywszy okiennice, a ręka jej, oparta na zawiasach, drżała tak, że od niej trzęsło się całe okno. - Mówię panu, że Kate jest pijana, jak bela. Ona ciągle pije. Czyś pan widział, jakie mam znaki na plecach? To jeden pan, gentleman, obił mnie przedwczoraj. Nieprawda, że upadłam i potłukłam się o stół. To on uderzył mnie kijem. O, bydle, bydlę, bydlę! Gdybym była pijana, byłabym go zbiła na miazgę. Bydlę! Ale byłam trzeźwa, więc tylko poszłam na werandę i płakałam…O, bydlę! Chodziła po pokoju, rozcierając sobie ręką plecy i przeklinając owego człowieka. Potem zapadła w osłupienie, ale drzemiąc, jęczała i klęła przez sen i wołała swojej amah, żeby jej opatrzyła potłuczone plecy. Uśpiona wyglądała lepiej, ale usta jej były boleśnie zacięte, a całe ciało wstrząsało się konwulsyjnie i sen nie przynosił jej spokoju. Światło dzienne oświetliło jej zaczerwienione oczy, obwisłe policzki, osłupiałe wejrzenie, ból głowy i nerwowe drgania. Widok ten nie bawił mnie wcale i czułem się winnym, razem z całym męskim rodzajem, winnym tego upadku, do jakiego ją doprowadzono. Zaczęła opowiadać rożne kłamstwa. Przynajmniej tak mi powiedział potem ktoś, należący do prawdziwego świata, gdym mu powtórzył, co mówiła. Opowiadała o sobie i o swojej rodzinie, a jeśli to wszystko było kłamstwem, to nie miała celu w życiu, bo było one nędzne i smutne, chociaż usiłowała ozłocić te wspomnienia zbiorem fotografii, łączących ją z przeszłością. Nie należąc do tamtejszego świata, wolę wierzyć, że to wszystko było prawdą i być jej wdzięcznym za zaufanie, z jakim mi to opowiadała. Sądziłem, że w tym domu nie ujrzę już nic smutniejszego od jej twarzy. Byłem w błędzie. Towarzyszka jej, Kate, rzeczywiście piła ciągle i podniosła się raptem, zataczając, co jest okropnym widokiem, przyprawiającym każdego o ból głowy przez współczucie. Coś się tam popsuło w niedbałym gospodarstwie, w którym platerowany serwis do herbaty uzupełniała tania porcelana. Służba została przywołana na pomoc. Widziałem Kate, chwytającą się siatki moskitowej dla utrzymania równowagi, widok to był ohydny, zniewaga dla ludzkich oczu w świetle dziennym. I słyszałem jak bełkoczącym, zachrypłym głosem klęła tak, jak nigdy nie słyszałem klącego mężczyzny i dziwiłem się, że dach nie zapada się nad naszymi głowami. Towarzyszka usiłowała ją uspokoić, ale została odepchnięta z potokiem bluźnierstw, a kilka małych piesków, zanieczyszczających pokój, rozbiegło się w popłochu, unikając rąk i nóg pięknej Kate. Że była piękna, to pogarszało jeszcze sprawę. Towarzyszka osunęła się drżąca na sofę, a Kate taczała się w różne strony, złorzecząc Bogu i ludziom obrzmiałymi ustami. Gdyby ją jakiś malarz odmalował w tej chwili, ubraną na biało, z czarnymi włosami, iskrzącymi oczyma, z bosymi nogami, mógłby ją przedstawić jako wcielenie klęski gnębiącej ludzkość. A potem, gdy przygasła jej wściekłość, dreptała po pokoju, trzymając kieliszek od szampańskiego wina, i wielkim głosem, o dziesiątej rano, domagała się znów tego ohydnego napoju, którego wyziewy zapowietrzały cały dom. Dostała wina i obie kobiety zasiadły do picia. To było ich śniadanie. Wyszedłem przygnębiony i przejęty wstrętem, a zamykając drzwi widziałem, że obie piły. - Lepiej daleko idzie to wszystko we Frisco – mówił 'szykowiec'. – Ale jak pan widzisz, ładne są i mogą uchodzić za damy, jeżeli tylko zechcą. Powiadam panu, że warto mieć oczy otwarte, gdy kręci się w tym kółku. Jest co widzieć. Zobaczyłem i ja to, co chciałem widzieć, i odtąd będę już te rzeczy omijał. Może mają lepszego szampana we Frisco i gdzieindziej, ale rozmowa będzie taka sama, zgnilizna i szarość takie samo wszędzie, aż do końca świata. Jeżeli to ma być 'życie', to dajcie mi lepiej uczciwą śmierć bez pijatyki i bezecnych żartów. Z którejkolwiek strony spojrzeć, zawsze to będzie nędzne widowisko, zanadto podobne do tragedii, żeby mogło być zabawne. A jednak zdaje mi się, że bawi ono młodych ludzi, podróżujących po świecie, choć trudno uwierzyć, żeby to mogło być z korzyścią dla nich, chyba, że obudzi w nich większe przywiązanie do uczciwego domowego ogniska. Ale moja wina była większa. Pociągnęła mnie tam nie potęga namiętności, a tylko poszedłem z zimną krwią, ażeby móc opisać wnętrze tego piekła i zgłębić niezgłębioną nędzę takiego życia. Za nieznaczną sumę trzydziestu dolarów zdobyłem więcej szczegółów i więcej obrzydzenia, niż chciałem, prawo przyglądania się kobiecie na pół oszalałej od pijaństwa i trwogi, a widowisko to trwało trzecią część nocy. Mój grzech był cięższy. I kiedy wyszedłem na świat, rad byłem, że mgła rozpostarła się pomiędzy mną a niebem nad moją głową.

Polski przekład ukazał się w r.1901

Tylko znośniejsza niewola


Tak skończył Cynna. Po nim objął i utrzymał przewodnictwo partii Karbon*, jeszcze gorszy niż tamten szaleniec. Ale nadchodził Sulla, z tęsknotą przez wielu oczekiwany, którzy sądzili, że w istniejącej sytuacji sama zmiana despoty jest niemałą korzyścią. Do takiego nieszczęścia doprowadzono Rzym, że
zdesperowani ludzie miast wolności szukali już tylko znośniejszej niewoli.

*Karbon — Gneusz Papiriusz Karbon, od r. 87 stronnik Cynny, potem pojmany przez
Pompejusza i stracony w r. 81 p.n.e.

Plutarch, Żywoty sławnych mężów
tłumaczenie: Mieczysław Brożek

Dawał bez niezadowolenia, a brał z zachowaniem swej godności


... nikt z Rzymian nie cieszył się gorętszą życzliwością niż Pompejusz, nikt wcześniej poczętą czy bardziej szczytującą w okresie pomyślności, czy trwałej żyjącą po jego nieszczęśliwej śmierci. Przyczyna nienawiści do pierwszego była jedna: nienasycona pożądliwość bogactwa. A przyczyn popularności drugiego było wiele: umiar w sposobie życia, biegłość w sprawach wojskowych, przekonywające słowo, charakter godny zaufania, uprzejmość w obcowaniu z ludźmi; nikt też nie umiał lepiej prosić bez natręctwa ani życzliwiej prośby innych przyjmować. Bo i to dochodziło do jego zalet, że dawał bez niezadowolenia, a brał z zachowaniem swej godności.


Plutarch, Żywoty sławnych mężów
tłumaczenie: Mieczysław Brożek

Powiedzenie Menedema


Tak jak wtajemniczani w misteria początkowo w zamieszaniu i hałasie tłoczą się i pchają nawzajem, kiedy zaś zaczną się już święte obrzędy i widowiska, patrzą i słuchają z lękiem i w milczeniu, tak i z filozofią: najpierw u jej podwoi ujrzysz zamieszanie, zgiełk, butę, bo są tacy, co pchają się do poważania i znaczenia gwałtem i po chamsku; ale kto już wejdzie do wewnątrz, zobaczywszy wielką światłość i jakby boski przybytek otwarty, zmienia postawę, zachowuje milczenie, przejęty czcią i lękiem, podąża statecznie i pokornie za rozumem jak za bóstwem. Do takich chyba najlepiej można zastosować żartobliwe powiedzenie Menedema, że ci liczni napływający do Aten na studia, najpierw są mędrcami, następnie stają się miłośnikami mądrości, potem retorami, a po pewnym czasie zwykłymi ludźmi, bo im więcej nabierają rozumu, tym bardziej pozbywają się pychy i miłości własnej.

Plutarch, Moralia, t I
tłum. Zofia Abramowiczówna

Żart Antifanesa


Antifanes opowiadał żartem, że w pewnym mieście wypowiedziane słowa natychmiast zamarzały, a później, kiedy odtajały, ludzie słyszeli latem to, o czym rozmawiali zima. Otóż tamten twierdził, że to, co Platon mówił młodym, dochodziło do świadomości większości dopiero późno, kiedy już byli starcami. I dzieje się to w stosunku do całej filozofii, zanim nie ustali się zdrowy sąd o rzeczach i nie zacznie — zgodnie z zasadami, które wytwarzają charakter i wielkoduszność — szukać takich wypowiedzi, których ślady, według Ezopa*, prowadzą raczej do wewnątrz niż na zewnątrz. Tak bowiem jak Sofokles, żartując** z napuszonego stylu Ajschylosa, a ponadto z jego chropawości i sztuczności, stwierdził, że później po raz trzeci zmienia on styl na najlepszy i najbardziej związany z moralnością— tak i adepci filozofii, kiedy od popisowych i sztucznych dysput przejdą do zajmujących się zagadnieniami charakteru i przeżyć uczuciowych, zaczynają robić postępy prawdziwe i pozbawione zarozumialstwa.

*Bajka o lwie i lisie.
**Tekst zepsuty; tłumaczenie oparte na domyślnym sensie.

