sobota, 23 lutego 2013

W labiryncie ignorancji

Ignorancja jest definiowana jako niewiedza o Czterech Szlachetnych Prawdach. Człowiek bez wglądu w Cztery Szlachetne Prawdy to puthujjana. Podsumujmy naszą wiedzę o puthujjanie, a to w ramach akcji zainicjowanej przez pewną wyrocznię: „Poznaj samego siebie”.

Fundamentalnie błędna postawa puthujjany jest omawiana w Suttach M 1 i M 49


Tu mnisi, niepouczony zwykły człowiek, nie szanujący szlachetnych i nieobeznany z ich Nauką i niezdyscyplinowany w niej, który nie szanuje prawdziwych ludzi i jest nieobeznany z ich Nauką i niezdyscyplinowany w niej:
Z ziemi ma percepcję ziemi, mając z ziemi percepcję ziemi, wyobraża (bycie tego) ziemią, wyobraża (bycie tego) w ziemi, wyobraża (bycie tego) poza ziemią, wyobraża ziemię będącą „moją”, rozmiłowuje się w ziemi. Dlaczego tak jest? Powiadam, że nie zna tego w pełni.

Ten schemat, tu ilustrowany ziemią, stosuje się do relacji puthujjany z każdym obiektem. Przedstawiona jako propozycja na poziomie refleksyjnym, to postawa puthujjany jest taka:

Dobry panie, mówię o trwałym, że jest trwałe, o stałym, że jest stałe, o wiecznym, że jest wieczne, o totalności, że jest totalnością, o tym co nie jest podmiotem zaniku, że nie jest podmiotem zaniku, o tym co ani się rodzi ani nie starzeje ani nie umiera ani nie zanika ani pojawia ponownie, i o tym poza co nie ma ucieczki, że poza to nie ma ucieczki. M49

Będący czymś pomiędzy puthujjanem a arahatem, sekha jest opisany w ten sposób:

Mnisi, mnich w (wyższym) treningu, którego umysł nie osiągnął jeszcze wyzwolenia, i który wciąż aspiruje do najwyższego bezpieczeństwa od niewoli:

Z ziemi ma bezpośrednią wiedzę o ziemi, mając z ziemi bezpośrednią wiedzę o ziemi, powinien nie wyobrażać (bycia tego) ziemią; powinien nie wyobrażać (bycia tego) w ziemi; powinien nie wyobrażać (bycia tego) poza ziemią, powinien nie wyobrażać bycia ziemi „moją”, powiadam, że powinien poznać w pełni.

Jak widzimy, Sutta zajmuje się poziomem pre-refleksyjnym ignorancji. Stąd użycie słowa powinien. Sekha jest wolny od ignorancji na poziomie refleksyjnym – ma przecież właściwy pogląd. Natomiast jak Sutta wyraźnie mówi, sekha ma jeszcze sporo do zrobienia, i Sutta mówi, co sekha powinien robić. Warto zauważyć tutaj różnicę w doborze słów. Puthujjana ma percepcję, podczas gdy sekha ma bezpośrednią wiedzę. Co wydaje się wskazywać, że w samym akcie postrzegania dochodzi do zniekształcenia i rzeczy przestają być widziane takimi jakimi są. A jakimi one są dla puthujjana? Odpowiedź Sutty, są one moje. Innymi słowy w relacji z obiektami, następuje ich zawłaszczenie. Temu zawłaszczeniu towarzyszy rozmiłowanie w obiekcie. W żadnym wypadku nie powinniśmy lekceważyć tej informacji, gdyż rozmiłowanie jest innym terminem na upadanautrzymywanie, które determinuje bhava – istnienie. A przecież nibbana, do której dążymy to właśnie wstrzymanie istnienia tutaj i teraz.


Widząc materialną formę okiem, pożąda jej gdy jest przyjemna, posiada złą wolę co do niej gdy jest nieprzyjemna, trwa z nieustanowioną uważnością ciała i ograniczonym umysłem, bez zrozumienia jak dochodzi do wyzwolenia serca i wyzwolenia przez zrozumienie, gdzie te złe, niekorzystne stany znikają bez pozostałości. Zaangażowany w faworyzowanie i oponowanie, gdy czuje jakieś uczucie, czy to przyjemne czy to bolesne, czy ani-przyjemne-ani-bolesne, rozmiłowuje się w tym uczuciu, potwierdza je i pozostaje przy nim. I tak, rozmiłowanie się w jakimś z tych uczuć to utrzymywanie. Z utrzymywaniem jako warunek istnienie, z istnieniem jako warunek narodziny, z narodzinami jako warunek starość i śmierć mają pozytywne istnienie, jak również żal, płacz, ból, smutek i rozpacz. Oto jak powstaje ta cała masa cierpienia. M 38

Są cztery zniekształcenia percepcji z czego najbardziej fundamentalnym jest widzenie tego co nie-ja jako ja. Zatem choć Sutta nie wymienia atta bezpośrednio, bez wątpienia opisuje ona korzeń ignorancji. Zawłaszczenie i rozmiłowanie. I jest jasne, że tam gdzie jest zawłaszczenie, musi być również obecne „ja”, do którego rzeczy należą. I jak widzimy z M 49 te poczucie subiektywnego „ja” jest związane z poczuciem wieczności i nieśmiertelności.
Ale wieczność i nieśmiertelność jest realizowana dopiero przez Tathagatę, który zgodnie z M 49 ma wiedzę o tym co nie ko-esencjonalne z wszystkością wszystkiego: 
 
Brahmo, mając bezpośrednią wiedzę o ziemi jako o ziemi i mając bezpośrednią wiedzę o tym co nie ko-esencjonalne z ziemistością ziemi, nie roszczę sobie być ziemią, nie roszczę sobie być w ziemi, nie roszczę sobie być poza ziemią, nie roszczę sobie ziemi jako mojej, nie czynię afirmacji o ziemi. 
 
I tak widzimy, że jednym z aspektów ignorancji jest niewiedza o elemencie nie-determinowanym, który jest nie ko-esencjonalny z imieniem-i-materią. W doświadczeniu puthujjany, jak wiemy ze współzależnego powstawania, świadomość wspiera się o imię-i-materię, co jest dokładnie tym co konstytuuje zniewolenie:

Jak to jest Anando, że z imieniem-i-materią jako warunek jest świadomość, powinno być widziane w ten sposób: jeżeli Anando świadomość nie uzyskałaby oparcia w imieniu-i-materii czy przyszłe powstanie i dojście do zaistnienia narodzin, starości i śmierci i cierpienia pojawiłoby się? - Oczywiście, że nie, Panie. - Zatem Anando, to jest powód, to jest przyczyna, to jest powstanie, to jest warunek dla świadomości, mianowicie imię-i-materia. Dotąd Anando człowiek może się rodzić czy starzeć czy umierać czy upadać czy powstawać dotąd jest sposób desygnacji, dotąd jest sposób języka, dotąd jest sposób opisu, dotąd jest sfera zrozumienia, dotąd jest kontynuacja samsary jako pojawienie się w sytuacji, dotąd mianowicie jak jest imię-i-materia ze świadomością. D 15

I tak, możemy powiedzieć, że puthujjana nie mając wiedzy o tym co nie ko-esencjonalne z wszystkością wszystkiego, o elemencie niedeterminowanym, ma jednak na poziomie pre-refleksyjnym silne poczucie wieczności, czy też trwałości – jak to widzimy z M 49. Zawłaszczając obiekty: to moje
puthujjana obdarza je trwałością - cały czas mówimy o poziomie pre-refleksyjnym, tu polecam aforyzm La Rochefoucauld: Lękamy się wszystkich rzeczy jako śmiertelni, a pragniemy ich, jak gdybyśmy byli nieśmiertelni. Tu oczywiście widzimy rolę ignorancji, która powoduje zniekształcenie percepcji i branie tego co nietrwałe jako trwałe. I tak choć temporalnie oczywiście zawłaszczenie nie poprzedza złudzenia „ja”, to jak widzimy z Sutty możemy mówić o strukturalnej zależności „ja” od „moje”. Tu przypomnę słowa czcigodnego Nanaviry Thery:

Puthujjana myśli „rzeczy są moje” (tj są moją troską) ponieważ jestem, ponieważ istnieję. Bierze on podmiot (ja) za pewnik; i jeżeli rzeczy są zawłaszczone, to dlatego, że on, podmiot istnieje. Sotapanna widzi jednakże, że to całkowicie błędne. Widzi on, że pojęcie „jestem” powstaje ponieważ rzeczy (tak długo jak jest jakikolwiek ślad niewiedzy) prezentują się jako „moje”. To znaczenie (intencja czy determinacja) „moje” lub „dla mnie” jest w pewnym sensie – pustką - negatywnym aspektem obecnej rzeczy (czy istniejącego fenomenu) skoro wskazuje to prosto na podmiot i puthujjana, (nie widząc nietrwałości tej wszechobecnej determinacji) zwodzi się zakładając, że w rzeczywistości istnieje podmiot - „ja” - niezależny od obiektu. W ten sposób może być widziane, że doświadczenie puthujjana, pańc'upadanakhandha ma negatywny aspekt (podmiot) i pozytywny aspekt (obiekt). Ale trzeba tu uważać, gdyż faktycznie podział podmiot/obiekt nie jest prostym podziałem na negatywne/pozytywne. Gdyby był takim, tylko pozytywne byłoby obecne (jako istniejący fenomen) a negatywne (podmiot) w ogóle nie byłby obecny, po prostu by nie istniał. Ale podmiot jest w pewnym sensie fenomenologiczny, jest on istniejącym fenomenologicznie negatywem, negatywem, który się pojawia, gdyż puthujjana zakłada obecną rzeczywistość swego „ja” (postawa, że ja jestem). Faktycznie, intencja czy determinacja „moje” wskazująca na podmiot, jest kompleksową strukturą włączającą niewiedzę. Podmiot nie jest prosto negatywny w relacji do pozytywnego obiektu; jest on mistrzem nad obiektem, i tak, rodzajem pozytywne-negatywnego; mistrzem, który nie pojawia się bezpośrednio, ale który w ten czy inny sposób istnieje. To ten mistrz, którego poszukuje puthujjana gdy jest zaangażowany w refleksję, by się z nim zidentyfikować, nadaremnie! ATTA

Tyle w skrócie o ignorancji na poziomie pre-refleksyjnym. Akceptując bezkrytycznie obecność w doświadczeniu ekstra-temporalnego monolitu „ja” i postawy „jestem”, puthujjana oczywiście ma problem, gdyż jak już zauważyliśmy, choć „ja” jest poczuciem wieczności, jest puste. To prowokuje puthujjanę do ucieleśniania tegoż „ja” poprzez samo-identyfikację z konkretnymi już obiektami. Budda wymiana pięć takich obiektów z którymi puthujjana może identyfikować swoje „ja”, niejako ucieleśniając się (sakkya) w czasie i przestrzeni. Te obiekty to oczywiście pięć agregatów objętych utrzymywaniem. Ten proces identyfikacji jest precyzyjnie rozpoznany przez Buddę i nosi miano poglądu na osobowość. Tam gdzie w rzeczywistości są tylko agregaty objęte utrzymywaniem, tam puthujjana widzi swoje „ja”. Identyfikując je z tymi agregatami, albo przynajmniej z jednym z nich:

Pani jak dochodzi do poglądu na osobowość?” „Tu niepouczony przeciętny człowiek, nie szanujący szlachetnych i nieobeznany z ich Dhammą, niezdyscyplinowany w niej, nie szanujący prawdziwych ludzi i nieobeznany z ich Dhammą, niezdyscyplinowany w niej, widzi materię jako ja, lub ja posiadające materię, lub materię w ja, lub ja w materii. Widzi on uczucie jako ja, lub ja posiadające uczucie, lub uczucie w ja, lub ja w uczuciu. Widzi on percepcję jako ja, lub ja posiadające percepcję, lub percepcję w ja lub, ja w percepcji. Widzi on determinacje jako ja, lub ja posiadające determinacje, lub determinacje w ja, lub ja w determinacjach. Widzi on świadomość jako ja, lub ja posiadające świadomość, lub świadomość w ja, lub ja w świadomości. Oto jak dochodzi do poglądu na osobowość”. M44


To samo można sformułować w trochę inny sposób:

Maha Moggalana: Vaccha, wędrowcy innych sekt uważają oko tak: „To moje, tym jestem, to moje ja” . Uważają ucho tak: „To moje, tym jestem, to moje ja”. Uważają nos tak: „To moje, tym jestem, to moje ja”. Uważają język tak: „To moje, tym jestem, to moje ja”. Uważają ciało tak: „To moje, tym jestem, to moje ja” . Uważają umysł tak: „To moje, tym jestem, to moje ja”. Dlatego też gdy stawia się im takie pytania, dają takie odpowiedzi jak: „Tathagata istnieje po śmierci”, „Tathagata nie istnieje po śmierci”, „Tathagata zarówno istnieje jak i nie istnieje po śmierci”, „Tathagata ani istnieje ani nie istnieje po śmierci”. Ale, Vaccha, Tatahagata, Arahat uważa oko tak: "To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Uważa ucho tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Uważa nos tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Uważa język tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Uważa ciało tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Uważa umysł tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Dlatego też gdy stawia mu się takie pytania, nie daje takich odpowiedzi. SN 44: 8

Oba fragmenty obrazują proces identyfikacji, z tym że w pierwszym samo-identyfikacja jest ilustrowana za pomocą agregatów objętych utrzymywaniem, a w drugiej za pomocą baz zmysłowych. Co warto jednak zauważyć, w obu przypadkach, gdy do takiej samo-identyfikacji dochodzi, mamy do czynienia z osobą (sakkaya). Oczywiście, że jak tu widzimy, istnienie tej osoby jest determinowane ignorancją, nie mniej puthujjana jako ofiara ignorancji traktuje swą osobę śmiertelnie poważnie, jako w pełni realny byt. To właśnie jest tym, co w formule współzależnego powstawania oddaje termin bhava.

Ciekawość puthujjany co do losów Tathagaty po śmierci powinna być dla nas zrozumiała. Puthujjana bierze istnienie – bhava – Tathagaty za pewnik i oczywiście interesuje się losami Tathagaty po śmierci, gdyż z istnieniem jako warunek, narodziny i śmierć. I oczywiście ariya nie zadaje sobie pytań o pośmiertny los Tathagaty, gdyż widzi, że ze wstrzymaniem procesu identyfikacji, w rzeczywistości w przypadku Tathagaty nie ma nikogo kto by się urodził i mógł umrzeć, gdyż istnienie od których zależą narodziny i śmierć zostało wstrzymane wraz z procesem identyfikacji. I tak, ariya widzi, że nibbana jest wstrzymaniem istnienia tutaj i teraz. By jednak widzieć tą sprawę jasno, na pierwszym miejscu trzeba się uwolnić od procesu samo-identyfikacji czyli inaczej od poglądu na osobowość.

Tego bez Nauki Buddy puthujjana nie jest w stanie wykonać, gdyż jego fundamentalna postawa jest taka: „To moje, tym jestem, to moje ja”. Tu widzimy, jak szkodliwe mogą być pseudonauki o tym, że nie ma „ja”. Od utrzymywania wiary w „ja” jest wolny dopiero wchodzący w strumień Dhammy, sotapanna i udało mu się to dzięki procesowi dezidentyfikacji i widzenia wszystkich rzeczy tak: „To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Jak to zauważył Ajahn Sumedho jest bardzo ważne, żeby z iluzji „ja” puthujjana nie popadł w iluzję, że nie ma „ja”. Od attavady wolny jest dopiero sotapanna.

Na koniec jeszcze można wspomnieć, że ignorancja bywa w Suttach opisywana jako relacja „ja i świat”. Zakłada to istnienie podmiotu jak i obiektywnego świata w którym ten podmiot istnieje. Te dwie rzeczy są nierozłączne. Nie mniej ten świat, który należy do „ja” i w którym puthujjana żyje jest animowany przez pragnienie i niewiedzę o elemencie nie determinowanym.

Ruch egzystencjalnie ustanawia przestrzeń. Zmiana egzystencjalnie ustanawia czas. W przestrzeni-czasie gdzie ruch nie jest obserwowany, nie ma czasu, i gdzie zmiana nie jest obserwowana nie ma przestrzeni. Tak jak ruch jest relatywny tj nie jest możliwe (czysto egzystencjalnie) przypisać absolutnego ruchu (czy stacjonarności) żadnemu ciału tak też zmiana jest relatywna tj nie jest możliwe przypisanie absolutnej zmiany czy stabilności żadnemu stanowi. „Absolutny bezruch” i „absolutna niezmienność” (czy to temporalna czy „wieczna”) zależą od świadomości funkcjonującej z unikatem „ja”. (Konsekwencje tego wydają się być takie, że wszystko jest relatywne).
Nanamoli Thera

Wraz z wiedzą o tym co niezmienne, koncepcja obiektywnego świata zostaje wstrzymana. Co ciekawe, wydawał się z tego zdawać sprawę pewien święty chrześcijański:

Koncepcja świata Izaaka nie ma jedynie wymiaru przestrzennego i materialnego, zaś anachoreza, jak wszystko co bierze się z praktyki, nie mogła być sku­teczna sama z siebie. Z tradycji monastycznej przejął on ascetyczną definicję świata, którą przed nim sfor­mułował abba Izaak - autor, którego czytał, podobnie zresztą jak Ewagriusza, w wersji syryjskiej. Słowo „świat" oznacza „postępowanie według ciała i zajmo­wanie się nim". Jest to ogólny termin służący do okre­ślania namiętności, z których każda ma swą własną nazwę. „Uwolnić się od świata" do tego stopnia znaczy „uwolnić się od namiętności", że Izaak może powie­dzieć, iż bieg świata się zatrzyma z chwilą wygaśnięcia namiętności. Ta idea, tak dla niego ważna, została rozwinięta przede wszystkim w drugim rozdziale.

Antoine Guillaumont, U źródeł monastycyzmu chrześcijańskiego, t. 2

Wypadałoby jeszcze omówić sytuację, gdy po uwolnieniu się od attavady i poglądu ucieleśniającego czyli poglądu na osobowość, sakkayaditthi trzeba jeszcze pokonać ignorancję manifestującą się koncepcją „jestem”. Jednakże ten kto dochodzi do takiego poziomu, sam dobrze wie co robić, jest niezależny od nikogo. W skrócie zatem, fundamentalną praktyką w tym przypadku jest dalsza kontemplacja nietrwałości pięciu agregatów objętych utrzymywaniem. Co innego jest nie utrzymywać poglądu „ja to ciało” a co innego jest nie doświadczać żadnego strachu gdy tak się wydarzy, iż to ciało natknie się na inne ciało – dajmy na to niedźwiedzia. Tylko arahat jest całkowicie wolny od strachu. Trochę więcej o przypadku sekha u którego postawa „jestem” wciąż jest obecna mówi Sutta.

Spadanie czyli


o elementach wertykalnych i horyzontalnych
w życiu współczesnego człowieka – fragmenty poematu

Dawniej
bardzo bardzo dawno
bywało solidne dno
na które mógł się stoczyć
człowiek
człowieka który się znalazł na dnie
dzięki swej lekkomyślności
lub dzięki pomocy bliźnich
oglądano z przerażeniem
zainteresowaniem
nienawiścią
radością
wskazywano na niego
a on czasem dźwigał się
podnosił
splamiony ociekał
Było to solidne dno
można powiedzieć
dno mieszczańskie
[…]
spadając uprawiamy nasze ogrody
spadając wychowujemy dzieci
spadając czytamy klasyków
spadając skreślamy przymiotniki
słowo spadnie nie jest
słowem właściwym
nie objaśnia tego ruchu
ciała i duszy
w którym przemija
człowiek współczesny
zbuntowani ludzie
potępione anioły
spadały w dół
człowiek współczesny
spada we wszystkich kierunkach
równocześnie
w dół w górę na boki
na kształt róży wiatrów
dawniej spadano
i wznoszono się
pionowo
obecnie
spada się
poziomo

Tadeusz Różewicz

Niesłyszalny krzyk


Powiem wprost
Nie chcę iść w żadne wyszukane metafory
W żadne domysły i sugestie
Poezję rozbieram z błękitnych, złocistych szat
Zrywam z niej wszelakie ozdoby
Ubieram ją w zwykłe zgrzebne odzienie
I mówię po prostu - nie chce mi się żyć
Dlaczego - ktoś zapyta
Odpowiem też po prostu
Bo broń produkuje się seryjnie
Bo jest kapelan
Bo lśni kropla święconej wody na armacie
Bo ona się smuci, że go nie trafił
Choć dobrze wie, w samo serce celował
Bo kropla krwi i łza
Muszą się meldować w urzędzie
I oświadczać jakiej są narodowości
Bo są dyskusje, debaty, konferencje
Którymi dyryguje
Ten depczący wszystko co dobre
Oszalały i krwiożerczy tyran
O miękkiej, zwodniczo niewinnej nazwie
A jest nim słowo - mieć
Można by jeszcze mnożyć
Powody niechęci do życia
Ale czy te już nie wystarczą...
Zakończę na tym
Że do uratowania godności
Pozostał tylko przeraźliwy
Niesłyszalny krzyk rozpaczy
I ochota spalenia się
Ze wstydu
Że jest się człowiekiem...