Plutarch, Moralia, t I
tłum. Zofia Abramowiczówna

To, co odstręcza i odwraca od filozofii


To, co odstręcza i odwraca od filozofii, pochodzi nie tylko z własnej słabości jej adeptów, ale także życzliwe rady przyjaciół, a również drwiące zarzuty i żarty osób inaczej myślących zachwiewają i osłabiają [przyjętą postawę], a bywało, że niektórych całkiem od filozofii odtrąciły. Toteż niebłahym świadectwem postępu byłoby zachowanie spokoju wobec podobnych okoliczności i brak wzburzenia czy rozdrażnienia, kiedy ktoś wymienia tych czy tamtych rówieśników, którym się powodzi na dworach królewskich, albo którzy wzięli posag za żoną, albo którzy zdążają po urząd na rynek czy do sądu jako adwokaci, otoczeni wielkim tłumem. Kto bowiem takimi rzeczami nie przejmuje się ani się nie wzrusza, tego najwidoczniej pochwyciła już jak należy filozofia. Nie potrafi przecież przestać zazdrościć tego, co podziwia ogół, nikt, w kim się nie zrodził podziw dla cnoty. Hardo przeciwstawiać się ludziom niejeden potrafi w gniewie albo w obłędzie; ale zlekceważyć rzeczy, które w ludziach budzą podziw, nie sposób bez prawdziwej i ugruntowanej mądrości. Dlatego ci, co ją posiadają, przeciwstawiając te rzeczy tamtym, chlubią się, tak jak Solon:

Ja bym jednakże wręcz nie chciał zamienić się z kimś,
W zamian za cnotę bogactwo dostając; gdyż ona jest trwała,
Pieniądz zaś zmienna rzecz: ma go to tamten, to ów*

Plutarch, Moralia, t I
tłum. Zofia Abramowiczówna

Tożsamość osiągnięta


Status tożsamości osiągniętej charakteryzuje jednostkę, która dokonała wyboru wartości i trwałego zaangażowania w nie. Jej autoportret tworzą dojrzałe, stabilne i zintegrowane sądy oraz standardy osobiste, tak że wiedza o sobie obok funkcji poznawczych i instrumentalnych staje się źródłem motywów i generatorem wartości (Kozielecki, 1986). Tożsamość osiągnięta jest uważana za najbardziej dojrzałą, pełną i funkcjonalną. Wiąże się ona z wyższym poziomem rozwoju ego (w rozumieniu Loevinger), stylem moralnym osadzonym na wysokich standardach wewnętrznych, intymnymi relacjami interpersonalnymi oraz wyrafinowaniem kulturalnym (np. Marcia, 1966; Waterman, 1999; Boyes i Handler, 1992, za: Côté i Schwartz, 2002). Tożsamość osiągnięta jest statusem o ograniczonej, nie zaś bezwzględnej stabilności. Należy bowiem oczekiwać, że „tożsamość podlega cyklicznym przeformułowaniom, co najmniej trzykrotnie po adolescencji, a prawdopodobnie częściej, o ile jednostka staje w obliczu zdarzeń naruszających równowagę w obrębie jej tożsamości” (Marcia, 2002a, s. 15). Przejścia regresywne mogą przyjmować postać zaburzenia równowagi, usztywnienia lub dezorganizacji (Kroger, 1996, za: Pulkkinen i Kokko, 2000). O zaburzeniu równowagi mówimy wówczas, gdy jednostka o tożsamości osiągniętej wkracza w etap moratorium. Sytuacja taka może mieć miejsce, gdy ponownie eksploruje ona potencjalne składniki tożsamości, aby uformować jeszcze bardziej złożoną strukturę tożsamości. Usztywnienie obejmuje przejścia od tożsamości osiągniętej, przez moratorium, do tożsamości przejętej. Takie zmiany mają na celu utrzymanie funkcjonalnej i bezpiecznej tożsamości, kiedy jednostce brakuje energii na eksplorację lub zewnętrzne ograniczenia stanowią źródło zbyt dużego niepokoju, by odnaleźć nową drogę życia. Wreszcie, mianem dezorganizacji określa się zmiany prowadzące do rozproszenia tożsamości. Są one efektem sytuacji, gdy wybrane przez osobę wartości i zaangażowania tracą swe znaczenie i sens. Podsumowując, cztery wyróżnione przez Marcię statusy tożsamości nie stanowią prostych, liniowych etapów rozwoju, lecz łączy je sieć złożonych wzajemnych powiązań. Choć tożsamość jednostki o każdym statusie może, w określonych warunkach, pozostać niezmienna, bardziej prawdopodobne są przejścia z niższych poziomów (tożsamość rozproszona, tożsamość przejęta) na poziom wyższy (tożsamość moratoryjna, tożsamość osiągnięta), jak również zmiany w kierunku przeciwnym.

Ja i tożsamość a dobrostan psychiczny
Aleksandra Pilarska

Amma Sara


Pewnego dnia. przyszła do amma Sary pewna mniszka i powiedziała: „Módl się za mnie, moja pani". Błogosławiona odparła: „Ani ja, ani Bóg nie możemy ulitować się nad tobą, je­śli ty sama się nad sobą nie ulitujesz, podej­mując dobre dzieła i ćwicząc się w cnocie, jak nas uczyli święci ojcowie".
58.
Pewna mniszka pytała amma Sarę: „Powiedz mi, moja pani, jak osiągnę zbawienie?". Świę­ta odpowiedziała: „Zachowuj się tak, jak gdy­byś była umarła! Nie przejmuj się ani niesła­wą u ludzi, ani nie zabiegaj o chwałę tego świata. Trwaj w cichości w swojej celi i myśl zawsze o Bogu i o śmierci, wtedy dostąpisz zbawienia".

60.
Raz odwiedziła amma Sarę pewna mniszka i powiedziała: „Moja pani! Dlaczego złe myśli i pożądliwości mnie nie opuszczają?". Błogo­sławiona odparła: „Ich narzędzia (naczynia) są w tobie. Zwróć im je, a wtedy odstąpią od ciebie".
61.
Pewnego razu przyszli do czcigodnej  Sary dwaj starzy ojcowie, wielcy i święci, pustelnicy z Peluzjum. W drodze powrotnej mówili je­den do drugiego: „Nauczmy tę mniszkę poko­ry". Zaraz potem wrócili do niej i rzekli: „Bacz, byś się nie chełpiła i nie mówiła, że do ciebie, kobiety, przychodzą pustelnicy". Wte­dy amma Sara z całą pokorą i ze łzami w oczach odparła: „Co do płci jestem kobietą, lecz nie co do ducha!".

63.
Kiedyś spytano świętą Sarę: „Co oznacza wąska i bolesna droga (por. Mt 7, 14)". Odpowiedziała: „Wąska i bolesna droga oznacza, co następuje: należy zawsze zachowywać spokój, pościć, milczeć, czuwać, oddawać się czytaniu Pisma Świętego, czynić jak najwięcej metanii oraz, jeśli to możliwe, nie wychodzić donikąd ze swej celi z wyjątkiem kościoła. Trzeba również stłumić swoją wolę ze względu na Pana, gdyż to ostatnie obejmuje właściwie słowa Apostoła, który mówił: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą» (Mt 19, 27; por. Łk 18,28).

Za: Meterikon Mądrość Matek Pustyni, przekład: Bogusław Widła, „PROMIC” - Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010


Postawa wobec doświadczeń w świetle Pisma




Odebrano ci majątek? Powiedz: Nagi wyszedłem z tona matki i nagi tam wrócę. I dodaj słowa Apostoła: Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Zwymyślano cię i obrzucono licznymi obelgami? Przypomnij sobie słowa: Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. A nadto: Cieszcie się i radujcie, gdy będą was oczerniać. Zostałeś wygnany na obczyznę? Zrozum, że nie masz tutaj ojczyzny, ale jeśli masz zamiar filozofować, musisz uznać całą ziemię za obcą. Zapadłeś może na uciążliwą chorobę? Powtórz za Apos­tołem: Chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Poniósł ktoś może bezprawną śmierć? Wspomnij Jana i jego głowę ściętą w więzieniu, przyniesioną na półmisku, która stała się nagrodą za taniec nierządnicy. Zastanów się nad tym, co otrzy­mał w zamian. Wszystkie bowiem krzywdy, chociaż wyrządzane niesprawiedliwie, uwalniają od grzechów i wprowadzają sprawied­liwość. I wielką korzyść odnoszą ci, którzy znoszą je wielkodusz­nie.



Za: Bóg i zło. Pisma Bazylego Wielkiego, Grzegorza z Nyssy i Jana Chryzostoma, Teksty greckie tłumaczyli: Karolina Kochańczyk, ks. Józef Naumowicz, Marta Przyszychowska. Wydanie polskie opracował: ks. Józef Naumowicz, Biblioteka Ojców Kościoła nr 23, Warszawskie Towarzystwo Teologiczne, Wydawnictwo „M”, Kraków 2004

Poglądy pitagorejczyków na edukację


Całe ludzkie życie składa się z oddzielnych (tak je bowiem nazywają pitagorejczycy, jak o tym świadczą przekazy) etapów, i nikt nie może zmienić i przestawić ich kolejności. Jeśli bowiem ktoś od chwili narodzin nie kształci w sobie pięknie i prawidłowo człowieka, każdy z [owych etapów życia] ulega zniszczeniu przez kolejny, po nim następujący. Trzeba więc, by znacząca część wychowania dziecka, mająca na celu [wykształcenie w nim] prawości, umiarkowania i powściągliwości, a także męstwa, przeniesiona została do etapu wieku młodzieńczego; tak samo istotna część wychowania młodzieńca i troski o jego prawość, umiar, powściągliwość i męstwo powinna przejść w etap wieku dojrzałego; w tych sprawach bowiem postępuje się zwykle niedorzecznie i śmiesznie. Zwykło się bowiem sądzić, że dzieci powinny być posłuszne i skromne, jak też powinny trzymać się z dala od wszystkiego, co wydaje się złe i nieprzystojne; gdy zaś osiągną one wiek młodzieńczy, wielu ludzi sądzi, że mogą robić, co im się podoba. [Przez to dzieje się tak], że w wieku młodzieńczym schodzą się jakby dwa rodzaje błędów. Młodzieńcy bowiem popełniają błędy i wykroczenia na sposób dziecięcy i męski zarazem, ponieważ unikają wszystkiego, co ma związek z pilnością i porządkiem, szukając, by rzec krótko, tej postaci zabawy, nieumiarkowania i rozpusty, która cechuje wiek dziecięcy. Z niego to więc tego rodzaju skłonności są przenoszone w wiek młodzieńczy. Podobnie, ambicja i inne tego rodzaju skłonności i namiętności wprawiające [umysł i duszę] w stan wzburzenia [właściwe] wiekowi dojrzałemu są przenoszone w wiek młodzieńczy. Dlatego właśnie ten spośród wszystkich etapów życia wymaga największej troski i opieki. Dla podsumowania [trzeba stwierdzić], że nie można nigdy dopuścić, by człowiek czynił to, co chce, lecz zawsze powinno istnieć jakieś zwierzchnictwo i prawem ustanowiona, jak też godna i właściwa władza, której każdy z obywateli winien się podporządkować. Istota żywa bowiem pozostawiona sama sobie i zaniedbana szybko popada w zło i niegodziwość. [Pitagorejczycy] opowiadali, że często ich pytano i dociekano, dlaczego przyzwyczajamy dzieci do zachowania miary i porządku w jedzeniu i przedstawiamy im ową miarę i porządek jako piękne, natomiast to, co im przeciwne, nieumiarkowanie i bezład, jako szpetne, przez co pijaństwo i obżarstwo jest uważane za hańbę. Bowiem gdyby nic z tych rzeczy nie przynosiło nam pożytku, gdy wejdziemy w wiek dojrzały, próżne i daremne byłoby przyzwyczajanie nas, gdy jesteśmy dziećmi, do takiego porządku. Te same reguły dotyczą i innych zasad. Nie dzieje się bowiem inaczej wśród innych istot żywych, które są wychowywane przez ludzi, lecz od początku, tak szczeniaka, jak i dziecko uczy się i przyzwyczaja do tego, co powinny robić, gdy dorosną.