Tadeusz Różewicz

piątek, 22 lutego 2013

Marai o cierpliwości


Prawdziwym znakiem wyższej świadomości jest dla mnie cierpliwość. To, jak człowiek zwraca się z cierpliwością ku przerażającym i wspaniałym komediom tego świata. Jak cierpliwie przygląda się koszmarom i radościom. Tą cierpliwość daje tylko mądrość. Nie zawsze jest to mądrość wiedzy, czasami jedynie mądrość serca. „Jedynie?” Pewnie to więcej niż mądrość umysłu.

z Dziennika

Śmierć - Afanasij Fet



„Żyć, pragnę żyć! – krzyk jego słychać głuchy –


Chociażby złuda! I złuda jest cenna!”
Nie myśli się, że tylko lód to kruchy,
Że po nim kłębi się otchłań bezdenna...

Uciekać? Jak? Co prawdą jest, co błędem?
Ostoja gdzie, by na niej rękę oprzeć?
Przed każdym wszak roześmianym młodym pędem
Triumfująca śmierć już staje w poprzek.

Na próżno ślepiec szuka, gdzie jest droga,
Na ślepy instynkt kroki swoje zdawszy,
Lecz jeśli życie – gwarnym targiem Boga,
To śmierć świątynią Jego będzie zawsze.


przełożył Kazimierz Andrzej Jaworski

czwartek, 21 lutego 2013

Theravada - pytania początkującego 12


PYTANIE: Czym jest osiągnięcie nibbany?
ODPOWIEDŹ: Sutty podają taką odpowiedź a może raczej podpowiedź:

„Tak jak płomień zdmuchnięty siłą wiatru,
Upasivo – rzekł Zrealizowany,
Odchodzi i nie stosuje się do niego żadna desygnacja,
Tak też Milczący Mędrzec, uwolniony od imienia-ciała
Odchodzi, i nie stosuje się do niego żadna desygnacja”

„Kiedy tak odszedł, czy już dłużej nie istnieje?
Lub czy trwa po wsze czasy?
Niech mędrzec mi to objaśni,
Ponieważ jest to dla niego zrozumiałe”.

„Nie ma miary na tego kto tak odszedł.,
Upasivo - rzekł Zrealizowany,
Nie ma w nim nic przez co mógłby być opisany.
Kiedy wszelkie idee zostały zniesione,
wszelkie drogi opisu zostały zniesione”. 

Sn 5: 7

PYTANIE: Gdybyś mógł trochę bardziej objaśnić, dlaczego nic nie da się powiedzieć o nibbanie?

ODPOWIEDŹ: Opisać możesz tylko to co się zamanifestowało w doświadczeniu, to jest stało się obiektem pięciu zmysłów albo przynajmniej obiektem mentalnym. Nibbana jednak nie jest tego typu obiektem. W terminach świadomości, każda świadomość jest świadomością czegoś, imienia-i-materii. I dopóki świadomość jest wspierana przez imię-i-materię, możesz do opisu tego doświadczenia używać języka. Ale nibbana jest właśnie oderwaniem świadomości od imienia-i-materii. Takiego czegoś możesz bezpośrednio doświadczyć, ale nie możesz już używać języka do opisu pozytywnego. Możesz najwyżej zastosować opis negatywny i powiedzieć, że nibbana jest końcem chciwości, nienawiści i złudzenia, albo, że jest wstrzymaniem istnienia.

By zrealizować to co niezmienne, musisz puścić wszystko to co nietrwałe i porzucić wszelką identyfikację z nietrwałym. Dopóki przywiązanie i identyfikacja są obecne, można coś o tobie powiedzieć. Gdy przywiązanie i samoidentyfikacja zostają wstrzymane, mowa, język przestają być użytecznym narzędziem opisu:

Gdzie jest osoba, możesz coś o tym powiedzieć, ale kiedy nie ma samoidentyfikacji z poszczególnym, co może być powiedziane? Nisargadatta Maharaj

Oczywiście nie należy błędnie pojmować nibbany w oparciu o zwykłą logikę, czcigodny Nanamoli mówi o dwóch demonach: Dwa demony: jeden który nalega na to, że to co wywnioskowane przez werbalne procesy musi korespondować z doświadczeniem, i drugi który nalega, że to co nie może być osiągnięte przez werbalne procesy nie może korespondować z doświadczeniem.

Potwór Pana Cogito

1
Szczęśliwy święty Jerzy
z rycerskiego siodła
mógł dokładnie ocenić
siłę i ruchy smoka

pierwsza zasada strategii
trafna ocena wroga

Pan Cogito
jest w gorszym położeniu

siedzi w niskim
siodle doliny
zasnutej gęstą mgłą

przez mgłę nie sposób dostrzec
oczu pałających
łakomych pazurów
paszczy

przez mgłę


widać tylko
migotanie nicości

potwór Pana Cogito
pozbawiony jest wymiarów

trudno go opisać
wymyka się definicjom

jest jak ogromna depresja
rozciągnięta nad krajem

nie da się przebić

piórem
argumentem
włócznią

gdyby nie duszny ciężar
i śmierć którą zsyła
można by sądzić
że jest majakiem
chorobą wyobraźni

ale on jest
jest na pewno

jak czad wypełnia szczelnie
domy świątynie bazary

zatruwa studnie
niszczy budowle umysłu
pokrywa pleśnią chleb

dowodem istnienia potwora
są jego ofiary

jest dowód nie wprost
ale wystarczający

2
rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem

należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy

w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia

słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm

oddychać płytko
udawać że nas nie ma

Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby

chciałby walczyć
z potworem
na ubitej ziemi

wychodzi tedy o świcie
na senne przedmieście
przezornie zaopatrzony
w długi ostry przedmiot

nawołuje potwora
po pustych ulicach

obraża potwora
prowokuje potwora

jak zuchwały harcownik
armii której nie ma

woła -
wyjdź podły tchórzu

przez mgłę
widać tylko
ogromny pysk nicości

Pan Cogito chce stanąć
do nierównej walki

powinno to nastąpić
możliwie szybko

zanim nadejdzie
powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtem

Zbigniew Herbert

Powrót do nie wiem

Pora powrócić do nie wiem.
Z patrzących
znów zapadamy się w stan oglądanych.
Milczymy.
Zbyt wiele rzekliśmy.
Słuchajmy.
Wszyscy będziemy jeszcze przesłuchani.

Falują nasze przeźroczyste twarze
w prądach wiatru
wyzbyte dotyku.
Wibrują liczby wyzbyte wymiaru.
Trwają ciężary pozbawione wagi.

Co widzi słyszy nas kiedy nie wiemy
co śni nas kiedy błądzimy na jawie
co nas ogląda nakręca nagrywa
gdy nam się zdaje że jesteśmy sami?

Pora powrócić do nie wiem.
Powtórzyć
obwoływanie strąconych bałwanów
krnąbrne przestrzenie
ogień drzewo kamień
strukturę pyłu
rozpacz i nadzieję.

Urszula Kozioł

środa, 20 lutego 2013

Początek mądrości


Postrzeganie naszego największego lęku jako incydentu bez znaczenia, nie tylko w życiu wszechświata, ale i w życiu naszej duszy, to początek mądrości. Utrzymanie tej perspektywy w samym środku tego lęku to pełna mądrość. W chwili gdy cierpimy, ludzki ból wydaje się nam nieskończony. Ale nawet ludzki ból nie jest nieskończony, bo nic, co ludzkie, nie jest nieskończone, a nasz ból nie ma żadnej wartości poza tym, że jest bólem którego doświadczamy. 

Fernando Pessoa
Księga niepokoju

Powiedział Pitagoras


Życie nasze, powiedział Pitagoras, podobne jest wielkiemu i ludnemu zebraniu na czas olimpijskich igrów; jedni ćwiczą ciała, aby osiągnąć chwałę w zapasach; drudzy wynoszą towary na sprzedaż dla zysku; są inni, wierzę nie najgorsi, którzy nie szukają innej korzyści, jeno patrzeć jak i dlaczego każda rzecz się dzieje, i być spektatorami życia drugich, aby o nim sadzić i wedle tego kierować swoim.

Montaigne

Confiteor


Bosi na ulicach świata
Nadzy na ulicach świata
Głodni na ulicach świata
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!
Zgroza i nie widać końca zgrozy
Zbrodnia i nie widać końca zbrodni
Wojna i nie widać końca wojny
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!
Zagubieni w dżungli miasta - moja wina
Obojętność objęć straszna - moja wina
Bez miłości bez czułości - moja wina
Bez sumienia i bez drżenia - moja wina
Bez pardonu wśród betonu - moja wina
Na kamieniu rośnie kamień - moja wina
Manna manna narkomanna - moja wina
Dokąd idziesz po omacku - moja wina
I nie słychać końca płaczu - moja wina
Jedni cicho upadają - moja wina
Drudzy ręce umywają - moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi - moja wina
O człowieka coraz trudniej - moja wina
- moja wina
- moja bardzo wielka wina!

Edward Stachura

Borges - Blind Pew

Z dala od morza i wspaniałej wojny
(Bo tak swe klęski miłość chce upiększyć)
Szedł ślepy korsarz i stopami dręczył
Piaszczyste szlaki Anglii, monotonne.

Wioskowych kundli gnany ujadaniem,
Chłostany kpiną gospodarskich synów,
Zasypiał wreszcie snem płytkim, spękanym
Od kurzu w rowach, od czarnego pyłu.

Wiedział, że gdzieś na brzegu jasnym
Jest zakopany skarb: ten jego, własny.
Łatwiej mu było jarzmo losu znieść.

Także na ciebie pośród złotych piasków
Skarb nieprzekupny czeka w pełnym blasku:
Przestronna, mglista, nieuchronna śmierć.

Jorges Luis Borges
przełożyła Krystyna Rodowska

wtorek, 19 lutego 2013

Theravada - pytania początkującego 11


PYTANIE: Jakie powiązania są między Nauką Buddy a Nauką?
ODPOWIEDŹ: Nie ma sensu próbować opisywać czegoś samemu, skoro ktoś już dokonał bardzo dobrego opisu. Zatem tylko zacytuję czcigodnego Nanamoli Therę:

Dhamma nie zachodzi w konflikt z Nauką. Metody obu dziedzin są bardzo podobne (tj badanie doświadczenia, zapamiętywanie tego co się przebadało i formułowanie prawdziwego poglądu zgodnego z faktycznością badanego doświadczenia); ale materiał jest różny. Szacowna nauka (fizyka) poświęca się badaniu zewnętrznego świata i wszystkie nauki ograniczają się (lub powinny to robić) do publicznie obserwowanego zachowania. Dhamma poświęca się badaniu subiektywnego umysłu, rozpoznaje materialną sferę ale pozostawia ją tym, którzy są nią zainteresowani. Cele są różne. Nauka kieruje się lub powinna to robić, tylko ciekawością i nie ma etyki; wszelka etyka przez nią używana nie ma w niej oparcia i jest zapożyczona od religii czy filozofii, które to nauka odrzuca. Nie ma ona technik na radzenie sobie z subiektywnym (ból etc) i może radzić sobie z bólem tylko przez nieuprawnione działanie [nieuprawnione ponieważ naukowiec wie o istnieniu bólu (u siebie) tylko przez dokonanie nieautoryzowanego wglądu w swoje subiektywne nienaukowe doświadczenie]. Dhamma zajmuje się wyłącznie eliminacją bólu, czemu wszystko inne jest podporządkowane.

Zauważ ironię tej wypowiedzi. Podkreśla ona fundamentalną różnicę pomiędzy Dhammą a nauką. Znaczną część danych w Nauce Buddy osiągamy przez introspekcję, badanie samego siebie, podczas gdy nauka na pierwszym miejscu eliminuje subiektywnego obserwatora. Zatem wskazówka dla ciebie, jeżeli ktoś zachwala Naukę Buddy i powołuje się przy tym na naukę, możesz sobie śmiało darować konwersację z takim człowiekiem, ponieważ nic się z niej nie nauczysz. Obszary badań obu nauk zupełnie się nie pokrywają. Takie podpinanie nauki pod Dhammę ma miejsce, gdy „buddysta” sam nie mający większego pojęcia o Dhammie, odczuwa zabobonny szacunek do współczesnej nauki, i w ten sposób chce się dowartościować. To zupełnie zbędne, gdyż Budda był geniuszem a jego Nauka jest perfekcyjna i nie wymaga dla swego prestiżu by była w zgodzie z jakimikolwiek innymi naukami. Przeciwnie, czym jakaś nauka jest bliżej Dhammy, tym jest bardziej godna szacunku.

Możesz to łatwo zauważyć, gdy naukowcy spekulują na temat natury czasu i przestrzeni. Nic co odkryją nie będzie miało większego odniesienia do rzeczywistości, a to z prostego powodu, że rzeczywiste doświadczenie obserwowanego pola wymaga obecności obserwatora. To już nawet nie to, co twierdzi fizyka kwantowa, że obserwator ma wpływ na obserwowane pole, a po prostu, że obserwowane pole jest determinowane istnieniem obserwatora. W terminach współzależnego powstawania czas i przestrzeń są determinacjami i są zależne od ignorancji.

Wiara


wierzę że Bóg podobny jest do gołębicy
że człowiek może zmienić się
w dowolną część maszyny
co nie oznacza
że nie ma mu wyrosnąć lwia grzywa
albo skrzydła anielskie
(w anioły także wierzę)
Wierzę w insygnia wszystkich mocarstw
Wierzę we wszystkie ideały
i w szaleństwo ich głosicieli
Nie wykluczam:
samorództwa
dzieworództwa
zapłodnienia przez styk damskiego zadka z fotelem
na którym od dawna nikt nie siedział
Wierzę że facet któremu się nic nie udaje
może zostać nagle synem szczęścia
Że największym poetą naszego kraju
nie jest ten siwy pan z dochodami
ani ten młody dobijający się do dochodów
ale stary tragarz który nie napisał nic
oprócz kilku podań
Wierzę w praducha
i pramaterię
i wszystkie pre-pradokumenty
i we wszystkie pro anty korr i kontra
Nie wierzę tylko w niemożliwe
Wszystko jest możliwe na tym świecie
składającym się
hiii... hiii
z wirujących punkcików
których jeszcze
hiii... hiii
nikt nie widział.

Andrzej Bursa

Borges - Poemat o darach

Marii Esther Vázquez
Nikt nie umniejszy wyrzutem ni łzami
Pomysłu, którym arcymistrz harmonii
Błysnął: w przystępie wspaniałej ironii
Bóg dał mi ciemność na równi z księgami.

Nad miastem książek powierzył władanie
Oczom bez światła, co zdolne jedynie
Odczytać sprawnie z bibliotek omamień
Sennych fragmenty bez sensu, prześwity

Świtaniom wzięte. Na próżno dnia jasność
Sypie im książek stosy nieskończone,
Płonących niczym rękopisów strony,
Gdy w Aleksandrii czas je brał na własność.

Z pragnienia, z głodu (czytam w greckim micie)
Padł król przy źródle, gdzie ogrody wokół,
A ja bez celu udręczam granice
Bezdennych, stromych bibliotek bez oczu.

Encyklopedie, atlas świata, Zachód,
Orient, dynastie, wieków korowody,
Symbole, kosmos, kosmogonii wzory,
Wszystko w tych murach, lecz próżny ich zachód.

Powolnie mroczny, półcień wydrążony,
Szukam wciąż laską niezdecydowaną,
Ja, com upatrzył krainę wybraną
W raju bibliotek, przemierzał jej strony.

Coś, co nie może być przecież nazwane
Ślepym przypadkiem, tu sprawuje wartę;
Inny już przyjął w inne wpółzatarte
Wieczory – księgi i mrok nieprzebrany.

Gdy wkraczam chwiejnie w długie korytarze,
Czuję ze świętym, acz niejasnym drżeniem,
Że jestem innym, umarłym. Zwidzeniem,
Żem szedł tak samo w dniach tych samych zdarzeń.

I który z nas dwóch pisze ten poemat
Z „ja” w liczbie mnogiej, ale w jednym cieniu?
Cóż mnie obchodzi słowo w mym imieniu,
Gdy niepodzielna, jedna anatema?

Groussac czy Borges, patrzę na bezcenny
Świat, który traci kształty i kolory.
W popiele bladym, od mglistości chory,
jest jak niepamięć i jak omam senny.

Jorge Luis Borges
przełożyła Krystyna Rodowska

poniedziałek, 18 lutego 2013

Theravada - pytania początkującego 10


PYTANIE: Przeczytałem gdzieś, że doktryna anatta jest nierozerwalnie związana ze zrozumieniem dwóch poziomów nauczania, relatywnego i absolutnego i że bez tego nie da się pojąć Nauki Buddy. Czy to prawda?
ODPOWIEDŹ: Powiedziałbym odwrotnie, dopóki w swym myśleniu używasz do zrozumienia Nauki Buddy dwóch poziomów, relatywnego i absolutnego, jest w najwyższym stopniu prawdopodobne, że nie zrozumiesz Nauki Buddy. Przede wszystkim powinieneś sobie zdać sprawę, że współcześni buddyści, nie mówię, że wszyscy ale z pewnością znaczna ich część, nie mają większego szacunku dla Nauki Buddy. Jeżeli chcesz ją zrozumieć, nie powinieneś ich w tym naśladować i powinieneś położyć większe zaufanie w Sutty. I jeżeli to zrobisz, zobaczysz, że Budda nigdzie nie nauczał o dwóch poziomach zrozumienia, relatywnym i absolutnym. Owszem, są dwa poziomy, poziom ariya i poziom puthujjana, ale to co innego. Jeżeli masz wiarę, powinieneś zadać sobie pytanie: „Skoro, tak jak twierdzą zwolennicy tzw. 'prawdy absolutnej' jej wprowadzenie jest niezbędne do zrozumienia Nauki Buddy, to czemu sam Budda nie wprowadził tego pojęcia?”

Tak jak mówiliśmy o tym przedtem, jest coś takiego jak właściwy pogląd. Oraz jesteś ty, który chcesz zrozumieć Naukę Buddy, co uwolni cię od błędnego poglądu w który teraz jesteś zaangażowany. Ale niestety, skoro rzeczywistość postrzegasz przez pryzmat błędnego poglądu, nie jesteś sam w stanie dojść do tego czym jest właściwy pogląd, gdyż esencją błędnego poglądu jest nierozpoznanie właściwego poglądu jako właściwego poglądu. I tak, jesteś skazany na błądzenie po omacku. Sutty zapewniają ci standard właściwego poglądu. Czytasz je, studiujesz i porównujesz ze swoimi poglądami. Tam gdzie dostrzegasz, że twoje poglądy są sprzeczne z Suttami, rezygnujesz z nich. To możemy nazwać „oczyszczeniem inteligencji przez wiarę”. Nie wiesz przecież, czy rzeczywiście Sutty dają ci standard właściwego poglądu. Nie może być inaczej, bo dopiero, gdy sam dysponujesz właściwym poglądem, będziesz mógł mieć pewność co do Sutt. Zatem jesteś skazany na wiarę.

Problem tylko w tym, jeżeli do standardu Sutt wprowadzasz jakieś obce elementy, takie jak prawda absolutna, które to Nauki nie pochodzą od Buddy, to takie coś może być poważną przeszkodą na drodze zrozumienia. Zatem na pierwszym etapie, bardzo dobrze sobie wyznaczyć sobie standard. Oczywiście tu jest problem taki, że jako będący o błędnym poglądzie, nie wiesz czy ufać Birmańczykom, którzy wprowadzili Milindapanhę do Kanonu czy też raczej odrzucić ten tekst. Tu znowu musisz użyć wiary, tacy mnisi jak Nanamoli Thera i Nanavira Thera zdecydowanie doradzają ci odrzucenie tego tekstu, jak i Visuddhimaggi i skoncentrowanie się na samych Suttach. Jak widzisz, wiara jest naszą codziennością. Różni nauczyciele mówią różne rzeczy na temat Nauki Buddy. Ty kierując się wiarą, uważasz jednych za godnych zaufania a innych lekceważysz. Dokonujesz wyboru i w sumie nie masz wyjścia, gdy jeden nauczyciel mówi coś zupełnie odmiennego od drugiego. Używasz funkcji wiary. Tyle, że jeżeli kierujesz się tylko swym własnym widzimisię, to co robisz przypomina grę w rosyjską ruletkę, gdyż dokonanie błędnego wyboru, jest równoznaczne z kontynuowaniem samsary. Dlatego nawet jeżeli odczuwasz naturalną inklinację ku pewnym nauczycielom, staraj się wybadać na ile ich słowa są zgodne z Nauką Buddy. I oczywiście poznawanie Nauki Buddy powinieneś zacząć studiować od Sutt a dopiero potem zainteresować się co o Suttach mówią inni nauczyciele. W ten sposób okazujesz szacunek Dhammie i dajesz sobie większe szanse, że nie wprowadzą cię w błąd naukami niezgodnymi z Dhammą.