Jamblich, O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda – Krynicka

Niegodne rozumnego człowieka jest szukanie sławy zrodzonej z opinii tłumu


Jeśli zaś chodzi o sławę, jak podają [świadectwa], mówili, co następuje: niegodne rozumnego człowieka jest szukanie wszelkiej sławy za wszelką cenę, a zwłaszcza takiej, która rodzi się z opinii tłumu. Nieliczni bowiem tylko mają właściwe sądy i opinie; jest oczywiste, iż przysługują one tylko tym, którzy wiedzą, a takich jest niewielu. Stąd jasno wynika, iż owa możliwość nie jest dana licznym [ludziom]. Lecz nierozumne jest również lekceważenie każdej oceny i opinii. Tak postępujący bowiem [człowiek] pozostanie niewychowany i nie poprawi błędów [w swym postępowaniu]. A jest konieczne, by ten, kto nie wie, nauczył się tego, czego nie wie; ten zaś, który się uczy, powinien brać pod uwagę oceny i opinie tego, który wie i może go nauczyć. By zaś powiedzieć ogólnie, konieczne jest, aby ci spośród młodych ludzi, którym leży na sercu własne zbawienie, brali pod uwagę oceny i opinie ludzi starszych i tych, którzy pięknie przeżyli swe życie.


Jamblich, O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda – Krynicka

Refleksje reakcjonisty


To, co nie jest religijne, nie jest interesujące.
Każda katastrofa jest katastrofą inteligencji.
Każda cywilizacja jest dialogiem ze śmiercią.
Pokusą komunisty jest wolność ducha.
Muzami historyka są Miłość i Nienawiść.
Pewna pospolitość jest niezbędna dla wszystkiego, co pragnie żyć.
Idea rozwinięta w system popełnia samobójstwo.
Samymi tylko kategoriami marksistowskimi marksizm jest niewytłumaczalny.
To, co nie jest skomplikowane, jest fałszywe.
Ojcem krytyki literackiej jest zły humor; podziw jest niczym więcej jak jej matką chrzestną.
Wątpić w postęp jest jedynym postępem.
Nikt nie jest niewinny, ani w tym, co robi, ani w tym, w co wierzy.
Pomiędzy anarchią instynktów i tyranią norm rozpościera się uciekające i czyste terytorium doskonałości ludzkiej.
Zrównanie jest barbarzyńskim substytutem porządku.
Największym błędem nowoczesności nie jest obwieszczenie, że Bóg umarł, lecz wiara w to, że umarł diabeł.
Zalążkiem terroru jest prawo.
Przesądy bronią przed głupimi ideami.
Autentyczne perwersje nie są preferencjami wrażliwości, lecz opcjami inteligencji.
Nie potępiamy kapitalizmu za to, że podsyca nierówność, lecz dlatego, że sprzyja awansowi poślednich typów ludzkich.
Diabeł ma obecnie formę geometryczną.
Zachód umarł, kiedy w duszy chrześcijańskiej przestała być obecna Grecja.
Dla obrony wolności wystarczy żołnierz; aby narzucić równość, trzeba szwadronu policji.
Żaden słownik nie jest leksykonem prawdziwego pisarza.
Politycznymi alternatywami naszych czasów są: nihilizm, cynizm lub błazenada.
Imbecylem jest ten, kto przyswaja tylko to, co aktualne.
Katolikiem skończonym jest tylko ten, który katedrę swojej duszy wznosi na kryptach pogańskich.
Począwszy od Blake’a, Wordswortha i romantyzmu niemieckiego poezja nowoczesna jest reakcyjną konspiracją przeciwko desakralizacji świata.
Fiaskiem chrześcijaństwa jest doktryna chrześcijańska.
Demokratyczny historyk naucza, że demokrata nie zabija, tylko jego ofiary zmuszają go do ich zabijania.
Racjonalizm jest rozumem, który zapomniał o swoich postulatach.
Katolik musi upraszczać swoje życie i komplikować swoje myślenie.

 
Nicolás Gómez Dávila

Tłum.: prof. Jacek Bartyzel



Równowaga i samoopanowanie u pitagorejczyków


Pitagorejczycy utrzymywali ciało w takim stanie, by było zawsze w jednakowej kondycji, nie raz tłuste, raz chude; to bowiem uważali za oznakę nieuporządkowanego życia. W takim samym stanie utrzymywali umysł [nie dopuszczając do tego], by raz był wesoły, innym razem zaś smutny, lecz zawsze jednakowo łagodnie i życzliwie usposobiony. Oddalali od siebie bowiem gniew, smutek i niepokój. Obowiązywało ich zalecenie, zgodnie z którym mędrca nie może zaskoczyć nieoczekiwanie nic z rzeczy, które przytrafiają się ludziom; bowiem człowiek panujący nad sobą powinien wszystko przewidzieć. Jeśli więc któregoś z nich ogarnął gniew, smutek, czy jakieś podobne uczucie, oddalali się i każdy sam starał się ów afekt uśmierzyć i opanować. Mówi się też o pitagorejczykach, że żaden z nich nie ukarał niewolnika ani nie napomniał słowem człowieka wolnego wtedy, gdy był ogarnięty gniewem, lecz każdy zawsze [w tych sprawach] poczekał, aż powróci mu równowaga umysłu. Napominanie bowiem jest sztuką wychowania. Ćwiczyli się bowiem w sztuce cierpliwości przez milczenie i spokój. (…)

Pitagorejczycy powstrzymywali się od narzekań, płaczu i wszelkich tego rodzaju [przejawów uczuć]; ani nadzieja zysku, ani żądza, ani gniew, ani ambicja, ani nic z tych rzeczy nie stawało się nigdy przyczyną niezgody między nimi; wszystkich pitagorejczyków bowiem łączył taki wzajemny stosunek, jaki łączy dobrego ojca i dzieci. A szczególnie piękne było to, że wszystko przypisywali i przyznawali Pitagorasowi, nie uzurpując sobie żadnej sławy z odkryć i dokonań, a jeśli już, to rzadko. Niewielu jest bowiem takich pośród nich, których własne dzieła byłyby znane. A godna podziwu jest ich sumienność w przestrzeganiu tej zasady. Bowiem przez tyle pokoleń — aż do czasów Filolaosa — nie ujawnił się żaden [autor] pism pitagorejskich.

Jamblich, O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda – Krynicka

Po co?


Przebiegłem w pamięci całą swoją przeszłość i mimo woli zadaję sobie pytania: po co żyłem? w jakim celu przyszedłem na świat? A jakiś cel istniał na pewno i na pewno byłem przeznaczony do wyższego celu, bo czuję w mojej duszy bezgraniczne siły... Ale nie odgadłem tego przeznaczenia, zwabiły mnie przynęty namiętności czczych i jałowych; z ich płomieni wyszedłem twardy i zimny jak żelazo, lecz utraciłem na zawsze żar szlachetnych dążeń – najlepszy kwiat życia”.

Michaił Lermontow, Bohater naszych czasów. Przeł. W. Rogowicz

Czy szczęście nie jest niczym więcej jak konwencjonalną fikcją?


Skończyłem Schopenhauera. Mój umysł stał się tumultem sprzecznych systemów – stoicyzm, kwietyzm, buddyzm, chrześcijaństwo. Czy nigdy nie będę w pokoju z samym sobą? Jeżeli niepersonalny Bóg jest dobrem, dlaczego nie jestem wytrwałym w dążeniu do niego? Jeżeli to pokusa, czemu do niej powracać po tym, jak się ją osądziło i przezwyciężyło?

Czy szczęście nie jest niczym więcej jak konwencjonalną fikcją? Najgłębsza przyczyna mego stanu wątpliwości jest taka, iż nadrzędny cel i kierunek życia wydaje mi się ledwie przynętą i złudzeniem. Jednostka jest odwiecznie zwiedziona, nigdy nie osiągając tego czego szuka, będąc na zawsze uległą złudzeniu nadziei. Mój instynkt jest w harmonii z pesymizmem Buddy i Schopenhauera. To wątpliwość jest tym co nigdy mnie nie opuszcza, nawet w chwilach nasilonej religijności. Natura w rzeczy samej, jest dla mnie Mają; i patrzę na nią, jak gdyby oczami artysty. Moja inteligencja pozostaje sceptyczna. W cóż więc wierzę? Trudno byłoby to wyrazić. Głupstwo! Wierzę w dobroć, i mam nadzieję że dobra wola zwycięży. Głęboko wewnątrz tej ironicznej i rozczarowanej istoty jaką jestem, kryje się dziecko – szczere, smutne, proste stworzenie, wierzące w ideały, w miłość, w świętość, i we wszystkie niebańskie przesądy. Całe milenium idylli śpi w mym sercu; Jestem pseudo-sceptykiem, pseudo-pogardliwcem.

Borne dans sa nature, infini dans ses voeux,
L'homme est un dieu tombe qui se souvient des cieux.”

Amiel

Ponad miłość

Wszystko nam zagraża:
czas, który na drgające odcinki potnie i oddzieli
tego, kim byłem,
od tego, kim będę,
niczym maczeta żmiję:
na świadomość – prześwity prześcigane,
na spojrzenia – oślepione patrzeniem
na to, w jaki sposób patrzę,
na słowa – rękawiczki zszarzałe, kurz myśli na trawie, wodzie, skórze,
na imiona nasze, które powstają między mną a tobą,
na mury z pustki, których głos żadnej trąby
nie powali.
Nie pomieścimy się
ani w marzeniu, w jego zbiorach spękanych obrazów,
ani w pianie proroczej szaleństwa,
ani w miłości – wojaczce zębów i pazurów.

Poza nami,
na granicy bycia i przebywania,
wabi życie, o ileż prawdziwsze, przyzywa.
Na zewnątrz noc przeciąga się i oddycha,
pełna wielkich liści gorących
i skłóconych zwierciadeł:
walczą o lepsze owoce, szpony, oczy, grzywy liści,
łuki pleców błyszczące,
ciała, co przedzierają się pośród innych ciał.
Połóż się tutaj, na brzegu, gdzie jest tyle piany,
tyle życia, które się trwoni, nieświadome siebie:
ty także należysz do nocy.
Odpręż się i oddychaj pełnią swojej bieli,
niech poczuję twój puls szczodrobliwej gwiazdy,
bądź kielichem, chlebem,
który przechyla szalę w stronę jutrzni,
przerwą krwi, która płynie między czasem
policzalnym a czasem bez miary.