Borges - Chwila




Gdzie są wieki i gdzie są sny tych mieczów, które
mrok piekielnych otchłani obnażone śniły,
gdzie są mury potężne, co się zawaliły,
gdzie jest Drzewo Adama i to Drzewo wtóre?
Jest tylko teraźniejszość. To pamięć, to ona
czas buduje. Następstwo i podstęp przeróżny
to zwyczaje zegara. Rok nie jest mniej próżny,
mniej płony niż historia jest różna i płona.
Między świtem a zmierzchem zieje straszna jama
cierpień, blasków, rozpaczy, kłopotów natrętnych;
twarz, która się przegląda w spękanych i mętnych
lustrach nocy już nie jest bynajmniej ta sama.
Dziś ulotne to kruchość i wieczność bezmierna;
nie ma innego Nieba, innego Inferna.


przełożył Leszek Engelking


Chwila

Gdzież mogą podziewać się stulecia, gdzież ten
o mieczach sen, który śnili Tatarzy,
gdzież mocne mury, co z ziemią się zrównały,
gdzież Drzewo Adama i ów drugi Pień?
Teraźniejszość jest sama. Pamięć wznosi
budowlę czasu. Dziedzictwem i fałszerstwem
jest rutyna zegara. A rok jest mniej
daremny niźli daremność historii.
Między początkiem dnia a nocą jest otchłań
świateł i lęków, i agonii;
twarz, która przegląda się w nocnych
zużytych lustrach, to nie ta sama twarz, obca.
Ulotne dzisiaj wątłe jest i to jest wieczność;
na inne nie licz Niebo, ani na inne Piekło.

Jorge Louis Borges
przekład Edward Stachura

Dwadzieścia lat później


czyli spotkanie ze szkolnym kolegą w mieście X, gdzie czas jakiś zatrzymałem się w drodze na pewien płaskowyż andyjski

Więc tutaj, stary, w twoim mieście goszczę
Nieduży pokój, ale lubię go
Poddasze, widzisz, siadaj tam przy oknie
Przestronny widok, jasna dzisiaj noc

Ja już muszę iść...

Spokojnie, stary, nie ma tu pobudki
Przyszliśmy ledwie, już uciekać chcesz?
Herbaty zrobię, dobra rzecz po wódce
No i w ogóle nie tak późno jest

Pamiętasz, stary, dawne czasy szkolne?
Najlepszy byłeś w całej siódmej B
Potęga w bójce i w nauce orzeł
Rój dziewuch wtedy w tobie durzył się

Co z tobą stary? Jak papuga trujesz
Pijany jesteś, masz herbatę, pij
Odpocznij chwilę, trochę wyparujesz
A potem, bracie, gdzie cię pędzi, mknij

Ja już muszę iść... do żony
Bo mnie całkiem z domu przegoni

Ty płaczesz, stary? Niech to licho trzaśnie!
Kapelusz popraw, proszę: nie płacz już
Już nie wiem zresztą, może popłacz właśnie
A jakby coś tam, no to wracaj tu

Płakał jak dziecko ten, który 20 lat wcześniej zapowiadał się nie na to, czym stał się 20 lat później. Sprowadziłem go na dół po skrzypiących, krętych schodach, klepnąłem w plecy i poszedł skąpo oświetloną ulicą tej dzielnicy miasta, którą od tej chwili znielubiłem i postanowiłem niebawem opuścić. Patrzyłem czas jakiś za dawnym, szkolnym kolegą, na jego wstrząsane łkaniem, przygarbione plecy, aż wsiąknął w ciemność. Więcej go nie widziałem.

Ty - dobrze zapowiadający się młody kolego, uważaj!
I na niektórych zakrętach: wolnego!

Edward Stachura

Nauka chodzenia

Tyle miałem trudności
z przezwyciężeniem prawa ciążenia
myślałem że jak wreszcie stanę na nogach
uchylą przede mną czoła
a oni w mordę
nie wiem co jest
usiłuję po bohatersku zachować pionową postawę
i nic nie rozumiem
"głupiś" mówią mi życzliwi (najgorszy gatunek łajdaków)
"w życiu trzeba się czołgać czołgać"
więc kładę się na płask
z tyłkiem anielsko-głupio wypiętym w górę
i próbuję
od sandałka do kamaszka
od buciczka do trzewiczka
uczę się chodzić po świecie

Andrzej Bursa

Dudziom Rinpocze - Medytacja i spokój



My ludzie składamy się z ciała, mowy i umysłu, ale to nasz umysł jest tym co nazywamy „Królem który Spełnia Wszystko” - „Kundże Gjalpo”, który panuje nad ciałem i mową i kieruje nimi. Twórcą szczęścia jest umysł i twórcą cierpienia jest także umysł.

Jak powstaje szczęście? Gdy będziemy obserwowali swój umysł i uważnie pozostawimy go w stanie spokoju, wówczas pojawi się szczęście.
Jak powstaje cierpienie? Ponieważ pragnienia umysłu są nienasycone, gdy on pożąda przedmiotów pragnienia, powoduje to powstanie wszelkiego rodzaju zakłócających emocji, takich jak gnie i agresja, które z kolei wzbudzają chmarę negatywnych myśli. Wpędza nas to we wszelkiego rodzaju nie kończącą się aktywność, która w całości wplątana jest w negatywne działania, w ten sposób stwarzając negatywną karmę. Skutkiem tego, umysł i ciało schwytane są w niemożliwe do uniknięcia więzienie nie uśmierzonego cierpienia. Aż do chwili śmierci, nie ma końca tego cierpienia i wyczerpującego, uciążliwego trudu umysłu. Gdyby śmierć była całkowitym końcem tego, to byłoby cudowne; jednak, faktycznie, umiera tylko nasze ciało a nie umysł. I to czym umysł zajmuje się w tym życiu - wszystkimi tymi negatywnymi i niepomyślnymi działaniami - jest tym za czym będziemy musieli podążać w następnym życiu, doświadczając konsekwencji, które odpowiadają temu dokładnie.

Zatem, w tym życiu i w następnym będziemy odkrywali, że działania pozytywne i negatywne, szczęście i cierpienie, wszystkie zależą od umysłu. To, co musimy zrobić to zawrócić umysł i zebrać go w sobie. Ponieważ, jeśli spojrzymy na nasz umysł, zobaczymy że jest tak zwariowany i tak powikłany jak szaleniec; rzeczy o których nie sądzimy, że moglibyśmy kiedykolwiek pomyśleć, pomyślimy dziewięć razy. Wtedy zrozumiemy, że umysł jest odpowiedzialny także za szaleństwo i że musimy go zawrócić i sprowadzić z powrotem do siebie; gdyż to na czym musimy się skupić to aktywność, która uspokaja i stabilizuje umysł.

Bez wprowadzenia do umysłu pewnego rodzaju ciszy, swobody i rozluźnienia, i bez stosowania sposobów sprowadzających spokój i szczęście - lub przynajmniej myślenia o  zrobieniu tego - moglibyśmy posiadać bogactwo tak ogromne jak Góra Sumeru, potężne jak ocean, a jednak wciąż nie bylibyśmy zadowoleni. Gdyż jeśli będziemy mieli co, to będzie istniało cierpienie posiadania a jeśli nie będziemy mieli czegoś, to będzie istniało cierpienie nie posiadania. Jeśli zaczniemy coś, będzie istniało cierpienie niemożności skończenia tego. Chociaż cierpienie może ukazać się nam jako szczęście, samą jego istotą jest zawsze cierpienie Tak więc zdecyduj się i bądź pewien, że główną przyczyną tego wszystkiego jest umysł.  Moglibyśmy zapytać: zatem, jaki jest ten umysł? Gdybyśmy mieli zbadać go dokładnie, odkrylibyśmy, że nie ma on żadnej formy, na którą można by przeć, żadnego dźwięku do usłyszenia - on jest jak wiatr. Niespodziewanie myśl powstaje i tak samo niespodziewanie znika. Oprócz tego nie ma niczego innego.

Z tego pustego umysłu powstaje pusta myśl, jednak zamiast zostawić ją tak jak ona jest, próbujemy uchwycić tę myśl, poprzez wzbudzenie następnej. Pierwsza myśl daje pracę drugiej myśli tak aby uchwyciła myśl...itd. bez końca. Gdy w ten sposób jedna myśl zatrudnia drugą myśl, stwarza to iluzję i rozproszenie i sprawia, że w naszej głowie wiruje. Tak więc powinniśmy zrozumieć to: w jaki sposób stwarzamy nieskończony łańcuch myśli i bezustannej aktywności, i że wszystko to jest całkowicie bezcelowe.

Jeśli ścigamy myśl, to nigdy nie będziemy mogli jej uchwycić. Więc zamiast tego, niech sam umył wgląda w umysł Gdy umysł rzeczywiście obserwuje umysł, zauważymy, że świadomość która patrzy i obserwowany umysł nie mogą być oddzielone ani odróżnione. Przyczyną całej iluzji i zwiedzenia są powstające myśli, „namtok”, tak więc nie pozwalajmy umysłowi wędrować za przypadkowymi myślami. Zamiast tego, gdy powstaje myśl, spójrzmy prosto na nią i zobaczmy jaka ona jest i jak wygląda. Ponieważ gdybyśmy mieli pójść  za nią, nie wystarczyłoby stu lat żeby ją schwytać.

Więc nie ścigając myśli, pozostańmy po prostu w tym naturalnym, uspokojonym stanie medytacji. Gdy pozostawiamy umysł samemu sobie, niezakłócony w swojej własnej przestrzeni, wówczas jeśli powstaje myśl, jest wspaniale; gdy nie powstaje, to także wspaniale. Obojętni i niewzruszeni powstającymi myślami, możemy doświadczyć stanu, w którym nie ma żadnych wspomnień ani myśli, ale jest czysta, głęboka, rozbrzmiewająca pustka. Nazywa się to „spokojem” medytacji, lub „nepa”. Jeśli w ten sposób pozwolimy swojej uważności uwolnić umysł i pozwolimy mu ustalić się na swój własny sposób, wtedy nawet w ciele będziemy doświadczali wibrującej lekkości a w umyśle głęboki spokój i czystą, promieniującą szczęśliwość. Dlaczego? Jest tak ponieważ umysł potrafi odnaleźć swój własny naturalny stan i spocząć w swojej własnej naturze. Gdy potrafimy w ten sposób pozostawać, naturalnie rozluźnieni w naturze umysłu, ten stan medytacji nazywa się „Szine” lub czasami „Ting nge dzin”.

To właśnie wtedy, gdy potrafimy rozluźnić swój umysł tak iż pozostaje cichy i trzeźwy, osiągamy prawdziwy spokój i szczęście. Gdy w ten sposób odkrywamy wewnętrzny spokój w umyśle, wówczas nie ma po prostu żadnej przyczyny by wzbudzać agresję wobec zewnętrznych zjawisk lub innych ludzi, ani nie ma najmniejszego powodu dla uczuć zawiści i rywalizacji. Zamiast tego będziemy potrafili naturalnie i automatycznie wprowadzać spokój i szczęście w otaczający nas świat. Jeśli nie potrafimy kultywować tego spokoju i dobrego samopoczucia wewnątrz siebie, wówczas umysł wplącze się we wszelkiego rodzaju myśli i niezwykle trudno będzie osiągnąć spokój i szczęście w świecie.

Gdy raz zrozumieliśmy, że spokój i szczęście zależą całkowicie  od umysłu, z tą pewnością i przekonaniem każdy z nas powinien próbować doskonalić spokój umysłu wewnątrz siebie, co przyniesie szczęście i spokój zarówno w tym jak i w przyszłym życiu. Mamy to w swoich rękach. Jeśli będziemy potrafili rozwijać to sami, nie będziemy musieli szukać spokoju lub szczęścia gdzie indziej, ani też nikt nie będzie mógł ukraść ani żądać tego od nas. Proszę pamiętajcie o tym i praktykujcie to. Gdy siedzimy, pozostawiamy ciało w jego naturalnym stanie, nie zmienione; mowę nie zmienioną, naturalnie dostosowaną do oddechu; i umysł nie zmieniony, w swoim własnym miejscu spoczynku.

Umysł Mądrości Buddów jest tym co nazywamy „Mądrością Pustki”; zatem ta pustka jest tym, z czego jako jej własne samopromieniowanie, powstaje Pięć Mądrości i wszystkie wspaniałe cechy. Naturą naszego umysłu jest także pustka; z punktu widzenia pustki jest to dokładnie to samo. Ale my, gdy promieniowanie pustki emanuje, nie rozpoznajemy go jako Pięciu Mądrości tak jak jest to w przypadku Buddów, i dlatego zostajemy opanowani iluzją, która manifestuje się jako powstające myśli, zwodząc nas i wciągając głębiej w iluzję. Dlatego jeśli potrafimy rozpoznać naszą własną naturę, prawdziwy stan rzeczy, wówczas nie będziemy musieli szukać Buddy z dala od siebie - w rzeczywistości możemy znaleźć to w sobie samych.

Ponieważ tak jest, pamiętajcie o tym.

Źródło

niedziela, 17 lutego 2013

Theravada - pytania początkującego 9

 
PYTANIE: Co oznacza właściwy pogląd? Czy Nauka Buddy rozpoznaje inne religie jako błędne i nie dające wyzwolenia?
ODPOWIEDŹ: Nauka Buddy, przede wszystkim koryguje nasze błędne sposoby myślenia. A twoje pytanie wskazuje jasno, że jest co korygować. Ale nie przejmuj się, początki są trudne, no i jesteś w dobrym towarzystwie. Na przykład pan Ireneusz Kania powiedział, cytuję z pamięci: "W całokształcie systemu zbawczego buddyzmu, Jezus jest zbędny". To myśl mniej więcej na tym samym poziomie jak twoje pytanie.

Pytałeś o właściwy pogląd. Albo się ma właściwy pogląd, albo nie. Nawet dobrzy ludzie przestrzegający moralnych wskazań, jeżeli nie mają wglądu we współzależne powstawanie, nie dysponują właściwym poglądem. I większość ludzi niestety nie ma właściwego poglądu. Twoim zadaniem, jako puthujjany jest właśnie wyrobienie sobie właściwego poglądu. Do tego potrzebne są dwie rzeczy

-podpowiedź drugiego
-odpowiednie skierowanie uwagi

Zatem pytanie jest, czy Jezus może puthujjanie bez wglądu we współzależne powstawanie udzielić dobrej podpowiedzi i czy może objaśnić na czym polega odpowiednie skierowanie uwagi. Jeżeli tak, nie można powiedzieć żeby był zbędny, a raczej, że może być pomocny. Zauważ, że pan Kania stworzył pewien konstrukt mentalny "całokształt systemu zbawczego buddyzmu". Być może niektórzy uznają, że jest to eleganckie sformułowanie, w rzeczywistości jednak, poza umysłem pana Kani, nie istnieje żadna realna rzecz, którą można by nazwać "całokształtem systemu zbawczego". Są tylko przeciętniacy, bez wglądu i ariya z wglądem. I ci ostatni zapewniając informację niedostępną dla przeciętniaków, są dla nich niezbędni w praktyce wyrabiania sobie właściwego poglądu. Ktoś może dokonać wartościującej oceny: "Jezus jest zbędny", tylko wtedy gdy uzna, że Jezus nie posiadał wglądu we współzależne powstawanie. To byłaby wypowiedź konkretna, co nie znaczy że słuszna.

I tak w twoim pytaniu brakuje konkretności, "inne religie" to pojęcie zbyt obszerne, i niekonkretne. Zredukowane do egzystencji tutaj i teraz i skonkretyzowane, powinno ono brzmieć: "Czy ludzie innych religii mogą mieć właściwy pogląd".

Jeżeli zajrzymy do Sutty M 11, Budda odpowiada na to, że wyzwolenie jest niemożliwe poza Nauką Buddy. To jednak wciąż nie znaczy, że dzisiejszymi czasy ktoś nie rozpoznawany jak uczeń Buddy, nie może mieć właściwego poglądu. Wielu teologów dostrzega duże podobieństwa między Nauką Buddy a Nauką Jezusa. Doszukują się oni historycznych wpływów. Jeżeli jednak założymy, że Jezus był po prostu uczniem Buddy, który osiągnął wgląd we współzależne powstawanie a następnie ponownie się narodził, unikniemy sprzeczności z Suttą M 11, gdyż okaże się, że Jezus nie jest kimś z zewnątrz i należy do Szlachetnego Zgromadzenia, głoszącego prawdę nie-ja. Oczywiście nie mówię, że tak było na 100% a tylko odpowiadam ci na pytanie, czy ktoś, kto nie jest rozpoznawany jako uczeń Buddy może mieć właściwy pogląd. I odpowiedź jest taka: może, ale jeżeli głębiej poszukamy, to nauka którą reprezentuje musi mieć w sobie mniej lub bardziej ukryte elementy Dhammy, i to one są odpowiedzialne, za powstanie właściwego poglądu.

Można spotkać wielu głupców uważających się z buddystów i krytykujących Jezusa. To całkiem naturalne, przeciętniacy gromadzą się w grupy wyznaniowe, bynajmniej nie po to by poznać Prawdę, ale by poczuć się bezpiecznie, w grupie. Automatycznie grupa odmienna staje się niejako zagrożeniem.
Prowadzi to do zabawnych sytuacji, rozpoznawanych przez Gomeza Davilę:

Najbardziej zabawne jest ukradkowe wkomponowanie cytatu w tekst, tak by ignorant ubliżył autorowi, którego usiłuje znać i wielbić.
Gomez Davila

PYTANIE: No dobrze, ale jak ktoś kto nie widział na oczy żadnej Sutty, ani nie czytał o współzależnym powstawaniu może mieć właściwy pogląd? Pogląd oznacza przecież pewną konkretną wiedzę i nie wydaje mi się możliwe, by ktoś kto nigdy nie czytał formuły współzależnego powstawania miał właściwy pogląd dotyczący współzależnego powstawania, czy Czterech szlachetnych Prawd.
ODPOWIEDŹ: W Nauce Buddy właściwy pogląd ariya, oznacza nie książkową wiedzę, którą możesz przywołać, używając pamięci. Jest to bezpośrednie doświadczenie, tutaj i teraz, nie jest to pogląd w sensie opinii czy jakiegoś przekonania. To doświadczenie na poziomie pre-refleksyjnym i jest ono trwałe, nie można go stracić, przetrwa ono nawet śmierć ciała.

PYTANIE: Widzę tu sprzeczność. Raz Nauka Buddy mówi, że wszystkie rzeczy są nietrwałe, a teraz z kolei mówisz mi, że właściwy pogląd jest trwały ... A zachwalałeś Naukę Buddy jako spójną i bez sprzeczności ...
ODPOWIEDŹ: Nauka Buddy jest spójna i bez sprzeczności, nie mniej trzeba dysponować odpowiednią wiedzą, by to widzieć. I tak, twój błąd polega na przypisaniu Buddzie stwierdzenia: "Wszystko jest nietrwałe". Jednak Budda nic takiego nie powiedział. Budda mówi: "Wszystkie determinacje są nietrwałe". Jednak jak już mówiłem, właściwy pogląd jest bezpośrednim doświadczeniem, jest bezpośrednim wglądem w to co nie ulega zmianie, w element nie-determinowany. A tego elementu nie obejmują prawa nietrwałości. Wszystkie informacje jakie uzyskałeś wciągu życia mogą być zapomniane, ale nie wgląd w Cztery Szlachetne Prawdy. Tej wiedzy już nie możesz stracić. Ale też, z tego samego powodu, musisz pamiętać, że ignorancja przeciętniaka bez wglądu, choć jest nietrwała - w sensie, że można jej położyć kres - jest bardzo stabilna, bo gdyby choć raz przeciętniak w pełni dostrzegł Cztery Szlachetne Prawdy, już by o tym nie mógł zapomnieć i byłby ariya. Ponieważ twoje wątpliwości były na temat nietrwałości, dobrze jest byś to zapamiętał i nie mylił nietrwałości z niestabilnością. Zgodnie z Nauką Buddy twoja ignorancja trwa miliardy lat, jest zatem bardzo stabilna, tyle że, dzięki Nauce Buddy, można jej położyć kres, a zatem mówimy, że jest nietrwała.