Octavio Paz

tłumaczenie Krystyna Rodowska

Jeżeli


Jeżeli spokój zachowasz, choćby go stracili
Ubodzy duchem, ciebie oskarżając;
Jeżeli wierzysz w siebie, gdy inni zwątpili,
Na ich niepewność jednak pozwalając.
Jeżeli czekać zdołasz, nie czując zmęczenia,
Samemu nie kłamiesz, chociaż fałsz panuje,
Lub nienawiścią otoczony, nie dasz jej wstąpienia,
Lecz mędrca świętego pozy nie przyjmujesz.

Jeżeli masz marzenia, nie czyniąc ich panem,
Jeżeli myśląc, celem nie czynisz myślenia,
Jeżeli triumf i porażkę w życiu napotkane
Jednako przyjmujesz oba te złudzenia.
Jeżeli zniesiesz, aby z twoich ust
Dla głupców pułapkę łotrzy tworzyli,
Lub gmach swego życia, co runął w nów,
Bez słowa skargi wznieść będziesz miał siły.

Jeżeli zbierzesz, coś w życiu swym zdobył,
I na jedną kartę wszystko to postawisz,
I przegrasz, i zaczniesz wieść żywot nowy,
A żal po tej stracie nie będzie cię trawić.
Jeżeli zmusisz, choć ich już nie stanie,
Serce, hart ducha, aby ci służyły,
A gdy się wypalisz, Wola twa zostanie
I Wola ta powie ci: "Wstań! Zbierz siły!"

Jeżeli pokory zniszczyć nie zdoła tłumu obecność,
Pychy nie czujesz, z królem rozmawiając,
Jeżeli nie zrani cię wrogów ni przyjaciół niecność,
I ludzi cenisz, żadnego nie wyróżniając.
Jeżeli zdołasz każdą chwilę istnienia
Wypełnić życiem, jakby była wiekiem,
Twoja jest ziemia i wszystkie jej stworzenia
I - mój synu - będziesz prawdziwym człowiekiem!



Autor przekładu nieznany

Kołysanka Świętej Heleny


Jak daleko Swięta Helena od chłopięcych marzeń?
Wędrówka długa przed tobą cały świat
O matko nie zatrzymasz biegu zdarzeń
(Czyż myśli o jesieni pierwszy wiosenny kwiat?)

Jak daleko Święta Helena od ulic Paryża
Na drodze stosy ciał pośród krwi bratniej
I bębnów głos oddala się to zbliża
(Gdy stawiasz pierwszy krok pamiętaj o ostatnim!)

Jak daleko Święta Helena od pól Austerlitz?
Rzec trudno wokół wciąż huczą armaty
A wódz oprócz chwały nie widzi już nic
(Co pnie się w górę upada w dół, jak świat światem!)

Jak daleko Święta Helena od Cesarza w chwale?
Nie widać dróg tak bije blask od złota
Dla króla uczty, dla królowej bale
(Lecz po słonecznych dniach przychodzi czasem słota!)

Jak daleko Święta Helena od skał Trafalgar?
Daleka podróż co najmniej dziesięć lat;
Nad morską tonią gwiazd spadających czar
(Gdy cel odległy nazbyt, pozostaw skromny ślad!)

Jak daleko Święta Helena od wód Berezyny?
Ciężka droga - mroźna - słychać lodu trzask
Kto słucha dobrych rad uniknie winy
(Gdy droga ponad siły, zawracaj póki czas!)

Jak daleko Święta Helena od pól Waterloo?
Prosta droga – jasna - przez błękitu wody
Tam fale rozbitka kołyszą do snu
(Że dzień minął, nie mów przed słońca zachodem!)

Jak daleko od Świętej Heleny do Niebiańskich Łask?
Nikt nie wie - nikt nie wie - do końca swych dni
Lecz złóż już rączęta i lampy zgaś blask
I po wędrówce długiej, śpij mój malutki, śpij.

Przełożył Kazimierz Rafalski

Danny Deever


Dlaczego trąbki grają tak? - któryś z rekrutów rzekł.
By zwołać was, by zwołać was - powiedział Sierżant Szef.
A czemuś tak, Sierżancie, zbladł? - któryś z rekrutów rzekł.
Przed tym, co ujrzę, zdjął mnie strach - powiedział Sierżant Szef.

Bo Danny Deever wisieć ma, już marsz żałobny grają,
Już zebrał się na placu pułk, dziś rano go wieszają.
Zerwano już guziki zeń i szlify zeń zerwano,
Będzie wisiał Danny Deever dzisiaj rano.

Czemu ostatni szereg drży? - któryś z rekrutów rzekł.
Bo zimno dziś, bo zimno dziś - powiedział Sierżant Szef.
W pierwszym szeregu żołnierz padł - któryś z rekrutów rzekł.
To słońca żar, to słońca żar - powiedział Sierżant Szef.

Bo Danny Deever wisieć ma, już wiodą go w kolumnie,
Już stanął Danny Deever tam, przy trumnie, przy swej trumnie.
Zadynda za minuty pół, jak psa tak go schwytano,
Będzie wisiał Danny Deever dzisiaj rano.

Wśród nas on spał na pryczy swej - któryś z rekrutów rzekł.
Dziś będzie spał daleko stąd - powiedział Sierżant Szef.
On nieraz piwo stawiał nam - któryś z rekrutów rzekł.
Wypije gorzkie piwo sam - powiedział Sierżant Szef.

Bo Danny Deever wisieć ma, na miejsce go prowadźcie,
Zabił kolegę, który spał, dobrze mu w twarz popatrzcie,
On hańbą okrył cały pułk, wstyd przyniósł swym krajanom,
Będzie wisiał Danny Deever dzisiaj rano.

Co to za cień na słońca tle? - któryś z rekrutów rzekł.
Danny o życie walczy swe - powiedział Sierżant Szef.
Co to tak skamle w górze tam? - któryś z rekrutów rzekł.
Danny się z duszą żegna swą - powiedział Sierżant Szef.

Już zawisnął Danny Deever, gra orkiestra szybki marsz,
Pułk w kolumny się formuje, maszeruje z nami wraz!
Cóż to? Młodzi drżą rekruci? Sami będą piwo pić!
Danny Deever powieszony został dziś.

przełożył Andrzej Nowicki

Grody i Trony


Grody i Trony w obliczu Czasu
Ważą zaledwie tyle,
Co wątłe kwiecie łąki i lasu,
Żyjące chwilę.

Ale jak z wiosną paki nowemi
Tryska kwiat młody,
Tak z wyczerpanej, wzgardzonej ziemi
Znów wstają Grody.

Wiosenny Narcyz w blasku urody
Snadź nigdy się nie dowie,
Jakie jesienne zwarzyły chłody
dawne listowie.

Nieświadom prawdy i pełen pychy,
Ufa bezpiecznie,
Że żywot jego tak krótki, lichy
Trwać będzie wiecznie.

Tak Czas, nad miarę zawsze łaskawy
Wszystkiemu, co tu żywie,
Ślepcem na wieczne każe być sprawy,
Ufać szczęśliwie.

By mógł, zstępując w śmierci podziemia
Gdzie grób nań czeka,
"Bacz, jak są trwałe", rzecze Cień do Cienia,
"Dzieła Człowieka"

przełożyła F. Arnsztajnowa

Hieny


 Gdy pogrzebowy oddział zszedł ze sceny
 I odleciały zawiedzione kanie,
 Z ciemności zmyślne wyłażą hieny,
 By o poległych naszych mieć staranie.

 Zupełnie obojętne jest hienie,
 Jak który umarł i dlaczego.
 Rozgrzebią pyskiem krzaki i kamienie,
 Aż dokopią się do zabitego.

 Przejęte tylko tym, że będą żarły,
 Aby żyć, dobrze o tym wiedzą,
 Że bezpieczniejszym mięsem jest umarły
 Od najsłabszego z żywych, które jedzą,

 (Bo i koza ubodzie, i robak też utnie,
 Czasem się i dziecko sprzeciwi,
 Ale palcem nie ruszą, szarpani okrutnie,
 Biedni żołnierze nieżywi).

 Więc chichot, wrzask i grudy lecą,
 Aż białe kły wbijają głęboko
 W koszulę żołnierską i dobrze chwycą,
 I trupa na wierch wywloką.

 I znowu, zanim się stado stłoczy,
 Żałosne pokaże się lico,
 Lecz nie zobaczą go żyjących oczy
 Z wyjątkiem Boga i tych, co

 Nie mają duszy, wstydu i sumienia,
 W cokolwiek zęby wbili,
 I nie skalają zmarłego imienia.
 To już jego plemienia przywilej.
 
przełożył Robert Stiller

Wampir


Był głupiec - biedak, co wzdychał od lat -
(Ot tak - jak ja i ty)
Do kłębka włosów i gnatów i szmat,
Co go kobietą zwykł gładki zwać świat;
Och! Dlań to - kochanie - dlań gwiazda - dlań
Kwiat!
(Znamy to - ja i ty!)

Hej, zawodów żal! Wiecznych tęsknic dal!
Hej, przelane na darmo łzy!
Wzięła ona - zabrała! - Ta pustka, to Nic!...
I nie pojęła z nich nic, nie odczuła nic!
Widzim dziś: nie odczuła ni skry!

Był głupiec - biedak, co jej wszystko dał!
(Ot tak - jak ja i ty!)
Dał cześć i złoto i laur twórczych chwał...
Krasopióry ów dziw z wszystkiego go zgrał...
Ha! Bo chłopak nie wodę, a krew w żyłach
miał...
(Ot tak - jak ja i ty!)

Gdzie plon naszych rąk, gdzie znój krwawych mąk,
Gdzie młodzieńczych marzeń sny?!
Ach! To ona je wzięła! Ta pustka, to Nic!
I nie pojęła z nich nic, nie odczuła nic!
Widzim dziś: nie odczuła ni skry!

Az ci głupiec - biedak i skórę zbył...
(Ot tak - jak ja i ty!)
Nie zostało mu nic, czemby nędze swą skrył!
Więc...cisnęła go z lekka w plugawy wzgard pył...
A tam...duch mu zczezł precz, a już tylko
cień żył.
( Znamy to - ja i ty!)

Lecz - nie żółć jej zdrad - i nie wzgardy jad
Wiecznym żalem nam w sercach drży!...
Jeno...wiemy już dziś, że ta pustka, to Nic -
Nie pojęła - ach! nic!... Nie odczuła nic!
I nie mogła z nas odczuć ni skry!...

przełożył K. H. Wachtel

Miasto snów


Na krańcu czerwonych tych wód,
Gdzie lampa samotna się pali,
Czy wiecie, gdzie Litość ma gród
Wzniesiony wśród cichej snu fali?
Tam ból swój składają nędzarze,
Człek chory tam czuje się zdrów -
Nam zasie, o Boże! o Boże!
Nim oko przymrużyć się może
Opuszczać Policjant-Dzień każe
Ten cichy, ten błogi Gród snów.