PYTANIE: No dobrze, ciągle jednak widzę pewną sprzeczność. Właściwy pogląd obejmuje wiedzę o współzależnym powstawaniu. Zakładając, że masz rację, i że uczeń Buddy odradza się w chrześcijańskiej rodzinie, nie mów mi, że wie on coś o formule: Z ignorancją jako warunek, determinacje, z determinacjami, jak warunek, świadomość ... z narodzinami, jako warunek, starość i śmierć. Tej sprzeczności to już chyba nie uda ci się wytłumaczyć.
ODPOWIEDŹ: Tak, jak poprzednio, ta sprzeczność powstała w twoim umyśle z powodu niezbyt głębokiej wiedzy o współzależnym powstawaniu. Przytoczona przez ciebie formuła, w sensie ścisłym, nie jest współzależnym powstawaniem, a tylko egzystencjalną egzemplifikacją formuły współzależnego powstawania, która brzmi:

Kiedy to jest - to jest, z powstaniem tego, to powstaje. Kiedy tego nie ma - tego nie ma, ze wstrzymaniem tego, to zostaje wstrzymane.

To jest strukturalna zasada i każdy ariya ma w nią bezpośredni wgląd, w odróżnieniu od przeciętniaka, który wierzy w istnienie niezależnego, trwałego "ja" i identyfikuje je z różnymi rzeczami. U ariya, dzięki wglądowi w nietrwałość, ten proces identyfikacji i brania rzeczy za "ja" został wstrzymany. Ariya niekoniecznie musi znać dwunastoczłownową formułę współazleżnego powstawania. Musi jednak widzieć, że nie da się odnaleźć żadnej rzeczy, którą można bezpiecznie uznać za "ja", gdyż wszystkie determinacje są nietrwałe i powstałe wpółzależnie. To jest właśnie wgląd we współzależne powstawanie.

Dookoła mgła


Jak długo pisana mi jeszcze włóczęga?
Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni
Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka
I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi!
Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie się doń?
Gdzie jest ta stanica, gdzie progi te są?
Tam most jest na rzece, za rzeką jest sad;
Tam próżnia się kończy, zaczyna się świat.

Lecz gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest most?
Gdzie sad ten jest biały, jabłonki gdzie są?
Na drzewach owoce i strąca je wiatr,
Do kosza je zbiera ta ręka jak kwiat.

Te strony gdzieś są, gdzieś daleko za mgłą,
Więc idę i dalej przedzieram się wciąż.
Zbierają się ptaki, ruszają na szlak,
Już lecą, wprost lecą, nie błądzą jak ja.

Jak długa pisana mi jeszcze włóczęga?
Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni.
Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka,
I zapędź, do czułych zakulaj mnie drzwi!

Edward Stachura

Dno piekła


na dnie piekła
ludzie gotują kiszą kapustę
i płodzą dzieci
mówią: piekielnie się zmęczyłem
lub: piekielny dzień miałem wczoraj
mówią: muszę się wyrwać z tego piekła
i obmyślają ucieczkę na inny odcinek
po nowe nieznane przykrości
ostatecznie nikt im nie każe robić tego wszystkiego
a są zbyt doświadczeni
by wierzyć w możliwość przekroczenia kręgu
mogliby jak ci starcy
hodowani dość często w mieszkaniach
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec)
karmieni grysikiem
i podmywani gdy zajdzie potrzeba
trwać nieruchomo w proroczym geście
z dłońmi uniesionymi ku górze

ale po co
dokładne wydeptywanie dna piekła
uparte dążenie
z pełną świadomością jego bezcelowości
ach ileż to daje sytuacji.

Andrzej Bursa

Modlitwa bohaterów




Na brednię naszą i na naszą nędzę
Na zatwardziałość w naszym szaleństwie
I na naszego globu głośny krzyk
Na dom nasz który opuściły sny

Na naszą mowę wielce bełkotliwą
Na rozpaczliwie niedorzeczną miłość
I na znikomość naszych wszelkich prac
Na koszmar nocy i na bezsens dnia

Na naszych mistrzów bezradnych i smutnych
Oraz na sędziów ponuro okrutnych
Na biedne matki dogorywające
Przez nasze winy chcące i niechcące

Na nasze serca obrzękłe wątroby
Na nasze wargi popękane szorstkie
Na roztrzęsione fatalnie ręce
Oraz na mózgi w daremnej męce

I na te płuca co bez powietrza
Na strach bezsenny Na koszmarny zegar
Na wszystko co jest udziałem naszym
Błagamy wzgląd miej ironiczna Pani

Rafał Wojaczek

Młodopolska III RP


Niespodziewana abdykacja Benedykta XVI ze Stolicy Piotrowej wywołała sporo medialnego rozgłosu. Abstrahując od istoty tego wydarzenia, warto przy tej okazji zastanowić się nad znaczeniem wieku osoby w kontekście prowadzonej przezeń działalności.
 
Nie ulega wątpliwości, że czynnik czasowy odgrywa ważną, a często nawet kluczową rolę. Dwudziestolatek uprawiający wyczynowo pływanie jest już uważany w tym sporcie a „starego”. Złotym wiekiem dla osób parających się zawodami technicznymi jest okres pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką, podczas gdy pracownicy fizyczni uznani są za najwydajniejszych od osiągnięcia dojrzałości do czterdziestki.
 
W przypadku osób aktywnych na polu publicznym, doświadczenie życiowe i skrystalizowane poglądy są nawet bardziej istotne niż formalne wykształcenie czy poziom inteligencji. Stąd też autentycznie wybitne jednostki zwykle osiągają swą prominencję już po pięćdziesiątce. Sytuacja takowa ma swoje odzwierciedlenie w percepcji wieku w poszczególnych społeczeństwach.
 
W społeczeństwach pierwotnych, charakteryzujących się największą kompatybilnością z prawami natury znajduje to między innymi wyraz w przewodniej funkcji w sprawach wspólnoty „rady starszych” (starszyzny).
 
Paradygmat takowy widoczny jest też w wielu współczesnych społeczeństwach. Weźmy dla przykładu dwa, które odgrywały największą rolę we współczesnej historii świata: USA i Rosja (ZSRR).
 
Społeczeństwo amerykańskie ocenia jednostki między innymi poprzez pryzmat zdrowia i energii i tylko w tym kontekście wiek ma dlań istotne znaczenie. Osoby obdarzone dużą witalnością nawet w podeszłym wieku mogą odgrywać w nim znaczną rolę, czego przykładem jest postać Ronalda Reagana.
 
Rosyjska tradycja nakazuje obdarzać większym szacunkiem i wiarygodnością osoby starsze, co w schyłkowym okresie komunistycznym zaowocowało nawet skrajnością w postaci gerontokracji.
 
Polska tradycja, a w szczególności dzień dzisiejszy odznaczają się diametralnie innym podejściem do tego zagadnienia, co wpływa w znacznym stopniu na społeczne zachowania.
 
Historycznie objawiało się to dużą niefrasobliwością i prawdziwie ułańską fantazją w podejmowaniu istotnych decyzji; rezultatem czego jest przykładowo cały szereg nieudanych powstań. Romantyczni przywódcy łatwo znajdowali poklask młodego duchem, nierozważnego społeczeństwa. Katastrofalne rezultaty błędnych decyzji są do dziś usprawiedliwiane a nawet gloryfikowane przez polskich patriotów niezdolnych do brania lekcji z historii. Wszelkie próby pragmatycznej oceny tych wydarzeń spotykają się z ich strony z emocjonalnymi oskarżeniami o wrogi stosunek do spraw Polski i sprzyjanie Jej wrogom. Nie są oni w stanie wyczuć subtelnej różnicy pomiędzy próbami poniżania Polskiego Narodu, a wysiłkami zdążającymi do zaszczepienia w Nim porcji zdrowego rozsądku.
 
Taka sytuacja powoduje też dodatkowy efekt w postaci nadmiernej niechęci w stosunku do Rosji, która nigdy nie bawiła się w „dyplomację” i lała nas prosto „w modę”. Z drugiej zaś strony Polacy zawsze kochali Zachód, który w całej historii naszych stosunków stosował perfidną hipokryzję, klepiąc nas protekcjonalnie po plecach i schlebiając w miarę potrzeby, równocześnie realizując w stosunku do nas niezmiennie zdradziecką politykę. Infantylni Polacy są głusi i ślepi na fakty płynące z Zachodu, rozpływając się jedynie w euforii pod wpływem nawet najdrobniejszych pustych pochwał, których nie szczędzą nam w razie potrzeby nasi europejscy i amerykańscy „przyjaciele”.
 
Tak więc, pomimo podobnych metod, które stosuje w stosunku do społeczeństw Imperium Euroatlantyckiego (US&UE) rządząca nim oligarchia, efekty tychże są nieporównywalnie donośniejsze w przypadku Polaków. 
 
Metody, o których wspominam, opisałem w artykule zatytułowanym: Wychowanie do samozagłady, tu koncentruję się więc jedynie na aspekcie dojrzałości „wiekowej” społeczeństwa.
 
W okresie dwudziestolecia III RP agenturalnym mediom udało się wytworzyć w społeczeństwie syndrom „młodego, wykształconego, z dużego miasta”.
 
„Młody, wykształcony” pochodził najczęściej z prowincji, z której emigrował do miasta w poszukiwaniu wiedzy i możliwości życiowych. To co tam otrzymywał sugerowałoby raczej użycie w stosunku do niego epitetów: „infantylny ignorant”, ale pozytywny jego wizerunek został przez media dobrze ugruntowany.
 
W rezultacie tych i innych przemian, polska prowincja straszy ruinami pozostałymi po krajowym przemyśle i przemykającymi chyłkiem wśród nich emerytami. Klika dużych ośrodków „akademickich” tętni młodością o iście „europejskim” posmaku. Starzy nie są tam mile widziani, bo szpecą piękny wizerunek polskich metropolii pławiących się w wirtualnym dobrobycie.   Klepiąc biedę wstydliwie pozostają oni w czterech ścianach swych mieszkań, lub wystają w kolejkach nowoczesnych lecznic NFZu w oczekiwaniu na śmierć. 
 
Młodzi natomiast nadają ton społeczeństwu.  Oczywiście jest on wirtualny jak wszystko inne w III RP, oprócz nędzy. W istocie sterują nimi media. Dzięki opisanej powyżej „młodzieńczości” społeczeństwa, jest to proces trywialnie prosty.
 
Wystarczy bowiem poinformować „młodych, wykształconych”, za jakie decyzje „europa” ich pochwali, za jakie wyśmieje, lub zgani, a w skrajnym przypadku nawet „wykluczy z ekskluzywnego klubu bogatych”, by mieć w społeczeństwie zagwarantowane „jedynie słuszne decyzje”.
 
Oczywiście autentyczną władzę sprawują zagraniczne ośrodki decyzyjne, a jej administrowanie powierzono „elitom”, w których syndrom młodości nie gra roli. Wśród nich liczy się jedynie stopień zaprzaństwa, czego przykładem jest choćby osoba „profesora” Bartoszewskiego.
 