Z pól, z łąk swych pospiesza tu lud,
Królowie zdejmują korony,
Wkraczając w Litości ten gród,
Co dla nas zamyka swe brony.
Po dziennym tu skąpiesz się gwarze
I wyjdziesz stąd skrzepion i zdrów -
Nam zasie, o Boże! o Boże!
Nim oko przymrużyć się może
Opuszczać Policjant-Dzień każe
Ten cichy, ten błogi Gród snów.

Na krańcu czerwonych tych wód,
Gdzie sen się zaczyna uroczy,
Ach! patrzeć nam wolno na gród,
Lecz nikt z nas do wnętrza nie wkroczy.
Od bram odtrąceni przez straże,
Do trosk swych wracamy - i znów,
Nim oko przymrużyć się może,
Policjant-Dzień, Boże! o Boże!
Bezsennym opuszczać nam każe
Ten cichy, ten błogi Gród snów.


przełożył Jan Kasprowicz

Samica swego gatunku

Kiedy wieśniak w Himalajach pysznego niedźwiedzia spotka
I wrzaśnie na postrach, niedźwiedź często z życiem puszcza kmiotka.
Lecz ząb i szpon rozedrą go, jeżeli to niedźwiedzica.
Gdyż od samca dużo bardziej śmiercionośną jest samica.

Krok niebacznej stopy słysząc, grzejąca się w słońcu kobra
Odczołga się nieraz w bok, bo zgoda też bywa dobra.
Ale jeśli to samica, nie popuści jej wścieklica.
Gdyż od samca dużo bardziej śmiercionośną jest samica.

Siuksów lub Apaczów ucząc chrześcijańskich praw i spraw,
Jezuici bledli, jeśli wdała się w to jakaś squaw.
Wcale nie od wojowników bladły im ze zgrozy lica!
Gdyż od samca dużo bardziej śmiercionośną jest samica.

W lękliwym sercu swym mężczyzna niedomówień tłamsi nawał,
Gdyż Bóg nie po to mu kobietę dał, aby ją wydawał.
Ale gdy mąż się spotka z łowcą, wyjawiają sobie głośno,
Iż samica jest od samca dużo bardziej śmiercionośną.

On, choć i niedźwiedziowaty, a poza tym cham i glista,
Woli dojść do kompromisu, na którym i on skorzysta,
I przeciwnik. Konsekwencja gołych faktów rzadko prze go
Do konkluzji ostatecznej skutku nieodwołalnego.

Czy to strach, czy to głupota, skłaniają go do poglądu,
Że i wróg, nim się go rozwali, godzien jest jakiegoś sądu.
Sprośny żart w nim złość ostudza, wątpliwość i litość mącą
To, co jej płeć ma za rzecz wątpliwości nie budzącą.

Przecież Bóg mu dał kobietę tylko do jednego celu
Zbrojną i wyposażoną, do jednego, nie do wielu:
By pokoleń, co przyjść mają, nigdy w świecie nie zawiodła.
Po to jest od samca bardziej śmiercionośna, groźna, podła.

Zagrożona śmiercią w mękach, gdy ma coś żywego w łonie,
Bez wahań i bez litości, własne prawo bierze w dłonie.
Co znaczy dla niej żart lub fakt? To męskie figle, męska sprawa!
Ona jest drugim prawem. My żyć mamy tylko według tego prawa.

Nic nie wnosi w życie oprócz potęgi, którą świat zachwyca
Jako matka swego dziecka i samca swego samica.
Gdy nie ma ich, egzekwuje prawa swe i ważność swoją
Zbrojna wciąż w tę broń kobiecą, której wszyscy się tak boją.

Wtedy, w braku grubszych węzłów, bierze ślub z przekonaniami,
Jej dziećmi są jej poglądy. Biada temu, kto je splami!
Żadnej tam wymiany zdań, tylko z miejsca dzika, wściekła
Samica gatunku swego, pójść gotowa w otchłań piekła

Za dziecko swe i za samca. Tak jak walczy niedźwiedzica.
Jak ta kobrzyca, z której syknięć każde zabójczy jad przemyca.
Co słowo, to wiwisekcja, tkanka nerwowa już odkryta
I z bólu skręca się ofiara, jak z Indianką jezuita.

Więc mężczyzna, tchórz, gdy siada z takimi jak on śmiałkami
Do narady, musi dbać, ażeby zawsze byli sami
W zmaganiach z życiem i sumieniem, ramiona wznosząc do Boga
Sprawiedliwości, co kobiecie musi obca być i wroga.

Mężczyzna wie! Że kobieta, przez Boga mu powierzona,
Żądać ma, nie rządzić i rozpalać, nie zniewalać. Ona
Też wie. Jej instynkt nieomylny ostrzeżeniem go zaszczyca,
Że w jej gatunku bardziej śmiercionośną jest samica.

Przełożył Robert Stiller

czwartek, 30 stycznia 2014

O sławie


Trzeba rozróżnić nazwę i rzecz. Nazwa to jest głos, który określa i naznacza rzecz; nazwa to nie jest cząstka samej rzeczy, ani jej substancji; to coś obcego, przylepionego do rzeczy i będącego zewnątrz niej. Bóg, który jest w sobie samym pełnią i kresem wszelkiej doskonałości, nie może wzmagać się i róść wewnątrz swej istoty, ale imię jego może wzmagać się i róść przez błogosławieństwo i chwałę, jaką dajemy jego zewnętrznym dziełom. Tej chwały nie możemy wcielić w niego, ile że nie jest możebny w nim przyrost dobra: oddajemy ją jego imieniu jako rzeczy będącej poza nim, ale mu najbliższej. Oto w jaki sposób Bogu samemu tylko przynależy wszelka cześć i chwała; i nie ma nic bardziej oddalonego od rozumu, niż kiedy uganiamy się za nią dla siebie. Jesteśmy ubodzy i pełni niedostatku w samym wnętrzu; istota nasza jest z gruntu niedoskonała i potrzebuje ustawicznej poprawy; w tym tedy kierunku powinniśmy pracować. Jesteśmy cale próżni i jakoby wydrążeni: owo nie wiatrem i głosem należy się napełniać; trzeba nam twardszej materii, iżbyśmy się nią skrzepili. Człowiek zgłodniały byłby bardzo głupi, gdyby się uganiał raczej za pięknym odzieniem niż za dobrym posiłkiem; trzeba biec za tym, co pilniejsze. Jako powiada nasza codzienna modlitwa, Gloria in excelsis Deo, et in terra pax hominibus[751]. Zbyt wiele nam nie dostaje piękności, zdrowia, rozumu, cnoty i innych zasadniczych przymiotów: o zewnętrznych ozdobach będzie czas myśleć wówczas, kiedy się zaopatrzymy w rzeczy konieczne. Teologia omawia bardziej wyczerpująco i uczenie ten przedmiot; co do mnie, nie jestem w tym tak biegły.

Chryzyp i Diogenes pierwsi spośród pisarzów nader stanowczo zalecali wzgardzenie sławy. Powiadali, iż ze wszystkich rozkoszy żadna nie jest bardziej niebezpieczna, godniejsza unikania jak ta, zależna zgoła od poklasku drugich. W istocie, doświadczenie wskazuje nam jej zdradzieckie i wielce szkodliwe skutki. Nie ma rzeczy, która by tak zatruwała władców jak pochlebstwo ani też przez którą by niegodziwcy łacniej znachodzili posłuch i uznanie. Niczym tak snadnie[752] i tak często nie doprowadza kuplerstwo cnoty niewiast do upadku, niż karmiąc je i zabawiając własną ich chwalą. Pierwsze omamienie, jakiego użyły syreny, aby odurzyć Ulissesa, było tej natury:

Zbliż się chlubo Achiwów, Odysie z Itaki![753]

Owi filozofowie powiadali[754], że wszystka chwała świata nie jest warta, aby rozumny człowiek bodaj palec wyciągnął, by ją nabyć:

Gloria quantalibet quid erit, si gloria tantum est?[755]

to znaczy, dla niej samej: prowadzi ona bowiem często za sobą wiele korzyści, przez które może stać się upragnioną: zjednywa przychylność, czyni nas mniej wystawionymi na zniewagi i obrazy ludzkie, i tym podobne rzeczy. Był to również jeden z głównych dogmatów Epikura; przepis bowiem jego sekty: Kryj swoje życie, broniący ludziom obarczać się urzędami i sprawami publicznymi, kładzie również z konieczności za warunek wzgardę dla chwały, która jest uznaniem świata dla czynności wykonywanych jawnie i na oczach. Ten, który nam rozkazuje kryć się i troszczyć jeno o nas samych, który nie chce, abyśmy byli znani drugim, tym bardziej nie chce, byśmy szukali ich chwały i gloryfikacji. Jakoż radzi Idomeneuszowi, aby zgoła nie miarkował swych uczynków wedle powszechnego sądu lub mniemania, chyba tylko dla uniknięcia innych postronnych niedogodności, jakie wzgarda ludzka mogłaby nań sprowadzić.

Te nauki są, moim zdaniem, niezmiernie prawdziwe i słuszne: ale istnieje w naszym wnętrzu jakoweś rozdwojenie, które sprawia, iż równocześnie nie wierzymy w to, w co wierzymy, i nie umiemy się wyzwolić z tego, co potępiamy.

Posłuchajmy ostatnich słów Epikura, jakie powiedział, umierając. Są wielkie i godne takiego filozofa; zdradzają wszelako niejaki ślad zalecenia swego imienia i tej właśnie dbałości, którą potępiał tak w swoich naukach. Oto list[756], jaki podyktował na krótko, nim wydał ostatnie tchnienie:

„Epikur do Hermacha, z pozdrowieniem.
Piszę te słowa, spędzając szczęśliwy, to jest ostatni, dzień mojego życia; wśród takich wszelako boleści pęcherza i jelit, iż niepodobna wyobrazić sobie nic okrutniejszego. Ale cierpienia te równoważy rozkosz, jaką czerpie moja dusza we wspominaniu własnych dzieł i nauk. Otóż polegając na przyjaźni, jaką miałeś od dzieciństwa dla mnie i dla filozofii, proszę cię, byś objął opiekę nad dziećmi Metrodora”.

Oto jego list. Jest coś, co budzi przypuszczenie, iż owa rozkosz, którą dusza jego znajduje w swoich wymysłach, dotyczy poniekąd reputacji, jakiej spodziewał się dostąpić po śmierci: mianowicie pewien punkt testamentu, w którym żąda, aby „Amynomachus i Timokrates, jego spadkobiercy, co roku w rocznicę jego urodzin, w styczniu, dostarczali wszystkiego, co Hermachus uzna za potrzebne (jak również i dwudziestego dnia każdego miesiąca) na traktament co zażylszych filozofów, którzy mają się zbierać przez pamięć jego i Metrodora”.[757].