Mało tego, „młodzi, wykształceni” z autopsji znają jedynie rzeczywistość III RP, której to dobry wizerunek jest z całą mocą przez media propagowany. Stąd też za normę uznają choćby to, że”
-w Polsce rodzi się człowiek jedynie po to by się do jakiegoś poziomu wyedukować, a w szczególności nauczyć jakiegoś „europejskiego języka” i wyemigrować;
- w mowie ojczystej posługuje się jedynie setką słów, z czego połowa to wulgaryzm zaczynający się na literę k..;
--wszystkie dojrzewające młode kobiety rozbiegają się po Europie i świecie w gorączkowym poszukiwaniu zagranicznego męża, partnera, kochanka, lub klienta;
-od obcokrajowców można się jedynie uczyć, nie wyłączając nawet murzynów z Bantustanu;
-w Polsce nic się nie opłaca produkować, nawet zieleninę na stragany sprowadza się z Grecji lub Hiszpanii;
-Polska pozbawiona jest jakiejkolwiek komunikacyjnej infrastruktury, ale każdy obywatel musi być posiadaczem samochodu.
 
Te i wiele, wiele innych atrybutów III RP, byłoby w każdym innym miejscu na kuli ziemskiej, w każdym czasie i epoce uznane za skrajną patologię, ale dla polskich „młodych, wykształconych” to jest „normalka”. 
 
Jeśli więc wszystko jest w porządku, to, czemu próbować cokolwiek zmieniać?
 
Wszystko to układa się w logiczną całość. Pozostaje jednak pytanie czy wobec tego z sanacją musimy poczekać do momentu, gdy wyemigruje ostatni „młody, wykształcony”?
A jeśli tak, to co będzie można w takim społeczeństwie dokonać, oprócz godnego pochówku?

sobota, 16 lutego 2013

Theravada - pytania początkującego 8

 
PYTANIE: Czy Nauka Buddy, tak jak katolicyzm na swoje dogmaty?
ODPOWIEDŹ: Tak, Nauka Buddy ma wiele dogmatów, których trzeba się trzymać, jednym z nich jest dogmat Świętej Trójcy nietrwałość, cierpienie, i nie-ja. Oczywiście, trochę żartuję, nikt tej trójcy normalnie nie nazywa świętą, nie mniej mówienie o niej w ten sposób jest jak najbardziej usprawiedliwione i uzasadnione, a jej waga w Nauce Buddy jest olbrzymia.

PYTANIE: Skoro tak, to jednak Nauka Buddy wydaje się być religią. Dogmatyzm widzę jako coś ograniczającego poznanie. W psychologii mówi się, że im bardziej umysł jest dogmatyczny, tym bardziej uboga jest jego wiedza o obiektach nie akceptowanych w porównaniu do bogactwa informacji zawartych w przekonaniach akceptowanych. I tak dogmatyczny katolik mało wie o innych religiach. A czym uboższa wiedza o nieakceptowanych obszarach rzeczywistości, tym mniejsza jest rola świadomego wyboru. Trzymając się swoich dogmatów, uczeń Buddy, ogranicza swe możliwości poznawcze, widzę tu słabość Nauki Buddy.

ODPOWIEDŹ: Cieszy mnie, że zaczynasz zadawać inteligentne pytania. Problem jest złożony, i wymaga analizy. Na wstępie, musimy sobie powiedzieć, że dogmat nie jest równy dogmatowi. I tak, katolicy uznając dogmat Świętej Trójcy nie mogą się nawet powołać na bezpośrednie słowa Jezusa, który w jasnych i prostych słowach ustanowiłby ten dogmat. Zatem jego pochodzenie jest dość wątpliwe, i o ile uznajemy wybitną inteligencję Jezusa i wierzymy, że dogmat przez niego ustanowiony byłby dogmatem zgodnym z tym jakimi rzeczy są - idea: "słowa Jezusa nie są prawdziwe dlatego, że wypowiadał je Jezus, ale Jezus je wypowiadał dlatego, że są prawdziwe" - o tyle wiara w dogmaty niejasnego pochodzenia jest już ryzykowna. Zatem ważną sprawą jest: kto ustanawia dogmat. Inną sprawą jest, jakie jest egzystencjalne znaczenia dogmatu w naszym życiu? Jak w każdej chwili swego życia katolik używa dogmatu o Świętej Trójcy, jak z jego pomocą podejmuje decyzje z chwili na chwilę? Dodatkowo ludzie inteligentni są dość sceptyczni, zatem ustanawiający dogmat, powinien go ufundować na podstawach egzystencji, by przynajmniej jakaś część dogmatu podlegała weryfikacji tutaj i teraz. A dogmat o nietrwałości, cierpieniu i nie-ja, choć wychodzi znacznie poza bezpośrednie doświadczenie zwykłego człowieka jest skonstruowany w ten sposób, że może stać się on obiektem bezpośredniej refleksji i w oparciu o tą bezpośrednią refleksję, inteligentny zwykły człowiek - puthujjana, może dojść do wniosku, że faktycznie dogmat ten jest zgodny z prawdą. I wraz z wiarą w ten dogmat, podejmie on odpowiednie działania, dzięki którym dogmat ten z li tylko obiektu jego wiary, stanie się tutaj i teraz bezpośrednim obiektem jego wiedzy.

Przejdźmy teraz do zarzutu o ograniczeniu pola poznawczego w przypadku umysłu dogmatycznego. Kierkegaard podzielił egzystencję ludzką na etapy. Nie wnikając w naturę tego podziału, możemy uznać, że faktycznie egzystencja ludzka nie jest czymś jednorodnym i dzieli się na etapy. Żeby dokonać właściwych wyborów, jak słusznie zaznaczyłeś, dobrze jest mieć umysł otwarty, umysł który nie jest dogmatyczny i nie odrzuca z góry żadnej informacji, a bada ją i dopiero po jej "przetrawieniu", albo ją odrzuca albo asymiluje. To pierwszy etap naszego życia, zebranie maksymalnej ilości wartościowych informacji z których zbudujemy sobie wizję świata, tego kim jesteśmy i co właściwie powinniśmy w życiu robić. Bez wątpienia, takie gromadzenie informacji może być przyjemne, jednak trzeba stanowczo podkreślić, że etap ten musi zostać zamknięty. Dojrzały człowiek nie powinien uczyć się "jak żyć", dojrzały człowiek powinien już to wiedzieć.

A życie nie jest bezpiecznym miejscem, często wymagane są od nas szybkie decyzje i jeżeli się pomylimy, zapłacimy własną krwią - być może ta metafora nie jest odpowiednia, bo czasem dobry wybór polega właśnie na tym, że oddajemy życie i rezygnujemy z niego, wybierając śmierć ciała. Dylemat "czy zachować się nieetycznie czy zapłać życiem za wierność ideałom" może nie jest zbyt częstym, zwłaszcza, że spora część ludzi wybiera działania nieetyczne nawet kiedy na szali po przeciwnej stronie są mniej cenne wartości, choć i tu ktoś mógłby polemizować, twierdząc, że szacunek do samego siebie to wartość najwyższa. Mniejsza z tym, ta dygresja jest po to, byś uświadomił sobie, że życie ma charakter labiryntu i człowiek jakoś musi się po nim przemieszczać. Budda daje nam dogmat pięciu wskazań, który jasno mówi, że nie powinny one być łamane, gdyż to stanie się przyczyną naszego bólu. Nawet jeżeli utrzymywanie wskazań niezłamanymi jawi się jako bolesne, to powinniśmy się tego trzymać, bo ból związany ze złamaniem wskazań będzie jeszcze boleśniejszy.

I zauważ teraz paradoks, o ile na pierwszym etapie umysł otwarty, biorący pod uwagę wszystkie opcje, był umysłem korzystnym, to na etapie dojrzałości może stać się przeszkodą. Umysł dogmatyczny eliminuje znaczną ilość możliwości, stawia je poza wyborem. Ktoś może mieć dylemat, skłamać czy nie? Umysł ucznia Buddy, trzymający się dogmatu pięciu wskazań nie ma problemu i szybko podejmuje decyzje, kłamstwo odpada całkowicie,czasami tylko mogą się pojawić dylematy, czy lepiej jest powiedzieć prawdę czy milczeć. Z takim umysłem dogmatycznym, żyje się dużo łatwiej i sprawniej, jest nam znacznie lżej w życiu. Nie mówiąc już o tym, że Budda ustanowił swe dogmaty, żeby uwolnić nas odcierpienia i ten kto się ich ściśle trzyma ma szansę na całkowite wyeliminowanie cierpienia ze swego doświadczenia.

Podsumowując, gdyby celem życia było ciągłe gromadzenie informacji, umysł dogmatyczny byłby zawsze przeszkodą. Ale, że celem naszego istnienia jest uwolnienie się od cierpienia, raz rozpoznawszy właściwy dogmat, powinniśmy się go trzymać. I co warto zauważyć, Budda tak sformułował właściwy dogmat, że praktycznie żaden inteligentny człowiek, jakakolwiek byłaby jego religia, nie ośmieli się go zanegować:

Mnisi, jeżeli jacyś pustelnicy i bramini myślą, że ta rozprawa Dhammy o Wielkiej Czterdziestce powinna być skrytykowana i odrzucona, wtedy można wyprowadzić dziesięć uprawnionych dedukcji z ich twierdzeń, zapewniających grunt pod ich krytykę tutaj i teraz. Jeżeli ten godny krytykuje właściwy pogląd, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędny pogląd. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą intencję, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędną intencję. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą mowę, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędną mowę. Jeżeli ten godny krytykuje właściwe działanie, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędne działanie. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą utrzymanie, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędne utrzymanie. Jeżeli ten godny krytykuje właściwy wysiłek, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędny wysiłek. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą uważność, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędną uważność. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą koncentrację, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędną koncentrację. Jeżeli ten godny krytykuje właściwą wiedzę, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędną wiedzę. Jeżeli ten godny krytykuje właściwe wyzwolenie, to będzie honorował i chwalił tych pustelników i braminów którzy mają błędne wyzwolenie. Jeżeli jacyś pustelnicy i bramini myślą, że ta rozprawa Dhammy o Wielkiej Czterdziestce powinna być skrytykowana i odrzucona, wtedy takie jest dziesięć uprawnionych dedukcji które można wyprowadzić z ich twierdzeń, zapewniających grunt pod ich skrytykowanie tutaj i teraz.