Karneades był rzecznikiem przeciwnego poglądu; utrzymywał, iż sława sama z siebie godna jest pożądania[758]: tak jak miłujemy tych, co przyjdą po nas, dla nich samych, nie znając ich ani nie mając z nich żadnego pożytku. To mniemanie zyskało sobie najpowszechniejszy poklask jako zwykle te, które zgodniejsze wśród dóbr doczesnych, i uważa za dwie równie błędne ostateczności, i uganiać się za nią, i unikać jej.

Sądzę, iż gdybyśmy posiadali księgi, jakie Cycero napisał w tym przedmiocie, opowiedziałby nam ładne rzeczy! Człowiek ten tak był opętany tą namiętnością, że gdyby śmiał, byłby (tak mniemam) snadno[759] popadł w tę ostateczność, w którą popadli inni, a mianowicie, że cnota sama upragniona jest jeno dla chwały, zawsze idącej w jej tropy:

Paulum sepultae distat inertiae
Celata virtus[760].

mniemanie tak z gruntu fałszywe, iż mierzi mnie, że mogło kiedykolwiek postać w umyśle człowieka zaszczyconego mianem filozofa!

Gdyby to było prawdą, trzeba by być cnotliwym jeno na oczach ludzi. Na nic by się nie zdało dzierżyć w porządku i statku same poruszenia duszy, gdzie jest prawdziwe mieszkanie cnoty, chyba o tyle, o ile miałyby dojść do świadomości drugich. Chodziłoby tedy tylko o to, aby grzeszyć przemyślnie i ostrożnie. „Jeśli wiesz — powiadał Karneades — iż wąż ukryty jest w miejscu, gdzie, nie wiedząc o tym, ma się posiąść ktoś, czyja śmierć byłaby dla ciebie z korzyścią, czynisz niegodziwie, nie przestrzegając go o tym: i to tym bardziej, że uczynek twój będzie wiadomy tylko tobie”. Jeśli nie znajdziemy w sobie samych nakazu czynienia dobrze, jeśli bezkarność ma nam obstać za sprawiedliwość, w ileż złoczyństwa możemy codziennie popaść! To, co uczynił Sext. Peducens, oddając G. Plotiusowi skarb zawierzony mu[761] bez niczyjej wiedzy i co ja też nieraz miałem sposobność uczynić, nie tyle uważam za godne pochwały, ile uważałbym za wielce haniebne, gdyby temu chybił. Toż uważam za dobre i pożyteczne w naszych czasach przywodzić sobie na pamięć przykład P. Sekstiliusa Rufa, którego Cycero obwinia, iż zagarnął dziedzictwo przeciw swemu sumieniu, mimo iż nie tylko nie przeciw prawom, ale wręcz mocą samego prawa. Takoż M. Krassus i Q. Hortensjusz[762], których z przyczyny ich władzy i potęgi cudzoziemiec pewien powołał do dziedziczenia w fałszywym testamencie (pragnąc tym sposobem łatwiej zapewnić sobie swoją cząstkę), zadowolili się tym, iż nie brali udziału w fałszerstwie, lecz nie wzdragali się zgarnąć zeń korzyści; dość mając się pokrytych, iż wychodzą czyści wobec oskarżycieli, świadków i prawa. Meminerint Deum se habere testem, id est (ut ego arbitror) mentem suam[763].

Cnota jest bardzo czczą i niestałą rzeczą, jeśli podstawy swoje czerpie w chwale. Próżno staralibyśmy się wówczas zachować jej udzielną rangę i odłączali ją od przypadków losu; cóż bowiem bardziej przygodnego niż sława? Profecto fortuna in omni re dominatur: ea res cunctas, ex libidine magis quam ex vero, celebrat obscuratque[764]. To, aby czyn jakiś był znany i widziany, to czyste zrządzenie przypadku; los to rozdziela chwałę wedle swego kaprysu. Widziałem często, jak kroczyła przed zasługą; jak często przewyższała zasługę o znaczny kęs drogi. Ten, kto pierwszy wpadł na myśl przyrównania cienia do sławy, utrafił lepiej, niż miał zamiar. Jedno i drugie są rzeczy niezmiernie nikłe: toż samo cień idzie niekiedy przed swoim ciałem i niekiedy przewyższa go o wiele wymiarem. Ci, którzy uczą szlachcica, aby w męstwie szukał jeno chluby, quasi non sit honestum quod nobilitatum non sit[765], czegóż innego uczą go, jeśli nie tego, aby się nie hazardował nigdy, o ile go nie widzą, aby dobrze baczył, czy są w pobliżu świadkowie mogący dać świadectwo jego męstwa; gdy ma dokoła tysiąc okazji spisania się dobrze bez widoku ludzkich oczu. Ileż pięknych poszczególnych uczynków przepada w ciżbie bitwy? Kto w takim zamieszaniu bawi się kontrolowaniem drugiego, ten widać sam nie bardzo jest zatrudniony. Świadectwo, jakie składa o czynach towarzyszów, zwraca się jakoby przeciw niemu samemu. Vera et sapiens animi magnitudo, honestum illud, quod maxime natura sequitur, in factis positum, non in gloria, iudicat[766].

Jedyna chwała, do jakiej dążę w życiu, to aby je przeżyć spokojnie: spokojnie nie wedle Metrodora albo Archesilasa, ani Arystypa, ale wedle siebie. Skoro filozofia nie umiała znaleźć żadnej drogi ku spokojności, która by była dobra wszystkim, niech każdy szuka jej oddzielnie.

Czemu zawdzięczają Cezar i Aleksander nieskończony ogrom swej sławy, jeśli nie fortunie? Ilu ludzi zgasiła ona na samym początku kolei, ludzi, o których żaden słych do nas nie doszedł, a którzy imali się rzeczy z tym samym sercem co oni, gdyby nieszczęśliwy los nie był ich osadził w miejscu w samym zaczątku dzieła? Wśród tylu różnych przygód nie przypominam sobie, abym czytał, by Cezar kiedykolwiek był ranny: tysiące wszak poginęły od niebezpieczeństw mniejszych niż najmniejsze z tych, które on przebył. Nieskończona mnogość pięknych czynów ginie bez świadomości, nim jeden wyjdzie swemu sprawcy na korzyść. Nie zawsze się jest na szczycie wyłomu albo na czele wojska, na oczach swego wodza jakoby na scenie. Nieraz zajrzy się w oczy śmierci w chaszczu albo rowie, nieraz przyjdzie stawić na kartę życie, dobywając lichy jaki kurnik; albo trzeba wypłoszyć paru mizernych muszkietników ze spichrza; albo zgoła samemu odłączyć się od wojska i puścić na azard jakowejś wycieczki; ot, wedle tego, jak żąda potrzeba. A gdy się dobrze przypatrzyć, spostrzeżemy pono, że najmniej świetne okazuje się najniebezpieczniejszym; i że w wojnach, które toczyły się za naszych czasów, więcej zginęło godnych ludzi w błahych i małej wagi okazjach, przy zdobywaniu jakowejś stodoły niż na ważnych i zaszczytnych polach.

Kto uważa śmierć swoją za źle użytą, jeśli to nie będzie w jakiejś głośnej potrzebie, ten zamiast wsławić swą śmierć, zaciemnia własnowolnie życie, dając tymczasem umknąć mnogim i sprawiedliwym okazjom, w których godziło się puścić na azard, a każda, która sprawiedliwa, dość jest głośna, ile że własne sumienie dość je otrębuje każdemu. Gloria nostra est testimonium conscientiae nostrae[767]. Kto jest dzielny jeno dlatego, by o tym wiedzieli i dowiedziawszy się, szacowali go wyżej; kto chce czynić dobrze jeno pod warunkiem, że cnota jego dojdzie do świadomości ludzi, ten nie jest mężem, po którym by się można spodziewać wiele pożytku.

Credo che'l resto di quel verno cose
Facesse degne di tenerne conto;
Ma fur sin a quel tempo si nascose,
Che non è colpa mia s' or' non le conto:
Perchè Orlando a far l' opre virtuose,
Più ch'a narrarle poi, sempre era pronto,
Ne mai fu alcuno de' suoi fatti espresso,
Se non quando ebbe i testimonii apresso.[768]

Trzeba iść na wojnę z obowiązku i czekać owej nagrody, która nie może chybić pięknym czynom, by nie wiem jak ukrytym, ba, nawet cnotliwym myślom: a jest nią owo zadowolenie, jakie dobrze ukształtowane sumienie odczuwa samo w sobie z dobrego czynu. Trzeba być dzielnym dla siebie samego i dla dumy będącej w tym, aby dzierżyć swe męstwo w statecznej i niezłomnej postawie wbrew wszystkim ciosom fortuny.

Virtus, repulsae nescia sordidae,
Intaminatis fulget honoribus:
Nec sumit aut ponit secures
Arbitrio popularis surae[769].

Nie dla popisu dusza nasza powinna odegrać swą rolę; jeno w nas samych, wewnątrz, gdzie nie ma innych oczu jeno nasze. Tam chroni nas ona od obawy śmierci, bólu, nawet hańby; tam umacnia nas przeciw stracie dzieci, przyjaciół i mienia; kiedy zaś zdarzy się potrzeba, prowadzi nas takoż na azardy wojny, non emolumento aliquo, sed ipsius honestatis decore[770]. Oto korzyść zaiste większa i godniejsza o wiele, aby jej pragnąć i spodziewać się niż cześć i chwała będące nie czym innym jeno przychylnym sądem, jaki o nas mają ludzie.

Aby rozsądzić rzecz o włókę ziemi, trzeba wyszukać z całego narodu dwunastu ludzi: zasię sąd o naszych chęciach i uczynkach (najbardziej trudna i ważna materia jaka istnieje!) zdajemy na głos pospólstwa i motłochu, rodziców niewiedzy, niesprawiedliwości i niestatku. Czyż słuszna jest życie mędrca czynić zależnym od sądu głupców? An quidquam stultius, quam, quos singulos contemnas, eos putare esse universos?[771]. Kto bądź troszczy się o to, aby się im podobać, nigdy tego nie osiągnął; cel to zgoła niepochwytny i bez kształtu[772] Nil tam inaestimabile est, quam animi multitudinis[773]. Demetriusz mówiąc o głosie ludu, powiadał uciesznie, iż niewiele więcej przykłada wagi do tego, który wychodzi górą, co dołem. Tenże powiadał: Ego hoc iudico, si quando turpe non sit, tamen non esse non turpe, quam id a multitudine laudetur[774]. Żadna sztuka, żadna giętkość umysłu nie umiałaby poprowadzić naszych kroków w ślad tak błędnego i niestałego przewodnika. W tym jakoby wietrznym pomieszaniu hałasów, gawęd i powszechnych mniemań, które nas popychają, niepodobna ustalić żadnej dobrej drogi. Nie składajmy sobie tak chwiejnego i odmiennego celu: idźmy niewzruszenie za rozumem. Niechaj powszechne uznanie dąży za nami tamtędy, jeśli chce; wszelako, jako iż ono zależy w zupełności od przypadku, nie mamy prawa spodziewać się go spotkać raczej na tym gościńcu niż na innym. Gdybym nawet nie szedł prostą drogą dla jej rzetelności, szedłbym nią dlatego, iż z doświadczenia przekonałem się, że ostatecznie pospolicie jest najszczęśliwsza i najzbawienniejsza: Dedit hoc providentia hominibus munus, ut honesta magis iuvarent[775]. Pewien marynarz w starożytności tak mówił do Neptuna podczas wielkiej burzy[776]: „O boże, ocalisz mnie, jeśli chcesz; jeśli chcesz, zgubisz mnie: ale do końca będę dzierżył prosto mój ster”. Widziałem za mego czasu z tysiąc giętkich, obrotnych, wykrętnych ludzi, o których nikt nie wątpił, iż są zręczniejszymi dworakami ode mnie: przedsię[777] znaleźli zgubę, gdzie ja ocalałem.

Risi successu posse carere dolos[778].

Paweł Emilius, udając się na swą chlubną wyprawę do Macedonii, upomniał przede wszystkim lud rzymski, aby „na czas tej nieobecności powściągnął język w rozprawianiu o jego czynach”. Jakąż zawadą w wielkich rzeczach jest ta swawola sądów! Ile że nie każdy posiada hart Fabiusza wobec powszechnych, przeciwnych i obelżywych głosów; który raczej wolał dać poszarpać swą powagę czczym rojeniom ludzi, niż z przychylną reputacją i aplauzem powszechności gorzej wywiązać ze swych zadań.

Jest niejaka przyrodzona słodycz w tym, aby być chwalonym; ale poświęcamy dla niej o wiele za dużo:

Laudari haud metuam, neque enim mihi cornea fibra est;
Sed recti finemque extremumque esse recuso
Euge tuum et belle[779].

Nie tyle troszczę się o to, jaki jestem w oczach drugich, ile o to, jaki w swoich własnych. Chcę być bogaty sam przez się, nie z pożyczanego. Obcy widzą jeno zewnętrzne wypadki i pozory; każdy może czynić dobrą minę na zewnątrz, wewnątrz zasię będąc pełen niepokoju i przestrachu; nie widzą serca, widzą jeno postawę. Słusznie pomstują na obłudę w potrzebach wojennych: cóż bowiem łatwiejszego ku temu wiedzie, niż umykać się niebezpieczeństwom, a udawać srogiego, mając serce pełne tchórzostwa? Tyle jest sposobów, aby unikać okazyj azardowania się własną osobą, iż tysiąc razy uda się świat oszukać, nim się raz nogę wysunie w niebezpieczne miejsce; a i wówczas nawet, czując, że już nie lża[780] się cofnąć, łatwo jest na ten jeden raz nadrobić rzecz srogą twarzą i sierdzistą mową, mimo iż dusza dygoce we wnętrzu. Gdyby ten i ów miał do rozporządzenia ów pierścień platoński, czyniący za obróceniem oczka ku dłoni niewidzialnym tego, kto go nosi na palcu, to pewna, iż sporo by się ludzi ukryło tam, gdzie się godzi narażać najwięcej, i żałowaliby, iż los postawił ich w tak zaszczytnym miejscu, na którym z konieczności muszą udawać zuchów.

Falsus honor iuvat, et mendax infamia terret
Quem, nisi mendosum et mendacem[781].

Oto jak wszystkie sądy zbudowane na zewnętrznych pozorach osobliwie są niepewne i wątpliwe; i nie masz tak pewnego świadka, jak każdy sam dla siebie. A i w tej potrzebie, iluż prostych pachołków mamy towarzyszami naszej chwały? Ten, co się spiera niezłomnie na otwartym wyłomie, i cóż czyni, czego nie uczyniło przed nim pięćdziesięciu biednych piechurów, którzy torują mu drogę i okrywają go swym ciałem za pięć groszy dziennej płacy?

Non, quidquid turbida Roma
Elevet, accedas; examenque improbum in illa
Castiges trutina: nec to quaesiveris extra[782].

Nazywamy to: „przymnożyć sobie imienia”, jeśli je rozszerzymy i posiejemy w wielu ustach. Chcemy, aby je wymawiano z uwagą i aby ten przybytek wyszedł mu na korzyść; oto może najbardziej usprawiedliwiona pobudka tych zabiegów. Ale nadmiar tej choroby dochodzi tak daleko, że wielu stara się dać mówić o sobie, mniejsza w jaki sposób. Trogus Pompejus powiada o Herostracie i Tytus Liwiusz o Manliuszu Kapitolinie, że bardziej byli chciwi szerokiej niż dobrej sławy. Jest to błąd nader pospolity: więcej troszczymy się o to, aby o nas mówiono, niż o to, jak o nas mówią. Starczy nam, aby imię nasze krążyło w ustach ludzi w jakiej bądź postaci. Zdaje się, że być znanym, to znaczy życie swoje i jego trwałość oddać w pieczę drugich. Co do mnie, uważam, iż w domu jestem tylko u siebie; co do tego drugiego życia, które mieszka w mniemaniu przyjaciół, to, zważywszy je do gruntu i w samej istocie, wiem dobrze, że owoc i pożytek mogę zeń czerpać jedynie mocą próżności fantastycznego urojenia: kiedy zaś umrę, będę odczuwał je jeszcze mniej; a już zupełnie stracę owe prawdziwe korzyści, które czasem, przypadkowo, są z nim połączone. Nie będę miał żadnego punktu stycznego, przez który mógłbym pochwycić sławę, ani w którym mogłaby mnie ona dotknąć, albo dotrzeć do mnie. Obiecywać sobie, że spadnie na moje imię! Po pierwsze, nie mam imienia, które by było dostatecznie moje. Z dwóch, które mam, jedno wspólne jest całemu rodowi, ba i innym. Istnieje w Paryżu i w Montpellier rodzina zwana Montaigne; inna w Bretanii i w Saintonge, de la Montaigne; przesunięcie jednej zgłoski może tak poplątać nasze nici, że ja będę miał udział w ich chwale, a oni może w mojej hańbie. Dawniej moi używali nazwiska Eyquem, które dziś jeszcze przysługuje znanemu domowi w Anglii. Co się tyczy drugiego imienia, to jest ono dla każdego, kto ma ochotę je przybrać: w ten sposób miast siebie uczczę może jakiego woziwodę w moje miejsce. A wreszcie, gdybym miał nawet jakiś osobny swój znak i godło, to cóż może ono mówić wówczas, gdy mnie już nie ma? czy może oznaczyć i utrwalić nicość?

Nunc levior cippus non imprimit ossa
Laudat posteritas; nunc non e manibus illis,
Nunc non e tumulo fortunataque favilla
Nascuntur violae:[783]

ale o tym mówiłem już indziej. Zresztą w całej bitwie, w której dziesięć tysięcy osób okaleczeje lub zginie, nie ma ani piętnastu, o których by mówiono! Musi to być jakieś bardzo niepoślednie dostojeństwo albo jakoweś ważne pożytki złączone z czynem przez trafunek losów, iżby mogły zwrócić uwagę na postępek jednostki, nie mówię prostego żołnierza albo zgoła rotmistrza. Zabić człowieka albo dwóch, albo dziesięciu, stanąć śmiało oko w oko śmierci to, wierę, jest coś dla każdego z nas, idzie bowiem o nasze wszystko; ale dla świata są to rzeczy tak pospolite, widzi się ich tyle każdego dnia i tyle ich trzeba, aby wywołać znaczący skutek, iż nie możemy się stąd spodziewać żadnego osobliwego zaszczytu.

Casus multis hic cognitus, ac iam
Tritus, et a medio fortunae ductus acervo[784].

Z tylu tysięcy dzielnych ludzi, którzy zginęli od tysiąc pięciuset lat we Francji z bronią w ręku, nie ma ani stu, którzy by doszli naszej świadomości. Pamięć nie tylko wodzów, ale bitew i zwycięstw jest pogrzebana. Bogactwa więcej niż połowy świata dla braku registrów nie ruszają się z miejsca, a niszczeją bez trwania. Gdybym miał do rozporządzenia rejestr nieznanych wypadków, mniemam, iż zastąpiłbym nimi bardzo łatwo znane i to we wszelkim rodzaju przykładów. Ba, nawet z Rzymian i Greków, wśród tylu pisarzy i świadków, i tylu rzadkich i wspaniałych czynów jakże mało doszło do nas!

Ad nos vix tenuis famae perlabitur aura[785].

To już dużo, jeśli od dziś za sto lat będą ludzie z grubsza pamiętali, że za naszego czasu były wojny domowe we Francji. Lakończycy[786], idąc do bitwy, składali ofiary Muzom, iżby ich czyny były pięknie i godnie opisane, rozumiejąc, iż to jest łaska bogów i niepospolita, aby piękne czyny znalazły świadków umiejących dać im życie i pamięć. Czyż komu się roi, że przy każdej salwie z rusznic, która nas ugodzi, i przy każdym azardzie, na który biegniemy, stoi wraz pod ręką woźny gotów wciągać je do protokółu? A choćby i stu woźnych je spisało, komentarze ich nie przetrwałyby i trzech dni i nie doszłyby niczyich oczu! Nie posiadamy ani tysiącznej części dawnych pism; przypadek to daje im dłuższe albo krótsze życie wedle swej łaskawości. Nie możemy ręczyć, czy to, co doszło naszych rąk, nie jest najlichszą ich cząstką: ile że nie widzieliśmy ich reszty. Nie pisze się historii o lada czym: trzeba być wodzem, zdobywcą wielkiego królestwa: trzeba wygrać pięćdziesiąt dwie walnych bitew, zawsze będąc słabszym co do liczby, jak Cezar. Dziesięć tysięcy dobrych towarzyszów i wielu wielkich wodzów zginęło u jego boku dzielnie i odważnie, których imiona trwały póty, póki żyły ich żony i dzieci:

Quos fama obscura recondit[787].

O tych nawet, na których wyborne uczynki patrzyliśmy sami, w trzy miesiące, albo w trzy lata po ich zgonie nie więcej się mówi, niż gdyby wcale nie byli istnieli. Ktokolwiek zważy wedle słusznej miary i proporcji, jakich ludzi i jakich czynów chwała utrzymuje się w pamięci książek, ten znajdzie, iż w naszym wieku mało bardzo było czynów i bardzo mało osób mogących do tego rościć sobie prawo. Iluż widzieliśmy godnych ludzi, którzy przeżyli własną reputację, którzy patrzyli i cierpieli, jak gaśnie w ich oczach własna sława, bardzo sprawiedliwie nabyta za młodu. I za trzy lata tego fantastycznego i urojonego życia mamy tracić życie prawdziwe i istotne, i pogrążać się w wiekuistą śmierć! Mędrcy stawiają sobie piękniejszy i sprawiedliwszy cel w tym tak ważnym przedsięwzięciu: Recte facti, fecisse merces est: Officii fructus, ipsum officium est[788]. Można by ostatecznie wybaczyć malarzowi lub innemu rękodzielnikowi, wreszcie także retorowi albo gramatykowi, iż poci się dla zdobycia imienia przez twe pisma; ale dzieła cnoty zbyt są szlachetne same przez się, aby miały szukać nagrody indziej niż we własnej wartości, a zwłaszcza szukać jej w znikomości ludzkich sądów.

Jeśli wszelako to fałszywe mniemanie służy powszechności, aby utrzymać ludzi w ich obowiązkach; jeśli pobudza lud do cnoty; jeśli książęta czują niejakie podniesienie serca, widząc, jak świat błogosławi pamięć Trajana, a brzydzi się pamięcią Nerona; jeśli przejmuje ich grozą, gdy widzą, jak imię tego wielkiego obwiesia, niegdyś tak przeraźliwe i niecące postrach, dziś pierwszy lepszy szkolarz przeklina i hańbi swobodnie w swoim pensum; niechajże obłęd ten rośnie do woli i niech się szerzy wśród nas, ile tylko można. Platon, obracając wszystko ku temu, aby obywateli czynić cnotliwymi, radzi także nie gardzić dobrą reputacją i imieniem wśród ludu. Powiada, iż mocą jakowegoś boskiego natchnienia, zdarza się, iż nawet lichsi umieją często tak słowem, jak mniemaniem, sprawiedliwie odróżnić złych od dobrych. Mędrzec ten i jego nauka są zaiste cudownymi i śmiałymi budownikami w tym, aby wszędzie, gdzie chybia siła ludzka, wspomóc ją wpływem i objawieniem boskim; ut tragici poetae confugiunt ad deum, cum explicare argumenti exitum non possunt[789]. Dla tej to może przyczyny Tymon, chcąc go zbezcześcić, nazywał go wielkim fabrykantem cudów[790]. Skoro ludziom wskutek ich niewiedzy nie sposób jest wypłacić się w dobrej monecie, trzebaż przypomagać się fałszywą. Środek ten praktykowali wszyscy prawodawcy; nie masz społeczności, gdzie by nie było jakiejś domieszki albo czczych ceremoniów, albo kłamliwych mniemań służących za wędzidło do trzymania ludu w karbach. Dlatego to początki i źródła ich są zazwyczaj bajeczne i pełne nadnaturalnych tajemnic; to również dało powagę fałszywym religiom i zjednało im umysły rozumnych ludzi. Numa Pompiliusz i Sertoriusz, pragnąc tym skuteczniej narzucić się ludzkiej wierze, karmili ich tymi głupstwami: jeden, że nimfa Egeria, drugi, że jego biała łania przynosi mu wprost od bogów radę, ilekroć jej zapotrzebuje: i powaga, jaką Numa umiał dać swym prawom, wspiera się na czci dla owej bogini. Zoroaster, prawodawca Baktrianów i Persów, powoływał się na imię boga Oromazysa; Trismegistos u Egipcjan — Merkura; Zamolksis u Scytów, Westy; Charondas Chalcydejczyków — Saturna; Minos Kandiotów — Jowisza; Likurg Lakończyków — Apollina; Drakon i Solon u Ateńczyków — Minerwy. Wszelkie statuty społeczności mają boga u swego szczytu, inne fałszywie, prawdziwie zasię te, które Mojżesz postanowił ludowi Judei, wyszedłszy z Egiptu. Religia Beduinów, jako poświadcza pan de Joinville[791], twierdziła między innymi, że dusza tego, który zginął za swego księcia, przechodzi w inne ciało, szczęśliwsze, piękniejsze i silniejsze niż dawne: dzięki któremu wierzeniu azardowali[792] o wiele chętniej życie;

In ferrum mens prona viris, animaeque capaces
Mortis, et ignavum est rediturae parcere vitae[793].

Oto bardzo zbawienna wiara, mimo iż czcza sama w sobie. Każdy naród ma wiele takich przykładów: ale ten przedmiot zasługiwałby na osobną rozprawę.
Aby powiedzieć jeszcze słowo o mej pierwszej materii, nie radzę również paniom mianować swego obowiązku mianem czci; ut enim consuetudo loquitur, id solum dicitur honestum, quod est populari fama gloriosum[794]. Obowiązek to rdzeń, cześć to jeno kora. Toż nie radzę im dawać nam tej wymówki jako usprawiedliwienia swej oporności. Chcę przypuszczać, że ich intencje, ich chęci, pragnienia, to jest rzeczy, z którymi cześć nie ma nic do czynienia (ile że nic z nich nie jawi się na zewnątrz), rządzą się jeszcze surowszym statkiem niż uczynki.

Quae, quia non liceat, non facit; illa facit[795].

I wobec Boga, i w sumieniu byłoby równie wielką obrazą pragnąć tego jak wykonać: przy tym są to czynności z natury swojej tajemne i ukryte; bardzo łatwo byłoby damom ukryć to i owo świadomości drugich (od czego wszak cześć ich zależy), gdyby nie powodowało nimi ważniejsze o wiele poszanowanie swego obowiązku i skromności dla nich samych. Wszelka osoba godna czci raczej zgodzi się postradać swą cześć niż sumienie.



[751]
Gloria (…) hominibusBiblia, Łk 2:14.
[752]
snadnie (daw.) — łatwo.
[753]
Zbliż się chlubo Achiwów, Odysie z Itaki! — Homer, Odyseja, Pieśń XII (przekład Siemieńkiego).
[754]
Owi filozofowie powiadali, że wszystka chwała świata (…) — Cyceron, O granicach dobra i zła, III, 17.
[755]
Gloria (…) tantum est — por. Iuvenalis, Satirae, VII, 81.
[756]
Posłuchajmy ostatnich słów Epikura (…) — por. Cyceron, O granicach dobra i zła, II, 30; u Diogenesa Laertiosa (Epikur [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, X, 22) odbiorca nazywa się Idomeneus.
[757]
punkt testamentu, w którym żąda, aby „Amynomachus i Timokrates (…) mają się zbierać przez pamięć jego i Metrodora” — Diogenes Laertios, Epikur [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, X, 18.
[758]
Karneades (…) utrzymywał, iż sława sama z siebie godna jest pożądania — Cyceron, O granicach dobra i zła, III, 17.
[759]
snadno a. snadnie (daw.) — łatwo.
[760]
Paulum (…) virtus — Horatius, Odae IV, 9, 29.
[761]
Sext. Peducens, oddając G. Plotiusowi skarb zawierzony mu (…) — Cyceron, O granicach dobra i zła, II, 17.
[762]
M. Krassus i Q. Hortensjusz, których (…) cudzoziemiec pewien powołał do dziedziczenia w fałszywym testamencie (…) — Cyceron, O powinnościach, III, 18.
[763]
Meminerint (…) suam — Cicero, De officiis, III, 10.
[764]
Profecto (…) obscuratque — Sallustius, Catilina 8.
[765]
quasi (…) non sit — Cicero, De officiis, I, 4.
[766]
Vera (…) iudicat — Cicero, De officiis, I, 19.
[767]
Gloria nostra (…) conscientiae nostraeBiblia, 2 Kor 1:12.
[768]
Credo (…) apresso — „Wierzę, że na ostatku zimy znamienite/ Dzieła porobił; ale iż były zakryte,/ I jam do tego czasu o nich nic nie słyszał,/ Nie winienem, że o nich nic nie będę pisał./ Bo Orland więcej był zwykł czynić, niźli swoje/ Sprawy potem powiadać i czci godne boje,/ I wszystkie jego dzieła nie były wiedziane/ Okrom tych, które były od świadków widziane” (Ariosto Orland szalony XI, 81; przekład Piotra Kochanowskiego).
[769]
Virtus (…) surae — Horatius, Odae III 2, 17.
[770]
non emolumento (…) decore — Cicero, De finibus bonorum et malorum I, 10.
[771]
An quidquam (…) universos — Cicero, Tusculanae quaestiones [wyd. też pod tytułem: Tusculanae disputationes], V, 36.
[772]
Kto bądź troszczy się o to, aby się im podobać (…) — Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XCI.
[773]
Nil (…) multitudinis — Livius Titus, Ab Urbe condita, XXXI, 34.
[774]
Ego (…) laudetur — Cicero, De finibus bonorum et malorum, II, 15.
[775]
Dedit (…) iuvarent — Quintilianus, Institutio oratoria, I. 12.
[776]
Pewien marynarz (…) tak mówił do Neptuna podczas wielkiej burzy (…) — Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, LXXXV.
[777]
przedsię — przecież, a jednak.
[778]
Risi (…) dolos — Ovidius, Heroides, I, 18.
[779]
Laudari (…) belle — Persius, Satirae I, 47.
[780]
nie lża (daw.) — nie wolno, nie trzeba.
[781]
Falsus (…) mendacem — Horatius, Epistulae I, 16, 39.
[782]
Non (…) extra — Persius, Satirae I, 5.
[783]
Nunc (…) violae — Persius, Satirae I, 37.
[784]
Casus (…) — Iuvenalis, Satirae VIII, 9.
[785]
Ad nos (…) aura — Vergilius, Aeneida, VII, 646.
[786]
Lakończycy, idąc do bitwy, składali ofiary Muzom (…) — Plutarch, Powiedzenia spartańskie.
[787]
Quos (…) recondit — Vergilius, Aeneida, V, 302.
[788]
Recte (…) officium est — Seneca, Epistulae morales ad Lucilium, LXXXI.
[789]
ut tragici (…) non possunt — Cicero, De natura deorum I, 20.
[790]
Tymon (…) nazywał go wielkim fabrykantem cudów (…) — cytowany przez Diogenesa Laertiosa, Platon [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów, III, 26.
[791]
Religia Beduinów, jako poświadcza pan de Joinville (…) — Joinville, Pamiętniki, 48.
[792]
azardować — ryzykować.
[793]
In ferrum (…) vitae — Lucretius, De rerum natura, I, 461.
[794]
ut enim (…) gloriosum — Cicero, De finibus bonorum et malorum, II, 15.
[795]
Quae (…) facit — Ovidius, Amores, III, 4, 4.






Montaigne, Próby
tłumaczenie: Boy Żeleński